wyświetlenia:

piątek, 20 lutego 2015

Były książę Danii. Canon 22-55/4-5,6 USM



Być albo nie być
Oto jest pytanie...

To ciekawy przykład kariery pewnego obiektywu, obrazujący to, co się działo z fotografią w ciągu 15- 20 ostatnich lat. (W Polskim Radiu ostatnio przypominają w reklamie, że "cyfrowa fotografia ma już 35 lat", mię się wydaje, że o pięć więcej, zależy co uznać za początek- pisało się o tym tutaj: "Pożegnanie z sojusznikiem".
Pożądanie jakie czuli fotografowie do tego obiektywu można zobrazować wykresem:
Jak widzimy, poziomu ekstatycznej drżączki nie osiągnął nigdy. Nie nastawiajcie się zatem na thriller.

Podkład prehistoryczny
Jak pamiętamy, w 1996 roku konsorcjum złożone z czołowych producentów zawiązało spółę, żeby przekształcić fotografię analogową w coś bardziej pożądanego i coolerskiego niż była, usprawnić, zmodernizować i jeszcze zgarnąć na tym kupę szmalu (fajnie, nie?). Nazwało się to APS (Advanced Photo System) i było nowym systemem filmów i aparatów, korzystającym z mniejszego formatu klatki, uzupełnionego o nośnik w postaci taśmy magnetycznej naniesionej na film. Dzięki temu zapisowi danych, można było zaordynować sobie z poziomu aparatu liczbę odbitek, format panoramiczny lub klasyczny i inne cuda, a przede wszystkim uzyskać możliwość zmiany jednej rolki filmu na inną w trakcie robienia zdjęć. Aparat po włożeniu na wpół wykorzystanej rolki sam przewijał ją do pierwszej wolnej klatki. Ogólne zalety APS opisałem tutaj:"Przyszłość zaczęła się wczoraj. Ale się skończyła" , a zabawiliśmy się aparatem i filmem tego systemu tutaj i tutaj
APS był nowością pod wieloma względami, a przede wszystkim pod względem formatu zdjęcia, mniejszego niż klatka klasycznego filmu, który (ten format) istnieje z nami do dziś, pod postacią cyfrowego APS-C.

Mniejsza klatka oznaczała obcięcie marginesów z pola widzenia klasycznej fotografii. Jeśli używaliśmy tego samego obiektywu np. 28mm na klasycznym filmie, to widzieliśmy przez wizjer krajobraz o kącie widzenia 75 stopni, jeśli ten sam obiektyw założyliśmy do aparatu nowego systemu APS- mały format klatki obcinał widok do zaledwie 53 stopni. Oznaczało to, że obiektywy o szerokim kącie można było szurnąć w kąt.

Szeroki kąt na APS zniknął. Należało zrobić zatem obiektywy jeszcze szersze, żeby uzupełnić lukę, jaką wytworzył nowy format. Biura projektowe firm fotograficznych zajęły się tym pełną parą. Nikon stworzył ciekawe, acz nieużyteczne poza APS'em 20-60mm/3,5-5,6 i 30-60mm/4-5,6, a prócz tego jeszcze dwa dłuższe zoomy o bardziej standardowych ogniskowych. Wszystkie te obiektywy nie miały pierścienia ostrzenia i pierścienia przesłon, ówczesnego standardu dla obiektywów Nikona, czym wyprzedziły o 4 lata obiektywy do standardowego mocowania 35mm, oznaczane dziś jako Nikkor G. Wszystkie te szkła miały cofnięty tylny zespół soczewek, tak że nie dawało się ich zamontować do standardowych Nikonów na film 35mm.
Dzisiaj są w związku z tym zapomnianą ciekawostką, o której przypomina zaledwie jedyny Marcin Górko w swoich artykułach o historii Nikona:
http://www.optyczne.pl/index.php?art=106

Minolta, drugi partner projektu APS postanowiła pójść całkiem inną drogą i wymyśliła całkowicie nowe mocowanie bagnetowe do swojego systemu APS. Nazywało się Minolta V-mount i nie było kompatybilne z ich aparatami na standardowe klisze. Żeby dać nowym użytkownikom Advanced Photo Systemu trochę do wyboru, Minoltowcy zaprojektowali zaadvancowane 8 obiektywów z tym mocowaniem, w tym trzy stałki: 17/3,5, 50/3,5 macro i uwaga- lustrzane 400mm f/8, analogiczne do 500-tki f/8, która wychodziła z mocowaniem Maxxum/Dynax i do dziś jest uznawana za jedyny lustrzany obiektyw z autofokusem ever. Jak widać- to nieprawda, był i drugi autofokusowy lustrzany teleobiektyw-400mm pod APS, tylko że dziś nie da się go podłączyć już do niczego. Oczko się urwało temu misiu, a aparaty wymarły temu obiektywu. Minolty systemu APS są dziś w związku z tym najbardziej zbliżone do elektrooptycznych śmieci- jako boczna gałąź, która uschła.

Najbardziej z tego wszystkiego aktualny ostał się Canon. Canonowcy poszli inną drogą. Mocowanie obiektywów zostało to samo, pomimo że zmniejszyło się pole obrazowe. To ułatwiło wiele rozwiązań- gama obiektywów pozostała ta sama, zatem nie trzeba było opracowywać nowych, za wyjątkiem szerokich kątów. Cała reszta była już dostępna. "Dostosowano" do APS obiektyw 24-85, za pomocą bardzo apeesowego srebrnego lakieru, analogicznego do tego jakim malowano aparaty IX7. Pod APS przeznaczono też z założenia obiektyw 55-200/4-5,6, upraszczając i odelżając jego konstrukcję, ten także mógł być jednak z powodzeniem stosowany także na klatce filmu 35mm.

Pozostawał szeroki kąt.

I tu na scenę wchodzi główny szekspirowski bohater artykułu. Niech ryczy z bólu ranny łoś, zwierz niech przebiega knieje. Nie spać proszę!
Inżynieria canonowska zaprojektowała obiektyw o słabszych parametrach, niż nikonowe 20- 60/3,5-5,6 i niż minoltowe 22-80/4-5,6. Ten pierwszy był szerszy i jaśniejszy, ten drugi- miał większy zakres. Canon 22-55/4- 5,6 ustępował im parametrami, ale jako jedyny dawał się zastosować do zwykłych aparatów na film 35mm. I to go uratowało. Nikkory i Minolty zakończyły karierę w roku 2000. Co do daty zakończenia produkcji Canona- nie zdołałem jej znaleźć w necie, ale 22-55 w 2005 roku był jeszcze produkowany.

EF 22-55/ 4-5,6 USM- Jak wam się podoba?
Zaprezentowano go w 1998 roku, razem z lustrzanką systemu APS- canonem IX7. Był to czas gdy APS robił karierę i był na krzywej wznoszącej, wzbudzając zainteresowanie wszelkich fotografujących, za wyjątkiem zatwardziałych profesjonałów. Nowość najnowszego sortu była pożądana.

22-55/4- 5,6, był obiektywem o konstrukcji stricte amatorskiej, podobnej do innych amatorskich Canonów- plastikowy, z plastikowym mocowaniem bagnetowym, słabo wyposażony, lekki i tani w produkcji- zawierał tylko 9 soczewek/ elementów, co jak na tak szeroki kąt jest ilością bardzo małą. Miał za to polimerową soczewkę asferyczną, która poprawiała jakość obrazu, oraz supercichy silnik ultrasonic (USM), będący domeną raczej wyższych modeli. No i, jak pozostałe amatorskie Canony- nie był zbyt jasny. Miał jednak jedną prekursorską cechę- był pierwszym canonowskim superszerokim obiektywem z przeznaczeniem dla amatorów. Takim, który dawał obraz o kącie widzenia 78,6º i nie kosztował fortuny (nie przekraczał 3/4 ceny najtańszej lustrzanki).
Na następny podobnego typu superszeroki obiektyw, wypuszczony przez Canona dla amatorów musieliśmy czekać... 16 lat! (Dopiero w 2014 roku wypuszczono nareszcie EF-S 10-18/4,5-5,6 na matryce APS-C. Kosztuje około 1000 zł, może więc czuć się duchowym następcą naszego 22-55)

Niektórzy się oburzą- jak to? Przecież od lat sprzedają Canony z bardzo tanim, też plastikowym EF-S 18-55? Przecież ogniskowe podobne i cena niska. No tak, ale to obiektyw przeznaczony tylko do aparatów APS-C, na zmniejszonej klatce cyfrowej daje obraz jak 29-80 na pełnej klatce, zatem kąt widzenia tylko ok. 67º. I nie da się go założyć do żadnego pełnoklatkowego aparatu. Zonk!

A stary apeesowy 22-55? Otóż Canon nie miał wyjścia. Skoro do aparatów APS, z mniejszą klatką filmową nie zaprojektowano nowego bagnetu mocowania- musiano liczyć się z tym, że obiektyw będzie używany także z tradycyjnymi lustrzankami na film 35mm. No i tak go zaprojektowano. Pełnił zatem dwie role- sługa dwóch panów- dla lustrzanek APS był zwykłym standardem, robiąc tam za coś odpowiadającego 28-70 na pełnej klacie. Ale założony do pełnej klatki- stawał się szkłem o superszerokim polu widzenia.
Z początku Canon niespecjalnie się chwalił tą jego uniwersalnością. Inaczej- z początku, w środku i na końcu się nią specjalnie nie chwalił. Dziś piszą: "However, this lens is fully compatible with 35mm EOS series SLR cameras as well ". "However"i ostatecznie "as well". Marketing wymyślił, że to będzie obiektyw z przeznaczeniem do najnowszego APS, a o zastosowaniu do pełnej klatki 35mm ma nie być zbyt głośno. Najlepiej żeby nikt się nie dowiedział. O co chodziło?
Bali się wielce, że zabije im sprzedaż dwukrotnie droższego 20-35/3,5-4,5, bo owszem- 22-55 ciemniejszy, ale też ze znacznie większym zakresem.
Na szczęście dla marketingowców Canona aparaty na film APS dość szybko skończyły karierę i 22-55 został w ofercie na dalekim, tylnym planie. "However" i "as well". Produkowany, ale też często w ogóle pomijany w katalogach, zwłaszcza na niektórych rynkach (np. polskim).

Potem nastały czasy cyfrówek. Najpierw była podnieta, że coś takiego jak cyfrowa lustrzanka w ogóle istnieje. Ponieważ trzeba było zapłacić za nią wagon pieniędzy, dokupienie do niej szerokokątnego, profesjonalnego obiektywu np. 16-35/2,8L za kolejny wagonik, nie stanowiło dla użytkowników większego problemu. ("Ja jestem potwornie bogaty, proszę pana. Wszystko mam. Jak pan chce, to zaraz tu wjedzie Żuk złota i Tarpan platyny"- cytat). Ale czasy się zmieniały i lustrzanki cyfrowe taniały.

My i on. Być, albo nie być.
W 2003 roku fundnęliśmy sobie używanego Canona 10D. To był aparat za dość rozsądne pieniądze. Ale niestety nie było do niego szerokokątnego obiektywu za rozsądną cenę. Można było wydać blisko 2000 zł na Canona ze średniej półki- 20-35/3,5-4,5, ale nie byliśmy do niego przekonani. W 2004 roku pojawił się tani, znany i kiepski EF-S 18-55/3,5-5,6. Był tylko mały problem- nie dało się go zamontować do 10D, bo nasz aparat nie miał jeszcze bagnetu do mocowania canonowskich EF-S. Czy dla umysłu godniej jest znosić strzały i razy nieprzytomne losu? Czy też wystąpić czynnie przeciwko morzu nieszczęść i poprzez opór- skończyć z nimi? Zgnieść je?
Wszystko co było dostępne, kosztowało kilka tysięcy złotych. Bardzo poważnie zastanawialiśmy się wtedy nad 22-55/4-5,6, bo używany był dość tani- o ile dobrze pamiętam- koło 800 złotych za używkę. Słono, jak za plastikowy obiektyw amatorski, z jedną tylko zaletą- szeroką ogniskową.
Nie być najgorszym, jest to już zaletą
W zepsuciu tego świata.
Nieomalże byśmy go nabyli, ale na szczęście Fotojoker zrobił wyprzedaż Tamrona 20-40/2,7-3,5, o którym się pisało już tutaj "Tamron- przegląd cukierniczy" To było to.

22-55/4-5,6 poszedł w zapomnienie u nas i na świecie.

Historia niekoniecznie powtarza się, ale ma jednak rymy.
Kiedy na rynek wypuszczono pierwszy półamatorski, ale pełnoklatkowy aparat cyfrowy- drogi, ale nie kosztujący tyle co profesjonalne jedynki- Canon 5D.
Problem niedrogiego, szerokokątnego obiektywu dla pełnej klatki nie dotyczył 5D tak mocno- bo znów- po dołożeniu drugiej kupki gotówki użytkownicy 5D sprawiali sobie profesjonalny obiektyw serii L, na przykład 17-40/4L i nie było to dla nich problemem.

Czas płynął, imperia upadały i na świecie pojawiały się kolejne generacje Canona 5D, a poprzednie generacje taniały. Stary amatorski Canon 20-35/3,5-4,5 przestał być w międzyczasie produkowany i przestano produkować także naszego Hamleta 22-55. I powoli, powoli sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Najtańszy nowy szerokokątny obiektyw Canona do pełnej klatki, który jest szerszy niż 24mm kosztuje dziś najmniej 1800 zł, jeżeli jest stałką 20mm i 2800 jeżeli jest zoomem 17-40.
W międzyczasie przestali produkować superszerokie obiektywy firm niezależnych, które swego czasu były tańsze (17-35 Sigmy i Tamrona).

A tu tymczasem taniało i taniało i teraz zajechane jak koń po westernie Canony 5D pierwszej generacji kosztują już w okolicach 1600 zł! Nie są to drogie rzeczy. Ale żeby kupić do nich superszerokokątny obiektyw w niedrogiej cenie- trzeba szukać wśród starych używanych szkieł, których na rynku coraz mniej. Albo szukać manualnych. Źle się dzieje w duńskim państwie.
To luka rynkowa. Haaalo! Chinczycyyyy! To luka rynkowaaa!

Testowanie, samplowanie
I tu mniej majętni posiadacze pełnych klatek mogą skierować swoje łaskawe spojrzenie ku obiektywowi, jaki tkwi w tytule.
Spójrz na Kasjusza: chudy, jakby głodny; Zbyt wiele myśli; tacy najgroźniejsi.
Amatorski ci on, ale szeroki.
Jest to, panie, dziewica uboga i brzydka jak nieszczęście, ale niewątpliwie dziewica i niewątpliwie moja wybranka: taki już mam gest, że wybieram to, czego nikt inny nie chce.
Ciekawe ile warta.
Na początek założyliśmy go do Canona 50e, załadowanego, jak wiecie, sojuszniczym ostatnim Mohikaninem- filmem czarno-białym Kodak Profoto 400BW. Część jego cennych klatek wykorzystaliśmy na zdjęcia za pomocą obiektywu 22-55. Wysamplowane sample z filmu można obejrzeć w poprzednim wpisie "o Melancholii ("Konkurs na blog roku")"
A teraz na cyfrowo, pełnoklatkowo. Wszystkie zdjęcia bez ramki zostały zmniejszone i zamieszczone bez obróbki, zdjęcia z ramką mają podwyższoną ostrość i korektę kontrastu. Wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu nań:
Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/9
 

Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/6,3, według Josefa Hofflehnera.
Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/5,0, obiektyw oferuje niezłe możliwości zbliżenia- minimalna odległość od obiektu to 35 cm.
Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/9

Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/5,6
Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 45mm, f/7,1
Canon 6D + EF22-55/4-5,6: 22mm, f/8

Żeby zbadać jego walory rzeczywiste podłączymy 22-55 do 6D. Najpierw zdjęcia plenerowe z ręki:
















Wycinki- 10% kadru na trzech ogniskowych: 22, 35 i 55 mm, powiększają się po kliknięciu nań:





Potem portrety rodzinne we wnętrzu:







































Otóż nasz 22-55 jest całkiem niezły na pełnym otworze- ma dobrą ostrość w całym zakresie ogniskowych, jednakże:
na ogniskowej 22mm:
- bardzo wyraźnie winietuje. Winieta mało widoczna przy f/5, przy f/8 znika całkowicie.
- maksymalną, wysoką ostrość osiąga w okolicy f/5,0- f/5,6

na ogniskowej 35mm
- winieta mało widoczna już od pełnego otworu
- niemal identyczna ostrość na przesłonie maksymalnej f/5 jak i f/5,6. Przy wyższych przesłonach ostrość spada.

na ogniskowej 55mm
- winieta mało dostrzegalna nawet na pełnym otworze
- maksymalną, dobrą ostrość osiąga w pełni otwarty (f/5,6), na wyższych przesłonach ostrość spada (kilkakrotnie sprawdzałem).

-dystorsja w miarę ładnie skorygowana

Jest to obiektyw, będący dobrze przemyślanym inżynierskim kompromisem między ceną i jakością, bardzo ładnie użyteczny dla świadomego użytkownika
Tam gdzie większość osób najbardziej potrzebuje naszego Canona, tj. na najszerszym końcu- tenże Canon daje mu największe możliwości zabawy- jest dobry na pełnym otworze, z przymykaniem polepsza się jeszcze.
Pozostałe ogniskowe, niestety ciemniejsze, zatem najczęściej używane bez przymykania- akuratnie na pełnym otworze dają najlepszą ostrość i nie winietują.

Nie jest to zatem obiektyw idealny, ale w tej cenie i tej kategorii nie oczekujmy instrumentu całkowicie pozbawionego błędów. Wolę błąd, który mnie uraduje, aniżeli słuszny postępek, który mnie zasmuci.

Dla kogo ten obiektyw?
Są dwa typy idealnego użytkownika tego szkła. Dwaj panowie z Werony:
1. Analogowi użytkownicy aparatów na film 35mm. Wszystko się tu zgadza- aparaty na film są tanie i niezłe, obiektyw 22-55 jest tani i niezły i fotografowie analogowi są niezłymi wariatami wg dzisiejszych standardów.

2. Użytkownicy aktualni i potencjalni aparatów Canon 5D pierwszej serii- tu też się wszystko prawie tak samo zgadza, choć z wyjątkiem fotografów. No i z wyjątkiem aparatów. No, w każdym razie EF 22-55/4-5,6 jest niedrogą drogą do wyjątkowo szerokiego kąta bez rujnacji konta.

Drodzy użytkownicy wiekowych Canonów 5D, lub też aspirujący do tego użytkownictwa- taki EF 22-55 wart jest zainteresowania, o ile nie macie jeszcze szerokokątnej pejzażówki, a nie zależy wam na wysokiej jasności. Ma ci on co prawda trochę konkurentów z różnych stron, że wymienimy tu wieloimienną Cosinę/ Soligora/ Vivitara/ Tokinę/ Tamrona/ Exaktę 19-35/3,5-4,5, czy też wiekowe Sigmy 18-35 i 21-35/3,5-4,2 działające z 5D tylko na pełnym otworze przesłony. To są alternatywy najtańsze. Wszystko zależy od kasy, bo inni konkurenci będą jednakże sporo drożsi niż nasz Canon.

Jeszcze jeden typ zainteresowanego fotografa przychodzi mi do głowy- to właściciele wczesnych cyfrówek- Canonów D30, D60, 10D, w których nie da się zamocować obiektywów z bagnetem EF-S, takich jak 18-55/3,5-5,6. Dla nich 22-55 może być zastępstwem kit'owego obiektywu.

No i tak dobrnęliśmy do końca naszego testowania, pisząc samą prawdę i tylko prawdę. Prawda jest to pies, którego korbaczem wyganiają do budy; gdy tymczasem jaśnie wielmożnej bonońskiej suczce wolno przy kominie leżeć i cuchnąć.

Zatem koniec.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Fabrykant
współpraca; William Sz i Mark T.

P.S.
Praca domowa dla wytrwałych erudytów: policzyć w ilu miejscach przyczynił się do powstania tego testu William Sz., a w ilu Mark T. (Ja sam nie liczyłem).



źródła i źródełka:






7 komentarzy:

  1. Post factum dodaję jako dodatek do testu ocenę dystorsji: Na ogniskowej 22 widoczna dystorsja beczkowata, umiarkowanej mocy, na 35mm dystorsja znika jak sen jaki złoty, na 55mm widoczna lekka poduszkowata.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dobry tekst, z przyjemnością się czytało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Zawsze mam obawy że przeginam co nieco z rozpisaniem się.

      Usuń
    2. no fakt, troche rozpisywania sie moze i jest ale za to jak przyjemnego w odbiorze!
      dziejki za tekst

      Usuń
    3. Bardzo ciekawy i przydatny test, bardzo proszę o info na priva adamej@poczta.onet.pl jaką kwotę obecnie można przeznaczyć (w/g Pana) na ten obiektyw i żalu nie będzie a radość z zakupu TAK ) Z góry dziękuję i pozdrawiam Adam z rubieży Wschodniej.

      Usuń
    4. Fajny artykuł, już myślałem, że kupiłem "nie dobry obiektyw" :-)

      Usuń
    5. Trafił do mojej top 10. Nie może być niedobry:
      http://fotodinoza.blogspot.com/2016/01/top-10-najtansze-obiektywy-do-canona.html?view=snapshot#!/2016/01/top-10-najtansze-obiektywy-do-canona.html

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.