wyświetlenia:

środa, 21 marca 2018

Poza Magnum. Bogdan Dziworski „f/5,6”




Wszystko przez Cartier- Bressona. Niech go cholera! Wszystko przez to, że Bresson miał oprócz fotografii spore doświadczenia z filmem. W 1936 współreżyserował „Życie należy do nas” („La vie est à nous”), film pod egidą Komunistycznej Partii Francji, później „Hiszpania będzie żyć” o wojnie domowej. Gdyby nie to, pewnie dwadzieścia lat później doradziłby Bogdanowi Dziworskiemu żeby zajął się koniecznie fotografią i, jako jedyny Polak, wstąpił do agencji Magnum.
A tak – napisał mu, że film to też jest świetne medium. Bogdan Dziworski został filmowcem dokumentalistą. I nie żałuje.
Ja żałuję.
Nie widziałem na oczy powyższych filmów Cartier- Bressona. Ale za to widziałem wystawę świetnych zdjęć Bogdana Dziworskiego w łódzkim Muzeum Kinematografii.

Dawno się tyle nie nauśmiechałem do siebie. Na wszystkich tych zdjęciach – Człowiek. Przez duże „C”. Pan fotograf ma wspaniały talent do łapania interakcji międzyludzkich jak motyli w siatkę. A przy tym głaszcze ich z czułością, patrzy na ludzi z sentymentem. Bardzo to bresonowskie, bardzo humanistyczne, pięknie złapane w momencie decydującym. Miłe jest też to, że widać na zdjęciach Dziworskiego taką starą fajną Polskę, której już nie ma, pomimo że wielu nadal ją pamięta.

Co by tu nie mówić – za komuny byłem jednak młodszy.
Krzysztof Gol

Pięknie zanurzyć się nie tylko w świetne zdjęcia, ale i w przeszły czas lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Ze zdjęć Dziworskiego bije taki nieistniejący, przeszły sznyt. Trudno to określić. Na tych fotografiach są, oprócz złapanych momentów kluczowych, także pewne nieistniejące typy, nieistniejące dzisiaj międzyludzkie sytuacje. Zapytany autor mówi o tym tak:
Kiedy patrzę na te fotografie, to nawet jeśli zdjęcie jest niedoskonałe, "robią" je te gęby, te fryzury, te kostiumy. Już w tym jest poezja. Ja nawet starałem się teraz zrobić podobne rzeczy, ale nie wyszło już tak dobrze. Wie pani, kiedyś była inna atmosfera. Jak dawniej szła orkiestra dęta przez dzielnicę, to dla wszystkich było to wydarzenie, wszyscy gromadzili się wokół i to przeżywali. Dziś orkiestra między występami disco polo a plenerowymi koncertami już tak nie działa, jesteśmy zblazowani. Ludzie nawet inaczej się poruszają niż kiedyś, wszystko jest takie wystudiowane, gibają się, naśladując obrazki z teledysków. Dawniej tego nie było, życie biegło wolniej, więcej jakiejś refleksyjności, zadumy w tym było.

Na fotografiach Dziworskiego widać często emocje, interakcje, tu spotykają się tęskniące spojrzenia i wymowne gesty, które rozumiemy bez słów, jak na niemym filmie rysunkowym. Zauważam, że często brakuje tego w dzisiejszym popularnym nurcie streetfoto, gdzie nacisk położony jest na kadr, dziwność, zaskoczenie, a naturalnych odruchów i obserwacji ludzi jest niewiele. Niewiele jest, mimo wszystko, wyczulenia na człowieka.





Myślę, że będzie z tym coraz gorzej. W czasach fotografowanych przez Bogdana Dziworskiego można było co najwyżej po mordzie zarobić, za podglądanie obiektywem postronnych przechodniów. Jak mówi sam fotograf - parę razy po mordzie dostał. Warto było! Dzisiaj niestety, obicie fizjonomii nie będzie najgorszym, co spotka wścibskiego reportera. Grozi mu coś znacznie, znacznie gorszego – proces, za naruszenie tych czy innych praw. Policja, sądy, adwokaci, grzywny, paragrafy, togi i łańcuchy z orłem białym. Palec odruchowo cofa się ze spustu migawki...


Tymczasem możemy obejrzeć sobie zdjęcia pana Dziworskiego. Nieśmiałe spojrzenia młodzieży, entuzjazm kibiców piłki nożnej, euforie słuchaczy orkiestr dętych, parowozy, konne karawany, pikniki w jednostkach wojskowych. Całą tę emocjonalną sferę międzyludzką, o której wiemy że istnieje, nawet za nią tęsknimy, ale którą rzadko mamy okazję oglądać na dobrych zdjęciach.


A może ci ludzie kiedyś byli jacyś inni? Gęby. Typy. Typ przedwojennej damy. Typ powojennego lumpa. Młodziakowaci i starcy. Kolejarze. Czy dzisiaj istnieje w ogóle typ „kolejarza”? Dzisiaj jakoś każdy kolejarz taki indywidualny. Wyindywidualizowany z rozentuzjazmowanego tłumu przeintelektualizowanych prestidigitatorów. Mundur nawet podobny, ale typu już nie ma.

Z Krakowa do Jeleniej osobowy się toczy
Ona miała śliczne, duże niebieskie oczy.
Niebieską koszulkę
Niebieską spódniczkę
I w ogóle wszystko miała śliczne.
Oto młodzian zmęczony o przedział ją pyta
Młodą konduktorkę żądza serce chwyta
ręka jej drżała gdy mu bilet sprawdzała
oczyma chciwymi na niego spojrzała
młodzian zaś był słaby i rozumiał pomału
dlaczego ona go zaprasza do służbowego przedziału

                                   Pudelsi

Nie mówiąc o listonoszach, którym nawet mundur nie został.



Bogdan Dziworski ich wszystkich na szczęście nadział na szpilkę i schował w szufladzie. Zdjęcia które robił – robił wyłącznie dla przyjemności i dla siebie. Nigdy ich nigdzie nie sprzedawał, przez wiele lat nie publikował. Czuł się filmowcem, nie fotografem. Cartier-Bresson, z którym korespondował, namówił go na tę drogę. Kręcił świetne nagradzane dokumenty „Olimpiada”, „Hokej”, „Kilka opowieści o człowieku”, „Szapito”. Fotografia była tylko hobby. Dla przyjemności włóczył się po Łodzi z aparatem i przesłoną nastawioną na f/5,6, rozglądał się za sytuacjami, typami i decydującym momentem. Łapał tych minionych ludzi, kiedy byli zajęci swoimi sprawami.




Przyglądałem się fotografiom w piwnicach pałacu Scheiblerów. Uśmiechałem się do siebie, oglądałem te świetne kadry i przeszłe chwile. Może nawet jakieś deja vú przeżywałem z dzieciństwa.

Dzisiejsi ludzie wydali mi się być rzeczywiście jacyś inni.
Po wystawie wyszedłem na ulicę to sprawdzić. Wszyscy smyrali smartfony.


Fabrykant

P.S. Wystawa zdjęć w Muzeum Kinematografii w Łodzi, do 6 maja 2018.

Jeżeli się podobało - byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie udostępnienia.
Dzięki!


Źródła i źródełka:







9 komentarzy:

  1. Hurgot Sztancy22 marca 2018 14:25

    Pakollista kenttää ei voi jättää tyhjäksi - taki komunikat dostałem, gdy chciałem zamieścić komenatrz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tyhjäksi... no.. tych z Google Bloggera nie rozumiem. Pakollista Pan ten komentarz jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hurgot Sztancy22 marca 2018 19:45

      komunikat okazał się pakollistszy niż sam komentarz, dlatego go nie przepisałem, ale mniej więcej chodziło o zazdrość dzieciakom na trzepaku między komórkami

      Usuń
    2. Też bym się pobujał i postrzelał z kapiszonów. Z dziecięcych zabaw kusi mnie też pojeżdżenie na gokartach. Ale to już nie z tej epoki.

      Usuń
    3. Hurgot Sztancy23 marca 2018 07:46

      na gokartach to się od czasu do czasu zdarza mnie pojeździć :)
      a najwcześniejsze próby gokartów, to nie tak znowu odległe od tej epoki!

      Usuń
    4. Nawet wcześniejsze. Podobno wzięły się przecież od amerykańskich lotników, którzy nudzili się w bazach po drugiej wojnie światowej i mieli dostęp do dobrych warsztatów, narzędzi oraz silników od kosiarek.

      Usuń
    5. Ino w Polsce, za dzieciństwa, nie było za bardzo.

      Usuń
  3. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych (a nawet i później) spokojnie takie foty można było strzelać. Wystarczyło wejść na podwórka kamienic w śródmieściu dowolnego miasta. (np. "Bez Atelier" Eryka Zjeżdżałki) Ta "zmiana" dokonała się bardzo niedawno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jeszcze gdzieś trwają jakieś enklawy. Miejmy nadzieję.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.