Nic nie jest wieczne, drodzy Państwo.
Imperia upadają, mury się kruszą, a patenty- co? Wygasają!
Oznacza to że po 20 latach można (w
uproszczeniu, a w analizie dogłębnej- decydują o tym prawnicy) coś
bez konsekwencji skopiować i sprzedawać. Potwierdza to nawet
Wikipedia- maksymalny czas ochrony patentowej to 20 lat, a później-
wynalazek przechodzi do tzw. domeny publicznej.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Patent .
W ten sposób świat ma pewne prawa do
rozwoju.
Niektórzy się o tym przekonali
brutalnie, a niektórzy- zaskakująco przyjemnie. Ci pierwsi- to
oczywiście producenci, a ci drudzy to my, rzecz jasna.
Była sobie raz szacowna firma Lego.
Istniała od 1932 roku. Najpierw zajmowała się klockami
drewnianymi, a potem przeszła na tworzywa sztuczne. Wynalazła znany
wszystkim klocek z wypustkami, a na każdej wypustek był napis
"Lego". Opatentowano go w 1958 roku. I produkowała
sobie owa firma różne domki, samoloty i miasta do składania,
kowbojskie saloony (bardzo dziś poszukiwane kolekcjonersko,
wyobraźcie sobie), ciężarówki, traktory i auta. Nawet, jak
pamiętacie, za sprawą Zbigniewa Libery obozy koncentracyjne
(genialne- wg. mnie). Wszystko to zbudowane z klocków z wypustkami z
kolorowych plastików. Lego trwało sobie, produkowało z zyskiem
dobrej jakości zabawki dla dzieci i tatusiów, którzy układali je
jak nikt nie widział. Potem zyski zaczęły trochę spadać, bo na
rynku pojawiły się komputery, gry elektroniczne i internet, który
zajął miejsce Lego w wyobraźni dzieciaków. W okolicach początku
lat 2000-ch Lego zaczęło mieć problemy finansowe. Zyski spadły,
wzrosło zadłużenie firmy. Rodzina właściceli próbowała różnych
swoich pomysłów, ale nie pomagały. Zatrudniono nowego prezesa,
Jørgen'a Vig Knudstorp'a, człowieka spoza familii, który dokonał
cięć kosztów, zreorganizował funkcjonowanie Lego, a przede
wszystkim obniżył nieco ceny zabawek. Przy okazji wzmógł kontakt
firmy z użytkownikami- wsparł kluby fanów Lego i umożliwił np.
sugerowanie firmie własnych pomysłów na zestawy. Wzmocnił
obecność Lego w internecie. Wszystko szło pięknie. Aż tu
nagle...
Na rynku pojawiły się klocki z
wypustkami, a na każdej wypustce był napis "Cobi". Znacie
tę polską firmę? Nie znacie? Jest drugim producentem plastikowych
klocków w Europie i trzecim na świecie! Cobi klocki robi. Do
niedawna klocki Cobi były w pełni kompatybilne z Lego, choć
wyglądały leciutko inaczej od strony spodu. Firma zaczęła
produkować klocki podobne do Lego w 1992 roku. Nie produkowała przy
tym zestawów naśladujących Lego, ale raczej to czego ono nie
miało- np. zestawy wojskowe czy dotyczące historycznych bitew.
Duńscy pacyfiści nawet by o tym nie pomyśleli, ale my, wychowani
między Bugiem a Nysą...
Lego zaczęło protestować i reagować.
Aż tu- wtem! Przecież minęło 30 lat i wygasły patenty! O
ratunku! Lego nie odpuszczało- wytoczyło w wielu krajach procesy
Cobi, o naruszanie praw wszelakich. W Polsce oparło się to o Sąd
Najwyższy, który przyznał rację Cobi, ale na innych rynkach
sprawy toczyły się długo i zajmowały się nią wszelkie instancje
europejskie. Zwłaszcza że różne ciosy padały z obu stron, na
przykład nielegalna groźba Lego wobec sprzedawców w Danii, że
jeśli nie wycofają z oferty klocków Cobi, to nie dostarczy im
swoich zabawek.
W 2008 roku Europejski Sąd Pierwszej
Instancji odebrał przedsiębiorstwu Lego wyłączność na kształt
ich klocków.
W 2011 roku wygasł ostatni patent Lego
na wygląd poszczególnego klocka.
Lego kontratakowało, próbując
zarejestrować wygląd klocka, jako znak towarowy (to działa, zdaje
się, na wieczność), oraz zabronić używania tegoż znaku w
reklamach, co spowodowało zablokowanie sprzedaży Cobi na niektórych
rynkach.
Mimo tego Lego ma się dobrze, wyniki
finansowe za ostatnie lata ma bardzo dobre- po prostu się rozwija i
nie stoi w miejscu. Kupują licencje na różne Hobbity, Indiany
Jonesy, Władców Pierścieni, Gwiezdne Wojny, konstruują Gwiazdy
Śmierci za jedyne 1200,- złotych komplet.
Cobi też nie jest gorsze- nawiązało
współpracę międzykontynentalną z USA i połączyło się
niedawno z amerykańskim Best-Lock, wypuszcza licencjonowane przez
Boeinga i Jeepa zestawy klocków. Kupiło licencję na Pingwiny z
Madagaskaru, Scoobiego-Doo, Bena Tena, oraz- uwaga- FC Barcelonę,
oraz- uwaga, uwaga ostatnio wypuściła Titanica do składania (chyba
sobie fundnę).
Procesy, zdaje się- toczą się nadal.
No i tak, właśnie, proszę Państwa
sądy sądami, klocki klockami a karawana jedzie dalej. Z grubsza- co
też by tu podrobić? Co tu się opłaca produkować, dwadzieścia
lat od premiery? Na pewno coś, co było bardzo dobre i nie zmieniło
kształtu od tamtego czasu (np. Lego). Coś, czego nie imają się
najnowsze ustalenia prawne dotyczące emisji spalin (gdyby nie to-
Mercedes W124 byłby murowanym kandydatem). Coś co było tak dobre,
że nie poddało się w międzyczasie żadnemu postępowi, tak, że
producentowi nie przyszło do głowy patentować zmodernizowane od
nowa.
Na przykład obiektyw.
I znowu o firmie będzie. Jest taka
firma- Yongnuo. Chińska, z siedzibą w Hong Kongu. Robi lampy
błyskowe. Kiedyś nie przypominały niczego. A potem zaczęły coś
przypominać. Canony, konkretnie.
Wiele firm zewnętrznych produkuje
lampy błyskowe do Canona, Pentaxa czy Nikona, w przeciwieństwie do
obiektywów lampy korzystają z "otwartych procedur"
przesyłu informacji do aparatu i łatwiej je skonstruować
elektronicznie i programowo. Wiele chińskich i tajwańskich firm na
tym zarabiało.
Yongnuo jako pierwsze posunęło się
do zerżnięcia sterowania z istniejących lamp Canona, bo było to
rozwiązanie wygodne i nie trzeba było go wymyślać. Wystarczyło
zerżnąć. Yongnuo delikatnie zmodyfikowało zewnętrzny design
lampy, zostawiając esencję w postaci układu przycisków. Podobno
jakościowo jest ok. Cenowo natomiast- o połowę tańsze.
Yongnuo nie zdecydowało się na kupno
żadnej starej, znanej, ale mało wartej marki sprzed lat, tylko
walczy pod swoją własną nazwą, inaczej niż np. Nissin, na
którego stronie możemy przeczytać esej o historii firmy
zaczynający się tak:
"Nissin jest jednym z wiodących
japońskich producentów elektronicznych lamp błyskowych
Firma dostarczała wysokiej jakości
oświetlenie do celów fotograficznych na całym świecie. Przez
prawie 50 lat, Nissin utrzymuje wysoki standard jakości, dwa
pokolenia fotografów polegały na dostarczonym przez nich
oświetleniu.
W 1959 założenie Nissin .
W 1967 roku Nissin stworzył swój pierwszy profesjonalniy system błysku (...)"
W 1967 roku Nissin stworzył swój pierwszy profesjonalniy system błysku (...)"
A kończy się tak:
"Informacje o firmie:
Nissin Marketing Ltd.
Siedziba:... 13 / F, Block B North Point Ind Bldg, 499 King Street, North Point, Hong Kong"
Siedziba:... 13 / F, Block B North Point Ind Bldg, 499 King Street, North Point, Hong Kong"
Jak wiadomo Rabat jest stolicą Maroka,
a Hong-Kong rdzennym japońskim miastem, pełnym samurajów.
Yongnuo, pomimo kilkuletniego pobytu na
rynku uważany jest do dzisiaj raczej za firmę "no name".
Natomiast ostatnie o nim wiadomości sprawiają, że marketignowcom
Canona i Nikona na dźwięk tego "name" włosy stają dęba.
Otóż jakoś tak parę tygodni temu
ukazała się informacja, że Yongnuo rozpoczyna produkcję
obiektywów autofokus!!! Jako czwarty, lub licząc z niemrawą
Cosiną/ Soligorem- piąty producent niezależny!
Jednak sądząc po produktach- Yongnuo
jest jakby nieco zależne. Uzależniło się. Oto obiektyw Yongnuo i
jego bezpośredni konkurent z Canona:
Yongnuo YN 50/1,8 vs Canon EF 50/1,8 II |
Yongnuo YN 50/1,8 |
Canon EF 50/1,8 II |
Są już testy. Najciekawszy wg. mnie tutaj, bo tester rozkręcił Yongnuo, żeby zobaczyć co jest w środku i czy też Canon (okazuje się że niezupełnie, Yongnuo lepszy!):
Jest też szum medialny:
Skrótowo rzecz ujmując- Yongnuo skopiował obiektyw Canona i zmodyfikował go nieco ulepszając mechanicznie- np. przesłona 7 listkowa, zamiast 5-ciolistkowej w Canonie, mocowanie elementow na wkręty, contra plastikowe zatrzaski w Canonie (abstrahując od jakości optycznej). Z zewnątrz- można zauważyć minimalnie większy rozmiar Yongnuo i przesunięcie mocowania bagnetowego względem tubusu- znacznik mocowania do aparatu jest w innym miejscu.
Przekrój przez Canony 50/1,8 i 50/1,8 II |
schemat optyki Yongnuo YN 50/1,8 |
Yongnuo nie spoczywa na laurach.
Przedstawili właśnie nowy Extender 2x (konwerter zwiększający
długość ogniskowej), zewnętrznie wyglądający jak Canon i też
pomalowany na biały kolor, żeby nawet niedowidzący mógł domyśleć
się z czego został zerżnięty.
Przedstawili też nowy obiektyw: YN 35/
2.
Tutaj widzimy już prawdziwą i
zaskakującą, a nawet wstrząsającą kreatywność Yongnuo- otóż
na oko jest to połączenie plastikowej i taniej konstrukcji Canona
50/1,8II z optyką solidnej, od lat nie zmienianej Canonowskiej 35/2.
Jest to połączenie taniego z dobrym- coś co tygrysy całego świata
lubią najbardziej.
Ten właśnie ruch, taki właśnie
obiektyw powinien był zacząć produkować Canon od czasu gdy na
rynek weszły cyfrówki z małą matrycą. Czyli od piętnastu lat.
Nie zrobił tego. No to ma teraz mały problem.
Yongnuo YN 35/2 |
Yongnuo YN 35/2 |
Na razie szum medialny urósł i czeka
chwilowo w zawieszeniu- obiektywy się chwilowo skończyły. Yongnuo
w zachodnim świecie pojawiły się w sklepach internetowych i na
e-bayu, po czym zostały natychmiast wykupione. Nic dziwnego- ich
cena to 1/3 canonowskich odpowiedników. Chińczycy na pewno budują
już nowe hale produkcyjne...
Na miejscu Canona i Nikona czy Pentaxa
lekko zacząłbym się wiercić na ich dyrektorskich, skórzanych
fotelach. Ale ci producenci, mają jeszcze szanse wobec Yongnuo- na
razie mają przewagę technologiczną, wielkie pieniądze na rozwój,
mogą wprowadzić nowe konstrukcje, usprawniać stabilizację w
obiektywach, uciekać do przodu. Mają też wielkie pieniądze na
prawników. Natomiast na miejscu koreańskiego Samyanga, który robi
dobre obiektywy, ale manualne- miałbym już drżączkę z
przerażenia. Wystarczy że Chińczycy skopiują jakąś
superszerokokątną 14/2,8 Canona i leżą.
Otóż nowy wspaniały świat właśnie
nadszedł. Samochody jeszcze nie, ale obiektywy- już tak. Co będzie
dalej? Bardzo to ciekawe. Już nie mogę doczekać się emerytury,
żeby to wszystko zobaczyć.
Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty
Źródła:
Ciąg dalszy nastąpił (z Optyczne.pl). Nowy chiński obiektyw: http://www.optyczne.pl/7859-news-Venus_60_mm_f_2.8_Ultra-Macro.html
OdpowiedzUsuńKolejna wiadomość - Yongnuo zrobi klona Canona 50 f1.4:
OdpowiedzUsuńhttp://petapixel.com/2014/09/25/yongnuo-50mm-f1-4-looks-like-near-perfect-clone-canon-50mm-f1-4/
http://www.optyczne.pl/index.php?obiektyw=1259
Nadchodzą. Trzeba się zacząć uczyć chińskiego. Czekam tylko, aż wpadną na pomysł skopiowania jakiejś starej Sigmy. Polecałbym im 28/1,8 i 50/2,8 Macro, będzie do kompletu.
OdpowiedzUsuńSzanowny kolega Konrad napisał mi na fejsbuku uzupełniający komentarz:
OdpowiedzUsuń"Swego czasu postanowiłem bawić się w strobing - jak to ja, z pewnym rozmachem. Do posiadanych 580 EX i 430 EX dokupiłem 4 lampy Yongnuo YN 560. Jedna przyjechała od razu popsuta (nie działał zoom), ale została wymieniona. Druga popsuła się później - przestał działać przycisk regulacji mocy i działa tylko na max. Tej już nawet nie wymieniałem - wolę dalej ją odsunąć;) Jakość jak widać bardzo 'taka se', jakość błysku lepsza, nawet świecą w tym samym kolorze i z podobną mocą. No, ale kosztują coś koło 220 PLN, a nie 2000 jak moja 580 EX. Dodam, że w mojej oryginalnej 580 EX nigdy nie zadziałało sterowanie drugą lampą, ale do dziś nie wiem dlaczego - może to 430 nie chciała słuchać?
Z lampami kupiłem też wyzwalacze - wtedy były dostępne tylko dość prymitywne. Warto zobaczyć, co firma oferuje w tej dziedzinie dziś! O ile się nie mylę, to właśnie 'producenci niezależni znani z kopiowania' pierwsi użyli w celu budowy takich systemów wifi. Pierwsi - przed canonem - wpadli na to, że jak aparat może sterować mocą błysku lampy poprzez stopkę, to może i wyzwalacz..."