Filozofia „Decydującego momentu” Henriego Cartier Bressona przeszła już do legendy i słownika potocznego To właśnie Bresson nam wszystkim ojcem. Urodzony w 1908 r., późniejszy założyciel słynnej agencji fotograficznej Magnum, wychowany w szkołach artystycznych- studiował malarstwo. Napotkał na drodze swojego życia aparat Leica, dziś kultowy i niebotycznie drogi, a wówczas jeden z pierwszych pozwalający fotografii zejść pod strzechy i wyjść z atelier. Kariera Bressona, pominąwszy jego wybitny talent, splotła się z dwoma zjawiskami kultury i cywilizacji- wzrostem znaczenia fotoreportażu i zdjęć jako rejestratora rzeczywistości, oraz drugim- wzrostem popularności i dostępnością fotografii na kliszy 35mm. Cartier Bresson do obu tych zjawisk przyłożył rękę i oko.
Na
jego wzorach wychowały się rzesze dzisiejszych fotoreporterów i
fotografików i to on właśnie odkrył „że tak można”.
Niepozowane, podchwycone zdjęcia z ulicy, robione małym sprawnym
aparatem, który nie zwraca niczyjej uwagi- to kanon dzisiejszej
„street photography”, a niezwykła kompozycja zdjęć stanowiła
bazę do podniesienia fotografii do rangi prawdziwej sztuki.
Zdjęcia
podchwycone- ale jakie! Bresson moim zdaniem nie ma sobie równych w
ilości zrobionych wprost genialnych zdjęć, które działąją nie
za pomocą wymyślnych efektów wypracowanych godzinami w Photoshopie
tylko po prostu formą i treścią.
Pan
Bresson żył długo, widział wiele i zostawił po sobie
dziedzictwo, które inspiruje do dziś.
Zdjęcie jakie oglądamy dziś tchnie
co nieco atmosferą retro. Sama scena którą przedstawia, dla
Bressona współczesna, odbywała się, bądź co bądź, 60 lat
temu. Oprócz walorów czystej estetyki i kompozycji działa na nas
urokiem czasów minionych. Mnie jednak uderza przemyślana, lub też
intuicyjnie uchwycona skomplikowana struktura tego obrazu. Mam
wrażenie że jest to rzecz z ducha nowoczesna, dająca piękną
iluzję przestrzeni, właściwy moment, wybrany z wielu innych
zatrzymał w czasie postaci dając niezwykłą kompozycję.
Pierwsza warstwa- LINIE
Przymrużając oczy lub oglądając
zdjecie z dużego oddalenia dostrzegamy najpierw linie, jakie
składają się na kompozycję obrazu. Mamy tu zestawienie
wyrazistych łuków, które z jednej strony są elementem prowadzącym
wzrok od pierwszego planu do ostatniego, po drugie podkreślają
geometryczny układ zdjęcia (są do siebie równoległe) nadając mu
pewnego rodzaju ramy kompozycyjne, po trzecie są fantazyjnym
splotem, ciekawym dla oka, który podkreśla wieloplanową głębię.
Barierka na pierwszym planie w ostrym perspektywicznym skrócie daje
iluzję spojrzenia „ponad głowami” postaci ze zdjęcia. Należy
tu zauważyć że osoby na pierwszym planie niemal idealnie
powtarzają linię barierki dodając istotną cegiełkę do harmonii
tej fotografii.
Druga warstwa- MOCNE PUNKTY
Zdjęcie zostało zakomponowane zgodnie
z regułami złotego podziału. Elementy zdjęcia
na które najbardziej zwracamy uwagę znajdują się właśnie w tych
punktach. To piekarka z tacą bułek, nadająca zdjęciu podstawowy
reporterski wyraz i sens „złapanej na gorącym uczynku”
codzienności. Bez tacy z bułkami zdjęcie straciłoby połowę
uroku.
Drugi mocny punkt stanowią drzwi
kościoła. Nasuwają one natychmiastowy intuicyjny wniosek że
niesione bułki mają coś z nim wspólnego (czyżby kobiety szły z
bułkami z kościoła?), zwłaszcza że dodatkowym podkreśleniem
jest wspomniana linia pierwszoplanowych postaci celująca dokładnie
w kościelne drzwi.
Nasze zastanawianie się zostaje
uruchomione, jednak ciekawość nie będzie zaspokojona. Drzwi
kościoła pozostają zamknięte od czasu gdy w 1951 roku Bresson
nacisnął migawkę i zdani jesteśmy na domysły.
Filozoficzne rozmyślania prowadzą nas
ku mniej oczywistm skojarzeniom z religijną codziennoscią- „Chleba
naszego powszedniego daj nam dzisiaj...”
Trzeci istotny mocny punkt leży w
pobliżu grupki włoskich mieszczan w odległej perspektywie.
Zauważamy ich na końcu poddając wzrok prowadzącym liniom
barierek. Osoby te podkreślają w kompozycji kontekst codziennego
gwarnego życia, kojarzą się z włoskim towarzyskim i rozmownym
charakterem, dają zdjęciu zakorzenienie w miejscu i czasie.
Grupa postaci nie leży idealnie w
mocnym punkcie, stanowiąc pewną całość z budynkiem i
przykościelnym placykiem. Niedaleko mocnego punktu dostrzegamy też
fragment skalistego pejzażu. Można było zrobic to zdjęcie
obcinając mu górną krawędź- same postaci i linie komozycyjne
obroniłyby efekt, ale wzgórza na horyzoncie znów dodają
fotografii reporterskiego wyrazu. Dzięki nim wiemy że wzgórze i
schody z których spoglądamy są tłumaczone przez położenie
miasta w lekko górzystej okolicy. Oprócz tego jest to kolejny z
wielu planów dających kompozycji przestrzeń- od barierki leżącej
w zasięgu ręki aż po odległe skały poza miasteczkiem.
JAK MOGŁO POWSTAĆ TO ZDJĘCIE.
Miło snuć jest domysły. Cartier
Bresson był jednym z pierwszych który strzelał TAKIE zdjęcia-
wynosząc fotograficzną rejestrację codziennosci w dziedziny sztuki
wysokiej. Dał dowód doskonałego oka, wyznaczył kanony fotografii
reportażowej na następną epokę. Ilość rewelacyjnych zdjęć
jakie zrobił była olbrzymia, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę
czasy fotografii analogowej czyli filmowej. Nie wiemy ile klatek
zużytkował Bresson na uzyskanie omawianego zdjęcia. Nie mogło być
ich więcej niż kilka, bo na zdjęciu są nieupozowani ludzie,
którzy za chwilę „zejdą z planu”, a chwilę wcześniej jeszcze
ich tam nie było (tylko dziewczynka przy drzwiach kościoła patrzy
w obiektyw).
Dwuwarstwowa kompozycja kadru skłaniała
mnie nawet do myśli że łukowe linie barierek Bresson zauważył
znacznie wcześniej (może nawet kilka dni chodził po miasteczku) i
w owym „kluczowym momencie” zjawił się tam drugi raz o
odpowiedniej porze żeby schwytać mieszkańców Aquili w swoje
sidła.
Zdjęcie mogło być jednak też
wynikiem podniesienia do oka aparatu w sekundę po zauważeniu
bliskości „kluczowego momentu”. Kompozycja (nawet tak
skomplikowana jak ta) odbywa się, bądź co bądź intuicyjnie.
Fotograf w ułamku sekundy podejmuje decyzję o naciśnięciu migawki
gdy jego zmysł estetyki wyczuje dobry kadr, gdy jego oko ujrzy
ciekawe elementy w mocnych punktach zdjęcia. Mogę wyobrazić sobie
jak Cartier Bresson u szczytu schodów zauważa piękny splot
prowadzących linii chodnika i łuki ram okalających stopnie,
głęboki wieloplanowy pejzaż włoskiego miasteczka, dostrzega idące
z dołu kobiety z inspirującymi tacami pieczywa. Mała Leica ze
stałoogniskowym obiektywem jest niemal niedostrzegalna w rękach
fotografa, więc wystarczy poczekać kilka sekund aż nieświadome
niczego postaci staną rzędem u brzegu stopni i chwilę potem
zostaną częścią historii fotografii...
Fabrykant
Fabrykant
P.S.
Wydałem właśnie moją debiutancką książkę.
To klasyczny kryminał, dziejący się w czasach świetności przemysłowej Łodzi. Rzecz inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Reżyser Władysław Pasikowski o "Tramwaju Tanfaniego":
"Wciągające. Rewolucja upadła, ale rewolucjoniści zostali... W Łodzi w zamachach giną zamożni fabrykanci. Kto stoi za tymi zbrodniami? Frapująca intryga i pełnokrwiści bohaterowie, ale prawdziwą bohaterką jest Łódź pod koniec 1905 roku. Jedno z najbarwniejszych i najbardziej oryginalnych miast tamtych czasów. To nie kino, to autentyczny fotoplastikon z epoki... Ja nie mogłem oderwać oczu od okularu. Polecam!"
"Tramwaj Tanfaniego" jest do kupienia w dobrych łódzkich księgarniach, oraz wysyłkowo tutaj: LINK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.