wyświetlenia:

piątek, 30 maja 2014

Poszerzanie języka polskiego. Drugi na Fotodinozie wpis o niczym.


Jak wszystkim wiadomo z tego felietonu: test 50/1,8 vs 50/1,8II świat schodzi na psy. Język polski też się zawęża. Niektórzy potrafią już wyrazić wszystko za pomocą zaledwie czterech wyrazów.

No brak mi słów.

Postanowiłem z tym walczyć wszelkimi siłami i stworzyć troszeczkę nowych słów. To na pewno pomoże:

Policjant z dyplomem prawnika, pełniący służbę na ulicy:
Prawężnik

Narciarz jadący trawersem:
Trawersyn

Fotografia konia wykonana przez plastyka:
Fotoplatykoń

Stary aktor, znany z tego że w młodości bardzo się tremował:
Ekstrema

Siła militarna Rosji:
Putincjał

Takie malusie i marniutkie, a biegnie:
Biegactwo

Wypoczynek aktywny (bardzo):
Wypocinek

Nieduża przewaga w dyskusji:
Dekoracja

Wyprowadzenie zwłok:
Wontrupka

Papieros wkładany zmarłemu do trumny:
Trumpet

Małpa hasająca w zoo:
Czeplin

Szalona dziewczyna pochodzenia angielsko- francuskiego:
Mad moiselle

Powtórne dawanie takich samych prezentów:
Madam

Niespotykanie duże stado wron:
Masakra

Człowiek kupujący wszystko po zawyżonych cenach:
Męcennik

Nierzeczywiste włoskie auto:
Fiatamorgana

Słabo zarabiający manager:
Manażer

Kobieta, której jedynym celem jest bar:
Barcelona

Żądanie do barmana/ wskazanie dla rozlewającego:
Tupolew!

Fabrykant



niedziela, 25 maja 2014

Downton Abbey a la Française- czyli Nieznane Nikomu Kulisy Powstania Pierwszego Zdjęcia W Historii





Pan Joseph Nicephore Niépce podskoczył z radości i zadzwonił po służącego. Czekał dłuższą chwilę. Upał rozgrzał stare kamienne mury, pszczoły krążyły nad słonecznikami w ogrodzie, widać je było nawet z pierwszego piętra.

-Słucham jaśnie pana.

- Drogi Alfredzie! Chcę ci coś pokazać. Jak wiesz, pracowałem od kilku lat nad zarejestrowaniem obrazu jaki daje camera obscura. Pamiętasz te srebrne płytki, które pokazałem ci ostatniej jesieni?

-Pamiętam proszę jaśnie pana. Długo toto się nie utrzymało...

-Właśnie! Dzisiaj udało mi się osiągnąć pierwszy prawdziwy sukces! Efekt trwały! Sam zobacz. Utrwaliłem obraz słoneczny! Pierwszy w historii!

-Gdzie, proszę jaśnie pana?

-No tu. O tu.

-Tu, proszę jaśnie pana?

W milczącej ciszy bzyczała mucha na półprzymkniętej szybie. Niépce podszedł do okna, uchylił je i odruchowo odsłonił mocniej zasłony, żeby wpuścić więcej światła.

-Ale proszę jaśnie pana, co ludzie powiedzą? Tak totalment déshabillé?

-A co ty powiesz, drogi Alfredzie?

-Powiem jaśnie panie, że jak nasz proboszcz to zobaczy, to wyklnie jaśnie pana, jak amen w pacierzu! Dobrze chociaż że tu nie wszystko widać w tym solarnym obrazie.

-Ty się nie martw proboszczem, Alfredzie, od czasu la revolution mało się nim przejmujemy. No, co powiesz?

Albert studiował w milczeniu pierwszy fotograficzny obraz świata. Na podworcu stajenny wyprowadzał powóz z wozowni, słychać było przez okno pokrzykiwania na konie i stukot kopyt na bruku.

-No że też jaśnie pan tak ładnie uchwycił naszą Margot, można rzec- w całej krasie. Te majteczki na głowie- tres pervers.

-Trzeba było się nieźle namęczyć, Alfredzie, nasza Margot musiała osiem godzin leżeć pokotem na ściernisku za wozownią, zanim się obraz naświetlił. Dlatego też minę ma taką en peu skwaszoną.

