A wiedzą Państwo o jakim aparacie z
autofokusem systemu EOS jest najmniej tekstów i testów w
internecie? Intuicja podpowiadałaby że o jakimś rarytasie
niedościgłym, profesjonalnym wypasie nie dla zwykłych
śmiertelników, jakiejś niszowej odmianie? Zapewne myślicie, że o
jakimś trzydziestoletnim mamucie, dinozaurze sprzed czasów
internetu, z samych początków ery automatycznego ustawiania
ostrości? Lata osiemdziesiąte?
Otóż nie.
Najmniej w Internecie jest o
najmłodszym analogowym Canonie. Ostatnim z produkowanych. Półka
amatorska. Rok 2004, ledwo kilkanaście lat temu. Model 300x.
Świąteczną wysłał kartkę
Do samego prezydenta
Lecz nikt o nim już nie mówi
Nikt o nim nie pamięta (cytat)
Do samego prezydenta
Lecz nikt o nim już nie mówi
Nikt o nim nie pamięta (cytat)
Mnie też to trochę
zdziwiło. W końcu to absolutnie ostatni Canon EOS na film. Ostatni
mohikanin. Przedostatni mohikanin często zabija ostatniego
mohikanina, żeby nim zostać (St. J. Lec)
No i ciekawe czy jakieś analogowe
aparaty znanych systemów autofokus są jeszcze dzisiaj produkowane?
Szukam i szukam, ale nie mogę się dokopać do żadnych oficjalnych
danych. Jak zwykle- wejście na rynek jest ogłaszane wśród
fajerwerków, a zakończenie produkcji odbywa się po cichu. Wygląda
na to że nadal można kupić sobie nowego Nikona F6- co prawda w USA
i co prawda chyba nie wyprodukowanego w 2016, tylko z zapasów
magazynowych. Już ze trzy razy czytałem o jego śmierci i
definitywnym zakończeniu produkcji. No i cena nie jest zbyt
przystępna- 2300$. Niemniej jest to aparat, który ma, jak myślę,
pewne szanse się sprzedawać dalej- jako ostatni profesjonalny
aparat autofokus na film. Niektórzy pasjonaci zapewne byliby nim
nadal zainteresowani. Nikon F6 miał szczęście być ostatnią
maszyną z najwyższej półki, wszyscy konkurenci z tej półki
ukazali się trochę wcześniej, zatem i wcześniej wyginęli.
http://www.nikonusa.com/en/nikon-products/film-cameras/index.page
Drugi nadal dostępny lustrzany
analogowiec Nikona- FM10 się nie liczy. I to podwójnie. Po pierwsze
jest manualny, a po drugie jest tak naprawdę Cosiną z napisem
Nikon.
Canona i Pentaxa analogowego nie
znalazłem żadnego. Minolta już nie istnieje a Sony, które
przejęło schedę nie bawi się w fotografię na film.
Manualne lustrzanki na film, z
systemowymi obiektywami są oczywiście nadal produkowane, zwłaszcza
przez Cosinę- Voigtlandera (Besa).
Tymczasem porzućmy teraźniejszość,
wsiądźmy do srebrnego De Loreana i zatrzaśnijmy skrzydlate drzwi.
Niedaleka przeszłość. Rok 2004. Czerwone cyferki mrugają na
indykatorach.
Właściwie to trochę dziwię się, że
Canon 300x w ogóle powstał. Produkcja nie trwała nawet roku. Jak
wiemy z historii różnych korporacji- nagłe zwroty akcji kasujące
niespodziewanie różne produkty, które być może miałyby szansę
na dalsze istnienie zdarzają się dość często w przyrodzie. Na
rynek japoński wychodził pod nazwą EOS Kiss 7, a na rynek USA jako
EOS Rebel T2. Ten Canon to zawsze tak wymyślał.
300x był aparatem bardzo teoretycznym.
teoretycznie był następcą 300v i nawet był do niego dosyć
podobny. Teoretycznie był też aparatem dla amatora. Różnica
między teorią a praktyką
jest taka, że w teorii nie ma różnicy
między teorią a praktyką
a w praktyce jest (cytat). W praktyce Canon postawił niektóre
rzeczy na głowie. Był to aparat typu "rzutem na taśmę"
albo "jak to nie chwyci, to już chyba nic innego". No i
okazało się że jednak nie chwyciło. Canon 300x okazał się
ostatnim aparatem EOS na film. Cyfra zabiła analoga.
Video killed the
radio stars.
Canon
troszkę nie miał też wyjścia, bo inni jego konkurenci (zwłaszcza
Pentax modelem *ist) także przyjęli tę filozofię. Jedziemy po
całości.
EOS 300x z 2004
roku w praktyce powstawał w czasach całkiem już współczesnych
lustrzanek cyfrowych. Trudno w to uwierzyć, ale powstał aż rok
później niż słynny 300D (wrzesień 2003), najtańsza cyfrowa
lustrzanka na rynku i pierwsza przeznaczona dla amatora. Przy tym
pierwsza, która zrobiła szał, run i była masowa.
Aparat na film
wypuszczony w tak przełomowym momencie nie mógł mieć lekko. Mimo
tego inżynierowie Canona walczyli do końca, a księgowi w tym
czasie zostali zamknięci w wc z urwaną klamką, żeby nie
przeszkadzali.
Nasz 300x,
teoretyczny następca 300v (raptem po dwóch latach produkcji) miał
z nim wspólny głównie ogólny kształt. W środku był znacząco
inny. Gdy spojrzymy na dane techniczne dostrzeżemy to od razu- w
środku aparatu dla amatorów został zamknięty duch narzędzia dla
półprofesjonalistów. Osiągi 300x wykroczyły poza wszystkie
wcześniejsze aparaty dla amatorów, jakie Canon do tej pory
oferował. W ilości funkcji czysto fotograficznych (nie związanych
z obsługą matrycy) 300x był lepszy niż cyfrowy 300D.
Parametry migawki
przewyższyły poprzednika dwukrotnie- zastosowano taką o
najkrótszym czasie 1/4000. Zmieniono tryb przesuwu filmu- 300x
wyrabiał 3 klatki na sekundę przy zablokowanej ostrości i 2,8
klatki gdy aparat był w trybie ostrzenia ciągłego. To było o
połowę lepiej niż u poprzednika i o 1/3 lepiej niż w cyfrowym
300D. Zwłaszcza, że cyfrowy kończył serię na 4-ch zdjęciach,
kiedy dostawał cyfrowej zadyszki, a w 300x można było w tym tempie
machnąć 36 klatek z rolki. To były czasy!
Canon chwalił się
najnowszym systemem pomiaru błysku E-TTL II, znanym wcześniej tylko
z cyfrowego profesjonalnego cyborga- EOS'a 1D MkII. Mierzył on
światło bardziej precyzyjnie niż poprzednik, mocno krytykowany
przez uzytkowników E-TTL.
Pamiętam że
czytałem ongiś na jakimś forum (bodajże na nieistniejącym
portalu foto.recenzja.pl) zjadliwie ironiczny komentarz na temat
wcześniejszego systemu błysku, w którym komentujący opisywał że
prosi wszystkich znajomych o stawienie się na imprezę sylwestrową
w ubraniach w kolorze tzw neutralnej 18%-towej szarości (na ten
odcień kalibruje się pomiar światła aparatów), ponieważ osobom
ubranym na inne kolory, już nie mówiąc o czerni i bieli, nie może
zapewnić obsługi fotograficznej- kontrasty mylą pomiar E-TTL
Canona. Kto przyjdzie ubrany inaczej- sam jest sobie winien.
System E-TTL II
jednak nie był tym, co najlepsze oferował Canon 300x. Najlepsza
była wolność. Po raz pierwszy w amatorskim Canonie można było
sobie sterować prawie wszystkim jak się chciało. A głównie-
autofokusem.
W poprzednich
amatorskich modelach tryb ostrzenia był powiązany z konkretnym
trybem robienia zdjęć- żeby wymusić ostrzenie ciągłe należało
użyć trybu sportowego (przy okazji chcąc- nie chcąc używać
krótkich czasów, bo tak w tym trybie decydował aparat), żeby
uzyskać wyłącznie pojedyncze wyostrzenie trzeba było strzelać w
trybie "krajobraz" (tutaj Canon ordynował tylko wysokie
przesłony), lub "portret" (w komplecie z ustawioną
automatycznie przesłoną niską). Gdy nie używało się trybów
tematycznych aparat sam decydował, czy ma włączyć śledzenie
ostrością, czy nie.
To było corpus
delicti poprzednich modeli amatorskich, a w 300x corpus został
niespodziewanie rozpuszczony w dole z wapnem i nie był już delicti.
Podobnie było z
innym automatycznym wynalazkiem Canona- błyskaniem lampą w celu
wspomagania autofokusa w ciemnych warunkach. Może i pomagała ona
autofokusowi, ale na pewno nie pomagała tym, w których stronę
akurat błyskała. W EOSie 300x dało się ją nareszcie wyłączyć,
używając funkcji indywidualnych.
Tak jest. Bo 300x
był pierwszym amatorskim Canonem, który takie funkcje miał na
pokładzie. Skromne, ale miał.
Poszerzono także o
jeden stopień "drabinkę prześwietleń i niedoświetleń"-
teraz można było przyciemnić lub rozjaśnić zdjęcie o 3 EV, ze
skokiem co 1/2 EV, podobnie poszerzyły się możliwości
bracketingu. Był to wynik o 1 EV lepszy niż w cyfrowym 300D.
Bogate wyposażenie, dużo funkcji z aparatu o półkę wyższego (za które jeszcze rok wcześniej trzeba było zapłacić wydając dwukrotność ceny 300x), fajny designersko kształt i ciekawie rozwiązane sterowanie.
Bogate wyposażenie, dużo funkcji z aparatu o półkę wyższego (za które jeszcze rok wcześniej trzeba było zapłacić wydając dwukrotność ceny 300x), fajny designersko kształt i ciekawie rozwiązane sterowanie.
Po pierwsze-
dżojstik, czyli multikontroler- jeden z nielicznych użytych w
aparatach analogowych- użyto go tu dość asekuracyjnie; służy
wyłącznie do wyboru punktu autofokusa. Widać, że jest to po
prostu funkcja dołożona do poprzednio występującego systemu
Canona 300v, opartego na dużym ekranie z tyłu i kombinacji
przycisków. No ale w żadnym innym aparacie Canona na film nie było
takiego wygodnego urządzenia.
Po drugie-
filozofia sterowania. Amatorskie Canony były już od kilku generacji
budowane w ten sposób, żeby wszystkie funkcje obsługiwać tylko
prawą ręką. (Ciekawe co na to osoby leworęczne?). Do dzisiaj
cyfrowe canony dzierżą po części tę tradycję. W 300x zostało
to doprowadzone do maksimum o tyle, że ilość funkcji godną
śmigłowca Apache, a przynajmniej godną Canona 50, duża jak na
aparat analogowy, została zgromadzona w całości po prawej stronie
aparatu.
EOS 300x nie miał
przecież dzisiejszego ekranowego menu, w którym można ukryć
wszystko w zakładkach.
Na szczęście jest
wielki ciekłokrystaliczny ekran tylny, tyle że uproszczony. Dzięki
temu już poprzednik- Canon 300v wyglądał jak aparat cyfrowy. Można
było się nabrać.
(Szedł facet koło
koparki i dał się nabrać- sucharek).
Canon EOS 300x był
produkowany tak strasznie krótko, że jest aparatem mało komu
znanym w swojej sprzedażowej grupie docelowej. Spotyka się często
pytania w internecie- czym różnił się on od poprzednika, bardzo
popularnego EOSa 300v. Niemniej ci wtajemniczeni, którzy wiedzą o
jego zaletach powodują, że gdy pojawia się na aukcjach to osiąga
stosunkowo wysokie ceny- całkiem zgodne z jego rzeczywistą
wartością jako narzędzia fotograficznego- ceny zbliżone do EOS'a
50e. Jedną z jego podstawowych zalet jest to, że 300x jest po
prostu najnowszy i świeży, na ogół mało używany.
Funkcjonalność
300x jest może nieco mniej wygodna niż modeli "dwucyfrowych"-
jak wspomnieliśmy- wszystkie funkcje ukryte pod jedną łapką nie
dorównają obustronnym pokrętłom i dźwigniom wyższych Canonów,
a przede wszystkim ich tylnym pokrętłom- więcej funkcji da się
użyć szybko i intuicyjnie.
Wiele osób być może myśli o tym, że aparat ten jako ostatnie filmowe dziecko Canona może być jakąś ewentualną lokatą kapitału. Słabe są chyba na to nadzieje. Z dwóch przyczyn- aparat produkowany tak krótko, chociaż z kilku wymienionych powodów ciekawy nie zdążył zaskarbić sobie jakiegokolwiek sentymentu użytkowników. Po świecie chodzi mnóstwo osób, które z wielką nostalgią i uczuciem wspominają Canona EOS 5 (Przynajmniej dwóch z nich czyta Fotodinozę- pozdrawiamy!). Dla wielu aparat ten jest kultowy, przenajkultowniejszy, wiele cennych zdjęć strzelono za jego pomocą, na przykład zamieszczane u nas zdjęcia Dingo. Natomiast 300x jest w świecie fotografii kompletnym anonimem, aparatem jakim wiele.
