wyświetlenia:

piątek, 18 października 2019

Światło.



Na szczęście tanio latają. Dzięki temu człowiek może się rozwijać fotograficznie. Nabywać wiedzy. Nie jest to może jakaś wiedza tajemna, ale jest.
Po raz pierwszy w życiu, po raz drugi w tym samym lecie odwiedziło się Włochy. I odczuło się fotograficzną zmianę. Zmieniły się kolory i odcienie.
Niektórzy wstają o czwartej, żeby zdążyć na wschód słońca i złotą magiczną godzinę, niektórzy cytują znany cytat: Amator martwi się o sprzęt, profesjonalista o kasę, a mistrz martwi się o światło. Niektórzy wracają wielokrotnie w to samo miejsce, żeby złapać najlepszy układ oświetlenia. Rozumiem ich. Mają rację. Niemniej nigdy tak wyraźnie świat nie zwrócił mi uwagi na to, że położenie słońca na niebie tak zmienia kolory i natężenie.
Szosy zawiodły nas na półwysep Gargano, przedziwnego wieloryba wyciągniętego na brzeg płaskiej jak stół Apulii. Z monotonnych równin, sadów oliwkowych i salinowych jezior wyrasta nagle łańcuch niskich gór wyciągnięty w morze. Miejsce to jest mniej znane, niż turystyczna mekka wybrzeża Amalfi i Sorento, aczkolwiek Włosi wiedzą o nim doskonale i tutaj właśnie spędzają urlopy. Na szczęście ich plany urlopowe kończą się jak nożem uciął 1-go października, szosy pustoszeją, a sklepiki zamykają się po sezonie.
Gargano wyciągnięte w morze jest na wybrzeżu dość pustawe - niewiele pięknych miasteczek rozsiadło się na jego klifach, a wnętrze zajmuje kuriozum na włoską skalę - park narodowy Foresta Umbra, w którym ino lasy, bory i nieliczne kręte drogi, a poza tym nic. Włoch musi się tam czuć nieswojo. Dla Polaka jest to rzecz dość familiarna, zwłaszcza na Ścianie Wschodniej, albo na Kaszubach całkiem spotykana. W gęsto zaludnionym południu włoskiego buta stanowi niejaki wyjątek. Mroczne, pierwotne lasy, gęsto zarośnięte flankują od strony nielicznych miasteczek pastwiska domowej fauny.
Generalnie malowniczo na zabój.
Przybyliśmy, zobaczyliśmy, sfotografowaliśmy.




























Fantastyczne kręte szosy sprzyjają automobilizmowi, niestety nie sprzyjają mu widoki. Co pięć zakrętów wyobraźnia mówi nagle "ping!" i trzeba się zatrzymywać, sięgać po aparat i znowu robić jakieś zdjęcie. Zapewne nikomu niepotrzebne, bo zrobiono już takich setki. Ale powstrzymać się nie można, a człowiek głupio się łudzi, że może zrobi jakieś arcydzieło.
Nie zrobi, ale jakie to przyjemne!









Automobilizm też przyjemny, do czasu, aż się nie spotka Autochtona. Taki Autochton może wprawić w kompleksy. Tutaj odstawiamy odcinek specjalny Rajdu Monte Carlo, opony piszczą na zakrętach, silnik sobie wjeżdża na wysokie tony, a tu cię dogania jakiś Autochton w byle Mercedesie klasy B i prowadzi - tak, widzę to w lusterku - prowadzi jedną ręką. Dopiero jak wyprzedza na długiej prostej mogę się pozbyć części kompleksów - ma napęd na cztery koła.
To tak jak w fotografii - zrobiłeś zdjęcie czemuś fajnemu, patrzysz, a tu ktoś w tym samym miejscu sfotografował arcydzieło. Dopiero potem dowiadujesz się, że był to Steve McCurry i możesz trochę odetchnąć.































Światło jednak najważniejsze.
Nieziemska zmiana. W sierpniu słońce w zenicie jeździ po najwyższych swoich trasach, rozpala ogniem i rozjaśnia na maksa. Morze we włoskim sierpniu jest płaskie jak deska, błyszczy kolorem bladoniebieskiego nieba, odbija jak lustro, gasi barwy (tu można zobaczyć trochę morza w sierpniu - w Tarencie: LINK ).
 W październiku natomiast nagle dostaje jakiegoś niesamowitego szwungu, soczystości, zabarwia się na lazurowo, kontrastuje z szarobiałą skałą półwyspu, a przede wszystkim daje wielce ciekawe zestawienia z kolorem sosen piniowych. Sosny, latem ciemnozielone, bliżej jesieni dostają barwy zielonej cytryny. 
Jednego dnia przeszła burza. Następnego morze zmieniło kolory, z jednolitego błękitu na, niewidziany przeze mnie dotąd, wielokolorowy, cieniowany turkus. Skąd się to bierze? Nie mam pojęcia.

Włochy, pomimo swojej patyny, niejakiego przykurzenia, chaosu, są jak ciasto z najlepszymi rodzynkami. Z równin oliwek wyrastają nagle średniowieczne perły miast, pełnych klimatu, piaskowej bieli murów, schodów i zaułków wychodzących na lazur morza. Kolory i faktury robią tu robotę.
Nauczyłem się zatem, że złota pora roku we Włoszech to z całą pewnością nie jest lato. Trzeba tam być, kiedy słońce zejdzie na bardziej jesienne poziomy.
Ciekawe, jak tam jest zimą. Albo wiosną. Koniecznie trzeba będzie to sprawdzić, jeśli będzie okazja. 
No co ja poradzę - nałóg, to nałóg.

Fabrykant

Mój artykuł o walorach krajoznawczych Gargano, emigrantach, Finach, komunizmie w ZSRR i wpadkach językowych ukazał się na SNG Kultura - proszę zajrzeć TUTAJ

7 komentarzy:

  1. genialna ta zygzakowata poręcz - Pan jesteś całkowicie półprofesjonalny MISZCZ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, w imieniu pełnego półprofesjonalizmu. Jak tak siende i robie, to zrobie gdzieś tak dwieście osiemdziesiont trzy. (Cytat)

      Usuń
  2. Cytat - "a człowiek głupio ("dummy?"się łudzi, że może zrobi jakieś arcydzieło." Człowiek to brzmi dumnie. Fabrykant to człowiek. Bardzo arcydzielne zdjęcia z okolic , które przelotnie 48 lat temu zaliczyłe. "At my age, I have seen all, I have heard all but I do not remember that all". Zachęta dla martwego sezonu krajoznawczego. Za parę dni wyruszam, wiesz gdzie... tylko Ciebie tam brakowało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słusznie Wój Szanowny wyrusza. Co do arcydzieła, to człowiek się łudzi i ma nadzieję, ale bądźmy realistami...

      Usuń
  3. do lepszego oglądu sytuacji brakuje mi zdjęć porównawczych

    to same ujęcie w sierpniu i teraz

    mogłoby by być z suwakiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tak pięknie. Byłem w różnych miejscach i różne rzeczy fotografowałem. Mogę podlinkować ino mój wpis z sierpnia, gdzie jest trochę zdjęć morza. Widać różnice: https://fotodinoza.blogspot.com/2019/09/szescionogi-pies-tarent.html

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.