Ha! Mimo wszystko, jaśnie panie, tak osiem godzin bez ruchu, nie spodziewałbym się tego po naszej ruchliwej Margot. He he.

-Eh bien, Alfredzie, skrępowałem ją tres discret postronkiem. Jak wiesz w krępowaniu kobiet mam niejaką praktykę- Niépce podkręcił wąsa z lekkim półuśmiechem.

Stajenny na podwórzu uporał się z zaprzęgiem i poprawiał teraz poduszki na koźle. Konie od niechcenia szczypały trawę w cieniu drzewa.

-Całe szczęście, jaśnie panie, że pani wyjechała do wód i mógł pan dokończyć solarne eksperymenta.

-Tak jest, okazja, mon chere, czyni... i tak dalej. No, dość tych paroles, powóz gotowy. Jadę a Paris pochwalić się przed kolegami z klubu. Pouvre Daguerre, skręci się z zazdrości! Mam nadzieję że wizerunek naszej Margot zrobi furorę. Szkoda że nie mam żadnej kopii, te przeklęte srebrne płyty naświetlają się stanowczo za długo! Ale nie szkodzi, nie szkodzi, Alfredzie, podczas mojej nieobecności zajrzysz do wioski i powiesz żeby jutro przyszła do nas ta ruda Charlotte. Powiedz jej że potrzebujemy pomocy przy strzyżeniu owieczek, to ją zachęci. Na jakieś osiem godzin...

Od bramy podwórza dobiegł niespodziewanie narastający hałas i turkot kół, który spod platanów przy wjeździe przetoczył się pod wejście do chateau. Nie minęła minuta gdy na klatce schodowej dał się słyszeć wysoki damski głos:

-Joseph, mon cheri, je reviens!!!



-Sacrebleu! Alfredzie, bierz płytę i natychmiast ukryj gdzieś... Nie! Szybko!!! Za późno!

Błyskawiczna decyzja Alfreda uratowała sytuację. Posrebrzana płyta, błysnąwszy odbiciem słońca, zafurkotała wylatując przez okno i poszybowała ponad platanem, płosząc konie. Zgrabnym łukiem minęła dachówki wozowni i z głuchym plaśnięciem zatonęła w dole, w którym stary ogrodnik Pierre trzymał wapno do bielenia drzewek owocowych.



W ten sposób ludzkość poznała dopiero drugie zdjęcie w historii.



Fabrykant




P.S. Od razu widać, że to nieprawda, bo Joseph Niépce nie nosił wąsów.


P.S.II Dobre źródło:
 http://www.photohistory-sussex.co.uk/NiepceJoephN.htm

piątek, 23 maja 2014

Hopsasa

Philippe Halsmann: Salvador Dali 1948


Fotografia zaczynała się leniwie, sennie i powoli. Niczym w letnim rozleniwieniu, popołudniową porą. W dostojnej powolności czasów naświetlania. Jak wszyscy wiedzą- minęło pół dnia, zanim panu Josephowi Nicéphorowi Niépce naświetlił się ten pierwszy na świecie obrazek fotograficzny. My wszyscy z niego, kochani:



Joseph Nicéphore Niépce 1826

Znamy też zapewne ten kadr Paryża, wykonany przez szacownego pana Daguerre'a, na którym jako jedyni znaleźli się pucybut i jego klient, pomimo że ulice były pełne ludzi-

tylko te dwie persony poruszały się z prędkością jaką zdolny był zarejestrować ówczesny film, tj. z prędkością 0 km/h.



Louis Jacques Daguerre 1839




Do naszych niemal czasów (zależy jak kto wiekowy) przetrwały monidła (wiem, nazwa niewłaściwa), na których rodziny zastygły na wieczność w nieruchomych, dostojnych pozach, niekiedy podparte dyskretnie od tyłu za pomocą podpórek i trzymaczy na kijku. 


Lampy studyjne, nawet jako wezuwiańskie eksplozje magnezji, nie były w stanie dosypać odpowiedniej ilości światła do niskiej czułości emulsji filmowej.

