(Pierwsza część do przeczytania-TUTAJ )
Można by długo wymieniać co te przełęcze dzielą. Na przykład zlewnie rzek.
- Gdzie?
- No tutaj, na tych wzgórkach?
- Tutaj?
- No, tutaj grzbietem biegnie linia? Co to za linia?
- Linia? Tutaj nic nie ma.
- Oczywiście że jest! Tu biegnie WODODZIAŁ!!!
Jeszcze cztery lata temu hordy psów włóczyły się po całej Rumunii, spały na środku skrzyżowań i dyszały z gorąca pod każdą stacją benzynową, nieśmiało łasiły się do człowieka w nadziei na jakiś kąsek lub ostatecznie poczochranie za uchem, co sprawiało że Rumunia wydawała się jeszcze bardziej urocza i jeszcze bardziej przyjazna i wprawiało w zachwyt wszystkie dzieci.
Można by się
rozpisać na temat półwyspu Emona, bo jeszcze starożytni Grecy
nazywali go Emine i postawili tu twierdzę, ale zostały po nich jeno
fundamenty, nie będziemy się rozpisywać.
Na południe od
Sozopolu mało kto jeździ. Mało kto z turystów. Wypas turystyczny
leci przez całe bułgarskie wybrzeże, od Kawarny i Bałcziku na
północy, aż do Sozopola i Carewa na południu. Dalej mieszkają
już tylko smoki (cytat).
Potem za Carewem
droga krajowa odchodzi od wybrzeża w stronę przejścia granicznego
i porzucamy ją na rzecz porządnej szosy. A gdy dotrze się do Parku
Narodowego Strandża, z rzeką Veleką w roli głównej, miejsca na
szosie starcza już tylko na półtora samochodu i mijanki są na
dotyk lusterek.
W kilku miejscowościach w których byłem czuło się pewną ostateczność. I Rezovo też takie było.
Razem
ze śmiercią władcy upadł i monastyr. Turcy zrównali go z ziemią,
odbudowano go dopiero w XVI wieku, potem przebudowywano za czasów
bułgarskiego odrodzenia. Niemniej- jest co zwiedzać. Klimat jest, w
owej dolinie Iskyru.
Klimat
i linia kolejowa z 1898 roku, która przebija się przez
kilkadziesiąt tuneli.
Pozostają jeszcze
Węgry, z ich niezrozumiałym językiem i prawie zupełnie
niezrozumiałym sentymentem do Polaków, gdzie można się czuć
lepiej niż w domu.
A potem już fantastyczny pejzażowo Beskid Niski, z cerkiewkami na malowniczych wzgórzach, gdzie krowy przeganiają po szosach jak owce w Transylwanii. Prawie tak samo.
No to po co myśmy
jeździli do tej całej Transylwanii?
Yyy...No jak to po co? Żeby wpis na bloga napisać.
Źródła i źródełka:
Liczne przewodniki, między innymi ten zgubiony w Pitesti.
http://www.beachbulgaria.com/sozopol/news/ravadinovo_castle_en.html
To bardzo przyjemne, że świat jest
taki duży, że się go zgłębić nie da. Przyjemnie to urządzono,
nie powiem. I że się tak ładnie różni. Co to by było, gdyby
było inaczej?
Przełęcze Karpat rumuńskich dzielą
ten świat na osobne części.
Cezura.Można by długo wymieniać co te przełęcze dzielą. Na przykład zlewnie rzek.
Pamiętam historię, jak znany
Fotodinozie Krzysztof G. zabrał swoją kilkunastoletnią siostrę w
środek pustki Wzniesień Łódzkich, gdzie indagował ją w celach
rzekomo edukacyjnych:
- A co tutaj widzimy przed nami? Co tu
przebiega?- Gdzie?
- No tutaj, na tych wzgórkach?
- Tutaj?
- No, tutaj grzbietem biegnie linia? Co to za linia?
- Linia? Tutaj nic nie ma.
- Oczywiście że jest! Tu biegnie WODODZIAŁ!!!
Zatem Karpaty tną granice wododziałów,
ale też charakter architektury, protestantyzm od prawosławia, psy
od niepsów, nasyconą przestrzeń Transylwanii od pustki
naddunajskich pól, którą potrafi dobrze opisać tylko Andrzej
Stasiuk.
Chciałem tu nadmienić że po
południowej stronie Karpat- psy obowiązują.
