|
Rene- Jacques, En Provance, 1955 |
|
Henri Cartier Bresson, 1932 |
Nawet znany świat czasami zaskakuje. A
co dopiero ten nieznany.
Kiedyś prowadziło się na Fotodinozie
rozważania na temat plagiatów, kopiowania i powtarzania pomysłów.
A tu jakby bliźniacze zdjęcia, chociaż w nieco innym anturażu
zrobione lezą pod oczy. I to zdjęcia charakterystyczne, piękne i
francuskie aż miło.
I dwóch autorów tych bliźniaków,
obaj z tej samej epoki, obaj zapewne się znali (choć nie wiem czy
lubili), obaj wyznawali niemal te same zasady zawodowe, obaj urodzili
się w tym samym 1908 i obydwaj zmarli niemal w tym samym czasie.
I obaj strzelili zdjęcie niemal w tym
samym układzie, choć Henri Cartier- Bresson w 1932-gim, a René-
Jacques w 1955. Zatem to ten ostatni jest epigonem, naśladowcą i
kopiującym, a ten pierwszy został splagiatowany.
No dobra. Nie
splagiatowany, oczywiście, bo nie plagiatem Bressona należy nazwać
każde zdjęcie na którym jest wygięta barierka, uliczka i
człowiek. René-Jacques, świadomie lub nie,
nawiązał do zdjęcia poprzednika. A może i nawet przebił je,
przelicytował- stwierdzam po zastanowieniu. Jest niemal pewne, że
widział bressonowski „oryginał”, bo fotografia Bressona jest
znana, a może i jedna z najbardziej znanych. Może to był po prostu
dialog?
Ciemnych
przejść
Późnych pór
Zakamarków, schodów, wind
Baru
Park
Końca tras
Brudnych ulic gdzie jest mrok
Strzeż
się tych miejsc
Tu
nie wolno głośno śmiać się
I
za dobre mieć ubranie
Strzeż
się
Strzeż
się!!!
Lech
Janerka/ Klaus Mitffoch
Tylko
przez dzień lub może dwa
Gramy
w ulice nocą tak
Ulice
nocą mamią, bo
nocą
ulice dzikie są.
Trochę
perwersji
Ciut
brudu też
Czasem
to nęci
Uwodzi
mnie
A
mówił Lech- strzeż się tych miejsc.
A
mówił Lech- unikaj tych miejsc.
Voo-voo
Obydwa Francuzy,
francuskie do szpiku kości, lewicowe, czy lewicujące, humanistyczne
aż do cna, osadzone w kulturze i z niej wyrosłe. Racjonalne niczym
Kartezjusz, oświecone niczym oświecenie. Francuzy ci to aż miło,
jak bułka paryska z camembetem. Palce lizać, tacy byli francuscy.
Znaczy się jeden
urodził się we Francji, a drugi w Kambodży.
No ale kolonializm
też się wpisuje we francuską tradycję. Widziałem na własne oczy
stacyjki kolejowe ze strzelistym dachem przeznaczonym na alpejskie
śniegi, postawione pośrodku tunezyjskiej Sahary. Żadne kolonialne
wpływy już mnie nie zdziwią.
René-
Jacques
O panu René-
Jacques, z niewiadomych mi przyczyn jest bardzo niewiele informacji w
internecie. W przeciwieństwie do Cartier- Bressona. Bresson jest
odmieniany przez wszystkie przypadki, wymienia się jego schedę,
opisuje czym fotografował i jak fotografował i uznaje się go za
ojca i matkę współczesnego reportażu i street-foto. René-
Jacques jest lapidarnie wymieniany w encyklopedycznych wpisach i z
tych encyklopedii ciężko zobrazować sobie człowieka z krwi i
kości. Podczas gdy byle Wikipedia pisze co Bresson trzymał w
lodówce i jaki sos dodawał do owoców morza.
Ojciec René-
Jacques'a, a naprawdę René Gitona był urzędnikiem państwowym w
Kambodży. Synowi wyznaczył karierę prawniczą, ale nie doczekał
się sukcesu potomka w tej dziedzinie, bo młody Giton, skierował
zainteresowania ku fotografii. Na wszelki wypadek przybrał pseudonim
René- Jacques, żeby nie przysporzyć wstydu rodzinie, niezbyt
zadowolonej z jego wyborów.