Film ówczesny był takim mało czułym, aż do brutalności wielkoludem- bo zwykle 6x6 czy też 6x9 cm. Nie wystarczyło mu delikatne pogłaskanie, konieczne było strzelenie pięścią słońca w pysk. A co!

Potem czas naświetlania rozpędzał się niczym lokomotywa tuwimowska, wraz z postępem techniki, robiło się coraz lepiej i lepiej, coraz szybszy ruch dawał się złapać w pułapkę Daguerre'a.



Zdjęcia portretowe w studiu były od zawsze ujęte w tą statyczną konwencję martwego bezruchu, jedyne ożywienie wywoływała mimika modela lub specyficzne oświetlenie, w najlepszym razie stosowano sztuczny wiatr (jak w kabarecie Lipińskiej- made by Adam Słodowy „tu kręcić- tu wieje”)

Konserwatyści (niektórzy- do dzisiaj) nie zanotowali pozytywnych zmian w w sprzęcie, wzmocnienia czułości filmów, matryc, tytanicznej (bo z tytanu zrobionych) pracy migających jak mignięcie okiem migawek, możliwości natychmiastowego strzelenia błyskiem tuż po wyzwoleniu poprzedniego.



Ktoś musiał wreszcie to przełamać.



Nie wiem, czy typuję trafnie na prekursora pana Philipa Halsmanna. W każdym razie nie widziałem wcześniejszych niż jego autorstwa zdjęć studyjnych, które tak skupiają się na porzuceniu starego stylu (nazwijmy go- stylem mumijnym).

Pan Halsmann, łotewski Żyd, urodzony w Rydze (rocznik 1906) karierę fotograficzną zaczął w latach 30-tych w Paryżu, gdzie uruchomił własne atelier na Montparnassie, szybko zyskując uznanie jako portrecista. W ucieczce przed niemieckim nazizmem wyemigrował w 1940 roku do USA, dzięki pomocy Aberta Einsteina.



Iskrą zapłonową, która podpaliła lont inwencji i spowodowała eksplozję, było spotkanie pana Halsmanna z Salvadorem Dalim w 1941 roku. Obydwaj panowie zajęli się wdrażaniem estetyki surrealizmu w skostniałą masę twórczości fotograficznej. Ich współpraca trwała 37 lat.


 
















Cóż za paradoks! Spotkanie surrealizmu z fotografią. Fotografia, ten symbol przyziemnego realizmu, stawiany w kontrze do sztuk wysokich, napędzanych li tylko wyobraźnią autorów. Gdzież to spotkanie? Gdzie ten styk? Fotografia – medium automatycznie rejestrujące zastany świat i surrealizm ze snów wzięty. Ale udało się, przy odpowiednim nakładzie sił i środków. O, jeszcze jak się udało:



To zdjęcie pochodzi sprzed ery photoshopa i choć fotomontaż był oczywiście już stosowany (vide- wymazywanie ze zdjęć ze Stalinem kolejnych odstrzeliwanych współpracowników) to zdjęcie zostało zarejestrowane jako „live”. Wyobraźcie sobie ten „live”. Można by w to nie uwierzyć gdyby po latach nie ukazały się odrzuty z sesji, czyli takie dzisiejsze „making of” i możemy prześledzić kolejne wersje realizacji tego pomysłu:




Współpraca z Dalim dała panu Halsmannowi widoczny impuls na całe życie- portrety w ruchu stały się jego znakiem firmowym, sfotografował w ten sposób wiele sławnych person. Najłatwiej szło mu z aktorami i muzykantami, gotowymi do różnych wygłupów, a kostyczni księżna i książę Windsoru zdobyli się na elegancki i szlachetny w swojej wymowie podskoczek.
Dean Martin i Jerry Lewis


Nixon
Sesja mody na plaży
         






  









  
Dali i (zdaje się) sam Halsmann
Marilyn
 






Księżna i Książę


Hopsasa wpływa bardzo pozytywnie na odbiór zdjęciowych modeli, postacie w podskokach wydają się bardziej śmieszne, bardziej bezbronne, a przez to automatycznie sympatyczniejsze.

Ludzie to lubią. Zarówno fotografowani, jak i oglądający. Może dlatego Philip Halsmann jest rekordzistą w ilości zdjęć na okładkę magazynu „Life”- miał ich dokładnie 101.



