Selfie jest
wszędzie. Nie ma sekundy wolności. Gdzie nie spojrzeć ktoś
wykonuje autoportret rodzinny we wnętrzu. Albo z kochanką. Czy to
są jeszcze zdjęcia? A jeśli nie to co to jest?
Łatwość strzelania takich fotek, brak jakichkolwiek oporów, brak barier przekłada się na znakomitą lekkość codziennych selfies. Są lekkie do niemożliwości, do nieistnienia niemalże, bo przecież czas ich przydatności do spożycia jest dwudziestokrotnie krótszy niż czas życia jętki jednodniówki. A jednak powstają. Zagadka.
Selfie jest wyrazem dzisiejszego stylu życia, stylu świata, ale czy mówi nam też coś o fotografii, jako takiej?
Przypomina o funkcji fotografii. O tym po co ona jest.
Zapis światła. Foto-grafia. W końcu aparat jest niemal dokładną analogią ludzkiego oka, trochę tylko podrasowaną i z możliwością zmiany obiektywu. I selfie ma być takim rzutem oka, zerknięciem w nasze (nasze?) życie, którym chcielibyśmy się pochwalić.
Selfie jest tym, czym chciałaby być na dobrą sprawę każda fotografia- poszerzeniem naszego widzenia, zapisem, utrwaleniem czasu. Może nawet zatrzymaniem czasu w fotograficznym spoiwie, wiele razy porównywanym już do bursztynu, który uwiecznia na wieczność prehistorycznego komara.
Jakie były motywy pionierów fotografii- pana Niepce'a, czy Daguerre'a? Można spekulować. Nie wiem czy mieli na myśli "zatrzymać chwilę". Po pierwsze dlatego, że w ich czasach fotografia była zdolna zatrzymać godziny, a nie sekundy. Po drugie- pochodząca od przedmiotu stricte malarskiego, artystycznego użytku- camery obscury, fotografia kojarzyła się raczej z obrazem, niż z czasem... A zatem raczej- "zatrzymać widok".
Upływ czasu i przemijanie to rzeczy jakich się nie lubi, pomimo że żyje się w nich jak w we własnym domu. Szybko stało się jasne, że fotografia jest panaceum na tą dolegliwość świata.
Następni zatrzymywali już chwile, za sprawą skrócenia czasów naświetlania, a także magnezji, lamp spaleniowych i następnych wynalazków. Czas dał się łapać i nie przeciekał przez palce. Zostawał na zdjęciach na wieczność.
Zadziwiające,że dzisiejszym selfie tak słabo ta rola wychodzi. Sądząc po selfies- czas się chyba kurczy w dzisiejszych czasach. Kruca bomba- mało casu. Cytat.
Fotoreporterzy uzbrojeni w sprzęt zaczęli polować na historyczne, rzadkie, niecodzienne momenty, zatrzymywali w kadrze podpisywanie traktatów, koronacje królów i rzadziej- życie codzienne.
Przybywało amatorów i zapaleńców, a fotografia schodziła pod strzechy. Gdzieś na skrzyżowaniu życia codziennego i epokowych wydarzeń usadowili się artyści, dla których łapanie chwili było tylko środkiem wyrazu, a nie celem.
Czy oni wszyscy myśleli o sobie, jako o doskonałym temacie zdjecia? (Wszyscy myślą tylko o sobie. Tylko ja myślę o mnie. Cytat). Czy myśleli o sobie? Jakoś tak rzadko. Jakoś tak świat zewnętrzny wydawał im się bardziej interesujący, choć oczywiście były różne autoportretowe wyjątki, często wybitne, choć mało znane.
Dla niektórych z oglądających te autotematyczne zdjęcia fotografów, nie są to żadne banalne selfies, z resztą, tylko portrety gwiazd kultury i sztuki. Przeskakują więc automatycznie do kategorii "zdjęć kogoś/ czegoś w jakikolwiek sposób istotnego".
No bo chyba selfie, to chyba właśnie przeciwieństwo tego określenia. To znaczy dla tych, których na tych selfies nie ma.
Selfie jest odwróceniem kamery od świata- do siebie. Czy nam to coś mówi o egoizmie czy też egotyzmie ludzkości? Trochę mówi. Trochę to straszne. A trochę śmieszne. Wszyscy wokół krzyczą swoimi zdjęciami- "Patrzcie na mnie!". Słuchaj dzieweczko! A ona nie słucha... Zerka. Zapomina.
Wyśmiewam sobie te selfies. Może to nieładne. Nie chce mi się ich oglądać po prostu. Szkoda mi na nie czasu i atłasu. I wielu innym też szkoda- widać zatem, że nie da rady w ten sposób zatrzymać chwili. To znaczy da się- ale na chwilę. Stawia to pod znakiem zapytania foto-graficzny sens robienia selfies. Bo chyba robi się je dla przyjemności robienia, nie dla przyjemności oglądania. Z pewnością.
Zatem to nie jest fotografia. To rytuał.
Fabrykant
skwaśniały malkontent
Źródła:
http://myportraithub.com/15-most-famous-photographers/
Łatwość strzelania takich fotek, brak jakichkolwiek oporów, brak barier przekłada się na znakomitą lekkość codziennych selfies. Są lekkie do niemożliwości, do nieistnienia niemalże, bo przecież czas ich przydatności do spożycia jest dwudziestokrotnie krótszy niż czas życia jętki jednodniówki. A jednak powstają. Zagadka.
Selfie jest wyrazem dzisiejszego stylu życia, stylu świata, ale czy mówi nam też coś o fotografii, jako takiej?
Przypomina o funkcji fotografii. O tym po co ona jest.
Zapis światła. Foto-grafia. W końcu aparat jest niemal dokładną analogią ludzkiego oka, trochę tylko podrasowaną i z możliwością zmiany obiektywu. I selfie ma być takim rzutem oka, zerknięciem w nasze (nasze?) życie, którym chcielibyśmy się pochwalić.
Selfie jest tym, czym chciałaby być na dobrą sprawę każda fotografia- poszerzeniem naszego widzenia, zapisem, utrwaleniem czasu. Może nawet zatrzymaniem czasu w fotograficznym spoiwie, wiele razy porównywanym już do bursztynu, który uwiecznia na wieczność prehistorycznego komara.
Jakie były motywy pionierów fotografii- pana Niepce'a, czy Daguerre'a? Można spekulować. Nie wiem czy mieli na myśli "zatrzymać chwilę". Po pierwsze dlatego, że w ich czasach fotografia była zdolna zatrzymać godziny, a nie sekundy. Po drugie- pochodząca od przedmiotu stricte malarskiego, artystycznego użytku- camery obscury, fotografia kojarzyła się raczej z obrazem, niż z czasem... A zatem raczej- "zatrzymać widok".
Upływ czasu i przemijanie to rzeczy jakich się nie lubi, pomimo że żyje się w nich jak w we własnym domu. Szybko stało się jasne, że fotografia jest panaceum na tą dolegliwość świata.
Następni zatrzymywali już chwile, za sprawą skrócenia czasów naświetlania, a także magnezji, lamp spaleniowych i następnych wynalazków. Czas dał się łapać i nie przeciekał przez palce. Zostawał na zdjęciach na wieczność.
Zadziwiające,że dzisiejszym selfie tak słabo ta rola wychodzi. Sądząc po selfies- czas się chyba kurczy w dzisiejszych czasach. Kruca bomba- mało casu. Cytat.
Fotoreporterzy uzbrojeni w sprzęt zaczęli polować na historyczne, rzadkie, niecodzienne momenty, zatrzymywali w kadrze podpisywanie traktatów, koronacje królów i rzadziej- życie codzienne.
Przybywało amatorów i zapaleńców, a fotografia schodziła pod strzechy. Gdzieś na skrzyżowaniu życia codziennego i epokowych wydarzeń usadowili się artyści, dla których łapanie chwili było tylko środkiem wyrazu, a nie celem.
Czy oni wszyscy myśleli o sobie, jako o doskonałym temacie zdjecia? (Wszyscy myślą tylko o sobie. Tylko ja myślę o mnie. Cytat). Czy myśleli o sobie? Jakoś tak rzadko. Jakoś tak świat zewnętrzny wydawał im się bardziej interesujący, choć oczywiście były różne autoportretowe wyjątki, często wybitne, choć mało znane.
Henri Cartier Bresson. jego nie trzeba przedstawiać, zrobiła to już wcześniej Fotodinoza: tutaj, tutaj, tutaj... |
Słynny Weegee (urodzony w Złoczowie)- autoportret człowieka ulicy. Fotoreporter wydarzeń nocnych Nowego Jorku lat 20-tych i 30-tych, zdjął się w zniekształcającym lustrze. http://pl.wikipedia.org/wiki/Weegee |
Ansel Adams. Pan który wymyślił stylistykę zdjęć na których wszystko, ale to wszystko było ostre. Założył grupę fotograficzną f/64 (od wartości najczęściej używanej przesłony), a potem wymyślił rewelacyjny sposób naświetlania odbitek, tak żeby wydobyć wszystkie szczegóły świateł i cieni. Wspaniały krajobrażysta. http://pl.wikipedia.org/wiki/Ansel_Adams |
Skupiony Eliott Erwitt. jego też nie trzeba przedstawiać: Psia jest najlepsia |
Dorothea Lange. Dzielna reportażystka amerykańskich lat Wielkiego Kryzysu przy pracy. Linek |
Annie Leibovitz- starphotographer. Z kawą, bo zdjęcie z kalendarza Lavazzy. Pamiętacie jej Whoppi Goldberg w wannie pełnej mleka? Nie pamiętacie? To coś wam ciekawego pokażę: zajrzyjcie tutaj |
David la Chapelle, przegięty chłopczyk w przegiętym własnoręcznie zdjęciu. On taki zawsze przegięty. Z tego samego kalendarza, więc znów kawa. |
Thierry le Goues. Ten to ma życie, wśród czarnych piękności i celebritów. I jeszcze kawę mu podają. |
Dla niektórych z oglądających te autotematyczne zdjęcia fotografów, nie są to żadne banalne selfies, z resztą, tylko portrety gwiazd kultury i sztuki. Przeskakują więc automatycznie do kategorii "zdjęć kogoś/ czegoś w jakikolwiek sposób istotnego".
No bo chyba selfie, to chyba właśnie przeciwieństwo tego określenia. To znaczy dla tych, których na tych selfies nie ma.
Selfie jest odwróceniem kamery od świata- do siebie. Czy nam to coś mówi o egoizmie czy też egotyzmie ludzkości? Trochę mówi. Trochę to straszne. A trochę śmieszne. Wszyscy wokół krzyczą swoimi zdjęciami- "Patrzcie na mnie!". Słuchaj dzieweczko! A ona nie słucha... Zerka. Zapomina.
Wyśmiewam sobie te selfies. Może to nieładne. Nie chce mi się ich oglądać po prostu. Szkoda mi na nie czasu i atłasu. I wielu innym też szkoda- widać zatem, że nie da rady w ten sposób zatrzymać chwili. To znaczy da się- ale na chwilę. Stawia to pod znakiem zapytania foto-graficzny sens robienia selfies. Bo chyba robi się je dla przyjemności robienia, nie dla przyjemności oglądania. Z pewnością.
Zatem to nie jest fotografia. To rytuał.
Fabrykant
skwaśniały malkontent
Źródła:
http://myportraithub.com/15-most-famous-photographers/
Ależ Panie Fabrykant!!! Nie ma się co dziwić. W erze urządzeń elektronicznych, z których każde posiada funkcję robienia zdjęć (smartfony, tablety, laptopy i co tam jeszcze), fotografia już dawno przestała być po prostu papierowym, albo cyfrowym zapisem obrazu. To po prostu czynność, nic więcej. Ważna w momencie robienia zdjęcia. Nieważna już chwilę później. Efekt, to tysiące fotografii zalegających w trzewiach wyżej wspomnianych urządzeń. Nigdy nie oglądanych. Ale będące krótką zabawą w chwili ich wykonywania. Tylko tyle i aż tyle. Bo niezależnie od tego, nadal jest Fotografia i fotografia. Jest Zdjęcie i zdjęcie. I to się przecież nie zmieniło. A Fotografię przez duże "F", przecież nam Pan tu czasami pokazujesz, Selfie sobie zrobię i zapomnę. A Fotografia, raz zobaczona, już w mojej głowie pozostanie. Na zawsze.
OdpowiedzUsuńDyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny
Waldeck_13
Ponieważ Fabrykant jest tu skwaśniały to nawiąże do mleka - to nie jest wic , to Leib-O-vitz.("Leib" to po niemiecku i chyba w jidish to "Ciało") Czy mleko które nam pokazałeś jako Milk-on-tent było pełnotłuste (3,8%) czy raczej chude jak murzyńska modelka? .Fabrykant w swym znakomitym eseju o początkach fotografii nie ukrywał, że w tym samym mniej więcej czasie paru niewyżytych malarzy Dageuerre, Niepce i Talbot wynalazło fotografię. Również inne wynalazki zdarzały się czasem prawie jednocześnie. A więc ja, prawie jednocześnie z pania Anną Leibovitz zrobiłem takie zdjęcie w wannie (das ist kein Witz!).W wannie trochę większej i nie z mlekiem bo to była nie ta kraina miodem i mlekiem a zachodniejsza. Eksperymentowałem z różnymi rozcieńczeniami mleka (wtedy jeszcze nie istniał "Photoshop"). Z uwagi na me ciągoty antyczne myślałem o wielbłądzim mleku bo wszak ciemna karnacja Kleopatry wyglądała by wtedy tak samo dobrze jak u pani Anny.Ale mleko mi się zwarzyło (nie skwaśniało jak ty Fabrykancie). Więc powstało zdjęcie nie w mleku ("no milk today" - jak śpiewa jakiś popularny Amerykanin) ale w pieszczocie pian, nawet nagrodzone przez C.I.A. które wówczas finansowało Radio Free Europe /RL Inc. Czego też Fabrykantowi życzę.
OdpowiedzUsuńNagrodzone przez C.I.A.? Poprosimy o więcej szczegółów. Czy to praca zlecona była?
Usuń