Paanie! Kiedyś
to było lepiej. Ach ta dzisiejsza młodzież. O czasy, o obyczaje!
Jak byłem młody... Dawniej- to się działo! Nie to co dzisiaj.
Przed wojną, to było dobrze! Pamiętam, była jesień.
No
i dlatego retro jest na fali.
Parcie
na retro stało się modne, gdy plastik zastąpił metal, a produkcja
masowa wyparła ręczne manufaktury. Wzbudzanie sentymentów do
przeszłości bardzo dobrze się sprzedaje, więc wszyscy na to lecą.
Nikon
ostatnio pojechał po całości, bo ma po czym jechać, jako
najbardziej zasłużona firma fotograficzna Japonii. Dużą część
jej dzisiejszych aparatów projektuje notabene Giorgio Gugiaro, ten
od Ital Design, Fiata Uno i Punto, Golfa I, oraz Maserati z lampami w
kształcie bumerangów. Gugiaro został jednak odstawiony chwilowo na
bocznicę (w pobliżu nastawni), a szeroką chochlą zaczerpnięto z
tego co już było.
Ponieważ
to retro wydawało się niemal idealnie przypominać manualne Nikony,
pobiegłem do sklepu zobaczyć to na własne fotodinozowe oczy,
pomimo że z manualnymi Nikonami nie mam prawie nic wspólnego. Dużo
wspólnego mam za to z manualnym Pentaconem, Prakticą i Zenitem,
więc uznałem że ledwo, bo ledwo prześlizguję się nad poprzeczką
odpowiedniego doświadczenia.
W
końcu Fotodinoza też jest retro, tylko
nie-tak-bardzo-retro-jak-wszyscy.
Rzeczywiście!
Osiągnięto maksymalną granicę uretrowienia aparatu. Specjalnie
wyznaczony, starszy i doświadczony pracownik, pan Musashi Yamato
stoi przy linii produkcyjnej Nikona Df i za pomocą specjalnej
retrowaczki (ang. retrovatchca) doretrowuje do maksimum każdy
egzemplarz. Następnie jest on poddawany specjalnej konroli
uretrowienia, gdzie pięciu emerytowanych pracowników Nikona,
zatrudnianych na umowę zlecenie, z zawiązanymi oczami maca
wyprodukowany egzemplarz i porównuje ze wspomnieniami młodości.
Dodatkowo podczas całego procesu produkcyjnego nadawany jest hymn
Japonii, i to ten sprzed II Wojny Światowej.
Rzeczywiście,
projektanci zrobili co mogli i dopracowali co się dało. Z przodu.
Prawie jak Nikon. Z odległości 2-ch metrów ciężko rozpoznać czy
posiadacz tego cacka jest prawdziwym hipsterem z manualem na filmy,
czy tylko bogolem, który udaje (Nikon Df nie jest tani- o nie!)
Z
tyłu, co zrobić- musiał być kompromis- góra aparatu jest jak z
lat 60-tych, a dół jak z 2010-ych, z dużym ekranem i przyciskami.
Jednak ogólnie
bardzo to ładnie wygląda, przyznaję i doceniam. Stworzyli bardzo
dobrą hybrydę nowego ze starym, dopracowaną. Nawet się do
funkcjonalności ciężko doczepić, choć trochę można, więc za
chwilę się doczepię. Jako znany malkontent i wesoły pesymista.
Czar
retro nieco pryska, niestety, gdy weźmie się Nikona Df do ręki.
Według mnie jest za lekki! Pamiętam wszystkie manualne aparaty,
jako wielce solidną rzecz. Ich mosiężne korpusy były ciężkie i
sprawiały wrażenie, że gdy zechcą nam je odebrać, to zawsze
pozostaje alternatywa uśmiercenia przeciwnika uderzając kantem
korpusu w jego twarzoczaszkę. Nikon Df jakoś nie przekonuje w tej
roli. Jest z metalu, ale lekkiego, co mu na dobre nie wychodzi-
niemal sprawia to plastikowe wrażenie. A w każdym razie wrażenie
pewnej niewiarygodności tego retro. Niekonsekewncji.
