Foto: Weegee |
"Wielu
fotografów żyje w świecie snów o pięknych światach. Nie
zaszkodzi im poczuć trochę takiej rzeczywistości, która ich
obudzi"
Weegee
To
będzie o kimś, kto zaprzedał duszę. Jest pewnie wielu takich na
świecie, zatem trafią się też i między fotografami. To będzie o
sławnym Weegee. Weegee, the famous.
"Nazywam
się Weegee. Jestem najsłynniejszym fotografem świata"
Pierwsza
wystawa fotograficzna, jaką obejrzałem w swoim życiu całkowicie
świadomie, i która zrobiła na mnie duże wrażenie- do dziś
pamiętam- to wystawa Weegee'go w łódzkim Muzeum Sztuki. Poszedłem
na nią w czasach wczesnolicealnych. Fotografia wtedy nie zajmowała
mnie zbytnio. Poszedłem mimochodem, bo celem głównym, była
wystawa Witkacego w tym samym muzeum. Obejrzałem Witkacego z
zachwytem dla jego wariactwa, a potem skręciłem do innego skrzydła,
gdzie wystawiano fotografię. Tam doznałem estetycznego szoku. Jak
można takie zdjęcia wystawiać w szacownym muzeum (które, dodajmy
dla nieświadomych, znajduje się w szacownym i wypasionym pałacu
Maurycego Poznańskiego)?. Dwa zdjęcia wryły mi się w pamięć do
dzisiaj. Te:
Foto: Weegee |
Bezdomne dzieci na schodach pożarowych. Foto: Weegee |
Urodził
się w austro-węgierskim Złoczowie w 1899 roku.
Tam
też byłem, Tony Halik (cytat). To znaczy się nie w 1899 roku. Nie
w 1899 tylko w 2000 byłem. Też dość dawno. Nawet tam zjedliśmy
pierwszą w życiu soljankę w jedynej tamże ówczesnej knajpie . Za
kotarką w tym samym pomieszczeniu biesiadowali akurat lokalni
bonzowie. Trochę tam było jak za prohibicji- teraz dopiero to
dostrzegam- czyli w sam raz jak w czasach Weegee'go. Obejrzeliśmy
własnymi oczami złoczowski zamek, który i Weegee kiedyś oglądał,
swoimi oczami miejscowego chłopaka. Zamek był akurat w remoncie,
wstęp surowo wzbroniony, wszędzie rusztowania. Ale nas wpuścili,
może nawet i dlatego że my Paliaki byli, a Polszcza akurat kasą
wsparła remonty dachów. Trochę szkoda,że dachy na barokowym zamku
kryli blachodachówką, ale już trudno, lepiej tak niż wcale.
Daliśmy tylko panu cieciowi kilka hrywien napiwku, wzbraniał się,
ale przekonaliśmy go że to dla piesków- dwa duże wilczury łasiły
się do nas na kompletnie pustym podworcu. Tylko my i zamek. Ech,
Ukraina roku 2000-go to było niezłe miejsce, dużo by o tym mówić,
może kiedyś się jeszcze napisze...
Urodził
się w austro- węgierskim, galicyjskim Złoczowie jako Asher Fellig.
Polska
Wikipedia mówi "W 1909 roku
jego rodzina, uciekając przed prześladowaniami ze strony
antysemitów uciekła do Nowego Jorku". Nie wiem czy taka
rzeczywiście była motywacja rodziny Felligów, nie znalazłem
innych potwierdzeń tego faktu. Znalazłem za to potwierdzenia, że
nie w 1909 a w 1910-tym roku. Jednak Żydom w ówczesnej Galicji nie
żyło się zbyt lekko. Byli 6-cio procentową mniejszością. W 1867
roku dekretem zatwierdzono równouprawnienie Żydów w monarchii
Austro-Węgier, mimo tego byli jedną z najbiedniejszych warstw
społeczeństwa, niewielu z nich wybiło się z nędzy, a ci którzy
robili kariery najczęściej emigrowali z Galicji.
Mnóstwo
było pomysłów na integrację Żydów, asymilację ale i z drugiej
strony separację (chasydyzm) lub przymusową czy dobrowolną
emigrację, pomysłów kipiących wśród społeczności żydowskiej,
ale też wśród wszystkich pozostałych nacji, na czele z Polakami i
Austriakami. Te całe Austro- Węgry, wspominane dziś z
bezkrytycznym sentymentem to nie był mimo wszystko raj na ziemi-
były też konflikty i lokalne pogromy, wszystko to na tle
społeczeństwa bardzo zróżnicowanego majątkowo, narodowo i
kulturowo.
Pisze
o tym zwięźle, acz treściwie np. strona "Izrael":
"W
Galicji Żydzi żyli w największej nędzy. Z tego powodu emigracja z
tych terenów była szczególnie liczna. Wielu Żydów emigrowało do
Wiednia oraz Berlina. Jednak największa liczba emigrowała do
Francji, a w szczególności do Ameryki. W ostatnim dwudziestoleciu
XIX wieku wyjechało ogółem około 150 tysięcy Żydów, a w latach
1900-1914 tylko do Stanów Zjednoczonych wyjechało 175 tysięcy"
Stosunki
polsko-ukraińsko-żydowskie to temat jak ocean, każda strona w tych
dyskusjach starannie omija niewygodne dla siebie elementy historii
(strona "Izrael" też).
Temat
jak ocean, więc nie będę się w niego dyletancko wgłębiał,
tylko wrócę do Weegee'go, który właśnie za ocean wybył z
Austro- Węgier i tam zrobił wyjątkową karierę.
Weegee
podawał się całe życie za Austriaka, zresztą zupełnie podobnie
jak Billy Wilder, reżyser "Pół żartem, pół serio",
urodzony w Suchej Beskidzkiej- w oczach Amerykanów to upraszczało
sprawę, od razu wiadomo- Austria, Franz- Josef, Wiedeń, walce
Straussa i tak dalej.
Weegee
przybył do USA w wieku lat 11-tu. Urzędnicy emigracyjni, częstą
praktyką, zmienili mu imię z Asher na Arthur. Zderzył się tu,
wraz z bliskimi, z twardą rzeczywistością, odbiegającą nieco od
idealizowanej wizji amerykańskiego raju. Jego ojciec Bernard Fellig
pracuje dorywczo, a rodzina bieduje na Lower East Side na
Manhattanie, jak wiele imigranckich rodzin tego czasu. Młody Arthur
Fellig przerywa szkołę i zaczyna pracować w wieku 14 lat, a cztery
lata później wyprowadza się z domu rodzinnego. Chwyta się
dorywczych fuch, czasem głoduje i pomieszkuje w schroniskach dla
bezdomnych. Wreszcie załapuje się jako pomocnik w ciemni fotografów
"New York Timesa", potem w ciemni agencji "Acme
Newspapers". Tutaj zdobywa pierwsze szlify, zastępując
początkowo fotografów agencyjnych, potem samodzielnie wykonuje
nocne reportaże.
Artur
Fellig- człowiek z nizin- rejestruje nocne życie Nowego Jorku
czasów prohibicji.
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Ameryka
(tamtego czasu) okazuje się jednak krajem dającym możliwość
wybicia się pomysłowym i nieprzeciętnym jednostkom. Fellig był
człowiekiem zahartowanym, twardym i zawziętym. Pomimo młodego
wieku znał doskonale życie.
Wkrótce
wypracował sobie niekonwencjonalne metody pracy, pozwalające mu
wybić się wśród innych. A pracy poświęcił się całkowicie.
Fotografował głównie w nocy, zbierając sensacyjne materiały z
nowojorskiego półświatka i ukrytego życia gangsterskich
porachunków. Podsłuchiwał radiostacje policyjne i zjawiał się na
miejscach przestępstw jeszcze przed glinami, czy strażą pożarną.
Strzelał fotki za pomocą wielkoformatowego aparatu 4x5 Speed
Graphic, zawsze z mocną magnezjową lampą błyskową. Najczęściej
ustawiał 1/200 sekundy z przesłoną f/16 (to jeszcze skomentujemy
nieco później).
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Harry Maxwell zastrzelony w samochodzie- foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Gazety
łykały jego zdjęcia jak pelikan ryby.
Arthur
Fellig stał się sławny.
Krążył
całymi nocami po szemranych dzielnicach Nowego Jorku. W przepastnym
bagażniku swojego Chevroleta miał przygotowaną całą
prowizoryczną ciemnię, gotową do wywołania filmu.
Weegee przy pracy (maszyna do pisania!) |
Jego zdjęcia
świeżych morderstw, z których krew nie zdążyła jeszcze
zastygnąć, zdjęcia pakowanych do furgonów złodziei, zdjęcia
samobójców, pijaków i dziwek były niewiarygodnie aktualne, wręcz
natychmiastowe i ukazywały się w porannych wydaniach.
Były
tak niewiarygodnie aktualne i natychmiastowe, że wśród kolegów
fotoreporterów zdobył sobie ksywkę Weegee, wziętą od fonetycznej
nazwy tabliczki do wywoływania i komunikacji z duchami "Ouija"
(francuskie "oui", złączone z niemieckim "ja"),
ponieważ żartowano, że Weegee zjawia się na miejscu jeszcze PRZED
popełnieniem przestępstwa.
Było
w tym trochę koloryzowania, ale była w tym też część prawdy.
Weegee broń boże nie zaprzeczał takim historiom, a wręcz je
reklamiarsko nagłaśniał. Jednak nie komunikował się z duchami.
Nie musiał.
Weegee
wiedział wszystko o wszystkim. Znane są historie profetycznych
zdolności Felliga, o których sam mówił w wywiadach:
"-
Pamiętasz to zdarzenie w Chinatown, kiedy nalegałeś na zdjęcie z
hydrantem, a jacyś ludzie wzięli cię za wariata?
-O,
pozwól, że ci o tym opowiem. Była druga w nocy. Nie miałem nic do
roboty, więc pojechałem do Chinatown, do samego centrum Chinatown.
Przygotowałem aparat do zdjęcia, a dwóch gliniarzy woła do mnie z
drugiej strony ulicy: "Po co marnujesz film na nas!". Nie
uwierzysz jak ci to powiem- wtedy cała ulica nagle zapłonęła, bo
zajęła się ogniem od głównej linii gazowej.
-
A ty nie wiesz co cię tam sprowadziło?
-
Nie, po prostu nie miałem nic do roboty. Wstawał piękny poranek.
Wydawało się tylko, że jest jakby trochę zbyt cicho."
Weegee
był zawsze blisko wydarzeń. Profetyzm miał wyrobiony z racji
olbrzymiego doświadczenia i znajomości tematu.
"Znam
każdy kwartał w dzielnicy, każdy znak pocztowy, każdego
gliniarza, każdego żebraka, każdego... znam wszystko."
"Nie
wiem co się zdarzy. Ale jestem zawsze w pogotowiu z moim aparatem".
W
przeciwieństwie do służb miejskich, fotograf ze swym aparatem już
był na miejscu, w którym mogły się dziać ciekawe rzeczy, podczas
gdy policja i straż musiały dopiero dojechać.
"Swoją
rundkę zaczynałem zwykle o północy. Najpierw sprawdzałem
policyjny teleks, żeby się zorientować, co się wydarzyło. Potem
do samochodu. Włączałem radio policyjne, potem radio samochodowe,
które nastawiałem na jakieś stacje dla jajogłowych, nadające
muzykę klasyczną. (...) Między północą a pierwszą słuchałem
telefonów informujących policję o podglądaczach na dachach i
schodach pożarowych z akademików dla pielęgniarek. Gliny zbywały
to zwykle śmiechem... niech mają chłopaki radochę. Między
pierwszą a drugą - napady z bronią w ręku na całodobowe
delikatesy... gliny wreszcie się tym zainteresowały. Między drugą
a trzecią - wypadki samochodowe i pożary... (....) O czwartej
sprawy przybierały żywszy obrót. O tej godzinie zamykano bary, a
chłopcy byli już zmiękczeni przez drinki. (...) Później, między
czwartą a piątą - telefony o włamaniach i wybijaniu witryn
sklepowych. Po piątej zaczynała się godzina najtragiczniejsza ze
wszystkich. Ludzie przez całą noc nie kładli się spać, bo
zamartwiali się o swoje zdrowie, o pieniądze i z powodu problemów
miłosnych. Wtedy odporność fizyczna i psychiczna była
najmniejsza, i w końcu rzucali się z okna. Nigdy nie fotografowałem
takiego skoku... przejeżdżałem obok. "
Kłamie.
Kłamie
ten Weegee
Foto: Weegee. Świetne, choć okrutne zdjęcie. |
Weegee
zyskał niezwykłą popularność w Ameryce. Fotografował później
nie tylko Nowy Jork, ale też Los Angeles i Hollywood, nie pomijając
ich mrocznych stron, w latach 40-tych zaczął także współpracę z
fabryką snów, kontynuowaną później m in. ze Stanleyem Kubrickiem
przy "Dr. Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i
pokochałem bombę". Podobno akcent z jakim mówi w tym filmie
Peter Sellers był wzorowany na akcencie Weegeego.
Foto: Weegee |
Eartha Kid- foto: Weegee |
Jayne Mansfield, foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Miał
kilka wystaw w Nowym Jorku i we Francji. W 1943 roku wziął udział
w wystawie "50-ciu fotografów okiem 50-ciu fotografów"
zorganizowanej przez Edwarda Steichena dyrektora nowojorskiego Muzeum
Sztuki Nowoczesnej, o którym wspomniałem już we wpisie o "RodzinieCzłowieczej". Z tego okresu pochodzi też zapewne cytat
Weegeego: "To było dziwne doświadczenie (w lato)...
Zostałem wysłany przez gazetę, żeby sfotografować słynnych
fotografów... Oczywiście włączyłem do nich siebie."
Wydał
albumy ze swoimi zdjęciami "Nagie Hollywood", "Świat
Weegeego" i autobiografię "Weegee by Arthur Fellig".
Największa popularność przyszła chyba jednak po jego śmierci w
1968 roku, gdy zdjęcia z czasów prohibicji zrobiły się już
sentymentalno-historyczne i zaczęły być doceniane przez ich formę,
a nie samą aktualność.
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Zdjęcia
Felliga są bardzo spójne formalnie. Użycie bardzo wysokiej
przysłony, krótkiego czasu i lampy błyskowej sprawia, że dają
wyrazisty, wręcz brutalny klimat ostrych kontrastów i głębi
ostrości ogarniającej obraz od pierwszego do ostatniego planu.
Weegee wiedział jak to wszystko pokazać- to jest cały przegląd
sytuacyjny wydarzeń, pokazujący jakby drugie dno- kontekst.
Notatki kompozycyjne Weegee'go. Zwykle sam robię takie kreseczki w analizach zdjęć, ale tu autor mnie wyręczył. |
foto: Weegee |
Weegee
rejestruje tło, a nawet opowiada nocne historie. Na zdjęciach
pojedynczych postaci widz łatwo dopowiada sobie co się zdarzyło i
kto wziął w tym udział. Z resztą Weegee ma niesamowite
doświadczenie i wie kogo i co fotografować:
Foto: Weegee |
"Szedłem
wiele razy z przyjaciółmi ulicą, a oni mówili "Hej Weege,
zobacz pijany, albo dwóch pijaków leży w rynsztoku" Rzucałem
szybkie spojrzenie i mówiłem " Nie mają charyzmy". Tak
więc nawet zdjęcie pijaka musi być dziełem sztuki! Mogę jeździć
całymi nocami, całymi latami, żeby zrobić dobre zdjęcie pijaka".
Fellig
wśród swoich zdjęć ma wspaniałe kompozycje. Na przykład tę,
dość niespodziewaną, genialną. Fotograf odpuścił sobie wartość
dokumentacyjną wypadku- zwłoki są pokazane z niskiej perspektywy,
z której prawie ich nie widać. Skupił się na pokazaniu kontekstu,
nadaniu temu kadrowi uniwersalności, czy nawet pewnego odcienia
ironii.
Foto: Weegee |
Robił
tych zdjęć miliony. Strzelał, wywoływał, sprzedawał. Jego
zdjęcia zamieszczały prawie wszystkie znane gazety: New York
Journal, Herald Tribune, Sun, New York Post, World- Telegram. Z
czasów lat 30-tych i 40-tych pochodzą smaczne cytaty z Weegeego,
dotyczące jego zdjęć:
"Miałem
w pokoju pełno niesprzedanych zdjęć z morderstw... Czułem się
jakbym wynajmował skrzydło w miejskiej kostnicy", oraz:
"Jeśli
miałbym fotografię dwóch facetów skutych razem kajdankami,
chętnie przetnę ją na pół i zgarnę po pięć baksów za
każdego"
Ironia
Weegeego jest widoczna w jego stosunku do zdjęć i do tego co robi.
Na marginesach odbitek robił czasem skrótowe podpisy i nadawał
zdjęciom ironiczne tytuły. Sławę zdobyły jego zdjęcia o ironicznym kontekście.
Reklama na wieżowcu: "Po prostu dodaj gotującej się wody"- foto Weegee |
Tytuł w tle: "Radość życia"- foto Weegee |
foto- Weegee |
Czy
Weegee był cynikiem? Był
Czy
Weegee był cwaniakiem? Był.
Czy
Weegee miał talent? Miał.
Musiał
mieć też urok i dobre podejście do ludzi. To, że znał życie- to
już wiemy.
Nie
wiem co sądzić o Weege. Cenię go i podziwiam w pewien sposób. Ale
nie wiem czy go lubię. Nie mogę się przekonać. Co sądzić o
kimś, kto tropi z zapałem nieszczęście i śmierć, o kimś kto
nie śpi nocami, tylko spędza je fotografując, o kimś kto zarabia
na największych dramatach bliźnich i robi z tego zawód. Sęp,
jednym słowem.
Za takie zdjęcia można znielubić Weegee'go:
Foto: Weegee |
A przynajmniej może go znielubić ujęta na tym zdjęciu para.
Weege fascynuje mnie chyba bardziej niż jego czarno białe fotografie.
Żeby to próbować zrozumieć, jedyne co mogę, to wgłębić się choć troszeczkę w jego motywacje. Te o których mówił. Tych, o których nie mówił można się jedynie domyślać.
Weege fascynuje mnie chyba bardziej niż jego czarno białe fotografie.
Żeby to próbować zrozumieć, jedyne co mogę, to wgłębić się choć troszeczkę w jego motywacje. Te o których mówił. Tych, o których nie mówił można się jedynie domyślać.
"Nie
jestem fotografem dyletantem, w niepełnym wymiarze czasu, w
przeciwieństwie do barmanów, sprzedawców obuwia, spacerowiczów,
hydraulików, fryzjerów, urzędników, restauratorów i kręgarzy,
których wielkim hobby są ich aparaty. Wszyscy ich przyjaciele
zachwycają się tym, jak wspaniałe są zdjęcia, które strzelają.
Jeśli są one tak dobre, dlaczego nie zajmą się zdjęciami w
pełnym wymiarze godzin, zarabiając tym na życie, i nie zrobią ze
spacerów czy chiromancji, itp, swojego hobby? Ale każdy chce grać
bezpiecznie. Boją się zrezygnować ze swoich wynagrodzeń i swojego
bezpieczeństwa, boją się, że jeszcze mogą przegapić obiad."
"Oczywiście,
chciałbym mieć regularne życie. Wracać do domu, do świetnie
wyglądającej żony i wypieszczonego dziecka. Ale myślę, że mam
film we krwi. Kocham tę wystrzałowość. To jest ekscytujące. To
jest niebezpieczne. To jest zabawne. To jest trudne. To jest
bolesne."
"Dla
mnie fotografia jest częścią życia. A skoro tak jest- to musi być
prawdziwa".
"Jestem
perfekcjonistą. Czy to zamordowany, czy to pijak- zdjęcie musi być
dobre".
"Po
mojemu- zdjęcia są jak blintze (żydowskie podpiekane naleśniki-
przypis mój)- trzeba je brać kiedy są gorące".
"Miej
oczy zawsze otwarte. Jeśli coś zobaczysz- strzelaj. Pamiętaj-
jesteś tak dobry jak twoje ostatnie zdjęcie. Jednego dnia jesteś
bohaterem, a drugiego dnia jesteś na aucie."
Weege
zawarł w następnym zdaniu proroczą kwestię. Przewidział to co
stało się z zawodem paparazzo, który to zawód na dobrą sprawę
on wynalazł. Właściwie to on doprowadził zajęcie fotoreportera
prasowego do granic możliwości i do granic zaangażowania. I nikt
już po nim tego nie przebił, nawet dzisiejsi strzelcy dla
brukowców. Nawet słynny Stopa, zakopujący w piasku obiektyw 600mm,
żeby sfotografować opalającą się Kwaśniewską. Nie jest to
zawód dla każdego:
"Każdy,
kto szuka prawdziwego życia- znajdzie je. I nie potrzebuje do tego
zaglądać do pojemników na śmieci. Przeciętny fotograf entuzjasta
przypomina mi Polyannę z lizakiem w jednej ręce, a aparatem w
drugiej. Nie możesz być Grzeczną Nelly i być fotografem prasowym"
Jeszcze
kokieteryjnie, a może i podświadome usprawiedliwiając się:
"To
co ja robię, może robić każdy"
Człowiek
ocierający się o ludzki śmietnik, o śmierć i zbrodnię każdej
nocy nie może być jednak "każdym człowiekiem". Musi
zmieścić w sobie i cynika i estetę. Musi być bratem- łata,
autoreklamiarzem, businessmanem, ale i manipulatorem i psychologiem.
Musi jednocześnie angażować się i odcinać od fotografowanych
tematów
"Tak,
to są bardzo smutne rzeczy, znaczy czasami... Płaczę czasami, ale
i tak nic nie mogę na to poradzić. Ale traktuję to jako moją
pracę, żeby to zarejestrować , tak samo jak policjantów, jak
karetki które zjawiają się na scenie, gdy tam jestem. Nawiasem
mówiąc, gdy przyjeżdżam do pożaru już po odjeździe wozów
strażackich czuję się boleśnie pohańbiony."
Weege
w swym dziele zajmował się także zdjęciami dokumentującymi
zwykłe życie. Odwiedzał na przykład zakazany Harlem, portretował
nowojorczyków. Zapewne do tych doświadczeń odnoszą się jego
słowa:
"Jeżeli
poczujesz, że jest więź pomiędzy tobą a ludźmi których
fotografujesz, kiedy płaczesz i śmiejesz się gdy oni się radują
i płaczą, będziesz wiedział, że jesteś na dobrej drodze"
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
Foto: Weegee |
No
i końcówka radiowego wywiadu z Mary Margaret Mc Bride z 1945 roku
tutaj:
,
gdzie Weegee zwraca uwagę że jego zdjęcia, choć jednocześnie
piękne, ponure i zabawne, są także ludzkie, humanistyczne.
Bo
są.
Weegee
jest jak idealny wytwór swoich czasów. Człowiek, który przejrzał
rzeczywistość i wykorzystał ją. Niemal wycisnął ją jak
cytrynę. Brał to, czego nie byli w stanie wziąć inni. Karmił się
odpadkami, budując sobie ironiczny mur dystansu. Poznał naturę
człowieka, żył pełnią życia i samoświadomie, co wymagało
grubej skóry i pomysłowości. Robił swoje w sposób doskonały i
utrzymywał się na fali.
Hm.
Nie
bierzmy mimo wszystko przykładu z Weegee. Weźmy od niego tylko
zdjęcia.
Fabrykant
Źródła:
Świetna
strona analizująca na podstawie cytatów z wywiadów metody pracy
Weegee'go:
Wywiad
z Weegee'm z 1945 roku:
Często patrzę na zachwalane zdjęcia i nie rozumiem zachwytu nad nimi. Wydają mi się po prostu dobre, poprawne... w tych jest coś wciągającego - ten post czytałem chyba z godzinę co chwilę wracając do któregoś zdjęcia. Nie powiem, że są "piękne", bo nie są. Ale są wciągające.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Jak sam napisałem- życie Weegiego fascynuje mnie jeszcze mocniej niż zdjęcia. Ale co najmniej kilka jest bardzo dobrych. Moi faworyci to dwóch facetów z kapeluszami w furgonie i utopiona szpitalna ciężarówka.
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy artykul, co do samego Weegee, to czemu go niby potepiac? dokumentowal to co sie i tak stalo
OdpowiedzUsuńNie zawsze (według mnie) należy dokumentować to co się i tak stało. A zarabianie kasy głównie na cudzym nieszczęściu jest jednak dosyć wątpliwe.
OdpowiedzUsuńTeoretycznie wątpliwe, ale byśmy nadal dreptali po kostki w błocie. Nie to że dziś nie stoimy po kolana, ale to inna inszość jest.
OdpowiedzUsuńPan W. miał talent, a zdaje się to jest dosyć istotne.
Co do wyjazdu rodziców pana W. to pewnie trochę światła by rzuciła lektura „Cesarza Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji” Martina Pollacka (którego polecam i z innymi tytułami).
Jestem zdania, że fotograf powinien dokumentować dane wydarzenia. Zdjęcia autorstwa Weegee nabrały dziś waloru historycznego – znakomicie oddają klimat tamtych czasów.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Stanowią atrakcję dla oka i symbol historii, ale gdy były publikowane, to myślę, że mogły sprawiać dodatkowy wstrząs np. dla rodzin zabitych osób. Z innej strony patrząc - przed wojną ludzie byli twardsi i mniej sentymentalni - w polskich gazetach tego czasu "trup" to był "trup", a nie "zmarły" czy "zgasły".
UsuńZdjęcie pożaru domu z reklamą o dodaniu tylko wody jest bardzo dobre...bez flesza.. bo i tak nie dałby rady.. Jak to nocne zdjęcie dzieci przy tryskającym hydrancie..
OdpowiedzUsuńWeegee to zdecydowanie postać, która wstrząsnęła światem fotografii. Jego podejście do pracy, pełne surowości i brutalnej prawdy o rzeczywistości, zawsze budziło kontrowersje. To, co dla wielu mogło być "zbyt mocne", w jego przypadku stało się definicją autentyczności i odwagi w sztuce. Ciekawe, jak po latach spojrzenie na jego fotografie może budzić tak silne emocje, jak wtedy, gdy pierwszy raz się je zobaczyło. Dobrze, że wspominasz o tej wystawie – to chyba moment, który na długo zostaje w pamięci!
OdpowiedzUsuń