Wszystko zrujnowane. Czy jest jakieś inne miasto, w którym 30% ścisłego centrum jest jedną wielką ruiną? Wielki ocean ruder i resztek. No, jeszcze do niedawna podobnie wyglądał Elbląg, ale już dzisiaj nie bardzo, bo go odbudowali. Tutaj nic nie odbudowali. Są bardzo zadowoleni ze swych ruin. A turyści są jeszcze bardziej zadowoleni. Są tak zadowoleni, że pod Coloseum na chodniku trzeba się przepychać jak na imprezie w knajpie. Autokary stoją rzędami. Mówią, że w Rzymie nie ma gdzie zaparkować. Na szczęście zupełnie się mylą. Poszliśmy pod prąd wszelkim opiniom, które mówią, że Rzymu nie wolno zwiedzać samochodem, bo się tu nie da jeździć, Boże broń. Zupełnie się mylą. Da się. mając raptem dwa razy po cztery godziny, w przerwie meczy na Foro Italico opisanych już wcześniej- LINK - postanowiliśmy nakłuć Rzym od przedmieści. Raz z tej, raz z tamtej. Udało się. Rzymskie korki to lajt i pikuś, w porównaniu z warszawskimi na przykład. Tutaj przynajmniej wszystko porusza się powoli do przodu i współdziała, żeby ruch płynął. Wszyscy się wpychają, wszyscy wszystkich wpuszczają, pomiędzy rzędami meandrują tysiące skuterów. Na trzech pasach ustawiają się cztery rzędy aut. Parkowanie i manewrowanie doprowadzono tu do prawdziwej finezji, którą wykazują wszyscy uczestnicy ruchu (za wyjątkiem turystów), również staruszki w stuletnich Fiatach Panda, oraz licealistki i licealiści w pojazdach z silnikami od kosiarki. Dla samej przyjemności uczestniczenia w tym, jakże różnym od naszej rzeczywistości spektaklu warto wypożyczyć coś jeżdżącego. Stoisz w korkach, owszem, ale za to w platanowej alei nad Tybrem.
Tylko nie wiadomo gdzie tu nakłuć.
W tym mieście jest tyle nawarstwień i spiętrzeń...
Otwórzmy więc ich drzwi
Zajrzyjmy im do wnętrza
Gdzie tyle różnych warstw
Nawarstwia się i spiętrza.
Starzyzna. To jednak najbardziej nas pociąga. Zaczęliśmy od południowego wschodu. Jak wiadomo każdy cesarz chciał się czymś wykazać. Choćby drogą.
By rzecz ująć z detalami
Temat tak rozpocząć mogę:
Budowaliśmy z kumplami coś płaskiego.
Jakby drogę.
Z Rzymu wylatują na wszystkie strony Rzymskiego Imperium drogi imperialne. Via Flaminia, Via Cassia, Via Aurelia, via Salaria. A primus inter pares jest Via Appia, nazywana królową dróg. Była pierwsza, do czasu - najdłuższa i łącząca Rzym z południem półwyspu aż do Brundisium (Brindisi), a przez ten port - z Grecją. Zbudowano ją tak- najpierw podkład z drobnego tłucznia, potem kamienie spojone zaprawą wapienną, potem ponownie drobny tłuczeń i na wierzchu wielkie, ściśle łączone bloki kamienne (krzemień lub kamień wulkaniczny). Zaczęli budować w 312-tym, a skończyli w 225-tym. Znaczy się nie w naszej erze to było, nie w naszej. Znaczy się 2330 lat ma to dzieło. Nieźle, co?
Dwadzieścia pięć lat! Będzie się ciungłooo! Jak lazanie. (cytat).
Vię Appię ledwo liznęliśmy i nie w tę stronę w którą ją zwykle zwiedzają. Za to piechotą przekroczyliśmy mury Rzymu i przez Porta Capena (dziś porta San Sebastiano) poszliśmy w stronę miasta.
Rzym zaskakuje co krok.
Pragnę powiedzieć, że przybysze wchodzący do Rzymu w dawnych wiekach musieli niewątpliwie zbierać szczęki z ziemi. Archeologowie z pewnością wykopują duże ilości szczęk. Same mury rzymskie to jest coś, na co można by przeznaczyć tydzień zwiedzania. Ogrom tej budowli powala kompletnie, zarówno ogrom w poziomie, jak i w pionie. Nigdzie indziej nie widziałem czegoś tak rozległego, właściwie wszystkie średniowieczne obwarowania wysiadają w przedbiegach, a zważywszy, że mury owe zbudował cesarz Aurelian 1750 lat temu, to już średniowiecze może przed tym murem tylko leżeć i przebierać nieporadnie nóżkami. Mur wokół Rzymu ma 19 kilometrów długości!
Wchodzimy przez największą z jego bram, od samego wejścia jakieś rudery.
Kraj w ruinie!
Po korkach w centrum i pędzie po obwodnicach miasta, w ciągłym ruchu, gwarze, bzyczeniu skuterów, tłumach przelewających się po chodnikach, kafejkach, barach, bankach i sklepach nagle następuje głucha cisza.
Brama Świętego Sebastiana odcina to wszystko nagle jak ostry nóż.
Idziemy samotnie brukowaną Via Appia, w otoczeniu ścisłych murów, nad którymi zieleń kipi dziko i można dać sobie rękę uciąć, że przez ostatnie dwa tysiące lat nic tutaj się nie zmieniło. To jest wieś! Przedmieścia dawnej metropolii pełne willi i posiadłości wielmożów skrytych za murami. Tak wygląda wiele małych włoskich miasteczek na południu i tak niespodziewanie wygląda tutaj Rzym. Wiocha w centrum miasta, kilometr od Forum Romanum. Czasem w murach prześwity i posiadłości dawnych latyfundiów odsłaniają rąbek tajemnicy. Idziemy. Pusto. Z rzadka przejeżdża jakieś auto.
Majowe słońce pali z nieba. Może by do jakiegoś aquaparku? Co powiecie na Termy Caracalli?
Kraj w ruinie! - mówię na ich widok do Współfabrykantki - I to jakiej!
No więc wyobraźcie sobie rzymski aquapark, wielkości... hm... wielkości, mniej więcej, jak Stadion Narodowy w Warszawie. Tylko na większym terenie usadowiony. Zbudowany w roku 206 tym. Tak jest, nie brakuje jedynki z przodu. Tak potwornej budowli, takiej olbrzymiej ruiny to ja nie widziałem jeszcze na oczy. W rzucie jest to większe niż Koloseum i niewiele niższe. Dzisiaj zostały same mury z płaskiej antycznej cegły, ale za czasów świetności była tam jeszcze kopuła sięgająca 35 metrów. Baseny, nimfea, atria, palestry do ćwiczeń gimnastycznych, sale do masażu, a także, uwaga uwaga: sauny i basen z gorącą wodą (caldarium), oraz frigidarium (z zimną). Do harmonijnego rozwoju rzymskiego człowieka była tam także biblioteka. Na zewnątrz urządzono boiska do gier sportowych. Był to obiekt przeznaczony dla tysiąca sześciuset użytkowników jednocześnie.
Większość podłogi i ścian wypełniały mozaiki ułożone z kamyczków. Teraz wyobraźcie sobie mozaiki pokrywające rozmiar Stadionu Narodowego i wypełniające ściany na takim obiekcie.
Turyści w Termach też muszą sobie je po części wyobrazić, bo są zrekonstruowane na niewielkiej części.
Skąd woda? Z akweduktu, oczywiście. Póki działał, wszystko było pięknie. I było przez 330 lat. Niestety wredni Goci z północy najechali na Rzym w 537 roku (to my! to my! tak mniej więcej) i rozpirzyli akwedukty. Od tamtego czasu Termy niszczały.