Rozpoczął
studia prawnicze w Paryżu, ale w 1927 roku wygrał amatorski konkurs
fotograficzny i to sprawiło, że prawo przestało go zajmować.
W ciągu
swojego życia twórczego został czołowym społecznikiem-
animatorem francuskiej fotografii. Był pod koniec życia prezesem
wszystkiego.
Wymieńcie
jakieś szacowne francuskie towarzystwo fotograficzne- a René-Jacques
tam był.
Zdobył
uznanie onirycznymi i nastrojowymi fotografiami nocnymi Paryża,
robionymi w latach 30-tych. Po wojnie zajął się pejzażami i,
zapewne ze względu na swoje własne niespełnione aspiracje
pisarskie, skupił się na zdjęciach ilustracyjnych do tekstów
literackich- między innymi do „Uroku Paryża” Francisa Carco.
Jego
zdjecia paryskie, najpierw wystawione na zbiorowej wystawie, a potem
opublikowane w Plaisir de
France , dodatku sezonowym
do Arts et Métiers
graphiques a później
przedrukowane w US Camera
Annual , Fortune
, Harper's Bazaar
i Photography dały
fotografowi światowe uznanie.
Potem
była międzynarodowa wystawa fotografii w Muzeum Sztuki Dekoracyjnej
(1936) i w Museum of Modern art w Nowym Jorku, paryskie wystawy w
galerii Magne, na Targach Narodowych, gdzie René-Jacques prezentował
zdjęcia jako współtwórca fotograficznej Grupy XV i wystawa
(1949), w Salonie de Mai (1957) wystawa „Paryż 1950” w
Bibliotece miejskiej Paryża (1983)
Prace
artystyczne i ideowe nie dawały niestety wystarczających dochodów,
więc René- Jacques w latch 40-tych skłonił się ku fotografii
reklamowej i produktowej, szybko zyskał dobrą markę- zdjęcia
zamawiały u niego wielkie domy handlowe i znane firmy.
Fotografia
reklamowa i relacje pomiędzy fotografami i wydawnictwami, a także
zapewne nieskończone studia prawnicze spowodowały to, że zajął
się działalnością w związkach zawodowych fotografów, oraz
kodyfikacją umów prawnych w tej branży.
Twórca sekcji
fotografów w Związku Plastyków Handlowych (1945), przewodniczący
Fotografów w Unii Własności Artystycznej (1946-1955), członek
Komisji Europejskiej (1948), członek Zarządu Krajowego
Stowarzyszenia fotografów Profesjonalnych (GNPP) (1949), prezes
sekcji fotografów reklamowych Związku Narodowego Grafików Reklamy
(1961) i Narodowego Stowarzyszenia Fotografów Reklamy (ANPP) (1966),
Ekspert sądu handlowego i sądu najwyższego (1969), honorowy prezes
Krajowego Związku Fotografików Administracji i Władz Lokalnych
(Unpact) (1989-1995).
Francuski etatysta-
René- Jacques.
Przez
całe życie robił dla własnej satysfakcji zdjęcia francuskich
pejzaży, które publikowane były w kilku albumach i portfoliach.
Cieszył się wielką estymą w środowisku. W 1990 roku oddał
kolekcję swoich zdjęć państwu francuskiemu, i za zasługi dla
francuskiej fotografii został oznaczony orderem Chevalier de la
Légion d'honneur.
W wielu
publikacjach jego estyma jest porównywana do chwały Ansela Adamsa,
jednak Adams jest czczony, wydawany, opisywany po dziś dzień,
podczas gdy o francuskim artyście jakby nieco zapomniano.
Cartier- Bresson
Bresson
także miażdży biednego René-
Jacques'a swoją dzisiejszą sławą. Dość ciężko powiedzieć
dlaczego tak się stało, ale mogę spekulować, że o ile René-
Jacques mocno skupił się na poletku działalności państwowej i
narodowej, o tyle Henri Cartier Bresson został obywatelem świata.
Pochodził także z zamożnej, burżuazyjnej rodziny ale przez swą
nauczycielkę rozkochany od młodości w języku angielskim-
studiował w latach dwudziestych w Cambridge, a złapał bakcyla
fotografii co prawda w armii francuskiej na lotnisku Le Bourget, ale
od amerykańskiego emigranta Harry'ego Crosbyego.
Potem
odbył podróż symbolicznie odwrotną niż René-
Jacques- tzn nie do Francji z dalekich krajów, tylko do dalekiej
Afryki z Francji- wyjechał na Wybrzeże Kości Słoniowej.
Gdy
wrócił- w Marsylii zakupił swoją Leicę, z którą nie rozstawał
się przez następne lata. W czasie gdy René-
Jacques fotografował Paryż i francuskie pejzaże Bresson odbył
dziesiątkę wypraw fotograficznych do dalekich zakątków Europy-
między innymi do Warszawy, Pragi, Budapesztu Bukaresztu, Madrytu,
Maroko, w końcu- Meksyku. W 1935 roku debiutował wystawą w USA
wraz z uznanym Walkerem Evansem i Manuelem Alvarezem Bravo, na której
to wystawie zauważył go redaktor
Harpers Bazaar i
zaproponował zrobienie sesji mody. Niedoświadczony Cartier-Bresson
spieprzył ją co prawda kompletnie, ale potem Harpers Bazaar mógł
się chwalić pierwszymi zdjęciami sławnego fotografa jakie
opublikowała amerykańska gazeta.
W
Meksyku poznał także Paula Stranda, lewicowego fotografa i
filmowca, który przyczynił się później do kariery Bressona w
USA. Znajomości wszechświatowe nawiązał także we Francji, gdzie
David Seymour Szymin poznał go z Robertem Capą.
W
1937 roku fotoreportaż Bressona opublikowano pierwszy raz w gazecie-
był to wspaniały reportaż z londyńskiej koronacji króla Jerzego
VI i królowej Elżbiety- na którym samego króla i królowej prawie
wcale nie było. Robiliśmy sobie już dowcipasy ze zdjęcia z tego
fotoreportażu na Fotodinozie.
Bresson
lewicował mocno tuż przed wojną, wraz ze swoimi przyjaciółmi
brał reporterski udział w Hiszpańskiej Wojnie Domowej po stronie
republikańsko- komunistycznej, o czym pisało się także we wpisie
o Dawidzie Szyminie. Kręcił tam film z Jeanem Renoirem.
W
1939 roku zgłosił się do armii francuskiej do sekcji fotograficzno
filmowej i podczas Bitwy o Francję dostał się do niemieckiej
niewoli, gdzie spędził 35 miesięcy w obozie jenieckim na
przymusowej pracy. Dwukrotnie, nieudanie próbował ucieczki, dopiero
trzecia próba skończyła się powodzeniem. Bresson zdobył fałszywe
papiery które pozwoliły mu poruszać się po Francji. Po wyzwoleniu
Francji zaangażował się w dokumentowanie na filmie powrotu jeńców
wojennych dla American
Office of War. W tym samym czasie w Ameryce rozeszła się
informacja, że Cartier-Bresson został zabity podczas wojny- Museum
of Modern Art przygotowało mu “pośmiertną” wystawę, którą
naprędce przerobiono na retrospektywną, gdy Bresson pojawił się w
Nowym Jorku.
A
potem Magnum. Pierwsza agencja- spółdzielnia fotografów.
Już
się pisało o ambicjach Magnum- w której fotoreporterzy trzymali
rękę na pulsie świata, jeździli na wyprawy w miejsca warte
uwiecznienia, a potem oferowali swoje materiały prasie- zupełnie
odwrotnie niż do tamtej pory, kiedy to zwykle redakcje gazet
zamawiały u fotografów jakiś materiał i stawały się
automatycznie jego dysponentem.
Bresson,
Szymin-Chim, Capa, George Rodger- były fotoreporter Life'u i William
Vandviert podzielili się obowiązkami fotoreporterskimi na całym
świecie- Bresson zajął się Indiami, Chinami i Dalekim Wschodem.
Fotografował pogrzeb Ghandiego w 1948 roku, ostatnie sześć
miesięcy Chińskiej Wojny Domowej, a później rządy Mao i
utworzenie ChRL. Potem w Indonezji śledził wyzwolenie Holenderskich
Indii Wschodnich.
Magnum
prowadziło na całym świecie swoje wielkie projekty fotograficzne:
People Live Everywhere,
Youth of the World,
Women of the World
i The Child Generation- wszystkie
w duchu fotografii humanistycznej, kierującej obiektyw na życie i
los zwykłych ludzi.