Zauważam jednak, że ten charakterystyczny styl nie przebił się, nie wszedł do kanonu, nie zyskał zbyt wielu naśladowców. Fotografowie działający w studio trzymali się (trzymają się) statyki z lepszym lub gorszym skutkiem. Dynamika wymaga oczywiście więcej zachodu („stanie w kolejkach po wizę jest niewarte Zachodu”-cytat), niektórzy powiedzą że większej przestrzeni, ale zważcie na zdjęcie Marilyn Monroe, w którym Halsmann pokazał (znów pod prąd tradycji) krańce studyjnego tła i kulisy sesji w podskoku, niemalże wziął swoje zdjęcia studyjne w nawias ironii.

Marilyn


Halsmann doprawiony surrealizmem Dalego nawet w zdjęciach statycznych jechał po całości i realizował bezkompromisowe wizje prosto z wyobraźni. Każdy by tak chciał. Ale nie każdy by tak mógł...

Jean Cocteau
Alfred Hitchcock i jego ptak





















Na koniec wypadałoby napisać, dzisiejszą modą, że żaden kot nie ucierpiał podczas prezentowanych zdjęć, jednak to zdaje się nieprawda.

Ucierpiał.

Ale to dla sztuki było.



Fabrykant




P.S. A już w najbliższych dniach- na Fotodinozie coś co wstrząśnie światem: Nikomu Nieznane Kulisy Powstania Pierwszego Zdjęcia W Historii!!!
Zostańcie z nami! Nastrojeni!


Źródła:



















poniedziałek, 19 maja 2014

Tytuł

Margaret Bourke White
Zdjęcie: „Mary Eschner's near-drowning, Coney Island, N.Y., 1952r.”


















ZAWSZE PIERWSZA.
To ci była Kobieta! Była fotografem nie uznającym ograniczeń, nawet w zamierzchłych latach przedwojnia. Była pierwsza we wszystkim. Jako pierwszy w ogóle, zachodni fotoreporter została wpuszczona w 1929 roku do sowieckiej Rosji, została jednym z czterech pierwszych fotografów tygodnika „Life” i dla tego magazynu sporządzała olbrzymi fotoreportaż z biednego amerykańskiego Południa. Po wybuchu II wojny światowej kontynuowała prekursorskie działania- była pierwszą kobietą akredytowaną jako fotograf wojenny i pierwszą jaką dopuszczono do rejestrowania zdjęć w czasie lotu bojowego. Była jedną z pionierów/ pionierek lotniczej fotografii traktowanej artystycznie, a nie jak do tamtych czasów- jako dokumentacji do bombardowań niewinnych cywili.

 Powyżej pani Burke- White, wielbicielka Nowego Jorku, przy pracy na gzymsie Chrysler Building- 274 metry nad poziomem ulicy, bez zabezpieczenia. Weszła tam z własnej woli dla lepszego kadru, zdaje się że właśnie tego kadru:

Oprócz nieziemskiego zacięcia, brawurowej odwagi twardości i konsekwencji cechowało ją także świetne wyczucie kompozycji- jej zdjęcia oprócz walorów dokumentalnych są zarazem niezwyle eleganckie, czyste, rzekłbym- modernistyczne. Zwłaszcza że modernistyczna była też ich tematyka. Poniżej ikoniczna fotografia DC4 nad Nowym Jorkiem- mój ulubiony samolot na jednym z ulubionych zdjęć:

Detaliczność szczegółów przyprawia o zawrót głowy, ale to aparat na film 6x9.

Poniżej przedstawiamy jedno z jej zdjęć lotniczych, których styl 60 lat później jest powtarzany przez fotografów na dzisiejszych motolotniach, z dzisiejszymi cyfrówkami.

KOMPOZYCJA i TREŚĆ

Zdjęcie jest kadrem który po uproszczeniu mógłby służyć za współczesny obraz abstrakcyjny. Bardzo klarowny centralny układ ze skośnymi liniami, przełamywany przez drobny, nieregularny maczek ludzi. Ładny układ ciemnych i jasnych tonów stworzył się automatycznie z suchego i mokrego piasku i morskiej wody.

To co prócz wyrazistej kompozycji przykuwa uwagę to treść, której możemy się domyślać, a której potwierdzenie znajduje się w podpisie (zdjęcie było publikowane w „Life”). Koncentracja naszej uwagi jest analogią do koncentracji ludzi w środkowym kręgu zdjęcia- COŚ SIĘ STAŁO. Morze, plaża, zbiegowisko ludzi. Dostrzegamy także nosze w środku kręgu. „Mary Eschner nieomal utonęła” Czy KTOKOLWIEK wcześniej (a i później) zrobił reportaż z ratowania tonącego z tej perspektywy???

Wyobraźmy sobie jak takie wydarzenie wygląda z poziomu człowieka- chaos, tłum, przerażenie, wszyscy biegają jak kury bez głowy, ledwo odratowana i blada kobieta (mało estetyczne i brutalne). A tu, u pani Bourke- White- czysta kompozycja, elegancja, dyskrecja. Sam nagi FAKT, którego detale musimy dopowiedzieć sobie sami.


Na tym nieomal zakończyłem analizę, ale nasuwa mi się także refleksja innego rodzaju. Niestety nie wiemy czy powstanie zdjęcia było wynikiem przypadku czy też było starannie planowane. W pierwszym wypadku wystarczyło wykazać się refleksem i umiejętnościami technicznymi w nastawach ekspozycji (lecąc nad plażą M.B-W. zauważyła ciekawą scenę i ją uchwyciła). Drugi przypadek wymagałby zaangażowania licznych sił i środków- myślę że jako reporterka „Life'u” mogła mieć do nich dostęp- nasłuch służb pogotowia i policji, samolot na pobliskim lotnisku i współpracownicy pomagający w szybkim transporcie. Nie wiemy. Ale PODPIS pod zdjęciem ewidentnie próbuje podsunąć nam drugi wariant- „Mary Eschner's near-drowning”. Sugeruje to głębokie wniknięcie w temat- nie tylko wiemy CO się zdarzyło, ale nawet KTO nieomal utonął. Zapewne to tylko marketing reporterskiego „Life'u”, ale zauważmy to: tytuł zdjęcia ma często wyjątkową wagę!

Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl

P.S. Tutaj wcześniejsze artykuły o klasycznych zdjęciach:

Innych artykułów o klasyce szukajcie poprzez kliknięcie na dole artykułu etykiety: "notka o klasycznym zdjęciu"

poniedziałek, 12 maja 2014

Przyszłość zaczęła się wczoraj. Ale się skończyła.



Does anybody here remember Vera Lynn?
Remember how she said- that we would meet again
Some sunny day?
Veeeeera!
Veeeeera!
What had became of You?
Does anybody else in here feel the way I do?

Pink Floyd (a nawet wredny Roger Waters) „Vera”.


To był skok w przyszłość. Tylko nie w tą stronę.
To była rewolucja u progu zmian.
APS.
Myślę że mógłby zrobić niesamowitą karierę. Ale nie zrobił.
Zacznijmy od początku.
Na początku założenia. Potem o designie.

Nie dowiemy się chyba kto personalnie wpadł na pomysł, oraz kto organizował początki- zbyt wielu ojców ma ta idea. Najprawdopodobniej inicjatorem był Kodak- największy ówczesny producent filmów foto. W każdym bądź razie w 1996 roku czołowe firmy fotograficzne zorganizowały się do wspólnego opracowania czegoś ponad dotychczasowe możliwości aparatów na film. Wzięli w tym udział najwięksi konkurenci rynkowi- Kodak, Fuji, Canon, Nikon, Minolta, którzy zebrali się, i o dziwo, dogadali. Potem dołączyły następne firmy- Olympus, Konica.
Całość oparto na nowym formacie filmu- kasetach zwanych IX240 (U Kodaka pod marką Advantix, u Fuji – Nexia), które oprócz emulsji światłoczułej zawierały także pasek magnetyczny, na którym można było zapisywać dane.



