wyświetlenia:

piątek, 14 października 2016

Taniej już było.

To była miłość czysto platoniczna. Na oczy nigdy nie widziałem przedmiotu tej miłości. Jest nim obiektyw, oczywiście.
Ta miłość, to także wyraz pewnego szacunku, czy nawet podziwu- jak dzielnie firma Sigma radziła sobie na rynku obiektywów do lustrzanek.
Ale każda miłość może się kiedyś skończyć (???). A ta kończy się symbolicznie.
Sigma 500 f/4,5 EX HSM odeszła ode mnie.

"Kochanie wróć, bo odejszłeś"
(tytuł poematu Krzysztofa Gol'a i Magdy Marciniak, którego nie mogę się doszukać w moich annałach. Może ktoś ze znajomych go pamięta? Druga część tego poematu nosiła tytuł "Kochanie, odejdź, bo przyjszłeś")

W latach 90-tych i 2000-ch nie było zbyt wiele szkieł, które nie miały bezpośredniej konkurencji, a ten właśnie obiektyw- Sigma 500mm f/4,5 do nich należał. Został stworzony kompromisowo, by walczyć o klienta z najlepszymi i podgryzać Canona, Nikona, Pentaxa i Minoltę. A może i świętej pamięci niemieckiego Contaxa? Bo w dawnych czasach wychodził także z tym mocowaniem.

Była to ukryta opcja japońska, tajny partyzant wśród żołnierzy regularnej armii. Kąsał z zaskoczenia po kostkach i zdobywał pole.


Kiedyś już testowaliśmy obiektyw 400mm- LINK i wyszło, że wszystko co sprzedają powyżej 300mm jest na ogół wypasione, ciężkie, drogie i profesjonalne. Amator zwykle nie silił się na taki wydatek, szybciej kupował jakiś telekonwerter. Mały wyjątek stanowili fotografowie przyrody- oni zawsze musieli mieć znacznie grubszy portfel. Żeby uchwycić te wszystkie niedźwiedzie brunatne i nie zostać zjedzonym z powodu zbyt krótkiej ogniskowej.

Prawie wszystkie obiektywy 500, 600 i 800 to były (i są do dzisiaj) szkła za bardzo grube pieniądze, takie na które pozwalali sobie tylko fotografowie zawodowi, którzy mogli narzędzie pracy wrzucić w koszty. Amatorzy chcący fotografować ptaszki bez uwięzi i słonie na safari mogli co najwyżej płakać i płacić. Dopiero w połowie lat 90-tych pojawiły się zoomy, które choć nie były jasne, ani najwyższych lotów, to przynajmniej od biedy na kieszeń amatorów (Sigma 170-500/ 5,0-6,3- 1994, Tamron 200-400/5,6 LD- 1994).
Ale zanim pojawiły się zoomy- Sigma już miała swojego 500/4,5. Czym on jest? Superteleobiektywem profesjonalnym (prawie) za pół ceny. Przy czym pół ceny niestety nie oznacza- tanio. No ale to jednak pół kwoty jaką trzeba wydać na Canona 500 f/4 L.
Parametry jasności ma profesjonalne, o ile tylko nie zwrócimy uwagi na ostatnią cyferkę w nazwie.

Ja poznałem Sigmę 500/4,5 w czasach, gdy był to obiektyw serii EX i z ultrasonicznym silnikiem HSM, i często o nim myślałem, zagłębiony kontynualnie w katalogu Sigmy na rok 2001.
Wyobrażałem sobie wtedy, że mógłbym zostać fotografem dzikiej przyrody. No ale do roku 2016 nie spotkałem nigdy niedźwiedzia brunatnego-(LINK ze spotkania z niedźwiedziem) i w końcu mi przeszło.
Tymczasem Sigma 500/4,5 występowała na rynku już od 1988 roku, a więc niemal od początków istnienia systemów autofokus. Na początku nazywała się 500 f/4,5 APO i produkowano ją przez 10 lat.
Miała konstrukcję z 10 soczewek pracujących w 8 grupach, długość 312mm (bez osłony) i wagę 3,2 kg.


Potem od 1999 przyłączono 500-tkę do profesjonalnej serii EX i dodano wspomniany HSM. Soczewek było teraz 12, w 9-ciu grupach, długość obiektywu to 349 mm, a ciężar zmalał nieco do 3,1 kg.

W 2005 zmodyfikowano ją pod aparaty cyfrowe, i przez następne 11 lat nosiła oznaczenie
500 f/4,5 Apo EX DG HSM.
Konstrukcja, ciężar i długość nie zmieniły się. Należy przypuszczać, że poprawiono powłoki przeciwodblaskowe i oprogramowanie.

Potężna ogniskowa, duża jasność, silnik ultrasoniczny. Prawie jak białe lufy Canona i czarne Nikona. No, była oczywiście różnica- pół działki przesłony.
Przesłona f/4,5 była najbardziej marketingową wartością na rynku. Działała na podświadomość kupującego.

Ж Ж Ж Ж Ж Ж

Dla lajkoników:
Przesłona minimalna obiektywu, to umowna wartość średnicy przedniej soczewki do długości całego instrumentu. Umowna, bo w czasach współczesnych, za sprawą skomplikowania konstrukcji i zastosowania kilku lub kilkunastu soczewek- realna długość obiektywu jest zawsze znacznie krótsza niż jego deklarowana ogniskowa. A można powiedzieć, że z każdym nowym modelem staje się jeszcze krótsza. Canon właśnie już projektuje innowacyjny obiektyw 600 milimetrów, nie przekraczający fizycznie długości 40 cm.

Zasada logiczna jednak nie zmienia się- aby minimalna przesłona obiektywu była duża (o niskiej wartości), czyli jego jasność wysoka- im dłuższa ogniskowa, tym większą przednią soczewkę musimy zastosować. Wraz z nią wzrasta i średnica kolejnych soczewek w jego wnętrzu, a także średnica tubusa. Wzrasta zatem dramatycznie koszt produkcji takiego długiego obiektywu, bo koszt wyprodukowania i polerowania soczewek stanowi ewidentnie największy procent jego ceny.

Wartości przesłony mierzy się w stopniach zwanych EV. Każdy kolejny stopień przesłony jest wartością poprzedniego pomnożoną x1,4. Każdy kolejny stopień daje realny efekt zmniejszenia przepływu światła dwukrotnie.
Ciąg wartości przesłon wygląda następująco:
f/1 – f/1,4 – f/2 – f/2.8 – f/4 – f/5.6 – f/8 – f/11 – f/16 – f/22 – f/32 – f/45 – f/64 itd.

W każdym obiektywie znajduje się mechanizm przesłony, którym można regulować dopływ światła do aparatu- poczynając od otworu względnego obiektywu- czyli od tej wartości jaką ma w nazwie. To co ma w nazwie określa zatem czy obiektyw jest jasny czy nie bardzo.
Obiektywy bardzo jasne, to te które mają wartość otworu względnego od f/1 (jest na świecie kilka modeli, które mają jasność o jeszcze mniejszej wartości niż f/1) do f/2- na ogół obiektywy o tej jasności nie przekraczają ogniskowej 200mm, a w stronę szerokiego kąta- 20mm. Przekroczenie tych wartości powoduje już gargantuiczne rozmiary tak jasnych obiektywów, które muszą mieć wtedy przednią soczewkę wielkości średniej pepperoni. Ich cena, ciężar oraz rozmiar raczej nie byłaby zachęcająca dla potencjalnego targetu.

Profesjonalne teleobiektywy powyżej 200 mm zwykle projektowane są o jasności f/2,8 a powyżej 400mm jako f/4. Tutaj większa niż f/4 jasność powodowałaby taki rozmiar, jaki spowodowała w zoomie Sigma 200-500 f/2,8- słabo on się nadaje do noszenia w pojedynkę. Trzeba go nosić samowtór przynajmniej. Albo samotrzeć. No ale rekord został pobity- to najjaśniejsza 500-tka w historii
Sigma 200-500/2,8, długość 73 cm, waga 15,7 kg

Lustrzanki mierzą światło z krokiem co 1/3 EV, zatem ciąg wartości przesłon jaki jest dostępny fotografowi jest nominalnie bardziej rozdrobniony:
f/1 – f/1,1– f/1,2- 1.4 – 1.6 – 1.8 – 2 – 2.2 – 2.5 – 2.8 – 3.2 – 3.5 – 4 – 4.5 – 5.0 – 5.6 – 6.3 – 7.1 – 8 – 9 – 10 – 11 – 13 – 14 – 16... itd. (czerwonym zaznaczono pełne wartości EV)



Ж Ж Ж Ж Ж Ж Ж

Sigma zaprojektowała w 500-tce przesłonę f/4,5 „wyglądającą prawie tak samo” jak f/4 konkurencyjnych Canonów i Nikonów, ale dającą obiektyw ciemniejszy o 1/3 EV, mniej kosztowny w produkcji i bardzo konkurencyjny cenowo.

Jedna- trzecia działki?- myślał sobie kasiasty fotograf amator- to właściwie bardzo niewiele, nieprawdaż? A jaka różnica w cenie! Nie muszę sprzedawać mojego Mercedesa, wystarczy że sprzedam Golfa żony.

Wydawałoby się, że po tym jak Sigma zrobiła wtopę wizerunkową, kiedy to seria jej obiektywów nagle zaczęła być niekompatybilna z Canonem (co prawda za sprawą Canona) ciężko będzie odzyskać zaufanie profesjonalistów. Ale cena czyni cuda i Sigma 500/4,5 zrobiła wśród foto-przyrodników pewną karierę. Oceny były bardzo pozytywne:
Testy zresztą też:

No a jak odnalazłem ów obiektyw w podpisie zdjęcia nominowanego do Wildlife Photographer of the Year, no to stwierdziłem że z Sigmą nie jest tak źle.
Bo w ogóle to Wildlife Photographer of the Year zamieszcza bardzo interesujące podpisy pod zdjęciami – jakim to sprzętem została zrobiona dana fotka, co może być podnietą dla onanistów sprzętowych w typie Fotodinozy.
Skala sprzedaży nie była wielka, ale Sigma wzmocniła ofertę superteleobiektywów wspomnianymi wyżej zoomami, a do 300mm miała do wyboru kilka obiektywów ze światłem f/2,8 i f/4.

Dzisiaj na ostatniej Photokinie zaprezentowano następcę naszego marzenia bizmesmena. Nazywa się całkiem podobnie, tylko ma stabilizację obrazu, parę uszczelnień, a z nazwy zniknęła ostatnia cyferka. To 500 f/4 OS DG HSM serii Sport.
Jest o ponad 1000 dolarów droższy niż poprzednik.

W latach 90-tych i 2000-ch Sigma była taką Skodą rynku fotograficznego. Dobrą i za dobre pieniądze. Niestety zapragnęła zostać jednak BMW. Zmiana image'u została wzmocniona premierą obiektywu jakiego jeszcze świat nie widział- działa najcięższego kalibru- wspomnianej 200-500/2,8, tej co to trzeba ją nosić samotrzeć. Najdłuższego obiektywu ze światłem f/2,8.
Od tamtej pory można notować aspiracje Sigmy do wspinania się o stopień wyżej przy prezentacji swoich kolejnych premier.

Pompuj, pompuj, pompuj człowieniu!
Trenuj, a ujrzysz progres w okamgnieniu.
Nawet gdy ktoś rzuci ci wyzwanie
Jak Spartanie- vis a vis wygranej staniesz.
(cytat)

Każdy nowo wypuszczany obiektyw Sigmy jest ostatnimi czasy znacząco lepszy od poprzedników. Zwykle jaśniejszy. Zwykle stabilizowany, wypasiony i bardzo dobry optycznie. To nawet zrozumiałe, że żądają za niego więcej kasy.
Niefajne tylko, że z rynku znikają jak kamfora te tańsze, starsze wersje, a zostaje na nim sam cud miód i malina, ale za znacznie większe pieniądze. Ech, gdzie ci Cyganie (cytat), gdzie te czasy, gdy Sigma sprzedawała swoje 24/2,8 Super Wide Macro za pół ceny canonowskiego odpowiednika. Dzisiaj różnice cenowe zrobiły się niekiedy kompletnie odwrotne! Zdarza się, że obiektywy Canona, Nikona czy Pentaxa są tańsze, niż najnowsza, bardziej wypasiona Sigma.

