wyświetlenia:

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Japonia - Raj Fotogratyczny. Wywiad z Konradem Jęckiem.

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


Pewnego dnia dostałem od kolegi szokujące zdjęcia. To były zdjęcia gratów z Japonii. Przesłał mi je Konrad Jęcek, podróżnik, fotograf, automobilista, informatyk z zawodu, zasłużony dla licznych portali linii lotniczych. Długoletni czytelnik Fotodinozy. Zadzierzgnąłem bliższe więzy z Konradem, który wybierał się do Japonii ponownie i podjął się próby przywiezienia mi jakiegoś szacownego, luksusowego grata. Próba co prawda nie skończyła się sukcesem, ale za to specjalny wysłannik Fotodinozy na Daleki Wschód zwiedził liczne japońskie komisy fotograficzne, a i samą Japonię przewiercił na wskroś. Postanowiłem wypytać go co nieco, w miłych okolicznościach przyrody, wraz z Szanowną Współfabrykantką. Niektóre pytania z wywiadu zadała Współfabrykantka. (My oba to jedna osoba).


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


- Co cię najbardziej zdziwiło w Japonii?
- Niesamowite połączenie supernowoczesności z tradycją. Na przykład to, że się tam prawie nie używa kart kredytowych, tylko wszystko leci gotówką.
- ????
- Ale nie tak jak u nas, tylko wszystko jest zautomatyzowane. Nie tak jak u nas, że banknoty zgniatamy w portfelu i dajemy w sklepie pogniecione. Każdy Japończyk ma specjalny pugilares na banknoty, sztywny i odpowiedniej wielkości. Wszystkie banknoty tam leżą płasko i wyglądają, jakby właśnie wyszły z produkcji. Jest tam pełno automatów do przyjmowania gotówki. Jeżeli nie wydają reszty, to obok zawsze wisi automat do rozmieniania. Wrzucasz banknot i dostajesz odpowiedni bilon. Wrzucasz bilon i wypada rozmieniony. W każdym sklepie zamiast czytnika kart są automaty do wydawania reszty. Kasjerka bierze od ciebie banknot i wkłada w ten automat. W ogóle nie patrzy. Reszta wydaje się automatycznie. W niektórych sklepach odchodzisz od lady z zakupami i dopiero potem wskazują ci automat w którym płacisz samodzielnie. W ogóle tego nie kontrolują. Dość to było egzotyczne.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


 W ogóle obsługa klienta po japońsku, z kilkoma obowiązkowymi ukłonami w twoim kierunku, na które oczywiście powinieneś się odkłonić, była dla mnie dość krępująca z początku. Tutaj kolejka ludzi czeka, ty chcesz jak najszybciej zabrać swoje zakupy z lady, ale nie można, bo się teraz kłaniamy. Kasjerka póki nie skończy twojej obsługi nawet nie spojrzy na kolejnego klienta. Ale wszyscy oczywiście cierpliwie czekają.
Druga rzecz to czystość. Nieskazitelna. W niektórych miejscach jest tam po prostu niewiarygodnie czysto, zwłaszcza w miejscach publicznych. Sam widziałem, jak facet w publicznym kibelku na kolanach czyścił szmatką jakąś nieistniejącą plamkę.
Kolejna sprawa, to różne niezwykle praktyczne funkcjonalne pomysły jakie się spotyka w Japonii. Na przykład taka spłuczka wc. Jest sobie spłuczka, ale nie napełnia się, tak jak u nas, w sposób sekretny rurką do środka, tylko napełnia się górą. Bo na górze spłuczki jest mała umywaleczka, w której możesz sobie ręce umyć, tą samą wodą, która za chwilę będzie już użyta do następnych wiadomych celów.
- W sumie genialne.
- Banalne! Banalnie genialne!

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


- To teraz poprosimy o komisach, o komisach! Czy ty już wcześniej wiedziałeś, że coś takiego tam istnieje?

- Nie, to w ogóle przypadek. Kolega był napalony, żeby kupić sobie tanio jakiś aparat kompaktowy z dużym zoomem. Sony Rx, czy coś w podobie, jest tego mnóstwo modeli. Nie chce mu się targać jakiegoś wielkiego sprzętu w plecaku, więc postanowiliśmy, że poszukamy. Zaczęliśmy chodzić, oglądać ceny.
Co chwila odkrywaliśmy coraz większe złomowiska różnych dziwnych rzeczy. Leżały tam na przykład w wielkiej kupie aparaty, które kiedyś były dla nas czymś niewyobrażalnie nieosiągalnym.
- Tak zwane marzenie bizmesmena.
- Marzenie. Tak. Po prostu leżały tam wrzucone do jakiejś sterty czy koszyka.
- Powstaje pytanie - czy to były dobre, sprawne aparaty?


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

- No, tego nie wiadomo. Pewnie były uszkodzone. Podejrzewam, że w tej cenie to można by dziesięć takich kupić i coś by się z tego zmontowało. Co tam się zresztą mogło popsuć? To nie były jakieś super skomplikowane aparaty w typie Canona EOS 1, jakiego dla Ciebie w Japonii szukałem. W takim 50e to podejrzewam dałoby się wszystko prosto wymienić nawet bez specjalnej wiedzy.
(Fakt. Sam wymieniłem temy ręcamy niewprawnemi zamek tylnej klapy w 50e)
To był dla nas szok. Ale przyznam, że nie rozglądałem się jakoś dokładniej za cenami. Rzeczywiście zrobiłem tylko taki pierwszy risercz, wyceniłem swój własny sprzęt według tych cen. Takie ceny wydawało mi się – dość normalne. Ani żeby coś zaraz zastawić, ani żeby coś natychmiast kupić. Ale jak już drugi raz pojechaliśmy do Japonii, to już z takim silniejszym nastawieniem zakupowym i byliśmy w kilku miejscach. Zrobiliśmy rajd dość konkretny. Tych komisów jest tam po prostu bardzo dużo.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


- Czy to jest razem skupione na jakimś konkretnym obszarze?
- Bywa. Są takie rejony że tak. Zwykle przy centrach handlowych jakiś komis jest. Jest w Japonii nawet sieć komisów – Kitamura. Tam są zwykle sprzęty najwyższej jakości. Jest w nich w ogóle gigantyczny wybór. W bardzo różnej jakości są aparaty i w bardzo różnej cenie. Tych współczesnych po prostu zatrzęsienie. Lustrzanki przede wszystkim. Co jest zaskakujące – jakieś kompakty, małpki, to jest rzecz tam nie istniejąca. Tego nikt w Japonii nie kupuje. W ogóle na ulicy jak się popatrzy, to tam wszyscy chodzą z jakimś dużym sprzętem, z lustrzankami. Dziadkowie, staruszkowie ze sprzętem tak wypasionym że łeb urywa. Tego jest pełno na ulicach. Potem to w tych komisach wszystko jest i oczywiście jest zadbane niesamowicie. Jakieś mocno ściuchrane zdarzają się bardzo rzadko. Dość powiedzieć, że nie mogłem się oprzeć i kupiłem dla siebie zapasowe body – Canona 5D Mark III, w przeliczeniu za 3300 złotych. 25 tysięcy klatek. Mniej więcej połowa ceny polskiej.
- Aż dziw! To był jakiś rodzynek? Wyjątek?
- Nie. Raczej częsta rzecz. W kilku miejscach widziałem takie ceny. Natomiast dotyczy to tylko tego modelu Canona. Następne Mark IV już są w cenach zbliżonych do naszych. No mówię sobie - zaraz zrobię jakiś biznes. Oczywiście pojawiła się wizja przyjechania do Japonii z pustym plecakiem i wyjechania z pełnym.
- Jak na wczasach w Bułgarii, żeby się zwróciło!
- Właśnie. Spisałem ceny wszystkiego co mogłem znaleźć, szkła, body i tak dalej, ale niestety nie – nie mam pojęcia z czego wynikała ta dobra cena Marków Trzecich, w okolicach 3 – 4 tysięcy złotych. Inne rzeczy były podobnie wycenione jak u nas.
Odkryliśmy przy okazji, że to nie jest tylko fotografia.
Oni handlują ciuchami używanymi. Ale tylko markowymi. Można kupić nawet używane buty, paski, torebki, kiecki, spodnie, koszule garnitury. Wszystko. Tylko muszą to być Hlifigery, Bossy i jakieś tego typu. Marek kobiecych niestety nie znam (śmiech). Torebek damskich bardzo dużo.
Największy szok w tych używkach – sklepy Book Off. Z książkami. To są sklepy wielkości supermarketu. Jest to zawalone książkami, czasopismami, mangha, roczniki magazynów samochodowych, fotograficznych. Wszystko po japońsku oczywiście. W przyzwoitych cenach. Wszystko można tam kupić. Zabawki używane – lalki, modele do sklejania, modliłem się tylko żeby nie było wśród nich żadnej Mazdy Miaty (śmiech), różne resoraki, samochodziki. Oprócz tego ichniejsze seks – zabawki. Laleczki poubieranie w różne seksy stroje. Kompletny odpał!
A i zegarki. W bardzo dobrych cenach.
- Używane?
- Tak używane, markowe. 
No i było też tak zwane Book Off Hard – pralki zmywarki, całe AGD. Oni z tego masowo korzystają. Powszechnie. Całkiem to dobre dla środowiska.
- Też nie wyrzuciłem swojego szesnastoletniego samochodu. Trzeba dbać o środowisko!
- Właśnie! Te komisy tam świetnie funkcjonują. Ludzie urządzają sobie mieszkania z tych używanych rzeczy. Wszystko jest naprawdę ładnie wyeksponowane, zadbane, opisane, nie kupujesz kota w worku. Jak coś jest w złym stanie, to od razu jest gdzieś tam z boku w koszyczku, jako szrot.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl



fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


- Wybierasz się tam jeszcze? Czy już chwilowo przesyt Japonią?
- Chwilowo nie mam pieniędzy. Jest to niestety dość droga zabawa. Jest tam drogo. Myśmy oczywiście sobie trochę folgowali, bo to trzeba sobie coś fajnie zjeść, albo wypić. Bo tam przecież raz jedziesz na ten koniec świata. Jak już przeznaczasz tą grubą kasę na wyjazd, to już potem ceny jedzenia nie robią jakiejś różnicy. Generalnie drogo. Nocleg za osobę za noc to jest średnio mniej więcej 150 złotych.
- Jak na warunki europejskie to dużo.
- Bilet kolejowy na trzy tygodnie to jest prawie 500 euro.
- O kurczę, niezła kwota! Ale to jest bilet bez ograniczeń?
- Tak. Chociaż tylko kolejami JR (Japan Rails), bo jest też wiele prywatnych linii. W nich też trochę pieniędzy wydaliśmy. Czasami przez nieświadomość, a czasami celowo – bo się niczym innym nie da dojechać. No i przelot – około dwóch tysięcy złotych, choć nie było łatwo za tyle go kupić. Generalnie sześć i pół tysiąca wydaje się nawet nie wychodząc z domu. No ale to jest jednak drugi koniec świata.
- A gdzie tam jadałeś? Jedzenie jest drogie?
- Zależy gdzie się je. Zwykle jadaliśmy w japońskich sieciach fast foodów, gdzie dają jakiś ryż z wołowinką, albo zupy, czy coś podobnego. Tam się je obiad za 3- 5 dolarów, czyli dosyć tanio.
- A żarcie w sklepach? W sensie, że kupujesz sobie coś na śniadanie?
- Tam jest pewien problem. Bagietka potrafi kosztować jakieś 2 dolary. No bo oni po prostu jej nie jedzą. Kup też jakieś masło niesolone – to jest wyczyn. I drogo. Nie ma może tragedii, ale jest trudność z wyborem – co tu kupić.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

- A sushi? Rzeczywiście jest inne niż u nas?
- Suszarnie, takie prawdziwe, gdzie maestro robi coś na żywo przy tobie, są naprawdę drogie. To kosztuje majątek. My się stołowaliśmy w sieciówkach Kaiten Sushi - tych gdzie wszystko krąży na taśmociągu. Zamawia się na monitorku. Talerzyk kosztuje tam zwykle 100 JPY, czyli dolara – dostaje się za to dwa kawałki sashimi – czyli troszkę ryżu i surowa ryba. Może to być na różne sposoby - i kreweteczka i ryba w panierce. Ze sześć rodzajów tuńczyka. Gorący ryż, zimny ryż. W sumie ze czterdzieści – pięćdziesiąt rodzajów sashimi, świeżutkie, przed chwilą zrobione, w różnych konfiguracjach. To co u nas jest drogie, to tam akurat dość tanie. Nie jest to co prawda restauracja, tylko takie japońskie pastwisko fastfoodowe. Czasami się tam godzinę czeka na wejście.
- Taka kolejka?!
- Tak. Ludzie się rejestrują przez internet. Potem się przychodzi i czeka. To jest w ogóle narodowy sport japoński – przychodzisz do restauracji, jest kolejka, krzesełka do siedzenia, siadasz i czekasz.
- Czy jest aż taki niedobór restauracji na ilość mieszkańców?
- Raczej chodzi o to, że wszyscy jedzą w tym samym momencie. To jest tradycja.
- Przerwijmy ten wątek, bo po tych opowieściach o sushi ślinka mi cieknie. Gdzie byliście w ogóle? W jakich częściach Japonii?
- Od góry lecąc, to Tokio, potem w dół Nagoya, Kyoto, Osaka, potem w dół jeszcze Fukuoka i Nagasaki. Dość duży kawałek w sumie. Ale, mimo wszystko mało widzieliśmy obszarów wiejskich.
- No bo gdzieś muszą mieć rolnictwo i ten ryż uprawiać.
- Chociaż oni importują bodajże 60% żywności. Ostatnio Unia Europejska zniosła bariery celne z Japonią i uważam, że jest to dla nas olbrzymia, gigantyczna wręcz szansa eksportowa. Tereny wiejskie widziałem tylko z okna pociągu. Pola ryżowe po horyzont. Chciałbym tę wieś z bliska jeszcze zobaczyć, może wynająć samochód i trochę pojeździć.
- O nie! Oni tam jeżdżą po przeciwnej stronie! Ja rezygnuję!
- To jest do ogarnięcia. Zwłaszcza, że jeżdżą strasznie wolno. Strasznie. Karetka jak jedzie na sygnale, to jakby stała w miejscu. Powoli i spokojnie. Cały ruch samochodowy w ogóle jest bardzo powolny, wyobrażam sobie jakie wrażenie zrobiła tam kultura driftowa i jeżdżenie bokami po japońskich zakrętach. To musiał być maksymalny szok dla Japonii, kiedy się to rodziło.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

Małe miasteczka japońskie już widziałem - są po prostu urocze. Jest tam tak spokojnie i przyjemnie. W centrach dużych miast jest po prostu straszny pośpiech i ruch. W małych miastach jest takie życie "slow", małe knajpki nad morzem, na trzy - cztery osoby, sennie i spokojnie. Bardzo fajne. Pomimo tego, że Japonia jest raczej dość pracoholiczna.
- Zdaje się że muszą tam zasuwać nieziemsko.
- Nie do końca. Oni dużo czasu spędzają w pracy. Natomiast nie pracują ciężko. Wykonują tak niesamowitą ilość zbędnych (w naszym rozumieniu) czynności... Ile osób pracuje przy byle remoncie drogi, to się w głowie nie mieści! Od każdej czynności jest jedna wyspecjalizowana osoba, do tego są specjalni dziadkowie którzy regulują ruchem, co wydaje się zupełnie niepotrzebne. Cała praca w Japonii jest zorganizowana wedle tak skomplikowanych procedur... Ale oni wszystko robią niesamowicie porządnie i dokładnie. Poziom dopracowania wszystkiego jest tam niesłychany. Zwróciłem uwagę na remont windy, którą mijaliśmy – nie dość, że oczywiście obstawili wszystko pachołkami, że oczywiście wyłożyli wszystko specjalną ceratką, to jeszcze przed tymi pachołkami położyli następną ceratkę z wypustkami. Dopiero wtedy się zorientowałem, że do tej windy prowadzi podobnie oznakowana ścieżka dla niewidomych i ceratka była zabezpieczeniem, żeby nikt nie wlazł w ten remont. Potem odkręcili panel od windy i za nim był już przygotowany specjalny, drugi panel wyjmowany, przepięli wtyczki i mogli już sterować tą windą po centymetrze góra-dół, tak jak potrzebowali. Goście oczywiście ubrani w pełen rynsztunek, uprzęże, kamizelki, lampy czołówki, jakby do jakiejś jaskini wchodzili. Od razu postawili na dole specjalne sztyce dla bezpieczeństwa, żeby im ta winda na łeb nie spadła...
- To mi przypomina remont w naszej spółdzielni mieszkaniowej, gdzie facet z trzeciego na czwarte piętro przechodzi bez żadnej uprzęży po barierkach, no bo co za problem, to przecież blisko jest.
- Poziom przygotowania, zaawansowania Japończyków jest niesamowity.
- Zaawansowane procedury.
- Tak. Niezwykle. Tak jest w każdej dziedzinie. Ta praca niby jest ciężka, natomiast odbywa się powolutku, krok po kroku, wszystko jest przemyślane.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

- To jest w sumie fajne. Tak powinno być.Chociaż my jesteśmy doskonałym przeciwieństwem Japonii. Nie ma żadnych procedur, wszystko lecimy na żywioł i intuicyjnie.
- Fakt. Hitem w Japonii, pewnie o tym słyszeliście, są motorniczowie pociągów, którzy wszystkie znaki pokazują palcem.
-????
-Japończycy doszli do wniosku, że kiedy skoreluje się pokazujący ruch ręki ze wzrokiem, to jest znacznie silniejsze zapamiętanie i świadomość co się widzi. I oni każdy istotny znak, czy sygnał, który mijają pokazują palcem i to jeszcze takim specjalnym wyrazistym gestem. To jest coś niesamowitego.
- To jest coś! Popieram! Uważam, że to świetny pomysł na rozkojarzenie.
- To jest hit. Oni czasem we trzech jadą tym pociągiem, to we trzech pokazują te znaki!
Widziałem jak motorniczy zabierał swoją teczkę i rzeczy z peronu, to pokazywał wszystko paluchem, bo sobie sprawdzał czy w niej wszystko ma! To już jest jakieś przegięcie, ale podobnie wyglądają relacje motorniczych z zawiadowcami stacji, czy konduktorami – pełno gestów, komunikują się w typie „widzę cię”, kontrolują wszystko. Coś niesamowitego.
- To na pewno wzmaga koncentrację.
- Na pewno. W podobnym duchu działąją check-listy w samolotach. To jest dobre. Stosuję to czasem w samochodzie...
- W sumie można zrozumieć, dlaczego Japonia jest tak droga. Skoro to wszystko wymaga takiego dopracowania i trzymania się procedur, to muszą być w to zaangażowane olbrzymie ilości osób...
- Żebyście wiedzieli jak wyglądają japońskie ogrody przy tych kilkusetletnich pałacach! W fantastycznym pejzażu stoi sobie na przykład sosenka. Stoi na wielkim, idealnym kręgu z mchu. Na tym mchu nie ma nawet jednej igiełki z tej sosny. Dlaczego? Bo jakiś pan cały dzień grabi te wszystkie igiełki! A inny pan cały dzień przygląda się sosence i kombinuje, jak by tu przyciąć gałązkę, a tu podgiąć, żeby rosła w odpowiednią stronę i było idealnie.


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

To japońskie dążenie do perfekcji pozwoliło Japończykom faktycznie zmonopolizować fotografię. Przejąć kompletnie wszystko. Teraz już nie ma przecież żadnej liczącej się firmy poza japońskimi. No, Leica jeszcze, ale to jest dość niszowy sprzęt, no i moim zdaniem wcale nie jest lepszy. Japończycy potrafili jako pierwsi wytworzyć produkt najwyższej jakości, robiony masowo, a nie jednostkowo, o niesamowitej jakości i trwałości. Niesamowitej. Jak sobie pomyślisz, że taka migawka robi sto, dwieście, trzysta tysięcy kliknięć...
- I żyje.
- I żyje, a do tego nie ma najmniejszej utraty jakości w tym czasie, żadnej utraty precyzji! Tam są przecież jakieś mechaniczne komponenty, sprężynki, elektromagnesy. I nie konserwujesz tego w ogóle! Dwadzieścia lat i działa!


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl


fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

fot. Konrad Jęcek www.gunforhire.pl

- Strasznie dużo podróżujesz. Głównie na Wschód. Cały Wschód już masz zaliczony?
- Nie, nie nie cały.(świetne foty Konrada z jego podróży są tutajLINK) Od wschodu to będzie Japonia, Wietnam, Kambodża, Laos, Tajlandia, Myanmar, czyli Birma, Kazachstan, choć na krótko, Kirgistan, Indie, Sri Lanka, Izrael, Egipt, Armenia z Nagornym Karabachem, Gruzja z Abchazją, Mołdawia z Naddniestrzem, Ukrainy kawałek... 
-No i dojechaliśmy do domu. Widzę, że oprócz Dalekiego Wschodu interesują cię kraje których nie ma?
-Tak. W Górskim Karabachu widziałem nawet Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej Krajów Nieuznawanych (CONIFA)
-?????
-Tak, są takie mistrzostwa. Armenia Zachodnia, Naddniestrze, Osetia Południowa i jeszcze parę innych. Co prawda poziom piłkarski taki, że nasz Widzew to by ich rozniósł w każdym meczu. To są ciekawe miejsca, te kraje nieuznawane. Nie wyślesz tam listu, bo poczta ich „nie widzi”. Żeby zadzwonić z komórki – musisz kupić ichnią kartę telefoniczną, bo żadne europejskie sieci telefoniczne nie akceptują połączeń.
- Co cię ciągnęło do owych licznych krajów nieuznawanych, bo masz ich kilka w kolekcji. Czy tam jakaś turystyka się w ogóle odbywa?
- Najpierw odpowiem o turystyce - nie da się tego uogólnić, bo każdy z nieuznawanych krajów jest pod tym i innymi względami inny. W Abchazji turystyka z roku na rok się rozwija głównie za sprawą Rosjan i mieszkańców dawnego ZSRR, oczywiście poza Gruzją, bo Gruzinom do Abchazji wjeżdżać nie wolno. W Naddniestrzu istnieje oferta turystyczna nakierowana na przyjezdnych z Europy, którzy chcą zobaczyć ten dziwny twór, ale nie tak łatwo tę ofertę odnaleźć. W Górskim Karabachu w zasadzie nie ma nic, tam trwa wojna, ostatnio nawet się zaostrza. Bardzo jestem ciekaw jak wyszły im tegoroczne mistrzostwa świata CONIFA - właśnie się odbywają. Pierwszy nieuznawany kraj wyszedł trochę z przypadku, podczas mojego pierwszego pobytu w Gruzji. Rozmawialiśmy o Abchazji z Kubą, który prowadził wtedy hostel w Tbilisi, a teraz ma winnicę pod Telawi oraz jego kolegą Dato, który uciekł przed wojną do Polski i nauczył się naszej mowy handlując na stadionie dziesięciolecia. Okazało się, że od wybuchu wojny w 92 roku Dato nie był w swoich rodzinnych stronach i nawet nie ma pojęcia, czy stoi jeszcze dom, w którym mieszkał. Tak narodził się plan szaleńczego wyjazdu w celu odnalezienia domu Dato. Dojechaliśmy aż do granicy z Rosją w Psou, bo Dato mieszkał ze 2 kilometry od niej. Oczywiście domu nie było. Potem już poszło łatwo, bo pobyty i w Gruzji i Abchazji rozkochały mnie w poradziecji, a tak się składa (przypadek?), że te nieuznawane kraje głównie przestrzeni poradzieckiej się porobiły.
- Czyli rosyjski z podstawówki się przydaje.
Bardziej z liceum. W pierwszej klasie okazało się, że nie umiem absolutnie nic, a po trzech latach - chociaż się nie przemęczałem i opór nawet stawiałem - jakimś cudem nabyłem umiejętność komunikowania się w tym języku.
- A w matuszce Rasiji ty był?
- Nie i nie zamierzam sponsorować tego reżimu nawet poprzez zakup wizy.
- A Kuba??!! (Konrad był na Kubie kilka lat temu - foty stamtąd możecie zobaczyć tutaj: LINK)
- To inny reżim (uśmiech) I chyba teraz właśnie przyjeżdżając tam jeszcze się go osłabia. Jest tak dlatego, że nie ma on nic do zaoferowania coraz liczniejszej grupie obywateli, którzy zarabiają w prawdziwych dolarach świadcząc usługi dla turystów.

- Jaki sprzęt foto bierzesz ze sobą na wyjazdy? Czy bagaż ewoluuje? Zmniejsza się? Zwiększa? Czy wszystko co bierzesz się przydaje?
- No dobra. Sprawa trudna. Mam niestety tendencję do brania wszystkiego, co się może przydać. Odkąd przeszedłem mentalnie na robienie zdjęć stałkami, to jeździ ze mną Sigma 8mm Fisheye (ostatnio często wypada z plecaka), Samyang 14mm. Sigma 24/1.4, Sigma 35/1.4 (obiektyw najważniejszy), Canon 85/1.8 (bo może trzeba będzie zrobić zdjęcie w sposób skryty i akurat autofocus zadziała...) no i 70-200/2.8 IS - trzy kilogramy, a może dwa, nie wiem, które zawsze się przydają. Do tego często statyw. Lekki, ale jednak. Jakiś filtr polar, szare filtry, wyzwalacz - nigdy nie wiadomo na co człowiekowi przyjdzie ochota. Natomiast nie zabieram lamp od jakiegoś czasu. Mogę powiedzieć, że opanowałem technikę robienia zdjęć z kilkoma lampami i mnie to zupełnie nie kręci kiedy jestem na wyjeździe - po prostu nie ma czasu na ustawianie tego wszystkiego. 
Moi współtowarzysze podróży już wiedzą, że ja nie ginę, tylko zdjęcia robię, czekają cierpliwie z wyrozumiałością.
Kiedyś nawet się zastanawiałem, czy umiałbym robić tylko samym 35mm. Często wrzucam sam aparat z tym obiektywem do plecaka i oczywiście jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Daję sobie radę, lubię takie wyzwania. Ale zawsze wtedy pojawia się pokusa, żeby chociaż to nieszczęsne 85 dorzucić...
- Życzę Ci zatem częstego dorzucania osiemdziesiątki piątki podczas kolejnych podróży. Dzięki za rozmowę!

Zdjęcia Konrada z jego licznych wypraw, motorsportu i zdjęć komercyjnych możecie zobaczyć na jego stronie www.gunforhire.pl

Konrad Jęcek




9 komentarzy:

  1. Hurgot Sztancy17 czerwca 2019 10:24

    ech ta Japonia, taki potencjał, a tyle problemów generuje... ale przynajmniej problemy mają w miarę rzeczywiste, a nie nasze, zmyślone

    niesamowita ta stacja benzynowa - mniód malina, na każdym skrzyżowaniu taką można by postawić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknij Pan jeszcze na stronę szanownego wywiadowanego, a szczególnie w te trzy zakładki:
      https://gunforhire.pl/albums/cars/
      https://gunforhire.pl/albums/tokio-drift-in-odaiba/
      https://gunforhire.pl/sets/motorsport/

      Usuń
    2. Hurgot Sztancy18 czerwca 2019 20:31

      zerknąłem, miłe, dziękuję

      Usuń
  2. naprawdę odkrywcze... Herr Baedeker by tego nie napisał...potrzebny jest współprzewodnik...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współpółprzewodnik też styknie. Stacja paliw w pionie, to jest to! Super zdjęcia. Sądząc po nich, 70-200 chyba jednak sporo pracuje, ja bym go z plecaka nie wyrzucał. Choć praca parą 35 / 85 kusi...

      Usuń
    2. Zanęcony przez Konrada na ostatnim wyjeździe do Gdyni (będzie reportaż na Fotodinozie za jakiś czas) strzeliłem niemal wszystko 28/1,8 i 85/1,8 i jestem prawie zadowolony. Przydałby się jeszcze 200/1,8 do kompletu, ale musiałbym sprzedać nerkę. Zastępował go z musu 70-210 f/4.

      Usuń
  3. ooo fajni ci Japonczycy :) ja tez mam wszystko w domu z odzysku, tyle ze ja to bym buszowal w koszach ze zlomem :)
    skoro wiec ceny tych "trojek" sa polowe nizsze to nie rozumiem czemu ich nie przywozi ile mu sie zmiesci za kazdym razem :)
    chociaz w tych koszach to chyba tylko analogowe lustrzanki leza.. analogowych to i ja mam troche takich porozbijanych ze zlomu ;) nawet nie probowalem nic z tego skladac bo ja jestem sknera wiec placenie za filmy, wywolywanie i odbitki to cos zupelnie nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W Japonii byłam raz w życiu, jednak kultura ich mnie urzekła. Są mili, sympatyczni oraz przede wszystkim niezwykle pracowici. Sądziłam, że przeżyję szok wyjeżdzając tam, czułam się jednak świetnie w ich towarzystwie

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.