Wszystko przez Cartier- Bressona. Niech
go cholera! Wszystko przez to, że Bresson miał oprócz fotografii
spore doświadczenia z filmem. W 1936 współreżyserował „Życie
należy do nas” („La vie est à nous”), film pod egidą
Komunistycznej Partii Francji, później „Hiszpania będzie żyć”
o wojnie domowej. Gdyby nie to, pewnie dwadzieścia lat później
doradziłby Bogdanowi Dziworskiemu żeby zajął się koniecznie
fotografią i, jako jedyny Polak, wstąpił do agencji Magnum.
A tak – napisał mu, że film to też
jest świetne medium. Bogdan Dziworski został filmowcem
dokumentalistą. I nie żałuje.
Ja żałuję.
Nie widziałem na oczy powyższych
filmów Cartier- Bressona. Ale za to widziałem wystawę świetnych
zdjęć Bogdana Dziworskiego w łódzkim Muzeum Kinematografii.
Dawno się tyle nie nauśmiechałem do
siebie. Na wszystkich tych zdjęciach – Człowiek. Przez duże „C”.
Pan fotograf ma wspaniały talent do łapania interakcji
międzyludzkich jak motyli w siatkę. A przy tym głaszcze ich z
czułością, patrzy na ludzi z sentymentem. Bardzo to bresonowskie,
bardzo humanistyczne, pięknie złapane w momencie decydującym. Miłe
jest też to, że widać na zdjęciach Dziworskiego taką starą
fajną Polskę, której już nie ma, pomimo że wielu nadal ją
pamięta.
Co by tu nie mówić – za komuny
byłem jednak młodszy.
Krzysztof Gol
Pięknie zanurzyć się nie tylko w
świetne zdjęcia, ale i w przeszły czas lat sześćdziesiątych,
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Ze zdjęć Dziworskiego bije
taki nieistniejący, przeszły sznyt. Trudno to określić. Na tych
fotografiach są, oprócz złapanych momentów kluczowych, także
pewne nieistniejące typy, nieistniejące dzisiaj międzyludzkie
sytuacje. Zapytany autor mówi o tym tak:
Kiedy patrzę na te fotografie, to
nawet jeśli zdjęcie jest niedoskonałe, "robią" je te
gęby, te fryzury, te kostiumy. Już w tym jest poezja. Ja nawet
starałem się teraz zrobić podobne rzeczy, ale nie wyszło już tak
dobrze. Wie pani, kiedyś była inna atmosfera. Jak dawniej szła
orkiestra dęta przez dzielnicę, to dla wszystkich było to
wydarzenie, wszyscy gromadzili się wokół i to przeżywali. Dziś
orkiestra między występami disco polo a plenerowymi koncertami już
tak nie działa, jesteśmy zblazowani. Ludzie nawet inaczej się
poruszają niż kiedyś, wszystko jest takie wystudiowane, gibają
się, naśladując obrazki z teledysków. Dawniej tego nie było,
życie biegło wolniej, więcej jakiejś refleksyjności, zadumy w
tym było.
Na fotografiach
Dziworskiego widać często emocje, interakcje, tu spotykają się
tęskniące spojrzenia i wymowne gesty, które rozumiemy bez słów,
jak na niemym filmie rysunkowym. Zauważam, że często brakuje tego
w dzisiejszym popularnym nurcie streetfoto, gdzie nacisk położony
jest na kadr, dziwność, zaskoczenie, a naturalnych odruchów i
obserwacji ludzi jest niewiele. Niewiele jest, mimo wszystko,
wyczulenia na człowieka.
Myślę, że będzie
z tym coraz gorzej. W czasach fotografowanych przez Bogdana
Dziworskiego można było co najwyżej po mordzie zarobić, za
podglądanie obiektywem postronnych przechodniów. Jak mówi sam
fotograf - parę razy po mordzie dostał. Warto było! Dzisiaj
niestety, obicie fizjonomii nie będzie najgorszym, co spotka
wścibskiego reportera. Grozi mu coś znacznie, znacznie gorszego –
proces, za naruszenie tych czy innych praw. Policja, sądy, adwokaci,
grzywny, paragrafy, togi i łańcuchy z orłem białym. Palec
odruchowo cofa się ze spustu migawki...
Tymczasem możemy
obejrzeć sobie zdjęcia pana Dziworskiego. Nieśmiałe spojrzenia
młodzieży, entuzjazm kibiców piłki nożnej, euforie słuchaczy
orkiestr dętych, parowozy, konne karawany, pikniki w jednostkach
wojskowych. Całą tę emocjonalną sferę międzyludzką, o której
wiemy że istnieje, nawet za nią tęsknimy, ale którą rzadko mamy
okazję oglądać na dobrych zdjęciach.
A może ci ludzie
kiedyś byli jacyś inni? Gęby. Typy. Typ przedwojennej damy. Typ
powojennego lumpa. Młodziakowaci i starcy. Kolejarze. Czy dzisiaj
istnieje w ogóle typ „kolejarza”? Dzisiaj jakoś każdy kolejarz
taki indywidualny. Wyindywidualizowany z rozentuzjazmowanego tłumu
przeintelektualizowanych prestidigitatorów. Mundur nawet podobny,
ale typu już nie ma.
Z Krakowa do Jeleniej osobowy się
toczy
Ona miała śliczne, duże
niebieskie oczy.
Niebieską koszulkę
Niebieską spódniczkę
I w ogóle wszystko miała śliczne.
Oto młodzian zmęczony o przedział
ją pyta
Młodą konduktorkę żądza serce chwyta
ręka jej drżała gdy mu bilet sprawdzała
oczyma chciwymi na niego spojrzała
młodzian zaś był słaby i rozumiał pomału
dlaczego ona go zaprasza do służbowego przedziału
Pudelsi
Młodą konduktorkę żądza serce chwyta
ręka jej drżała gdy mu bilet sprawdzała
oczyma chciwymi na niego spojrzała
młodzian zaś był słaby i rozumiał pomału
dlaczego ona go zaprasza do służbowego przedziału
Pudelsi
Nie mówiąc o
listonoszach, którym nawet mundur nie został.
Bogdan Dziworski
ich wszystkich na szczęście nadział na szpilkę i schował w
szufladzie. Zdjęcia które robił – robił wyłącznie dla
przyjemności i dla siebie. Nigdy ich nigdzie nie sprzedawał, przez
wiele lat nie publikował. Czuł się filmowcem, nie fotografem.
Cartier-Bresson, z którym korespondował, namówił go na tę drogę.
Kręcił świetne nagradzane dokumenty „Olimpiada”, „Hokej”,
„Kilka opowieści o człowieku”, „Szapito”. Fotografia była
tylko hobby. Dla przyjemności włóczył się po Łodzi z aparatem i
przesłoną nastawioną na f/5,6, rozglądał się za sytuacjami,
typami i decydującym momentem. Łapał tych minionych ludzi, kiedy
byli zajęci swoimi sprawami.
Przyglądałem się
fotografiom w piwnicach pałacu Scheiblerów. Uśmiechałem się do
siebie, oglądałem te świetne kadry i przeszłe chwile. Może nawet
jakieś deja vú
przeżywałem z dzieciństwa.
Dzisiejsi ludzie wydali mi się być
rzeczywiście jacyś inni.
Po wystawie wyszedłem na ulicę to
sprawdzić. Wszyscy smyrali smartfony.
Fabrykant
P.S. Wystawa zdjęć w Muzeum
Kinematografii w Łodzi, do 6 maja 2018.
Jeżeli się podobało - byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie udostępnienia.
Dzięki!
Dzięki!
Źródła i źródełka:
Pakollista kenttää ei voi jättää tyhjäksi - taki komunikat dostałem, gdy chciałem zamieścić komenatrz :)
OdpowiedzUsuńJa też tyhjäksi... no.. tych z Google Bloggera nie rozumiem. Pakollista Pan ten komentarz jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńkomunikat okazał się pakollistszy niż sam komentarz, dlatego go nie przepisałem, ale mniej więcej chodziło o zazdrość dzieciakom na trzepaku między komórkami
UsuńTeż bym się pobujał i postrzelał z kapiszonów. Z dziecięcych zabaw kusi mnie też pojeżdżenie na gokartach. Ale to już nie z tej epoki.
Usuńna gokartach to się od czasu do czasu zdarza mnie pojeździć :)
Usuńa najwcześniejsze próby gokartów, to nie tak znowu odległe od tej epoki!
Nawet wcześniejsze. Podobno wzięły się przecież od amerykańskich lotników, którzy nudzili się w bazach po drugiej wojnie światowej i mieli dostęp do dobrych warsztatów, narzędzi oraz silników od kosiarek.
UsuńIno w Polsce, za dzieciństwa, nie było za bardzo.
UsuńJeszcze w latach dziewięćdziesiątych (a nawet i później) spokojnie takie foty można było strzelać. Wystarczyło wejść na podwórka kamienic w śródmieściu dowolnego miasta. (np. "Bez Atelier" Eryka Zjeżdżałki) Ta "zmiana" dokonała się bardzo niedawno...
OdpowiedzUsuńByć może jeszcze gdzieś trwają jakieś enklawy. Miejmy nadzieję.
Usuń