wyświetlenia:

środa, 7 stycznia 2015

Inwazja, która wstrząsnęła światem



Nic nie jest wieczne, drodzy Państwo. Imperia upadają, mury się kruszą, a patenty- co? Wygasają!

Oznacza to że po 20 latach można (w uproszczeniu, a w analizie dogłębnej- decydują o tym prawnicy) coś bez konsekwencji skopiować i sprzedawać. Potwierdza to nawet Wikipedia- maksymalny czas ochrony patentowej to 20 lat, a później- wynalazek przechodzi do tzw. domeny publicznej. http://pl.wikipedia.org/wiki/Patent .

W ten sposób świat ma pewne prawa do rozwoju.

Niektórzy się o tym przekonali brutalnie, a niektórzy- zaskakująco przyjemnie. Ci pierwsi- to oczywiście producenci, a ci drudzy to my, rzecz jasna.

Była sobie raz szacowna firma Lego. Istniała od 1932 roku. Najpierw zajmowała się klockami drewnianymi, a potem przeszła na tworzywa sztuczne. Wynalazła znany wszystkim klocek z wypustkami, a na każdej wypustek był napis "Lego". Opatentowano go w 1958 roku. I produkowała sobie owa firma różne domki, samoloty i miasta do składania, kowbojskie saloony (bardzo dziś poszukiwane kolekcjonersko, wyobraźcie sobie), ciężarówki, traktory i auta. Nawet, jak pamiętacie, za sprawą Zbigniewa Libery obozy koncentracyjne (genialne- wg. mnie). Wszystko to zbudowane z klocków z wypustkami z kolorowych plastików. Lego trwało sobie, produkowało z zyskiem dobrej jakości zabawki dla dzieci i tatusiów, którzy układali je jak nikt nie widział. Potem zyski zaczęły trochę spadać, bo na rynku pojawiły się komputery, gry elektroniczne i internet, który zajął miejsce Lego w wyobraźni dzieciaków. W okolicach początku lat 2000-ch Lego zaczęło mieć problemy finansowe. Zyski spadły, wzrosło zadłużenie firmy. Rodzina właściceli próbowała różnych swoich pomysłów, ale nie pomagały. Zatrudniono nowego prezesa, Jørgen'a Vig Knudstorp'a, człowieka spoza familii, który dokonał cięć kosztów, zreorganizował funkcjonowanie Lego, a przede wszystkim obniżył nieco ceny zabawek. Przy okazji wzmógł kontakt firmy z użytkownikami- wsparł kluby fanów Lego i umożliwił np. sugerowanie firmie własnych pomysłów na zestawy. Wzmocnił obecność Lego w internecie. Wszystko szło pięknie. Aż tu nagle...



Na rynku pojawiły się klocki z wypustkami, a na każdej wypustce był napis "Cobi". Znacie tę polską firmę? Nie znacie? Jest drugim producentem plastikowych klocków w Europie i trzecim na świecie! Cobi klocki robi. Do niedawna klocki Cobi były w pełni kompatybilne z Lego, choć wyglądały leciutko inaczej od strony spodu. Firma zaczęła produkować klocki podobne do Lego w 1992 roku. Nie produkowała przy tym zestawów naśladujących Lego, ale raczej to czego ono nie miało- np. zestawy wojskowe czy dotyczące historycznych bitew. Duńscy pacyfiści nawet by o tym nie pomyśleli, ale my, wychowani między Bugiem a Nysą...

Lego zaczęło protestować i reagować. Aż tu- wtem! Przecież minęło 30 lat i wygasły patenty! O ratunku! Lego nie odpuszczało- wytoczyło w wielu krajach procesy Cobi, o naruszanie praw wszelakich. W Polsce oparło się to o Sąd Najwyższy, który przyznał rację Cobi, ale na innych rynkach sprawy toczyły się długo i zajmowały się nią wszelkie instancje europejskie. Zwłaszcza że różne ciosy padały z obu stron, na przykład nielegalna groźba Lego wobec sprzedawców w Danii, że jeśli nie wycofają z oferty klocków Cobi, to nie dostarczy im swoich zabawek.

W 2008 roku Europejski Sąd Pierwszej Instancji odebrał przedsiębiorstwu Lego wyłączność na kształt ich klocków.

W 2011 roku wygasł ostatni patent Lego na wygląd poszczególnego klocka.

Lego kontratakowało, próbując zarejestrować wygląd klocka, jako znak towarowy (to działa, zdaje się, na wieczność), oraz zabronić używania tegoż znaku w reklamach, co spowodowało zablokowanie sprzedaży Cobi na niektórych rynkach.



Mimo tego Lego ma się dobrze, wyniki finansowe za ostatnie lata ma bardzo dobre- po prostu się rozwija i nie stoi w miejscu. Kupują licencje na różne Hobbity, Indiany Jonesy, Władców Pierścieni, Gwiezdne Wojny, konstruują Gwiazdy Śmierci za jedyne 1200,- złotych komplet.



Cobi też nie jest gorsze- nawiązało współpracę międzykontynentalną z USA i połączyło się niedawno z amerykańskim Best-Lock, wypuszcza licencjonowane przez Boeinga i Jeepa zestawy klocków. Kupiło licencję na Pingwiny z Madagaskaru, Scoobiego-Doo, Bena Tena, oraz- uwaga- FC Barcelonę, oraz- uwaga, uwaga ostatnio wypuściła Titanica do składania (chyba sobie fundnę).

Procesy, zdaje się- toczą się nadal.



No i tak, właśnie, proszę Państwa sądy sądami, klocki klockami a karawana jedzie dalej. Z grubsza- co też by tu podrobić? Co tu się opłaca produkować, dwadzieścia lat od premiery? Na pewno coś, co było bardzo dobre i nie zmieniło kształtu od tamtego czasu (np. Lego). Coś, czego nie imają się najnowsze ustalenia prawne dotyczące emisji spalin (gdyby nie to- Mercedes W124 byłby murowanym kandydatem). Coś co było tak dobre, że nie poddało się w międzyczasie żadnemu postępowi, tak, że producentowi nie przyszło do głowy patentować zmodernizowane od nowa.

Na przykład obiektyw.



I znowu o firmie będzie. Jest taka firma- Yongnuo. Chińska, z siedzibą w Hong Kongu. Robi lampy błyskowe. Kiedyś nie przypominały niczego. A potem zaczęły coś przypominać. Canony, konkretnie.

Wiele firm zewnętrznych produkuje lampy błyskowe do Canona, Pentaxa czy Nikona, w przeciwieństwie do obiektywów lampy korzystają z "otwartych procedur" przesyłu informacji do aparatu i łatwiej je skonstruować elektronicznie i programowo. Wiele chińskich i tajwańskich firm na tym zarabiało.

Yongnuo jako pierwsze posunęło się do zerżnięcia sterowania z istniejących lamp Canona, bo było to rozwiązanie wygodne i nie trzeba było go wymyślać. Wystarczyło zerżnąć. Yongnuo delikatnie zmodyfikowało zewnętrzny design lampy, zostawiając esencję w postaci układu przycisków. Podobno jakościowo jest ok. Cenowo natomiast- o połowę tańsze.

Yongnuo nie zdecydowało się na kupno żadnej starej, znanej, ale mało wartej marki sprzed lat, tylko walczy pod swoją własną nazwą, inaczej niż np. Nissin, na którego stronie możemy przeczytać esej o historii firmy zaczynający się tak:

"Nissin jest jednym z wiodących japońskich producentów elektronicznych lamp błyskowych

Firma dostarczała wysokiej jakości oświetlenie do celów fotograficznych na całym świecie. Przez prawie 50 lat, Nissin utrzymuje wysoki standard jakości, dwa pokolenia fotografów polegały na dostarczonym przez nich oświetleniu.

W 1959 założenie Nissin .
W 1967 roku Nissin stworzył swój pierwszy profesjonalniy system błysku (...)"

A kończy się tak:

"Informacje o firmie:

Nissin Marketing Ltd.
Siedziba:... 13 / F, Block B North Point Ind Bldg, 499 King Street, North Point, Hong Kong"



Jak wiadomo Rabat jest stolicą Maroka, a Hong-Kong rdzennym japońskim miastem, pełnym samurajów.



Yongnuo, pomimo kilkuletniego pobytu na rynku uważany jest do dzisiaj raczej za firmę "no name". Natomiast ostatnie o nim wiadomości sprawiają, że marketignowcom Canona i Nikona na dźwięk tego "name" włosy stają dęba.



Otóż jakoś tak parę tygodni temu ukazała się informacja, że Yongnuo rozpoczyna produkcję obiektywów autofokus!!! Jako czwarty, lub licząc z niemrawą Cosiną/ Soligorem- piąty producent niezależny!

Jednak sądząc po produktach- Yongnuo jest jakby nieco zależne. Uzależniło się. Oto obiektyw Yongnuo i jego bezpośredni konkurent z Canona:


Yongnuo YN 50/1,8 i Canon 7D
Canon EF 50/1,8 II i Canon 60D
Yongnuo YN 50/1,8 vs Canon EF 50/1,8 II
Yongnuo YN 50/1,8
Canon EF 50/1,8 II
 Wytęż wzrok i znajdź dwa szczegóły.
Są już testy. Najciekawszy wg. mnie tutaj, bo tester rozkręcił Yongnuo, żeby zobaczyć co jest w środku i czy też Canon (okazuje się że niezupełnie, Yongnuo lepszy!):




Jest też szum medialny:





Skrótowo rzecz ujmując- Yongnuo skopiował obiektyw Canona i zmodyfikował go nieco ulepszając mechanicznie- np. przesłona 7 listkowa, zamiast 5-ciolistkowej w Canonie, mocowanie elementow na wkręty, contra plastikowe zatrzaski w Canonie (abstrahując od jakości optycznej). Z zewnątrz- można zauważyć minimalnie większy rozmiar Yongnuo i przesunięcie mocowania bagnetowego względem tubusu- znacznik mocowania do aparatu jest w innym miejscu.
Przekrój przez Canony 50/1,8 i 50/1,8 II
schemat optyki Yongnuo YN 50/1,8


Yongnuo nie spoczywa na laurach. Przedstawili właśnie nowy Extender 2x (konwerter zwiększający długość ogniskowej), zewnętrznie wyglądający jak Canon i też pomalowany na biały kolor, żeby nawet niedowidzący mógł domyśleć się z czego został zerżnięty.



Przedstawili też nowy obiektyw: YN 35/ 2.

Tutaj widzimy już prawdziwą i zaskakującą, a nawet wstrząsającą kreatywność Yongnuo- otóż na oko jest to połączenie plastikowej i taniej konstrukcji Canona 50/1,8II z optyką solidnej, od lat nie zmienianej Canonowskiej 35/2. Jest to połączenie taniego z dobrym- coś co tygrysy całego świata lubią najbardziej.

Ten właśnie ruch, taki właśnie obiektyw powinien był zacząć produkować Canon od czasu gdy na rynek weszły cyfrówki z małą matrycą. Czyli od piętnastu lat. Nie zrobił tego. No to ma teraz mały problem.

Yongnuo YN 35/2
Yongnuo YN 35/2
Zauważmy że YN 35/2 ma metalowe mocowanie bagnetu. Jest to bardzo twórcza modernizacyjna kompilacja.
 

Na razie szum medialny urósł i czeka chwilowo w zawieszeniu- obiektywy się chwilowo skończyły. Yongnuo w zachodnim świecie pojawiły się w sklepach internetowych i na e-bayu, po czym zostały natychmiast wykupione. Nic dziwnego- ich cena to 1/3 canonowskich odpowiedników. Chińczycy na pewno budują już nowe hale produkcyjne...



Na miejscu Canona i Nikona czy Pentaxa lekko zacząłbym się wiercić na ich dyrektorskich, skórzanych fotelach. Ale ci producenci, mają jeszcze szanse wobec Yongnuo- na razie mają przewagę technologiczną, wielkie pieniądze na rozwój, mogą wprowadzić nowe konstrukcje, usprawniać stabilizację w obiektywach, uciekać do przodu. Mają też wielkie pieniądze na prawników. Natomiast na miejscu koreańskiego Samyanga, który robi dobre obiektywy, ale manualne- miałbym już drżączkę z przerażenia. Wystarczy że Chińczycy skopiują jakąś superszerokokątną 14/2,8 Canona i leżą.

Otóż nowy wspaniały świat właśnie nadszedł. Samochody jeszcze nie, ale obiektywy- już tak. Co będzie dalej? Bardzo to ciekawe. Już nie mogę doczekać się emerytury, żeby to wszystko zobaczyć.



Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty



Źródła:













4 komentarze:

  1. Ciąg dalszy nastąpił (z Optyczne.pl). Nowy chiński obiektyw: http://www.optyczne.pl/7859-news-Venus_60_mm_f_2.8_Ultra-Macro.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna wiadomość - Yongnuo zrobi klona Canona 50 f1.4:
    http://petapixel.com/2014/09/25/yongnuo-50mm-f1-4-looks-like-near-perfect-clone-canon-50mm-f1-4/
    http://www.optyczne.pl/index.php?obiektyw=1259

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadchodzą. Trzeba się zacząć uczyć chińskiego. Czekam tylko, aż wpadną na pomysł skopiowania jakiejś starej Sigmy. Polecałbym im 28/1,8 i 50/2,8 Macro, będzie do kompletu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny kolega Konrad napisał mi na fejsbuku uzupełniający komentarz:
    "Swego czasu postanowiłem bawić się w strobing - jak to ja, z pewnym rozmachem. Do posiadanych 580 EX i 430 EX dokupiłem 4 lampy Yongnuo YN 560. Jedna przyjechała od razu popsuta (nie działał zoom), ale została wymieniona. Druga popsuła się później - przestał działać przycisk regulacji mocy i działa tylko na max. Tej już nawet nie wymieniałem - wolę dalej ją odsunąć;) Jakość jak widać bardzo 'taka se', jakość błysku lepsza, nawet świecą w tym samym kolorze i z podobną mocą. No, ale kosztują coś koło 220 PLN, a nie 2000 jak moja 580 EX. Dodam, że w mojej oryginalnej 580 EX nigdy nie zadziałało sterowanie drugą lampą, ale do dziś nie wiem dlaczego - może to 430 nie chciała słuchać?
    Z lampami kupiłem też wyzwalacze - wtedy były dostępne tylko dość prymitywne. Warto zobaczyć, co firma oferuje w tej dziedzinie dziś! O ile się nie mylę, to właśnie 'producenci niezależni znani z kopiowania' pierwsi użyli w celu budowy takich systemów wifi. Pierwsi - przed canonem - wpadli na to, że jak aparat może sterować mocą błysku lampy poprzez stopkę, to może i wyzwalacz..."

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.