wyświetlenia:

sobota, 18 lipca 2015

Wyprawawawa po dwa święte grale. Stare Sigmy. Nowe odkrycia.




Dziwnie się składa, że Łódź jest zdecydowanie za blisko Warszawy. To znaczy z jednej strony była zawsze za daleko, gdy trzeba było szybko do niej dojechać, ale ze względów strategicznych jednak- za blisko.
Wszyscy to mówią. Warszawa wysysa z Łodzi wszelkie soki. Choćby tu zakopywać arterie pod ziemię, budować bramy miasta, dworce, tunele średnicowe i przystanki "Łódź Centrum".
Wygląda na to, że przystanek "Łódź Centrum" posłuży Łodzianom do natychmiastowej szybkiej ewakuacji do Wawy.
Wyssało 1/3 ludzi z miasta Łódź. Że też ten Rembieliński musiał akurat tutaj lokować działki tkaczy, nie mógł sto kilometrów dalej? Na przykład w mitycznej Byczynie- i średniowieczne relikty by były i linia kolejowa przez środek miasta już zbudowana.

Warszawa jak odkurzacz odkurza z nieba wszystkie samoloty, które już już prawie dolatują do Reymont Airport Łódź (LDJ), ale nagły poryw zasysający kieruje je do destynacji WMI, albo WAW. Flight cancelled. Wszystko wyssane.

Ani tu u nas porządnych agencji reklamowych, żeby znani smarowniczowie trybów kapitalizmu nie musieli co rano jechać do pracy 120km. Ani ambasad. Ani ministerstw. Ani wielkich korporacyjnych biur architektonicznych. Niestety nie ma też komisów z wielkim wyborem sprzętów autofokus, który możnaby obmacać.
Nie ma też prawie żadnych sprzedających ciekawe i nikomu niepotrzebne aparaty i obiektywy autofokus na Allegro. Oprócz mnie.

Co ja tu tak sam będę siedział. Pojechałem do stolicy po złote runo.

W jedną stronę zabrał mnie wyssany do Wawy Krzyś Gr. Po drodze omówiliśmy sprawy istotne dla Kraju oraz sytuacji międzynarodowej, ustaliliśmy plan naprawy greckiej gospodarki, uzgodniliśmy nasze stanowiska dotyczące wyborów prezydenckich i parlamentarnych, afery podsłuchowej, kupy kamieni i tłustych misiów. Nakreśliliśmy także wstępny plan stworzenia z Polski światowego mocarstwa. Zaczęliśmy omawiać kwestię zdobycia nowych kolonii na Tahiti i na Madagaskarze (Madaga...- że jak? Nie "że jak"! Skaze!- cytat), ale trzeba było kończyć, bo pojawiły się przedmieścia. Autostrada A2 jest za krótka, znowu okazało się, że Łódź leży za blisko Warszawy, już mówiłem.
Ukazały się nam przedmieścia miasta stołecznego, oplecione ślimacznicami autostrad, a potem Osiedle Radiowo, Lotnisko Bemowo, Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsze wino, pierwsza wódka, prawie jak w piosence. Potem trzeba było iść spać, bo się zrobiła pierwsza w nocy. Nie dość że autostrada, to jeszcze i dzień za krótki.

No i po co cała ta wyprawa? No i po co tak, po co tak, po co tak gna?
Otóż była to druga wawoeksploracyjna wyprawa Fotodinozy, mająca zbadać niezbadane dotąd lądy, potwierdzić niesprawdzone pogłoski i czcze domysły, oraz wymiętosić dwa święte grale.

Święte grale.
Profesjoalne Canony cyfrowe. Nigdy nie miałem do czynienia z żadnym profesjonalnym Canonem cyfrowym. To chyba wstyd, nie? Jak mogłem?

1Ds i 1D pierwszej serii. Monstertruck'i fotografii. Nieźle namieszały, choć było to dawno temu. Nie są ci one najnowsze, ale chyba nikt nie oczekuje od Fotodinozy, żeby było tu coś najnowszego? Najnowsze- nie są. Od czasu premiery 1D minęło niestety 15 lat. Hesus Maria, jak mawiają Hiszpanie, aleśmy się postarzeli. 1Ds zjawił się dwa lata później, w 2002 roku. W zasadzie kwalifikowałoby je to jako elektroniczny złom, jak inne cyfrówki w tym wieku, gdyby nie straszliwie wysoka półka z jakiej spadają i gdyby nie ich pionierskie zasługi.
Jedyneczka z przodu zawsze oznaczała u Canona EOS wszystko co było najlepsze- aparaty dla Leonów Zawodowców, wypasione do maksimum narzędzia robocze, niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Głównie z powodu ceny, która zawsze przekraczała cenę nowego Fiata Pandy, któryby to nie był Canon 1D i któraby to nie była Panda.
Widać- tradycja jakaś.
W w okolicach swojej premiery w 2002 1Ds kosztował 8000$, parę lat później następca-1Ds MkII (2004)- 8000$, minęło parę lat i znów- 1Ds Mk III (2007) kosztował w czasie premiery 8000$. Nie wiem czy zauważyliście, ale jakoś tak dziwnie- nie taniało. Jedyne co, że dolar już nie był ten sam co parę lat temu. Tak czy siak, w czasie gdy był nowy 1Ds w kolejnych odsłonach żądał za swe tłuste ciałko zawsze powyżej 27 tysięcy złotych. Dużo? Mało? Dla tych, którzy nie zarabiają na fotografii poważniejszych kwot- cena zaporowa. Są to zatem aparaty służące amatorom i entuzjastom do lizania przez szybkę.

1D i 1Ds to były święte grale, przynajmniej dla mnie. Ale był szum, jak wchodziły na rynek! Obydwa te aparaty były w czasie swojej premiery granatem wrzuconym na rynek (nie braczkiem). Canon rządził tymi sprzętami, a reszta producentów milczała zawstydzona.
Generalnie konkurencja została zmieciona i przez parę następnych lat nie mogła się ogarnąć. Ale to było piętnaście lat temu.
I gdzie dzisiaj twoja chwała, Canonie?
1D był właściwie pierwszym profesjonalnym aparatem Canona, zachowującym całą funkcjonalność analogowych jedynek i dokładającą drugie tyle funkcji cyfrowych. Strzelało toto 8 klatek na sekundę, nawet dzisiaj imponujące, a w 2000 roku było to o 50% szybciej niż wyrabiał konkurencyjny Nikon D1. Do tego wszystkiego matryca naszego Canonka miała o 20% większą powierzchnię niż wszystkie inne lustrzanki, bo nie miała typowej wielkości APS-C, tylko większą- 28,7 x 19,1mm, czyli APS-H. A jak wiadomo- nie rozmiar się liczy, tylko to żeby był długi i gruby.
Migawka 1Dynki trzaskała zdjęcia z prędkością niedościgłą- 1/16000 sekundy- po raz pierwszy u Canona, mając do tego gwarancję na 150 tysięcy klapnięć.
Ustawialność tego aparatu przekroczyła granice pojmowania, oprócz zwykłych funkcji dawał możliwość spersonalizowania się na sto sposobów- dało się tam ustalić kierunek kręcenia pokrętłami zgodny z życzeniem użytkownika, albo najniższy i najwyższy czas oraz przesłonę jakie życzył sobie ograniczyć fotograf, dało się nagrać notatkę dźwiękową do zdjęcia, dało się ustawić szybkość śledzenia autofokusa- ogólnie cały dzień zabawy w ustawianie i jeszcze się nie nudziło.
Nie mówię już o najbardziej wypasionym na rynku systemie autofokusa z 45 czujnikami ustawienia ostrości, bo taki miała już jedynka analogowa.
1D rządził przez dwa lata, a potem wypuszczono następny pocisk międzykontynentalny- Canona 1Ds.
Ten przeniósł wyścig fotograficznych sprzętów na wyższy poziom- był pierwszym aparatem z pełną klatką 35mm. Był co prawda jeszcze wcześniej Kodak DCS, ale z powodu wad funkcjonalnych nie zrobił kariery. 1Ds przez ładnych parę lat był jedynym na świecie aparatem z pełnoklatkową matrycą. Na Nikona z takim wypasem trzeba było czekać do roku 2007. I póki go nie było Canon mógł żądać sobie za swojego 1Ds tyle ile chciał. A jak wiemy- chciał 8000$. A i tak był szał.
Cóż to była za podnieta. Supermachina.
Pierwszy raz superszerokokątne szkła zyskały trochę wolności na cyfrówce, nic nie przycinało ich pola obrazowania. Wielki szum medialny na temat 1Ds'a trwał i trwał i trwał, a konkurencja Canona w tym czasie zasypiała gruszki w popiele.

Niestety aparaty te, jako pionierskie, musiały zapłacić pewne kontrybucje za swoje zalety. Był pewien okup jakim musiały je okupić.
1D, był co prawda reportersko błyskawiczny i szybkostrzelny, miał wysokie czułości i sporą rozmiarowo matrycę, ale rozdzielczość tego potwora to było zaledwie 4,15 megapikseli. Dzisiaj to gorzej niż śmiesznie, właśnie najnowsza wersja pełnoklatkowego Canona osiąga dziś 50 megapikseli, co oznacza, że można z niej wydrukować zdjęcie wielkości Oceanu Spokojnego, a i tak będzie dobrej jakości. (Nikt na świecie nie potrzebuje zdjęcia wielkości Oceanu Spokojnego, ale jednak i tak znajdują się chętni na ten aparat).

1Ds miał co prawda całkiem wysoką rozdzielczość 11,1 megapikseli i nienajgorszą szybkość- 3 klatki na sekundę (migawka do 1/8000 sek), ale jeśli chodzi o czułość to był masywnym nieczułym brutalem- maksimum to było 1250 ISO.
Wszystko to przez procesory. Co było robić, były to czasy gdy w komputerach rządził Celeron 533, czy inna tam cyferka- a oba Canony miały na pokładzie najzwyklejsze procesory ogólnego zastosowania. Dopiero rok później Canon zaczął wstawiać do aparatów procesor dedykowany typowo pod obróbkę obrazu- Digic.
Dla porządku dodajmy, że aktualny 1Dx ma w środeczku nie tylko procesor Digic nowszy o pięć generacji, to jeszcze ma dwa naraz takie procesory, oraz trzeci procesor Digic osobno do autofokusa. No i chyba dlatego nie sprawia mu kłopotów wyrabianie na pełnej klatce 14-tu zdjęć na sekundę przy ISO 128000 i rozdzielczości 18 megapikseli.

Wrażenia pana Henia
Jedynki są wielkie. Jak mawiał Sołtys Kierdziołek na kacu, po wielkim pijaństwie na statku Batory:
Człowiek myśli że jest wielgi.
Ale to nieprawda.
Tylko morze jest wielgie.
Jedynki są wielkie jak Warszawa. Ruszyłem z rana przez Warszawę z buta, mając za przewodnika mapę stolicy, bo to niedaleko było. Znaczy z mapy wyglądało na niedaleko.
Niestety znowu okazało się, że w skali 1:1 1 cm guza w terenie, równa się 1 cm guza na mapie (cytat- Tytus de Zoo) i już po 4 centymetrach mapy i 40 minutach marszu przez upał, nad estakadami stolicy- dotarłem do celu.
Więc jedynki są równie duże jak Warszawa.
Nie ma takich dużych rączek, które byłyby za duże na 1D. Już szybciej znajdą się za małe rączki.
Są to potwory upstrzone guziczkami, z wszystkimi ważnymi funkcjami na wierzchu, jako z sercem na dłoni, z trzema osobnymi ekranikami, z osobnym panelem dostępu do plików i folderów, z ryglami do otwierania każdych drzwiczek, które zapewniają wodoodporność. Wielkie, ogromne, z żelaza, stali (cytat).
Różne rzeczy różnią się znacząco od niższych modeli- przede wszystkim układ guziczków na górze, przygotowany z myślą o innej filozofii ergonomicznej tych aparatów. O tym za chwilę.
Bierzemy do ręki owe potwory nie dla amatory- w miarę nie są tak ciężkie na jakie wyglądają, ważą trochę ponad 1 kg 200 gram, można było spodziewać się więcej.
Wizjer wielki i jasny, pierwszy raz przed oczami taki, który ma dwie drabinki (skale) prześwietleń- jedną na dole, drugą z boku- dla lampy błyskowej. Obydwie szerokie swoją skalą aż o 3 EV.
Obydwa, a szczególnie 1D po naciśnięciu spustu wydają z siebie dźwięki jak strzały z karabinu maszynowego- bodajże za sprawą dwóch silników- jednego do opuszczania, drugiego do podnoszenia lustra, co przyspiesza całą procedurę i sprawia wrażenie bojowe.
Dalej się fotografuje, całkiem normalnie, choć mniej normalnie przy kadrowaniu pionowym, bo Jedynki mają własny drugi uchwyt do pionowych kadrów. Niestety nie dla mnie ten uchwyt. To ciekawe, ale aparatami bez pionowych uchwytów połowa ludzi robi zdjęcia z ręką trzymaną pod brodą, a druga połowa z ręką trzymaną nad czołem. Ja należę do tych pierwszych. Ale być może po jakimś czasie obcowania z 1D i 1Ds nauczyłbym się, że jednak ręka nad czołem jest wyrazem profesjonalizmu i najwyższej półki, bo tak właśnie należy trzymać Jedynki przy pionowych kadrach.
Jak robisz pionowe kadry? Amatorsko czy profesjonalnie?- będę od dziś pytał znajomych fotografów. A oni przyłożą rękę do czoła. Lub do brody w najlepszym przypadku.

Wszystkie zdjęcia, jakie się robiło miały za zadanie cel pierwszy- sprawdzenie jak się sprawują piętnastoletnie jedynki pod względem szumów na wysokich ISO.

Zatem- nie szczędziłem tym aparatom czułości

Był też tajny cel drugi. Zbadać Domysły i Pogłoski, oraz Pogromić Mity.
Skoro stare obiektywy Sigmy działają w pełni z aparatem Canon D60, pochodzącym z roku 2002, oraz Canonem D30, pochodzącym z roku 2000, to może działają też z Canonami 1D i 1Ds z dokładnie tych samych lat?


Przybyłem do komisu Interfoto, obładowany niczym zwierz juczny, zabierając na spotkanie z Jedynkami większość moich Sigm, wszystkie stare jak świat. Doczepiane były od frontu:
21-35mm f/3,5-4,5
28mm f/1,8 High Speed Wide Aspherical
24mm f/2,8 Super Wide Macro
50mm f/2,8 Macro
400mm f/5,6.
Niniejszym publikuję niezbyt artystyczne, ale za to pionierskie w internecie zdjęcia z pełnoletnich Sigm na pełnoklatkowym cyfrowym Canonie, na wyższych niż minimalna przesłonach.
Potwierdzam- działają bez problemu. (Confirmation Dinner Out- cytat).
Sigma 400/5,6 na 1Ds @ f/11, zmniejszone bez obróbki

Sigma 21-35/3,5-4,5 na 1Ds, f/6,7 zmniejszone bez obróbki
Sigma 400/5,6 na 1Ds, f/11, zmniejszone bez obróbki


Czy mi się podobają jedynki? Marudzenia i zachwyty.
Hm. Podobają, nawet bardzo, ale po spotkaniu z nimi nie wiem czy chciałbym je mieć na własność. Mają dla mnie swoje wady (które dla niektórych będą zaletami).
Po pierwsze filozofia sterowania.
Sterowanie przyciskami jest zupełnie inne niż w modelach z niższych serii, potrzeba do niego na ogół więcej rąk, niż w modelach dla amatorów. Dwie ręce konkretnie.
W modelach dla amatorów i pełnych półprofesjonalistów wystarczy w większości jedna.
Oczywiście w obsłudze 1D nie mam żadnej wprawy.
Oczywiście da się z tym żyć i wyuczyć na ślepo.
Jednak...
Najlepiej obsługiwać aparat 1D, który wisi na szyi, tak żeby mieć dostęp do górnej ścianki z obu jej stron. Do zmiany kilku ważnych parametrów (np. ISO, np. szybkosci rejestrowania zdjęć) potrzeba dwóch palców lewej ręki naciskających dwa osobne przyciski, oraz palca prawej ręki kręcącego w tym czasie kółeczkiem.
Porównajmy to na przykład do Canona 400D. Opis zmiany ISO:
Nacisnąć dwa (lub więcej, w zależności od żądanego ISO) razy kciukiem prawej ręki ten sam przycisk.
W ogóle cała ergonomia 1D i 1Ds wymaga więcej zaangażowania, bo opiera się na założeniu, że parametry można zmieniać kółeczkiem TYLKO wtedy gdy przyciska się przycisk.

W podobnej filozofii zrobione są menu aparatu, także wymagające nie tylko wejścia w konkretną zakładkę, ale także ciągłego naciskania klawisza, żeby móc cokolwiek zmienić kółkiem nastawczym.
Należy oczywiście uwzględnić, że owo menu ma już swoje lata, ma swoją nieco archaiczną stylistykę. Na tle dzisiejszych canonowskich menu wygląda wręcz zabytkowo, niczym gra komputerowa na Atari w telewizorze Rubin.
Wielce to wszystko embarasujące i całkowicie niezgodne z moim doświadczeniem sprzętowym. Ale zapewne celowe- wszystko jest podporządkowane uniemożliwieniu przypadkowych, niezamierzonych zmian „bo się nacisnęło”. Wszystkie kolejne 1Dynki kontynuują ten ergonomiczny dogmat.

Druga rzecz, która nie spodobała mi się w owych świętych gralach to rozmiary- to już marudzenie, bo przecież wiedziałem że są duże- choć może nie pozbawione pewnych historycznych podstaw, oraz rzeczywistych obaw.
No bo jak tu wcisnąć takie 1Ds w bagaż podręczny Wizzaira, hę? Razem z ubraniami i lekturami na tydzień? Zwłaszcza, że cholerny Wizzair właśnie zmniejszył rozmiar bagażu kabinowego, cwaniak jeden.
W dawnych dobrych czasach, gdy po świecie chodziły dinozaury i gdy wychodził pierwszy analogowy EOS 1 (1989 rok), był ci on normalnego rozmiaru aparatem o wysokich osiągach, do którego można było dołączyć batery grip z uchwytem pionowym, jeśli ktoś potrzebował. Od czasu EOS'a 1v (1999) batery grip jest nieodłączną częścią aparatu, niezdejmowalną, czy ktoś chce czy nie. Może i fajnie, ale nie dla każdego.
Trzecia, najważniejsza rzecz, jaka niezbyt mi się podoba w pierwszych profesjonalnych cyfrówkach Canona- to szumy.
Płonie ognisko i szumią knieje. Niestety. Profesjonalne, jak i amatorskie Canony zrobiły w tej dziedzinie postęp wyjątkowy i to jest ta dziedzina, którą tygrysy lubią najbardziej. Niestety akurat 1D i 1Ds stoją na samym początku tej drogi postępu. I choć w ich czasach żaden aparat nie był im równy i oceniane były jako bardzo dobre, to niestety w naszych czasach są jednak już takie sobie.
Ja się zawiodłem, w każdym razie. Liczyłem na 1Ds. Szumi on jednak na wysokich ISO mniej więcej niestety tak samo jak 40D i 30D. Zwłaszcza, że te wysokie ISO to maksimum 1250. Ja mu w gaz, a on zgasł.
Oczywiście był to aparat do studia, przede wszystkim, gdzie fotograf nie musi podkręcać ISO, wystarczy że podkręci światło w swoich lampach i ma to co chce. Ale liczyłem, że choć troszeczkę bardziej nada się do reporterki w ciemnościach.
Jako pełny półprofesjonalista testowy popełniłem karygodny błąd i zapomniałem sprawdzić, czy mam wyłączone odszumianie w 40D, oczywiście było włączone, zatem zdjęcia nie dały się potem porównać z tymi zrobionymi 1Ds'em. Porównania nie będzie. Będzie tylko pokazanie szumów z 1Ds'a:
Tak winietuje Tamron 17-50/2,8 na 1Ds. Fragmenty tego kadru poniżej

Szumy na 1Ds
Tutaj zakończmy marudzenia.

Rozpocznijmy Peany.
Takie się też należą. Można śpiewać dziękczynne kantyczki, za dusze inżynierów, którzy projektowali układ autofokus. Nie widziałem jeszcze tak dobrego AF (ale ja mało co w życiu widziałem). Uwaga, opis dobroci autofokusa: w czasie wszystkich prób z wiekowymi Sigmami (trzy z nich mają ponad 20 lat), które mają dość chwiejny autofokus, zrobiłem nieco ponad 50 zdjęć, wszystkie niemal w mrocznych warunkach sklepu, z mieszanym oświetleniem żarowym z nikłą domieszką dziennego. Zgadnijcie ile zdjęć miało nietrafioną ostrość.
Jedno otóż, z Sigmy 400/5,6, robione na dworze.
Efekt nie do uzyskania z moich Canonów 40D i 30D.
Dla takiego autofokusa wielu jest gotowych zabić sprzedawcę i uciec z 1D pod pachą.

1D i 1Ds robią niezaprzeczalnie solidne wrażenie. Mają świetny duży wizjer, migawkę robiącą (w 1D) 1/16000 sekundy. Tego mi czasem brakuje w zdjęciach narciarskich- pomimo najniższego ISO100 jest tak jasno, że czas migawki 1/8000 nie wystarczy do zdjęć z małą głębią ostrości. Nie dość tego w 1Dynkach możemy zażądać i zarządzić ISO 50, co wspólnie pozwoli nam zastosować przesłonę aż o dwie działki mniejszą niż w 40D.

Doznanie Jedynek było bardzo ciekawe. Trochę za krótkie, przyznam, bo i dnia by nie starczyło na zgłębianie tajemnic ich menu, gęstych od funkcji. Jeśli dobrze pamiętam jest tam też tzw. ficzur na zapisanie wszystkich osobnych ustawień indywidualnych aparatu dla bodaj trzech różnych fotografów- rzecz przydatna w agencjach prasowych, gdzie jeden aparat jest służbówką dla kilku używających. Fascynujące to wszystko. Ale skomplikowane na tyle, że razem z panami z komisu nie doszliśmy jak należy zmieniać „Funkcje Osobiste/ Personal Functions”- na zaglądanie do internetu i szukanie instrukcji nie było już czasu. Trzeba było zwijać kramik i ruszać w powrotną drogę.

Gdy Polski Bus niósł mnie, oraz moje Sigmy na pięterku, z pięknym widokiem na ekrany dźwiękochłonne autostrady Warszawa- Łódź myślałem sobie o owych fascynujących aparatach, ewentualnie wczuwając się w rolę ich posiadacza. Przyznam, że sporo zależy od ceny jaką należałoby za nie zapłacić- mają one konkurencję nie tylko w następcach z półki profi, ale także z półek nieco niższych, bo część ich wystrzałowych funkcji i osiągów zasiliło aparaty dla zaawansowanych amatorów, choćby późniejsze 5D i 7D. Niemniej- nimb sprzętu najwyższej klasy- jest. No i ten boski autofokus...

Marzenia i rozważania przerwał mi wjazd w prawdziwie piękne pejzaże Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.
Ja już chyba mówiłem, że Łódź leży za blisko Warszawy?

Fabrykant
Podziękowania dla komisu Interfoto za udostępnienie aparatów.

Na koniec, cytowany z pamięci, wiersz Sz. Krzysztofa Gola, opiewający uroki Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich:

Niedaleko od Strykowa
We wsi zwanej Dobra Mała
Rozbolała chłopa głowa
Najważniejszy członek ciała

Chłop bez głowy, jak bez wideł
Poszedł szybko do doktora
-„Słyszę w głowie wciąż szum skrzydeł”
-”Bo odlecieć, panie, pora”

Stanął chłop pośrodku pola
Splunął, odbił się mocno
Przeleciał koło kościoła
Poleciał w stronę północną

Gdy tak leciał nad Strykowem
Nagle czuje- ból zanika
Przeraziwszy się okrutnie
Walnął głową w kant chodnika

Chłopie! Rozpoznaj przyczynę!
Ból głowy czasem się zdarza
Klina wybija się klinem
Omijaj z dala lekarza!

http://www.dcresource.com/reviews/canon/eos_1ds-review/
https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Canon_EOS-1Ds_04.jpg
http://www.fotopolis.pl/n/706/prezentacje-canon-eos-1ds/

4 komentarze:

  1. hurgot sztancy23 lipca 2015 11:40

    nie napisałeś, czym dostałeś się do Wwy - niby wiemy, że Krzyśkiem, ale nie słyszałem wcześniej o takim pojeździe... słyszałem o Madzi, Hani, Suzi i Foce, ale o Krzyśku jeszcze nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojazd samochodowy, czterokołowy z silnikiem diesla typu TDI, w wariancie kombi. Z psem na pokładzie, pies marki Norka, rasy Cundle Burry.

      Usuń
  2. Witam serdecznie. Małe doprecyzowania. Następujące zdanie z tekstu, prawidłowo i zgodnie z rzeczywistością, powinno mieć moim zdaniem takie brzmienie: "Do tego wszystkiego matryca naszego Canonka miała o 20% większą powierzchnię niż wszystkie inne lustrzanki, bo nie miała typowej wielkości APS-C, tylko większą- 28,7 x 19,1mm, czyli APS-H." I jeszcze jedna uwaga: Nie wiem jak 1D, ale 1Ds mk1 ma na pewno najkrótszy czas migawki 1/8000s. Proponuję po ewentualnym przeredagowaniu tekstu usunąć niniejszy wpis, jako nieaktualny. Swietny blog, czytam z zainteresowaniem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.