W założeniach nowy system miał trafiać w potrzeby amatorów- być bezobsługowy, prosty i idiotoodporny. Miał być łatwiejszy w obsłudze i dawać więcej mozliwości.
I był taki. Po części.
Po pierwsze- film zakładało się poprzez włożenie kasetki do małej komory. Resztę załatwiał aparat, co zapobiegało jakimkolwiek błędom.
Po drugie- można było robić zdjęcia w trzech formatach klatki- H (30,2 x 16mm) proporcje obrazu 16:9, C (classic- 25,1 x 16,7mm) standardowe proporcje 3:2, oraz P (panoramic 30,2 x 10,1mm)
Po trzecie- można było wstępnie, z poziomu aparatu zarządzić ilość odbitek danego zdjęcia
Po czwarte- zapisywane były dane naświetlenia klatki (czas/przesłona, użycie flesza), można było je nadrukować na tył odbitki.
Po piąte- można było zamieścić na zdjęciu (z poziomu aparatu) jeden z 99 napisów w 12 językach
Po szóste- najważniejsze- Można było w dowolnej chwili wyjąć film z aparatu, włożyć inny film i strzelać na nim, a potem wstawić tam znowu naszą pierwotną rolkę, która zostawała automatycznie przewinięta do pierwszej wolnej klatki. Genialne.
Perspektywa powyższej czynności podnieca mnie na maksa. Marzenie.
Marzenie zdjęcia robiąc, można by wstawiać raz czarno białą rolkę, raz full kolor 100ISO, a w ciemnych okolicznościach przyrody zmieniać na 800ISO.

Po siódme- film pozostawał zawsze w opakowaniu- także po wywołaniu. Zapobiegało to zarysowaniom. Zapobiegało to również wszystkiemu innemu oprócz zarysowania- także skanowaniu. Rolka przed, w trakcie i po naświetleniu, oraz po wywołaniu była oznaczana ruchomymi ikonkami pokazującymi stan filmu.

Dodajmy że filmy i wywołanie APS były około 20- 50% droższe od standardowego filmu 35 mm.

POCZĄTEK I KONIEC
System był promowany z hukiem i przytupem. Kodak i inni partycypanci uwierzyli w niego na całego. Wszystkie biorące udział firmy zaprojektowały całkowicie nowe modele aparatów pod nowy system- w dużej części były to kompakty, a Canon, Nikon i Minolta opracowały nowe lustrzanki.






Nikon i Canon zastosowali swoje standardowe mocowania bagnetowe, a Minolta poszła na całość i zaprojektowała nowe mocowanie, niekompatybilne z systemem lustrzanek 35mm.
I co było dalej?
Dalej z roku 1997 zrobił się rok 2000 i na rynku pojawiło się sporo kompaktów cyfrowych, które podnieciły publikę. Wielu pstrykającym zadrżała ręka przed zakupem aparatu na film APS, zwłaszcza że lustrzanki nowego systemu były dość drogie.
Przez pewien czas trwała walka trzech systemów- 35mm, APS i cyfry.
Na roku 2004 skończyły się premiery aparatów APS
Na roku 2011 skończyło się wsparcie produktowe tego systemu przez Kodaka, zwłaszcza że niedługo potem skończył się sam Kodak (no, jeszcze dycha, ale ledwo).
Na roku 2012 skończyło się wsparcie produktowe Fuji.

CZY TO MIAŁO SENS
„Pyta Pani w wierszu czy życie ma sęs. Słownik ortograficzny daje odpowiedź negatywną” Wisława Szymborska.

Nie wszystko było złe, nie wszystko. Ale w założeniach było kilka błędów.

System APS był przeznaczony dla amatorów. Tylko dla amatorów.
Kodak stwierdził że 95% zdjęć jest wywoływane jako odbitki nie przekraczające 13x18 cm, do czego zupełnie nie jest potrzebny tak duży rozmiar klatki jak tradycyjny film 24 x36mm. Zresztą, Kodak deklarował że już za chwileczkę, już za momencik wypuści znacznie bardziej zaawansowane drobnoziarniste filmy na APS, które dogonią jakością klatkę 35mm. Deklarował, deklarował, ale łeb ucięli i tyle z tego było.
Tutaj solidny artykuł Philip'a Greenspun'a z epoki tj. z roku 1996-go:
http://photo.net/equipment/aps/ ,Napisał tam znaczące zdanie- An APS negative is 56% the area of a 35mm negative. That's all that a serious photographer really needs to know about the format. Everything else is gadgetry.
Dokładnie w punkt!
Ale ponieważ minęło już 18 lat, a Fotodinoza to właśnie historyczne gadżeciarstwo- APS wpisuje się idealnie w nasz profil. Natomiast nie wpisywał się w ówczesny profil osób zainteresowanych na serio fotografowaniem, nie wspominając o profesjonalistach.

