wyświetlenia:

piątek, 3 lutego 2017

Najbrzydsze i najładniejsze rzeczy we Francji

Dziś żadnych pytań o byt,
czy mieć, czy być?
Proszę dziś,
żadnych pytań o świat,
o to co dzieje się,
dzieje się i tak.
(...)
dziś bez babrania się w snach,
przepowiedniach o dniach co nadejdą i
bez niewyraźnych dość min
i bez wina, bo
dziś jestem bez win.
            Voo voo "Dzisiaj jest ładna pogoda"

Tym razem autobus niesie przez pół Europy. Najpierw nasze pół, a potem obce. Żywioł germański.

Potem zjawią się zardzewiałe silosy. Niechybny znak, że Szwajcaria już przeminęła i że teraz jedziemy już przez Francję. W Szwajcarii nie ma ani jednego zardzewiałego silosa, to pewne. We Francji jest dużo zardzewiałych rzeczy. Francuzi to lubią.
Francuzi lubią sobie nie odnawiać. Tak już mają. Budynki w tych górskich wioskach, które nie są oplecione siecią wyciągów i kolejek linowych wyglądają jak zbudowane w XIX wieku, ciężkie domy z kamienia. Odnawiano je ostatnio za de Gaulle,a. Wszystko ma taki ciekawy sznyt jak z lat 50-tych. Właściwie nie musiano zapewne szukać wiele, żeby znaleźć odpowiednie plenery do ekranizacji "Mikołajka". Już po prostu stały. Z początku smutno mi się trochę zrobiło' że w kwestii motoryzacji Francuzi nie są konsekwentni i wszędzie nowe paskudne Peugeoty krosołwer, albo Renaulty ze światłami na pół bagażnika. 

Ale postanowiłem poskrobać. Postanowiłem plwać na tę skorupę i zstąpić do głębi. I zstąpiłem.

Idea tego wpisu nie udała się. Miały nią być Najbrzydsze Rzeczy we Francji. No bo wszyscy strzelają tylko te najładniejsze. To ja chciałem być oryginalny. No ale nie dało się. Obiektyw sam się kieruje w stronę tych najładniejszych. Postanowiłem pójść innym tropem- wyznaczonym przez Tomatsu Shomei- LINK. Dał nam przykład Shomei jak zwyciężać mamy. Czy można potraktować Francję jak terra incognita. Tę Francję już milion razy opisaną w literaturze, sztuce, poezji, prozie (to ja prozą piszę?), filmach z Delonem, Tatou i Boon'em, oraz pijackim bełkocie. Tę którą wszyscy znają z bagietek, żandarmów, ślimaków, citroenów dwacefał, kasztanów na placu Pigalle, żabich udek i miłości francuskiej. Czy nieznane wystąpią tu jakoweś anomalie?
No i poszedłem jak pocisk, ale nie inteligentnie jak Pershing, tylko jak ten odłamkowy, ten co go Gustlik ładował, bezwiednie i bezrefleksyjnie strzelać te anomalie. O ile to anomalie. Co tam podleci to strzelać i nie pękać.














Bo stwierdzam też autorytatywnie i z doświadczenia, że dla turysty autobusowy wyjazd docelowy narciarski, może się odbywać gdziekolwiek, a i tak turysta, jeśli się nie skupi, to nie odróżni jednego gdziekolwiek od drugiego. Wszędzie jest tak samo. Apartamenty, wyciągi, kolejki linowe i śnieg. W tym wypadku neż. Jak się człowiek nie skupi, to jak ten niedźwiedź brunatny będzie miał do czynienia wyłącznie z górami, a z krajem i jego kulturą- ani trochę. Po tygodniu autobus zawiezie go z powrotem i tyle. Może się tylko przed znajomymi chwalić kolejną egzotyczną nazwą.
Nawet w knajpie, jak zapragnie powiedzieć coś w języku lokalsów- choćby wymówić nazwę potrawy w menu, to kelnerka i tak rozpozna turystę- głąba i zacznie konwersować po angielsku. Tu się człowiek chciał wysilić, a tu taki despekt. Zero kultury. Zero kultury francuskiej- same ośnieżone szczyty i Alpa za Alpą, a potem tylko w autobus i do domu. Co za los.



I w niejakim wewnętrznym proteście na zglajszachtowanie tego świata celowałem obiektyw w cokolwiek odmiennego, trochę w duchu łomografii (Po swoich licznych wpisach na Fotodinozie podbudowany nieco filozoficznie i teoretycznie).







I tu instynkt łowcy, a może aż jakiś los korzystny, pomimo braku zastanowienia nad fotograficznym celem skierował mnie na drogę poznania. Jak w buddyzmie jakimś. Strzelałem bezrefleksyjnie tę nocną Francję, niczym kraj dzikiej egzotyki, a tu nagle wlazły pod oczy dobre zdjęcia. Same wlazły. Ja tylko patrzyłem przez wizjer.




I może wreszcie ktoś mi wytłumaczy fotograficznie tę całą Sabaudię, bo któż zrobi to lepiej niż lokals?
Bo to Sabaudia, tak w ogóle. Kolejny kraj, który był już Austrią, Włochami i Francją. Ja to chyba mam pecha- co nie wdepnąć, to jakiś kraj co to wszyscy go już mieli, albo chcieli mieć, dziesięć przynależności narodowych i piętnaście tożsamości. A może to po prostu Europa taka jest?
Może.
Bernard Grange robi te zdjęcia.


Wrażliwe te zdjęcia. I przemyślane, w przeciwieństwie do moich. Kadry pełne uroczej czarnobieli, na których Sabaudia aż bucha swoim klimatem lekko zapyziałej wioskowości. Pan Grange nie boi się portretów (ja się boję) i stworzył ze swej pracy cenne hobby, które stawia sobie zadanie rejestracji tego co przemija.
Tak właściwie to ogólna rola fotografii, jakby się zastanowić. Ale pan Grange pełni ją z wielkim talentem wspartym swoim zakorzenieniem wewnątrz tematu. Ja jestem gdzie indziej zakorzeniony, a pan Bernard Grange jest zakorzeniony w Sabaudii.
Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Zdjęcia mają fantastyczną, klasyczną kompozycję, czarno-biały klimat vintage i czuć w nich ów górski żywioł i życie górskich ludzi.

Niestety- Bernard Grange jest fotografem który zniknął z internetu. Właśnie tak. Zniknął. Bo nie można powiedzieć, że jest fotografem nieznanym. Od czasu do czasu ktoś sprzedaje jego dawny album. Ale biografii ani słychu ani dychu.
Po odwróceniu pocztówek ze zdjęciami pana Grange'a znajduje się adres internetowy:
Niestety. „Strona w trakcie konstrukcji”. Przeszukuje się sieć www, ale i tak o panu Grange niewiele się można dowiedzieć, jakby ukrył się nieco, a może jego ukryto. Myślę że może chodzić o jakiś konflikt dotyczący praw autorskich.
Jedyne co z półsłówek w opisach wystaw i wydanych albumów można się dowiedzieć, że robi/ robił zdjęcia od kilkudziesięciu lat. Zresztą najwyraźniej wiele z jego zdjęć pochodzi z lat co najmniej 50-tych i 60-tych.
Bernard Grange


Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Bernard Grange

Nie wiem kiedy się urodził. Nie wiem od kiedy fotografuje. Ale jest fantastyczny i cóż nas więcej musi obchodzić.

*********************************************************

Po drodze powrotnej, gdy patrzeć na mapę, a już nie mówiąc o drogowskazach, występuje takie zatrzęsienie nazw, które z czymś się wiążą, coś mówią, historie jakieś przypominają, że w rozpaczy człowiek zatrzymałby ten autobus i zwiedzał, zwiedzał, zwiedzał do utraty tchu. Nawet bez zakorzenienia, nawet jak Tomatsu Shomei, nawet nic nie pojmując.
No choćby same limeryki się nasuwają:

Rzekła pani raz do chłopca w Miluzie:
"Czemu rżniesz mnie tak marnie, łobuzie?"
On jej na to: "O, pani,
Choć szacunek mam dla niej,
Na zbyt wielkim pracuję tu luzie".
Maciej Słomczyński (ale on sam twierdził że napisał to Bogdan Czeszko)

Niemłody już maratończyk w Stuttgarcie
Choć prezerwatyw używał uparcie,
dzieciaków miał furę
bo kondomy dureń
zakładał na mecie, nie na starcie.
Rafał Bryndal


Był stary generał z Gross-Gerau,
co swą pielęgniarkę rozbierał,
wołając: "Szelmutko,
na moją broń krótką
masz rewelacyjny futerał!"
Antonii Marianowicz

Pewien przebiegły cyklista z Zwickau
Na swej damce chyżo pomykał.
Pod pretekstem przejażdżki na ramie
Robił dziecko kolejnej damie,
Po czym kłaniał się szybko i znikał.
Bronisław Maj

Terapeutka z Dąbrowy Górniczej
Łkała: "Dziczeć chcesz, serce? - to dziczej!
Grzęznąc w życia zjełczałej osełce,
Terapeucę wciąż i terapeucę...
Duszo, spsiałaś? Zstąp niżej: zjamniczej!"
Stanisław Barańczak

Ale nie da się zatrzymać autobusu. Jedyna nadzieja w kolejnych wyjazdach.

Fabrykant
w rozterce zwiedzalniczej.

Marne źródełka:



4 komentarze:

  1. Bardzo mi się twe kolejne Va-de-me-Kum podoba. Jak i brzydkie zdjęcia, niekiedy intrygujące jak te "chemotrails" na ciemnym niebie czy 4ech ciemnych Afrykańczyków zagubionych na śnieżnej połaci.A Messieuer (!) Bernard Grange - est vraiment Grande! Nic o nim nie wiedziałem choć pracowałem dla CIA. Proponuję Ci wybrać się jeszcze raz do Sabaudii z psem Bernardynem wyposażonym w baryłeczkę krupniku - na pewno Bernardyn wytropi Bernarda! Ta Sabaudia to rzeczywiście coś dziwnego ale urzekła hotelarzy, którzy na całym świecie budowali hotele o nazwie "Savoy", również w Łodzi na ulicy Traugutta, gdzie zdarzyło mi się spędzić nieleglnie noc przedślubną. Jeśli dobrze pamiętam. Jeśli dobrze pamiętam to król tej Sabaudii bardzo chciał być większy (terytorialnie), no może nie taki terytorialnie jak Bonaparte ale zawsze. Więc zwrócił się do większego króla w właściwie samego cesarza, Napoleona Trzeciaka, z prośbą o pomoc. Napoleon , jak jeszcze nie był trzeci, a mianowicie za młodu, żył sobie w Rzymie i wdał się do karbonariuszy, którzy nie tylko wypalali węgiel drzewny ale spiskowali aby wypierdolić tych cholernych Austriaków z całych północnych Włoch. To sobie zapamiętał młody Napoleon jak jeszcze nie był Trzecim. A zapomniał , że potem mieszkał sobie w Germanii, w mieście Ulm, gdzie chodził do liceum i za co powinien być Germanom wdzięczny. Ale na świecie nie ma wdzięczności. Więc kiedy ten mniejszy król Sabaudii go poprosił o wyp... z północnych Włoch, to imperator odparł - za ile? Biedny królik Sabaudii, bił się z myślami zanim nie zaczął bić Austriaków i zaproponowa coś. Na to imperator - Ale to jest Nic. I biedny król Sabaudii musiał popuścić, dał Nic a dokładniej Nizze ( "Honni sois q'il mal de pense" - czyli " Ho, nicois, qui mal de pense") za armię francuską, która z pomocą "Chłopców z Placu Broni" de Amicisa wygnała Austriaków z Mediolanu a nawet dalej. I Francuzi mają teraz Niceę. Czego i Tobie życzę jak następnym razem zapędzisz się dalej niż do Sabaudii - np. na Riwierę Kwiatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Niceę to mógłbym sobie mieć. Chociaż jednak wolałbym mieć coś włoskiego, bo Włochy jakoś bardziej mi są miłe.

      Usuń
  2. Ze stroną p. Grange można zapoznać się dzięki uprzejmości internetowego archiwum:
    https://web.archive.org/web/20040405083624/http://bernardgrange.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za link, choć strona pana Grange nie jest zbyt wylewna jeśli chodzi o jego karierę. Będę próbował zgłębiać te archiwa.

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.