Bez ograniczeń wszystko takie rozmemłane. Ograniczenia nadają formę. Ramę.
Poszedłem tym tropem strzelając
zdjęcia do Projektu Okrążenia dwoma obiektywami stałoogniskowymi.
I to w czarnobieli. Prawdę powiedziawszy, zanim zacząłem tę serię
myślałem najpierw o jednym obiektywie- 24mm. Zauważyłem w ogóle,
że mając szerokokątny zoom i robiąc zdjęcia pejzażowo-
reporterskie prawie zawsze ustawiam ogniskową właśnie na 24mm. To
jest ogniskowa na której dobrze wychodzą budynki i lanszafty z
jakimś pierwszym planem. Właściwie mógłbym zamienić szeroki
zoom na stałą 24-kę i efekt byłby podobny.
Do tego bardzo dobry artykuł o
przewadze obiektywu stałoognoskowego nad zoomem i jego
błogosławionym wpływie psychologiczno- socjologicznym (nie tylko
optycznym) na jakość zdjęć napisał już Foto-nieobiektywny na
Fotoblogii- tutaj:
W tę stronę biegły me myśli.
Ale doszedłem do innego wniosku.
Zbytnie ograniczenia zbytnio ograniczają.
Same zdjęcia z 24-ki byłyby jednak
dość monotonne. Słabo też prezentują się przy tej ogniskowej
detale fotografowane z bliska jako pojedynczy, główny obiekt. Po
prostu trzeba zbyt blisko do niego podejść (co zniekształca) albo
zbyt dużo będzie widać jego otoczenia. Zatem trzeba wziąć też
coś dłuższego. Żeby robiło za inny punkt widzenia.
Wziąłem dinozaura- 90-tkę macro
Sigmy.
Rzadko do tej pory używany przeze mnie
sprzęt, boż mam portretową 85-tkę Canona (f/1,8), która chyba
nie ma sobie równych pod względem efektów do ceny. Świetna
portretówka, bardzo jasna, szybka, bierzesz ją i robisz co chcesz.
No ale już się powiedziało, że
ograniczenia sprzyjają.
Im gorzej tym lepiej.Lepiej nie móc zrobić wszystkiego co się chce.
Bo za łatwo- oznacza: za szybko. Za
mało zastanowienia.
To właściwie dotyczy wszystkich
dziedzin życia. Chyba.
Wziąłem więc obiektyw lat 25. Sigmę
90/2,8 Macro AF. W sam raz na Fotodinozę.
Noo, przeszukałem trochę internetu i
noo, nie za bardzo da się znaleźć jakiś obszerniejszy test.
Nooo... to do roboty.
Przy odległościach makro Sigma wysuwa tubus do przodu. |
Sigma jako jeden z pionierów
autofokusowych wypuściła na rynek swoje obiektywy z automatycznym
ustawianiem ostrości WCZEŚNIEJ niż zrobił to Canon i Nikon, bo w
1985 roku, tuż po powstaniu pierwszego całkowicie udanego systemu
Minolty. Nie wiem jakie tam koneksje mieli inżynierowie z Sigmy, z
inżynierami z innych firm, ale może chodzili z nimi na sushi i przy
sake dowiadywali się co tam się w tych dużych firmach kroi i potem
byli gotowi na autofokusową rewolucję.
-Słuchaj Satsuki, co wy tam
rysujecie?
-Ja, to rysuję dla rozrywki widoki
zatoki tokijskiej, ale jak chcesz prawdziwej sztuki to Funaru maluje
obrazy olejne...-Co, ty mi tu p... za uszami, Satsuki, w pracy co rysujecie?
-A, takie tam obiektywy się rysuje, jak zwykle, szerokokątne i standardowe i te... no... teleobiektywy. Teraz na przykład 90-tkę się rysuje macro, ja ci to mówię, ale to była tajemnica.
-Satsuki, wyżej wała nie podskoczysz, to nie rób sobie jaj! Koledzy mówią, że autofokus rysujecie...
Tak to sobie zwizualizujmy ten rok
1984-ty.
To dotyczyło samego napędu i jego
elektronicznego sterowania, bo obiektywy jako takie, to Sigma już
miała, a przynajmniej układy optyczne i soczewki, które z
manualnych obiektywów można było zaadaptować do autofokusów.
90-tka Macro istniała już od dawna w
ofercie manualnych szkieł, nie wiem co prawda od kiedy, bo się tego
nie udało znaleźć, ale prawdopodobnie od lat 70-tych. Wielu
producentów niezależnych miało taką optykę- przydatną i
popularną wśród miłośników strzelania robaczków na listkach,
ale i wśród portrecistów.
Manualna Sigma 90/2,8 Macro |
Wersja tego obiektywu z autofokusem została
wypuszczona bardzo wcześnie, żeby wykorzystać boom na nowe aparaty
z automatyczną ostrością- w 1988 roku. Znaczy się 28 lat temu. O
rany! Tempus fugit! Panta rhei! Ratunku!
Powiedzieli ci, że twój czas to
pieniądz.
Ale nie ma takiej sumy, co zatrzyma
czas.https://www.youtube.com/watch?v=wYH82apwlTo
My tu panie tempus fugit, a tu czas
płynie. Konkludując- moja Sigma 90 nie należy do pierwszej serii,
wypuszczanej do 1993, tylko do drugiej, z lat 1993-1997. Znanej jako
Zen.
To był straszny Zen!
Hesus Maria, jak mawiają Hiszpanie-
kto to wymyślił, żeby obiektywy lakierować specjalnym gumowatym
lakierem, i jeszcze nazwać go tak wyraczaście. No chyba, że Zen to
jakiś skrót?
Zrąbaliśmy Ewidentnie Naszlakier.Wszystko byłoby jeszcze dobrze, gdyby ten lakier był w miarę trwały. Mógłby się nawet rysować, tak jak się rysuje. Ale on jeszcze do tego obłazi.
Wiem coś o tym. Sigma 90/2,8 Macro to
mój jedyny obiektyw- dinozaur kupiony prawie w stanie sklepowym.
Niektórzy nazywają to- mint. Znaczy się w pudełeczku i nie
używany (prawdopodobnie).
Niestety zapomniałem zrobić mu
zdjęcia w stanie mint.
A potem zacząłem go używać. Tak na
poważniej, znaczy się częściej dopiero od tego roku, kiedy to
został od nowa zaczipowany u weterynarza, tfu, co ja gadam- miał
zmienionego czipa na taki, który pozwala używać wszystkich
przesłon na Canonie EOS (o tym za chwilę).
Zaręczam, że nie rzucam obiektywami o
podłogę, choć nie mam też do nich nabożnego stosunku- to jest
narzędzie, które ma służyć. No, ale i tak 90-tka zawsze
dostawała swoją przegródkę w torbie, a jedyny twardy przedmiot z
którym mogła się stykać to był co najwyżej dekielek, niedbale
wrzucony na szybko do środka.
Tymczasem lakier z 90-tki obłazi.
On obłazi charakterystycznie. Przy
bagnecie mocującym.
Wychodzi na to, że odpryski powstały
głównie przy szybkim zakładaniu go na aparat- na przykład na
ślepo- nie patrząc.
Wiecie jak to jest- człowiek dostrzega
coś ładnego z daleka, zapatrza się i żeby mu nie umknęło pędem
zmienia obiektyw z krótkiego na długi- właściwie machinalnie.
Tutaj było dużo zmieniania- w
Projektach Okrążenia miałem tylko jeden aparat i co chwila
żonglowałem obiektywami. 24-ce to nie zaszkodziło, ale 90-tce-
tak.
Gdyby nie te odpryski, ów lakier jest
całkiem przyjemny w dotyku, tak jak obudowy niektórych telefonów-
chwytny. I to już 25 lat temu. Nie próbujcie tylko czyścić go
żadnym alkoholem lub, nie daj bóg, rozpuszczalnikiem- ów słynny
Zen nie ustoi. Klęknie.
Na szczęście nie lakierem robi się
zdjęcia, a soczewkami. I pod tym względem obiektyw pokaże co umie.
Oprócz nieszczęsnego lakieru zrobili
ją naprawdę solidnie- cały zewnętrzny tubus jest metalowy, bagnet
mocowania oczywiście też. Z tworzywa jest jedynie wysuwany przedni
człon z soczewką. Jak się przyjrzeć naszej Sigmie, to wszystkie
następne modele, następcy tego szkła, były już bardziej
plastikowe (co jednak nie znaczy że mniej trwałe).
Autofokus Sigmy nie jest demonem
prędkości. O nie. Zwłaszcza przy małych odległościach od celu
silnik kręci ostrością wolno. Tak to już jest w obiektywach
makro- ma być wolno, ale dokładniej. Dlatego na obiektyw do zdjęć
sportowych i szybkiego ruchu Sigma się słabo nadaje. Przejazd
autofokusu od minimalnych 32 centymetrów do nieskończoności trwa
prawie dwie sekundy. Gdy owa droga odbywa się w drugą stronę-
jeszcze nieco dłużej- na końcu Sigma wraz z aparatem do którego
jest przypięta dokonują delikatnych doostrzeń.
Dlatego też przydaje się limiter
zakresu ostrzenia.
Sigma 90/2,8 ma limiter odległości,
co przy tej ogniskowej w obiektywach do makro jest już regułą-
można ustawić czy ma szukać ostrości od oka konika polnego, aż
po dalekie pejzaże, czy też ostrzyć w zakresie 32- 60 cm lub 60-
do nieskończoności- do wyboru.
Ogólnie rzecz biorąc, jako krótki teleobiektyw sprzęt ten nadaje się do różnych rzeczy. Co tam kto lubi- pejzaż, detal czy portret. Różne rzeczy da się tym zrobić, jakich nie oferują obiektywy typowo portretowe.
(Wszystkie zdjęcia bez poszarpanej ramki są wyłącznie zmniejszone i w żaden sposób nieobrabiane. Umieściłem pod nimi opis przesłon na jakich zostały zrobione. Wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu nań.)
Na przykład żadną typową portretówką nie zrobimy takiego zbliżenia żadnej burej suce. Sigma 90 Macro @f/4 |
Sigma 90 Macro @ f/6,3 |
Sigma 90 Macro @ f/2,8 |
Sigma 90 Macro @ f/3,5 |
Sigma 90 Macro @ f/3,5. Maksymalne zbliżenie detalu z poprzedniego zdjęcia. |
Sigma 90 Macro @ f/2,8 maksymalne zbliżenie. |
Sigma 90 Macro @ f/2,8 |
Sigma 90 Macro @ f/4. Maksymalne zbliżenie. |
WALORY MAKRO
To jest makro.
A ja nie jestem za bardzo makro. Trzeba było coś spróbować.
To jest makro, ale nie full makro. Skala odwzorowania to 1:2. Skalę 1:1 można było osiągnąć z dodatkową soczewką makro dokręcaną od frontu. Nie posiadam takowej.
Ale ja nie jestem makro.
Jakby kto potrzebował, to są do
kupienia najróżniejsze zamienniki.
1:2 to całkiem spore powiększenie,
uznawane już za „prawdziwe” makro, chociaż nie przez purystów
i chociaż prawie wszystkie 90-tki i 100-tki na rynku powiększają w
skali 1:1. Wraz z Sigmą 90 ową mniejszą skalę odwzorowania 1:2 ma
jeszcze Cosina/ Soligor/ Vivitar 100/3,5, oraz Canon 50/2,8 Macro.
Jeśli więc typowe zdjęcia środkowego zęba turkucia podjadka są
twoim celem- większość innych setek/ dziewięćdziesiątek będzie
lepsza pod względem powiększenia.Żeby potrenować makro specjalnie dla was udałem się do Indii Zachodnich, a potem do Afryki, wraz z akwalungiem oczywiście, żeby sfotografować te oto okazy (a w rzeczywistości- na giełdę zwierząt w KS Start Łódź, która odbywa się w niedzielę rano. Stąd właśnie kilkudniowe opóźnienie tego wpisu):
Teraz o innych walorach Sigmy.
Wycinki- 10% powyższych kadrów. Z lewej f/2,8, z prawej f/5,6. (Kliknij by powiększyć do rozmiaru oryginalnego) |
Pierwsza ważna rzecz w obiektywie makro- to ostrość. O tym będzie za chwilę.
Druga ważna rzecz w obiektywach makro
to możliwość silnego przymknięcia przysłony, ponieważ przy
dużych zbliżeniach głębia ostrości jest mikroskopijna.
I przy
tej przymkniętej przesłonie powinny zapewniać dobrą jakość
obrazu. Hm. No nie wiem czy dam radę- do takich przesłon w makro
potrzebna jest już lampa błyskowa, albo mieszkanie w jakimś
południowym kraju, który zapewnia odpowiednią ilość słońca.
Tutaj na przykład przydałoby się ustawić przesłonę f/16, albo większą. Niestety światła było za mało nawet na 1000 ISO- przesłona f/4 |
I zimno i pada i zimno i pada
na to miejsce w środku EuropyGdzie ciągle samochody są kradzione
A waluta to polski złoty.
(Cytat. Dla obcokrajowców- to że samochody kradną, to już dwudziestoletnia przeszłość. Tak jak i cytowana pieśń.)
Sigmę da się przymknąć do f/22.
Może być, choć nie jest to pierwsza klasa- większość
dzisiejszych setek i dziewięćdziesiątek macro zapewnia
przymknięcie do f/32. A niektóre krótsze obiektywy do
makrofotografii nawet f/45.
Tutaj znów widać pewne podobieństwa
do wspomnianej budżetowej Cosiny 100/3,5- która trafiła do naszego
zestawienia „10 najtańszych obiektywów doCanona EOS, które mają coś w sobie”. Należy jednak
zauważyć, że Cosina jest obiektywem znacznie nowszym od naszej
Sigmy 90/ 2,8.
Sigma w 1997 zmieniła 90-tkę na
105/2,8 Macro, w którym ulepszono wszystkie powyższe parametry.
Trzecia ważna rzecz w obiektywie
makro, to płaskie pole obrazowania. Każdy obiektyw daje ostry obraz
na powierzchni mniej lub bardziej zbliżonej do sfery. Tak naprawdę
zatem tylko miejscach w których sfera ta styka się z matrycą lub
klatką filmu uzyskujemy maksymalnie ostry obraz. Pozostała
powierzchnia kadru będzie MNIEJ ostra.
Dlaczego zatem często widzimy czasem
zdjęcia ostre od pierwszego do ostatniego planu? Załatwia to głębia
ostrości, którą uzyskujemy przymykając mocniej przesłonę. Gdyby
jednak zbadać takie zdjęcie piksel po pikselu okaże się że
ostrość jest maksymalna tylko w niektórych miejscach- tych które
ułożone są w sferycznym polu obrazowania.
Widać to doskonale przy niskich
wartościach przysłony w obiektywach szerokokątnych.
Jednak obiektywami macro często
fotografuje się płaskie przedmioty- monety, znaczki pocztowe, służą
one także np. do reprodukcji obrazów. Zatem im pole obrazowania
będzie w nich bardziej płaskie, tym równiejszą ostrość dadzą
na całej powierzchni kadru, nawet pomimo niskiej wartości
przysłony. W naszej dinozaurowej Sigmie wystarczy przymknąć
przesłonę do f/4, a uzyskamy ładną równą ostrość w całym
kadrze i praktyczne zniknięcie winietowania.
Sigma 90 Macro @ f/2,8. |
Sigma 90 Macro @ f/4 |
Wygląda na to, że Sigma jest pod tymi
względami całkiem przyzwoita, szczególnie dobra pod względem
idealnie skorygowanej dystorsji. Postarali się ci Japończycy sprzed
ćwierćwiecza. Wszystko to zapewne za sprawą konstrukcji
mechanicznej zwanej „floating element” a po polsku- „soczewkami
pływającymi”. Dzięki niej w obiektywie porusza się nie tylko
jeden zespół soczewek do ustawiania ostrości (jak w większości
stałoogniskowych obiektywów), ale też drugi, odpowiadający za
dobre odwzorowanie obrazu przy dużym zbliżeniu.
To jedyne zaawansowanie naszej 90-tki,
bo Sigma nie chwali (chwaliła) się żadnym specjalnym szkłem
użytym do wyrobu soczewek. Nie ma ci ono żadnej super właściwości,
jak to się często dzisiaj stosuje w zaawansowanych obiektywach. Na
przykład szkło SLD. Dodajmy, że Włodzimierz Cimoszewicz nie ma z
tym SLD nim nic wspólnego. A, nie, przepraszam- ma! Zapewne ma takie
w swojej lornetce.
Sigma 90 Macro @ f/2,8 |
Wycinki z krawędzi powyższego zdjęcia. |
Wady chromatyczne na brzegach w naszej
Sigmie także wyglądają ładnie, tzn są niewielkie nawet na
otwartej przesłonie.
PORÓWNANIE
Z lewej Canon EF 85 f/1,8 USM, z prawej Sigma AF 90 f/2,8 Macro |
Wyraźna różnica w wielkości soczewek- z lewej Sigma 90/2,8 Macro, z prawej Canon 85/1,8. |
Są to obiektywy o zbliżonej
ogniskowej, ale ewidentnie różnym przeznaczeniu- w portretowym
Canonie jasność jest większa o półtorej działki, ale za to
możliwość zbliżenia do obiektu to tylko 0,85m co daje skalę
odwzorowania 1:7,69. No makro to to nie jest w najmniejszym stopniu.
Tylne soczewki także się różnią- z lewej Sigma 90/2,8 Macro, z prawej Canon 85/1,8. |
Zobaczmy jak sobie radzą.
Testy wykonywane na 400 ISO Canonem 5D z podparcia, zdjęte oczywiście filtry uv. Prawie pełen półprofesjonalizm.
Na pierwszy rzut oka widać podstawową
przepaść pomiędzy obydwoma szkłami- to kontrast. Winą jest
różnica czasów w jakich zostały wyprodukowane, a z nią jakość
powłok przeciwodblaskowych. Byle światło z kontry osłabia każde
zdjęcie z Sigmy- tak, że wychodzi ono znacznie bledsze niż z
Canona. Sigma jest ewidentnie obiektywem starszej generacji. Gdy
jednak przyjrzymy się ostrości w centrum kadru, pomijając niski
kontrast- o, tutaj Sigma wcale nie jest gorsza. A nawet-o dziwo- ciut
lepsza. Tak tak, Szanowni Państwo.
Na najwyższych przesłonach widoczne wszystkie paprochy na matrycy. Pełny półprofesjonalizm. |
Dodajmy, że obydwa obiektywy nie są nówkami sztukami nieśmiganymi- Canon 85 jest przy tym znacznie dłużej użytkowany niż Sigma niedawno wyjęta z pudełka- możliwe że nowa 85 zachowywała by się lepiej. Mój Canon 85 to dziesięcioletni weteran, wierny druh portretowy, z niejednej torby fotograficznej był wydobywany. Ale takie są realia- nie jestem Fotoblogią, ani żadnym Optycznym, żeby pchały się do mnie firmy celem przetestowania swoich nówek.
Ze względu na większą jasność
Canon zaczyna dwoma ustawieniami wcześniej- na f/1,8 i f/2,0. Nawet
w centrum jest przy tym. lekko miękki.
Potem dochodzimy do bezpośredniej
rywalizacji.
I tu jest nieźle! Na swoim pełnym
otworze przesłony, czyli na f/2,8 jest równie dobra co Canon na tym
samym ustawieniu! Gdy tymczasem dla canonowskiego obiektywu jest to
półtorej działki przymknięcia!
Potem obydwa szkła idą łeb w łeb
równą ostrością, aż do przesłony f/16, kiedy to Sigma jest ciut
ostrzejsza.Ho ho ho. A nawet hohohoho.
Przy f/22 jest już znowu równowaga-
obydwa obiektywy trochę miękną.
Gdyby nie ten słaby kontrast Sigma
mogłaby zaskoczyć niejednego. W skrócie dajemy 5 na 6. Nieźle!
No i jeszcze jedna ciekawostka- Sigma
MNIEJ winietuje na pełnym otwarciu niż Canon. No ale, w sumie
rzeczywiście, łatwiej tego dokonać inżyniersko w ciemniejszym
obiektywie.
Ciekawe co się dzieje na samym rogu
kadru?
Oooo, to było dla mnie wyzwanie. Któremu nie sprostałem. Pełny półprofesjonalizm. Otóż ustawienie Canona, tak żeby narożnik był rzeczywiście ostry- przy papierowej głębi ostrości na f/1,8- to było prawie nie do zrobienia. Minimalne dotknięcie pierścienia ostrości rujnowało trafienie w cel. Czterokrotne podejście spowodowało że obydwoma obiektywami są zdjęte różne kadry. No ale od biedy coś się da porównać.
Lecimy.
Canon zaczyna marnie- narożnik jest
miękki przy f/1,8 i f/2,0 i zaczyna być przyzwoity przy f/2,8. Na
otwartej przesłonie widać w rogu wyraźne wady chromatyczne.
Tymczasem Sigma jest już całkiem
niezła nawet na pełnym otworze- wyraźnie lepsza od Canona przy
f/2,8 i f/4, a już po przymknięciu do f/5,6 jest bardzo dobra i
trzyma tę jakość do f/16, potem przy f/22 słabnie.
Canon dogania Sigmę mniej więcej przy
f/8, a potem prześciga ją lekko, aż do samego końca- jest bardzo
dobry.
Sam się zaskoczyłem. Wygląda na to,
że Sigma ma lepszą ostrość w centrum, nieco lepszą ostrość na
brzegach przy niskich przesłonach (a niewiele gorszą przy wysokich)
i mniej winietuje niż uznawana za bardzo dobrą portretówka Canona.
To ci dopiero. I jeszcze kosztowała 1/3 ceny.
I jeszcze można nią strzelać
zbliżenia o jakich w 85/1,8 się nie śniło nawet Platonowi. A
nawet Nietschemu.
Z czego się śmiejecie? Z Nietschego.
Canon 85/1,8 ma dwie wyraźne przewagi
nad Sigmą- znacznie wyższą jasność, a zatem daje możliwość
używania znacznie mniejszej głębi ostrości- w sam raz do
portretów, oraz genialny, bardzo szybki i cichy autofokus.
Autofokus- ideał.
NA APS-C
Można powiedzieć, że jest jeszcze
lepiej. Mała klatka okroi nam obrazek, odrzuci obierki i zostawi sam
soczysty środek- ostrość na brzegach wygląda jeszcze wyższą, a
90-tka staje się przy tym porządniejszym teleobiektywem, który
sprawia wrażenie większego skompresowania widoku. Lubimy takie
kompresowanie.
Do tego, choć skala odwzorowania jest
taka sama jak na pełnej klatce, to element fotografowany na APS-C
wypełni większą część klatki. Całkiem fajnie. I głębia
ostrości będzie większa. Też fajnie- do makro.
SIGMA, CANON I SERWIS
Sigma 90/2,8 Macro należy do tych
obiektywów Sigmy, które gryzą się z cyfrowym Canonem EOS- to jest
współpracują tylko na otwartej przesłonie. To znaczy raczej Canon
gryzie się z nimi. Ale dzisiaj można taki obiektyw rechipować.
Nie można jednak
w tak wiekowym obiektywie np. wyregulować elektronicznie autofokusu,
ani nie można też za bardzo liczyć na jakieś części zamienne.
Taki mały ryzyk, fizyk i optyk.
W 1998 roku nasz
model został zastąpiona przez nowe obiektyw- 105/2,8 EX Macro,
dłuższy, z przesłoną przymykaną do f/45 i dający odwzorowanie
1:1 bez żadnych soczewek- dla miłośników zbliżeń intymnych z
jelonkiem rogaczem (he he) niewątpliwie lepszy.
NO I CO?
No i fajnie.
90/2,8 Macro to w rezultacie bardzo dobry obiektyw, zdolny chłopak,
wszechstronny i do fotografii zbliżeniowej i do portretowej. Zawodzi
właściwie tylko w jednej dziedzinie- słabego kontrastu.
Zwiększanie tegoż kontrastu podczas obróbki zdjęć w komputerze
jest wymagane.
No, ma jeszcze
wolny autofokus, ale przypadłość tą dzieli z większością
obiektywów makro. Znaczy się wiedziały gały co brały.
Plusy:
-bardzo dobra
ostrość w centrum kadru na wszystkich przesłonach-dobra ostrość w rogach kadru na pełnym otworze i bardzo dobra po przymknięciu
-solidna metalowa konstrukcja
-bardzo dobrze skorygowana dystorsja
-winietowanie zanika już przy f/4
-mało widoczne wady chromatyczne
Minusy
-bardzo słaby
kontrast pod jakiekolwiek światło-wolny autofokus
-makro jedynie 1:2
Więcej grzechów
Sigmy nie pamiętam, ale jestem tylko pełnym półprofesjonalistą
(Jak to będzie po angielsku? Full semi-professional? Coś w tym
guście).
Dalsze zdjęcia z Sigmy 90 Macro proszę
śledzić na Fotodinozie we wpisach serii Projekt Okrążenia Łodzi:
Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.LINK DO CHIPÓW POZWALAJĄCYCH NA WSPÓŁPRACĘ SIGMY Z KAŻDYM CYFROWYM EOS'em: LINK
Źródła i źródełka:
Testy:http://wendigo.altervista.org/sigma_90_macro.htm
Historia sprzętowa:
Makrooptyka:
kiedyś robiłem zakupy w macro, nie wiem czy to wiele wnosi do tematu
OdpowiedzUsuńZawsze coś, zawsze coś, Monsieur Hurgot. A zbliżenie było duże?
Usuńaha, zbliżeń kilka było, szczególnie że i towar niezły i obsługa przyjemna, przynajmniej w dziale rybnym - choć tak kolorowych jak na zdjęciach powyżej nie mieli
UsuńSzkoda. Już Pan Kleks mówił, że co kolorowe- to smaczne.
Usuńno tak, ja też wolę gdy jedzonko nabierze kolorku - taka np. kiełbasa zupełnie inaczej smakuje brązowa, a inaczej z domieszką bieli lub zieleni
Usuńmi sie wydaje ze lepsza ostrosc i mniej znieksztalcen w Sigmie to po prostu zalety mniejszych soczewek, a ze mniejsze soczewki to jednak nie same zalety to wada jest gorsza jasnosc, a gorszy kontrast to nie wiem czemu, moze brak jakis powlok filtrujacych na soczewkach?
OdpowiedzUsuńMasz Pan słuszność poniekąd. Łatwiej jest zaprojektować obiektyw ciemniejszy niż jaśniejszy- to na pewno. Brak zniekształceń na zdjęciach to jednak głównie zaleta dobrego zaprojektowania soczewek (odpowiedniej ich ilości, żeby odpowiednio korygowały drogę światła do matrycy) oraz wykonania tychże soczewek pod względem jakości użytego szkła i jego spolerowania.
UsuńGorszy kontrast ewidentnie od dużo słabszych powłok przeciwodbiciowych. W tej dziedzinie nastąpił i następuje nadal bardzo znaczący postęp. Notabene w czasach fotografii analogowej soczewki były często pokrywane przeciwrefleksyjną powłoką tylko od strony zewnętrznej- bo film nie odbijał za dużo światła. Natomiast Ty sam, jako znany rozbieracz i naprawiacz wszystkiego co elektroniczne zapewne widziałeś z bliska matrycę światłoczułą- świci się ona jak lusterko i daje wielkie odblaski w drugą stronę. W dzisiejszych obiektywach już się to uwzględnia przy powlekaniu.
Ten niższy kontrast to rzeczywiście powłoki. Przerabiałem głównie na sigmowej makrówce 50/2.8, bo 90/2.9 miałem króciutko. I właściwie nie wiem po co i dlaczego, bo w tym czasie byłem szczęśliwym posiadaczem Minolty 100/2.8. Muszę sobie przypomnieć...
UsuńA pięćdziesiątki rozdzielczością szły łeb w łeb, jednak Sigma miała zauważalnie niższy niż Minolta kontrast. Ale Minolta też nie była bez grzechu, co było przyczyną, że wypadła z moje stajni, a kupiłem właśnie Sigmę.
Jedna z wersji Sigmy 105/2.8 była przymykalna do f/45, ale tylko w niektórych mocowaniach - Minolta i Canon jeśli dobrze pamiętam.
Po pojawieniu się lustrzanek cyfrowych, przeróbka starych Sigm na wersje DG odbywała się najczęściej wyłącznie poprzez dodanie / poprawienie warstw z tyłu ostatniej soczewki. Wiadomo - odbicia od matrycy...
Dzięki za zlinkowanie do mojego tekstu o stałkach jako o pozytywnych spowalniaczach - co prawda tylko do fotoblogiowego klonu, a nie blogspotowego oryginału, ale wstyd byłoby marudzić :-)
Przyznam, że za pomocą Googla szukałem tegoż wpisu, ale Fotoblogia się tak mocno pozycjonuje (przynajmniej w moim googlu), że widać tylko ją. Poproszę zatem o stosowny link do Foto-nieobiektywnego w kometarzu.
Usuń:-) Nie dziwię się temu pozycjonowaniu Fotoblogii, bo Krzysiek Basel (naczelny) ciągle monituje autorów o starania w tym względzie. Boldowanie, pełne nazwy sprzętu, ba, nawet kropka zamiast przecinka w liczbie przysłony. Co się człowiek namęczy przy redagowaniu tekstów....
UsuńLink tu: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2014/12/3-s-czyli-pozytywne-spowalniacze-czesc.html
Gdy sam próbuję wyguglać, to przy haśle "pozytywne spowalniacze" pierwsze dwa wyniki są fotoblogiowe, ale trzeci jest już trafieniem w mojego blogspota.