wyświetlenia:

piątek, 7 czerwca 2019

Fotografia w służbie obalania

Fot. Jerzy Kośnik
No i co? Dobrze wam w tej Polsce? 
Mnie dość dobrze, choć pewnie nigdy ideału nie będzie. Ale na pewno wielu jest źle. Zapewne nienajlepiej było tym, którzy wyjechali na emigrację i teraz pracują na saksach. No i teraz siłą rzeczy musi wzrastać w narodzie znajomość języka ukraińskiego.

O, ponad połowa moich ziomów wyjechała z domu

Nie po to by łapać słońce.
O, ponad połowa moich ziomów wyjechała z domu
Żeby mieć coś na koncie.
O, ponad połowa moich ziomów wyjechała z domu
Żeby nie kraść w Biedronce
O, ponad połowa moich ziomów wyjechała z domu
Żeby przywieźć pieniądze
                    Junior Stress
Ale wcześniej przez czterdzieści cztery lata siedzieliśmy tu skiszeni niby radzieckie ogórki w słoiku. Ciśnienie było takie, że wystarczyło otworzyć trzy granice i ostatni gasi światło (cytat). Może wtedy komuna trwałaby do dzisiaj, tyle że sama.
Przeczytawszy ostatnio książkę Antoniego Dudka "Reglamentowana rewolucja", o tym jak odbywał się upadek komuny oglądany przez pryzmat archiwów PZPR i źródeł służb mogłem nabrać przekonania, że trafił nam się fuks na miarę stulecia. Gdyby nie gwałtowne zdechnięcie Związku Radzieckiego, to jeszcze dłuuugo mogliśmy siedzieć pod bagnetami jaruzelskiego wojska i żadne strajki ani drukowanie bibuły by tego nie mogły zmienić. Niniejszym postuluję wystawienie na kaliningradzkiej granicy z Rosją wielkiego pomnika Gorbaczowa. Może na Mierzei Wiślanej? Z naszej strony byłyby postumenty do składania kwiatów i ofiar dziękczynnych, a od strony rosyjskiej - spluwaczki (Znów wszystko mi się z Lemem kojarzy. On już wymyślił takie pomniki na Encji w "Wizji Lokalnej").

Popełniono sporo błędów i wypaczeń podczas zmiany ustroju, nie doproszono w ogóle bardziej wojującej części opozycji do rozmów oddając ster tylko jednej frakcji, nie dociśnięto zdychającej komuny, wtedy kiedy było wiadomo że zdycha i że naród ją w wyborach wykreślił do fundamentów - wielu ma to działanie za zdradę. No, co tu dużo mówić - zmieniono na korzyść PZPR ordynację wyborczą w trakcie wyborów. Nie postawiono tamy uwłaszczaniu się  dawnej władzy na społecznym i państwowym mieniu. To akurat wydaje mi się dziś  absolutnie nie do zrealizowania, wobec braku realnej władzy i siły zdolnej jej się przeciwstawić - a owa kradzież w biały dzień trwała o wiele dłużej niż wielu sądzi, bo jeszcze sprzed ustawy Wilczka w 1988 roku.

Nie zapobieżono dewastacji archiwów partyjnych i kartotek tajnych służb. Symbolem zmian ustroju może zostać zatem równie dobrze ręka wzniesiona w symbol Victorii, jak i papiernia w Konstancinie - Jeziornie, w której na papier toaletowy poszły cztery tony komunistycznych archiwów.

Zgodzono się, wbrew woli społeczeństwa, na kompletnie udawaną zmianę w służbach specjalnych, polegającą głównie na zmianie szyldów, co powoduje, że do dzisiaj mamy tam polukrowany PRL a nawet ludzi z krwią na rękach. W przeciwieństwie do Czechosłowacji i Węgier nie zrobiono też żadnej dekomunizacji we właściwym czasie, dlatego patrząc na dzisiejsze wybory jakoś dziwnie w oczach mieszają się ustroje. Czy to nie przypadkiem szanowny towarzysz pierwszy sekretarz w ostatnich wyborach, czy mnie wzrok myli?


Książka Dudka daje jednak niezły obraz pożaru w burdelu jaki ogarnął PZPR. W niej, dla odmiany, wszystkie frakcje jednocześnie krzyczały dziesięcioma głosami i ciągnęły w panice sukno do siebie, władza Jaruzelskiego topniała jak śnieg w maju, na tyle, że już wybrany jako prezydent nawet nie piuknął w obronie swoich ludzi, siedział cicho i udawał że go nie ma. PZPR kierująca wojskiem i służbami specjalnymi coraz mniej nimi kierowała, krok po kroku oddając pole samowoli. 

Mimo tych zgrzytów i zafałszowań jest ewidentnie poważny plus tej reglamentowanej rewolucji - obyło się bez mordobicia. Ale skoro nie było mordobicia, to też zmiana była nie-taka-jak-by-wielu-chciało. Boż to nie była rewolucja prawdziwa jak ta z 1917., tylko "dogadanie się", jak słusznie zauważył niedawno towarzysz Czarzasty.





Głosowanie w pierwszych półwolnych wyborach było jednak jednym z niewątpliwie najjaśniejsszych punktów upadku komunizmu - społeczeństwo wyraźnie kopnęło dotychczasowe władze w miejsce w jakie kopnąć je należało. I to przy gigantycznej wręcz dysproporcji sił propagandowych jakie miały obie strony. Sęk w tym, że w PZPR był wspomniany pożar, niejednolitość, sprzeczne działania, natomiast strona solidarnościowa, a zwłaszcza OKP wykazała się organizacją jak w szwajcarskim zegarku. Fotografia i fotografowie mieli w tym swój poważny udział.
Na najlepszy pomysł wpadł Andrzej Wajda. Kandydaci solidarnościowi byli znani raczej w wąskich gronach. Żeby ich szerzej uwiarygodnić społecznie postanowiono wszystkim 261 kandydatom zrobić zdjęcie z Lechem Wałęsą, jedynym, którego znali wszyscy. 




W kwietniu 1989 zorganizowano na szybko sesję zdjęciową w hali BHP Stoczni Gdańskiej. Fotografami byli Erazm Ciołek, znany fotograf dokumentalista, członek Solidarności i jej etatowy fotoreporter, znany ze zdjęć strajku w stoczni, z parafii Jerzego Popiełuszki i pogrzebu Grzegorza Przemyka, Jarosław Maciej Goliszewski, facet który przemycił aparaty do obozu internowanych w Białołęce i współpracował z licznymi podziemnymi gazetami, Maciej Laprus - fotograf i operator filmowy, oraz Jerzy Kośnik - dokumentalista i portrecista, dwudziestokrotnie akredytowany na festiwalu filmowym w Cannes, dopóki w stanie wojennym nie wywalili go z pracy w miesięczniku "Film".


Fot. Jerzy Kośnik


Jerzy Kośnik już za czasów karnawału Solidarności robił co mógł w Cannes, a z racji że miał wiele kontaktów z aktorami i reżyserami potrafił załatwić wiele. Na konferencji prasowej w 1981 roku zaczepił Jacka Nicholsona, pytając czy lubi Solidarność, a skoro ten potwierdził - wręczył mu natychmiast znaczek NSZZ Region Mazowsze. Nicholson spontanicznie przypiął go do białej marynarki, a potem musiał przez parę lat być kością w gardle komunistom, jako ikona na zdjęciu Kośnika. Jerzy Kośnik pisze o swoich zdjęciach wspaniale ciekawe historie na swoim blogu:
http://jerzykosnik.netgallery.eu/?pl_fotoblog-jerzego-kosnika,23


Fot. Jerzy Kośnik

Fot. Jerzy Kośnik

Fot. Jerzy Kośnik

Zwłaszcza, że Nicholson nie jest jedyną gwiazdą, jaką udało się namówić do pozowania ze znaczkiem. W 1989 roku Kośnik uruchomił wszystkie swoje znajomości - przez Jerzego Skolimowskiego nakłonił do pozowania Nastassję Kinsky (notabene Klaus Kinsky urodził się w Sopocie) i zmolestował fotograficznie Carole Bouquet, dziewczynę Bonda, oraz diaboliczną Grace Jones do fotografii popierającej Solidarność. Ta ostatnie zdjęcie nie było specjalnie promowane i jest właściwie nieznane. Strój był trochę za mało oficjalny.


Fot. Jerzy Kośnik


W kwietniu 1989 fotografowie mieli za zadanie zrobienie fotki prawie dwustu sześćdziesięciu osobom po kolei, wraz z Wałęsą. Jak wspominał w wywiadzie Kośnik, było to zadanie heroiczne. Nie dość, że tłum ludzi, to jeszcze KAŻDY z fotografowanych wdawał się z Wałęsą w pogawędki, lub naprędce przekazywał przy okazji jakieś pilne wiadomości. Początkowo zdjęcia miały być robione przed bramą stoczni, ale tłum fotoreporterów i widzów był tak gęsty, że zdecydowano się przenieść ją do słynnej hali. Całością kierował Henryk Wujec, który wywoływał przez mikrofon kandydatów.
Sesję powtórzono dla nieobecnych kandydatów w Warszawie, dwa tygodnie później w sali konferencyjnej Towarzystwa Przyjaźni Polsko Indyjskiej. Kilkunastu kandydatów nie zdążyło na zdjęcia i nie miało swoich fotografii z Wałęsą, mimo tego wszyscy dostali się jednak do Sejmu lub Senatu, między innymi Olga Krzyżanowska. 
Natomiast jeden kandydat - Stanisław Hoffman - wziął udział w sesji i w Gdańsku i w Warszawie.
Zrobiono masakryczne ilości zdjęć, na negatywach oczywiście, po czym Jerzy Kośnik następnego dnia pojechał na wspomniany majowy festiwal w Cannes. Nic dziwnego, że kilkanaście zdjęć pomylono.




W sztabie wyborczym Eugeniusza Wilkowskiego, startującego z województwa chełmińskiego z plakatu wyborczego odcinano naprędce zdjęcie, pozostawiając tylko sam napis głoszący poparcie Wałęsy - bo na zdjęciu był wspomniany Stanisław Hoffman.




Wszystkie zdjęcia z Wałęsą, wbrew różnym późniejszym opiniom i teoriom spiskowym, są oryginalne i niezmontowane, za wyjątkiem jednego - zdjęcia Janusza Woźnicy, który nie wziął udziału w sesjach, a dopiero potem dorobiono mu fotkę ze zdjęcia legitymacyjnego.




Co ciekawe zdjęcia z przewodniczącym Lechem nie ma kilku znanych później polityków, w większości pochodzących z Gdańska. Uczestniczył w organizacji sesji np. Bogdan Lis, ale nie ma swojej fotki, ze znanych bliźniaków tylko Jarosław ma swój portret, Lech Kaczyński został w trakcie sesji wysłany przez Wałęsę do strajkującego zakładu i też nie został sfotografowany.

Największą kolekcję plakatów wyborczych z Wałęsą ma Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, brakuje tylko dwóch sztuk. Swoje zbiory przekazało muzeum pro publico bono kilkaset osób. 

Można powiedzieć, że fotografia znów zmieniła historię. Jak już wiele razy bywało - tak samo jak zdjęcia z Wietnamu, czy z Korei zmieniły nastawienie społeczne w USA do tamtych wojen. Plakaty Solidarności znajdują się niniejszym w szacownym gronie kamieni milowych, mimo że są przecież zwykłą propagandą. Ale chwała fotografom, że dołożyli swoją cegiełkę do obalenia słusznie minionego ustroju.

Salut!


Fabrykant


https://ecs.gda.pl/title,pid,1119.html

4 komentarze:

  1. Hurgot Sztancy7 czerwca 2019 16:24

    nieźle, nieźle - jak już jesteśmy przy polityce, to ciekawe ile z tych osób zdecydowałoby się jeszcze raz na takie zdjęcie

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tam jestem bardzo zadowolony, ze zyje w tych czasach, to najlepsze czasy jakie byly u nas, a w dodatku jak to kiedys pisal Zlomnik "mozna zyc bardzo dobrze na smietniku bogatych"

    w zasadzie zle to teraz moze byc tylko leniom oraz marudom, ale im i tak nigdy nie dogodzi :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.