Właściwie ciężko dopatrzeć się prawdziwego motywu stworzenia Canona EOS 300x. W części był kolejnym elementem wyścigu pomiędzy producentami- konkurował z Minoltą Dynax 60 (debiut w 2004), Nikonem 75 (z 2003) i Pentaxem *ist (2003). Zwłaszcza ten ostatni musiał być inspiracją dla inżynierów Canona, ponieważ podobnie jak w 300x zrzucał wysokie technologie z półki półprofesjonalnej na amatorską.
Wiele osób być może myśli o tym, że aparat ten jako ostatnie filmowe dziecko Canona może być jakąś ewentualną lokatą kapitału. Słabe są chyba na to nadzieje. Z dwóch przyczyn- aparat produkowany tak krótko, chociaż z kilku wymienionych powodów ciekawy nie zdążył zaskarbić sobie jakiegokolwiek sentymentu użytkowników. Po świecie chodzi mnóstwo osób, które z wielką nostalgią i uczuciem wspominają Canona EOS 5 (Przynajmniej dwóch z nich czyta Fotodinozę- pozdrawiamy!). Dla wielu aparat ten jest kultowy, przenajkultowniejszy, wiele cennych zdjęć strzelono za jego pomocą, na przykład zamieszczane u nas zdjęcia Dingo. Natomiast 300x jest w świecie fotografii kompletnym anonimem, aparatem jakim wiele.
Właściwie ciężko dopatrzeć się prawdziwego motywu stworzenia Canona EOS 300x. W części był kolejnym elementem wyścigu pomiędzy producentami- konkurował z Minoltą Dynax 60 (debiut w 2004), Nikonem 75 (z 2003) i Pentaxem *ist (2003). Zwłaszcza ten ostatni musiał być inspiracją dla inżynierów Canona, ponieważ podobnie jak w 300x zrzucał wysokie technologie z półki półprofesjonalnej na amatorską.
Gdyby EOS 300x zrobił większą
karierę z pewnością zagroziłby mocno sprzedaży wyższych modeli-
skoro widać tylko niewielkie różnice- to po co przepłacać?
Ciekawy jestem, czy projektanci tego
modelu wiedzieli, że będzie to ostatni analogowy Canon? Być może
tak, i wtedy jawi się on jako łabędzi śpiew na wysokich tonach,
ostatni występ, opus ultimum, w który włożono wiele serca i
technologii.
Jedyny problem, że ten wysoki dźwięk
nie brzmiał zbyt długo.
Cyfra opanowała świat. Ale nie
całkiem, nie całkiem, czego Fotodinoza dowodem.
Fabrykant
Dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.
CZYM SIĘ RÓŻNI CANON 300X OD 300V:
CZYM SIĘ RÓŻNI CANON 300X OD 300V:
Podstawowe różnice
techniczne 300x 300v
Ręczna zmiana trybu
wyostrzenia Tak Nie
Można wyłączyć błyskanie
podświetlenia
autofokusa Tak Nie
autofokusa Tak Nie
Tryb błysku na drugą lamelkę
migawki Tak Nie (tylko z lampy zewn.)
Kursor do sterowania punktami
AF Tak Nie
Funkcje indywidualne Tak- 6 Nie
Max synchronizacja z
lampą 1/125 1/90
Tryby synchronizacji z lampą auto/
1/125 auto
Tryb błysku E-TTLII E-TTL
Liczba przewodnia lampy 13 12
Minimalny czas
migawki 1/4000 1/2000
Opóźnienie samowyzwalacza 2 lub 10
sek 10 sek.
Szybkość przesuwu filmu AF One
Shot 3kl/sek 2,5kl/sek
Szybkość przesuwu filmu AF AI
Servo 2,5 kl/sek 1,5 kl./sek
Kompensacja ekspozycji i
bracketing +/- 3 EV +/- 2 EV
P.S.
Wydałem właśnie moją debiutancką książkę.
Niespokojne miasto, szalone namiętności i okrutna zbrodnia. Wyjątkowy kryminał z czasów wielkich fabryk
i mrocznych famuł.