Poświęcono
tu efekt na rzecz praktyczności, nawet chwalą się tym w folderach-
to najlżejsza lustrzanka z pełną klatką u Nikona. Czy warto było
się o to starać, akurat w tym modelu?
Druga
niekonsekwencja, zupełnie niezrozumiała dla mnie (nikonowego laika)
to fakt sprzedawania aparatu à
la manualnego z nowiutkim obiektywem bez pierścienia przesłon (typ
G). Obiektyw ten został również uretrowiony, a jakże! Retrowaczka
dodała mu aluminiowy, srebrny pierścień i trochę złotówek/
euro/ jenów do ceny. To wszystko.
Właśnie
przeglądam katalog obiektywów Nikkor. Czego oni tam nie mają!
Mają, na przykład AF Nikkora 50/1,8 D, z pięknym pierścieniem
przesłon, mają na przykład AF Nikkora 35/2 D „Doskonały model
do krajobrazów i portretów plenerowych”, także umożliwiający
kręcenie przesłonami. No i dlaczego go nie dają w zestawie,
zamiast uretrowionego plastiku? Chyba dlatego że bzyczą głośniej
autofokusem, a w dzisiejszych czasach to nie uchodzi.
Aaaaa!
Już wiem dlaczego! Żeby można było odróżnić bogola od
prawdziwego manualnego hipstera, nawet z przodu!
Notabene,
Nikon Df jest (wreszcie!) aparatem, który umożliwia pracę z niemal
każdym, KAŻDYM obiektywem Nikkor wyprodukowanym od czasów gdy po
Japonii chadzały dinozaury. Nie można używać tylko IX Nikkorów
(czy coś Wam mówi symbol IX? Nie wiecie że Przyszłość zaczęła się wczoraj. Ale się skończyła ?) oraz przerzadkich
obiektywów z własnym autofokusem z F3AF. Tak powinno być w każdym
banku! Tj. w każdym Nikonie. A nie jest.
Pokręciło
się trochę aluminiowymi pokrętłami, wyciętymi w ząbki i
ponumerkowanymi jak za dawnych lat. Nikon chwali się tym powrotem do
korzeni: „Każde pokrętło nastawia tylko jeden parametr”. No i
słusznie. Mam dwa zastrzeżenia- wszystkie kółeczka mają guziczek
blokady, który trzeba nacisnąć, żeby móc kręcić. Te w centrum
kółeczek są wygodne, ale to w lewym dolnym rogu, do blokowania
kółka ISO jest wygodne tylko gdy aparat wisi nam na szyi, albo leży
na stole. Gdy trzymamy go prawą ręką w powietrzu, to konieczna
byłaby trzecia górna kończyna do pomocy. Japończycy z Nikona już
nad tym pracują- niedługo będzie w sprzedaży, odpowiednio stylowa
i uretrowiona.
Pokręło
ISO ma jeszcze jedną małą wadę- cyferki ledwo się na niej
mieszczą, bo najwyższe wartości to ISO 6400 i ISO 12800 (to już
pięć cyfr). Wygląda to prawie jak 640012800, i gdyby nie
pomocniczy wyświetlacz na górnej pokrywie możnaby nastawić nie to
co potrzeba- przeczy to nieco deklaracji Nikona „Ustawienia
czułości ISO, czasu otwarcia migawki i wartości kompensacji
ekspozycji są cały czas widoczne i łatwo dostępne na górnej
części korpusu aparatu (...) wystarczy rzut oka, aby zorientować
się w bieżących ustawieniach (...)” Nie wystarczy, bo odróżnić
ISO 6400 od 8900 nie sposób, gdy wskaźnik przykrywa cyferki, a wartość jest wyświetlana na górnym
ekraniku tylko podczas zmiany.
No i jakie to ISO? |
Dodatkowo
aktualna czułość ISO nie jest wyświetlana w wizjerze (chyba że
jest w menu jakaś opcja włączająca), co jest dość poważnym
utrudnieniem.
Df
jest właściwie prawie Nikonem D4, skrzyżowanym z retro, z pewnymi analogiami do innych pełnoklatkowych modeli, więc o jakości
zdjęć, czy szybkości pracy nie napiszę ani słowa, wystarczy
przeczytać któryś z testów- jest z pewnością bardzo dobra.