Któż z nas przewidzi, czy jakiś nasz kadr nie stanie się historycznym kamieniem milowym fotografii i czy nie zechcą go powiększać do rozmiarów hotelu Mariott? APS nie dawał takiej szansy.

Nie dawał także szansy zeskanowania (teoretycznie. Jeżeli coś nie wolno, ale bardzo się chce- to można), a skanowanie negatywów weszło już wtedy pod strzechy, jako świetny sposób archiwizacji, oraz zwiększenia możliwości obróbki zdjęć. APS deklarował co bystrzejszemu kupującemu- jesteś amatorem, nie drąż za bardzo. Zrobimy wszystko za ciebie, a ty tylko zapłać.
Nie za bardzo chciano płacić.

Kodak i pozostałe firmy chciały wyjść z nowym otwarciem, żeby zarabiać większą kasę na tym samym biznesie (jak każdy kapitalista), ale myślę że ich punktu widzenia nie podzielały małe laboratoria fotograficzne- do APS konieczne było kupienie nowych maszyn do wywołania filmu.

Tutaj bardzo krytyczny artykuł o APS znanego Kena Rockwella. Ken Rockwell szybciej biegnie niż ty stoisz. Ken Rockwell nie robi pompek- on odpycha Ziemię. Ken Rockwell potrafi wejść do sklepu fotograficznego i kupić L-kę do Nikona:

No i nikt nie przewidział przyszłości aparatów cyfrowych. Bliskiej przyszłości. Nie minęło pięć lat od rozpoczęcia APS-u, jak zjawiły się lustrzanki cyfrowe takie jak nasz przetestowany Canon D60:  http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/canon-d60-wiek-niewinnosci.html

RZECZYWISTOŚĆ ALTERNATYWNA
A gdyby tak cyfra opóźniła się o 5 lat? Gdyby APS miał trochę więcej czasu? Myślę że z wymienionych wyżej względów nie byłby takim hitem jakim miał być. Ale myślę też że sporo z tej technologii, przy zaciśnięciu zębów przez inżynierów, dałoby się importować do zwykłych filmów 35mm- profesjonaliści dali by wiele za możliwość dowolnej podmiany filmu w aparacie, oraz możliwość notatek dodawanych do zdjęć.
Wykopałem z archiwów jedną z przymiarek- tradycyjna lustrzanka przystosowana do filmów APS- prototyp Minolty. Podaję za Practical Photography z 1996 roku- prototyp ten stworzono co prawda nie w celu przeniesienia APS'u do lustrzanek tradycyjnych, tylko w celu testowania techologii APS na czymkolwiek lustrzanym, bo w 1996 roku Minolta nie miała jeszcze swoich Vectisów.

Nie mam zbyt wiele egzemplarzy Practical Photography, ale w numerze z 2000 roku widać cały bigos mieszania się trzech systemów fotograficznych- 35mm, APS i cyfrówek. Fuji i Olympus reklamują tam zarówno cyfrowe kompakty, jak i APS.

Po połączeniu obydwu systemów fotografia na film mogłaby pociągnąć jeszcze te kilka lat dłużej, nawet przy zmasowanej ekspansji digitalizmu.
Ale czy to by coś zmieniło?
Nie. Co najwyżej Fotodinoza powstałaby 5 lat później.

CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT
Powiem szczerze że APS równie mocno co możliwościami technologicznymi fascynuje mnie wpływem na wzornictwo aparatów, dziedziczonym do dzisiaj. APS miał być nowością, miał się wyróżniać. Dano projektantom sporo swobody.

Podczas rewolucji APSowej działy się w dziedzinie designu rzeczy ciekawe i niewyjaśnione- proszę bardzo oto przykład: Nikon Pronea 600i, wyglądający wypisz- wymaluj jak zmniejszony Canon:
Nikon Pronea 600i (1996)

Canon nie protestował. Tylko współpracował?

Minolta zrobiła swój aparat APS (Minolta Vectis-S 1) bez wystającego do góry pryzmatu- widok w wizjerze otrzymany był za pomocą poziomego układu luster (tzw."porro"). Aparat- lustrzanka miał kształt płaskiego kompaktu. Dodajmy że ten model Minolty nie sprzedał się w ogóle, za sprawą, oczywiście, zmiany mocowania obiektywów w stosunku do standardowych Minolt. Siedem lat później Olympus zerżnął ten patent (a może kupił, po prostu) w swoim cyfrowym aparacie E-300
Nie wiem czy ktoś to zauważył.
Minolta Vectis S-1 (1997)
Olympus E 300 (2004)
Schemat pryzmatu "porro"

Trzeba powiedzieć także, że tył owej Minolty był nieźle futurystyczny, jak na lustrzankę z 1997-go
:



Może znacie taki popularny cyfrowy aparacik- Canon IXUS ze stali nierdzewnej, wielkości pudełka od papierosów. Nawet nazwa nawiązuje do filmu IX240. Pierwszy IXUS był właśnie kompaktem APS- jednym z pierwszych gadżeciarskich aparacików- miniaturowych bajerków dobrych do noszenia w przedniej kieszeni koszuli i szpanowania na mieście, po zsunięciu Ray Banów na zakola.


Pierwszy IXUS (te dołeczki!)

Druga wersja















To nie było ostatnie słowo designerów APSu, pod marką IXUS sprzedawano także aparat do zdjęć podwodnych:

Ale to też jeszcze nie było ostatnie słowo. Ostatnie słowo to wypuszczony w 2000 roku IXUS Arancia Concept. Co oni wąchali, ci projektanci?

Do tego Arancia Concept sprzedawany był w takim zestawie:

No i na koniec coś z branży lustrzanej.
Wzornictwo lustrzanki APS Canona- EOS'a IX fascynuje mnie niepomiernie. Za radą Kena Rockwella poluję na ten aparat, żeby postawić go na biurku jako przycisk do papieru. Zobaczcie- tak w owym czasie wyglądał przeciętny aparat Canon 35mm dla amatora:


A tak wyglądał EOS IX (ten sam rok 1996)


Bardzo podoba mi się ten kształt. Nigdy już potem Canon nie był tak odważny i wyrazisty w swoich lustrzankach.

Tutaj test EOS'a IX z epoki przedlodowcowej:

(Tutaj mini test EOS'a IX zrobiny przez Fotodinozę: test EOS IX by Fotodinoza )
Co jeszcze nam zostało? Matryca cyfrowa o formacie zwanym APS-C, mniejsza niż klatka filmu. Jedyne echo, które co młodsi mogą z nazwą "APS" kojarzyć.

CZY DZISIAJ MOŻNA UŻYWAĆ STAREGO APS-U?
Można.
Tylko trzeba kupić film.
Zamieszczam dla informacji link do wyszukiwania na Allegro filmów APS. Jeśli je tu znajdziecie, to znaczy że jeszcze istnieją. Ciekawe kiedy przestaną:
Filmy i klisze na Allegro

Potem trzeba wywołać ten film. Da się to owszem zrobić- np. wysyłkowo w Tychach, Krakowie, Gdańsku. JEDYNE dostępne formaty APS to odbitki 10x15, 10x18 i 10x30cm.

Zatem przez najbliższe lata, do emerytury ,będziemy śledzić powolne znikanie APS-u, tak jak możemy śledzić powolne znikanie taśmy magnetofonowej, płyty CD a nawet znikanie Minidisc'u.
W długie zimowe wieczory będziemy klikać link do allegro sprawdzając czy przyszłość jeszcze żyje.
My tu, panie, tempus fugit, a tu czas płynie...


Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl

P.S. 1: Ciąg dalszy nastąpił:
APS Głupi pies. Tam go nie ma

P.S. 2: Tu opisy systemu APS:
P.S.II. Nie tylko ja zapałałem miłością poniewczasie do APS- tu doskonała para ukradziona z www.fredmiranda.com - najmniejszy aparat EOS- Canon IX, rocznik 1996, z najmniejszym obiektywem EF- 40/2,8 Pancake, rocznik 2013: