Tak drogi obiektyw jeszcze nigdy nie
był nawet wymieniany słowem na Fotodinozie. Dzisiaj nadszedł dzień
chwały i dostąpiliśmy zaszczytu testowania pożyczonego szkła za
kilka tysięcy złotych.
To obiektyw najwyższej dostępnej u
klasy- serii „L”, jak „Luxury”, stworzonej przez Canona dla
profesjonalnych użytkowników, lub takich, którzy chcą się za
nich uważać. Tych co wiedzą co czynią.
Klasa L cieszy się od lat 80-tych (a
nawet wcześniej) estymą najsolidniejszych szkieł Canona, większość
z nich jest uszczelniana, ma metalową konstrukcję, umożliwiając
użytkowanie w najtrudniejszych warunkach tropikalnych puszcz,
równikowych dżungli, podbiegunowych kół, warszawskiej Pragi, oraz
łódzkiej ulicy Włókienniczej.
Ach, tam łatwiej przyjacielem być
Wśród tropikalnych puszcz,
Niż gdy za ścianą krzyczy ktoś:
„Puszcz mię pan, ach puszcz”,
I pluskwy, ach nietropikalne
Mnożą się, jak w aparacie tym
Roneo.
Witkacy
„Do przyjaciół gówniarzy”
Obiektyw 24-105/4
L, został zaprojektowany w 2005 roku jako instrument o bardzo
ciekawym i bardzo szerokim zakresie ogniskowych, mający być
uniwersalnym sprzętem do pełnoklatkowych aparatów analogowych, jak
i całkiem niezłym dla cyfrówek z mniejszą matrycą APS-C. Na
pełnej klatce pokryje niemal cały zakres pożądany do codziennych
zdjęć- od szerokiego kąta, do średniego tele. Na zmniejszonej
matrycy formatu APS-C także pozostaje dość szeroki na krótszej
ogniskowej (odpowiednik 35mm).
Wszedł na rynek
razem z Canonem EOS 5D i był sprzedawany z tym aparatem jako
atrakcyjny komplet. Canon dodał do tego obiektywu wydajną
stabilizację obrazu która, mamy nadzieję, jeszcze poprawiła
walory użytkowe obiektywu i wspomogła jego nienajwyższą
światłosiłę f/4, dla wielu zastosowań zbyt ciemną.
Uniwersalność L-ki dodatkowo wspomaga całkiem niewielka minimalna odległość wyostrzenia- 47cm.
Uniwersalność L-ki dodatkowo wspomaga całkiem niewielka minimalna odległość wyostrzenia- 47cm.
Obiektyw jest
popularnym szkłem, często testowanym, solidne sprawdzenie tego
obiektywu zrobiło np. optyczne.pl :
Zakasujemy rękawy
i przystępujemy do testu, żeby zakasować wszystkich.
BUDOWA ZEWNĘTRZNA
Obiektyw w
pierwszym wrażeniu zaskoczył nas wyjątkowo swoją niewielką wagą,
niezgodną z tym co podaje producent. Sprawdziliśmy- według tabel
24-105 IS waży 670 gram. Nie jest to zgodne z wagą naszego
egzemplarza, który waży zaledwie 370 gram. Zadziwiające! Skandal!
Jak można tak wprowadzać w błąd! Zdecydowaliśmy się nawet
napisać mailowo notę protestacyjną do siedziby Canona w Japonii.
Odpowiedzieli tylko jednym zdaniem:
Niestety nie znamy
japońskiego, żeby odcyfrować ten przekaz, Canon wobec takiej
wpadki mógłby się jednak trochę wysilić i odpowiedzieć po
polsku.
Zostawmy wpadki
PR-owe Canona i wróćmy do testu:
Obudowa obiektywu
wygląda niezwykle solidnie, niczym jednolita całość, bez żadnych
szczelin i szpar, za co musimy pochwalić jego konstruktorów-
wzbudza zaufanie. Całość, ewidentnie na bazie metalowego korpusu,
pokryta dodatkową farbą poprawiającą uchwyt. Jakość wykończenia
na poziomie spodziewanym dla obiektywów profesjonalnych. Obiektyw
wyposażony jest w skalę odległości, z zaznaczoną dla najwyższych
przesłon skalą głębi ostrości. Niestety pierścienie zoomowania
i ostrzenia chodzą jednak ze zbyt dużym oporem. Próbowaliśmy je
przekręcać najpierw ręcznie, a potem, wobec trudności- za pomocą
klucza francuskiego i żabki hydraulicznej, ale nie daliśmy rady.