Bardzo
dobry jest też marketing, jaki Nikon rozwija wokół Df: „Jest
ucieleśnieniem tradycji i autentyczności. Dla niektórych
użytkowników mniejszy korpus, o ostrych kształtach może być
wspomnieniem epoki legendarnych lustrzanek analogowych Nikon (...)
dla innych będzie to unikalny, zupełnie nowy aparat w klasie jakiej
dotąd nie było.” Jak to nie było? Było już w latach 90-tych!
Canon 50e, z pokrętłami zamiast przycisków, albo Pentax MZ-5.
Czytamy dalej: „ zmysłowa satysfakcja” „wyczuwalnie wyższa
klasa”, „wrażenia dotykowe”, „każde pokrętło mechaniczne
jest wycięte z litego metalu, a każdy wskaźnik na pokrętle
wygrawerowany i pomalowany” He, to nawet umieli w nieświętej
pamięci Związku Radzieckim.
Należy
jednak odczytywać ten marketing także między wierszami: Tytuł
rozdziału: „Nie ma pośpiechu”, czytamy: „bez presji czasu i
konkurencji powracam do mojej prawdziwej, kreatywnej natury,
wybierając spokojną inspirację, zamiast gorączkowego pośpiechu”
I
dalej, już drobniejszym drukiem:
„W
przypadku wykonywania szybkich zdjęć, można zrezygnować z użycia
elementów sterujących, a aparat Df sam zajmie się kontrolą
ekspozycji w trybie automatyki programowej. Z aparatem Df w dłoniach
miłośnikom fotografii trudno będzie się jednak oprzeć pokusie
sięgnięcia do mechnicznych pokręteł, które inspirują do nadania
zdjęciom niepowtarzalnego charakteru.”
Jeszcze
nigdy nie znalazło się pokrętło, które zainspirowało mnie do
nadania zdjęcim niepowtarzalnego charakteru, no ale może nie jestem
marketingowcem.
A
teraz tłumaczenie otwartym tekstem by Fotodinoza:
Te
wszystkie retro pokrętła są fajne, ale tak naprawdę niezbyt
wygodne. Jak będziesz chciał zrobić zdjęcia normalnie, bo długie
nastawianie kółeczek i odblokowywanie ich za pomocą przycisków w
końcu cię wkurzy, to na szczęście Df uratuje ci tyłek, bo działa
także jako automat.
No
i słusznie.
Dlatego
Fotodinoza podpowiada wahającym się czy kupić Nikona Df za 10.500
zł, czy też pełnoklatkowego Nikona D610 za 6.500. Df to fajny, bajerancki aparat,
dobrze zrobiony. Ale lepiej kup D610, i jeśli naprawdę chcesz
zasmakować „ powrotu do swojej prawdziwej, kreatywnej natury,
wybierając spokojną inspirację, zamiast gorączkowego pośpiechu,
bez presji czasu i konkurencji” za zaoszczędzoną kasę kup
używanego FM, FE czy cokolwiek Nikona z lat 80-tych i resztę przeznacz na filmy. Zabawa równie dobra. A
jak autentycznie!
Fabrykant
z
www.fabryksalubow.pl
Podziękowania dla załogi Fotojoker, za umożliwienie sesji.
Podziękowania dla załogi Fotojoker, za umożliwienie sesji.
Żródła: folder reklamowy Nikona Df
Marcin Górko: "Nikon System"
Marcin Górko: "Nikon System"
Zająłeś się aparatem " Nikoś" więc wspomnę tu jeszcze o francuskopodobnym podwodnym aparacie "Nikonos", bardzo drogim swego czasu. A można by jeszcze opisać " Nicość" śladem nihilisty Nietschem...
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu stałem przed tym trudnym wyborem. Jaki aparat wybrać? Jaki sprzęt będzie najlepszy by w miarę tanio mieć naprawdę dobrej jakości aparat z którego będę zadowolony. Całe szczęście wybrałem sprzęt od nikona i jest super! Zdjęcia są piękne i wyraźne.
OdpowiedzUsuń