wyświetlenia:

piątek, 8 sierpnia 2014

Epitafium




Będąc młodą lekarką (cytat) i przeglądając „Małą Historię Fotografii” przerzuciłem kilkadziesiąt zdjęć, które zamieszczone są w tej książce. Przykuł moją szczególną uwagę (jak to on zawsze potrafi) Henri Cartier Bresson, o którym napisało się poprzednio, oraz jeszcze jedno zdjęcie. To:

Nil, 1854 r, John. B. Greene



Można spekulować, czy zmarły w młodym wieku John Beasley Greene, który zrobił to zdjęcie w roku 1854 nie był przypadkiem prekursorem, pionierem.

Oj, był chyba.



Jednym z pierwszych fotografów, który spróbował uchwycić Pustkę i Nicość.

Nie sfotografować Coś, tylko złapać w kadr Nicość. To bardzo, bardzo trudne, wbrew pozorom.



Nicość nie daje się złapać byle komu. Jest jak kot, chadzający własnymi drogami.



Dzisiaj świetnie potrafi obłaskawić, zmylić i schwytać nicość Josef Hoflehner, którego zdjęcia poznałem dzięki Krzysztofowi Gol'owi, oraz Markowi Zuckerbergowi.  Ma zmysł, ma niezwykłe wyczucie, żeby sprawić by Nicość jadła mu z ręki.
Boats in Fog, Vietnam 2012, Josef Hoflehner


Railroad Crossing, Nebraska, Josef Hoflehner
Jednak nawet jemu Nicość czasami się wymyka (moim zdaniem).

Najlepiej opłacany fotograf świata, niejaki Andreas Gursky, także jest tropicielem nicości. Jego pustka jest doceniana. Oto najdroższe zdjęcie świata (4,3 mln. dolarów). 
 
Brzeg Renu, 1999. Andreas Gursky


Dzisiaj Andreas Gursky, Josef Hoflehner, lub inni ich epigoni przyciskają ze znudzeniem spust cyfrowego wielkoformatowca, czy innej lustrzanki i zrzucają sto zdjęć na komputer, z których wybiorą jedno do wrzucenia na Facebooka.



Wyobraźmy sobie jak mogło to wyglądać w 1854 roku, gdy wczasy w Egipcie oznaczały wyprawę, z której można było nie wrócić (taki właśnie był los Johna B. Greene). Trzeba było dźwigać wielką drewnianą skrzynię aparatu, ustawiać ją na statywie i pracochłonnie utrwalać zdjęcia na szklanych, czy metalowych płytkach pokrytych emulsją. Płytki też niosło się ze sobą.



I pomimo tego John Beasley Greene znalazł odwagę i talent, by swojego aparatu nie kierować wyłącznie w stronę Sfinksa, beduinów, wielbłądów, Kairu, tylko w stronę niesfornej, trudno uchwytnej, pustynnej Nicości.



Niewiele wiadomo o nim. Mieszkał w Paryżu, był synem bankiera, co zapewne ułatwiało mu start.

W wieku lat dziewiętnastu (!!!) w 1853 roku pojechał na wyprawę do Egiptu, skąd przywiózł kilkadziesiąt negatywów. Więcej informacji o nim można wyczytać po francusku, niż po angielsku, ponieważ był jednym z założycieli Societe Francaise de Photographie.

Nie wrócił ze swojej trzeciej wyprawy do Egiptu w roku 1855, zginął młodo, zostawiając po sobie refleksyjne widoki na szklanych płytach, oraz wytyczoną, niekonwencjonalną drogę, którą później poszli inni.

Chwała odważnym eksperymentatorom!

Cześć jego pamięci!

4 komentarze:

  1. Człowiek się pakuje. Na wyjazd i w różne inne historie, które z pewnością się pojawią. Pakuje też ze sobą, a ściślej do torby, aparat. I już wie że nicość będzie go ścigać przez wszystkie dni. I ta nicość nicością miała właśnie być, czasem przepleciona jakimś dźwiękiem. A teraz już wiem że ta nicość nie będzie taką sobie samopańską nicością. O nie!
    Mimo nastraszenia mnie nicością namacalną, czy chociaż widoczną - dziękuję. Jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałem w Monachium wystawę Gurskiego.Fabrykant nie wspomniał, że Gursky uprawia giganto-fotografie i poniżej formatu 3x5 metrów nic nie robi.W tym celu kompiluje wiele zdjęć w jedną posklejaną mozaikę, co trudno jest rozpoznać bo skleja te poszczególne fotografie bardzo starannie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zatem, oprócz pracy fotograficznej cena obejmuje również prace sklejające.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.