Chińczycy i Korea na razie nie wypełniają za bardzo swoich obowiązków i nie wypełniają luki w ofercie obiektywów autofokus. Jeden Yongnuo wiosny nie czyni.

Jest to wszystko kolejną cegiełką dla takich jak ja nostalgików, żeby tęsknić za starymi dobrymi czasami. Czasami, kiedy Sigma była pretendentem, a nie aspirantem do lidera. Bo teraz to już sami liderzy dookoła. A pretendentów ani widu, ani słychu. Wszechogarniający prestiż. Taniej już było.

Sigmo 400 f/4,5 HSM, spoczywaj w pokoju! (Na allegro i e-bay'u).

Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.







6 komentarzy:

  1. fajnie, ze jest czesc dla lajkonikow, choc i tak niezbyt lopatologiczna, no ale rozumiem ze to jednak trzeba sie na tym znac, miec jakies podstawy znaczy, to tak jak ja bym mial napisac poradnik wymiany uszczelki pod glowica zaczynajac od tego co to jest silnik ;)

    do tego pomieszane jednostki 600mm i 40cm (no dobra czepiam sie, ale zawsze)
    rozumiem wiec ze im mniejszy dzielnik tego "f" tym lepiej? a zamykajac przeslone irysowa wzrasta ten dzielnik?
    to EV to co to tak na prawde? chyba nie "elektronovolty" ? :)

    przyznam bez bicia ze na fotografie analogowa niebardzo sie zalapalem (a tam trzeba bylo tym wszystkim krecic bo jednak na Zenita malo kogo bylo stac), tzn jeszcze nie tak dawno byla ona w sumie standardem, ale koszt wywolywania filmu i odbitek byl dla mnie nieadekwatny do efektu czyli po prostu zdjecia, wolalem zawsze kupic sobie cos fajnego na zlomie, a potem zaczely sie najprostsze cyfrowki, w ktorych co prawda nie wiele bylo widac, ale przynajmniej robienie zdjec nic nie kosztowalo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie odpowiedzieć.

    Jednostki pomieszane bo w mm mowa o ogniskowej, a w cm mowa o fizycznej długości obiektywu.

    W fotografii nie ma "im czegoś więcej to zdjęcie będzie lepsze". Wszystko zależy od tego co na tym zdjęciu ma być;)

    Im mniejsze "f" tym więcej światła. Zdjęcia mają mniejszą głębię ostrości (czyli wychodzi ostry kwiatek, ale liść za kwiatkiem już jest rozmazany), ale można zrobić "szybsze" zdjęcia. Przy dużych ogniskowych (dużym "zoomie") konieczne jest jak najniższe "f" żeby zdjęcia wyszły nieporuszone bez statywu.

    Jak zamykasz przysłonę to liczba "f" wzrasta, a ilość światła maleje.

    EV to Exposure Value. W dużym uproszczeniu - jeśli chcesz uzyskać zdjęcie o danym poziomie naświetlenia (odpowiednio jasne) to musisz utrzymać pewien stosunek ilości światła (liczba "f" i warunki panujące podczas robienia zdjęcia) i czasu naświetlania. Elektronika aparatu "kombinuje" jak zrobić "dobre" zdjęcie. W trybach automatycznych elektronika zajmuje się wszystkim. Ale może okazać się, że w pochmurny dzień wymyśli sobie, że zrobi wszystko aby zdjęcie było jasne jak w słoneczny dzień i wówczas do gry wkraczasz Ty - użytkownik. Przestawiasz w aparacie korektę "EV" na wartość np. -1 to aparat albo ustawi czas naświetlania na dwukrotnie krótszy, albo zamknie przysłonę o jeden rozmiar (czyli np. z wartości 5.0 na wartość 5.6).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten poemat to były raptem dwie piosenki. Przytoczone przez Ciebie tytuły to tylko projekt songu. Postał chyba inny wykorzystujący pomysł wykpienia pop-music, z frazą "jak tygrys oszalały rozbiłeś Wóz Drzymały", ale nie pamiętam dokładnie, jak to było. W każdym razie pisaliśmy na przemian po jednym wersie. Muzyki nie było, bo nikt o tym nie pomyślał.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.