Reżyser Władysław Pasikowski o "Tramwaju Tanfaniego":
"Wciągające. Rewolucja upadła, ale rewolucjoniści zostali... W Łodzi w zamachach giną zamożni fabrykanci. Kto stoi za tymi zbrodniami? Frapująca intryga i pełnokrwiści bohaterowie, ale prawdziwą bohaterką jest Łódź pod koniec 1905 roku. Jedno z najbarwniejszych i najbardziej oryginalnych miast tamtych czasów. To nie kino, to autentyczny fotoplastikon z epoki... Ja nie mogłem oderwać oczu od okularu. Polecam!"
"Tramwaj Tanfaniego" jest do kupienia w dobrych łódzkich księgarniach, oraz wysyłkowo tutaj: LINK
Źródła:
Fajne porównanie pierwszego i
ostatniego Canona EOS na film:
Porównanie z konkurentami:
Cóż, nie kupię go sobie. Ale ten cytat godny zapamiętania:
OdpowiedzUsuń"Różnica między teorią a praktyką jest taka, że w teorii nie ma różnicy między teorią a praktyką a w praktyce jest". :D
ciekawie napisane, ale jakos nie zapragnalem takiego aparatu, jak bym juz mial robic zdjecia na kliszy okazjonalnie, to i tak wolal bym cos klasycznego, porzadnego, metalowego, chocby Zenita
OdpowiedzUsuńAha! Fabrykancie mam stara lampe ciemniowa Kodak z orginalnym filtrem czerwonym, szacunkowo jakas polowa lat 70, do odczyszczenia, ale ladna, mocowana do sciany z mozliwoscia obracania, pochylania, spalona dziwna zarowka (ale zwykla biala), trzeba by sobie oprawke zalozyc na taka zwykla na maly gwint, bo nie wiem czy taka dziwna zarowka jest do dostania (wyglada jak nieco wieksza samochodowa podwojna pozycja-stop, tyle ze ta ma jedno wlókno, ale 2 styki z tylu) - moge Ci oddac gratis, moze Ci sie przyda bardziej niz tylko jako ciekawe "coś"
Dzięki bardzo za tę propozycję, ale przyznam, że lampy błyskowe to coś od czego staram się być z daleka, bo nie lubię. Studyjnych zwłaszcza. Ale bardzo dziękuję. Niestety chyba mi się nie przyda. Z resztą wyrzucą mnie chyba z domu za kolejny grat trzymany w koejnej szafie. Muszę się ograniczać.
Usuńale to nie blyskowa i nie studyjna, tylko ciemniowa, czerwona, do wywolywania negatywow ;)
UsuńA! Ciemniowa! Niedoczytałem, mea culpa, strasznie małe te ekraniki androidowe, a i wzrok już nie ten, Panie nie ten. Sorry. Ciemniówka to by się i owswzem przydała, tylko nie wiem czy wysyłanie tej lampy via poczta nie byłoby przesadnym kłopotem. Jestem teraz na małym wyjeździe zatem proponuję dogadanie sprawy mailowo za dwa-trzy dni- mój mail: fabrykant@o2.pl. Pozdrowienia!
Usuńnapisalem, ale brak odpowiedzi...
UsuńOdpowiedź nastąpi wieczorną porą. Dzięki!
UsuńPanie Benny, ale masz Pan rzeczywiście silną nostalgię do rzeczy starych. Naprawdę wolałbyś Pan Zenitha od Canona? I naprawdę uważasz Pan, że Zenith to był porządny sprzęt? No może był porządny, na tle Smieny, ale nie wytrzymywał absolutnie porównania do ówczesnych sprzętów z tzw. wolnego świata. Miałem, używałem, wiem co piszę, w tamtych czasach zamieniłbym Zenitha na Canona z pocałowaniem ręki. A tak tylko filozoficznie dodam, że wszystko jest dobre albo złe, zależy tylko do czego daną rzecz przyrównamy.
UsuńA, i jeszcze muszę na chwilę wrócić do naszej dyskusji o magnetofonach. Trochę żeś mnie Pan zaciekawił i poszperałem, poczytałem i miałeś Pan sporo racji, przyznaję. Okazuje się, że popularne kaseciaki to właściwie najgorsze rodzaje magnetofonów, a przyjęły się ze względu na wygodę obsługi. A dobre szpulowce z szybkim przesuwem taśmy, rzeczywiście były rewelacyjne jeśli chodzi o odtwarzany dźwięk. No, ale urodziłem się niestety za późno by się o tym przekonać naocznie.
Pozdrawiam
Waldeck_13
a dlaczego my w Europie nie możemy kupić aparatu Kiss tylko jakieś iksy? swoją drogą to ciekawy łącznik z ostatnim wpisem na autobezsensie...
OdpowiedzUsuńKonkretnie z tym wpisem: http://autobezsens.blogspot.com/2016/02/przeglad-sownik-japonsko-europejsko.html
UsuńKiss kiss bang bang. W Europie też nie możemy kupić sobie jak ludzie Chevroleta Corvette. Jest tylko sama Corvette, bez Chevroleta. A te japońskie nazwy Canonów, to ja w ogóle nie wiem o co chodzi- to znaczy można się domyślać, że nazwy brzmiące egzotycznie dla Japończyka brzmią idiotycznie dla Europejczyka, rzeczywiście jak na Autobezsensie. Tylko dlaczego te nazwy w Japonii muszą być takie "zagraniczne"?
OdpowiedzUsuńee tez mi cos nietypowego, a w Polsce to niby jak jest? tez wiekszosc nazw roznych firm, produktow jest po angielsku, "bo panie, swiatowo!"
OdpowiedzUsuńAle wszyscy się jakoś tam starają, żeby było poprawnie i z jakimkolwiek sensem. A Japończykom to jakoś zwisa.
UsuńPanie Fabrykancie, tak mi się przypomniało, jak żeś Pan napisał o tym ostatnim lusterkowcu Canona na filmy, jak moja jedna koleżanka właśnie wtedy, jakoś tak w 2004 r. strasznie chciała sobie kupić takiego Canona, być może tego samego, a że były one strasznie wtedy drogie, to pracowała oszczędzała, od ust sobie odejmowała i w końcu go kupiła. A jak już go kupiła, to dosłownie po kilku miesiącach okazało się, że zainwestowała w odchodzącą z tego świata technologię, a sprzęt tracił na wartości dosłownie z dnia na dzień. I to nie na zasadzie zwykłego starzenia się modeli, bo wchodziły nowe, tylko na zasadzie całkowitej zmiany w fotografii, bo właśnie wtedy dokonywała się ta cyfrowa rewolucja. Nie minął nawet rok, a ona została z aparatem w ręku, który był już niewiele wart, a ona tak się zaharowywała, żeby go kupić. Innymi słowy, została z tym aparatem jak Himilsbach z angielskim. Cała rzecz miała miejsce w Stanach i tam rzeczywiście jakoś tak szybko lustrzanki analogowe zostały wymienione na cyfrowe. U nas to jednak dłużej trwało, bo i droższe były a i siła nabywcza mniejsza. A tam, pyk, dzisiaj analog, jutro cyfra.
OdpowiedzUsuńTak mi się tylko przypomniało.
No to pozdrawiam
DANN
Waldeck_13
Tak. To było troszkę przerażające. I bardzo ciekawe jest to że najtańsza lustrzanka w okolicach 2003 roku kosztowała mniej więcej 1200- 1300 złotych. Minęło kilka raptem lat i najtańsza lustrzanka cyfrowa kosztowała za chwilę też 1200-1300 złotych. Pomimo tego że trochę się różniła od tej analogowej. Bebeszków przybyło a cena ta sama... (Jak Himilsbach, he he- celne).
UsuńOstatnio rozglądam się za dobrym aparatem w przystępnej cenie i tak czytam na blogach. Jest taki duży wybór, że ciężko coś kupić. Albo za drogie, albo kiepskie opinie. Chyba po prostu dozbieram parę złotych i kupię coś z wyższej półki.
OdpowiedzUsuńNoo, to zależy co się chce. I do tego czy ma być nowe, czy używane. I z jakim obiektywem, bo od niego najwięcej zależy. Mogę się wypowiadać na temat używek. Moje propozycja niezadrogiego i świetnego analogowca Canona- EOS 50e.
UsuńMoja propozycja niedrogiej i bardzo dobrej cyfrówki Canona- 30D.
Mogę też dalej polecać, ale należałoby napisać czego się oczekuje.
Co do obiektywów, to jest to temat- ocean.
Ja z doświadczeń życiowych mogę wyciągnąć takie wnioski, że nie należy słuchać wszystkich naraz opinii. Ty mówisz- kupiłbym jakiś niedrogi i przyzwoity samochód- może używanego VW Polo? A wszyscy inni na to: Nieee, za małe, za ciasne, za wolne, beznadziejne, stare, nie kupuj nic poniżej nowego Porsche Cayenne, bo tym się nie da jeździć. Tylko Porsche Cayenne zapewnia szczęście wieczne.
Najistotniejsze to określić własne potrzeby.
A mi się udało kupić, nowy w sklepie, w 2005 roku i działa do dziś.
OdpowiedzUsuń