(tekst zamieszczony wcześniej na www.canon-Board.info , ale od tego wszystko się zaczęło...)
Dawno
dawno temu za siedmioma górami i trzema morzami żył- był koncern
Canon. Miał się dobrze, produkując bardzo dobre aparaty manualne,
choć profesjonaliści wybierali jednak częściej Nikona.
I
nadszedł rok 1987-my. I Canon postanowił zrobić rewolucję. I
zostawił zupełnie na lodzie wszystkich swoich dotychczasowych
klientów- zmienił mocowanie bagnetowe, tak że wszystkie stare
obiektywy nie pasowały już do nowych aparatów.
I
powstał pierwszy Canon z autofokusem. I sprzedaż zaczęła rosnąć.
I Canon zobaczył że to co zrobił było dobre.
Tako
rzecze xsięga.
Z
dzisiejszej perspektywy, kilkunastu już generacji lustrzanek EOS, ówczesny ruch marketingowy Canona wydaje się po połowie genialny,
a po połowie kompletnym szaleństwem. Myślę że dzisiejsze molochy
korporacyjne nie byłyby na tyle odważne. Nawet Olympus rezygnując
z 4/3 na rzecz mikro 4/3 nie zerwał całkowicie nici łączącej te
systemy. Oczywiście skala biznesu fotograficznego ówcześnie, w
porównaniu do dziś, wyglądała na pewno inaczej.
Był
to skok na główkę do basenu z niewiadomą ilością wody. Canon
musiał mieć niezłą kamizelkę ratunkową skoro się na to
zdecydował. I owszem- kamizelką był wymyślony od podstaw system
oparty wyłącznie na elektronice, którego wszyscy do dziś (myślę
że z zadowoleniem) używamy. Żadnych mechanicznych połączeń
między aparatem a obiektywem, wszystko sterowane prądem z siedmiu
styków na bagnecie. Tego wcześniej nie było. Konkurencja nie
zrobiła tak drastycznego ruchu i w kilka lat po rewolucji na
stadionach i wybiegach w Cannes zaczęły rządzić białe lufy
Canona. Spodobało się.
Na
początku był ON. Canon 650, pradziad i praszczur dzisiejszych
1Dx-ów i 5DMkIII. Nie był to bynajmniej model profesjonalny. Jesli
miałbym go pozycjonować- był to odpowiednik mniej więcej
średniej półki. Aparat w sam raz dla zaawansowanego amatora-
przedstawiciela akurat tego „targetu” który żywi się
nowościami i ma ambicje pilnie śledzić portale (ówcześnie były
to miesięczniki) fotograficzne. To właśnie ten „target” rzucił
się na 650-tkę i poniósł famę o wygodzie i łatwości
użytkowania w społeczeństwo.
Premiera
odbyła się w marcu 1987 roku. Były to czasy wybitnie
przedinternetowe. Przekopując się przez zasoby sieci nie znalazłem
żadnego testu tego aparatu w języku polskim. Nic dziwnego- myślę
że nie pojawił się on nawet w drukowanych miesięcznikach
fotograficznych, które akurat były w samym środku kryzysu
zdychającej komuny. Niniejszym testowanie pierwszych EOSów przeszło
Polsce kolo nosa. Tym artykułem postanowiłem wypełnić lukę.
Marzec
1987- powrót do przeszłości: Canon wypuścił wraz z najnowszym
body oszałamiający zestaw czterech obiektywów, były to:
35-70/
3,5-4,5
35-105/
3,5-4,5 (zauważmy niezłą jasność obu standardów)
50/1,8
(I-wsza seria, metalowa, do dziś bardzo ceniona i droższa niż II)
100-300/5,6
Niby
niewiele, ale dla amatorów wystarczyło; i tak swoje największe asy
Canon trzymał w rękawie i wypuścił na ring przed, lub wraz z
debiutem EOSa 1 (1989r.)- były to między innymi wiekopomne 200/1,8
L, 300/2,8L, 600/4L, 50/1,0 L, 85/1,2L, które pomogły wstrzelić
Canona w rynek profesjonalny, gdy profesjonaliści mieli już w
torbie 650-tkę, kupioną z ciekawości, żeby sprawdzić dlaczego ją
tak chwalą.
Dlaczego?
Można
sądzić że projektantom przyświecała idea prostoty i łatwości
użytkowana. Aparat jest nieco bardziej kanciasty niż dzisiejsze
cyfrówki, ale uchwyt na dłoń jest bardzo dobry, sprzęt leży w
ręce tak jak trzeba. Canon przetrenował tą ergonomię kilka lat
wcześniej na genialnym T90- protoplaście wszystkich dzisiejszych
lustrzanek, nie tylko canonowskich.
Aparat
sprawia wrażenie bardzo solidnego, nie do porównania np. z
piórkowym Canonem 300v- jest jednym z najcięższych EOSów na film,
waży 660 gram, zatem więcej niż wszystkie póżniejsze analogi ze
średniej półki. Sprzęt jest też przyzwoitych rozmiarów-
wysokość ma większą niż Canon 40D, co daje dużo miejsca na
ułożenie dłoni.
Elementów
sterowania jest na korpusie niewiele, w porównaniu do dzisiejszych
D-SLR, a nawet w porównaniu do późniejszych lustrzanek na film- i
są to elementy najważniejsze, bardzo nawiązujące do prostoty
aparatów manualnych. Przy tym dla użytkownika dzisiejszych Canonów
niezwykle przyjazne- wręcz familiarne. Olbrzymia większość
zastosowanych w 650-tce sposobów sterowania jest obecna w
dzisiejszych EOSach, 25 lat później.
Oczywiście
z dzisiejszego punktu widzenia, gdy aparaty muszą również
obsługiwać wszystkie parametry elementu rejestracji obrazu
(matrycy), a wcześniej załatwiał to sam z siebie film (np.
czułość, kolory) niemożliwa jest aż taka asceza.
650-tka
dodatkowo wzmacnia wrażenie prostoty, ukrywając część funkcji za
małymi drzwiczkami z tyłu- są to tryby autofokusa, ręczne
ustawianie czułości filmu, zdjęcia seryjne i samowyzwalacz,
wymuszanie zwinięcia filmu do kasety i kontrola stanu baterii.
Góra
aparatu daje dostęp do wszystkich najważniejszych funkcji- takie
samo jak dzisiejsze kółko wyboru trybów jest w EOSie 650
umieszczone pionowo na krawędzi tylnej ścianki- zawiera zaledwie
trzy tryby fotografowania- w czym przypomina dzisiejsze aparaty
profesjonalne.
Tryby
to: zielony prostokąt „automatyczny”, funkcja „A” bez
dźwięku, w której możemy wybierać tryby fotografowania P, Av,
Tv, M i Depth (kontrolowana głębia ostrości), oraz tryb „ A z
dźwiękiem”, uaktywniający bipanie przy nastawianiu ostrości.
Zmiany
pomiędzy P, Av, Tv itd dokonujemy naciskając przycisk „Mode” na
górnej ściance i kręcąc pokrętłem. Proste i skuteczne. W ten
sam sposób zmieniane są wszelkie parametry obsługiwane klawiszami.
Ponieważ
650-tka nie ma tylnego pokrętła, (zastosowanego po raz pierwszy w
EOSie 1) zmiany ekspozycji dokonujemy przyciskiem „Exp. Comp.” i
przednim pokrętłem, w czym aparat przypomina dzisiejsze amatorskie
EOSy.
650
pozbawiony jest wszelkich wodotrysków, a ma wszystkie funkcje
potrzebne świadomemu fotografowi. Autofokus ma jedynie dwa tryby
działania- One Shot i AI Servo (które używa większość
fotografów), nie zastosowano w nim jeszcze automatycznego trybu AI
Focus (którego nie lubię, czy ktoś lubi?), choć, co ciekawe-
przewidziano na niego miejsce na wyświetlaczu. Sam wyświetlacz jest
znacznie lepiej czytelny niż w dzisiejszych cyfrówkach, bo nie musi
pokazywać wszelkich balansów bieli czy też czułości.
Przygotowując
aparat do działania musimy założyć film i włożyć nową
baterię. Obydwie te czynności mogą sprawić małe podniesienie
brwi nawet u osób mających do czynienia z trochę nowszymi
analogowymi EOSami. Tylna pokrywa ma oprócz zwykłego hebelka do
otwierania dodatkowy przycisk blokady, który zapobiega przypadkowemu
otworzeniu się pokrywy. Ponieważ raz w życiu zdarzyło mi się
niechciane otworzenie pokrywy przy wkładaniu aparatu do torby-
doceniam ten prosty patent i żałuję że nie stosowano go także w
późniejszych modelach.
Pod
tylną pokrywą znajduje się sporo metalowych elementów- m. in.
prowadnice do filmu- które w następnych modelach z tej półki były
już z plastku.
Teraz
bateria. Żeby ją zmienić nie otwieramy jak zwykle małych
drzwiczek od spodu aparatu- musimy wykręcić (np. końcem łyżeczki)
śrubę mocującą na prawym boku EOSa umożliwiającą zdjęcie
całego uchwytu na prawą rękę. Na jego spodzie jest komora baterii
2CR5.
Pomiar
światła jest dokonywany na dwa sposoby: za pomocą 6-cio polowej
matrycy (jest zatem dość nieskomplikowany- jednak doskonale nadaje
się do obsługi filmów), lub punktowy 6,5%- to ostatnie realizowane
w bardzo prosty sposób- pojedynczym naciśnięciem pamięci pomiaru
światła. Jeżeli chcemy żeby pomiar był zapamiętany trzeba
przycisk przytrzymać.
Pierwszy
EOS nie oferuje niestety możliwości przesunięcia programu P- tj.
zmiany pary parametrów czasu i przesłony bez zmiany poziomu
naświetlenia. Pomiar i nastawy dokonywane przez aparat w trybie P są
niezmienialne, można jedynie skorygować ekspozycję. Jeżeli ktoś
chce się pobawić przesłoną i czasem- do dyspozycji są pozostałe
tryby Av, Tv i M.
Canon
650 ma jedną, bardzo istotną różnicę w porównaniu do
dzisiejszych cyfrówek. To wizjer. Osoby użytkujące amatorskie,
trzycyfrowe Canony zdziwią się zaglądając w okienko- jego rozmiar
i jasność jest niespotykana. Niespotykana dosłownie- to wizjer O
NAJWIĘKSZYM STOPNIU POWIĘKSZENIA ZE WSZYSTKICH PEŁNOKLATKOWYCH
EOSów! Powiększenie wynosi otóż 0,8x. Możecie sprawdzić- nawet
1ds nie ma takiego. Daje to genialne wprost wrażenie kontroli nad
ustawieniem ostrości i jest wprost stworzone do manualnego
ostrzenia. Tutaj wszyscy wielbiciele manualnych szkieł M42 doznają
niestety zawodu- w przeciwieństwie do późniejszych Canonów
650-tka nie mierzy światła z obiektywami manualnymi- tj. mierzy,
ale błędnie- czekają nas więc manualne manewry przesłoną i
czasem.
Mimo
ostrych kontrastów w pełnym słońcu pomiar światła jest bardzo
celny. Obiektyw 85/1,8 USM, f/2,2.
Tutaj
manualne parametry z manualnym M42 SMC Tokina 135/2,8 f/4, 1/60s.
W
wizjerze wyświetlane są podstawowe informacje- oprócz czasu i
przesłony aparat sygnalizuje jeszcze tryb M (żeby dać do
zrozumienia że pomiar światła należy tu do fotografa, a nie do
aparatu), oraz symbolem „+/-” że ustawione jest kompensowanie
ekspozycji.
Dla
obsługi przesłony w trybie M stworzono w EOSie 650 specjalny
przycisk z przodu aparatu- dzisiaj funkcję tą w amatorskich
Canonach spełnia klawisz kompensacji „+/-”. Ponieważ 650-tka
nie ma w wizjerze dzisiejszej drabinki przesunięcia ekspozycji,
informację o prześwietleniu lub niedoświetleniu podaje w inny,
sprytny sposób- gdy wciskamy klawisz „M” żeby zmienić
przesłonę w wizjerze zamiast wartości czasu pojawiają się
literki: CL, OP lub oo. „CL” to „Close” - przymknij przesłonę
dla prawidłowej ekspozycji, „OP” to „Open”, a „oo” to
optymalne ustawienie.
Wypuszczony
dwa miesiące po naszym pradziadku niemal bliźniaczy EOS 620
aspirował do wyższej półki i miał już przesuwalny program, a
także wielokrotne naświetlanie klatki i szybszą migawkę. W 650
osiągi migawki nie są zbyt imponujące- najkrótszy czas to 1/2000
sekundy, najdłuższy to 30 sekund, czas synchronizacji z lampami to
1/125 sekundy. Brak czasu B (Bulb) obecnego we wszystkich
późniejszych modelach Canona. Jak na czasy powstania był to mniej
więcej standard dla amatorskiej półki aparatów.
Aparat
dysponuje tylko jednym, centralnym punktem autofokusa i jest to punkt
poziomy, reagujący na pionowe motywy. Dzisiejsze EOSy z chmurą
punktów krzyżowych wydają się być hektar przed 650-tką.
Niektórzy zapewne używają wszystkich tych punktów, ale nie znam
takich zbyt wielu. Większość ustawia na stałe aktywny punkt
centralny. W tym kontekście nasz pradziadek broni się całkiem
nieźle. Zważywszy że był to jeden z pierwszych systemów
autofokusa na rynku i canonowski debiut w tej materii- szacunek!
650-tka w realnym fotografowaniu nie odstaje od współczesnych
modeli.
Najnowszym
aparatem jaki użytkuję jest 40D, nie jest to więc ostatni krzyk
techniki, ale może stanowić punkt odniesienia dla 25-cio letniej
650-tki.
Sprawność
pojedynczego punktu EOSa 650 jest w normalnym świetle dziennym i
strzelaniu na One Shot identyczna jak w 40D. W ciemnych warunkach
oświetlenia (ISO 800, f/1,8 1/10sek) możliwości 650 mogę porównać
do Canona 10D- czasem nie daje rady wyostrzyć. W ostrzeniu w mroku
może pomóc przekręcenie aparatu do pionowego kadru żeby zmienić
położenie poziomego punktu autofokusa w stosunku do celu.
Śledzenie
ostrością nie ma teoretycznie dzisiejszego zaawansowania- nie jest
to jeszcze „Predictive AI Servo AF”, czyli autofokus przewidujący
z wyprzedzeniem ruch celu, na podstawie zmian ostatnich pomiarów.
Predictive AI Servo zostało wprowadzone dwa lata później w Canonie
EOS 600. W naszym praszczurze nie przeprowadzałem zbyt wielu testów-
filmy niestety kosztują i do tego szybko się kończą- mogę jednak
stwierdzić że w warunkach dziennego oświetlenia działa bez
zarzutu. Możemy sobie tylko wyobrazić jaką rewelacją musiał być
ten aparat dla jego pierwszych użytkowników, którzy do czasu jego
powstania (i innych pierwszych AF konkurencji) musieli śledzić
poruszające się obiekty ręcznym ostrzeniem.
50/1,8,
f/2,0, AI Servo.
Nasz
pradziad nie ma wbudowanej lampy błyskowej, co kojarzy się
przyjemnie z aparatami profesjonalnymi. Metalowa stopka lampy jest
gotowa do współpracy z każdą lampą błyskową Canona od modeli
EZ po najnowsze EX-y, ale nie z każdą lampą niezależną- np.
Nissin 622 obsługuje wyłącznie najnowszy E-TTL i nie chce
współpracować z aparatami w trybie TTL (a więc starszymi niż
Canon 50e- 1995 r.).
Na
aparacie zachowała się nalepka kontroli jakości sprzed 25-ciu lat.
Podsumowanie:
Obcowanie
z pradziadkiem EOSem daje wrażenie powrotu do esencji
fotografowania- sprzęt nie przytłacza możliwościami ustawień i
funkcjami typu wodotrysk- każe skupić się na najważniejszym. I
robi swoje- tak jak trzeba. Zwłaszcza osoby lubiące działać w
trybach Av, Tv i M znajdą w 650-tce przyjaciela. To EOS mający
dzisiejszą filozofię sterowania, ale nawiązujący prostotą do
aparatów manualnych. Ma wszystkie potrzebne udogodnienia jakich może
potrzebować świadomy fotograf. Nie do przecenienia jest
rewelacyjny, bardzo jasny i duży wizjer, sprawdzający się zarówno
z autofokusem jak i w manualnym ostrzeniu. Generalnie to sama
przyjemność- polecam ten powrót do przeszłości!
Najważniejsze
zalety i wady EOSa 650:
-
doskonały jasny i duży wizjer
-
bardzo solidna budowa
-
prostota użytkowania
-
wszelkie potrzebne funkcje, brak wodotrysków.
-
sprawne naświetlanie i autofokus
-
dzisiejsza niska cena
-
przeciętne parametry migawki
-
jedno pokrętło sterujące (jak w amatorskich Canonach)
-
niektórym może przeszkadzać brak lampy błyskowej
Na
sam koniec chronologia aparatów analogowych na 25-cio lecie.
Najlepszego, Canonie!:
1987
EOS 650 (półprofesjonalny)
1987
EOS 620 (półprofesjonalny)
1988
EOS 750 i 850 (amatorskie)
1989
EOS 600 (półprofesjonalny)
1989
EOS 1 (profesjonalny)
1989
EOS RT (semi pro?, półprzepuszczalne lustro, opóźnienie spustu 8
ms.)
1990
EOS 10 (półprofesjonalny)
1990
EOS 700 (amatorski)
1990
EOS 1000F (amatorski)
1991
EOS 100 (półprofesjonalny)
1991
EF-M (????, brak autofokusa)
1992
EOS 1000FN (amatorski)
1992
EOS 5 (pół/ profesjonalny)
1993
EOS 500 (amatorski)
1994
EOS 1N (profesjonalny)
1995
EOS 5000 (amatorski)
1995
EOS 1N RS (profesjonalny, 10 klatek/sek, opóźnienie 6 ms.)
1995
EOS 50e (półprofesjonalny)
1996
EOS 500N (amatorski)
1998
EOS 3 (pół/ profesjonalny)
1999
EOS 5000 (amatorski)
1999
EOS 300 (amatorski)
1999
EOS 1V (profesjonalny)
2000
EOS 30 i 33 (półprofesjonalny)
2001
EOS 3000N (amatorski)
2002
EOS 300V (amatorski)
2004
EOS 30V i 33V (półprofesjonalny)
2004
EOS 3000v (amatorski)
2004
EOS 300x (amatorski o parametrach półprofesjonalnych)
Tutaj
ciekawe efekty obiektywu niepełnoklatkowego na pełnej klatce
filmowej:
Obiektyw
Sigma 30/1,4 EX DC, f/1,6
Obiektyw
Sigma 30/1,4 EX DC, f/2,2
Biez
wodki nie razbieriosz. Obiektyw Sigma 28/1,8 Aspherical, f/2,0.
Zdjęcie przerobione do czerni bieli, podwyższony kontrast.
Wszystkie
zamieszczone tu zdjęcia zrobione aparatem EOS 650 wykonałem na
przeterminowanym o pół roku filmie Rossman ISO 100. Zadziwiająco
dobrym! Z wyjątkiem zmniejszenia i minimalnego podostrzenia nie
zostały przerobione, (oprócz „Beherovki”).
Na
marginesie proszę uprzejmie traktować ten artykuł jako moją
subiektywną opinię, a nie jako prawdy objawione.
Źródła:
Jarosław Brzeziński "Tradycyjny i cyfrowy Canon EOS System"
EOS Resources:
http://www.mir.com.my/rb/photography/hardwares/classics/eos/eoscamera/650/index.htm
Ken Rockwell:
http://www.kenrockwell.com/canon/film-bodies/eos620.htm
Źródła:
Jarosław Brzeziński "Tradycyjny i cyfrowy Canon EOS System"
EOS Resources:
http://www.mir.com.my/rb/photography/hardwares/classics/eos/eoscamera/650/index.htm
Ken Rockwell:
http://www.kenrockwell.com/canon/film-bodies/eos620.htm
Fabrykant z
www.fabrykaslubow.pl
P.S.
Napisałem właśnie debiutancką książkę - klasyczny kryminał z czasów największej świetności Łodzi - "Tramwaj Tanfaniego". Premiera 18 listopada o godzinie 18.00, w księgarni PWN na Więckowskiego 13 w Łodzi (róg Zachodniej). Zapraszam.
Książka jest do kupienia w dobrych łódzkich księgarniach, oraz wysyłkowo tutaj: LINK
Chociaż jestem Nikoniarzem, to jednak muszę przyznać ciekawy wpis. Będę musiał przeprosić się ze swoim Nikonem F70 na pewien czas ;)
OdpowiedzUsuńZ rzadka strzelam zdjęcia na filmie, ale nadal czuję, że jest w tym coś.
Usuńświetny wpis! Właśnie wpadł mi w ręce ten model i opis na blogu! Dzięki!
OdpowiedzUsuń