wyświetlenia:

wtorek, 31 marca 2015

Faktury Łodzi czyli Trabant plastich ist fantastich. Soligor 19-35/3,5-4,5

Znowu o mieście będzie. I o Trabancie.
Trabant

O, to nie jest to co miała Ciocia Ania- plastikowy pojazd pachnący kazeiną i spaliną dwusuwową. To będzie Trabant z silnikiem Volkswagena co najmniej, a może i nawet wersja rajdowa. Mocny duch w słabym ciele. Tak jak Trabant zmotoryzował NRD, tak Cosina produkując pod dwunastoma nazwami swój obiektyw, sprowadziła szeroki kat pod strzechy fotoamatorów. O nazwach było już napisane: http://fotodinoza.blogspot.com/2015/03/nie-trojaczek-z-kolina-tylko.html, teraz będzie nieprawdziwy test samego obiektywu. 
Kto chce prawdziwy- może go znaleźć tu, w starym Popular Photography z lipca 1996:




W latach 90-tych był to najtańszy szeroki kąt poniżej 20mm, nie dość tego- stosunkowo jasny, nie dość tego- szerszy niż porównywalne firmowe zoomy o 1 mm. Niby nic- a cieszy, proszę państwa. A o ile cieszy? O tyle:



A dlaczego Trabant? Tak jest nazywany u nas, a w anglojęzycznej części internetu znany jest jako "Plastic Fantastic". Parę innych obiektywów też tak nazywają, jakby co.



Co można sobie pomyśleć, mając w ręku taki zoom? Można sobie pomyśleć, że narzekania jakie słychać na plastikowość 19-35/3,5- 4,5 są wydawane przez jakichś purystów wyjątkowych, wychowanych na mleku, miodzie i L-kach Canona.

No owszem- jest plastikowy, ale robi bardzo przyjemne wrażenie, nic nie puka, nic nie stuka- tylko lać paliwo i jeździć tym Trabantem. Pierścień zooma chodzi z odpowiednim oporem, nie czuć żadnych luzów, wszystko sprawia wrażenie porządne. Jedynie do pierścienia ostrości można się doczepić- jest wykonany na zasadzie coś za coś- dużo szerszy niż w amatorskich Canonach, ale obraca się wraz z przednią częścią tubusu, więc przy włączonym autofokusie trzeba trzymać paluchy z dala od niego.

Główną kontrybucją jaką zapłacono na rzecz niskiej ceny jest obracająca się przednia soczewka, która utrudnia życie tym, którzy chcą używać filtra polaryzacyjnego. Filtrem tym trzeba kręcić niczym Zbigniew Kręcina, a za każdym razem gdy wyostrzymy zmieni się jego położenie.

Myślę że główny powód dla nazywania go niepochlebnym przydomkiem jest taki, że zrobiono go z gładkiego, satynowo błyszczącego plastiku.



Kształt zwarty, niezaduży. Metalowy bagnet. Na pierścieniu charakterystyczny znak "AF", podkreślający napęd- występował ten znaczek niemal w każdej wersji tego szkła. Skala ostrości zrealizowana bardzo prosto, ale skutecznie- duże cyfry namalowano na obracającym się pierścieniu ostrości.

Szerokie były pola wszechświatowych rynków, na jakich był sprzedawany. Bo był to, zupełnie inaczej niż Trabant- obywatel świata. Myślę że nie sprzedawano go tylko na Antarktydzie i w Arktyce, a i to tylko dlatego że tam- biało dość (cytat). Może trzeba by nakręcić o tym film, skoro o Trabancie się udało. Byłby to film w którym na przykład rzesza japońskich turystów zwiedzałaby świat i w każdym odwiedzanym kraju napotykałaby innych turystów z takim samym obiektywem, tylko inaczej obmarkowanym. To by było coś! Muszę zacząć pisać scenariusz- wiążę z tym duże nadzieje- budżet będzie musiał być duży, sporo zagranicznych plenerów- można by trochę pozwiedzać.



Tymczasem postanowiło się pozwiedzać trochę bliższych okolic, żeby móc je zsamplować jako sample.

I tym razem postanowiłem podejść do zdjęć programowo. Program intelektualny do nich stworzyć o ile intelekt pozwoli. Tak zwaną nadbudowę. Klucz.

Kluczem tym otworzymy jakieś drzwiczki w umyśle, żeby się lepiej fotografowało. Bo lepiej fotografować przez otwarte drzwi, niż przez zamknięte.

No i jest taki klucz. Znalazł się:



Faktury miasta


Każde tam miasto ma jakieś faktury. Nasze też. I chciałem złapać kilka takich faktur, które inne miasta nie mają. Chciałem z bliska oblizać takie faktury i podać je w łódzkim sosie. Nie jestem przekonany czy się udało. No widokówkę z Łodzi chciałem zrobić, no dobra, niech już będzie, bez tych filozoficznych dywagacji.



Soligora Cosinę miałem tu za sojusznika. Plan był na zdjęcia szerokie i dużą głębię ostrości, a przy tym maksymalne zbliżenie. Zdjęcia powstały zatem na obszarze przesłon, w jakie się nigdy nie zapuszczam- prawie wszystkie na maksymalnie zamkniętej, lub ledwo kroczek przed. Pozazdrościło się Anselowi Adamsowi. Mogę już teraz zakładać legendarną grupę fotograficzną "f22" (bo większej cyferki w Soligorze nie ma), jeszcze tylko wymyśleć jakiś system strefowy i już. Sława i chwała. Na razie co prawda słaba i chała.

System strefowy- tak. Łódź ma taki. W niektórych strefach można dostać po mordzie w biały dzień, a w niektórych nie. Ale i tak ją lubię.

Blacha lakierowana
Cegła, szkło, aluminium
Mur, beton, ŁKS
Żeliwo burzowe
Żeliwo pamiatnikowe, kostka betonowa

Chlorofil
Klinkier
Stal ocynkowana (wszechobecna)
Spiż
Żeliwo, beton, bruk (to zdjęcie wymaga komentarza- wszystko tu trochę krzywe. Ale pomyślałem- nie będę prostował, skoro krzywe)
Cegła, obręcze stalowe, jedne z ostatnich

Żeliwo, cegła
Brąz

Co do faktur Łodzi, to owszem, na pierwszy ogień poszła Manu-faktura. Ale były też inne faktury.

Nie wiem czy to faktury wyjątkowe. Możliwe, że i w innych miastach są takie. Tak się jakoś same nawinęły pod wspomniany obiektyw. Bardzo się jeszcze zastanawiałem nad fakturą fontanny przed Teatrem Wielkim, ale jest mi ona wrogą fakturą. Czy też ja jej? No nie wiem. Być może zabrakło paru bardziej współczesnych faktur. Ale nie. Jest przecież najbardziej współczesna łódzka faktura ocynkowanego płotu budowlanego.

Projekt jest nieskończony. Może jeszcze się będzie go kończyć, a może już tak zostanie, zaczęte i nieskończone.

Właściwie- nie taka jest Łódź, jak na tych zdjęciach. Nie taka do końca. Ale czy da się zrobić coś w dwóch słowach czy w pięciu obrazach? Pewnie nie. To taka trochę turystyczna Łódź przekręcona obiektywem Soligor na drugą stronę, wedle klucza. Może lepiej byłoby zgubić ten klucz?



Wszystkie te zdjęcia były poddane drobnym zabiegom dokontrastujacym i przyciemniającym, więc nie dają ani prawdziwego obrazu miasta, ani prawdziwego obrazu z obiektywu. Dla miłośników obiektywów, na pohybel miłośnikom miast damy także zdjęcia bez obróbki (zmniejszone) i bez kluczy i bez przesłon maksymalnych:

Soligor 19-35 + Canon 6D, 19mm f/9 ISO 100, Łódź- Park im. St. Radwana
Soligor 19-35 + Canon 6D, 30mm, f/11 ISO 100, Łódź- budowa nowego Dworca Fabrycznego, po prawej u góry- rewitalizowana elektrownia EC1.
Soligor 19-35 + Canon 6D, 35mm f/20 ISO 125, Łódź- nazwy ulic na tabliczkach.
Soligor 19-35 + Canon 6D, 19mm f/11, ISO 100, Komentarz: dach tego budynku był krzywy, owszem, ale nie aż tak jak na zdjęciu- to krzywi Soligor na 19mm.
Soligor 19-35 + Canon 6D, f/13 ISO 100, Łódź- ex Fabryka Poznańskiego, ex Zakłady im. Marchlewskiego, akt. Hotel Andels
Soligor 19-35 + Canon 6D, 19mm f/10 ISO 100, Łódź- elektrownia EC 2 + ptak kawka


Tutaj jakby trochę większa prawda o Łodzi się zapisała. Chyba.



Obiektyw

Jak się fotografowało Soligorem- Cosiną? To zależy do czego przypiętą. Szczerze mówiąc na APS-C Soligor wiosny nie czyni i jeżeli ktoś chce go używać tylko na małej klatce- nie zobaczy jakiejś wielkiej różnicy w porównaniu z obiektywem kitowym (mowa o nowszych kitach, z IS, te starsze będą słabsze od Cosiny), a Soligor jest jednak wobec nich mniej uniwersalny. Natomiast chętni na używanie go z pełną klatką, obojętne- cyfrową czy filmową- o, ci dostaną kremdelakrem, szerokokątność wielce szeroką i pociągającą.

Dlatego po przypięciu Soligora do Canona 6D przypiąłem się na tydzień do tego zestawu i nie chciałem się odpiąć.

Ma ten obiektyw swoje pewne, niezbyt wielkie wady, z pewnością nie jest złym wyborem. Jest wart wydanej kasy, po prostu. Bardzo go polubiłem. Bo ja to w ogóle- lubię obiektywy.



Skrótowo:



Zalety

+ bardzo dobra relacja cena- jakość

+ dobra ostrość od pełnego otworu, po przymknięciu o pół działki- bardzo dobra

+ przyzwoicie mała minimalna odległość ostrzenia (około 0,5m)

+ cichy i dość szybki autofokus





Walety:

- słabe zachowanie pod światło- liczne bliki

- wyraźne i mocne geometryczne wady obrazu na 19mm

- winietowanie na 19mm na pełnym otworze

- obracająca się przednia soczewka



Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty


Jeżeli się podobało - byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie udostępnienia.
Dzięki!



Różne takie:

http://www.fotopolis.pl/n/2005/cosina-19-35-mm-f35-45-dla-oszczednych/

http://klubkm.pl/forum/showthread.php?t=3729

http://radojuva.com.ua/2013/11/cosina-mc-19-35-mm-3-5-4-5-af-nikon/

piątek, 27 marca 2015

Ludzie! Zburzyliśmy ikonę miasta!

Carl De Keyzer, Łódź 1994
Przebudowa centrum i Dworca Fabrycznego jaka się właśnie w Łodzi odbywa wymagała zburzenia Hotelu Centrum.

Hotel ów- wieżowiec z czasów głębokiego i szerokiego Gierka (lata 70-te), stojący na wprost dworca był taką sobie modernistyczną architekturą, lekko zapuszczoną i zakurzoną, ale nadal trzymającą się kupy. Od biedy.

Odkryłem straszną prawdę.

To był międzynarodowy błąd.

Zdaje się że nasze miasto popełniło błąd życia.



Bo cóż- wieża Eiffla jest najczęściej fotografowaną budowlą świata. Strzelają jej portrety zarówno amatorzy, jak i profesjonaliści, rodziny uśmiechają się na jej tle i zakochane pary całują się namiętnie na tle stalowych kratownic. Symbol.



Niechcący zburzyliśmy taki symbol.



Co? Że nikt nie widział turystów fotografujących się pod Hotelem Centrum? No, może i nie widział. Ja też nigdy nie zrobiłem zdjęcia temu budynkowi. Jakoś nie przychodziło mi to do głowy.

Ale może to był błąd. Dołączyłbym wtedy do elitarnego grona fotografów agencji Magnum, którzy uznali ten obiekt za sens naszego miasta.

Wyobraźcie sobie, że gdy przejrzeć zasoby Magnum, najbardziej zasłużonej agencji fotograficznej świata, spółdzielni fotografów założonej przez Cartier- Bressona, Roberta Capę et consortes, gdy przejrzeć te zasoby wyszukując zdjęcia z Łodzi- Hotel Centrum awansuje o trzy gwiazdki do góry.

Wyobraźcie sobie, że był to najczęściej fotografowany przez najwybitniejszych fotografów obiekt. Na Magnum Photographers jest 35 zdjęć oznaczonych jako zrobione w naszym mieście. Aż 9% zdjęć przedstawia Hotel Centrum (no dobra, zakrągliłem dwa miejsca po przecinku).



Jedno z tych zdjęć zrobił Mark Power w 2005 roku. O Powerze pisało się tutaj, więc już się pisać nie musi- zarejestrował całą polską transformację.
Mark Power, 2005
 Dwa następne strzelił Carl de Keyzer, belgijski fotograf, znany ze zdjęć dokumentujących upadek Związku Radzieckiego. W 2003 roku sfotografował dawne rosyjskie Gułagi, przemianowanie dzisiaj na zwykłe więzienia, a w 2012-tym wydał bardzo ładny nastrojowy i klimatyczny album dokumentujący europejskie wybrzeża. Można je obejrzeć na jego stronie: http://www.carldekeyzer.com/projects/.

De Keyzer odwiedził Łódź w 1994 roku i zrobił dwa bardzo dobre zdjęcia sytuacyjne pod hotelem:

Carl De Keyzer, 1994
Carl De Keyzer, 1994

Carl De Keyzer został członkiem stowarzyszonym Agencji Magnum w 1992 roku, a od 1994 jest członkiem pełnoprawnym. Jego zdjęcia idealnie wpisują się w styl Magnum. Bo przecież coś takiego jak styl Agencji Magnum- istnieje, pomimo indywidualnych stylów, jakie tworzy zespół fotografów. Nie jest łatwo powiedzieć- co to takiego jest, ten styl. Ale jest. Być może jest to nieodłączne związanie treści reporterskich z wybitną estetyką, przefiltrowaną przez niedosłowność. Bo na tych zdjęciach jest więcej, niż tylko reporterska sytuacja, jest pewna historia, opowieść i jest napięcie, nastrój. I my jakoś odbieramy ten nastrój wewnętrznie, coś w nas (we mnie) to zdjęcie potrąca, jakieś struny klimatów czy wspomnień. Pociąga.

No a przecież niby pies ma ucięty łeb na tym zdjęciu i kompozycja jest przez to dziwna. Ale właśnie ten pies jest ową esencją, która robi z tego kadru to "coś"- ten pies przełamuje schemat i ten pies daje zdjęciu dynamikę, podkreśloną błyskiem lampy. Pies wyskakuje ze zdjęcia i jest kontrastem ze statycznymi strukturami świętej pamięci hotelu.



Obydwa zdjęcia De Keyzera mają z resztą podobną konwencję, na obydwu występuje dynamiczny ucięty obiekt, który jak dynamit wybucha kontrastem do reszty. Wszystko ma jakąś umowność, sztuczność i dzikość. Dla mnie to niejakie symbole okresu przemian. Coś się kończy, coś się zaczyna. Chaos.


Hotel Centrum, w którym tuż po upadku zdychającego komunizmu zorganizowano kasyno, na tle przaśnego, zastygłego w XIX wieku, przemysłowego miasta wyglądał jak złoty ząb błyszczący w mroku- stawał się symbolem przemiany, nieco nowobogackich aspiracji. W sam raz nadawał się do zdjęć. Popieram. Popieram, Panowie z agencji Magnum. Też bym mu zrobił zdjęcia. Niestety za późno.

Hotel Centrum wygląda dziś następująco:



Ponieważ budynek Hotelu Centrum powstał w 1976 roku i dotrwał do 2014-go, zdążył się zapisać jako tako w historii miasta- jako najwyższy hotel w Łodzi, oraz jako miejsce zameldowania paru sławnych osób przyjeżdżających do nas. Charles Aznavour, David Lynch, liczni sławni operatorzy z Camerimage. Wielu Łodzian darzyło Hotel sentymentem, wzmocnionym alkoholizacją podczas Camerimage'owego afterparty, choć ja do nich nie należałem, przyznaję się bez bicia. I bez picia. Dopiero niedawno, jak z budynku zaczęły odpadać elewacje zaczął mi się podobać- w parterowych częściach likwidowanego hotelu pojawiły się wtedy anarchistyczno- designerskie butiki. No i ledwo zacząłem zwracać na Hotel Centrum uwagę- a tu bum, zburzyli.

 foto: Grzegorz Gałasiński- Dziennik Łódzki

Ja mówiłem, ja mówiłem żeby nic nie zmieniać! Nie kopać wielkiej dziury w środku miasta, w której ma zniknąć główna arteria- nikomu to niepotrzebne. Od razu przebudowa dworca Fabrycznego kojarzyła mi się z Detroit- tam też receptą na kryzys miasta miała być renowacja istniejącego gigantycznego dworca. Filip Springer co prawda pisze w ostatnim Tygodniku Powszechnym, że Łodzi do Detroit raczej daleko, że miasto panuje nad sytuacją i wszystko zmienia się na lepsze. Niech mu będzie. Ale znamienne jest to że i Łódź i Detroit remontują i budują swoje wypasione dworce właśnie w chwili, gdy ilość mieszkańców tych miast drastycznie maleje...

Tutaj jest sporo argumentów dla wesołych pesymistów, takich jak ja:




No i do tego wszystkiego zburzyliśmy nie stary hotel, tylko międzynarodową fotograficzną ikonę, klękajcie narody.

I co my teraz zrobimy, panie mecenasie?



Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty.






poniedziałek, 23 marca 2015

Najprawdziwszy Samyang autofocus!!!



To będzie news. Tylko u nas- na Fotodinozie!!!



Samyang wreszcie zaczyna produkcję obiektywów autofocus!- takie nagłówki przelatują od 2012 roku przez portale fotograficzne i fora internetowe.

Potem jest cisza.

Samyang dalej robi tylko manualne szkła.

Na forach internetowych znowu wraca jęczenie- czemu nie zrobią niczego z automatycznym ustawianiem ostrości, przecież to byłby hit. Nawet Chińczycy to potrafią.



Widać, że jest w narodach, nie tylko polskim narodzie, tęsknota za autofokusem i że koreański Samyang jest ceniony i lubiany. Zasłużył.



Samyang wydaje się w Europie nowym graczem, ale jest to miraż, zwid, ułuda i nieprawda- istnieje nie od wczoraj, a nawet nie od przedwczoraj.

To firma znana od dawna (1972 rok założenia) znana od lat w USA, a od paru lat coraz bardziej znana na polskim i europejskim rynku, bo miesza szyki dużym producentom. Oni tak w te szyki ustawieni, a tu myk Samyang się przemknie i sprzeda. Producenci First Party wymyślają, produkują wprowadzają nowe modele- a tu Samyang za pół ceny wygrywa wszystkie konkursy ostrości i jakości obrazu. Normalnie ideał. Tylko autofokusa nie ma.



Samyang jednak chwali się swoim dziedzictwem bardzo ogólnie. Z jego strony internetowej można dowiedzieć się jakie nagrody dla biznesu zdobywał, ale nie- jakie obiektywy produkował, co dla fanatyków sprzętowych i poszukiwaczy zaginionych arek byłoby najbardziej interesujące. Co nam tam nagrody dla biznesu! Dawać mi tu te ciacha! (cytat).



Przypadki rządzą światem. A Fotodinozą, to już w ogóle.



I tak sobie przeglądam tymczasem i przeglądam te "Popular Photohgraphy" z lat 90-tych i w jednym z nich- spis wszystkich obiektywów zoom na amerykańskim rynku. No i fajnie. Przejrzałem pod kątem słynnej Cosiny 19-35 i jej licznych klonów, a tu na końcu- Samyang. No i fajnie. Patrzcie państwo- Samyang już 20 lat temu atakował rynek USA. Przeleciałem spis, nie spodziewając się niczego ciekawego, a tu jak wół przy dwóch obiektywach "sposób ogniskowania- autofokus".

Co proszę?

To tu na wszystkich forach i portalach świata jęczenie, żeby wreszcie wstawili AF do swoich szkieł, a tu właśnie już to zrobili? I to 20 lat temu???

Niemożliwe. Telewizja kłamie.

Szukamy w Googlu, naszym wszystkowiedzącym patronie. Pierwsza strona, piąta strona, dziesiąta strona. Nie ma. Musi- błąd w druku.

Następna strona. Są!

Były co najmniej cztery Samyangi autofocus:

28-70/ 3,5-4,5


35-135/3,5


70-200/4,5-5,6




I podobno nawet 70-210/4, ale zdjęcia już nie znalazłem.

Na pudełkach napis- "Kalimar". Była to marka w USA istniejąca od 1952 do 1999-go, należąca do Tiffena, pod którą sprzedawano głównie rebrandowane manualne szkła z ZSRR. Jak się okazuje- także z Korei.

Kolejny raz się potwierdza: Lepsze jutro było wczoraj.

Jestem w kompletnym szoku. Te obiektywy nie przypominają żadnego modelu żadnej innej firmy. Ani Sigmy, ani Tamrona, ani Cosiny. Nie wyglądają na licencję. Wyglądają nieco niezgrabnie i wydaje się że są to autorskie obiektywy Samyanga.

Same pytania cisną się na usta:

Dlaczego Samyang produkował takie coś, a teraz nie produkuje?

Dlaczego wszystkie dzisiejsze Samyangi są manualne, skoro wszyscy chcieliby je widzieć autofokusami?

Dlaczego nie przebiły się te obiektywy?

Jak opracowano protokoły elektroniczne pozwalające na współpracę z aparatem? Kupiono licencję? Czy zrobiono reverse engineering, (jak podobno w Sigmie)?

Dlaczego tak ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje o nich?



Napisałem w tej sprawie do Samyang Optics Korea. Korea nie odpowiedziea, choć maila przeczytała.
Mieli szansę, mieli szansę- dałem im szansę, choć marną.
Skoro nie mają ochoty chwalić się swoimi dawnymi produktami, pomimo hucznych zapowiedzi o doskonałym kontakcie z klientem- "Samyang Optics is always wide open to customer" "If you have any questions about us, please feel free to contact us with the phone/email.
We aim to provide the very highest levels of service and reliability", no to już trudno. Widać zbyt dociekliwi klienci nie są mile widziani.
Łaski bez. Sam sobie napisałem ten artykuł. Siam wsiśko robiś? Siam (cytat).



Wszystkie te wyżej zapytane pytania pozostaną na razie bez odpowiedzi. A bo co? Bo mało to jest takich pytań bez odpowiedzi? Panie premierze- jak żyć? Dokąd podąża świat? Czy życie ma sens? Jaka będzie pogoda za tydzień?

Jak sami widzicie- nie można wiedzieć wszystkiego.

Wiedzcie tylko, kiedy ktoś znowu zacznie marudzić na forach internetowych, że Samyang powinien zacząć produkcję autofokusów- że takie obiektywy już dawno temu były.

Były i się z zmyły.



Istnieli albo nie istnieli

Na wyspie albo nie na wyspie.

Ocean albo nie ocean

Połknął ich albo i nie.



Czy było komu kochać kogo?

Czy było komu walczyć z kim?
Działo się wszystko albo nic
tam albo nie tam.

Miast siedem stało.
Czy na pewno?
Stać wiecznie chciało.
Gdzie dowody?

Nie wymyślili prochu, nie.
Proch wymyślili, tak.

Przypuszczalni. Wątpliwi.
Nie upamiętnieni.
Nie wyjęci z powietrza,
z ognia, z wody, z ziemi.

Nie zawarci w kamieniu
ani w kropli deszczu.
Nie mogący na serio
pozować do przestróg.

Meteor spadł.
To nie meteor.
Wulkan wybuchnął.
To nie wulkan.
Ktoś wołał coś.
Niczego nikt.

Na tej plus minus Atlantydzie.
Wisława Szymborska

Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty





http://allphotolenses.com/lenses/item/c_778.html



http://allphotolenses.com/lenses/item/c_3052.html



http://forum.mflenses.com/lenses-from-korea-t48723,start,15.html

środa, 18 marca 2015

Listy do J.


Pisanie bloga to zajęcie choć atrakcyjne- także wielce ryzykowne. Prawie jak stąpanie po krawędzi przepaści. Czyhają pułapki, niebezpieczeństwa czają się wszędzie.

Tematy. Śliskie tematy. Lenistwo. Brak czasu. Komentujący (na szczęście na Fotodinozie mało komentują). Wypalenie twórcze. Tworzenie wypaleńcze. Huśtawka nastrojów.



No w sumie to o życiu to samo można powiedzieć.



W zeszłym tygodniu Google Blogger ostrzegł mnie że "Niektóre treści erotyczne nie będą mogły być publikowane" No nie. Jeszcze i to! Na każdym kroku kłody pod nogi twórcy. Ja tu pod fotograficzno- erotycznym wzmożeniem, a tu panie tego, zabraniają.



Ponieważ za chwilę zabronią, trzeba się spieszyć z tym erotyzmem. Spieszmy się pisać wpisy, zanim Google zabroni, następny wpis trzeba napisać erotyczny do granic wytrzymałości. Nie wiem czy to zniesiecie, drodzy Czytelnicy. Zastanowię się nad tym.



Tymczasem z wydarzeń dnia codziennego na Fotodinozie. Dzieje się. Globalizacja Fotodinozy osiągnęła szczyt. W języku polisz- inglisz napisaliśmy listy mailowe do firm Tamron, Cosina i Samyang, co było dużym osiągnięciem, bo np. firma Tamron nie posiada maila, firma Samyang posiada, ale nie działa, a firma Cosina zastrzega następująco: "Please note that we might not reply to personal inquiries".

Wszystko powyższe napisałem całkiem serio, mimo wydźwięku kabaretowego są to fakty autentyczne.



Do Tamrona napisałem z intencją znalezienia maleńkiego trybiku do naszego 20-40/2,7- 3,5, którego nie dało się dorobić, o czym się już wpisywało na Fotodinozie- tutaj. Chodziło mi jedynie o podanie jakiegokolwiek innego modelu obiektywu, z którego można by taki trybik wyciągnąć traktując jako dawcę organów.

No niestety. Tamron ma podane na stronie mnóstwo kontaktów do dystrybutorów z całego świata, ale nie posiada maila do siedziby w Japonii. Co mi po dystrybutorze? Już z jednym dystrybutorem w Polsce gadałem trzy razy przez telefon i wysłałem trzy maile, co było stratą czasu (choć samym naprawom serwisowym nie mam nic do zarzucenia). Chciałbym trafić na kogoś kompetentnego, kto może pomóc, choćby powiedzieć- nie ma żadnych szans chłopie, wyrzuć ten złom do kosza i kup coś nowego.

Niestety Tamron Japonia nie posiada maili, tylko numery telefonów. Być może mógłbym nawet zadzwonić do Japonii za X złotych+ VAT, ale jak ja im przez telefon prześlę zdjęcia mojego trybiku? Hę?


No i potem przeszukując fora w beznadziejnym poszukiwaniu maila do Japonii nasunął się mail do Tamron USA.INC. Miał przyjemny wydźwięk: custserv@... A ja przecież customer jestem. No i przecież Amerykanie są znani z bardzo dobrej obsługi klienta, a jeśli ktoś tego nie wiedział- niech przeczyta "Ameryka po kawałku" Marka Wałkuskiego.

No i nie zawiodłem się- bardzo miły pan z Commack,NY, po tamtej stronie kuli ziemskiej, w czasie kiedy ja smacznie spałem na naszej stronie kuli ziemskiej, odpisał na maila i obiecał pomóc jakkolwiek. Uff.

A dwa dni później przyszedł mail że mają potrzebną mi część z używanego obiektywu! Hurra! Jedyny problem z przesłaniem trybiku na drugi koniec świata, mam nadzieję że zostanie rozwiązany, że wszystkie trybiki w światowej maszynie pocztowej zadziałają. Opiszę Wam wszystko, jak tylko historia się zakończy.

Dzięki ci Tamronie USA!!!



Dalej Cosina. Ta sama polityka- adresy mailowe dystrybutorów, adres do firmy w Japonii wyłącznie dla chętnych na zostanie dealerem. Oj, zostałbym dealerem, choć na razie jestem zerem. Nic to. Napisało się na dealerski adres pytania dotyczące historii opisanego już Dwunastoraczka 19-35. Mógłby ktoś w końcu rozjaśnić panujący w internecie mrok niewiedzy! Wyobraźcie to sobie- obiektyw sprzedawany przez 10 lat we wszystkich krajach świata, znany i ceniony nie ma nigdzie opisanej porządnie historii, nikt nie stwierdził do tej pory z całą pewnością kto go zaprojektował, kto go produkował i do którego roku. A producent (rzekomy) nie odpowie, bo "proszę zauważyć, ze możemy nie odpowiadać na pytania osobiste (osobowe?)" Co to, kurde ma znaczyć?

Zadałem moje pytania historyczno- fotograficzne i teraz zobaczymy czy były osobiste, czy nie...





W rozpaczy przetłumaczyłem googlem japońską stronę Cosiny (na angielski, bo tłumacz Google japońsko - polski zna nasz język tylko z widzenia przez głuchy telefon w ciemnych okularach po zmroku), gdzie spośród japońskich krzaczków znalazł się nawet formularz kontaktowy. Ma on jednak następujący podpis: "This email form is for Japanese Domestic Market only. We might not reply to any incoming emails from Overseas. If you have some questions on our products, please contact a distributor in your country, or retail store nearby"

Mhm, sklep detaliczny za rogiem odpowie na moje historyczne pytania, akurat! Zapytaj ekspedienta, ekspedient prawdę ci powie.




Skłania mnie to znowu do myśli o napisaniu jednak do Cosina USA.



No i ja też postanowiłem napisać sobie dopisek do swojego adresu e-mailowego:

"Nadawco! Przemyśl sprawę czy nie jesteś aby zza morza. Jeśli jesteś zza morza- spadaj na drzewo, bo psem poszczuję (mam trzy psy i jeden adres mailowy). Nadawcy zza morza proszeni są o pisanie na Berydyczów (obwód żytomirski, Ukraina)"



No i Samyang. To już nie Japonia. To Korea. Południowa, południowa oczywiście. Nie mogę wam zdradzić po co pisałem do Samyanga, bo nie będzie (dla znawców) niespodzianki z wpisów szykowanych za pewien czas. Też z pytaniami historycznym pukałem do koreańskich bram.



Zapukał bym z ochotą do samych rajskich bram
Żeby zapytać o to, czy piwo mają tam.
                          (cytat)

Strona Samyanga promieni się cała polityką miłości: "Samyang Optics is always wide open to our customers." "Setting customer satisfaction as our number one priority". Są adresy mailowe! Wysyłam.

Działa jeden- do marketingu. Trzy wcześniejsze- do działu rozwoju i badań i do działu sprzedaży obiektywów wracają niedostarczone do nadawcy. No ale przynajmniej marketing działa.

Przeczytali z pewnością mój mail.

Skąd wiem?

Stąd:

Tak że gdybyście przeglądali Fotodinozę- uważajcie. Zostałem Wielkim Bratem. Śledzę wszelkie myślozbrodnie.


Jestem bardzo ciekawy czy odpowiedzą. Moje pytania nie były tak całkiem wygodne dla Samyang Optics. Poczekam do końca tygodnia na wieści z drugiego końca świata. Ten wpis będzie taką dyskretną presją na Samyanga. Dajcie mi punkt oparcia na wpisie, a podniosę Ziemię.



Fabrykant