Stulecie! Postanowiłem strzelić
zdjęcie czegoś arcypolskiego. Arcy! I to takie, żeby wszystkim
majtki spadły z wrażenia. No, a przy okazji zrobić sobie
przyjemność na imieniny.
Jak zwykle zajęcia codzienne,
obowiązki zwyczajowe i familijne zostawiły mi na realizację tej
koncepcji mało czasu. Wymyśliłem sobie, że użyję aparatu
analogowego i filmu efektowego. Kusił mnie film Rollei Crossbird.
Rollei to teoretycznie ta sama firma, która stworzyła Rolleiflexa, przesławny przedwojenny aparat dwuobiektywowy, na którym wzorowało się wielu producentów, między innymi polski Start i japońska Mamiya. Teoretycznie dzisiejszy Rollei to ta sama zasłużona firma. Ale tylko teoretycznie. Bo praktycznie, po firmie została jedynie wielokrotne sprzedawana marka, którą dzisiaj ma w rękach niemiecka spółka Maco GMbH. Maco kupiło licencję i niektóre technologie od Agfy, gdy ona sama wycofała się z rynku konsumenckiego. Ponieważ Agfa nadal produkuje klisze do celów przemysłowych i medycznych, Maco kupuje je, tnie na odpowiednie paski i wkłada do pudełek z własnym napisem „Rollei”. Zatem kusił mnie dawny udawany Rollei, który sprzedaje dawną, nie istniejącą na rynku Agfę.
Rollei to teoretycznie ta sama firma, która stworzyła Rolleiflexa, przesławny przedwojenny aparat dwuobiektywowy, na którym wzorowało się wielu producentów, między innymi polski Start i japońska Mamiya. Teoretycznie dzisiejszy Rollei to ta sama zasłużona firma. Ale tylko teoretycznie. Bo praktycznie, po firmie została jedynie wielokrotne sprzedawana marka, którą dzisiaj ma w rękach niemiecka spółka Maco GMbH. Maco kupiło licencję i niektóre technologie od Agfy, gdy ona sama wycofała się z rynku konsumenckiego. Ponieważ Agfa nadal produkuje klisze do celów przemysłowych i medycznych, Maco kupuje je, tnie na odpowiednie paski i wkłada do pudełek z własnym napisem „Rollei”. Zatem kusił mnie dawny udawany Rollei, który sprzedaje dawną, nie istniejącą na rynku Agfę.
Tak naprawdę filmy efektowe Rollei'a
powstają w sposób bardzo efektowny – poprzez zamianę nalepek na
rolkach z filmami. Tak podejrzewam. Są to bowiem „filmy do cross –
procesu”. Zważywszy, że prawie każde filmy nadają się do
cross- procesu, to zamiana nalepek wydaje się najlepszą metodą. Co
to jest cross – proces? To wywoływanie filmów w procesie
chemicznym do nich nie przeznaczonym. Każdy rodzaj filmu ma swój
zestaw odczynników do ich obróbki, dwa podstawowe to proces do
slajdów „E6” i proces do filmów negatywowych „C41”. Obydwa
używane powszechnie i od lat w minilabach. Wystarczy zatem wstawić
film nie do tego procesu co trzeba – negatyw do procesu slajdowego
i odwrotnie - i wychodzi film efektowy. Z inną kolorystyką niż się
spodziewamy.
Bardzo pragnąłem mieć przewalone w
stronę zielonego niektóre kolorki, wzmocniony zabójczo kontrast i
ziarno, jaki podobno oferuje Rollei Crossbird.
Ale tylko podobno.
Nie mogłem się niestety o tym przekonać, bo jak poszedłem do znanego w mieście sklepu z filmami (z właścicielem przeprowadziłem kiedyś wywiad – LINK), to okazało się, że ostatnia dostawa Crossbirda odbyła się w 2015 roku. Od tego czasu o filmie ani widu, ani słychu. Pewnie był za tani. Kosztował nie tak dawno temu 24 złote. Sądząc po efektach, był zwykłym slajdem oznaczonym na pudełku jako negatyw, żeby automatycznie wsadzono go do nie tej kąpieli co inne slajdy. Najtańszy dzisiaj dostępny slajd kosztuje niestety 50 złotych. Hm. Postanowiłem jednak nie poświęcać się aż tak bardzo dla swych marzeń. Ponieważ robiło się już późno, a jeszcze tego dnia czekał nas dwustukilometrowy wyjazd, zamiast tego pędem nabyłem inny film Rolleia – Redbird. Jest on najprawdopodobniej zwykłym negatywem czarno- białym, który ma zalecenie do wsadzenia go w laboratorium tam, gdzie wsadza się negatywy kolorowe. Nie jestem tego pewien. Zgłębię to jeszcze jak go wystrzelam. Dorzuciłem do zakupów baterię 2CR5 pasującą do obu moich Canonów.
Ale tylko podobno.
Nie mogłem się niestety o tym przekonać, bo jak poszedłem do znanego w mieście sklepu z filmami (z właścicielem przeprowadziłem kiedyś wywiad – LINK), to okazało się, że ostatnia dostawa Crossbirda odbyła się w 2015 roku. Od tego czasu o filmie ani widu, ani słychu. Pewnie był za tani. Kosztował nie tak dawno temu 24 złote. Sądząc po efektach, był zwykłym slajdem oznaczonym na pudełku jako negatyw, żeby automatycznie wsadzono go do nie tej kąpieli co inne slajdy. Najtańszy dzisiaj dostępny slajd kosztuje niestety 50 złotych. Hm. Postanowiłem jednak nie poświęcać się aż tak bardzo dla swych marzeń. Ponieważ robiło się już późno, a jeszcze tego dnia czekał nas dwustukilometrowy wyjazd, zamiast tego pędem nabyłem inny film Rolleia – Redbird. Jest on najprawdopodobniej zwykłym negatywem czarno- białym, który ma zalecenie do wsadzenia go w laboratorium tam, gdzie wsadza się negatywy kolorowe. Nie jestem tego pewien. Zgłębię to jeszcze jak go wystrzelam. Dorzuciłem do zakupów baterię 2CR5 pasującą do obu moich Canonów.
Plan miałem już w głowie. Zrobię
zdjęcie rzeki Wisły, Vistula River, najpolskiej z polskich rzek, z
przewalonymi kolorkami na filmie efektowym. Tak, to był dobry plan.
Co prawda w połowie był już
zarzucony, bo zamiast zielonkawej tonacji Crossbirda należało
oczekiwać teraz czerwono-pomarańczowej skali filmu Redbird. Tak
podobno mają wyjść zdjęcia.
Ale niestety tylko podobno.
Gdy wróciłem do domu, zacząłem się
w tempie pakować na wyjazd nad Wisłę (ciemnica za oknem już
zapadła parę godzin temu) otworzyłem zatem szafę. A tam nie było
żadnego mojego ulubionego aparatu analogowego. Przez chwilę się
zacukałem, a potem – eureka! - mi się przypomniało, że
pożyczyłem obydwa Canony Anecie z HaWa (LINK).
Szybki telefon. Czy może oddać? Może oddać, ale właśnie
przebywa nad zupełnie inną rzeką. Rzeką Warta, w okolicach
Poznania. Hm daleko dość.
Został się w tej szafie głęboko
zakopany i nigdy nie używany, marny Canon 500n. Zawsze coś! Choć
nie wiadomo czy działa. Wykopuję, włączam. Może on by i działał
nawet, ale ma wyczerpanie baterie. Jak łatwo zgadnąć zupełnie
inne, niż kupiona 2CR5. Zakląłbym, ale jak tu kląć, kiedy
stulecie!
Powietrze pachnie, jak malinowa
mamba
Nikt nie przeklina, nikt nie mówi
„carramba”
Sadhana Sangama z głośników, a
nie Labama
Trawa paruje w słońcu, tak jak
czasem pampa
Nie potrzebny nam tupecik dzisiaj
Donalda Trumpa
Muzyka się kręci jak w Porto
Allegre samba.
Dubbujemy twoją nienawiść i
żłobimy dobry kurs.
Każdy każdemu kiedy trzeba idzie w
sukurs!
Z nadzieją, że może uda się kupić
baterie do aparatu na miejscu (w święto?!), ruszamy po nocy w
stronę Kujaw, stolicy emerytów i rzeki Wisły.
Rzeczywiście święto, bo nikt na
autostradzie Amber Gold One nie mruga dzisiaj światłami, żeby
zgonić nas z lewego pasa, podczas wyprzedzania tirów. Chyba
właściciele Audi mają dzień dobroci dla bliźnich.
Dojeżdżam na kwaterę, z nadzieją
wieczornego wyciągnięcia się na kanapie, zagłębienia w lekturze
i dolce farniente, oraz obmyślania nowych wpisów na bloga.
Ale niestety nadzieja nie zostaje
spełniona.
Podczas parkowania dziabię w wysoki
krawężnik i pierwsze co słyszymy w mieście nad Wisłą, to syk
uchodzącego łódzkiego powietrza z opony. Resztę wieczoru
poświęcam na zmianę koła w świetle latarki.
Rankiem trzeba podsumować listę
zysków i strat. Jestem na urlopie nad Wisłą, ale bez filmu,
którego chciałem użyć, bez aparatu który miałem wziąć i bez
baterii do aparatu, który wziąłem. Jednym słowem nie do końca
tak, jak by się wymarzyło. Czy coś mi to przypomina?
Może Polskę?
Może Polskę?
Państwo to ja! - zakrzyknąłem
odkrywczo.
A potem postawiłem na to, w czym
Polacy są najlepsi – na improwizację i tradycję. I tradycyjnie
strzeliłem zwykłe zdjęcie Wisły, tym czym miałem.
Wyszło jak zawsze.
Tradycja.
Fabrykant
P.S. Na stulecie odzyskania niepodległości otworzyłem nowego bloga ze zdjęciami starych samochodowych gratów: motodinoza.blogspot.com
P.S. II. Na SNG Kultura mój ranking książek ostatnio przeczytanych: TUTAJ
Do pełni improwizacji powinna być jeszcze Wisła w zupełnie innym miejscu, niż planowano albo w ogóle nie Wisła ;) Ale dla równowagi, widzę, złapały się łabędzie, a łabędź to prawie jak bocian, a bocian jest arcypolski, więc można rzec, że w ostatecznym rozrachunku wyszło idealnie :)
OdpowiedzUsuńDo tego wszystkiego prawy łabądek ma na obrączce numer z sekwencją cyfr: trzy - zero - trzy. Więc nawet trochę patriotycznie i bojowo wyszło.
UsuńIdeales uber alles. Uśmiałem się z Państwa Szanownych komentarzy. Muszę częściej jeździć nad Wisłę. No i nie wiedziałem, że mam taki ostry obiektyw. A mi się wydawało że to jakiś szrot za 350,- zł.
UsuńCo do Fotoszopa, to chciałem żeby niepudrowana tradycja była na tym jubileuszowym zdjęciu. Nie fałszywka jakaś udawana. No i w sumie udało się. Prawda aż boli.
Jak nie udało się z tym filmem Red Bird to od czego jest Photoshop? Od czerwonawego efektu! A tak wogóle możesz skontaktować się z twą kuzynką Gosią M., której co prawda nie pożyczyłeś żadnego fotoaparatu ale która bodaj jest współwłaścicielką firmy Red Bird. Zawsze jakiś ptak.
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie z naszego (HaWowego) wyjazdu do miasta nad Wartą, bo gdyby nie to, wyszłoby Ci zdjęcie i nie wyszedłby Ci taki świetny tekst. Nie ma za co. Do usług. ANETA
OdpowiedzUsuńTeż się polecam. Notabene: wstyd.com nie działa. Wstyd!
UsuńŚwietny artykuł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję!
UsuńDopiero teraz zgłębiłem to patetyczne ,,SNG Kultura" i jestem zaskoczony. Pracujesz w Stacji Nowa Gdynia?
OdpowiedzUsuńNie. Piszę felietony dla SNG Kultura.
UsuńA kto pyta?
UsuńFelietony dla SNG są pisane pro publico bono. Za darmoszkę i obietnicę sławy i chwały.
UsuńA pyta człowiek, znany w komentarzach na Złomniku jako El77777. Sorry, że tak wprost, pod wpływem impulsu człowiek czasem nie myśli co pisze. Jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuń