wyświetlenia:

poniedziałek, 21 lipca 2014

Technologia mnie bije


Nie można walczyć z postępem. Można go najwyżej ignorować, dopóki ostatecznie nie odbierze nam środków do życia i szacunku do samych siebie”

Kurt Vonnegut, wstęp do „Tabakiery z Bagombo”



Wczoraj nastąpił kontakt cywilizacji. Jedna z tych cywilizacji była moja, a druga była jakaś inna.

Rozładowała mi się bateria w telefonie i musiałem zadzwonić (usiłowałem) z telefonu koleżanki. Był to sławny i-phone, niestety. Jestem nastawiony już odpowiednio do technologii firmy Apple, za sprawą czytania szyderczego i prześmiewczego portalu www.applefobia.blogspot.com , a teraz ta technologia osaczyła mnie z konieczności. Te wszystkie dowcipy o ajfonach to wszystko prawda. To wcale nie telefon jest. Człowiek używający do dzwonienia zwykłego telefonu ma małe szanse zgadnąć jak z ajfona zadzwonić. A jak już zgadnie, to niestety nie ma zasięgu (dodajmy że w tym samym miejscu, gdzie oldskulowa Nokia łapała 3 kreski).

Kontakt z cywilizacją ajfoniczną nie udał się.

Houston, mamy problem.



U tejże właścicielki telefonu ¾ powierzchni biurka zajmowała demonicznie czarna i groźna niczym hełm lorda Vadrera drukarka marki HP, formatu A3. Niestety nieczynna. Można jej co prawda używać jako ksero, ale nie komunikuje się z komputerem. Nie i koniec.

Ma jeszcze oprócz tego małe fochy, jeśli chodzi o tusz do drukowania- pragnie wyłącznie marki HP, inne ignoruje z wyższością.

Houston, mamy problem



Dla kontrastu, stwierdzę że jedną z najlepszych inwestycji jaka mi się udała, oprócz spłodzenia syna, postawienia domu i zasadzenia drzewa, był zakup drukarki marki Canon. Był to model BJC 6500 i był to rok 1997. Drukarka owa, wydrukowała do dzisiaj takie miliony wydruków, że panu serwisantowi, który miał ją oczyścić z tuszu, oczy zrobiły się jak spodki.

Drukujemy na niej zaproszenia ślubne Fabryki Ślubów, wszystkie projekty architektoniczne („proszę pana, przyjmujemy w naszej firmie wyłącznie takie zlecenia, które mieszczą się na A3, pański dom jest za duży”), oraz ogłoszenia „Zaginął pies ogar polski”. Zważywszy, że pies zaginął już 11 razy w ciągu swojego krótkiego żywota, można zrozumieć że drukarka się napracowała. Natomiast nadal jakby nie wykazuje oznak zmęczenia (przezornie odpukujemy w sosnowy stół). Zadowoleni z tego jesteśmy tylko my, bo firma Canon- zapewne nie bardzo.



I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie

Jak noga w skarpecie, sprzedawca w kantynie

Kamyczek na polu i strażnik na plaży

Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy

(...)

To już jest koniec, tu nie ma już nic

Jesteśmy wolni- możemy iść”

Elektryczne Gitary



Nasza lodówka, marki Samsung właśnie odmówiła współpracy. Nie ziębi. Grzeje.

Jej plastikowe półki połamały się doszczętnie niedługo po upływie gwarancji, natomiast termostat wytrzymał 6 lat. Więcej nie dał rady.

Houston, mamy problem.

Bardzo zastanawiamy się nad przywiezieniem z działki lodówki marki Mińsk. Jej historia jest znacznie dłuższa niż historia Białorusi, w której leży miasto, gdzie lodówkę zbudowano. Moi Rodzice wystali ją w kolejce społecznej, w okolicach roku 1985-go, a ponieważ nie było wiadomo kiedy będzie możliwość kupienia kolejnej, nabyli od razu dwa egzemplarze. Pierwszy został zainstalowany u nich w kuchni, a drugi stanął nierozpakowany na strychu, gdzie przeczekał do roku 1998-go, od kiedy to ja zacząłem go używać. Niestety po dizajnerskiej (jesteśmy, bądź co bądź dizajnerami) przebudowie naszej kuchni, wyjechał na działkę, jako niepasujący do wystroju, demodé i passé. Teraz ma wielką szansę znowu zostać trendy.

Trzeba będzie dostosować dizajn kuchni do starej lodówki. Wyjdzie taniej, niż kupowanie co 6 lat nowej.



Ja rozumiem, że Samsung spełnia wszelkie normy Zjednoczonej Europy i Azji, zużywa o połowę mniej prądu. Że nie ma freonu. Że póki działał- wentylował grzecznie warzywa w przegródce na schładzanie. Co z tego???

6 lat contra 29.

Czy my przypadkiem, drogie Houston, nie mamy jakiegoś problemu?



Ja mam tylko jedno pytanie- czy produkowanie dzisiejszych, tak nietrwałych i do tego nie działających tak, jakby klient oczekiwał sprzętów ma jakikolwiek sens?

Zawsze gdy nie chce mi się brać do roboty, przypomina mi się taka definicja sensu pracy (zdaje się protestancka):



„Praca, to branie udziału w dziele boskiego stwarzania”



I od razu robi mi się trochę lżej, choć nie jestem zbyt religijny. Natomiast czy tworzenie niedziałających bubli, wymagających do ich powstania skomplikowanych procesów projektowania i wytwarzania, także jest takim „braniem udziału”?

Mam wątpliwości.

To raczej dzieła szatana.

Apage Satanas!



sfrustrowany

Fabrykant


dyrektor kreatywny silnie walnięty o sprzęty.


6 komentarzy:

  1. właśnie przygotowuję opowieść o mych doznaniach techniczno-cywilizacyjnych, bardzo podobnych do Twoich. Nie jesteś osamotniony , Kosmos jest niezmiernie wielki i tylko ludzka głupota jest jeszcze większa (Albert Einstein) Czy te czarne owce na tytułowym obrazku to aluzja do nagannej odmienności...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Te czarne owce to symbol, że my jako te owce na rzeź producentów. Albo i jaki inny symbol. Każdy może sobie coś tam wymyśleć...

    OdpowiedzUsuń
  3. oto ta opowieść: W czasie kiedy Fabrykant się rodził nabyłem na pchlim targu w Monachium za bodaj 20 marek niewielką lodówkę firmy AEG (splajtowała 20 lat temu) o nazwie "Santo". Celem był eksport tej lodówki do Italii bo tam już wołano "Santo subito" (co spełniło się, nie subito ale po niewielu latach, w odniesieniu do naszego polskiego papieża). Ale dla mnie było subito pilne aby w remontowanym rustico w zapadłej toskańskiej Tavelli były chłodzone trunki dla dziatwy. Wliczając w to Fabrykanta, który się w owej Tavelli pojawił z mamą, mą siostrą i chciał pić zimne napoje jak się na "sole mio" opalając przypiekł na raka.
    Rustico się sprzedało a lodówka wylądowała za górami i lasami , parę kilometrów dalej w sąsiedniej Ligurii. Nie od razu Rzym zbudowano więc na budowę w Ligurii potrzebna była lodówka Santo, która jednakże nie mieściła się w przyczepie kempingowej służącej za barak budowlany dla autora tych wywodów oraz fachowców różnych zawodów , którzy partaczyli nasz nowobudowany dom.Lodówka stanęła koło przyczepy, pod namiotową plandeką służącą za westybul (ładne, psujące tu słowo) przed wejściem do przyczepy. Potem jak były ściany domu Santo tam osiadł. I siedzi do tej pory (za niewinność). I chłodzi do tej pory, ( po około . 40 latach) nawet trochę za mocno. Tak jak elektryczny piec kąpielowy na 80 litrów , firmy "Vaillant". Uniwersalny więc przestawiony na 230 Volt a nie na prąd trójfazowy. Ma tyle samo lat i wytrzymał nawet maltretowanie wodą wodociągową o ciśnieniu ponad 10 barów. Wszystko funkcjonuje. Die deutsche Wertarbeit!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś przyszło mi pogrzebać akumulator w mojej miacie. 15 lat, kto da więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie da więcej. Masz Pan najtrwalszy roadster w historii motoryzacji. Lepiej nie będzie.

      Usuń
  5. Bardzo ciekawie to zostało opisane.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.