wyświetlenia:

sobota, 31 października 2015

Dwie i pół planety


Co prawda miasto zostało przepołowione monstrualnym i kosztownym rowem ale za to antykwariaty mamy fajne.
Nie chodzę do tych niszowych, ale te popularne są na przykład bardzo korzystnie ulokowane w centrum kilka minut spaceru od Narutowicza w stronę północną, za kebabem w prawo, azymut 355 West, uważać na pędzące riksze i straż miejską.

Niespodziewanie w jednym z antykwariatów odkryłem na półeczce lekko podniszczony artefakt godny zakupu. Jest to artefakt fotograficzny, ale nie z czasów Niciphore'a Niepce'a, ani nawet Roberta Doisneau, tylko z czasów produkcji mojego ulubionego Mercedesa W126 zwanego szejkiem i to już na szerokiej listwie. Znaczy się artefakt niedawny, niby to.
23 lata. Rok 1992 album World Press Photo.

Odkrywam tam dwa reportaże, jak dwie kompletnie inne planety. jakby jeden był reportażem z Marsa, a drugi z Wenus. A nawet jakby jeden był reportażem z czyśćca, a drugi z piekieł. Jakby działy się w dwóch różnych światach, a nie na tym samym biednym globie po którym chodzą wszyscy śmiertelnicy.
No więc dwa reportaże wyglądają inaczej niż cała reszta, która wygląda tak samo.
Cała reszta, która wygląda tak samo- jest pasmem rejestrującym nieszczęście, katastrofy, zbrodnie i wojny, płacz, rozpacz, krzywdę i beznadzieję egzystencji.

Z tego widać składa się w dużej części nasz świat.
Ta deprymująca demolka krzyczy zdjęciami z całego globu, które obrazują ludzką nędzę, podłość i pragnienie agresji. Można dostać doła, mówię Wam.

Można, ale oko zawisa z niejaką ulgą na dwóch fotoreportażach. Jeden z nich szczęśliwy, aktywny, dynamiczny. Drugi idzie tropem katastrofy, ale przynajmniej zwłoki i płacz nie są jego tematem przewodnim.
Jeden to reportaż z kategorii Sport. Jest to niemal jedyna bezpieczna kategoria z World Press Photo, w której nie grozi nam kliniczna depresja- można przeglądać bezpiecznie.
Druga- to kategoria Nature, w której spodziewalibyśmy się jedynie wesołych zdjęć hipopotamów z ptaszkami.

Niestety na kategorii "Nature" możemy się nieco zawieść.

Czyściec
Trochę się poczytało o sporcie kolarskim u Tylera Hamiltona („Wyścig tajemnic”- polecam). Dlatego z nomenklaturą kolarską się jest za pan brat. Wie się co to jest EPO, kortyzon, woreczek krwi (WK), małe czerwone jajeczko (testosteron). Zna się dawki i sposoby przetaczania. Przeżyło się już wzlot, triumf i upadek Lance'a Armstronga i sport rowerowy stracił dla świata trochę niewinności i uroku.

Ale tu mamy rok 1992 i chwała Tour de France błyszczy nieskalanym blaskiem, wszyscy są czyści, walczą ze swymi słabościami jak greccy olimpijczycy, o chlebie i wodzie pną się do góry, a publiczność pada przed nimi na kolana.


Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992
Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992

A nawet nie tylko pada, ale i dopinguje (słownie), zagrzewa do walki od dołu i schładza wodą z bidonów od góry.
Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992
Walter Schmitz sfotografował walkę na przełęczy Tourmalet w Pirenejach, na którą wspina się trasa o nachyleniu 7,4%, dająca różnicę poziomów 1404 metry i mająca 19 km podjazdu i 17,4 kilometra zjazdu. Niezła jatka. Fotografie dostały pierwszą nagrodę za cykl w kategorii Sport.
Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992

Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992

Walter Schmitz, I nagroda za cykl zdjęć w kategorii Sport, WPP 1992
Emocje, ruch, wyścig, dynamika!

Wszystko to na czarno- białych zdjęciach, dzięki dzielnemu fotografowi.

Przyznaję, że jestem zmanierowany.

Nie wiem, czy lubisz czasem taką starą, przejrzałą nieco, wiejską babę - bo ja lubię babę - Henryś Pac wprowadził tę modę - lubię babę - co pewien czas, muszę powiedzieć, lubię babę - j'aime parfois une simple baba, lubię babę, do licha! Lubię babę! Hallali, hallali, lubię babę zwykłą i żeby była starawa!" (cytat)

Sam to dostrzegam, ten mój manieryzm- lubię zdjęcia superszerokokątne i to jest reportaż złożony tylko i wyłącznie z samych takich zdjęć, w związku z tym dostaje plusa już od samego wstępu. Ale zdjęcia wyróżniają się jeszcze dodatkowo, zwracają uwagę nietypowym światłem i techniką wykonania. Walther Schmitz, oprócz czarno białego filmu, superszerokiego obiektywu użył też lampy błyskowej. Dzięki niej ze zdjęć bucha dynamizm, ruch, a nawet pewna agresywność uzyskana mocnym kontrastem. Lampa pozwoliła zarejestrować zamrożony ruch z charakterystycznie rozmytymi krawędziami gdy fotograf panoramuje przejeżdżających zawodników, a przy tym wyrównała jasność bliskich cieni.

Większość zdjęć jest zrobiona pod ostre letnie słońce.

Jak wiecie „nie wolno robić zdjęć pod słońce”- jak głosi obiegowa opinia dyletantów.

Ale jak głosi opinia Szwejka: „nie wolno, ale można”.

A inna jeszcze opinia głosi: „nie wolno robić pod innych, trzeba cały czas robić pod siebie”.

A znowu opinia Heńka z parkingu mówi- „nie takie rzeczy żeśmy ze szwagrem pod słońce robili”.

Dlatego też zdjecia pod słońce panu Schmitzowi wyszły efektowne i przyciągające wzrok i mocno wyróżniające się nawet na tle pierwszoligowych fotoreportaży z World Press Photo

Pan Walther zastosował w praktyce i w dosłowości stwierdzenie Roberta Capy, z którym rozprawialiśmy się już na Fotodinozie (tutaj)- „Jeżeli nie zrobiłeś dobrego zdjęcia, to znaczy że nie byłeś wystarczająco blisko”. „Wystarczająco blisko” podczas fotografowania Tour de France oznaczało mniej więcej wtykanie obiektywu (jakiegoś 18 czy nawet 14mm) pod ramiona zawodników i kibiców.

Efektowne, trudne technicznie i przemyślane od strony wykonawczej te zdjęcia.
Całość reportażu dostępna- tutaj.


Piekło
To piekło wygląda jak narkotyczna wizja. Ale to piekło, niewątpliwie. Zginęło w nim 330 osób, więc nie można mieć co do niego wątpliwości.

Wybuch wulkanu Pinatubo na Filipinach. Philippe Bourseiller- francuski fotograf był tam i pracował dla Figaro Magazine (Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko).

Tutaj fotografowi sam żywioł zapozował do reportażu, produkując kompletnie odrealnione, księżycowe krajobrazy ze zwykłych pól i wiosek. Kolorystyka tych pejzaży nadaje się do powieszenia na ścianę.
Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992

Zwierzęta pociągowe stały się środkiem lokomocji, ale przewiezienie świni wymagało użycia specjalnego pojazdu.Foto: Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992.

Foto: Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992.

Dzień i noc zamiatano dachy, aby uchronić je przed zawaleniem. Foto: Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992.

Upiorne ciemności okrywały okolicę nawet w środku dnia. Foto: Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992

Mieszkańcy Olongapo, którzy odważyli się wyjść z domów między jednym a drugim wybuchem. Foto: Philipe Bourseiller, Pierwsza nagroda za cykl zdjęć w kategorii Natura i Środowisko, WPP 1992

Przekręcenie kolorów z ciemnym niebem i ziemią białą jak pokrytą śnieżnym puchem, a przy tym oświetlenie zmiękczonym światłem słońca daje efekt niemalże filmowy, w pierwszej chwili myśli się, że są to zdjęcia zrobione w podczerwieni. Że to jakaś aranżacja w studio.

(Wszystkie, przepiękne zdjęcia z tego reportażu do oberzenia- tutaj)

Piękno tych kolorów kontrastuje zdecydowanie ze smutną rzeczywistością po katastrofie, gdzie ludzie, którzy stracili dach nad głową i dobytek muszą sobie radzić w nieludzkich warunkach.

Nie tylko pan Bourseiller był w tym czasie na Filipinach. Najbardziej znane ze zdjęć z tej katastrofy, widziane już przeze mnie w kilku czasopismach, a nawet w „Angorze”- to to, które dosadnie oddaje grozę apokalipsy, jaką jest gotowy spuścić na głowy ludzi żywioł.
Fotoreporterzy uciekający przed nasilającymi się wybuchami wulkanu Pinataubo na wyspie Luzon na Filipinach.
Foto: Albarto Garcia, pierwsza nagroda za zdjęcie pojedyncze w kategorii Natura i Środowisko WPP 1992

Alberto Garcia dostał za to zdjęcie pierwszą nagrodę za zdjęcie pojedyncze w kategorii Natura i Środowisko.

Półciężarówka, maleńka jak mróweczka wobec potęgi wulkanu, każe się chwilę zastanowić nad tym co możemy, czego nie możemy i jak wyglądają proporcje.

Gdzie my i gdzie świat.

Fabrykant

P.S. No i co Pan na to, panie Jarosławie K.? Wreszcie na Fotodinozie coś o rowerach.

P.S. Wszystkie nagrody WPF 1992 do obejrzenia tutaj:
http://www.worldpressphoto.org/collection/photo/1992


3 komentarze:

  1. Próba wypadła pomyślnie. Dwa, dwa.
    A supeszerokokątne objektywy też są mą słabością (albo i mocą)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęcony,poproszony ( czytać zmujsznięty ) do zajrzenia aż na sam koniec tegoż fotoartykułu stwierdzam co następuje: Się Pan marnuje projektując nowe superbryki. Cza się wziąć za superbiki )

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.