No
i stało się. Trzeba było jednak trochę poczekać. Dwadzieścia
lat, ale w końcu co to jest dwadzieścia lat? Cóż to jest wobec
zburzenia Kartaginy?
Jednak
człowiek jest silniejszy od korporacji! Korporacja mąci, utrudnia,
wprowadza męczące zawiłości, żeby naciągnąć nas na trochę
więcej kasy. Uniekompatybilnia.
A
tu samotny człowiek z lutownicą, wobec molocha korporacji.
Samotny
człowiek z Czeskiej Republiki.
Chwała
mu!
Jeśli
znacie obsesje Fotodinozy, to możecie spodziewać się tylko jednego
po takim wstępie- rozwiązano właśnie problem niekompatybilności
starych obiektywów Sigmy z Canonem EOS! Nie jest to łatwe
rozwiązanie, ale też problem nie był łatwy.
Zaczynając
ab ovo- korporacja Canon Inc. w latach dziewięćdziesiątych poczuła
niespodziewane podgryzanie po kostkach. Wzdrygnęła się nieco i
spojrzała w dół. A tu Sigma Corporation zatopiła swe zęby w
stópce Canona.
Jako
jeden z prekursorów zastosowania autofokusa Canon od samego wstępu
postawił na całkowicie elektroniczne połączenie pomiędzy
aparatem a obiektywami. Żaden inny konkurent nie zdobył się na coś
takiego- i Minolta i Nikon zastosowali połączenie elektroniki do
sterowania przesłony z mechaniczną ośką napędzającą autofokus.
Tylko samotny Canon wszystkim sterował za pomocą prądu.
Zadziwiająco dobrze to zaprojektowano- za pomocą siedmiu styków-
(i ośmiu pinów) aparat wysyła i otrzymuje informacje od obiektywu. I co
najlepsze- sterowanie to ma już prawie trzydzieści lat i bez
żadnych zmian hardware'u obsługuje wszystkie wynalezione po drodze
nowinki, o których w 1987 roku nie słyszano- w stylu stabilizacji
obiektywu i podawania przez obiektyw informacji o ustawionej
odległości potrzebnej do błyśnięcia lampy z odpowiednią siłą.
Nadal
wszystko przez te same siedem styków. Nie przybył ani jeden.
Widać
zatem, że zaprojektowano to wszystko niezwykle elastycznie i
nadwymiarowo, w intencji wieloletniego używania i modyfikowania czy
rozciągania za pomocą software'u możliwości całego systemu.
Droga ta musiała być dobra, bo skopiowali ją w końcu wszyscy
konkurenci.
Tymczasem
w latach 90-tych rośli w siłę producenci niezależni. Sigma, jak
wiemy z licznych wpisów na Fotodinozie czym prędzej przerobiła
wszystkie swoje manualne obiektywy na autofokus, a że miała ich
trochę i to dość ciekawych- w niektórych miejscach wyprzedziła
dużych graczy- miała na rynku przez pewien czas najkrótszy
obiektyw zoom- autofokus świata- TEN,
najdłuższy obiektyw autofokus świata- TEN,
najjaśniejszy obiektyw 28mm z autofokusem- TEN
i
"najbardziej makro" szerokokątny autofokus świata- TEN.
Wszystko to działo się na początku lat 90-tych, a że Sigma
stosowała wówczas niskie ceny- zrobiła się popularna.
Sęk
w tym, że inżynierowie Sigmy zastosowali sposób "nie wprost",
żeby zaprojektować swoją elektronikę, kompatybilną z Canonem.
Sposobem wprost byłoby kupienie licencji na procedury elektroniczne
Canona i zastosowanie ich w swoich produktach.
Sigma
zastosowała jednak tzw. reverse- engeneering (inżynierię wsteczną). Definicję reverse-
engeneering'u podaje Wikipedia tutaj.
W tym wypadku nie chodziło o skopiowanie istniejącego produktu, jak
zwykli byli robić to Rosjanie - jednym z pomnikowych przykładów
ich kopiowania, nie wymienionym w Wiki jest na przykład Moskwicz
Aleko- tak ładnie skopiowany z Simca 1308, że szyba przednia jest
dzisiaj do kupienia jako część zamienna do obu tych aut.
W
wypadku Sigmy rzecz polegała nie na skopiowaniu elektroniki Canona,
tylko zbadaniu jakie sygnały wysyła aparat Canona przez swoje
siedem styków i napisaniu własnych programów, które pozwalałyby
obiektywom Sigmy odbierać te sygnały i przetwarzać na tych
obiektywów rzeczywiste działania.
Pozwalało
to ominąć kwestie licencji i patentów.
Canonowski
aparat wysyłał w swoim języku komendy przez siedem styczków, a
obiektyw Sigmy, nie znając tego języka reagował na te komendy.
Człowiek też tak potrafi. Wystarczy posłuchać opowieści
gastarbaiterów. Wystarczy posłuchać opowieści z wojska.
-A
gdzie, towarzyszu plutonowy- Diabeł złośliwie przerwał swobodną
improwizację Soudka i zwrócił się do kierowcy Desidera Koblihy-
znajduje się punkt orientacyjny numer dwa?
Trafił
w dziesiątkę. Wokół ust plutonowego błąkał się uśmiech
niedowierzania. Kierowca odwrócił się w stronę Okrouholickiego
Wzgórza, gdzie w tym momencie pojawiła się niewielka postać
dźwigająca na ramieniu jakąś tablicę. Ramię plutonowego Koblihy
opisało nieregularną krzywą, a jego głos zabrzmiał jak głos
wołającego na puszczy:
-Tam...
Mały
oficerek zirytował się:
-Gdzie,
tam?!
-Tam..-
powtórzył Kobliha elegijnie- dwa palce na lewo... od samotnego
krzaka...
-Od
którego samotnego krzaka?!
Desider
Kobliha wciąż trzymał rękę wyciągniętą, jakby błogosławił
ten szczególny plac boju i samotnego pielgrzyma, który z tablicą
na ramieniu zstępował w dół zbocza.
-Tam..-
powtarzał tajemniczo- tam..
-Tamtam!-
pisnął wściekle majorek- Człowieku! Mówicie wciąż tylko tam,
tam! Ja chcę usłyszeć, gdzie tam?! Podajcie dokładną pozycję!
Plutonowy
Kobliha jeszcze raz powtórzył:-Tam...- i ręka mu opadła. Znów
zapadła cisza. Kobliha patrzył przed siebie, gdzieś za
Okrouhulickie Wzgórze, a majorek udawał że jest spokojny.
Rozkazał:
-Dokonajcie
orientacji topograficznej!
"Kurwa,
dziwna sprawa", pomyślał Kobliha. Nigdy dotąd nie przyszło
mu do głowy, gdzie tu właściwie jest północ. Słońca nie widać,
więc Kobliha znów wykonał wieloznaczny gest ręką i oświadczył:
-Przed
nami północ- zrobił przerwę i obserwował reakcję majora.
Spokój,
a więc zapewne trafił.- Za nami południe- oświadczył z dużą
pewnością w głosie.- Na prawo od nas zachód, na lewo wschód.
A
jednak musiał się pomylić. major wspiął się na palce, a policzki
mu zbrunatniały.
-Człowieku,
co za brednie opowiadacie! Od kiedy to macie po prawej ręce zachód,
skoro za sobą macie południe?! Wy jesteście plutonowy? I to w
dodatku kierowca czołgu?! W jaki sposób chcecie kierować czołgiem
na polu bitwy, skoro nawet nie wiecie, z której strony jest północ?!
Jak pojedziecie?!
Na
poczciwej twarzy plutonowego Koblihy rozgościł się dobroduszny
uśmiech.
-Tam,
towarzyszu majorze!- uniósł znów rękę, lecz tym razem nie w
elegijnym geście, tylko bardzo energicznie i w konkretnym kierunku.-
Tam jest ten wielki dół, to objadę go z prawej strony, bo z lewej
jest bagnista kałuża, do której wpadłem w zeszłym roku na
wiosnę. Potem dojadę do tamtego świerka, przerzucę na jedynkę,
bo muszę skręcić trochę w lewo, żeby ominąć lej, co jest od
ostatniego strzelania, ale stąd go nie widać, towarzyszu majorze.
Na dwójce bym się nie wyrobił. Strzevliczek ostatnio też tam
utknął. Za tym lejem robimy zawsze postój na pięć sekund, żeby
zniszczyć nieprzyjacielską armatkę pepanc. Potem wjeżdżam na
górę między wieżą triangulacyjną a tymi małymi krzaczkami i
dalej w prawo w stronę tych krzyży, co stoją za wzgórzem,
przerzucam na trójkę, pędzę w stronę szosy i przekraczam ją.
Aha, przy szosie znów zawsze robię przystanek, bo spod lasku
strzela nieprzyjacielskie działko bezodrzutowe, a potem już jadę
prosto na tę łąkę pod Okrouhlicami, zatrzymuję się i czekam na
ocenę."
Josef
Škvorecký "Batalion czołgów"
No
i właśnie tak robiła to Sigma.
W
każdym bądź razie wszystko szło pięknie. Do pewnego czasu.
Canon
niespodziewanie podgryziony przez Sigmę od strony spodniej,
postanowił przeprowadzić dywersyjny kontratak. W połowie lat
90-tych wprowadzono drobną modyfikację kodów podawanych przez
aparat. Obiektywy Canona zrozumiały zmiany podawane w ich własnym
języku.
Niestety
Sigmy zgłupiały.
Bardzo
ciekawi mnie kwestia, która na zawsze pozostanie tajemnicą. Kwestia
intencji Canona. Zmiana kodów nie była bowiem wielka. Sigmą owszem
dawało się zrobić zdjęcie, ale wyłącznie na otwartej w pełni
przesłonie. W innym wypadku, tj. na przesłonie przymkniętej
obiektyw powodował zawieszenie się aparatu.
I
teraz najbardziej ciekawi mnie DLACZEGO Canon wprowadził tak
niewielką modyfikację, że pozwalał Sigmie nadal TROSZECZKĘ
działać.
Czy
to był jakiś mus technologiczny? Czy może jakieś wyrachowanie?
Logicznym byłoby tak pozmieniać te protokoły, żeby Sigmy nie
działały WCALE. Jednak nie. Działają troszeczkę.
Może
nie dało się tego zrobić ze względu na obiektywy Canona? Nie
wiem. I raczej się nie dowiem.
Co
nastąpiło dalej?
U
użytkowników starych Sigm nastąpiło wkur... maksymalne. Świeżo
kupiony sprzęt przestał działać z nowymi Canonami. Należy tu
nadmienić że taka na przykład Sigma 800/f5,6 kosztowała w latach
90-tych 5600$. W jednej chwili stawała się złomem, który działał
tylko w 10%. Niezły zonk!!
U
Sigmy nastąpił wzmożony ruch inżynierski- tam gdzie to było
możliwe, opracowano zamienne elektroniczne płyty główne do
starszych obiektywów i zaoferowano darmową wymianę serwisową. Ale
nie do wszystkiego się udało.
Ruch
Canona zadecydował też o szybkiej modernizacji gamy obiektywów
Sigmy, i wypuszczeniu nowych serii, dywersjoodpornych.
Nastąpiło
lekkie tąpnięcie wizerunkowe Sigmy. Uznawano ją od tej pory (po
części aż do dzisiaj) za firmę niepewną. Może będzie działać,
a może nie i nie wiadomo jak długo. Ostatnimi laty dopiero Sigma
zrzuciła to odium- za pomocą odważnie wypuszczanych produktów z
bardzo wysokiej półki, które powodują, że z Sigmą muszą się
poważniej liczyć inni producenci.
Świat
poszedł naprzód, ale obiektywy Sigmy, wyprodukowane w latach
90-tych i niedziałające z Canonem- zostały. I zostali ich
nieszczęśliwi użytkownicy, oraz nabywcy, którzy nadziali się na
ten problem.
Serwisy
firmowe wymieniały płyty główne w tym sprzęcie, na początku
darmowo, a po paru latach odpłatnie, ale było to możliwe tylko do
czasu wyczerpania zapasów magazynowych owych chipów, bo po upływie
10-ciu lat (wedle zwyczaju) od zakończenia produkcji wytwórca
został zwolniony z tego obowiązku. Po zapytaniu serwisu Sigmy na
ten temat dostałem swego czasu obszerną odpowiedź. Zacytuję
fragmenty:
Dokonanie
tzw. „upgrade’u” obiektywu do wersji kompatybilnej z aparatem
cyfrowym polega na wymianie płyty głównej obiektywu. Obiektywy z
tamtych czasów wyposażone są w nieprogramowalne płyty główne,
więc nie ma możliwości dokonania zmian w oprogramowaniu w
oryginalnej płycie obiektywu. Sigma udostępnia części do danego
modelu obiektywu przez co najmniej 7 lat po zakończeniu jego
produkcji. Jest to termin rozsądny, gdyż moduł elektroniczny nie
używany zbyt długo może ulec uszkodzeniu (np. wylanie się
kondensatorów). W przypadku, gdy trafi do nas zapytanie mailowe od
klienta w sprawie upgrade’u obiektywu, sprawdzamy w naszych danych,
czy obiektyw rzeczywiście jest niekompatybilny z „cyfrą”. Brak
poprawnej pracy może być przecież spowodowany awarią obiektywu
czy też samego aparatu. Jeżeli potwierdzimy brak kompatybilności
obiektywu sprawdzamy, czy wymiana samej płyty głównej wystarczy do
przeprowadzanie upgrade’u. Następnie sprawdzamy, czy potrzebna
część znajduje się w naszym magazynie. Jeśli nie, wysyłamy
zapytanie do producenta z prośbą o sprawdzenie, czy w jego
magazynie dostępne są jeszcze niezbędne części. Przy okazji
wyjaśniane są wszelkie wątpliwości pozostałe wątpliwości m.in.
czy nowa płyta będzie prawidłowo współpracować z pozostałymi
elementami obiektywu
(...)Ciężko
jest jednoznacznie wskazać najstarszy model obiektywu, w którym
można dokonać konwersji. Wszystko opiera się na częściach, które
zostały na którymś magazynie. Czasami bywa tak, że uda nam się
dostosować jeden egzemplarz obiektywu danego modelu, ale następnego
już nie, gdyż do tego pierwszego wmontowaliśmy ostatnią z
dostępnych części. Tak więc wszystko zmienia się z każdym
dniem.
Orientacyjny
koszt takiej usługi za każdym razem ustalany jest indywidualnie i
zazwyczaj wynosi od 200 do 400 zł w zależności od modelu
obiektywu. Trzeba pamiętać, że zawiera on robociznę oraz koszt
płyty głównej, która jest stosunkowo drogim podzespołem.
Natalia
Kilian
Specjalista
ds. obsługi Klienta"
Tak
to wygląda od strony oficjalnej i fabrycznej.
Od
strony nieoficjalnej i niefabrycznej- zawsze twierdziłem, że
elektronik, który wynajdzie jakiś prosty sposób na rozwiązanie
tego problemu- zrobi karierę.
Marzył
mi się jakiś konwerter, czy pierścień redukcyjny, pozwalający
podłączyć stare Sigmy do nowych Canonów.
Konwertera
nie ma, ale jest już prostszy sposób na usunięcie problemu, niż
wymiana płyty głównej. Zapaleni elektronicy wzięli się do
działania. Trafiłem na stronę niejakiego Rampy McKvaka z Butterfly
Bikers Team, na której to stronie, pomimo mylącej nazwy, znajduje
się opis rozwiązania problemu:
Rampa
McKvak, który jest panem Jiřim Otisk, inspirował się
wcześniejszym rozwiązaniem pana Martina Melchior'a z Belgii, który
w 2013 roku stworzył już podobne dzieło.
Na
stronach obu Panów jest wiele informacji ciekawych nie tylko dla
elektronika, jakim nie jestem, ale też dla laika- humanisty-
samozwańczego historyka nikomu niepotrzebnych obiektywów, jakim
jestem. Lub jakim próbuję być.
Pan
Jiři
zamieszcza na przykład oficjalny canonowski dokument, w którym po
raz pierwszy, czarno na białym, expresis verbis, crudeliterque et
honestum, brutalis et verum,
client in asine
habens (łacina googlowska)
Canon
oznajmia, że jego aparaty MOGĄ nie współpracować z obiektywami
innych firm, bo z jego aparatami współpracują TYLKO oryginalne EF.
To jest jasne, i słuszne oczywiście, każdy producent pisze takie
rzeczy w instrukcjach.
Ale
dowiadujemy się także kilku rzeczy napisanych otwartym tekstem- że
żadna inna firma nie wykupiła licencji na canonowskie protokoły
elektroniczne. I że WSZYSTKIE firmy "third party"
zaprojektowały swoje obiektywy ze pomocą reverse engineering. (a
przynajmniej tak było w czasie powstania tego dokumentu). To po
pierwsze.
Po
drugie- ze źródła firmowego, które jak się wydawało nigdy nie
skomentuje takiego faktu, ani go nie potwierdzi- kłopoty Sigm
zaczęły się od Canona EOS 50/ 50e (tutaj opisany jako EOS Elan II,
bo widać ów komentarz pochodzi z USA) w 1995 roku. Kłopoty te
spowodowała zmiana protokołów związana z nowym systemem błysku.
I
rzeczywiście- z Canonem 50e mam problem z niektórymi starymi
Sigmami.
Zapytałem
pana Otisk'a czy według niego zmiana protokołów była rzeczywiści
związana z wprowadzeniem E-TTL, czy też raczej miała za zadanie
podstawowe wykosić obiektywy konkurencji.
Odpowiedział
tak (podkreślenia- Fotodinoza):
W
mojej ocenie był to tylko trick, mający wykosić obiektywy firm
trzecich. Canon nigdy nie udostępnił swoich protokołów EOS, więc
nikt nigdy się nie dowie jakie komendy nie zostały dotąd użyte
i jakie komendy mogą jeszcze zostać użyte w przyszłości
. A w lustrzankach nie było nic prostszego, niż wziąć z półki
taką gotową komendę i użyć ją. Obiektywy Canona były na to
przygotowane, bo zawierały kompletne dekodery protokołów,
natomiast obiektywy firm trzecich znały tylko komendy uzyskane przez
"reverse engineering" (nie możesz wyłapać w ten sposób
komendy, która do tej pory nie została nigdy wcześniej wydana :))
Nie było żadnej przyczyny, dla której aparat miałby
nagle używać innej komendy do ustawiania przesłony, E-TTL nie ma
nic do tego. Wszystkie
nowoczesne pomiary odległości (potrzebne do systemu błysku), i
wszystkie inne nowe funkcje są przekazywane z obiektywu do aparatu
w zupełnie innych pakietach komend. Starsze obiektywy tych komend
nie wysyłają, ale aparat i tak orientuje się, że obiektyw jest
starszego typu i nie żąda tych pomiarów.
Strona
Pana Jiřego podaje także przykład komend dawanych przez aparat do
obiektywu- i to jest absolutnie imponujące dla laika, jakie miliardy
informacji przepływają przez te siedem styków. Opis komunikacji
aparatu z obiektywem przed zrobieniem zdjęcia zajmuje 157 linijek
komend!
Żaden
szeregowy świata nie usłyszał tylu komend od żadnego kaprala w
tak krótkim czasie.
Znowu
się cytaty nasuwają:
"Nieszczęśliwy
Baloun wylazł z wagonu, a Szwejk, siedząc we drzwiach,
komenderował:
— Habt acht! Ruht!
Habt acht! Reichts schaut! Habt acht! Patrz znowuż przed siebie!
Ruht! Teraz będziesz wykonywał ruchy na miejscu. Rechts um!
Człowieku! Ruszasz się jak krowa. Twoje nogi powinny znaleźć się
tam, gdzie przedtem miałeś prawe ramię. Herstellt! Rechts um!
Links um! Halbrechts! Nie tak, kretynie! Herstellt! Halbrechts! No
widzisz, słoniu, że potrafisz! Halblinks! Links um! Links! Front!
Front, idioto! Nie wiesz, co to jest front? Gradaus! Kehrt euch!
Kniet! Nieder! Setzen! Auf! Setzen! Nieder! Auf! Nieder! Auf! Setzen!
Ruht! Auf! Ruht! Widzisz, Balounie, taka rzecz jest bardzo zdrowa i
przyśpiesza trawienie."
No
i teraz aparat Canona krzyczy "Padnij!"
A
obiektyw Sigmy robi "Spocznij!".
Do
karceru z nim!
