wyświetlenia:

poniedziałek, 13 listopada 2017

Trzeba było uważać.

Brian May, fot. Brian Griffin

Łódź kiedyś wydawała się marna i martwa. Taki grajdół. Nic się nie działo.
W niektórych miejscach nadal się nie poprawiło- spróbujcie kupić tu jakiś stary i ciekawy obiektyw, na przykład. Albo, załóżmy, kabrioleta. Wszystkie sprzedają gdzieś indziej.
Ale potem zaczęły się dziać ciekawe festiwale, życie zaczęło tętnić mocniejszym rytmem i coraz bardziej znane persony zaczęły nieśmiało odwiedzać miasto. Potem śmielej. Potem jeszcze śmielej. Potem staliśmy się centrum wszechświata.
W zeszłym tygodniu odeszły kolejne fotograficzne grajdołowe kompleksy- niejaki Brian Griffin postanowił w Łodzi zrobić premierę swojej książki.
W łódzkim ŁTF na Piotrkowskiej jest wystawa zdjęć z okazji tej premiery.

Nie wiecie kto to jest Brian Griffin? Mogę tylko powiedzieć, że jeżeli słuchaliście muzyki z lat 70-tych i 80-tych, zwłaszcza brytyjskiego punka, nowej fali i okolic, ewentualnie popu i mieliście w domu oryginalne płyty- z pewnością znacie zdjęcia Briana Griffina. On fotografował ich wszystkich. Mało kogo nie fotografował. Może wymieńmy tu paru najpopularniejszych: Depeche Mode, Siouxie and the Banshees, Queen, Brian Eno, Peter Gabriel, Billy Idol, Frankie Goes to Hollywood, Kate Bush, The Clash, Iggy Pop, John Cale, Talk Talk, Ultravox, REM, The Stranglers. I jeszcze pięćdziesięciu innych wykonawców. Jego zdjęcia są na okładkach płyt. Z tylnej czy przedniej strony.
Facet przy tym nie robił zdjęć miałkich. To co tworzył można nazwać portretami konceptualnymi, portretami z kluczem.
Nasz rodzimy konceptualny portrecista Krzysztof Gierałtowski- co najmniej równie oryginalny (znane zdjęcie Jacka Kaczmarskiego w bez mózgu w tonacji czerwieni- po tym jak hołdował Aleksandra Kwaśniewskiego)- wyraził kiedyś mieszającą z błotem opinię na temat „zwyczajnych portretów” robionych przez młodą fotografkę, jako czegoś niegodnego w ogóle uwagi, wręcz uwłaczającego widzowi.
To przesada. Ja w żadnym razie nie byłbym aż tak pryncypialny w ocenie klasycznego portretu. Ale zdjęcia postaci, naznaczone jakimś dzikim pomysłem fotografa, niespotykanym podejściem, ujęciem portretowanego od strony cech charakteru czy charakterystycznych wrodzonych gestów niewątpliwie mają w sobie coś. I nie są łatwe, w najmniejszym stopniu.
Środowisko młodych muzyków brytyjskich musiało być w latach 70-tych i 80-tych fajnym polem działań, myślę że niezły ferment tam wtedy fermentował. Można było wiele. Griffin wykorzystał to w różnych swoich działaniach, namawiając do wygłupu, oryginalności i innego spojrzenia, które służyło jego robocie.
Kiedyś to były czasy! Nie to co teraz. Chomiczówka, Chomiczówka... przepraszam uniosłem się (Cytat. Same cytaty).

Fot. Brian Griffin
Ciekawa sprawa na ile dziki da się zrobić portret niektórym osobom, na ile głęboko wejść w relację, omotać i omamić, a może tylko zainspirować i rozbawić, żeby uzyskać zamierzony (a może tylko niespodziewany) efekt. Jak może pamiętacie ikoniczny portret Winstona Churchilla z kwaśno- groźną miną, podpartego pod bok powstał dopiero po tym jak na dłuższy czas fotograf Yousuf Karsh odebrał mu ulubione cygaro. Tymczasem na wystawie Briana Griffina można obejrzeć portret artystów, na którym to portrecie nikogo z nich nie ma. Też ciekawe.
Jest też sporo portretów zupełnie klasycznych, o co można mieć niejakie pretensje do artysty lub kuratorów, bo na stronie internetowej http://www.briangriffin.co.uk portretów konceptualnych jest jakby więcej, tylko być może mniej znane nazwiska są na nich sportretowane. W każdym razie moim zdaniem nie są to wszystkie najlepsze zdjęcia tego fotografa.

fot. Brian Griffin, okładka płyty Depeche Mode

Można mieć zastrzeżenia także do niejakiej skromności tej ekspozycji. ŁTF nigdy nie słynął z hucznych i spektakularnych wystaw, ale przy okazji Briana Griffina, fotografa gwiazd, bardziej bombastyczna oprawa byłaby zupełnie uzasadniona- liczyłbym przede wszystkim na znacznie większe formaty zdjęć- ich skromny rozmiar sprzyja skupieniu oglądania, ale zmniejsza efekt rozgłosu, a też i chęć przypadkowych przechodniów z Piotrkowskiej do jej zobaczenia. A być może widząc w witrynie ŁTF-u jakąś znaną twarz muzyka w formacie 150 x 200 chętniej wpadliby obejrzeć.

Na wystawie jest co najmniej kilka wspaniałych zdjęć. Jedno z nich jest dla mnie po prostu kultowe- to portret Bryana May'a z Queenów. Czuję do niej niewytłumaczalny pociąg, być może spowodowany sentymentem do czasów mło... tfu!, do wcześniejszej części młodości, kiedy to słuchało się „I want it all”, „Under Pressure” i „Innuendo”. Może też widziałem to zdjęcie wcześniej na okładkach, albo w gazetach. Krótko można opisać to zdjęcie- to jest cały Brian May, pomimo tego że nie widać tu ani kawałka jego twarzy- facet z zespołu zapełniającego stutysięczne stadiony, który jeździł starym Volvem kombi. To zdjęcie kradnie jego duszę i fizys jednocześnie.






2 komentarze:

  1. Dla chcących poszerzyć wiadomości o Gierałtowskim - znalazłem taki ciekawy link: https://www.szerokikadr.pl/poradnik/jak-zrobilem-to-zdjecie-krzysztof-gieraltowski-czyli-zawsze-moze-byc-lepiej-albo-co-najmniej-inaczej
    "W zdjęciach z sesji znalazłem odrzut na którym na skutek częściowego wysunięcia szybra w magazynku mojego hasselblada wpadające światło „zjadło” czubek głowy Kaczmarskiego i podłożyłem w tle wrogą czerwień." :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Czytałem przed napisaniem tekstu. Polecam- ciekawy wywiad.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.