wyświetlenia:

niedziela, 24 kwietnia 2016

Katowice od euforii do depresji i z powrotem. Analog półprzewodnika część 2



(pierwsza część półprzewodnika dostępna tutaj)


Każdy chciałby mieć takie Katowice.

I wielu miało- Czesi, Niemcy, Polacy, wszyscy po kilka razy. Nawet Rosjanie przez czas jakiś. Wszystko przez te lasy paleozoiczne, co to się po latach rozłożyły na węgiel kamienny. Zawsze tu był styk kultur i narodów, oraz mieszanka. Wybuchowa.

Wejdę tu na niebezpieczne tereny pola minowego- nie wiadomo kto mieszka na Śląsku.

Bo co to jest narodowość? To jak się ktoś czuje związany z narodem i przynależny. A jak mu się zmieni to czucie? Przechodzi do innego narodu? Czy to jest takie proste? Wykazywały to wiele razy spisy ludnościowe. W 1923 roku wydany w Niemczech atlas geograficzny stanowił, że ludność polskojęzyczna jest 75%-tową większością na Śląsku. Tymczasem w plebiscycie z 1921 roku większość mieszkańców opowiedziała się za pozostaniem Śląska w granicach Niemiec. Tymczasem już cztery lata później na niemieckiej części Silesii, przy pewnej antypolskiej propagandzie i naciskach administracyjnych na społeczeństwo przeprowadzono spis powszechny. Mimo że było to niemile widziane przez germańskie władze 11% ludzi wpisało język polski jako ojczysty, a 28% podało że mówi na co dzień dwoma językami- niemieckim i polskim.

Walka żywiołów. Tak to wygląda. Nie jest to rzecz na mój mały rozumek, choć wgryzam się przez internet w historię Powstań Śląskich i nawalanki pomiędzy Polską, Niemcami i podzieloną społecznością śląską po I wojnie światowej.

Kibicuję swoim. Oczywiście że swoim. A czego oczekujecie?
Jestem Polakiem
Mam na to papier
I cały system zachowań
(cytat)

Ale wciąż mam na uwadze to czym tak naprawdę jest narodowość. Tym co ktoś czuje. Niczym mniej i niczym więcej. Reszta to interesy geopolityczne. Nic na to się nie poradzi.
 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Analog półprzewodnika. Katowice.


Myślałem sobie- a, miasto jak miasto. Myślałem- zabytki jak zabytki, stoją wszędzie. Poprzemysłowych zabytków ci u nas dostatek. Myślałem że będzie jak u nas- fabrycznie, trochę przykurzono, trochę odnowiono, trochę zaszłości, nieco nowości. Właściwie to nie wiem czego się spodziewałem, ale nie jakichś wielkich ekscytacji.

No bo przecież mijałem Katowice wielokrotnie, przejeżdżałem mimo, przelatywałem nie zwracając uwagi, jakby to jakiś przedpokój był do rzeczy bardziej interesujących. Za ekranami dźwiękochłonnymi autostrady migały tam wierzchem kominy i kratownice szybów górniczych, zwykle nieruchome, a i kominy nie dymiły. Wszystko (zza tych ekranów oglądane) nieco zastygłe i zapadłe, zanurzone w wiekach przeszłych i owiane nimbem krainy nieco smutnej, przybrudzonej węglowym pyłem.

No ale przecież zdawałem sobie sprawę, że to jest interesujące, że to musi być warte obejrzenia, tylko być może wypierałem to przytłoczony szkolną wiedzą. Według tej wiedzy spędzenie weekendu na Śląsku to coś jak spędzenie wakacji w Zagłębiu Ruhry, Ruhry Wydechowej. Miasto. Miasto masa maszyna. No nie jest to Santropez.

(Notabene Zagłębie Ruhry jest podobno aktualnie genialnym zagłębiem rewitalizacji).

Wszystko co śląskie kojarzy się tak solidnie i ciężko, przyziemnie, a może i wgłąbziemnie, przytłaczająco. Nie sądziłem, że można tam latać na skrzydłach zachwytu.

A przecież czytałem „Czarny Ogród” Małgorzaty Szejnert, doskonały socjologiczny reportaż płynący przez historię i teraźniejszość Katowic. Rozejrzałem się po internecie w lewo i w prawo zbierając informację. Ba, nawet zapytałem byłego prawie że półautochtona co sądzi o swoich Katowicach (dziękuję Krzysiu!).