Kontrola jakości japońskich fabryk w Oita, Kiushiu nie popisała
się. Znowu wpadka!
Obiektyw jest
instrumentem uszczelnionym, co potwierdza solidna gumowa uszczelka
wokół sporej przedniej soczewki (średnica filtrów 77mm). Wiele
osób zastanawia się na jakim poziomie odporności projektowane są
uszczelnienia obiektywów Canona. Zdecydowaliśmy się przetestować
go w ekstremalnych warunkach, poprzez zanurzenie w zlewie kuchennym,
i możemy potwierdzić wysoką klasę szczelności 24-105 L. Po
zanurzeniu w obiektywie nic nie chlupie. Brawo!
24-105/4 L IS- test wodoodporności |
Największe
rozczarowanie spotkało nas gdy próbowaliśmy zapiąć nasz obiektyw
do aparatu. Okazało się że dekiel kryjący mocowanie bagnetowe
jest niezdejmowalny w tym modelu! Co za szok! Uważamy za karygodne,
że w tej cenie obiektyw systemu EOS nie daje się nawet podłączyć
do aparatu! To jest jakieś naciąganie gości na placu Wolności!
Z tego też powodu
nie byliśmy w stanie przetestować obrazu, jaki daje 24-105 L IS,
ale wobec licznych jego wad i usterek nie liczylibyśmy na nic
dobrego. Możemy tylko wyobrazić sobie jak marne daje zdjęcia:
Podsumowanie
Obiektyw zawiódł
całkowicie pod względem jakości wykonania, z małym wyjątkiem
uszczelnień. Błędy montażowe, oraz brak możliwości zamocowania
do aparatu dyskwalifikują całkowicie to szkło. Prawdę mówiąc,
nie mamy pojęcia jak Canon jeszcze utrzymuje się na rynku.
Po zastanowieniu
uważamy, że ten obiektyw nie nadaje się do fotografii w ogóle.
Jedyne do czego można go użyć- to to:
Fabrykant
dyrektor kreatywny
walnięty o sprzęty.
Genialny i przez to drogi Drogi (wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Tak się ta karczma nazywała) siostrzeńcowy Fabrykancie!
OdpowiedzUsuńZawiodłeś w tym teście oczekiwania wiernych czytelników, tak rozpieszczonych twymi wcześniejszymi wykwitami (nie mylić z wypocinami) - np. testem objektywu całkowicie ręcznego a niezapomnianego. Ten "L"uxurowy obiektyw canona trzeba zamontować na korpusie aparatu w sposób następujący: 1.) najpierw wygrzebać z domowych rupieci fotograficznych tzw. retro/reverse ring ( ring wolny dla nieustraszonych pięściarzy, którzy przecie tak genialnie pięści fotograficznej używali we wcześniejszym teście, nie z teściem). Ring ten musi mieć gwintowaną średnicę 77 mm równą średnicy "25-105 4 L-IS' a" i właściwe zamocowanie bagnetowe canona. 2.) Tym ringowym, bagnetowym zamocowaniem wkręcamy obiektyw do korpusu Canona.
3.) patrzymy przez wizjer (przymykając filuternie jedno oko; zgadnijcie które?). 4.) Przecieramy oczy (to bardzo ważne). 5.) szukamy w domowych rupieciach (znowu) nazywanych wytwornie archiwum muzealno-fotograficznym czegoś ostrego, może być bormaszyna ale język nie da rady. 6.) Borujemy w nieodejmowalnym dekielku bagnetowym dziurkę o odpowiedniej średnicy 6.a) Jeśli uda się wywiercić dziurkę o średnicy 0,05 milimetra to objektyw będzie miał światłosiłę f: 360. Jak zauważył w swym obecnym teście Fabrykant, ten obiektyw ma światłosiłę "zbyt ciemną dla wielu zastosowań". Jeśli ten pogląd uznamy za słuszny to pomoże nam tylko trochę większa bormaszyna . Wiercimy w dekieku większą dziurę - np, 0,20 milimetra i już mamy stosunkowo jasny objektym o światłosile f 1:128! As simple as that! Szkoda, że ten wynalazek został dokonany nie tylko przezemnie ale w póżnym średniowieczu w Italii a nawet przez makaroniarzy brzydko nnazwany "Camera Obskura". Czy taki Canon z takim obiektywem jest rzeczywiście obskurny? Trudno powiedzieć a jeszcze trudniej napisać. Ale Polak potrafi! Jeszcze taki jak ten Fabrykant!
zapomniałem dodać:
OdpowiedzUsuńdo punktu 3.) - patrząc oczywiście gówno widzimy (a fe!)
do punktu 4.) oczy przecieramy , gdyby to g.... nas zapaprało
do punktu 6.) borujemy w środku geometrycznym dekielka a nie na jego skraju! To ważne z uwagi na aberację geometryczną!
i jeszcze jedno uzupełnienie, filologiczne. Fabrykant niestety nie dba o czystość języka polskiego (choć na ten temat już też kiedyś mądrze pisał). Użył słowa "szajs" czyli germanizmu. Jako patriota polszczyzny literackiej czułem się w mym powyższym komentarzu zmuszony użyć rdzennie polskiego określenia "gówno".
OdpowiedzUsuńNie wiem czy ten germanizm nie trafił przypadkiem do polszczyzny literackiej. Na pewno trafił do literatury, ale czy literatura to już polszczyzna? Teraz drukują co popadnie- jak powiedział James Bond wrzucając złoczyńcę do prasy drukarskiej ("Tomorow never dies" i to w Hamburgu się działo) Proponuję zakrzewić w języku niemieckim wyrażenie "gówno"- będzie remis.
OdpowiedzUsuńprzez kryminalistów władającym językiem Reja czy innego Pan (Tadeusza?) w języku niemieckim zakrzewione zostało słowo "pienunze" zamiast czysto polskie pieniądze.Ale nie mówcie " Pienunze Bitte" jak będziecie w jakimś niemieckim banku (chyba , że chcecie obrabować).
UsuńPanie Fabrykant! Jak zwykle rzetelny i uczciwy test sprzętowy. Tak jak wspominałem wielokrotnie, na fotografii się nie znam i właściwie sam nie wiem, dlaczego czytam tego bloga. Chyba dlatego, że fajny jest. No mniejsza z tym. W każdym razie, jeżeli chodzi o test powyższego obiektywu, przekonał mnie Pan całkowicie do jego zakupu, co zamierzam uczynić już jutro z samego rana. Konkretnie o 7 rano czasu środkowoeuropejskiego. To będę miał już dwa, bo oczywiście po teście obiektywu żadnego, również nabyłem tamto cacko. Czekam z niecierpliwością na kolejne testy, które to urządzenia zamierzam po testach owych niezwłocznie nabywać. A jak już będę miał tego dużo, to sam przystąpię do testowania i założę bloga fotograficznego i zrobię Panu kąkuręcję. Ha ha ha!!! Hodujesz Pan żmiję na swoim własnym blogowym łonie, Panie Fabrykant. Pozdrawiam serdecznie, jeszcze jako przyjaciel, ale już niedługo jako wróg znienawidzony z kąkuręcyjnego bloga fotograficznego.
OdpowiedzUsuń"kąkóręcja orzywia interes (nawet ten interes, który mężczyźni mają w majtkach) "
UsuńSzanowny Panie Waldeck. Masz Pan spore szanse na sukces żmijowy. Jedyne pocieszenie dla mnie jest takie, że zamiast pisać- będę czytał Pańskie wpisy i zaśmiewał się do rozpuku. Jak to już niniejszym czynię.
OdpowiedzUsuńá propos "żmijowy" i obecnej Zimy:
OdpowiedzUsuń..."witaj, zimowe przestworze!
serce radośnie mi bije,
szukajmy,a może na dworze,
znajdę zmarzniętą żmiję"...
napisał to, dawno zmarły, literacki konkurent Fabrykanta
Jeszcze inny wieszcz, niejaki Adam z Mickiewiczów ( "tych' Mickiewiczów) wypowiedział się w kwestii żmiji, któren to wiersz przytaczam w całości ku pamięci potomności, coby wiedziała o żmijej niewdzięczności:
UsuńCHŁOP I ŹMIJA
(BAJKA Z LAFONTAINA)
W pamiętnikach bestyjo-graficznych Ezopa
Jest wzmianka o uczynku miłosiernym chłopa
I o pewnego węża postępku łajdackim.
Chłop wyszedł zimnym rankiem po chrośniak do sadu,
Aż tu pod bramą wąż mu do nóg pada plackiem:
Przeziębły, wpół skostniały, przysypany szronem,
Już zdychał, już ostatni raz kiwnął ogonem.
Chłop zlitował się nad tą mizeryją gadu,
Wziął go za ogon, niesie nazad w chatę,
Kładzie go na przypiecku,
Podściela mu kożuszek jak własnemu dziecku
(Nie wiedząc, jaką weźmie od gościa zapłatę);
Póty dmucha, póty chucha,
Aż w nieboszczyku dobudził się ducha.
Nieboszczyk wąż jak ożył. tak się wnet nasrożył:
Rozkręcił się, do góry wyprężył się, syknął
I całym sobą w chłopa się wycela,
W swojego dobrodzieja, w swego zbawiciela
I wskrzesiciela!
"A to co się ma znaczyć - zdziwiony chłop krzyknął -
To ty w nagrodę dobrego czynu
Jeszcze chcesz mnie ukąsić? A ty źmii-synu!"
I wnet porwawszy dubasa,
Tnie węża raz pod ucho, drugi raz w pół pasa.
Odleciał ogon w jeden, a pysk w drugi kątek;
Rozpadło się źmijisko na troje źmijątek...
Darmo drgają
I biegają
Ogon za szyją, za ogonem szyja:
Już nie zmartwychwstanie źmija.
Przytrafia się to często, że dobry człek jaki
Niewdzięcznika przygarnie;
Ale trafia się częściej, że niewdzięcznik taki
Przepada marnie.
KONIEC
dobrze, üe wieszcz przypomniany, bo akurat nie uwaüaöem w swym czasie na lekcji polskiego albo teü staöem w käcie
UsuńMam dwa takie i o ile muszę potwierdzić niewielką wagę i wodoodporność, to do zastosowania do picia herbaty już się nie mogę zgodzić, do tego celu jest zdecydowanie niewygodny, już bardziej jako przybornik na biurko się nadaje. Co do jego japońskich korzeni też nie byłbym tego taki pewien, prędzej jakiś chińczyk za miskę ryżu go składał i zapomniał o soczewkach.
OdpowiedzUsuńJedna soczewka wiosny nie czyni. Jedna żmija- też.
OdpowiedzUsuńTłumaczenie z japońskiego rozwaliło wszystko :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńto ja też usunę
UsuńMój komentarz usunięty przez autora! Autor jak cenzor rodem z PRL-u! Nie chce się prawdy wziąć na klatę...? No cóż, jak to Wilde zdaje się powiedział: to co najbardziej boli, to sprawiedliwość. A kneblowanie buzi, jak czas pokazuje, rodzi potem głośniejszy krzyk, a już samo cytowanie takiego gówna świadczy dobitnie o autorze.
UsuńUsunięty przez AUTORA, znaczy się nie przez piszącego bloga, ino przez tego kto pisał komentarz.
UsuńZ zasady nie usuwam komentarzy, niech ta komentujo co chco.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo widocznie, psiakrew!, zżarło jakieś paskudztwo! :O! A piszącego bloga w takim razie najmocniej przepraszam.
UsuńDo wielbicieli gówniarzy
OdpowiedzUsuńKto się za tego typu poezyję nie obraża
Niech się sam za gówniarza uważa.
Przeglądam duchem wszystkich wielbicieli moich twarze
I myślę sobie, o psiakrew!, czy wszyscy są gówniarze?
A zwłaszcza kilku najbardziej wiernych!
(tych gnatem zdzieliłbym po zadzie równo!)
Takich urzeknie, proszę pani, najohydniejsze nawet gówno!
Tacy powiedzą, że nawet szmira to jakieś wprost prawdziwe cacy,
Byle by tylko podpisane było S i I Witkacy!,
Ach, bo Witkiewicz tak dobry jest i doskonały,
Że nie wiadomo już, czy nawet on oddawał kały!
Może on nie srał i nie robił pipi,
Taki On ach!, genialny jest!
Ci wielbiciele pełni są bezkrytycznego, ach!, zachwytu,
Bez względu na to, ach!, czy dzieło wyszło z głowy mej, czy też z odbytu,
Czy w uniesieniu twórczym umysł mój klarowny był jak jakaś, proszę pani, wieczorna, ta tak zwana, ach!, poświata,
Czy też mój mózg trawiły wszystkie narkotyki świata,
Łącznie z odorem dorożkarskich bud i stęchłych bram,
Które tak dobrze są mi znane, lecz nie z Kielc,
bo muszę wyznać, ach! że nigdy nie bywałem tam.
A prawdziwy przyjaciel powiedziałby, Ignacy, pewien utwór ci uwłacza,
Ja dla twojego dobra takie gówno wrzucę tam gdzie jego miejsce, czyli wprost do sracza,
To choć od dawna jestem, proszę paAni, ten tak zwany zimny trup,
Takiemu mógłbym nawet wskazać własny grób!
Ale nie! Znalazł się baran Raj - wielbiciel zapyziały,
Co pewien utwór mój, psiakrew! wyłuskał, fuj!, jak gniazdo pluskiew spod powały,
I ścierwo mi się, proszę pani, wywróciło w grobie,
Gdy ten wielbiciel gówniarz użył wiersza mego, o psiakrew!,
By wyblwać z pyska swoje fobie,
Fobie, którymi zionie jak ohyda i śmierdząca zmora,
Że człowiek widzieć może go jedynie jako cuchnącego własnym sosem, ach, potwora,
Więc zamiast śpiewać, ten wielbiciel witrolejem sika w pyski, gębą sra,
Gdy mu muzyczka skądsiś gra.
Dlatego błagam wielbicieli moich, och!, psiakrew! gówniarzy,
Niechaj zamilkną, ach!, ta szmira niech się ze mną nie kojarzy,
A spośród tych gówniarzy wszystkich, panie Raj,
Panu zabraniam wielbić siebie naj!,
Bo niedługo, ach, zapomną wszyscy żem autorem "Matk"i oraz "W małym dworku"
I pamiętać będą tylko o tym grafomańskim, ach, potworku,
I mnie tak sobie będą wyobrażać - symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej pseudoliterackiej brzydy.
I nie chcę, potąd wielbicieli mam, co z tyłka sączy im się mowa w śliskim kłamstwie,
W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
I zlekceważenia, ach!, i zwykłym chamstwie.
I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
Ale gdy mymi wielbicielami śmieli być -
Tym gorzej! Precz ode mnie, gatunku wraży!
I niech mi się Raj nigdy więcej nie ukaże,
(wolę z czartami w piekle po wsze czasy tkwić
I w najpiekielniejszych wprost stosunkach z nimi być!),
A wielbicieli mych gówniarzy wszystkich w kupie -
zwalę gnatem dla ekonomii po olbrzymiej wspólnej dupie.
Proszę mi wybaczyć, że nie składam
własnoręcznego podpisu, ale,
jak powszechnie wiadomo,
jestem, o, psiakrew!, w fazie daleko posuniętej
dematerializacji.
Do pisania używam medium.
Dobre, dobre, Mistrzu! Niech Ci ziemia lekką będzie! Sęk w tym że wierszyk o gówniarzach strasznie ci on nośny i wpada w ucho, a do tego z lekka obrazoburczy- do cytowania z pamięci nadaje się doskonale. Omawia ci on, ten wierszyk i stosunki polsko- polskie i stosunki polsko gówniarskie, zatem jest, wbrew pozorom, dość uniewrsalny.
Usuń