Zdaje się jakoby fotografia analogowa
nie oferowała już w dzisiejszych czasach szczególnych atrakcji,
oprócz chęci wyróżnienia się, hipsterskiego szpanowania, lub też
prywatnego powrotu do przeszłości. Każda z tych motywacji jest
niszowa, nawet pomimo tego, że hipsteria rozlewa się na wszystkie
dziedziny życia szeroką falą, (nawet jeśli nie uprawiają jej
hipsterzy).
To
z dobrobytu.
Ego!
Ego! Ego!
Zajęcia
i pretensje do świata osiągają różne szczyty rafinacji,
wcześniej niespotykane. Ludzie na przykład mają dość turystów i
chcą zabronić uprawiania turystyki w swoim mieście- w Barcelonie
są tacy. Turyści im są po prostu niepotrzebni- tylko
przeszkadzają, włóczą się, zdjęcia robią, achy i ochy wydają
z siebie na każdym kroku. No nie do zniesienia to jest. Barcelonę
trzeba zamknąć.
To
z dobrobytu i braku wojen to wszystko.
Na
takich trza ino Małotsetunga, panie! Ino Małotsetunga! (cytat).
U
nas jeszcze nie dochodzi do tego stopnia rafinacji, ale powoli
społeczna rafineria sublimuje kolejne frakcje. Nie zanosi się na to
że będzie lepiej. Gorzej będzie. Znaczy będzie gorzej, dlatego że
będzie lepiej. Ale czy na pewno?
Na
pewno.
Dobra,
złaźmy z tego wysokiego konia. Podajcie mi moje ego!
Z
dnia na dzień żeby wzrok przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
Bo wciąż wąsko widzą, mimo tylu przynęt
A tak trudno zwiększyć im horyzont choćby o centymetr
Z dnia na dzień żeby wzrok przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
I każdemu z nich co tak pilnie oka strzeże
Mówię: patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej.
Uczę moje dni zmiany perspektywy
Bo wciąż wąsko widzą, mimo tylu przynęt
A tak trudno zwiększyć im horyzont choćby o centymetr
Z dnia na dzień żeby wzrok przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
I każdemu z nich co tak pilnie oka strzeże
Mówię: patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej.
Nie
jest tak źle! A nawet jest nieźle.Ruszyła maszyna po szynach!
Znowu odzyskaliśmy widzenie! Obiektyw Sigma 14/3,5, nieznany nikomu
prawie oprócz Fotodinozy, udało się uratować! Kilka wpisów temu
relacjonowałem tragedię Zgniecenia Obiektywu Przez Ryanair- LINK,
kiedy wydawało się że rozczłonkowany instrument trzeba będzie
spisać na straty. Otóż wręcz przeciwnie-odzyskał on świetność
po naprawie i to taką świetność, jakiej nie miał przedtem.
Po
prawdzie- w ogóle nie trzeba było go naprawiać- wystarczyło go po
prostu skręcić! Rozkręcił się, biedaczek, zdarza się to w
najlepszej rodzinie. Trzeba było też podłączyć naderwaną taśmę
wielościeżkową do miejsca mocowania.
Nie
dość, że wrócił do żywych, to wreszcie sprawnie działa
autofokus! To znaczy stan adekwatny do wieku- jak piszą sprzedawcy
young i oldtimerów. Działa wolno, ale działa bez przerw w
dostawie.
Wielka
radość w domu Gucia!
Na inaugurację drugiego życia 14-tki
postanowiłem trzepnąć trochę zdjęć, w miarę możliwości
prowokujących.
Fotografia analogowa jak się napisało- nie wydaje się oferować dzisiaj wielkich atrakcji oprócz sentymentu. Ale pod jednym względem nie jest ona czczą igraszką- nadal świetnie uczy cierpliwości , przewidywalności i oczekiwania nieoczekiwanego.
Oczywiście
nie trzeba mieć do niej przewidywalności jak Stanisław Lem, tylko
zupełnie inną- estetyczną i fotograficzną. Nie wiem czy taką
mam, ale spróbować można.
Można
też zwiększyć sobie ryzyko nieoczekiwania. Bo bez ryzyka nie ma
zabawy. A dzisiejsza fotografia analogowa uatrakcyjniła faktor
nieprzewidywalności.
Powrót
do epoki Piastów i Jagiellonów. Tak się zamarzyło. Dawno nie
strzelałem zdjęć na filmie i sprawdzenie jak robi się takim
obiektywem z epoki, z aparatem z epoki, tylko o dziwo- na filmie
zupełnie nie z epoki- było kuszące. Jak niewielkie cofnięcie w
czasie. Jak przejechanie się Fordem Model T. No dobra może jak NSU
Ro 80- LINK. W motoryzacji epoki lecą trochę w innym rytmie niż w
fotografii.
Podniecony
perspektywą twórczą kupiłem ów (cholernie drogi) film
bezrefleksyjnie. Dopiero w chwili zakupu przyszło mi na myśl że
niewiele o nim wiem. Ale ja już się dowiem! Zaraz tu zgłębimy
tajniki!
Konfekcjonowany
jest w puszeczce z zielonymi naklejkami bez kartonika, co jak na
produkt luksusowy jest nieco niestatndardowe. Ale za to ekologiczne.
ISO 200. Przyznaję że zupełnie zapomniałem pomyśleć wcześniej
o czułości, wtłoczony w koleiny myślowe codziennego guziczka z
napisem „ISO” z którym możemy sobie ustawiać co chcemy.
Przyglądamy
się.
Spod
zielonych naklejek wystają żółte. Trzeba zedrzeć naklejkę.
„ >>Matusku, wrogu mój
śmiertelny,
nadęty, drętwy i bezczelny,
nie spocznę, póki ruszasz szczęką!
Zrobię ci masaż koło szczęki,
aż zaczniesz, bracie, śpiewać
cienko
i smętne wydasz jęki...<<
Zatkało mnie z oburzenia. A więc
Pleksik miał rację! Łobuzy wykorzystują nasz własny afisz propagandowy do
swoich niecnych celów! Zmieniają w nim tylko jedno słowo. Po prostu na
„Blokerze” naklejaja˛ „Matuska”. Naprawdę tani sposób! Co więcej, zauważyłem,
że ten podły proceder uprawiają już od dawna. Gdy tylko my nakleiliśmy Blokera,
oni zaraz naklejali Matuska, więc my znowu
Blokera, więc oni znowu Matuska.
Wszystkie nalepki utworzyły już razem dośćgrubą warstwę. Nie namyślaja˛c się wiele,
zdarłem nalepkę z Matuskiem. Oczywiście pod spodem ukazała się nalepka z
Blokerem. Mogłem na tym poprzestać, ale zdjęła mnie ciekawość, kto był na
początku, zacząłem więc zdzierać nalepki po kolei.
Niestety, kiedy zdarłem osiemnastego z kolei Blokera i pod spodem ukazał się dziewiętnasty Matusek i chciałem zerwać tego dziewiętnastego Matuska — pod spodem ukazała się dziura, bo razem z dziewiętnastym Matuskiem oderwali się wszyscy pozostali Matuskowie i Blokerzy. Byli zbyt mocno sklejeni.
Niestety, kiedy zdarłem osiemnastego z kolei Blokera i pod spodem ukazał się dziewiętnasty Matusek i chciałem zerwać tego dziewiętnastego Matuska — pod spodem ukazała się dziura, bo razem z dziewiętnastym Matuskiem oderwali się wszyscy pozostali Matuskowie i Blokerzy. Byli zbyt mocno sklejeni.
Edmund Niziurski „Siódme wtajemniczenie”
Proszę bardzo. Pod
spodem Kodacolor. Ale żadna to nowina ani ujma.
Volvox
Revolog to film preparowany. Nie jest to przecie zwykła konfekcja,
jaką dość często stosują marki spod znaku Lomografy- czyli
cięcie klisz innego producenta I pakowanie je do pudełek z własnymi
napisami. Volvox został wcześniej w fabryce już NAŚWIETLONY
(prawdopodobnie) laserowym wzorem. Jak piszą sami jego wytwórcy-
„zepsuty”.
Revolg
to dzieło dwójki Austriaków, Michaela Krebsa i Hanny Pribitzer.
Ciekawa jest geneza tego pomysłu, o której wyczytałem w wywiadzie
z nimi przeprowadzonym przez blog Japancamerahunter. Otóż obydwoje
byli studentami szkoły fotograficznej. Michael Krebs w swym zamiarze
miał stworzenie dla potrzeb swoich prac negatywu fotograficznego
celowo postarzonego. Eksperymentował zatem z kontrolowanym
podgrzewaniem klisz, lekkim ich prześwietlaniem. Filmy te
niespodziewanie zyskały dużą popularność na uczelni, na tyle
dużą, że Michael zdecydował się je seryjnie produkować. Hanna
została jego wspólniczką w wymyślaniu ciekawych sposobów
„zepsucia” klisz i tak się zaczęła działalność Revologa.
Teraz produkują dziesięć rodzajów filmów efektowych.
Generalnie
załoga Revologa robi karierę. Tylko 5% produkcji zostaje w Austrii,
reszta rozchodzi się po całym świecie.
Z
efektów oferowanych przez wiedeński Revolog spodobał mi się
właściwie jedynie Volvox. Ale za to bardzo. Większość
pozostałych struktur z innych produktów tej firmy zanadto
przypomina schematyczną maskę nakładaną w fotoszopach, podczas
gdy Volvox niejako wtapia się w naturę zdjęcia na tyle, że można
go wziąć za efekt lądowania ufo, albo jakąś dziwną odmianę
śniegu. Tu z poziomu struktury przechodzimy na poziom efektu
psychodelii i to mi się właśnie zwidziało gdy zapragnąłem na
chwilę wrócić do zdjęć analogowych.
Volvox
notabene to gatunek zielenicy, wyglądający w przybliżeniu jak
kulka złożona z zielonych punktów.
Wiele
osób w ogóle zarzuci Revologowi, że po tym jak fotografia cyfrowa
zdemolowała rynek analogowy i wdeptała filmy w ziemię oni jeszcze
dokładają jeden gwóźdź do trumny i przerabiają nobliwe i
klasyczne medium na „Photoshop w analogu”. Tak powiedzą
fotograficzni puryści. ALE jeżeli jednak dzięki tym mało
konwencjonalnym działaniom fotografia klasyczna może zyskać choćby
jednego więcej entuzjastę- to ja popieram to z całych sił. Być
może to filmy dla tych którym rzeźbienie w Photoshopie już nie
wystarcza (to nie ja) i pragną czegoś mniej wypracowanego, ale za
to bardziej emocjonalnego.
Czy
da się osiągnąć takie efekty w Photoshopie? No pewnie że się
da. Wszystko się da. Volvox ma jednak Photoshopem kilka znacznych
przewag, a najznaczniejsze z nich emocjonalne. Otóż żaden
Photoshop nie zapewni takiej zabawy w niepewność jak ów film.
Takiego napięcia. Volvox pozwala na zgadywanie, przewidywanie,
wyczekiwanie. Jest samą esencją tego czym film różni się od
cyfrówki- nie dość że opóźnieniem efektu, to jeszcze jego
częściową nieprzewidywalnością. Jest wyższym stopniem krążenia
wokół nieprzewidywalnego.
No
i poszedłem w Łódź z tym Volvoxem. Postanowiłem zacisnąć zęby
i trzepnąć w ciągu jednego dnia pół ciekawej Łodzi. Trzydzieści
sześć klatek. Zrobiłem piechotą jakieś dziesięć kilometrów, a
samochodem w międzyczasie następne dziesięć.
Przyjemnie
było obserwować świat i miasto, obwąchiwać jego zakamary.
A barony i margrabie obmacują uda
żabie
Liżą ostryg zakamary obwąchują ser prastary.
Liżą ostryg zakamary obwąchują ser prastary.
Pudelsi
W
jednej trzeciej z tych miejsc nie byłem nigdy, a w połowie z nich
nigdy nie robiłem zdjęć. Tak się rzuciłem zgłębiać!
Przyjemnie było też obsługiwać aparat, dawno nieużywany, miło
przypominający czasy przeszłe.
FX.
Znaczy efekty.
W
niektórych miejscach zaskakujące. Trzeba uważać na ten Volvox! A
przede wszystkim musi uważać ten co go będzie skanował.
Poszedłem
na żywioł, na żywca tak zwanego- i dodawałem sobie lub
odejmowałem ekspozycji z każdego ujęcia tak swobodnie, jakbym był
co najmniej jakim Hannemanem, albo Bressonem- na wyczucie, bez
światłomierzy, na tempo. Jak mi się coś spodobało to strzelałem,
nie bacząc na cenę jednej klatki wynoszącą 1 złoty i 30 groszy,
nie licząc wywołania i skanowania. Kto bogatemu zabroni? Kto
biednemu zabroni udawać bogatego? Poszedłem w rejony, w które
rzadko się zapuszczam- środek śródmieścia.
Karol-
lat dwadzieścia- w sercu śródmieścia
Nie
podejrzewając nic
Zrobił
kilka pizz.
Napiszę
chyba o tych rejonach niezgłębionych jakiś wpis, a chwilowo
wystarczą podpisy pod zdjęciami.
Niezbadane
są uroki łódzkie.
A
na razie o Volvoxie: w końcu aparat cichym szumem dał do
zrozumienia że zwija go do rolki (to akurat Canon Elan był-
LINK, najcichszy aparat swoich czasów) a ja mogłem dać go
do wywołania i skanowania , jako ten udawany koneser analoga- i
czekać.
Uwaga
pierwsza: Przyciemnianie i rozjaśnianie zdjęć wyraźnie i mocno
wpływa na efekt zielonych kropek Volvoxa. Jak zmniejszycie
ekspozycję o działkę przesłony- wzór pojawi się niemal
wszędzie. Jak rozjaśnicie kadr o działkę do przodu- będzie go
widać głównie najciemniejszych partiach. W sporej części
przypadków trochę przesadziłem z przyciemnieniem- ale po pierwsze
wiedziałem że Volvox się wtedy wykaże, a poza tym żyję w
ciemnym i tajemniczym mieście i chciałem to mieć na zdjęciach.
Uwaga
druga: Efekt Volvoxa niezwykle utrudnia skanowanie automatyczne-
zielone plamki są widoczne wszędzie- nie tylko na kadrach, ale
także na ramkach zdjęć- niektóre maszynowe skanery nie rozpoznają
gdzie jest koniec i początek klatki.
Uwaga
trzecia: Efekt Vovoxa myli skaner ustawiony na automat również pod
względem kolorów i balansu bieli- cały skan jest przewalony w
stronę magenty, za wyjątkiem zielonych kropek. Można to oczywiście
zostawić jako dziki efekt, ale można i skorygować w stronę
kolorów bardziej naturalnych.
Bardzo
mi się to wszystko spodobało. To co daje Volvox to radość z
niespodzianki. Nie wiem czy te kadry które strzeliłem byłyby
ciekawe i bez tego efektu. Ale z nim dają wrażenie jakiegoś
radosnego i głupawego machania pędzlem po rzeczywistości niczym
Jackson Pollock. Wrażenie unieważniania tych kadrów i sprowadzania
ich na drogę oniryczną i abstrakcyjną.
I
wiecie co? Łódź pasuje do Volvoxa znakomicie.
I
mi też ten Volvox pasuje.
Dawno
nie miałem takiej przyjemności fotografowania.
Fabrykant
Źródła
i źródełka:
Dziwna sprawa - tak ok. 1/3 zdjęć jest rewelacyjna (moje ulubione to z tą stertą śmieci i słupem), 1/3 takase, 1/3 słaba. Jak dla mnie warto wydać 3,90 za dobrą klatkę ;)
OdpowiedzUsuńps:link do NSU nie działa...
To zupełnie tak jak w życiu! Takie zdjęcia jaki fotograf.
UsuńLink już działa, ale zmartwię Szanownego Pana- zna go Pan już bardzo dobrze.
Ja te zdjęcia dzielę zupełnie inaczej- 1/3 fajnych, 2/3 zwykłych tylko że w zielone ciapki.
OdpowiedzUsuńniektore zdjecia na prawde fajne :)
OdpowiedzUsuńno i halda pralek fajna :D one tak sobie leza i zule nie zweszyly ich jeszcze? to faktycznie dobrobyt u Was :) u nas to by zostaly z tego same platiki i kamienie :)
Nie ma tak dobrze, Panie Benny, to złomowisko w środku miasta i pan cieć pilnuje.
Usuńps. od razu wiedzialem ze pod spodem jest Kodak, poznalem po paseczkach i zoltym tle :)
OdpowiedzUsuń