Już po powrocie mogę Wam powiedzieć, że Wikipedia ma sporo nieaktualnych wiadomości. Niektóre jej artykuły były pisane kilka ładnych lat temu, a rzeczywistość zdążyła nadgonić w międzyczasie pewne braki. Podobnie Google Street View. Nie ma wyjścia, musicie pojechać tam sami, żeby zobaczyć jakie Katowice są naprawdę.
Jednak z Wikipedii dowiedziałem się kilku interesujących faktów dotyczących Katowic. Pierwszy fakt: Na obszarze miasta Katowice lasy zajmują 55% powierzchni. Nie chce się w to wierzyć- 55%!!! Czy Państwo Szanowni kojarzą taki procent z jakimkolwiek miastem? Czy Państwo Szanowni kojarzą taki procent ze Śląskiem przemysłowym? Ja nie. A jednak.
Oczywiście- granice administracyjne można wyznaczać sobie tendencyjnie, boż są to tylko kreski na mapie, ale zważywszy, że miasto leży na terenie Aglomeracji Śląskiej, to znaczy w bardzo bliskim w otoczeniu osiemnastu innych miast- de facto na największym ściśle zaludnionym obszarze w Polsce- dwa i pół miliona ludzi- to jednak daje do myślenia.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Matka jest tylko jedna, a bramki są dwie. APS.

 


Wszystko nie tak. Wszystko nie tak.
Na wstępie mojego wstępu pragnę oświadczyć, że jest to wpis nieudany. To znaczy w połowie nieudany. Znaczy się w połowie jest dobry. Nie wszystko poszło tak jak by się chciało.

Bo ta fotografia, to jest narzędzie dokumentacyjne.
Najpierw fizyka.
Światło proszę Państwa leci sobie po prostej, napotyka soczewkę, załamuje się z rozpaczy, potem dyfrakcja, refrakcja, odbicie, dobicie i już się rysuje obraz na klatce filmu.

Na klatce filmu powiadam.

Potem fotony, atomy, reakcja, halogenki srebra, wywołanie, utrwalanie, naświetlanie, suszenie.
Chemia jednym słowem.
Potem oglądamy.
O- tak było! Tu stało. A teraz już nie stoi. Tylko autostrada leci po horyzont. A kiedyś stało, to były czasy! Wzruszające...
Znaczy się jednym słowem psychologia.

No i ta fotografia to sztuka, panie, że ho ho. Niezła sztuka.

Kiedy zabrać się do wystrzelenia w kosmos filmu APS, jak dowiedzieliśmy się z ostatniego wywiadu- już niedostępnego na wieki, to ręka drży nad spustem. Żeby drżączkę opanować- to jest niezła sztuka.

I co by tu utrwalić dla potomności? Co by tu uratować na wieki wieków amen. Najlepiej wszystko. Wszystkiego się nie da.

I odkopaliśmy z dna szafy Canona IX7, którego się już kiedyś szczegółowo opisywało- aparat nieistniejącego już systemu, który to system jest językiem martwym fotografii, jak jakaś lingua latina. Bardziej martwym niż wszystkie inne, bardziej nieżywym niż fotografia litowa, bardziej źdechłym niż solaryzacja. (Ale nie martwcie się moje maleństwa. Tatuś wsistkich ich się poźbędzie. I wtedy będą ciałkiem źdechli- cytat.)

Jak mawiają Czesi APS již neexistuje.

piątek, 1 kwietnia 2016

Strasznie krótki wpis, bo nieplanowany. Za to można się napić.

Ale zaraz, zaraz, proszę się nie pchać panowie inwestorzy z Dubaju! Po kolei, po kolei.
No znowu jest okazja do jubileuszu. Setka nam stuknęła, znaczy się Fotodinozie. Mnie jeszcze nie. 100.000 wyświetleń na Fotodinozie.

No i, o dziwo- to nie jest prima aprilis.



Wałęsa dawaj moje sto milionów!(cytat)

Sto tysięcy. Cóż to za liczba? Po denominacji to tylko dziesięć złotych.
Znam ja, co prawda te wyświetlenia. Połowa z nich to zapewne takie wyświetlenia, jak ja czasem sobie wyświetlam. Klik i... no nie, to jednak nie to. I wychodzę. Jak na polskim filmie. No ale jednak te 50 tysięcy to jest jednak coś. Czasami statystyki odwiedzin są zupełnie zaskakujące i jakiś nieznany koniec świata ogląda wpisy jakich nie ogląda nikt w Polsce. 


O, proszę bardzo- tutaj na przykład był Dzień Niemiecki: