wyświetlenia:

środa, 28 grudnia 2016

Trzy po trzy. Spis treści.




Raz na rok warto przystanąć i zastanowić się gdzie jesteśmy.
Może właśnie na Titanicu?
Może właśnie walnęliśmy w górę lodową i więcej wpisów nie będzie? Trzeba przesiąść się do szalup i ratować zmoczony tyłek?
Jednak nie.

Nie idę na dno, choć za mną kolejne boje.
Kolejna dziegciu łyżka w moje drzewa życia słoje.
To serce na nim wycięte jeszcze nie zarosło
mchem,
co wskazuje północ, jak wskazówka non stop,
noc w noc, rok w rok gdy siedzę nad tekstem.(...)


Bo skłamałbym, gdybym napisał, że nie chcę docierać, ale
długofalowo, nie FM, szukaj by znaleźć.
Stale poza nurtem, z dala od koryta,
słów rzeka,
łap przekaz,
on niech ciebie chwyta
i nie puszcza jak gąszcz słów, fantazji puszczam wodze.
Na twoich bębenkach jestem dziś doboszem.(...)

                                    MC Silk

Jeszcze żyjemy. Jeszcze się coś pisze. A nawet czasem narysuje.
Osiąga się czasem niespodziewane sukcesy.
Osiąga się czasem takie sukcesy o jakich nie śmiało się nawet marzyć zaczynając pisać bloga o (teoretycznie) fotografii. Jakie przez myśl nie przechodziły.

Przede wszystkim ma się wspaniałych czytelników. To jest naprawdę super!

Ma się takich czytelników, co to nie lecą hejtem, kiedy człowiek wykaże się pełnym półprofesjonalizmem, a do tego pomagają z całych sił. Dzięki nim i tylko dzięki ich zachętom Fotodinoza dorobiła się fanoskiej strony na Twarzoksiągu. Dzięki Krzysiu, dzięki Szczepanie!

Wśród owych czytelników Fotodinozy jest do tegp co najmniej trzech dziennikarzy miesięczników fotograficznych, których artykuły jeszcze dziesięć lat temu czytałem z wypiekami na twarzy i szczęką opadniętą, a owymi miesięcznikami mam wypchane pół piwnicy. Nie mówiąc już o książkach przez tych panów napisanych.

Powiem szczerze, że nie byłbym w stanie sobie tego wyobrazić w roku 2013.
Duża w tym zasługa internetu, bo bez niego mógłbym co najwyżej pisać nieśmiałe listy do redakcji owych miesięczników, a nie bloga.

Na początek jeszcze troszkę statystyki podsumowawczej tu się zamieszcza:

Opublikowano na Fotodinozie w 2016 roku 53 wpisy, włącznie z tym który czytacie.
Przetestowano solidnie zaledwie dwa obiektywy:
Loreo Lens in a Cap
Sigmę 90 f/2,8 macro

Opisano niesolidnie dwa obiektywy:
Sigma 14 f/3,5
Sigma 500 f/4,5

Opisano aparaty:
Canon EOS 300X
Canon EOS Elan
Canona IX7
Canona 50e

Napisano poradniki o tym jak pożenić Sigmę z Canonem EOS, oraz jak kupować używane obiektywy i czy w ogóle.

Oraz dwa Top'y- jeden Top Ten o tanich obiektywach do Canona, a drugi Top Five o fajnych aparatach cyfrowych Canona sprzed paru lat.

Przeprowadziło się aż dwa wywiady z panami Marcinem Górko i Dariuszem Krakowianem.

Napisało się cztery odcinki Projektu Okrążenia Łodzi za pomocą Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Może z tego kiedyś jakaś książka będzie. Albo jaki pdf. Nie wiadomo.


Reszta to jakieś nieistotne pierdoły o aparatach i obiektywach i podróżach na Słowację, do Tyrolu, do Katowic, do Grecji, do Grudziądza, Chełmna i Fromborka, do Bułgarii i Rumunii, do Pabianic. Niektóre dwuczęściowe.
Nie wiem czy dobrze się bawiliście czytając te wpisy. Ale nienajgorzej się je pisało.

Publikuje się rzadziej niż w zeszłym roku i właściwie nie wiadomo czy to dobrze czy niedobrze. Niektórzy mówią, że dobrze. Niektórzy mówią że niedobrze. Chyba trzeba jakąś ankietę na fejsiku zamieścić, żeby demokracja zdecydowała. Bo jak wiadomo- o demokrację się wszystko rozbija. Demokracja musi być, najlepiej ta mojsza. Bo jest lepsza niż twojsza. Wiadomix.

Nie wiadomo o czym będzie następny wpis. To się dopiero zobaczy.
Różne tematy ciągną, ale czasu trochę brakuje na realizację tych tekstów. Przydałby się jakiś pełny etacik literacki.

Ale może wtedy byłoby za łatwo?

Jak jest za łatwo, to serce obrasta mchem, człowiek gnuśnieje i przyzwyczaja się. Może lepiej coś tam dalej pisać na marginesach. Samemu się free- lansować. Nie podlegać nikomu, oprócz Google Bloggera.
Wolność jest przyjemna.

Niestety na pewno kiedyś nastąpią kiedyś jakieś przerwy- z powodu braku weny, braku tematu lub braku czasu. Tylko potem nie mówcie, że nie ostrzegałem.

Czytelnictwo Fotodinozy podskoczyło (chyba z radości) od czasu założenia fanpage'a Na Fejsie- dołki na wykresie statystycznym są takie jak były, ale za to te górki!

5 grudnia nastąpiło założenie fanoskiej strony. Zwyżka.

Co do tego kto nas ogląda, to nastąpiły przetasowania. Turcy spadli z szóstego na dziewiąte! Niemcy wskoczyli na trzecie miejsce! Rosja niespodziewanie na piątym, tuż przed Ukrainą!


Z egzotyków to miałem w tym miesiącu sześć wejść z Kenii i dwadzieścia osiem z Chin. Ale te z Chin to pewno zupełny przypadek- po prostu ktoś oparł się o klawiaturę i przez przypadek wcisnął litery układające się w nazwę „Fotodinoza”. Tylko internautów jest tam 710 milionów (sierpień 2016) i prawem statystyki przypadek ten nastąpił zapewne 28 razy.

Zyskało się nowych czytelników, a może to ci starzy wchodzą po prostu dwa razy częściej? Też nie wiadomo. Jeszcze w tymże samym 2016 w kwietniu ogłaszaliśmy stutysięczną odsłonę Fotodinozy, a teraz już możemy stupięćdziesięciotysięczną. Także ruch jest.


Ruch jest nierówny, niektóre wpisy są bardzo poczytne, a niektóre bardzo mało. Bo też i Fotodinoza jest nierówna- raz jakaś wycieczka, raz jakiś zdechły obiektyw, to znowu jakaś analiza zdjęcia. Nie wiadomo czego oczekiwać. Gdyby jeszcze odsłony postów rozkładały się jakoś sensownie- np. nikt nie czyta artykułów o zdechłych obiektywach- wtedy sprawa byłaby jasna. No ale to jest loteria. Nie ma reguł. Widać to po wyświetlanych na prawym marginesie bloga „najpopularniejszych wpisach”- każdy jest z innej dziedziny.

Wpisy z 2016 uplasowały się dość wysoko, ale nic na razie nie przebiło Roberta Doisneau i jego sztucznego pocałunku pod paryskim ratuszem napisanego w 2015. Niemniej 4 wpisy z 2016-go w pierwszej dziesiątce.


A które wpisy zostały moim zdaniem niedocenione czytelniczo?
Bardzo jestem zadowolony z Alfreda Eisensteadta w którego ktoś wjechał samochodem- LINK, a który miał mało wyświetleń.
Również całkiem niezły wpis o fantastycznej fotograficzce, w skrócie fantafotograficzce i to do tego polskiej- Zofii Chomętowskiej dorobił się skromnego audytorium- LINK
Ansel Adams, wysłany w kosmos także nie był zbyt często czytany- LINK

Zatem, po długim procesie tentegowania w głowie (cytat- Król Julian) będzie się pisało tak jak i się pisało wcześniej.

Bo inny sposób, to podzielić bloga na trzy blogi tematyczne. No ale przecież się nie rozerwę, jak powiedziała żaba, kiedy po jednej stronie miały stanąć zwierzęta mądre, a po drugiej- te piękne (suchar).

Przyszłość coś tam przyniesie na pewno.
Zaglądajcie na https://www.facebook.com/fotodinoza/ to się dowiecie pierwsi co przyniesie.
A na Nowy Rok życzymy robienia i oglądania samych fajnych zdjęć!Zostańcie nastrojeni na nasze fale!

Upadamy, upadamy, upadamy by wstać
To że teraz plecy, to nie powód by już nie grać
To nie gadka, dla gadania tylko
Porażki- to pył, nie daj się pokonać pyłkom
Jesteś mocniejszy niż ci się zdaje
Jesteś silniejsza od swoich słabości
Stacja Vavamuffin ciągle nadaje
Fale na których przepłyniesz przeciwności.



Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty, czasem trochę śnięty.


P.S. Żeby pogodzić czytelników tradycjonalistów i postępowców załączę tenże oto kawałek „Summertime”- tradycyjnie postępowy. Grają bracia Węgrzy z Panonia All Stars Ska Orchestra, na wokalu Harcsa Veronika i Kiss Erzsi:

                         https://www.youtube.com/watch?v=5ML1WCJLkcc


piątek, 23 grudnia 2016

Nieznane świąteczne zdjęcia znanych fotogafów


Prezentujemy dziś Państwu zupełnie nieznane, cudem odnalezione zdjęcia kilku znanych fotografów. Dziwnym trafem wszystkie dotyczą świąt. Prawdopodobnie jest to zaginiona w latach 70-tych kolekcja znanego paryskiego marszanda Pierra Noëla, który zbierał fotografię tematycznie. On wszystko miał tematyczne.

Święta pod mostem w Paryżu według Brassaï'a

piątek, 16 grudnia 2016

W epoce znaczka lizanego. Marcin Górko- wywiad.




Marcin Górko -inżynier, adiunkt na Politechnice Łódzkiej. Współpracownik firmy Nikon Polska. Najprawdopodobniej największy znawca historii i sprzętu firmy Nikon w Polsce. Dawny publicysta miesięcznika Foto-Kurier, a aktualny portalu Optyczne.pl. Autor (kultowej w moim mniemaniu) książki „System Nikon”, pierwszej w kraju obszernej monografii dotyczącej sprzętu fotograficznego. Książka została wydana w 1999 roku i należy tu powiedzieć, że jej autor nie mógł sobie o nic zapytać firmy Nikon Polska, bo jej jeszcze wtedy u nas nie było, nie mógł zajrzeć do internetu, żeby coś sprawdzić, bo go jeszcze powszechnie nie znano, nie mógł zatem nawet napisać maila do Japonii, żeby spytać o coś u źródeł. Jak on to zrobił? Książka jest pełna zdjęć (czarno białych) obiektywów i aparatów- prawie wszystkie autorstwa Marcina- a zważywszy, że Nikon w przyszłym roku kończy sto lat- trochę tych sprzętów wyprodukował.
To było wtedy nie do zrobienia.
Zawsze mnie to nurtowało.
Trzeba zapytać.

(wszystkie przypisy kursywą- moje, znaczy Fabrykanta)


Fotodinoza: Szanowny Marcinie, podpytam Cię o parę interesujących mnie rzeczy, a przede wszystkim o tę najbardziej interesującą- książkę „Nikon System”. Skąd Ci się wzięło w ogóle napisanie tej książki?

Marcin Górko: Wzięło mi się stąd, że w 1995-cim roku byłem po raz drugi na praktyce w Szwajcarii, przez trzy miesiące pracowałem tam w biurze.

Jako inżynier budowlany?

Za drugim razem już jako świeżo upieczony inżynier. To było dwa i pół roku po moim zakupie Nikona FM 2-ki, miałem wtedy ze sobą ten aparat z 50-tką f/1,4 a tam na miejscu kupiłem sobie od razu 28-85. Wtedy stawiałem swoje pierwsze kroki w języku niemieckim. Uczyłem się go wcześniej na Politechnice. Postanowiłem wtedy połączyć przyjemne z pożytecznym i kupiłem książkę o sprzęcie Nikona po niemiecku, która dla mnie była fajną mobilizacją, żeby się przez nią przeryć („Nikon kompendium” Rudolf Hillebrand, Hans Joahim Hauschield.)

piątek, 9 grudnia 2016

Projekt Okrążenia Vol 3a. Stacja Łódź Widzew. A może jednak nie wysiadać?



Śni mi się Łódź. Chodzę we śnie po znanych sobie ulicach i odkrywam zupełnie nieznane kwartały. Tajemnicze zakątki, pierwszy raz oglądane.

Jaki człowiek ma stosunek do miasta?
Czuły.

Chciałby, żeby temu miastu było dobrze. Żeby rosło sobie jak roślinka w doniczce Leona Zawodowca. Z sentymentem człowiek ogląda albumy dokumentujące historię i słucha sobie opowiadań i anegdot- co też to miasto kiedyś nie wyprawiało. Albo teraz.

Działo się.

Martwi się człowiek czasem o miasto.

Czasami bardzo.

Zwłaszcza, że nasze miasto miało krótką historię. Da się ją opowiedzieć w jednym wpisie na bloga, nie to co taki Kraków, co to od Króla Kraka powstał (i który to król wyjechał potem do Niemiec, gdzie pracował jako gastarbaiter pod nazwiskiem Krakau- licencja poetica: Krzysztof Gol). Tutaj jest parę stuleci krócej. Tutaj nie ma tak, że jak pokopać w ziemi to od razu średniowiecze. Albo chociaż renesans. Tutaj zanim miasto powstało w XIX wieku, to tylko krowy i żubry latały, i więcej nic (jak pisał Lem)

Wiem
teraz już dobrze wiem.
Co miał na myśli Marley
I o czym pisał Lem
Cyfrowi terroryści planują nowe wojny
A my
Szukamy szczęścia w światłach naszych miast.
(cytat)

Wszystko się zmienia, to jasne. Pantha rei. I pantalony też stają się dzinsami. Świat nie stoi w miejscu. Musi być postęp.

Jaki postęp, Edek?
Nooo, postępowy. Do przodu.

I teraz wysiądziemy sobie... spróbujemy wysiąść na dworcu Łódź Widzew. W ramach Projektu Okrążenia Łodzi, bo w końcu zdecydowałem, że mimo wszystko będzie to część pierwsza odcinka nr 3.
Bo może nie wysiądziemy jednak. Może nie damy rady.

piątek, 2 grudnia 2016

Dwa zegarki Josefa K.

Fot. Josef Koudelka 1968/ 1976.



"Człowiek wolny jest zawsze ponad człowiekiem zależnym."
                             Franz kafka „Proces”.


Nic nie wyjaśnia sprawy dwóch zegarków.
Nie ma prostego rozwiązania, proszę Państwa.
Nie ma. Mimo zagłębiania się w analizy, oraz długie procesy tentegowania w głowie (cytat- Król Julian)

Niektórzy są wolni, choćby urodzili się w klatce. A niektórzy lubią być wolni od wszystkiego. Josef Koudelka to pierwszy w świecie pielgrzym i asceta, który w dziedzinie kultywowania wolności ma mało konkurentów. Ekspata, wyrwany z ojczyzny. Czechosłowakiem się urodził, ale Czechosłowacja go nie chciała. Fotografował zatem na obczyźnie i tam, można by napisać- robił karierę, gdyby nie wyglądało na to, że kariera wisi mu kalafiorem.
I powiewa.

Jest znany. Jest także doskonale znany w Polsce, bywał u nas na festiwalach fotograficznych, uhonorowany i hołdowany przez wielbicieli. Właściwie jest legendą. Tworzył historię, choć pewnie mimo woli. Ale za to w zgodzie z wewnętrzną wolnością. Czy tak trzeba? Nie wiem. Ale można.