wyświetlenia:

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Plagiat stylu. Styl plagiatu.

Tomasz Gudzowaty- Shipwreckers, Chittagong, Bangladesz.

Czy jeżeli zrobię takie samo zdjęcie jak Henri Cartier Bresson to to będzie plagiat? A czy jak zrobię PODOBNE zdjęcie to też? A czy jak jakiś fotograf pojedzie do Andrzeja Stasiuka i zrobi mu zdjęcie z owcami i ja potem pojadę do niego i też mu strzelę zdjęcie z owcą, to też będzie to plagiat? A czy jak Tomasz Gudzowaty pojedzie w jakieś charakterystyczne miejsce i strzeli czarno-biały, ziarnisty reportaż, a potem ktoś drugi pojedzie w to miejsce i też strzeli reportaż na czarno-biało?

No. I to właśnie jest ten przypadek. Tylko Tomasz Gudzowaty był tym drugim.

I to nie sam.

Nie zamierzam rzucać tanich oskarżeń. Gudzowaty robi świetne zdjęcia, jest jedynym polskim laureatem World Press Photo i jeszcze do tego sam podłożył się do krytyki- w jego własnym czasopiśmie „Pozytyw” nr 4/2004 znalazły się zdjęcia Amerykanina- Claudio Cambona. W tekście napisano:
Już w 1989 roku Sebastiao Salgado sfotografował wynędzniałych mężczyzn i pękate kadłuby statków na bengalskim wybrzeżu. W ostatnich latach tropem tym poszło kilku twórców, m in. Niemiec David Klammer, Jiri Rezac- londyński fotereporter, oraz Amerykanin Claudio Cambon”.

Poniżej zamieszczamy kilka przykładów z nazwiskami:
Tomasz Gudzowaty
Claudio Cambon
Sebastiao Salgado

Tomasz Gudzowaty

Sebastiao Salgado
Tomasz Gudzowaty
Tomasz Gudzowaty



Tomasz Gudzowaty



Claudio Cambon

Sebastiao Salgado

Tomasz Gudzowaty
Sebastiao Salgado
Brendan Corr
Edward Butrynsky
Tomasz Gudzowaty
Sebastiao Salgado

Inspiracje są wyraźne. Ten zestaw doskonałych zdjęć wygląda jak zrobiony przez jednego fotografa (Gudzowaty ma z nich najlepsze oko do kompozycji- moim zdaniem). Trzeba powiedzieć że ja też pojechałbym na wybrzeże Chittagong strzelić dokładnie takie same zdjęcia.

Pytanie- jakie zdjęcia musiałby zrobić fotograf, żeby nie można było mówić o imitacji? Temat narzuca estetykę i skojarzenia są jednoznaczne: statki, brud, rozlana ropa, łancuchy kotwiczne, stal, czerń, biel, ziarno.

Trzeba tu powiedzieć że własny, rozpoznawalny styl w fotografii jest ZNACZNIE trudniej osiągnąć niż w innych dziedzinach sztuki. Tematyka często dominuje nad jakimkolwiek stylem- aparat jest narzędziem do rejestracji rzeczywistosci, ze stosounkowo wąskim polem kreacji.
Zastanawiam się jakie są te pola:
-kompozycja
-chromatyka i kontrast zdjęcia
-dobór tematu i miejsca
-klimat, stylizacja

Niby jak w malarstwie, ale jednak pociągniecie kreski Witkacego jesteśmy w stanie rozpoznać zawsze (a może to meskalina jest?), a zdjęcia Eliotta Erwitta nie dają już takiej pewności... Może zbyt łatwo jest POWTÓRZYĆ efekt zdjęcia.

No, chociaż- taki Helmut Newton, na przykład. Łatwo go rozpoznać:

Helmut Newton
Helmut Newton (po prawej- żona)

Ale on przecież fotografował same gołe baby na szpilkach! Któż z nas widział tyle gołych bab na szpilkach naraz? Tematyka była zatem dość mocnym wyznacznikiem jego stylu.
Może więc wystarczy wybrać sobie odpowiedni temat na całe życie i kwestia stylu załatwiona? To przykład Jana Saudka:
Jan Saudek













Jan Saudek



























Hm. Słabo wróżąca to wytyczna dla oceny plagiatorów Salgado... Bo co? Skoro podebrali tematykę, to znaczy skopiowali styl?

Bo co to jest ten styl?
Własny styl w fotografii to mniej więcej umiejętność wyjątkowego połączenia elementów (np. gołe baby+ szpilki),specyficzny wybór tematu lub miejsca (Chittagong), zastosowanie wyrazistej techniki wykonania i postprodukcji zdjęcia.

Na tym, wydaje mi się, i niestety tylko na tym może oprzeć się rama własnego stylu. Kompozycja jest tu MNIEJ istotna, bo i tak do zrobienia jakiegogolwiek DOBREGO zdjęcia potrzebne jest oko do kompozycji.

Drugie pytanie- czy tylko zdjęcia w wyrazistym stylu są dobre, a te bez wyrazistego stylu- nie? Rzecz jasna, że tak nie jest- oglądamy, lub sami robimy mnóstwo fajnych zdjęć, które nie mają oryginalnego stylu. Styl to nie dobre zdjęcie. Np. fotograf robiący fotki wyłącznie zepsutym aparatem, który naświetla tylko 1/2 klatki, uzyska zdjęcia o wyrazistym stylu, natomiast czy one będą dobre? To już zależy tylko od jego umiejętności czy też pomysłu.


Cóż. Nie da się chyba zmóc do głębi kwestii stylu w fotografii- każdy będzie widział w nim coś troszkę innego i każdy pewnie co innego uzna za "styl" i gdzie indziej będzie go tropił.
Tym razem, zatem, bez błyskotliwej puenty zakończymy artykuł.
Jakbykto miał jakieś polemiczne myśli, to niech się nie krępuje.

Publiczność zamyślona, w milczeniu rozchodzi się do domów (cytat).


Fabrykant

P.S. Tutaj przykłady różnych, także KOLOROWYCH reportaży z wybrzeża Chittagong:

Brendan Corr:

Jiri Rezac:

Tomasz Gudzowaty


Claudio Cambon:

wtorek, 22 kwietnia 2014

Samuraj z absencją miecza- Sigma AF 18/3,5







I co wy sobie myślicie jak widzicie taki napis na obiektywie- 18mm f/3,5? Większość ludności cywilnej prześlizgnie się wzrokiem po tych parametrach z prostego powodu- każdy kto kupił przeciętną cyfrową lustrzankę z obiektywem już je kiedyś widział- na tym obiektywie właśnie. Te parametry uznaje się za coś zwyczajnego. Wszyscy producenci uznali że 18mm na lustrzankach APS-C to będzie coś co wystarczy amatorowi, a jak ktoś będzie aspirował to musi wyciągnąć portfel i dokonać kolejnego zakupu.

18mm to na APS-C w miarę szeroki kąt, odpowiednik 29mm na pełnej klatce filmowej 35mm.

Za czasów przedautofokusowych, gdy producentem twojej chwilowej matrycy było Fuji, Agfa, Kodak albo Ilford takie 28- 29 mm było uznawane za coś „niemal premium”, dające możliwości zabawy przerysowanym pierwszym planem i obejmujące w miarę nieźle większość pomieszczeń mieszkalnych. Standardem dla amatora było wtedy 35mm.

Prawdziwe „premium” zaczynało się od 24mm w dół, wiązało się to oczywiście z trudnością zbudowania szerszej optyki i kosztami jakie trzeba było za nią zapłacić.

Na tym tle 18mm było superszerokim, wyjątkowym obiektywem.

I tak jest w dzisiejszych czasach, o ile dysponujemy aparatem rejestrującym obraz na pełnej klatce- cyfrowej albo filmowej. Należy zdać sobie sprawę, że 18/3,5 nie jest jak dzisiejsza większość szkieł zaczynających się na tej ogniskowej obiektywem przeznaczonym na małe matryce APS-C, tylko prawdziwym pełnoklatkowcem. Siostrą nie tak ostrą 16-35/2,8 Canona i Nikona, optyczną szwagierką poniewierką obiektywów 20 milimetrowych, bratą łatą superszerokich 19-35.





Krótka była jej kariera rynkowa. Zanim nastały autofokusowe czasy, manualna 18/3,5 była jednym z ciekawszych obiektywów Sigmy, sprzedawana jako tańsza alternatywa dla 18/2,8.
Tutaj artykuł o Sigmach manualnych:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/01/sigma-kundel-czempion.html
 Gdy Sigma rozwinęła swoje szkła z automatyczną ostrością, w gamie została już tylko nasza, ciemniejsza wersja 18-tki. Zaczęto ją produkować w 1993 roku, a już 3 lata później zastąpił ją ówcześnie (chwilowo) najszerszy zoom AF świata 18-35/3,5-4,5.

(Ówczesna najciekawsza gama Sigmy opisana jest tutaj:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/03/sigma-tajna-historia-smaczne-kaski.html )



Był to Sigmowski pomysł na wstrzelenie się w lukę między szerokokątne potwory firmowe, np. takie jak Canonowskie 14/2,8 L (1989r.) a 20-35/3,5-4,5(1991r), pierwszy z nich dawał rekordowo szeroki kąt widzenia, za cenę wiadra pieniędzy, drugi był w rozsądnej cenie, ale do Sigmy brakowało mu 2mm szerokości. Kto strzelał szerokim kątem, ten wie że tutaj liczy się każdy milimetr, natomiast jasność obiektywu nie gra już tak istotnej roli.


Z ZEWNĄTRZ

Jest to bardzo solidny kawał szkła. Full Metal Jacket, zimny w dotyku, zarówno część tylna, jak i obramówka frontowa mocowania soczewki. Z przodu dość cienki pierścień ustawiania ostrości. Obiektyw zmienia rozmiar przy ostrzeniu o niewielkie 2mm, przy czym soczewka frontowa nie obraca się.

Na korpusie okienko ze skalą odległości i skalą głębi ostrości dla przesłon 4- 16. Boki obiektywu bez napisów, za wyjątkiem małego napisu SAF (Sigma Auto Focus?) przy bagnecie.

Mocowanie bagnetowe metalowe, rzecz jasna.

Wielkim pasztetem okazało się lakierowanie obiektywu. Sigma miała do tego zawsze pechowe podejście- od roku, mniej więcej 1991 lepsze, metalowe obiektywy pokrywano matowo gumiastym lakierem, zwanym wyraczaście ZEN. Chwalono się tym w folderach na prawo i lewo.

Ten Zen, to raczej taki więcej Zenon był. Śmiertelnik on był, a nie wiecznotrwały. Dzisiaj obiektywy z powłoką ZEN wyglądają tak jak statek kosmiczny Koriolan w „Pilocie Pirxie”: „Pancerz wyglądał jakby go naprzemian smarowano klejem i nacierano zmieszanymi z gliną szmatami (...) Kiedy sie taki statek przypalił parę razy na hamowaniu atmosferycznym wyglądał jak obdzierany ze skóry.”

Na szczęście nie musimy 18-tką hamować w atmosferze, ale trzeba tu wspomnieć że historia powtórzyła się w późnych latach 90-tych z powłoką, nazwaną tym razem przez Sigmę na oko mniej wyraczaście- „EX”. To EX było od „Excellent”. I to też był taki chwilowy ekscelęt, który złaził z plastiku.



No mniejsza. Lakierem nie robi się zdjęć, tylko szkłem. A szkła było w 18/3,5 dość dużo- 10 elementów w 9-ciu grupach, podobnież projektowanych za pomocą CAD'a żeby zredukować dystorsję. Niestety nie zastosowano żadnej soczewki asferycznej, ani niskodyspersyjnej, co trochę źle wróży tak szerokokątnemu obiektywowi, ale zobaczymy.



Cały instrument, jak na ogniskową, jest bardzo nieduży- średnica filtrów to 72mm, przednia soczewka też stosunkowo niewielka, waga jednakże jest słuszna- o 100g większa niż np. Canon 20/2,8 o nieco większych wymiarach.



UŻYTEK WŁASNY



(Uwaga 1- zdjęcia bez ramek zostały jedynie zmniejszone BEZ PODOSTRZANIA, zdjęcia z ramką mają poprawiony kontrast i zostały wyostrzone, zdjęcia powiększają się po kliknięciu)

(Uwaga 2- testowany egzemplarz ma 20 lat i ślady długiej kariery)



Na początek- autofokus jest niezbyt szybki, ale bardzo cichy i trafia tam gdzie potrzeba. Najbliższa odległość ostrzenia, bardzo ważna w szerokokątnych bo dająca możliwość przerysowanych proporcji pierwszego planu na zdjęciu, jest niezła- 25 cm. O taka niezła:



No i teraz czworacza natura obiektywu. Boh trojcu ljubit, ale nie ma rady. Cztery opcje:



1. Na przeciętnym aparacie cyfrowym z matrycą APS-C (16 x 25mm) nie dzieje się nic specjalnego. Widoki jak ze zwykłego obiektywu „kit'owego”. Obiektyw, jak inne Sigmy z początku lat 90-tych, gryzie się z elektroniką aparatu i nie chce zrobić zdjęcia na innej przysłonie niż maksymalnie otwarte f/3,5. Zdjęcia jak zdjęcia, rozmycie tła nie jest w 18-tce na wybitnym poziomie, jak to zwykle na szerokokątnych. Winietowania i dystorsji nie widać za bardzo, za to wyjątkowo daje się we znaki aberracja chromatyczna/ sferyczna, która mocno wpływa na ostrość obrazu. Jest wielka. O tym będzie też później.



Walczyć z nią można na przykład za pomocą czerni i bieli, które ją maskują co nieco. Tutaj zdjęcia prosto z aparatu przemocy Canon 40D, który przemocą zastosował cyfrowy filtr pomarańczowy na trybie monochromatycznym:



























Słońce nie sprzyja tejże optyce- mam wiekowy egzemplarz bez osłony przeciwsłonecznej (jakby kto taką miał to chętnie dokupię). Pozbawieni osłony p-słon. i p-lot. musimy zastosowac taktykę prawdziwie partyzancką tj. chować się za cokolwiek co daje cień, o ile mamy zamiar robić zdjęcia pod słońce (a takie zdjęcia, jakby kto nie wiedział są najbardziej klimatyczne, o tu dowód w postaci analizy zdjęcia Raymonda Depardona:)


Jeżeli tylko słońce liźnie ze smakiem przednią soczewkę Sigmy, otrzymujemy kontrast-porażkę. Zdjęcie blaknie i pojawiają się potężne bliki. Niestety cyfrówka jest pod tym względem o wiele gorsza niż filmówka- matryca ma lustrzaną powierzchnię i w przeciwieństwie do filmu odbija olbrzymią ilość światła. Biedni inżynierowie z lat 90-tych nie wiedzieli że tak będzie, i nie pokryli powłokami przeciwodblaskowymi tylnych powierzchni soczewek. Światło zatem, lata jak łopata do przodu i do tyłu optyki.
















2. Na Canonie D60, jedynej znanej mi bliżej cyfrówce EOS, która chce współpracować z Sigmami(tutaj test:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/canon-d60-wiek-niewinnosci.html  )
oraz zapwene na wszelkich Nikonach i Sonyalfaminoltach- sytuacja jest podobna, ale ze skłonnością do poprawy. Jak tylko przymkniemy przesłonę o działkę do f/4,5, zanikają, jak sen jaki złoty, wady chromatyczne, obraz z zamglonego wyostrza się i dostaje kontrastu. Przy f/5,6 obiektyw staje się całkiem ostry i nie mamy się czego czepiać. Przy przesłonach typu f/8 czy f/11 głębia ostrości obejmie już wszystkie plany na zdjęciu. Jednakże żeby to było wszystko jakoś powalające- to nie powiem. Z obiektywu kitowego uzyskamy co najmniej takie same zdjęcia.



3. Na aparacie cyfrowym z pełną klatką- robi się bardzo przyjemnie. Przede wszystkim fotografowanie z tak szerokim kątem to duża frajda. Obiektyw ma 100º pola widzenia (Żołnierze! Woda gotuje się w temperaturze 90º... A nie! 90º to kąt prosty! (cytat)) i zbiera masę widoku, można bawić się kadrem i kombinować jak go skomponować. Szerokie kąty wymagają nieco inwencji, właśnie z powodu zbierania w polu widzenia Wszystkiego Dookoła i chodzi o to żeby tego nie było za dużo. Ale na tym polega dla mnie cała radość fotografowania. Chromatyczmy/ aberracje są nadal wyraźne, ale może ze względu na masę pikseli w pełnoklatkowym 6D ostrość wydaje się lepsza niż na APS-C. Odblaski jak powyżej. Są potężne.



Canon 6D, f/3,5

Canon 6D, f/3,5


4. Na aparacie analogowym zalety pełnoklatkowe są równie mocne, a do tego zanikają niektóre wady- w tym podstawowa: przesłona działa normalnie i obiektyw z wrednej burej suki staje się posłusznym pieskiem. Tutaj można wykorzystać wszystkie jego atuty- dobry obraz przy f/4,5 i bardzo dobry przy przesłonach f/5,6- f/11

Do tego odblaski dokuczają już znacznie mniej i kontrast nie spada tak mocno. Całkiem fajne szkło.

Jeźlikto hcepo rady (cytat) przy f/8 najlepiej strzelać nią szerokokątne pejzażyki.

Sigma AF 18/3,5 f/6,3

Sigma AF 18/3,5 f/5,6


PORÓWNANIA I PRZYKŁADY



Test 1.


Porównamy zatem 18/3,5 z czymś znanym. Na przykład z przyzwoitym kitem 18-55/3,5-5,6 IS. Czy dwudziestoletnie, stałoogniskowe 18mm będzie lepsze niż najtańszy zoom na rynku? (Dla równości zoom Canona jest, jak widzicie, nieco wyszczerbiony, użyliśmy 5-cio kilowego młotka żeby wyrównać szanse). Wszystkie zdjęcia strzelimy na pełnym otworze przesłony, ku radości posiadaczy cyfrowych Canonów EOS.



Może będzie dawał lepszy obrazek przy pełnym otworze?




No nie bardzo. Kontrast jest wyraźnie słabszy. Wady chromatyczne wyraźnie widoczne.



Może, skoro jest pełnoklatkowy to będzie miał lepszą ostrość w narożniku?




Noo, niespecjalnie. Troszkę słabszą




Może da lepsze kolory w plenerze?

Canon 18-55 f/3,5
Sigma 18/3,5 f/3,5


Nooo, tak sobie- lepszy kontrast ma kitowy Canon



Może da lepszy obrazek ustawiony na nieskończoność?





Canon







Sigma

Noooo...



Wady chromatyczne/ astygmatyczne są niestety tym, co niszczy zdjęcia z Sigmy- są monstrualne. Obraz jest jakby za mgiełką, choć detale zdjęcia są na niezłym poziomie- porównywalnym z Canonem IS. Kontrast jest w każdej sytuacji gorszy niż w 18-55- to wg mnie problem powłok przeciwodblaskowych, które w czasie tych dwudziestu lat zrobiły gigantyczny postęp, widoczny także w najtańszych szkłach.



Test 2.

Tutaj wykorzystam twórczo nowy nabytek Fotodinozy- Canona D60, jeden z dwóch aparatów cyfrowych Canona współpracujący z wiekowymi Sigmami.(Tutaj test aparatu:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/canon-d60-wiek-niewinnosci.html )
 Oto pierwszy canonowski, digitalny test Sigmy AF 18/3,5. Trzymajcie się mocno. Albo w ogóle się nie trzymajcie:



Sigma 18/3,5 f/11


Jak widać od przesłony f/4,5 jest to całkiem niezły obiektyw. Szkoda tylko że 99% cyfrówek canona odcina nas od tej niezłości.




Przykłady



Na 6D, czyli cyfrówce pełnoklatkowej wady chromatyczne są może troszkę słabej widoczne, za to na scenę wchodzi winietowanie Sigmy. Winietowanie jest wadą „teoretyczną”, bo ja tam lubię jak mi coś winietuje. Tutaj mamy wyraźne ściemnienie w narożnikach, normalnie jak na słitfociach z filtrami z Instagramu, tylko zupełnie bez Instagramu.

wszystkie zdjęcia 6D f/3,5 prosto z aparatu






















Dalej pojawia się też umiarkowana dystorsja (która miała być całkowicie zlikwidowana wg deklaracji Sigmy). Tak oto brzegi zdjęcia wyginają śmiało ciało:



A tutaj foty z Canona 500N- na wyższych przesłonach. No i od razu lepiej! Chromatyzmu nima, ostrość bardzo ładna. Podoba się.

Sigma AF 18/3,5 f/11 Fuji Superia 400


Sigma AF 18/3,5 f/6,3 Fuji Superia 400
Sigma AF 18/3,5 f/5,6 Fuji Superia 400
Sigma AF 18/3,5 f/4,5 Fuji Superia 400


DLA KOGO TEN OBIEKTYW?

Dla wariatów nadaje się doskonale. Kupujcie w ciemno!

Dla posiadaczy aparatów na film jest fajnym, twórczym szkłem, choć lepiej go używać na nieco przymkniętej przesłonie (nie współpracuje niestety z canonowskimi analogami produkowanymi po 2001 roku, poczynając od 300v)

Dla użytkowników cyfrówek z pełną klatką, innych niż system Canona jest niezłym obiektywem, choć nie bardzo dobrym, dającym możliwości zabawy superszerokim kątem. Problemem są odblaski jak w sali luster.

Dla użytkowników cyfrówek Canona z pełną klatką jest obiektywem dobrym, ale sprawiającym kłopoty, nie użyjemy go inaczej niż na przesłonie f/3,5, zatem do typowych pejzaży jest taki sobie. Nadaje się do nastrojowych pejzaży za mgiełką. Mgiełka gratis. Za to kosztuje tyle co nic.

Dla użytkowników większości cyfrówek APS-C- nic specjalnego. Lepiej wydać kasę na coś innego. Nie wyciągniemy z niego niczego lepszego niż z kit'a, a prawdę powiedziawszy- raczej coś słabszego.

Dla użytkowników Canona EOS D60. Jak wyżej, ale można go używać na wyższych przesłonach.




Cóż droga Sigmo, nie jesteś dziełem geniuszu. Już bardziej wyglądasz na dzieło pościgu za ekstremą szerokiego kąta. Inżynierowie wystawili cię do walki, ale uzbroili słabo. Znamy to skądinąd. Karabiny przeciw czołgom, żadnej soczewki asferycznej (już wtedy dostępnej, np. u Tamrona), żadnej soczewki apochromatycznej (szeroko stosowanej przez Sigmę). Ale niech ci będzie. Chodziło zapewne o koszta. A dziś kosztujesz mniej niż obiad w sushi- barze. Z rdzennie japońskich produktów, jako wariaci, preferujemy jednak japońską optykę.




Koniec testowania.




WADY

-nie współpracuje z cyfrówkami Canona (nie dotyczy D30 i D60) inaczej niż na w pełni otwartej przesłonie f/3,5

-nie współpracuje z aparatami analogowymi Canona produkowanymi od 2001 roku (poczynając od 300v)

-duże, o ile nie monstrualne wady chromatyczne na pełnym otworze, dający miękki obraz.

-bardzo duża podatność na odblaski i słońce w kadrze, szczególnie z cyfrówką

-bardzo widoczne winietowanie na pełnej klatce przy pełnym otworze

-niezbyt zachwycający bokeh (jak to zwykle w szerokokątnych)

-brak części zamiennych i wsparcia serwisowego



ZALETY

-dobra ostrość od przesłony f/4,5, bardzo dobra w zakresie f/5,6- f/11

-znaczna poprawa winiety i chromatyzmu od przesłony f/4,5 (zaleta?)

-metalowa, bardzo solidna obudowa

-nierotujący front obiektywu, pozwala stosować filtr polar

-bardzo mały rozmiar i niewielka waga jak na ogniskową

-rozsądny i popularny rozmiar filtra 72mm

-skala odległości i pełnej głębi ostrości



SZUKANE DANE:



Sigma AF 18/3,5

konstrukcja: 10 elementów w 9 grupach

przesłona minimalna; f/22

minimalny dystans ostrości: 0,25m

powiększenie maks.: 1:8,5

średnica filtrów: 72mm

rozmiary: 78,5 x 57,8mm

waga: 355g

produkowany w latach 1993-1996






Fabrykant


Dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty

P.S. Kto chciałby obejrzeć więcej artykułów o obiektywach, proszony jest o kliknięcie odpowiedniej niebieskiej etykiety na dole strony.