Bresson
odwiedził później niemal pół świata, fotografując Związek
Radziecki, Japonię, południowe Włochy i Sardynię (gdzie zrobił pamiętne zdjęcie z zakonnicą i ciasteczkami analizowane kiedyś na Fotodinozie). Zrobił także
we Francji mnóstwo portretów znanych postaci- Sartre'a, Camus'a,
Matisse'a, Ezry Pound'a, Picassa i Giacomettiego. W międzyczasie
został autorem książek o fotografii, między innymi “ Images
à la Sauvette”, jej angielski przekład
został zatytuowany- “The Decisive
Moment”- który to tytuł został trwale
związany z twórczością Cartier-Bressona i jego przesłaniem
fotoreporeterskim.
“Uup!
Decydujący moment! Przeoczysz go i przepadł na wieki”- mawiał.
Cartier-Bresson-
podróżnik. Twórca. Obywatel świata.
Dwóch
panów z jednym rowerem, bez żadnego psa.
Zdjęcie
które zrobił René- Jacques w 1955 roku
przypomina na pierwszy rzut oka strukturą bressonowski kanon z 1932.
Ale to jednak dwie bardzo różne fotografie, korzystające z
podobnych elementów- barierki, przypadkowego przechodnia i struktury
ulicy i chodnika.
Fotografia
Bressona niesie ze sobą po pierwsze tajemnicę i niejaką zagadkę,
a po drugie symbolikę, jaką do jego zdjęcia można
dointerpretować. To jest zdjęcie zaskakujące i troszkę mroczne, z
lekką mgiełką niedopowiedzenia. Obraz spiralnej barierki i
schodów, oraz łukowego krawężnika pozostaje w kontraście do
zaskakującego dosyć obiektu jakim jest rowerzysta, złapany na
gorącym uczynku. Musiało być to dość trudne, nawet za pomocą
poręcznej Leiki- fotograf albo zrobił ustawkę z kolarzem, albo
gdzieś wcześniej na tej drodze dostrzegł go zjeżdżającego w dół
i ustawił się odpowiednio by nacisnąć migawkę, albo też
USŁYSZAŁ go. To zdjęcie z automatu uruchamia wszystkie moje
zmysły- przez prostotę formy i pustkę- słyszę tego kolarza, jak
z terkotem przerzutki i lekkim podzwanianiem łańcucha na bruku
pędzi w dół wąskich uliczek. Oprócz tego że widzę go na
zdjęciu- podświadomość dodaje mi do tego dźwięk- każdy kiedyś
słyszał echo wąskich uliczek jakiegoś miasteczka na wzgórzu i
fotografia Bressona uruchamia te dźwiękowe wspomnienia. Spiralne
schody i łuk ulicy nadają temu kadrowi dynamiki- wzrok sam leci
wzdłuż prowadzących linii, a rowerzysta jest tu jakby clou
programu, umieszczony w tzw. mocnym punkcie zdjęcia.
Ktoś
skłonny do symbolizmu może nadawać temu zdjęciu analogie do
szybkiej i krętej ścieżki ludzkiego życia, czy może do sprężyny
nadającej gwałtowny ruch pociskowi, a automobiliści współcześni
skojarzą te kształty z turbosprężarką, która natychmiast dodaje
mocy i pędu.
Wszystko
w jednym- nastrój, struktura i symbolizm.
Zdjęcie
René- Jacques'a jest inne. Ma nastrój
mniej tajemniczy- dzięki południowemu światłu jakie rozjaśnia
mury, dzięki przypadkowemu przechodniowi- znacznie mniej
enigmatycznemu niż bressonowski rowerzysta. Prawie że wiemy kim on
jest. No bo kim on jest? Od razu widać że tutejszy.
Od razu
przypomina nam się sprośny limeryk, bardzo zacnego autorstwa-
dzieci proszone są o zamknięcie oczu i nieczytanie:
Pewną
starą k... nad Nysą
Całą
noc j.... w dupę łysą.
Gdy
na granicznym moście
Krzyczała:
„Ktoście są, ktoście?”
Oni
na to: „Autochtony my są”
Maciej
Słomczyński
Z literackiego parnasu wróćmy jednak
do zdjęcia René-
Jacques'a. To zdjecie omija kwestie tajemnicy, a także nie emanuje
podświadomą symboliką. To zdjęcie na wskroś strukturalne. Na
maksa formalne. Forma, nie treść jest jego istotą.
Na boga,
on widzi wszystko podwójnie, ten René-
Jacques!- aż się wierzyć nie chce. Proszę bardzo- dwie barierki z
dwoma słupkami, pod nimi dwie ławki, na ścianie budynku- dwa okna,
nieco naciągając- cztery konary drzewa także są dwoma parami.
Ale to
nie wszystko, co dotyczy wyrafinowanej formy tego kadru.
Na
strukturę elementów podwójnych nakładają się dwie dodatkowe,
wyraziste i klarowne struktury. Pierwsza pionowa- obydwa słupki na
końcach barierek mają swoje przedłużenia- nie dosłowne, ale
wyraźne.
Druga
struktura to promieniste linie- widoczne nie tylko w ostrym
światłocieniu schodów, ale powtórzone także w konarach drzewa.
Ciekawe,
że chaotyczne cienie biegające po murach i ziemi bardzo niewiele
zakłócają odbiór głównych elementów zdjęcia. Przychodzi mi na
myśl, że był to efekt wypracowany w ciemni- bo doświadczenie
podpowiada, że ostre południowe cienie potrafią zdominować każdą
fotografię i trzeba na nie uważać- tj. brać pod uwagę w
kompozycji. Tutaj jakby zachowują się grzecznie i stają nieważne.
Człowiek
jest na zdjęciu René-
Jacques'a także pewnym clou. W pewien sposób zmiękczeniem,
dohumanizowaniem. Po owych skomplikowanych, nakładających się
strukturach dostrzegamy przecież, że fotografa pociąga nic innego
tylko abstrakcja. To abstrakcyjna kompozycja z rzeczywistych
elementów. Bez człowieka byłaby być może zbyt zimna i
syntetyczna. Z figurą przechodnia- zyskuje na realności. Oswaja
się, a może i komplikuje, poprzez odwrócenie uwagi od struktury.
Przechodzień-
autochton został uchwycony w bardzo ciekawym momencie- dość
niekonwencjonalnym jak na clou programu- znajduje się on na dwa
kroki przed „mocnym punktem” kadru. Zastanawiam się- dlaczego? Z
dwóch powodów, podejrzewam- gdyby został uchwycony dwa kroki dalej
wpisałby się dokładnie w linie łączącą słupek barierki i
rynnę, co wyglądałoby głupio- zbyt przaśnie i dosłownie.
Uchwycenie pieszego przed owym mocnym punktem daje oprócz tego-
napięcie. Niejaką dysharmonię i uczucie OCZEKIWANIA na tę chwilę,
gdy znajdzie się on tam gdzie (podświadomie) trzeba.
Przychodzi
mi na myśl, że o ile u Cartier-Bressona na zdjęciu został
sfotografowany DŹWIĘK, o tyle René-
Jacques potrafił sfotografować CZAS, choć obie te rzeczy nie są
głównym tematem ich fotografii.
Obydwa zdjęcia to dzieła genialne.
Genialne dzieła fotograficznej intuicji obu fotografów. Oba inne.
Ale siebie warte.
Czy to nam coś mówi o świecie i o
fotografii?
Może tylko stanowi pocieszenie dla
fotografów pesymistów, że każdy jest zdolny do dorównania
najlepszym światowym artystycznym sławom, nawet niedoszły prawnik,
który został nieco zapomniany. Byle tylko próbować i patrzeć
uważnie.
A sława?
Sława, to jest proszę was
Zabawa lub paskudna gra.
George Brassens
Fabrykant
sfrancuziały
Źródła i źródełka:
"Jak czytać fotografię" Ian Jeffrey
https://en.wikipedia.org/wiki/Henri_Cartier-Bresson
http://www.universalis.fr/encyclopedie/rene-jacques/
nie wiedziałam, że aż tyle da się wyczytać z tych zdjęć. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńEmilia| http://psychologiafotografii.pl/
Dzięki. Być może da się wyczytać i więcej. Interpretacje zwykle przerastają intencje fotografa, który, w tym wypadku, przecież zapewne nie liczył ilości ławek, konarów i barierek, tylko przyłożył aparat do oka, bo coś go zaintrygowało w tej scenie. Fotografia jest jednak trochę dziwna, bo bez specjalnych zabiegów da się w niej tworzyć rzeczy wieloznaczne, a nawet głębokie.
Usuń