Jeszcze cztery lata temu hordy psów włóczyły się po całej Rumunii, spały na środku skrzyżowań i dyszały z gorąca pod każdą stacją benzynową, nieśmiało łasiły się do człowieka w nadziei na jakiś kąsek lub ostatecznie poczochranie za uchem, co sprawiało że Rumunia wydawała się jeszcze bardziej urocza i jeszcze bardziej przyjazna i wprawiało w zachwyt wszystkie dzieci.
No, może nie dotyczy to miłośników
kotów.
Dzisiaj w środkowej Rumunii, czyli,
patrząc od naszej strony- przed Karpatami, hordy psów zniknęły z
widoku, pozostały tylko psy gospodarskie, z których każdy ma na
uchu taką samą plastikową metkę, jaką mają nasze unijne krowy.
Pojawiło się także sporo lecznic weterynaryjnych, których
wcześniej się nie widywało. Zmiany, zmiany, zmiany (cytat).
Po południowej stronie Karpat wszystko zostało po staremu.
Po południowej stronie Karpat wszystko zostało po staremu.
Za górami, za lasami, aż do samego
Dunaju wszystko roztapia się w pustce. Nawet potwierdzają to mapy i
przewodniki. Niemal jedyne "coś" według tych map,
pomiędzy Karpatami a Dunajem to jest Bukareszt. Ale Bukareszt, uch,
tam byłem Tony Halik, i na razie nie zamierzam wracać. Ma on pewno
wiele zalet, ten Bukareszt, na przykład taki pałac Mogoşoaia na
przedmieściach, no ale ma też trochę wad. A jak wiadomo Fotodinoza
wielbi małe miasteczka- LINK
Do Dunaju jedzie się, jedzie i nic.
Aczkolwiek tutaj, częściej niż w środkowej Rumunii widzi się
cygańskie tabory. Niemniej pól ornych, pustych po horyzont jest
tutaj znacznie więcej niż taborów.
-Ja wiem co tam jest! Tam nic nie ma.
(cytat).
No a potem trzeba pokonać Dunaj. Jak
tu pokonać tę Wisłę Środkowej Europy?
Płynie ci ona aż prosto od Wuja Lecha
ze Szwarcwaldu do Morza Czarnego, po drodze mijając dziesięć
krajów i 2888 kilometrów. Dziesięć milionów ludzi czerpie z
niego wodę pitną. Płynie z zachodu na wschód.
Nic tak nie płynie jak Dunaj.
Wszystko inne leci pędem na zachód.
Wiadomo.
No i zawsze była tu granica. Kolejna
granica światów- Imperium Rzymskiego na przykład. A potem
Osmańskiego przez długi okres. Jak wiadomo granice są po to żeby
je przekraczać- na przykład przekroczyć i dojść aż do Wiednia.
I ten teren pomiędzy Karpatami a
Dunajem to takie trochę Dzikie Pola, gdzie hulały różne hordy co
jakiś czas. Rżnąc i paląc się nawzajem.
Teraz nikt nie rżnie. Ale pewne
tradycje pozostały.
Rumunia ma olbrzymi kawałek Dunaju,
mniej więcej 1/3. Przez 500 kilometrów Dunaj stanowi granicę
Rumunii i Bułgarii. Zgadnijcie ile mostów na tej rzece łączy oba
kraje?
Dwa proszę Państwa szanownych. I to
dwa dopiero od 2013 roku, bo wcześniej tylko jeden- w Russe,
zbudowany za nieboszczki komuny. Drugi, tzw Most Nowej Europy powstał
trzy lata temu i o nim jeszcze może będzie.
W Russe już dwa razy wystaliśmy się
w solidnych kolejkach do mostu, więc tym razem postanowiliśmy
wrócić do tradycji i fundnąć sobie prom.
(...)
Innym razem łajbą płynę
Żadnych gazet, mam tu tę książkę, kolubrynę
Autor raczej Nobla nie weźmie,
Żadnych gazet, mam tu tę książkę, kolubrynę
Autor raczej Nobla nie weźmie,
ale ostatecznie nawet czyta się
nieźle
Literatura, kontakt z wodą
I trzech dziadków obok
Co coraz głośniej spór wiodą
I jedną rzec od razu ustalmy
Spór jest, k..., fundamentalny
Bo jeden dziadek bije na alarm, że to, czym płyniemy, to nie jest statek tylko katamaran
Drugiego aż trzęsie od takich ocen i krzyczy, ze to jest barka na 100%
Trzeci pije kielich przed nim
Mówi, że to prom i żeby się tamci jeb... w łeb,
A że nie widzi aprobaty w ich twarzach
Zwraca się do mnie, pyta, co ja uważam?
A ja na ten temat wiedzę mam wątłą
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
I rozstrzygnięcia tu nie nastąpią
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
Niestety, rzeczy nie znane mi są to
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
Brak odpowiedzi na moje konto
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
To jest jakaś większa klika
Ludzi co mnie nachodzą
Gdy cokolwiek czytam
I szyją podwójnym ściegiem, bo
Nie dość, że pytają mnie,
To jeszcze o sprawy, o których nic nie wiem
Plener, trawa czy beton
Niech tylko sięgnę po książkę albo mignę gazetą
Już się nieuchronnie chmara zrywa
I sunie tu do mnie
Żeby mnie ponagabywać
Zero luzu, im tekst lepiej napisany
Tym naje...ch więcej intruzów
A przy grafomaństwie choćby tycim
Podchodzą trzeźwi oraz niedopici
Dziś w myślach łapie każdą z istot, co mi kiedykolwiek weszła w czytelnictwo
Biorę je wszystkie, stawiam w jedne rząd
I pytam: "CZY TO JEST BŁĄD, ŻE JA CHCIAŁBYM POCZYTAĆ?"
Literatura, kontakt z wodą
I trzech dziadków obok
Co coraz głośniej spór wiodą
I jedną rzec od razu ustalmy
Spór jest, k..., fundamentalny
Bo jeden dziadek bije na alarm, że to, czym płyniemy, to nie jest statek tylko katamaran
Drugiego aż trzęsie od takich ocen i krzyczy, ze to jest barka na 100%
Trzeci pije kielich przed nim
Mówi, że to prom i żeby się tamci jeb... w łeb,
A że nie widzi aprobaty w ich twarzach
Zwraca się do mnie, pyta, co ja uważam?
A ja na ten temat wiedzę mam wątłą
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
I rozstrzygnięcia tu nie nastąpią
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
Niestety, rzeczy nie znane mi są to
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
Brak odpowiedzi na moje konto
Czy to prom, Czy to prom, Czy to promprom
To jest jakaś większa klika
Ludzi co mnie nachodzą
Gdy cokolwiek czytam
I szyją podwójnym ściegiem, bo
Nie dość, że pytają mnie,
To jeszcze o sprawy, o których nic nie wiem
Plener, trawa czy beton
Niech tylko sięgnę po książkę albo mignę gazetą
Już się nieuchronnie chmara zrywa
I sunie tu do mnie
Żeby mnie ponagabywać
Zero luzu, im tekst lepiej napisany
Tym naje...ch więcej intruzów
A przy grafomaństwie choćby tycim
Podchodzą trzeźwi oraz niedopici
Dziś w myślach łapie każdą z istot, co mi kiedykolwiek weszła w czytelnictwo
Biorę je wszystkie, stawiam w jedne rząd
I pytam: "CZY TO JEST BŁĄD, ŻE JA CHCIAŁBYM POCZYTAĆ?"
Łona i Webber "Błąd"
No i tutaj także
można było sobie dłuuugo poczytać. Ale przynajmniej nie w kolejce
TIRów, tylko w oczekiwaniu na spóźniający się o godzinę prom-
na plaży na brzegu boga rzek Danubiusa.
Oczekiwanie
uatrakcyjniały hordy rumuńskich psów ze szczeniakami, tak
głupowatymi, że spały pod kołami ciężarówek. Gdy wreszcie
pojawił się wyczekiwany prom, pan celnik w rumuńskim mundurze
przeszedł się po całym terenie, wyzbierał leżące szczeniaki i
przeniósł je na pobocze.
Rumuni niewątpliwie
bardzo lubią swoje psy. Dowodem na to wiele sklepów z szyldami
"piese auto".
Hm, Może oni też
lubią swoje auta? Nie wiem, jestem zmylony.
Przelot przez
Bułgarię odbywał się późnym wieczorem i w nocy. I gdzieś tak w
nocnych odmętach, na górskiej drodze krajowej pomiędzy Wielkim
Tyrynowem a Nową Zagorą w pewnym momencie wyprzedziły mnie dwa
wielkie autobusy turystyczne, korzystając z poszerzenia krętej
drogi na dwa pasy. My jechaliśmy stówą, a one ze sto dziesięć.
Przez pewien czas próbowałem się za nimi utrzymać, ale dałem
sobie siana- wyprzedzały wszystko na wariata, w środku gór.
Autobusy na tureckich rejestracjach.
Osmańscy bejowie
lecieli po terenach dawnego Imperium.
Bułgaria się
zmienia. Chociaż powoli.
Mięknie.
To
znaczy chyba Bułgarzy miękną. Jeszcze dziesięć lat temu można
było spotkać licznych bardzo niesympatycznych kelnerów,
sprzedawców sklepowych obsługujących z musu i z grobową miną i
zostać opieprzonym w muzeum za pójście nie w tę stronę w którą
trzeba zwiedzać i generalnie sporo osób po których widać było
désintéressement.
Dzisiaj szybciej
można się z tym spotkać nad polskim morzem, o czym niedawno
napisał w felietonie Igor Zalewski- był jedyną w kurortowych
sklepach osobą mówiącą "dzień dobry", "dziękuję"
i "do widzenia"- sprzedawcy nie odzywali się do klientów
ani słowem, zapewne obrażeni za to że, jak napisał autor: "ich
własne miasteczko sprzedaje swoje uroki rzeszy turystów za
pieniądze".
Bułgarzy tacy
trochę są.
Nieco nieufni i
zamknięci. Choć bardzo mocno się to zmienia. Można powiedzieć że
charakter narodowy się zmienia. Ale jak tu można mieć inny
charakter narodowy, gdy zabory nie trwają 123 lata, tak jak u nas,
tylko 500.
Nie wiem czy
wiecie, ale państwo Bułgarów było mocarstwem od morza do morza
znacznie wcześniej niż my. Jego obszar sięgał od Adriatyku z
lewej strony, a Morza Czarnego z prawej aż do do Rusi Kijowskiej.
Niezły kawał świata. Było to w latach 681- 1018. Niestety od 1398
państwo bułgarskie zostało częścią Imperium Osmańskiego i było
nim aż do XIX wieku, kiedy to nastąpiło wyzwolenie narodowe, mocno
wspierane przez Rosję. Bułgarzy do dziś mają do Rosji wielki
sentyment.
Natomiast zupełnie
przeciwny sentyment mają do Turcji.
Przy szosie, w
okolicach Widynia na pustkowiach pojawiły się ogrodzone parkingi
dla tirowców. Przy jednym z nich wielki baner: "NOT FOR TURKISH
DRIVERS!"
Nie wiem czy
inspiracją do tego baneru były resentymenty historyczne, czy może
jakaś współczesność. Bułgarzy nie mieli lekko za panowania
Turków i chwała im za to, że zachowali kulturę i odrębność
przez taki szmat czasu. Nie wyrzekli się przy tym prawosławnego
chrześcijaństwa (chrzest Bułgarii odbył się sto lat przed
naszym). W Imperium Osmańskim musieli płacić z powodów
religijnych wysokie podatki, byli rugowani z wszelkich elit, potem
zlikwidowano także Bułgarską Cerkiew Prawosławną. Kultura
Bułgarów przetrwała głównie dzięki monastyrom ukrytym po
górach, a później odrodziła się dzięki budzicielom społecznym
za czasów bułgarskiego odrodzenia narodowego.
Pewnie dlatego
Bułgarzy są trochę inni, niż inni południowcy (My też jesteśmy
trochę inni niż inni z północy). Mniej ekspansywni, mniej
rozmowni i bardziej zamknięci. Ale przecież winko u siebie
uprawiają i ciepły, południowy klimat jest na miejscu jak trzeba.
I pejzaże południowe, spalone słońcem, choć trzeba powiedzieć
że najładniej jest w bułgarskich górach. A gór mają dużo. U
góry i na dole. U góry i na dole mapy.
Wybrzeże
najbardziej bogate, plaże okazałe, hotele wielkie, błyskają
gwiazdkami przy wejściach, choć w kurortach najmniej widać samej
Bułgarii, jak to bywa w kurortach. Dużo ludzi, zwykle Rosjanie i
Polacy. Nowyje Russkie, Nowyje Bułgarcy i Staryje Paliaki. Za każdym
razem dopóki nie zobaczę pierwszego Ferrari na bułgarskim
wybrzeżu- czuję się nieswojo. Ale jeszcze nigdy się nie
zawiodłem. Kto chce w Bułgarii szpanować- robi to na wybrzeżu.
Piękne plaże,
ludne kurorty, świetny klimat. I swojsko.
Sozopol. Wbrew opiniom- najładniejsze miasto na wybrzeżu. |
Okolice Carewa |
Aheloj. |
Bułgaria ze
względu zna swoje związki ze słowiańszczyzną, alfabet, co to go
Cyryl swoją Metodą wymyslił (nad jeziorem Ochrydzkim w Macedonii-
tam byłem Tony Halik LINK) i ogólną atmosferę wydaje się wielce
dla nas przyjazna. Prosta, niewymyślna, nie zadzierająca nosa jak
Francja, skromniejsza duchem niż rozbuchane Włochy, nie traktująca
nikogo z wyższością. Demokratyczna i dla każdego.
I choć złote
piaski i słoneczne brzegi, plaże nudystów i Nesebyry, to nie
będzie się o nich pisać. Interesują nas kamory, chaszcze i zbyry.
I tego w Bułgarii
też jest sporo. Niektórzy mówią, że są takie miejsca w tym
kraju, w których można wędrować po górach i przez dwa dni nie
spotkać nikogo. Może to być źródłem pewnych kłopotów, jeżeli
nie weźmie się ze sobą prowiantu ani ubrań- bo przecież po
europejskim, a raczej unioeuropejskim kraju można się takich
atrakcji nie spodziewać. Ale Bułgaria jest stosunkowo mało
zaludniona- obszar jak 1/3 Polski, a ludności 7 milionów.
Niespodziewane
pustkowia można znaleźć też na wybrzeżu, które na pierwszy rzut
oka turysty wydaje się zagospodarowane do imentu. Niemniej piękną
dzikość serca znajdzie się też i nad samym morzem. Należy tylko,
niestety lub ku uciesze, zjechać z asfaltu na coś, co asfaltem nie
jest.
Gdyby przemieszczać
się lotem koszącym lub terenowym motocyklem- półwysep Emona
znajdowałby się rzut beretem od Słonecznego Brzegu. Jednak
czterośladem należy wykonać wielkie koło szosą krajową nr 9,
nie bez przyjemności, bo wiedzie ona pięknymi lesistymi wzgórzami,
potem znaleźć mikre drogowskazy i odważnie ruszyć drogą przez
nie wskazaną. To 8 kilometrów szutrówki w niezłym stanie. Parę
lat temu jechaliśmy je przez 45 minut, bo ktoś nieobacznie
postanowił naprawić drogę betonem, po czym deszcze wypłukały
szuter na stromych podjazdach. Po raz pierwszy zaświtała mi wtedy
niebezpieczna myśl, że lepiej byłoby mieć terenówkę. Ale gdy
dojechaliśmy na półwysep- to mi przeszło. Prawdę powiedziawszy
wszystko mi przeszło na widok.
Półwysep Emona. |
Emona |
Emona i Niemcy. |
Emona |
Wracając ze
skalistego przylądka stanęliśmy w wiosce Emona poszukać wody.
Starszy pan na moturku zerknął na zakurzone auta i ich rejestracje
i przejeżdżając obok zawołał z fasonem: Jeścio Polska
niezgineła!
No, Bułgaria też
się nieźle trzyma.
Postanowiliśmy raz
w życiu dojechać do jakiegoś limes. Do limes inferior, limes
ultima. Do kresu kresów. Zwłaszcza, że podobno Bułgarzy płot
antyimigrancki wystawili, wzdłuż granicy z Turcją. Ciekawe czy da
się go zobaczyć na własne oczy?
Zatem- kierunek
południe! Tam musi być jakaś cywilizacja (cytat).
Sozopol |
Sozopol |
Jedzie się,
jedzie, a droga coraz węższa.
Na początku
dwupasmówka szybkiego ruchu. Potem za Sozopolem mija się w Ravadinovie antyczny
zamek z XXI wieku. Imponujące przedsięwzięcie. Ja już dawno temu
mówiłem, że jak jakiś kraj nie ma zabytków, to powinien je sobie
zbudować. Tutaj nastąpiła realizacja tej idei.
Zamek Ravadinovo. I poł XIX wieku. |
Zamek w Ravadinovie kilka lat temu. |
Ale rzadko ktoś
nas mija.
Park Strandża to
jest jednak coś- wielkie góry- pagóry pokryte gęstym lasem. I w
pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że od połowy dnia podróży
człowiek nie widział ani chojaczka, ani marnej sosenki, ani niczego
pod czym prezenty na święta można by złożyć. Same dęby!
Samusieńkie!
Rezerwat rzeki Ropotamo. |
Wielkie pagóry z
dębowym lasem, ale jakimś innym niż nasz. Coś jest w nim innego.
Może kolory?
Wąska szosa
biegnie prosto jak strzelił i od czasu do czasu nurkuje w dół
jakby chciała podchodzić do lądowania, odsłaniając dalekie
widoki przez dębowe liście.
Od kilku minut
doganiamy jakiś duży samochód, majaczący na szosie przed nami. I
w pewnym momencie przez otwarte okna wpada do auta zapach spalin.
Charakterystyczny.
Ja już wiedziałem
co to jest.
Zapach benzynowych
spalin z ciężarówki. Nie katalizowanych żadnym katalizatorem. Syf
jak za komunizmu.
Ani chybi- wojsko.
To był przewielki
wojskowy Ził z żołnierzami na pace, znany z tego, że pali 100l na
100km (Liudiej u nas mnogo, tiopliwa toże). Bardzo grzeczny ten Ził,
ustąpił nam drogi zjeżdżając swoimi potężnymi kołami na
pobocze. Przemknęliśmy koło niego i już za kilometr pojawił się
płot.
Ale nie ten.
Taki wstępny płot.
Przedpłot. Wstęp do wstępu. Dwóch wopistów pilnowało wjazdu do
zony. Obcenili nasze auta i machnęli ręką niedbale. Można było
jechać dalej.
Przykry był tylko
ideogram na tym płocie- głoszący zakaz fotografowania.
Hm, szkoda. To coś
zupełnie nie dla Fotodinozy.
Jeszcze dwa
kilometry i ukazała się wioska Rezovo.
To tutaj jest
koniec świata.
W kilku miejscowościach w których byłem czuło się pewną ostateczność. I Rezovo też takie było.
Troszkę podobna
atmosfera panowała przy samej granicy polsko- białoruskiej, tam
gdzie kończy się Kanał Augustowski. Tam, gdzie unijne dotacje
sypnęły pieniędzmi na przystań dla statków i nowe wrota
ostatniej śluzy po naszej stronie. Pusta wioska chałup ze
strzechami i droga z wiekowych kocich łbów która dochodziła do
szlabanu.
Ale za wrotami
śluzy i za szlabanem nie było już dokąd płynąć, ani po co
jechać. Krzaczory porastały tam wszystko od 80-ciu lat. Żołnierz
wyjrzał tylko na nas przez okno stróżówki beznamiętnie i zatopił
się na powrót w gazecie.
Rezovo miało w
sobie jakieś zawieszenie w niepewności. Co najmniej połowę ludzi
w wiosce stanowili żołnierze, albowiem na samym końcu drogi była
jednostka wojskowa w dużym białym budynku z lat 60-tych. Liczne
ruskie Ziły toczyły się wolno pylącymi ulicami, mijając się z
unijnymi Defenderami. Dwie marne knajpki w nieotynkowanych chałupach
z sennymi gośćmi przy stolikach przypominały nieco Dziki Zachód.
Tylko że to
południowy wschód był.
Czuło się
atmosferę wyczekiwania na coś, czy na kogoś. Clinta Eastwooda na
białym koniu? Ale on nie nadjeżdżał. Kury dziobały lichą trawę,
a za wioską zieleniały wzgórza. Już tureckie.
Płotu nie
zobaczyliśmy. A nawet jeśli- to nie dałoby mu się zrobić
zdjęcia.
Oprócz atmosfery
jeszcze jedna rzecz przykuwała uwagę- srebrny Ford Granada na
polskich numerach. Serdeczny podziw dla ludzi, którzy
trzydziestopięcioletnim samochodem dojeżdżają, tak jak i my, do
samej krawędzi tarczy wspartej na grzbietach czterech kolosalnych
żółwi.
Zakaz
fotografowania zakazem fotografowania, a ciupazka ciupazkom. Nie
wolno- ale można.
Rezovo. |
Po tej słabej
podróbce Andrzeja Stasiuka oddalamy się od tego punktu na mapie,
niczym obraz google maps na telefonie komórkowymi fokusujemy na
innym punkcie mapy oddalonym o całą Bułgarię.
Nie walczę o to samo w lepszych
ciuchach,
Mam jeszcze resztki buntu,
Zaznaczam punkty na mapie,
Nie umrę bez tych punktów.
Nowe obrazy co rusz googluję jak objawy chorób,
Nie chcę tych samych miejsc, tej samej szamy
No, może tych samych ziomów.
Mam jeszcze resztki buntu,
Zaznaczam punkty na mapie,
Nie umrę bez tych punktów.
Nowe obrazy co rusz googluję jak objawy chorób,
Nie chcę tych samych miejsc, tej samej szamy
No, może tych samych ziomów.
Rasmentalism
„Na horyzoncie”
Wszędzie istnieje
jakieś centrum i jakaś prowincja. Na tym świat polega. W mikro i w
makro skali. Bułgarska prowincja zachowuje jeszcze sporo klimatu z
lat minionych, trochę samochodów marki Łada, trochę przaśności,
która nie sili się na wypas i blichtr. I ta prowincja wydaje się
najbardziej ciekawa i najbardziej bułgarska.
Góry proszę
Państwa. O ile coś się w tym kraju wypiętrza- warto tam zajrzeć.
Większość
wysokich gór leży na południu, przy granicach z Turcją, Grecją i
Macedonią, ale i na trasie z wybrzeża do Polski leży co najmniej
kilka fajnych górotworów.
Taka na przykład
Stara Płanina.
Jeden Iskyr się
tam przełamuje. Najdłuższa rzeka Bułgarii.Dolina Iskyru (Skały Ritlite) |
W 1393 Turcy zabili
ostatniego bułgarskiego cara- Iwana Szyszmana. Został prawosławnym
świętym, oraz świeckim śpiącym rycerzem, który kiedyś wstanie
i wskrzesi wielką Bułgarię. Każdy naród ma jakichś śpiących
rycerzy- Czesi mają Blahnickich, My tych spod Giewontu. Jakieś
nadzieje na Wielką XXX (wstawić odpowiednią nazwę państwa)
zawsze są.
Zanim car Szyszman
został zabity nie oszczędzał zbytnio swoich wrogów. W okolicy
doliny Iskyru zwyciężył tureckie wojska, a po wiktorii kazał
zmiażdżyć czaszki pokonanym.
Czaszka
to po bułgarsku- czerep (череп),
zupełnie jak po naszemu. I właśnie na miejscu owej bitwy na
polecenie cara zbudowano Monastyr Czerepiszki.
Monastyr Czerepiszki |
Monastyr Czerepiszki |
Monastyr Czerepiszki |
Monastyr Czerepiszki |
Monastyr Czerepiszki |
Najbardziej
fantasmagoryczne pejzaże w drodze do Dunaju są jednak w
Bełogradcziku. Bjał grad. Białe miasto. Może nie jest dzisiaj
zbyt białe, ale za to założone przez Rzymian starożytnych, wraz z
twierdzą wśród Biełogradcziszskich Skał. Nie pytajcie mnie ile
razy twierdza była podbijana, a miasto zrównywane z ziemią. I
przez kogo. Setki razy i przez wszystkich. Wymieniajcie wszystkich
okolicznych, a na pewno traficie. Na początku XIX wieku twierdza
została przebudowana na polecenie Turków przez inżynierów
francuskich i włoskich i w tej formie można jej ruiny dziś
oglądać.
Twierdza
niby jak twierdza. Ale jak położona!
Bełogradczik- Twierdza. |
Francuzi
widocznie chętnie nawiedzali daleki orient w XIX wieku. Jeden z
nich, niejaki Germon Blanky napisał w 1841 r. z emfazą: "Ani
słynne wąskie uliczki z Aulihul w Prowansji, ani Gorge Pancarbo w
Hiszpanii, ani Alpy, ani Pireneje, ani najpiękniejsze tyrolskie góry
w Szwajcarii nie mają nic, co może być porównywane z tym, co
widziałem w Bułgarii w miejscowości Bełogradczik."
No może troszkę
pod wpływem dobrej śliwkowej rakiji to pisał, ale i tak
Bełogradczik robi fantastyczne wrażenie.
Bełogradczik. Na dole XVII- wieczny meczet. |
Bełogradczik |
I cóż. Wszystko
co się zaczyna Dunajem musi się Dunajem skończyć. Takie jest
życie. Nie da rady cały czas podróżować.
A może się mylę?
Pozostaje jeszcze
droga. I jej zew. Pozostają jeszcze migawki z rumuńskiej,
naddunajskiej Oltenii (stąd właśnie samochód Oltcit), gdzie jest
niby to współcześnie, ale sporo rzeczy pozostało takie, jakie
było sto czy dwieście lat temu. Na przykład malownicza
urbanistyka, nieskażona szkłem i aluminium. Na przykład zdobne
fasady chałup, na przykład rzadko spotykane konne wozy.
Oltenia |
Oltenia |
Oltenia |
Oltenia |
Pozostają jeszcze
Koszyce, na krawędzi światów Słowacji i Węgier.
Koszyce |
Koszyce. |
Koszyce. |
Koszyce. |
A potem już fantastyczny pejzażowo Beskid Niski, z cerkiewkami na malowniczych wzgórzach, gdzie krowy przeganiają po szosach jak owce w Transylwanii. Prawie tak samo.
Beskid Niski |
Cmentarz w Koniecznej |
Cmentarz z I wojny światowej na Przełęczy Małastowskiej w okolicach Gorlic, projekt Dušana Jurkovića. W okolicach jest takich wiele, a do tego ta droga pełna serpentyn... |
Yyy...No jak to po co? Żeby wpis na bloga napisać.
Fabrykant
Liczne przewodniki, między innymi ten zgubiony w Pitesti.
http://www.beachbulgaria.com/sozopol/news/ravadinovo_castle_en.html
fajna podroz, szkoda ze niema zdjec bylej fabryki Oltcita
OdpowiedzUsuńa Wegrzy to nawet spiewaja o nas i to czasem po naszemu, ot chocby:
https://www.youtube.com/watch?v=bsaZM64QhY8
Dzięki! Pieśni narodowe przez Madziarów po polsku. Tego jeszcze nie grali!
Usuńniema problemu :) "Ruscy" tez po naszemu spiewaja i to im znakomicie wychodzi:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=x2LodJjSLIY
szwaby po polsku tez spiewaja, ale nie maja o nas za dobrego zdania (a o kim oni maja?) mimo to wyszlo im w miare niezle
https://www.youtube.com/watch?v=s6zA_Rkb27s ;)
a czesi spiewaja nasze po swojemu :)
https://www.youtube.com/watch?v=kA2BXHvj6B0
przy okazji - to jest fajna strona do sciagania z youtuba sciezek dzwiekowych w mp3:
http://www.clipconverter.cc
Znam clipa, znam. Dziękuję za linki. Die Totten Hosen znałem, reszty- nie. Ja słucham ostatnio takich innych co też po polsku z ogniem śpiewają:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=lUhf3VaaHH4
Oraz takiego artystę, co siedzi okrakiem na polsko czeskiej granicy:
https://www.youtube.com/watch?v=HYgLNpC4BJI
Nohavice znam oczywiscie, a cechomora nie znalem :) tez fajne :)
UsuńBardzo udany półprzewodnik, nawet więcej 70 % a nie tylko większa połowa. Ale do rzeczy czyli do zamków, które trzeba budować (w XiX wieku) jak się ich nie ma. Przykładem jest bawarski zamek Neuschwanstein zwariowanego króla Ludwika II, wykończony w końcu XiX wieku. A jak się nie ma zabytków, to rzeczywiście należy je budować, szczególnie jeśli poprzednio istniejące zniszczył wrogi sąsiad. Tak stało się np.w Tajlandii. Burmańczycy zrównali z ziemią prawie cały kraj i jego stolicę w XVIII wieku. Więc w tym wieku zbudowali Tajlandczycy nową stolicę, którą my nazywamy Bangkok (oni sami inaczej). A na dodatek setki wspaniałych świątyń buddyjskch, prawie wszystkie , mają nieco ponad sto lat.I wszystkie przyciągają turystów jak nieżej podpisanego.
OdpowiedzUsuńA co do przeciwimigracyjnego płotu na granicy bułgarskiej to było to zdaje się tak. Jak Bułgaria przyjęta została do Unii Europejskiej to musiała różne brukselske nakazy realizować. I gdzieś w roku 2014 nakazano Bułgarii ochronę zewnętrznej granicy Unii z Turcją.Bułgarzy dziarsko zabrali się do roboty i płot był gotowy akurat jak pani kanclerz Merkel zaprosiła cały świat do Europy. W roku 2015 do Niemiec dotarło ok. 2 miliony nielegalnych (ale zaproszonych) imigrantów. I choć najłatwiej do Unii dostać się by można z Turcji, gdzie większość imigrantów kampowała, granicą lądową poprzez Bułgarię to nic z tego. (Musieli pontonami ptrzez morze). Bułgarski płot nie przepuścił. Przedostało się w całym roku 2015 do Bułgarii z Turcji 162 nielegalnych imigrantów. Dwóch z nich poprosiło formalnie o azyl polityczny. ( Z wyrachowania inni nie poprosili aby nie odcinać sobie szansy na panią Merkel). Jeden z nich dostał bułgarską odmowę azylu a drugi gdzieś zniknął.
To wesoło z tym płotem. No i co tu teraz? Stawiać te płoty, czy nie stawiać?
Usuń