No to teraz pomyślmy jak były trwale zbudowane. Niszczeją sobie od blisko tysiąca pięciuset lat. Chciałbym zobaczyć, czy cokolwiek zostanie z Narodowego za tysiąc pięćset lat.
Obok Pallatynu doszliśmy piechotą do Koloseum, zostawiając za sobą rzymską wiochę i wgłębiając się w metropolię. Szczerze mówiąc nie da się zrobić ciekawego zdjęcia tego obiektu. Z dwóch powodów - że już takie zdjęcie na pewno zostało kiedyś zrobione, oraz dlatego, że pod Koloseum jest bardziej gęsta ciżba niż na imprezie w knajpie. Trzeba się przepychać łokciami, jednym łokciem traktując współturystów, a drugim handlarzy pamiątkami. No ale cóż - walczyć trzeba. Są owoce. Po nich mnie poznacie (cytat).
Idziemy dalej. Kraj w ruinie. Trajan stoi na swojej kolumnie wśród morza ruin. To ten właśnie król przeniósł stolicę do Warszawy... a nie, wróć... to nie ta kolumna.
Z powietrza też rujnowano. Znaczy się - myśmy im rujnowali. Na lotnisku Ciampino, które wygląda jak puste pole za stodołą, trochę tylko bardziej rozrośnięte w infrastrukturę, na ścianie wisiały historyczne zdjęcia pokazujące ów aeroport po bombardowaniu. To my, to my! (za pomocą amerykańskiego sprzętu). W 1943-cim. Jeszcze w 2013 roku znaleziono tu ćwierćtonową bombę, która przeleżała pół wieku pod murawą.
Same zaszłości, same warstwy. Nawarstwia się i spiętrza.
A w pewnym rzymskim obiekcie warstwy są jak na przekroju. To tort warstwowy. Nazywa się on Zamek Św. Anioła. Odbyło się drugie nakłucie Rzymu za pomocą środka automobilowego, bardzo udane, nie należy tylko oczekiwać, że parking będzie tuż pod celem. Raczej należy się nastawiać na jakiś spacer. My, nastawieni pozytywnie do spacerowania zaparkowaliśmy za słone kwoty, ale owe słonopłatne parkowanie niknie zupełnie przy opłatach za zwiedzanie zabytków. Generalnie chcąc obejrzeć wszystkie rzymskie atrakcje musicie być gotowi zostawić tu całą pensję. Ceny parkingów to pikuś. Spacer był nader udany, sfotografowałem całe mnóstwo czysto włoskich zabytków z II połowy XX wieku (Epoka Chromu i wczesnego Plastiku).
Potem wleźliśmy za gigantyczny mur miejski Watykanu i zderzyliśmy się z panującym tam szaleństwem turystycznym (pomimo tego, że nie zamierzaliśmy go wcale zgłębiać)- tłum oblegał plac Świętego Piotra ścisłą ciżbą, niczym Hunowie i Goci. Obserwowaliśmy to z bezpiecznej odległości kilometra, przez obiektyw 210 mm. Dodajmy, że był to wczesny sezon, maj, pachniała Saska Kępa, a mimo tego tłum oblegał.
Ruszyliśmy w stronę przeciwną, do jednego z bardziej malowniczych zabytków rzymskich, wspomnianego tortu warstwowego nad Tybrem.
Całe te nawarstwienia są takie Dziwne, takie Inne niż u nas, jak o tym głębiej pomyśleć. No bo to był nagrobek królewski przecież! Nagrobek przerobiony na zamek obronny. Tak jakby kaplicę królewską na Wawelu przerobić na jednostkę wojskową. Ale być może w czasie przeróbki Rzymianie i ich następcy mieli znacznie bardziej w dupie swoich dawnych cesarzy, niż my mamy swoje królewskie groby.
W 139 roku zbudowano dla cesarza Hadriana mauzoleum. Ale nie takie, jakie zbudował dla siebie Izrael Poznański na łódzkim cmentarzu - LINK, albo rodzina Raczyńskich koło pałacu w Rogalinie. Ono było Trochę Większe. Podstawa na planie kwadratu o boku 85 metrów, wysokości 10 metrów, wszystko okładane marmurem full wypas. Na tymż graniastosłupie - cylinder mauzoleum, o średnicy 65 metrów, z betonu okładanego trawertynem, zwieńczony kopułą, wysokości 21 metrów. Na górze, na warstwie ziemi zasadzone były liczne cyprysy, a na samym szczycie kopuły wstawiono pomnik cesarza powożącego kwadrygą, jak sama nazwa wskazuje w cztery konie zaprzężną. Z brązu. Wejście do mauzoleum biegło najpierw rampą w górę, do pomieszczenia z cesarskim posągiem, a stamtąd wielkim spiralnym korytarzem w dół, do komory grobowej. Żeby całość nie wyglądała zbyt licho, przed zamkiem zbudowano potężny most na Tybrze, zwany do czasu - Pons Aelius. Fajnie tak sobie spoczywać wiecznie.
W mauzoleum oprócz Hadriana, pochowano także jego rodzinę, a potem późniejszych cesarzy, między innymi Marka Aureliusza i Septymiusza Sewera. Porównania do kaplicy na Wawelu nie są całkiem od rzeczy.
Potem jednak lata biegły. Wandalowie, Hunowie, Goci, siedemnaście filmów o tym zrobiłem, a kręcę osiemnasty.
Sto pięćdziesiąt lat po budowie mauzoleum zostało włączone jako bastion w mury Rzymu, potem zamieniono je w części na więzienie i ufortyfikowano. A przez kolejne wieki nic tylko przebudowywano, dodawano i fortyfikowano dalej. Obudowywano murami, dobudowywano wieże, blanki otwory strzelnicze i przejścia. Przez wieki był to najpotężniejszy obiekt obronny w mieście i jako taki był wykorzystywany wielokrotnie i z powodzeniem. Dominował. Kto władał zamkiem ten władał Rzymem. Mniej więcej ostateczny wygląd uzyskał ów Castel Sant'Angelo w okolicach XVI wieku, przyozdobiony gustownie barokowymi rzeźbami i posągiem anioła, symbolizującym ocalenie od zarazy.
Tymczasem w środku nadal tkwiło starorzymskie mauzoleum.
Widać je do dzisiaj, choć wierzch został mocno przerobiony. Wchodząc do środka widać niewątpliwe warstwy, płaska i drobna starożytna cegła łączy się jak nożem uciął z cegłą późniejszą, bliższą naszej, nadal istnieje spiralny korytarz biegnący od szczytu po piwnice obiektu.
Słonopłatne wejście do zamku, było jedną z najlepszych w mym życiu inwestycji turystycznych. Było to bodajże 14 eurasów, ale nie jestem pewien, bo starałem się jak najszybciej o nich zapomnieć (a do tego nastawcie się Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ na kilka euro więcej, bo KAŻDY książkowy przewodnik podaje ceny ZAWSZE o kilka euro niższe niż te rzeczywiste. Prawdopodobnie rosną co pół roku).
Ten zamek zaskakuje na każdym kroku. Wszystkim. Regularnym kształtem, zawikłaną symetrycznością. Wchodzi się jak do średniowiecza / renesansu. Surowizna, widać że łby tu ucinali na każdym kroku i z różnych powodów. Jak to w zamku. Wewnątrz niespodziewane relikty hadriańskie, wszystko to odbywa się niezwykle skomplikowaną "one way" drogą która oblatuje cały obiekt. Na każdym piętrze coraz lepsze widoki i coraz więcej luksusu.
Szczytowe pomieszczenia były niegdyś papieską rezydencją i doprawdy dawno nie widziałem takich fresków jakie pokrywają te pokoje. Dla tych fresków można by tu spędzić pół dnia, wymyślne niezwykle. No, ale nie mamy pół dnia, trzeba lecieć dalej. Kulminacja następuje na najwyższym tarasie widokowym, skąd otwierają się widoki na cały Rzym, razem ze wszystkimi wzgórzami, Watykanem, Tybrem i wystającymi ponad dachy monumentami. Tutaj można by spędzić ze dwie godziny. Ale nie mamy dwóch godzin na widoki. I kiedy przeszło się już tę kulminację zachwytów i myśli się że to już koniec i do wyjścia, nagle otwierają się Swiętoanielskie Wawele i sale od góry do dołu w boazeriach, intarsjach i tapiseriach, szczęka na dole i trzeba padać znów na kolana. Ja, na kolana padłszy, zaraz tyż prędko poszedłem (cytat).
Ten Rzym, powiem wam, jest po prostu wspaniały! Ja będę tu żył i się rozmnażał. To jest miasto tak warstwowe, jak żadne inne na świecie. Można zrobić z niego doktorat, habilitację i profesurę, wielu pewno zrobiło. Ale nawet liźnięcie i nakłucie tego molocha, nawet w dzikich tłumach turystów, daje niesamowicie dużo satysfakcji. Zwłaszcza, że zapewne zapomnianych i nieuczęszczanych zabytków najwyższej klasy jest tam więcej. Trzeba tylko poszukać. Poszukam następnym razem.
Wracając do zaparkowanego auta natknąłem się na następne zabytki z drugiej połowy XX wieku. Dość podniszczone, nawet, powiedziałbym, zrujnowane, nienowoczesne i omszałe. Stały zaparkowane.
-Kraj w ruinie - powiedziałem do Współfabrykantki - od razu widać.
Fabrykant
P.S.
Zapraszam na Facebooka Fotodinozy - LINK
dlaczego tego wszystkiego jeszcze nie sprzedali jakiemuś deweloperowi? zaraz by się tam zrobiło z tymi gruzami porządek i wybudowało jakieś Miasteczko Villanuov
OdpowiedzUsuńVilla Nova, oczywiście. Też mnie to zastanawia. Serio. Podobno, a nawet więcej niż podobno- na pewno wiele z rzymskich wzgórków i pagórków, to są po prostu gruzy po zawalonych antycznych budowlach, na których postawiono następne rzeczy.
UsuńLudzie tam mieszkają nieprzerwanie od prawie trzech tysięcy lat. Że też im się nie znudziło.
Szanowny Pan Fabrykant w moim ulubionym miejscu na całej kuli ziemskiej!!
OdpowiedzUsuńTo znaczy ja jestem daleki od zwiedzenia całej kuli ziemskiej, ale jako człowiek skrajnie subiektywny i uprzedzony nie wyobrażam sobie, żeby gdziekolwiek i kiedykolwiek powstało coś wspanialszego od Rzymu i jego okolic, Włochami zwanych (nie mylić z Wołochami, ani z Włochami pod Warszawą. Ani też z żadnego rodzaju włochami).
Najsamprzód, jak to ja, czepię się szczegółu - po włosku Villa będzie Nuova. Nova byłaby po łacinie. Chociaż w Rzymie to faktycznie byłoby na miejscu, bo tam na studzienkach kanalizacji do dzisiaj piszą SPQR, antyczną czcionką. W końcu pecunia non omlet, czy jakoś tak.
W Rzymie mógłbym spokojnie spędzić miesiąc albo dłużej. Ostatnim razem, w 2014r., na samym Forum Romanum przebywaliśmy coś koło czterech godzin i zwiedziliśmy tylko część. To był mój trzeci raz i za żadnym z nich nie zdążyłem jeszcze dojść na Palatyn. Jakaś choroba po prostu... No ale jak tutaj nie zatrzymać się na dłużej koło grobu Romulusa. I mównicy, z której przemawiał Katon Starszy (ten od spalenia Kartaginy). I świątyni westalek (haha, wszedłem nieraz, jako mężczyzna!! Ale westalek w środku nie zastałem...). I więzienia, gdzie siedział św. Piotr. I Skały Tarpejskiej, skąd zrzucano zdrajców. I Złotego Kamienia Milowego, który już dawno ukradli (bo był złoty), ale robi wrażenie nawet, kiedy go nie ma od 1500 lat. I...
O termach Karakalli usłyszałem pierwszy raz w kontekście pierwszego koncertu Trzech Tenorów, w 1990r. Miałem 10 lat, ale ten koncert zrobił na mnie takie wrażenie, że kasetę VHS zajechałem na śmierć (tę sztukę w naszym domu powtózyła tylko moja mama z "Przeminęło z wiatrem"). Dlatego jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Rzymie. Obok Forum Romanum. I Kapitolu. I Circus Maximus. I Via Appia z katakumbami. I Piazza del Popolo. I Teatru Pompejusza (gdzie zabito Juliusza Cezara, można z góry popatrzeć na to miejsce). I...
Rzymski bruk na Via Appia to coś niesamowitego (ona jest raczej "trochę" dalej niż kilometr od Forum, ale wiem, że to licentia poetica). W Rimini samochody jeżdżą po rzymskim moście, tutaj też by mogły, ale bez nich jest bardziej antyczna atmosfera.
Następnym razem będę się musiał wybrać do Sant'Angelo, bo tam jeszcze mnie nie zaniosło. Podobnie jak w wiele innych rzymskich miejsc, ale niniejszym zostałem zachęcony. No i do gruntownego pochodzenia po murach miejskich też. Nie od dzisiaj wiadomo, że w Rzymie kluczową sprawą było właśnie pochodzenie.
To jest nieprawdopodobne miasto. Wieczne Miasto. I prawdą jest, że barbarzyńcy prowadzeni w okowach przez Via Sacra, wchodzący pod koniec na Forum i Kapitol, musieli chyba myśleć, że już zginęli i trafili na kwadrat do samych bogów. Z wyjątkiem Asterixa z Obelixem, ale oni akurat nie w okowach tam weszli.
P.S. Bardzo mi miło widząc na Fotodinozie ślady automobilowniowej periodyzacji historii motoryzacji, nawet z moimi własnymi błędami - bo nazwy epok powinno się pisać z małej litery, ale ja jakoś zacząłęm jak głupek pisać z wielkiej i teraz łyso mi się poprawić, bo będzie niespójnie. A niespójność wygląda dobrze dopiero wtedy, kiedy ma tyle lat co Rzym.
Eee tam, zaraz błędami. Dużymi literami - jak to brzmi i wygląda! Bardzo miło mi się czytało komentarz Szanownego Pana. Inspirująco. Trzeba pewnie do tego Rzymu wracać...
UsuńPo powrocie i opowiastkach w gronie zaprzyjaźnionym zaczęliśmy się wszyscy zastanawiać, czy jakieś miasto europejskie można z Rzymem porównać. No i zastanawialiśmy się długo, ale nam wyszło że NIE MOŻNA. The best of Europe. Dodatkowo ci rzymscy Włosi tacy jacyś podejrzanie zadowoleni z życia. W innych stolicach, to zwykle wszyscy mrukliwi, wkurzeni i zabiegani na maxa (inaczej niż na prowincji). Tutaj jakoś dolce far niente panuje i dolce vita naraz. Takie wrażenie.
Co do Nova/ Nuova, to mi się łacina nasunęła bo u nas Wilanów z łaciny, a poza tym analogicznie do naszych anglicyzmów deweloperskich. ("Helenów Park", z łódzkiego podwórka na przykład).
moi włoscy przyjaciele mieszkają w Vicenzy na Via Nova 16, a nie Nuova, ku memu zdziwie iu...
UsuńPrzyłączam się do chóru zachwytów. Byłem w Rzymie 2 lata temu i żałuję że tak późno. Wrażenie takie jak nie przymierzając po spożyciu najlepszego drinka w znanym wszechświecie czyli Pangalaktycznego Gardłogrzmota, jeśli spamiętałem z grubsza cytat: jakby ci ktoś wybijał mózg z czaszki sztabą złota obłożoną plastrami cytryny. Jako niedoszły historyk sztuki miałem niejakie przygotowanie, ale powiadam wam, książki i muzea poza Półwyspem Apenińskim to nic nie jest. Zupełnie nic. Wybraliśmy nieco samobójczo sierpień, bo w sierpniu całe Włochy są takie trochę nieczynne, wszyscy się urlopują. Ceny owszem niższe tylko upał niemiłosierny, nawet na stacjach metra nie ma wytchnienia. Ja również swoją szczękę w Wiecznym mieście postradałem. Milionowa metropolia w czasach kiedy ludność całego globu liczyła jakieś 200 milionów, z czego w granicach Imperium Romanum około 60 milionów. Polecam wizytę w Termach Dioklecjana i Muzeum Narodowym. Czyli w części Term zaadoptowanych na kościół (wstęp za darmo) i części zaadoptowanej na muzeum. Wcześniej przebudowywanej przez samego Michała Anioła z pysznymi krużgankami. Ale bilet wstępu (niedrogi 10 euro) pozwala na obejrzenie 3 dodatkowych oddziałów muzeum, z czego starczyło mi sił na jeden. Tam jest wszystko, życzy Pan sobie Dyskobola? Jest i to nie jeden. Ponadnaturalne rzeźby z brązu. Z brązu! A z głównej sali z freskami z cudnym widokiem na ogród nie wyszedłem chyba przez pół godziny siedząc na ławce pośrodku i chłonąc jak jamochłon. Panteon to osobna bajka, choć wcale nie zbudował go Marek Agryppa o czym przewrotnie głosi napis na budowli. I znów: chyba ze 6m wysokie drzwi z brązu, nadal w użytku. Trastevere czyli Zatybrze przeurocze. A jak kto ma chęć na klimaty robotniczo anarchistyczne polecam Via dei Volsci, tuż przy samym dworcu Termini. Chodząc po Rzymie, co rusz natykając się na gargantuiczne ruiny i mury czy nieckę po Circus Maximus nie mogłem się uwolnić od słów Bernarda z Chartres: Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą gigantyczną wysokość.
OdpowiedzUsuńWiem jedno: muszę tam wrócić.
Uchhh, toż Pan Szanowny poddał miejscówki do zwiedzania! Wracam tam czym prędzej. Jak to pięknie, że świat oferuje takie ciekawe rzeczy, przynajmniej się człowiek nie znudzi aż do emerytury. Dioklecjan i jego Termy były na trzecim punkcie listy zwiedzania, ale nie starczyło już czasu.
UsuńDawno tam nie byłem a jak byłem nie miałem "pecunii" za to miałem czas (mimo aktualnej emerytury). Ancora volta!
OdpowiedzUsuńswietny artykul! niestety nie mialem okazji byc w Rzymie, a w dodatku nawet gdziekolwiek we Wloszech... no ale moze sie kiedys uda, bo chetnie bym poogladal :)
OdpowiedzUsuńprzy okazji czegos sie dowiedzialem przypadkiem - skad wziela sie nazwa Elemis Westa (tc401) - swego czasu moj ulubiony telewizor, nie to ze byl jakis wyhatkowo dobry (choc niezly) ale straszliwie mi sie podobal, szczegolnie dla tego, ze telewizory "z szybą" maja wogole jakis urok :)
Jedź Pan, panie Benny do Włoch czym prędzej. Jest tam klimat. Mój ulubiony.
Usuń