No
i trzeba było jakoś przyspieszyć trawienie u Sigmy.
Rozwiązanie
problemu jest w założeniach całkiem proste- do elektroniki
obiektywu trzeba dodać mikrokontroler (MCU)- jest to element
elektroniczny, który wymaga zaprogramowania i zamontowania na
płytce. Procesor ten tłumaczy sygnały aparatu na język zrozumiały
dla elektroniki obiektywu.
Najważniejsza
kwestią jest napisanie programu, translatora, który odpowiednio
przekształca sygnały. Na stronie butterflybikers.cz jest link do
pobrania takiego oprogramowania.
Jak
powstał software? Na początku pan Jiři zastosował protokoły
sygnałów EOS wyszukane w internecie. Niestety nie działały
idealnie, powodowały błędy. Wtedy zdecydował się na dokładnie
taką samą pracę, jaką musiały wykonać firmy Tamron, Sigma,
Cosina czy Tokina- podczas wielogodzinnych badań sposobami "reverse
engineeringu" uzyskał własne protokoły komend Canona i mógł
przetłumaczyć je na sygnały komend wysyłanych do obiektywu. Jego
mikrokontrolery współpracują z każdym Canonem EOS i każdą
Sigmą.
|
Warsztat pracy pana Otiska. |
Trick'i
wielkiego koncernu zostały pokonane przez zapalonego hobbystę!
Mikrokontroler
należy teraz podłączyć do wnętrzności obiektywu, co wymaga
demontażu tegoż obiektywu, oraz upchnąć go na stałe w środku.
|
Płytka wlutowana w obiektyw |
Pan
Otisk oferuje dwa rodzaje płytek z takimi programowanych
mikroprocesorami- do montażu pionowego i poziomego, za niewielkie
kwoty, mniej więcej zwrot kosztu materiałów.
Można
także wysłać mu obiektyw do naprawy.
Chyba
się na to skuszę. Bardzo się tylko zastanawiam- który obiektyw?
Troszeczkę się ich zgromadziło...
Zastanowiło
mnie jeszcze jedno- dlaczego Sigma nie zastosowała tak prostego
mechanicznie rozwiązania do naprawienia swoich niekompatybilnych
obiektywów w latach 90-tych, tylko pracowicie wymieniała płyty
główne. Zapytałem o to pana Jiřego.
To
proste. Nie istniały w latach 90-tych takie programowalne MCU. A
ponieważ Sigma zastosowała najprawdopodobniej w obiektywach
mikrokontrolery jednorazowego programowania (są tańsze, a Sigma
nawet nie używała do podłączenia taśm wielościeżkowych "flex",
tylko mocowała je na luty, wszystko było podporządkowane obniżeniu
ceny) byli zmuszeni wymieniać mikroprocesory lub całe płyty
główne.Cóż, praca rąk ludzkich jest droga- taniej wychodziła
wymiana całych płyt.
Jak
wiemy- dzisiaj ryzyko nagłej niekompatybilności nowych obiektywów
Sigmy (czy jakiegokolwiek producenta) z Canonem zostało zażegnane...
hm..., napiszmy lepiej: zmniejszone do minimum- wszystkie nowe
obiektywy mają modyfikowalne programy, a Sigma wypuszcza nawet tzw.
Sigma Dock- do własnego zainstalowania nowego software w obiektywie.
Pan
Otisk tymczasem nie zamierza spocząć na laurach- zabrał się teraz
do usuwania problemu błądzącego autofokusa- problemu znanego ze
starych Sigm. Dość często dzieje się tak za sprawą
rozciągniętego, lub ślizgającego się gumowego paska przekładni,
który można zastąpić silikonowym o- ringiem. Sporo błędów
powodują też taśmy flex przekazujące ogniskową, na jaką
obiektyw zoom jest nastawiony.
W
każdym razie- wojnę elektroniczną między producentami możemy
uznać za zakończoną. I to zakończoną zwycięstwem.
W
każdym razie, po latach męczarni na najniższej przesłonie, możemy
nareszcie usiąść w fotelu i napić się szampana. Albo nie. Lepiej
napijmy się jakiegoś czeskiego pilznera.
Zdrowie
Pana Jiřego!
Fabrykant
Dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty