wyświetlenia:

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Ranking książek przeczytanych. Wrzesień - grudzień 2017



Tuż przed świętami serwuję ranking książek ostatnio przeczytanych. No bo wszyscy tak robią- w zamyśle zarobienia na klikalności. My nic nie zarabiamy, a tylko wszystko wydajemy (Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy- cytat Marylin Monroe), ale wpiszemy się w ten trend. Czy może trynd.  Może się komu przyda na prezenty, albo do celów spuszczenia w wychodku.
Żeby zwiększyć pulę zakupową - mój poprzedni ranking książek jest tutaj- LINK.

Skala sześciogwiazdkowa:
****** - wybitna. Tusku, musisz!
***** - bardzo dobra. Wysoka satysfakcja.
**** - dobra. Warta przeczytania.
*** - może być, ale może też nie być.
** - słabo, jest słabo.
* - w ogóle nic nima.

Ze zrozumiałych względów ostatnie dwie oceny raczej są rzadko wykorzystywane. Staramy się nie czytać takich książek.



"Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz" Anna Kamińska ****
Solidna, bardzo rzetelna biografia ciekawej postaci. Rutkiewicz była interesująca i wyjątkowe nie tylko ze względu na wyczyny himalaistyczne, ale i z racji skomplikowanego charakteru, co książka bardzo wielostronnie eksploatuje. Ciekawe dla mnie jest też szeroko opisany anturaż- okupacyjne dzieciństwo na Litwie, repatriacja, powojenny Wrocław- ciekawe czasy. Wnika się też co nieco za kulisy taternicko- alpinistyczne i stosunki (oraz motywacje) w tymże środowisku. Dla wtajemniczonych cytat: "Wspinał się jak Sprężyna, szkoda, nic mu się już nie zgina"

Camilla Lackberg "Kaznodzieja" ***
Na tle debiutanckiej "Księżniczki z lodu" książka wyraźnie słabsza, choć nadal dobra. Nie ma niestety tego uderzenia i świeżości. Niestety ma też słabości kompozycyjne- wątków obyczajowych jest zbyt wiele i nieco zbyt powierzchownych, autorka jakby chciała zrekompensować nam to że głównych bohaterów już dobrze znamy i skomplikowała im życie ponad miarę wiarygodności. Drugim, fatalnym błędem jest tytuł książki. To błąd tego samego rodzaju co obsadzenie Skelena Skarsgarda w filmie "Dziewczyna z tatuażem", albo Colina Firtha w "Szpiegu". Kto przeczyta ten zrozumie te aluzje.

Piotr Gociek "Czerwone bataliony" ***
Opowiadania science-fiction. Część z nich zapada w pamięć- mają dobry, zaskakujący pomysł fabularny i nawiązania historyczne np. o "superbohaterach Związku Radzieckiego", czy o "przemianie duchowej doktora Kluczyka, najbogatszego Polaka". Jednak spora część jest przeszarżowana, nieco na siłę zbyt dowcipna. Trochę szkolna, jeśli wiesz co mam na myśli Prosiaczku. Wzięcie w cudzysłów goni następne wzięcie. Być może autora zmartwiłoby, że za najlepsze opowiadanie uważam to, które dowcipu nie zawiera wcale.

Marek Krajewski "Mock. Ludzkie zoo" ****
To być może najlepsza książka tego autora. Jest jego pierwszą do której nie mam żadnych, ale to żadnych zastrzeżeń fabularnych. Akcja dotyczy przede wszystkim bardzo ciekawych rzeczy- bo historycznych, mało znanych i kontrowersyjnych. Risercz do niej musiał autora zająć na długo. Ma też bardzo dobrą równowagę, a może i nawet szlachetną prostotę w porównaniu z kilkoma przekombinowanymi książkami o Eberhardzie Mocku. Nie ma aż tak przesadnego okrucieństwa, nie ma bombastycznego finału. Końcówka książki zadziwia kompletną zmianą miejsca akcji, a też i wiarygodnością i szczegółowością opisu. Niezła robota!

Mieczysław Wlekły "Tu byłem Tony Halik" ****
Nie mogłem przeoczyć pozycji o tytule jakim taguję swoje wpisy podróżnicze. Tony Halik to legenda. A jeszcze ciekawiej się robi kiedy człowiek się dowiaduje że poza Polską był legendą jeszcze większą, choć już nieco zapomnianą. Z Fotodinozowych zainteresowań wymienię tylko że Tony Halik był jedynym znanym mi Polakiem (z paszportem Argentyńskim) jaki publikował w słynnym "Life" kilkustronicowe reportaże. Biografia ma dobrą konstrukcję- achronologiczną, od Halika najbardziej znanego do tego odkrywanego po raz pierwszy, która powoduje że z każdą przeczytaną stroną oczy otwierają się coraz szerzej. A na końcu są jak spodki. Czy ta książka ma wady? Właściwie nie. Autor włożył w nią mnóstwo pracy, dotarł do świadków z epoki i to na całym świecie. Ale nie jest napisana porywająco. Troszkę może zbyt wiele jest w niej Elżbiety Dzikowskiej, wieloletniej partnerki Halika.

Roger Moore "Nazywam się Moore. Roger Moore" ***
Autobiografia najmniej poważnego z Bondów. Życie brał lekko, łatwo i przyjemnie, z nizin trafił na szczyty. Najciekawsze z książki znów są wczesne lata. Moore urodził się w tak szczęśliwym czasie, że do wojska go wzięli tuż po zakończeniu II Wojny- budżet Wielkiej Brytanii był wtedy skierowany nadal w całości na armię. Tylko nie wydawano go na zbrojenie- wystawne obiady w wojskowych kantynach wspomina do dzisiaj z sentymentem. Różne sympatyczne ploteczki sprzed pół wieku mieszają się w tej książce z miłymi banałami. Sympatyczny człowiek był ten Moore. Świeć Panie nad jego duszą.

Antoni Kroh "Za tamtą górą" *****
Jeśli miałbym wymienić ulubionego tworzącego dzisiaj polskiego pisarza- to byłby to Antoni Kroh właśnie. Nie znacie? Błąd! Człowiek barwny to łagodne określenie. Jeżeli ktoś kontynuuje dzieło Sabały, który, jak wiadomo z zakopiańskiego pomnika, jedną ręką trzyma krzypecki, a drugą ręką gawędzi- to właśnie ów zasłużony etnograf, muzealnik, leksykoznawca, który pióro ma tak lekkie, że pochłaniam jego książki jak Rafaello- ledwo się zacznie a tu całe pudełko poszło. "Za tamtą górą" także jest swobodną gawędą, czasem szpileczka gdzieś wetknięta, czasem w śmiech obrócone poważne rzeczy, ale zawsze widać że autor ma dużo wyrozumiałości dla opisywanych ludzi, nawet wtedy gdy błądzą. Rzecz jest o Łemkach. Jest to autorska opowieść o osobistym odkrywaniu kultury i historii łemkowszczyzny (Kroh był pierwszym po wojnie kuratorem, który zorganizował wystawę o Łemkach), wewnętrznych konfliktach wśród współczesnych i wśród ich przodków. Temat z pogranicza geograficznego, kulturowego i ustrojowego- bardzo ciekawe i z niezwykłym wyczuciem. Potocznie, ironicznie. Dużo o stosunkach różnych narodów do innych narodów. Dużo o zwyczajnych stosunkach międzyludzkich.
I dłuższy czas mija od przeczytania tej książki, tym więcj o niej myślę...



Wojciech Orliński "Internet. Strach się bać" *****
W 2011 roku z WSZYSTKICH czytników Kindle dystrybuowanych przez Amazona zniknęła jak sen jaki złoty książka Orwella "Rok 1984", wcześniej kupiona przez klientów. Zniknęła i już. Bo mogła. Możliwości inwigilacji, manipulacji i cenzury są dzisiaj wprost nieziemskie. To co służbom specjalnym zajmowało kiedyś kilka dni szperania, szukania, śledzenia, podsłuchiwania dzisiaj zajmuje 30 sekund przy komputerze podłączonym do internetu. Kto by nie skorzystał z takich ułatwień? A my kliknęliśmy już wszystkie zgody na to, pod wszystkimi zbyt długimi umowami i regulaminami, których nigdy nie czytamy. Jako wesoły pesymista wiedziałem sporo o tym wcześniej, ale kto jest optymistą i uważa że internet to samo dobro lejące się przez łącza- powinien tę książkę przeczytać. Orliński pisze bardzo dobrze, żywo i ciekawie- to mój ulubiony publicysta lewostronny. Pisze także bloga- LINK

John G. Morris "Zdobyć zdjęcie" ****, dla fotografów *****
Może nie uwierzycie, ale przez ręce tego faceta przeszły wszystkie najważniejsze zdjęcia "przedostatnich" pięćdziesięciu lat. Ten gość tworzył fotografię reporterską o której najczęściej czytacie na Fotodinozie- jest to więc pozycja wyjątkowo pod mój gust. Nie dość że był reporterem i fotoedytorem "Lifu", akurat w czasie gdy trwał atak na Normandię skąd słał zdjęcia do redakcji, pierwszym redaktorem Agencji Magnum, ale też tworzył "Ladies' Home Journal", "New York Timesa", "Washington Post" i "National Geographic". Dość powiedzieć, że to on właśnie zainspirował dyrektora Museum of Modern Art w Nowym Jorku do stworzenia najsłynniejszej na świecie wystawy fotograficznej "Rodzina człowiecza" (możecie o niej poczytać TUTAJ). Książka wspomnieniowa, pełna różnych anegdot i smaczków o licznych wielkich tego świata z którymi Morris balował, drinkował lub robił im zdjęcia, między innymi o Marlenie Dietrich, Lee Marvin, Erneście Hemingwayu i oczywiście Capie i Cartier- Bressonie, twórcach Magnum.
Oprócz przewijającej się na kartach książki czeredy fotografów z czołówki światowej reporterki między wierszami można także wyczytać jak wyglądała II Wojna Światowa w realiach Zachodu. Trochę się to różniło od realiów naszego Wschodu- w skrócie mówiąc. 
Życie Morrisa było długie i bogate, więc jedyne co mogę zarzucić książce to pewna powierzchowność, która na szczęście zwalnia w drugiej części wspomnień- więcej w niej opisanych z detalami historii konkretnych fotoreportaży.

Marek Wałkuski "To jest napad! Czyli kawałek nieznanej historii Ameryki" ****
Książka rozrywkowa, ale zapewniająca pewną dawkę wiedzy historycznej- monografia napadów na banki, od czasów amerykańskiej prehistorii (tj. od XVIII wieku). Ciekawe wydają się detale nakreślonego tła tej epoki, czasy kształtowania się ustroju w USA. Mogę mieć tylko niewielkie pretensje do pana Wałkuskiego, że jako korespondent Polskiego Radia z Waszyngtonu opisuje te historyczne dzieje nieco zbyt suchym, tj. mało emocjonalnym językiem. Więcej życia można za to wyczytać w opisach samych napadów, do których autor ma stosunek znacznie bardziej osobisty.

Zbigniew Łomnik (Tymon Grabowski) "Ewangelia według Grubasa"- ebook. ****, dla automobilistów: *****
W zasadzie jest to książka dla petrolheadów, ale bardzo wciągająca. Mogą się wciągnąć nawet i nie automobiliści. Fabularyzowana i stylizowana historia (a la autobiograficzna- opowiada niejaki Grubas) handlu samochodami w Polsce, od czasów głębokiego Gomułki aż do dzisiaj. Wniknięcie w specyficzne środowisko handlarzy, złożona z różnych smacznych opowieści. Z jednej strony jest to świadectwo epoki, z drugiej kawałek socjologiczno- psychologiczny, opisujący pokrętną ludzką naturę sprzedawców i kupujących. Przy okazji, między wierszami otrzymujemy dużo wiedzy o tym co się dzieje z samochodami zanim zostaną wystawione jako "jedyny taki, zobacz!". Dużo ludowego humoru ironii, podszytych "chłopskim zdrowym rozumem".

Marek Nowakowski "Nekropolis" *****
Wspomnienia. Wspominki. Szlakiem warszawskich knajp, redakcji, klubów, parków. Kilkuzdaniowe biografie setek znanych i mniej znanych postaci, wielce ciekawych, napisane piękną polszczyzną, raczej lakoniczną niż pomnikową. Nowakowski znał wszystkich i o wszystkich ma jakieś smaczne historie, a przy okazji roztacza społeczną panoramę miasta z czasów wczesnego i późnego PRL. Wnikliwie roztacza. Niektóre akapity zapadły mi mocno w pamięć:

"Choroba lewicowości często nawiedzała wrażliwych chłopaków z tamtych lat. Buntowali się przeciw wszystkiemu, rodzicom, religii, tradycji, klęsce poprzedniego pokolenia. Marksizm w sowieckim wydaniu był objawieniem i chętnie, wyzywająco wkładali czerwone krawaty, przypinali do klap emblematy z wizerunkiem Lenina, Stalina." (podkreślenie- moje)

Z książki Nowakowskiego można wysnuć jeszcze wiele ciekawych wniosków o latach socjalizmu. Na przykład taki, że jak chciałeś  latach 50-tych spotkać jakichś ciekawych ludzi, to najlepiej było dać się wpakować do tiurmy. Opisywany w "Nekropolis" Władysław Minkiewicz (kuzyn Janusza) najpierw był związany z organizacją "NIE" generała Okulickiego, cudem udało mu się uniknąć moskiewskich procesów- uciekł na zachód do Andersa, wrócił w 1947 roku i został zaaresztowany przez UB. Wydał w latach 80-tych w drugim obiegu wspomnienia - "Mokotów, Wronki, Rawicz" w których opisał poznanych tamże współwięźniów, byli to m. innymi Antonii Heda "Szary" (czytałem jego wspomnienia), żołnierze z "Zośki" i "Parasola", Teofil Syga, późniejszy edytor pism Mickiewicza, historyk sztuki Michał Walicki, Franciszek Niepokólczycki, szef II Komendy WiN, poeta Jerzy Braun i Mieczysław Pszon - delegat rządu londyńskiego.

Nowakowski daje pełen przekrój ciekawych postaci z różnych środowisk i o różnych przekonaniach politycznych. Szpot, Julian Stryjkowski, Hłasko, Himilsbach, Wiktor Woroszylski. Czytałem z dużą przyjemnością.

Wojciech Bonowicz "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe" *****
Wojciech Waglewski jest fajnym muzykiem i tekstowym słowotwórcą. Ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że jest on moim ulubionym człowiekiem wśród muzyków. Może nawet autorytetem. Jest to facet nie tylko rozsądny, ale także wiedzący co w życiu ważne. Żyjący, na oko oceniając, blisko twórczej równowagi. Poeta Wojciech Bonowicz przeprowadza z nim wywiad - rzekę, bardzo dyskretnie wtrącając pytania i półpytania i pozwalając rozmówcy się wygadać. Rzecz dotyczy oczywiście drogi twórczej. Ale też wpływu muzyki na duchowość i jej socjologicznego i kulturowego odbioru. Akurat trafiło na właściwego człowieka, bo Waglewski jest socjologiem z wykształcenia. Opowiada o latach 70-tych i 80-tych w różnych nurtach rocka, jazzu i awangardy uprawianej w PRL, tworzeniu "Osjana" i "Voo voo", koncertach, wyjazdach i zmaganiach z systemem. Stan wojenny zastał na przykład Waglewskiego z "Osjanem" w Danii i Szwecji, z której natychmiast postanowił wracać promem, mimo namów przyjaciół:

"Okazało się, że Szwedzi wprowadzili wizy dla Polaków. Urzędniczka na granicy zagląda mi do paszportu i mówi: "Nie ma wizy". A ja: "Proszę pani, ja na wojnę jadę, a pani mnie o wizę pyta?" Zasalutowała, puściła nas.
Byliśmy przekonani, że w Polsce zastaniemy coś w rodzaju powstania warszawskiego: trzeba będzie iść i się naparzać. Siedzieliśmy na pokładzie (bo oczywiście kabin nie mieliśmy) i gadaliśmy o tym, że pewnie zaraz wkroczą Ruscy i będą regularne walki. Nagle podchodzi jakiś facet i pyta: "Panowie, może jakąś leżaneczkę załatwić? Albo pół litra?". Jak w "Zakazanych Piosenkach": świat się wali, ale żyć jakoś trzeba. I wtedy poczuliśmy że jesteśmy w domu, że to jest Polska.
I po raz pierwszy pomyślałem, że nic złego nam się nie stanie"

 W osobistym wywiadzie pyta się także o rzeczy osobiste, a zważywszy że Waglewski jest ojcem Fisza i Emade, a może i Tworzywa Sztucznego- także wypada to ciekawie.
A wiecie że znana pieśń "Nim stanie się tak" była tekstem napisanym pierwotnie jako reakcja autora na wybuch w Czernobylu??? Tylko skrócił ją o kilka wersów.


Janusz Głowacki "Przyszłem. Cyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy" *****
Zdolna bestia ten Głowacki! Gdyby nie to, książka dotyczyłaby kwestii aktualnej jak zeszłoroczny śnieg - filmu który zostanie zapewne zapomniany. Ale Głowacki nie skupia się na samym filmie, choć wycinki ze scenariusza w kilku wersjach stanowią jego główną treść. Książka jest tak przesycona ironią i uroczym cynizmem, że aż bałem się kłaść ją na stole, żeby blatu nieprzeżarło. Do poglądów autora mi daleko, bo przy okazji zabiera się w niektórych miejscach za obronę rzeczy przegranej- uczciwości wszystkich intencji Lecha Wałęsy. Wałęsa, człowiek o wielkich zasługach (o czym dobitnie przypomnieć sobie można czytając "Przyszłem") jest także człowiekiem wielkich win. Tych win Głowacki się, broń Boże nie wypiera, ale a to podleje je ironicznym sosem, a to zakwestionuje, a to się wycofa z kwestionowania, a to podważy intencje odbrązawiaczy Wałęsy, a to uogólni poglądy społeczeństwa. Niemniej nie ma do swojego bohatera stosunku nabożnego, a nawet wręcz przeciwny. Pokrętne to dosyć, ale niesamowicie wciągające i bardzo dowcipne. Zjadliwe niesamowicie. Bystre.
Dodawszy do tego że Głowacki był przecież naocznym świadkiem strajków w stoczni i podpisywania Porozumień Sierpniowych i ma świetne, prześwietne wyczucie fabularne i ucho do dialogów, jestem gotów mu wiele wybaczyć, w zamian za przyjemność czytania. I zdaje się nie tylko ja.
"Akurat w czasie, kiedy prawdziwy Lech Wałęsa nad bramą odczytywał "dla historii" wszystkie postulaty, stałem obok Gajki Kuroniowej w tłumie stoczniowców przed salą BHP. Lech huczał przez głośniki i już wiadomo było, że się władza zgodziła też wypuścić pozamykanych korowców. Wałęsa skończył i tysiące przed Stocznią i w Stoczni zaśpiewały "Jeszcze Polska...". Gajka miała łzy w oczach i ja też, zresztą pierwszy raz w życiu przy hymnie. Wzięła mnie za rękę i powiedziała; "Zwyciężyliśmy". Ja pokiwałem głową, że oczywiście, ale się czułem niewyraźnie. Łzy w oczach mam, jak się należy, ale łzy łzom nierówne. Jej lepsze. Bo oni wszyscy po więzieniach, wyrzucani ze studiów, z pracy, przesłuchiwani. Ja w sumie nieźle sobie żyłem, a z moimi kłopotami cenzuralnymi to czysty śmiech. Ale moje oczy płakały tym bardziej, że Gajka wspaniałomyślna, więc się jeszcze bardziej wzruszyłem. Chociaż mój zły charakter raz po raz dochodził do głosu i podpowiadał, że to wszystko niemożliwe. Musi się źle skończyć.
A przy bramie, już wychodząc wpadłem na Zdzisława Najdera, który powiedział z radością: "No widzi pan, takim był pan czarnowidzem i proszę".
Najdera następnym razem spotkałem w Londynie po trzynastym grudnia, kiedy mnie namawiał, żebym pisał powieść w odcinkach dla Wolnej Europy, w której został dyrektorem, a sąd w Polsce wydał na niego wyrok śmierci"

***********************************************************
Idziemy na rekord, proszę Państwa. W tym roku przeczytało się trzydzieści sześć książek. Może i będzie więcej, bo prezenty przed nami (ja byłem grzeczny!), a do nowego roku jeszcze parę dni.
Próbuję zawyżać statystyki, to bardzo jest przyjemne. 
Miłych lektur!

Fabrykant

1 komentarz:

  1. Zapuściłem się to zdrowo (cytat) w czytaniu Fotodinozy. Dziś zacząłem nadrabiać. Trochę losowo, trochę chronologicznie wspak. W głąb sięgaj, gdzie głąb nie sięga (cytat?). Dzięki wielkie za te recenzje! Mało z tych książek przeczytałem. Właściwie to bardzo mało. A konkretnie jedną: "Zdobyć zdjęcie". To rzeczywiście świetnie opisany kawał świata fotoreportażu. Też polecam. Wielce zachęciłem się do przeczytania Głowackiego. Filmu nie widziałem i nie mam na niego ochoty, ale kulisy powstawania jego kulisów z chęcią poznam. Ze względu na autora. No i ten Kroh! Nie miałem o gościu pojęcia, wielkie dzięki za odkrycie go dla mnie. Uwielbiam Beskid Niski i jego historyczno-społeczno-etnograficzną otoczkę, więc "Za tamtą górą" stawiam na początku kolejki swoich lektur.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.