wyświetlenia:

poniedziałek, 5 listopada 2018

Obscurnie. Magia solarygrafii. 170 zdjęć na raz. (Wywiad)


Fot. Obscurnie. Warsaw spire.


Na jakim najdłuższym czasie można zrobić zdjęcie?
Aparat jakim dysponuję, jak większość lustrzanek, ma możliwość strzelenia zdjęcia w trybie "B", czyli robi zdjęcie tak długo, jak długo naciskamy spust migawki palcem (lub zdalnie). A czy ktoś jest chętny na naciskanie spustu migawki przez DWANAŚCIE MIESIĘCY? Na szczęście są inne sposoby na taką sztukę.

Jak wiemy Facebook ma dużo wad. Ale jak się przyjrzeć, to ma też trochę zalet. Pewnego dnia zobaczyłem na fejsiku zdjęcia użytkownika Obscurnie -
LINK i to dało mi do myślenia. Damian Kępiński je robi. Ale JAK robi?
Wkłada papier fotograficzny do camera obscura w postaci puszki po herbatnikach, po kawie, albo kawałka rury kanalizacyjnej z wykonaną dziurką. Montuje je na kilka miesięcy. To tak mnie zainteresowało, że postanowiłem podrążyć temat i autora. Oto wynik wiercenia dziury w brzuchu Damiana Kępińskiego z Obscurnie:

Fabrykant: Masz Pan cierpliwość! Ile trzeba czekać, zanim takie solarne zdjęcie się zrobi? Jakie są minimalne i maksymalne wymagania czasowe? Czy im dłużej tym lepiej?
Damian Kępiński - Obscurnie: Minimalny czas to tak naprawdę jeden dzień, ale wtedy na negatywie zarejestruje nam się jedynie ślad Słońca i kontury obiektów które znalazły się w kadrze. Według mnie sensownym minimum są 3 miesiące, a optymalny czas, po którym zdjęcie powinno wyglądać bardzo dobrze to pół roku. Mówię "powinno", bo warunek jest taki, że zdjęcie nie zostanie w międzyczasie przez kogoś zerwane, zniszczone przez wilgoć lub inne nie do końca przewidywalne czynniki. Maksymalna granica czasu w zasadzie nie istnieje, bo można naświetlać zdjęcia nawet latami. Według mnie jednak tak długie ekspozycje trochę mijają się z celem, bo po jakimś czasie papier może stracić swoją czułość i przestać reagować. Inna sprawa, że na wieloletnim zdjęciu nie zauważymy wyraźnie więcej szczegółów, niż na zdjęciu rocznym czy nawet półrocznym. Spośród zdjęć które już zrealizowałem rekordowym jest zdjęcie remontu na Jasnej Górze - naświetlane prawie dwa lata. Widać na nim jednocześnie "duchy" armat, które usunięte zostały z tego miejsca po kilku miesiącach od rozpoczęcia przeze mnie ekspozycji, ale jednocześnie drewnianą konstrukcję, którą zbudowano długo PO usunięciu armat. Z tego powodu wszystkie te obiekty zapisały się jako przezroczyste - oczywiście w przeciwieństwie do budynku sanktuarium, który ze względu na ciągłą obecność w kadrze wyszedł bardzo wyraziście. Mam również kilka kamer zamontowanych w pobliżu zapory solińskiej, które wiszą tam od prawie 3 lat, bo jak do tej pory nie jest mi po drodze po nie jechać i przynajmniej do najbliższego lata licznik ich czasu będzie ciągle tykał, bo tylko wtedy możliwe jest wejście tam, gdzie wiszą.


Fot. Obscurnie. Park Helenowski. Widać jak rosną liście na drzewach.


Fot. Obscurnie. Kościół św. Teresy w Łodzi. Ciemniejszy ślad w prawym rogu to samochody zatrzymujące się na światłach.



Skąd fascynacja fotografią otworkową? Czy to długoletnie hobby? Jak się zaczęło? Każdy zaczynał od jakiejś ciemni w łazience - Ty też?
Mój staż to około 3,5 roku, a na pierwsze ślady solarygrafii trafiłem w jednej z astronomicznych gazet kilka lat temu, podczas jazdy na astro-zlot w Niedźwiadach - pamiętam ten dzień dokładnie. Muszę tutaj przyznać, że w kontekście wiedzy o fotografii byłem w tamtym czasie totalnym lamusem, który jakiekolwiek aparaty częściej widział w telewizji, niż trzymał w dłoniach i mimo momentalnej fascynacji opisaną tam techniką ubzdurałem sobie, że koniecznie potrzebuję profesjonalnej ciemni, by wystartować ze swoimi pierwszymi zdjęciami. Patrząc z perspektywy czasu to było dość śmieszne. Taka bezsensowna blokada trwała u mnie przez kilka dobrych miesięcy - dopiero po tym czasie przełamałem się i postanowiłem poskładać swoje pierwsze kamery. Start miałem bardzo "mocny", bo na raz zbudowałem około 200 aparatów z pudełek po kliszy (czarnych, z szarym dekielkiem), zapakowałem do środka papier Foma i rozwiesiłem je w moim rodzinnym Bełchatowie. Na plastikowych paskach zaciskowych. Zamysł miałem taki, że zawieszę tych solarek bardzo dużo i część zostawię na bardzo długi czas, a część będę zdejmował po paru dniach/tygodniach/miesiącach, by sprawdzać jak postępuje naświetlanie. To było najrozsądniejsze, tym bardziej, że wiedziałem, iż moja niecierpliwość w tamtym czasie nie pozwoli na długotrwałe wiszenie ich wszystkich.
Po trzech dniach wybrałem się zerwać ze słupów pierwszą partię i... konsternacja, bo już po tak krótkim czasie kilka z nich wysunęło się z pasków i spadło na ziemię. Winę za to ponosi ich podatność na różnice temperatur, w efekcie czego na zmianę sprężają się i rozprężają, tracąc swoją sztywność. Na domiar złego już w domu okazało się, że negatywy które wyciągnąłem z pudełek są bardzo zaciemnione. Bez żadnych konturów budynków, bez krajobrazów. Jedyne co w tamtym momencie wzbudziło mój zachwyt, to fakt, że na wszystkich obrazkach lekko majaczyły łukowate ślady Słońca. Moje pierwsze! Jednak zachwyt zachwytem, ale szybko zacząłem zastanawiać się o co chodzi z tymi prześwietleniami i doszedłem do wniosku, że pomalowanie szarej pokrywki ciemnym markerem to zdecydowanie za małe zabezpieczenie przed przedostającym się do środka światłem - powinienem okleić wszystkie kamerki czarną taśmą, a nie zrobiłem tego myśląc, że światło nie przejdzie przez pokrywkę. Oczywiście przeszło. W tym momencie na mieście wisiało jeszcze około 180 moich pudełek, które skonstruowane były dokładnie tak samo, więc stało się jasne, że trzeba je wszystkie zerwać i pogodzić się z bolesną porażką 0:200. Tę "traumę" potraktowałem jako motywującą naukę i wziąłem się do pracy - tym razem z większą dbałością o zabezpieczenie przed światłem i stabilne montowanie na wybranej miejscówce. Od tego czasu zacząłem owijać kamerki aluminiową taśmą (jak się okazuje idealną do zabezpieczenia przed światłem) i przyklejać je bardzo mocnym klejem montażowym Mamut Glue, zamiast śmiechu-wartymi paskami zaciskowymi. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że był to pewnego rodzaju przeskok "technologiczny", z którego korzystam do dzisiaj.


Fot. Obscurnie. Licheń.

Fot. Obscurnie. Licheń.

Fot. Obscurnie. Warszawa. Zwróćcie uwagę na dźwigi w tle! I na łukowy ślad samochodów.

Właściwie nie potrzeba do fotografii otworkowej kupować sprzętu. Ale trzeba go sobie samemu wykonać. Jak się do tego zabrać?
O.: Rzeczywiście, trzeba się tym zająć samodzielnie, ale to na tyle prosta procedura, że w zasadzie KAŻDY mógłby zacząć bawić się w konstruowanie kamer. Na początek trzeba uzbroić się przede wszystkim w cierpliwość... a poza tym w czarno-biały papier światłoczuły, puszkę po napoju (na przykład), czarną taśmę, drobny papier ścierny i cienką igłę. Osobiście używam wielu typów kamerek i ciągle próbuję nowych rzeczy, ale jak dotąd najczęściej używałem puszek po energetykach, rurek kanalizacyjnych, pudełek po kliszach i metalowych pudełek po herbacie. Fakt jest taki, że można użyć w zasadzie wszystkiego co da się szczelnie zamknąć, wyczernić i zrobić odpowiedni otworek przez który do aparatu będzie wpadało światło. Według mnie puszki po energetykach to najbardziej wdzięczny materiał do wykorzystania na "body", więc to na jej przykładzie warto opisać cały proces przygotowania kamery. Na początek więc nożem lub otwieraczem odcinam górną część puszki (tę z "kluczykiem"), a następnie mniej więcej 2/3 wysokości robię mikroskopijny otworek - szpilką lub igłą. W przypadku wspomnianej puszki dobrze by dziurka miała około 0,3-0,4mm.. Aby ułatwić sobie jej zrobienie, przed nakłuwaniem szlifuję papierem ściernym blachę puszki, by stała się trochę cieńsza - łatwiej dzięki temu zrobić mikro-dziurkę. Gdy już ją mam, ponownie delikatnie przecieram otworek od wewnętrznej strony puszki, aby wyrównać jej krawędzie. To dość misterna robota, bo dbałość o możliwie najbardziej okrągły kształt i gładkość krawędzi otworka ma ogromne znaczenie w kontekście jakości końcowego zdjęcia. Gdy otworek mam już dopieszczony, przychodzi czas na przygaszenie światła w pokoju (nie trzeba egipskich ciemności - wystarczy półmrok) i załadowanie do kamerki papieru światłoczułego, którego wielkość docinam tak, aby zmieścił mi się praktycznie na całej ścianie wewnątrz puszki. Po włożeniu przyklejam taśmą jego górne rogi do ściany puszki, by w czasie ekspozycji nie latał sobie swobodnie w środku - to dość ważne, bo każdy, nawet drobny ruch papieru (lub samej kamery) kończy się rozmazanym obrazem. Stabilizacja jest więc na każdym etapie kluczową sprawą. Po włożeniu papieru zaklejam zrobiony na samym początku duży otwór aluminiową taśmą, a następnie całą kamerę taśmą w kolorze kamuflażu - najczęściej wybieram kolor czarny lub szary. Ostatnie co robię, to zaklejam skrawkiem taśmy mikroskopijny otworek przez który ma wpadać światło - taśma ta robi za migawkę i odsłaniam ją gdy kamerka znajdzie się już na swojej docelowej miejscówce.
A co po kilkumiesięcznym naświetleniu?
Zrywam kamerkę i ponownie przy wygaszonym świetle wyciągam naświetlony negatyw i przygotowuję do skanowania. Najczęściej jest przemoczony i brudny więc płuczę go i suszę. Kilka miesięcy to wystarczająco duża przestrzeń czasu, aby w puszce znalazł się na przykład centymetr mieszanki złożonej z wody i pyłu, wpychanych przez wiatr przez otworek. Po wyczyszczeniu skanuję negatyw w zwykłym, domowym skanerze na ustawieniach .dpi na poziomie 600... A ostatnią fazą jest obróbka, czyli odwrócenie kolorów z negatywu do pozytywu, odwrócenie lustrzane i zabawy krzywymi/balansem kolorów/innymi opcjami według własnego uznania. Nie ma określonego kanonu do którego bezwzględnie trzeba dążyć i dzięki temu podczas obróbki dozwolone są wszelkie chwyty i kolorystyczne szaleństwa.
Czy do sprawy podchodziłeś naukowo, czy eksperymentalnie? Precyzyjne wyliczenia rozmiarów i odległości papieru od dziury, czy raczej szedłeś na żywioł?
Wszystko na żywioł! Do tego stopnia, że do dziś nie znam żadnego wzoru odpowiedzialnego za wyliczenie średnicy otworu wobec odległości od papieru. :)
Czy eksperymentowałeś z wariantami materiału światłoczułego? Z jakimi efektami?
Na początku oczywiście zdarzało mi się testować i eksperymentować z różnymi typami papierów, ale przeszło mi w momencie, w którym wpadła mi w ręce spora ilość Kodaka Polymax, którego obecnie traktuję jako docelowy papier. Polski rynek jest dość biedny jeśli chodzi o dostępność najlepszych papierów, ale to nie znaczy, że kompletnie nie mamy w czym wybierać... Z dostępnych u nas najlepiej spisywała się u mnie Foma 311/312. To wytrzymały i ładnie reagujący papier. Wcześniej często z niego korzystałem. Spokojnie dawał sobie radę z ciężkimi warunkami, był odporny na wilgoć/mróz i dawał bardzo charakterystyczne, nasycone kolory. Mówiąc o najlepszych papierach miałem na myśli wspomniany wcześniej Kodak Polymax, ale też Kodak Kodachrome czy AGFA MCP. Niestety, trzeba uganiać się za nimi na internetowych giełdach fotograficznych, lub na Ebay. Eksperymentowałem swego czasu z kilkoma typami papieru Ilford, z kilkoma Fomami i z kilkoma Fotonami. Ten ostatni po wystawieniu na światło zachowywał się niemal tak, jak zwykła kartka papieru. Zero reakcji na światło. Ilfordy z kolei mimo pięknych kolorów śladów Słońca cechowały się emulsją bardzo podatną na destrukcyjny wpływ wilgoci - po paru tygodniach często nie było co zbierać z negatywu. Fomy z kolei są dość solidną alternatywą dla papierów z wyższej półki, pokroju na przykład Kodaka. Ogólna konkluzja jest taka, że jeśli tylko jest możliwość, warto celować w papiery Kodaka.



Fot. Obscurnie. Zamek książąt Oleśnickich. Puszka została zgnieciona przez przypadkowego wandala, ale została na swoim miejscu.

Fot. Obscurnie.


Jak dużo puszek rozwiesiłeś do tej pory? Ile teraz się naświetla?
Dokładnych statystyk nie prowadziłem, ale myślę, że do tej pory zawisło około 650-700 sztuk, a w obecnej chwili wisi ich około 170. Z czego mniej więcej 120 w różnych zakątkach Polski, a reszta rozsypana po Austrii, Niemczech i Litwie.
Jak dokonujesz wyboru miejsca zdjęciowego? Czy to długie poszukiwania? Zdaje się, że sporo też zależy od położenia aparatu względem Słońca?
Regułą jest u mnie to, że najpierw szukam ciekawych obiektów w internecie i gdy trafię na coś intrygującego, to ustalam jakieś inne ciekawe miejsca po drodze i po prostu jadę tam. Lubię podróżować po Polsce i nie trzeba mi szczególnej motywacji, by zwiedzać miejsca w których jeszcze nie byłem. Gdy już jestem pod danym obiektem, to poszukiwanie konkretnego miejsca dla kamerki trwa bardzo krótko. To ma o tyle znaczenie, że im dłużej się czaimy, tym bardziej zwracamy na siebie uwagę ludzi w pobliżu, dlatego zdecydowanie podczas montowania kamer jest dość ważne. Próbuję sobie wyobrażać jak promienie Słońca będą zachowywać się w danym kadrze. Nie jestem w żaden sposób zafiksowany na punkcie obecności wachlarza śladów Słońca na obrazku i skupiam się bardziej na samym obiekcie, na odblaskach i innych "interakcjach" Słońca z otoczeniem, niż na nim samym.


Fot. Obscurnie. Piękna praca szlabanu. Cień samochodu.

Fot. Obscurnie. Białystok. Duchy rowerów.

Fot. Obscurnie. Duchy samochodów.

Fot. Obscurnie. EC2 w Łodzi.

Fot. Obscurnie. Berlin.

Nigdy o żadnej puszce nie zapomniałeś?
Nie, próbuję o nich zapominać, ale się nie udaje. :) W moim przypadku wskazane byłoby, abym zapominał o swoich solarkach na te 5-6 miesięcy. To paradoksalne, ale jestem dość niecierpliwym człowiekiem i zapomnienie o solarkach w niektórych przypadkach wyszłoby mi na dobre, bo nie kusiłoby mnie, by rwać je przed czasem. Wiem co i gdzie wisi, bo komórką robię poszczególnym kamerkom zdjęcia z włączoną opcją geotagu. Aczkolwiek to i tak jest jedynie celem zabezpieczenia, bo z reguły gdy trafiam po długim czasie do miasta w którym zostawiłem serię kamer, to bez problemu odtwarzam z pamięci drogę jaką przeszedłem rozwieszając je, i znajduję wszystkie po kolei... Oczywiście pod warunkiem, że przetrwały tam gdzie je zostawiłem.
Czy zdarzało Ci się, że puszki znikały za sprawą wandali lub innych niemiłych osobników?
To jest niestety wpisane w tę zabawę. Początkowo zrywano mi około 30% kamer - czyli bardzo dużo. Ginęły głównie dlatego, że nie kamuflowałem ich dostatecznie dobrze i wręcz prosiły się o uwagę ludzi/służb. Wiele się wtedy nauczyłem jeśli chodzi o kamuflaż i umiejscawianie kamerek tak aby nie przyciągały wzroku i w efekcie teraz giną może 2 sztuki na 100, góra. Generalnie jest sporo ludzi na których trzeba uważać. Typowi przechodnie nie są problematyczni. Mam wrażenie, że nie zwracają uwagi na zawieszone solarki, nawet jeśli mocno nie pasują do krajobrazu. Za to z tzw. "keszerami" jest trochę inaczej. Keszerzy, to ludzie bawiący się w Geocaching, czyli terenową zabawę polegającą na odszukiwaniu za pomocą GPS różnego rodzaju pojemników ze schowanymi w niej drobnymi fantami na wymianę i listą, na której podpisują się wszyscy którzy dany pojemnik odnaleźli. Niestety zdarzało mi się nie raz, że miejsca w których zostawiałem kamery zbiegały się ze współrzędnymi "keszów" i wtedy najczęściej moje solarki omyłkowo brane były przez nich za właściwy "kesz". Otwierali je więc, a do środka wrzucali na przykład karteczki z imionami i przedmioty typu agrafka, guzik czy pięciogroszówka. Najczęściej moje solarki były przez Keszerów zrywane ale szczęśliwie zostawiane w pobliżu pierwotnej miejscówki, więc udawało mi się przynajmniej odzyskiwać kamery. Trochę gorzej z negatywami, bo one zwykle były zniszczone. Inna bajka to wszelkiego rodzaju służby porządkowe. Miałem na przykład akcje związane z przyjazdami do Polski ważnych ludzi, typu Donald Trump wizytujący Warszawę, czy papież Franciszek przyjeżdżający na ŚDM w Częstochowie. Kilka miesięcy przed przyjazdem tego pierwszego obstawiłem kilkanaście bardzo obiecujących kadrów w okolicach Centrum Warszawy, ale okazało się, że przetrwała tylko jedna z nich. Było jasne, że służby wyczyściły tę okolice, z jakichkolwiek podejrzanych przedmiotów na potrzeby jego przejazdu i wizyty. Analogiczna sytuacja miała miejsce z papieżem Franciszkiem w Częstochowie, przy czym tam nie przetrwała żadna.
Czy mając już duże doświadczenie jesteś w stanie przewidzieć CO wyjdzie na fotografii, czy jednak za każdym razem jest to zaskoczenie?
Cała magia solarygrafii polega na tym, że pewnym można być tylko tego, że będzie się zaskoczonym. Przewidzieć jestem w stanie na pewno wygląd kadru. Z całą resztą bywa różnie i z reguły wszystko pozostaje zagadką aż do momentu zakończenia ekspozycji. Czasem nie da się przewidzieć jak zachowa się papier w danym mikroklimacie - przykładowo duża wilgotność powietrza w danym miejscu sprawia, że emulsja zwiększa swoją czułość i przybiera bogatszą kolorystykę (co jest jedyną zaletą wilgoci według mnie), ale jednocześnie ta sama wilgoć może w którymś momencie zadziałać destrukcyjnie na emulsję światłoczułą i sprawić, że spłynie ona z papieru, kończąc żywot negatywu. Dlatego bardzo istotne jest wybieranie papieru, który sobie po prostu z tą wilgocią poradzi - na przykład wspomniany Kodak Polymax. Szczerze mówiąc nie ma szans, by rosa nie dostała się do środka. Mikroskopijny otworek zupełnie wystarczy, bo skala czasu jest ogromna i woda da sobie radę z dostaniem się do środka - obojętnie jak mocno będziemy się starać, aby to się nie stało. Kwestia tylko ograniczenia tej wilgoci jakimiś doraźnymi rozwiązaniami. Jeśli wiem, że kamerka będzie wisiała w bardzo wilgotnym środowisku (nad rzeką/w lesie/na łące), to montuję wtedy coś a'la prowizoryczny system hydrauliczny - czyli po prostu sznurek wyprowadzony z wnętrza kamerki na zewnątrz. Trudne do przewidzenia jest na pewno to, jakie wydarzenia zapiszą się na zdjęciu - czasem nie dzieje się nic szczególnego, ale czasem dzieją się cuda, jak na przykład wyparowanie budynku, który jeszcze kilka miesięcy temu znajdował się w kadrze, a w międzyczasie został wyburzony. Wtedy na negatywie rejestruje się jego przezroczysty obrys, z prześwitującymi przez niego obiektami z tła.


Fot. Obscurnie. Dźwigi! Billboard po prawej z dwoma lub trzema reklamami na raz!

Fot. Obscurnie.

Fot. Obscurnie.


Czy zdarzały się skuchy?
Tak jest, skuchy chodzą w parze z solarygrafią :) Kilka takich było, ale jedna szczególnie mi się zapisała w pamięci - na szczęście z happy endem. Ogólnie lubię klimaty industrialne, a że w pobliżu mojego rodzinnego miasta mamy sporą elektrownię to stwierdziłem, że pojadę tam na rowerze i obstawię ją z możliwie najbliższej odległości. To były moje początki zabawy z energetykami - spakowałem więc kilkanaście sztuk i pojechałem robić swoje. To był ładny dzień, nikt tam na mnie nie zwracał uwagi, więc wszystko szło wzorowo. Po paru godzinach zawiesiłem ostatnią i już miałem wracać po swój rower, gdy nagle drogę zajechał mi samochód ochrony elektrowni. Nie miałem świadomości, że zrobiłem coś "nie tak", więc humor mnie nie opuszczał, nawet wtedy gdy zdecydowanie zalecili, bym pojechał z nimi bo mają podejrzenie o... działalność terrorystyczną. Wsiadłem z nimi i pojechaliśmy do ich centrali, gdzie na monitorach pokazali mi jak zawieszam swoje solarki. Wytłumaczyłem im spokojnie, że to żadne ładunki wybuchowe, tylko bardzo proste aparaty fotograficzne. Nawet pokazałem im kilka wcześniejszych zdjęć na telefonie - oczywiście nie uwierzyli, że to możliwe. Zamiast tego ostrzegli mnie, że "zaraz będzie policja" i że im już wyśpiewam całą prawdę. Jeden z nich powiedział, że zanim przyjedzie policja pofatygujemy się tam, gdzie zostawiałem wszystkie swoje "ładunki". Po to, żebym pokazał im co to takiego. Pojechaliśmy i gdy już byliśmy na miejscu, jeden z nich nakazał mi ze srogą miną, żebym zerwał to co zawiesiłem. Podszedłem więc. Wisiała wysoko i gdy zacząłem po nią sięgać, to kątem oka zauważyłem jak każdy z nich robi kilka kroków do tyłu. Zaśmiałem się wtedy, choć pewnie nie powinienem... Gdy zerwałem kamerkę i (o dziwo) nic nie eksplodowało zaproponowałem im, że ją otworzę i pokażę co jest w środku. Zgodzili się, ale jednocześnie kazali mi się do siebie z nią nie zbliżać. Zacząłem otwierać puszkę i co ciekawe to była jedna z pierwszych które tego dnia zawieszałem, więc bardzo delikatnie na papierze zarysował się obrys komina i bardzo krótki ślad Słońca. Pokazałem im szybko negatyw, by mogli się przekonać, że to na serio działa. Byli skonsternowani, ale nastawienia do mnie niestety nie zmienili. Zamiast tego usłyszałem, że już nie podejrzewają mnie o terroryzm, a o "fotografowanie obiektów strategicznych". Pomyślałem: "Cyrk". Wsiedliśmy więc do samochodu by wyzbierać całą resztę aparatów i wróciliśmy do centrali, gdzie czekał już na mnie policjant. Długo między sobą rozmawiali, a policjant bardzo dokładnie oglądał moje puszki. Po jakiejś godzinie policjant poważnym tonem powiedział do ochroniarzy, że zabiera mnie na komendę i tam zostanę przesłuchany. Ochroniarze wyraźnie się ucieszyli, że "mam za swoje" i że spełnili już swoją misję. Wsiadłem z policjantem do radiowozu, i już na początku zapytał mnie gdzie zostawiłem swój rower. Odpowiedziałem, że jakiś kilometr stąd, a on ku mojemu zdziwieniu stwierdził, że mnie do niego podwiezie i pozwoli jechać do domu... Okazało się, że Pan policjant blefował mówiąc, że zabierze mnie na komendę. Zaintrygowały go moje solarki i nawet całkiem rzeczowo wypytywał o różne niuanse związane z techniką. Poza tym bardzo chciał, żebym dał mu dwie z tych zerwanych puszek. Powiedział: "dzieciom pokażę, pewnie się zainteresują". Zawiózł mnie jak obiecał i puścił wolno...
Świetna historia! Fotografując różne industriale zawsze zastanawiam się kiedy jakaś władza położy mi rękę na ramieniu i uzna za imperialistycznego szpiega. Do tej pory musiałem tylko uciekać między zaparkowanymi autobusami przed ochroniarzami z łódzkiej Manufaktury. Ale to nic w porównaniu z Twoim terroryzmem w elektrowni Bełchatów.
Czy nabyta praktyka w montażu puszek pomaga w zrobieniu ciekawej fotki? I jak pomaga?
Czy praktyka pomaga w zrobieniu ciekawszych zdjęć? W pewnym sensie tak, ale w zdecydowanie większym stopniu pomaga unikać okoliczności które mogą sprawiać problemy. (Na marginesie: częste podciąganie się na znaki drogowe celem zamontowania na szczycie kamery powoduje, że na każdy kolejny znak wchodzi się trochę łatwiej - pod tym kątem praktyka też jest bardzo przydatna :) ) Dzięki doświadczeniom i sporej ilości błędów dowiedziałem się czego unikać i jakie tricki wykorzystywać, by solarki bezpiecznie trwały na swoich miejscach. Nauczyłem się przewidywać niuanse, których wcześniej nie brałbym nawet pod uwagę. Przykład? Lepiej unikać przyklejania solarek na latarniach, które mają zamontowane na sobie rurki na flagi. Szczególnie niedługo przed świętami państwowymi, podczas których flagi na pewno się tam pojawią. Oczywiście nie flagi są tutaj "problemem", a ludzie którzy te flagi wkładają i przy okazji mają nakaz usuwać wszystko co wystaje ponad kształt latarni. Praktyka pomaga też zrozumieć pewne zachowania ludzi, co okazuje się bardzo przydatne, bo regularnie zdarza mi się montować kamery pośród przechodniów i dobrze byłoby pozostać niezauważonym - a jak to zrobić? Pójść w zupełną skrajność i stać się widocznym aż za mocno i na przykład założyć odblaskową kamizelkę robotniczą a następnie przy tych wszystkich ludziach wspinać się na przyniesionej drabinie. Mimo kamizelki pozostaje się dla tych ludzi niewidocznym, bo przekonani są o tym, że mają do czynienia ze zwykłą obsługą.

Świetne rady dla prawdziwych terrorystów! Miejmy nadzieję, że nie czytają wywiadów na kulturalnych blogach.
Czy masz jakieś marzenia i plany dotyczące swojej fotografii?
Przede wszystkim chciałbym z powodzeniem wykończyć swoją drugą ręczną analemmę - to jest plan, nie marzenie. Tym razem analemmę uliczną, o wiele bardziej ryzykowną i przez to bardziej "stresogenną" niż poprzednia. To bardzo wymagający projekt - tym bardziej w formie, jaką ja sobie narzuciłem. Obecna kamerka analemmowa wisi przy ruchliwym skrzyżowaniu, z widokiem na powstającą budowę. Pierwszy punkt złapałem pod koniec czerwca i do tej pory zarejestrowało się ich już ponad setka. Póki co, ma się ona bardzo dobrze i na razie nie zwróciła niczyjej uwagi. Z kolei pierwsza z analemm powstawała pod moim blokiem w Bełchatowie. Całe przedsięwzięcie musiało być rozłożone na okrągły rok, bo dokładnie tyle czasu trzeba, aby uzyskać pełną "ósemkę". Analemma jest kształtem nakreślonym na niebie przez pozycje Słońca fotografowanego przez cały rok, codziennie i dokładnie o tej samej godzinie. Trzeba więc systematycznie pojawiać się przy niej po to, aby odkryć jej otworek na skromne 2 minuty.
[Analemma przy okazji obrazuje ruch Ziemi wokół Słońca i nachylenie osi obrotu Ziemi do płaszczyzny jej orbity – przypis Fabrykant]


Fot. Obscurnie. Analemma.

Czy jakieś lokacje do zdjęć pozostają w sferze marzeń?
No jasne! Bardzo kręci mnie tematyka związana z cywilizacją Inków i marzy mi się obstawienie kamerami Machu Picchu. Nawet kilkudniowymi, aby tylko złapać kontur zabudowań i gór w tle. Z kolei wielomiesięczne solarki z tego miejsca są w sferze marzeń "ekstremalnych", bo sprawiałyby one dość istotny kłopot - konieczny byłby powrót po nie, co - delikatnie mówiąc - nie kalkulowałoby się zbyt dobrze. Bardziej dostępne miejsca które chciałbym zaliczyć to na przykład opuszczone wesołe miasteczko w Prypeci.
Czy środowisko solarygrafistów jest w Polsce duże? Czy to jakieś formalne struktury?
Sformalizowanych grup nie znam. Ciągle jest to niszowe środowisko, ale w ostatnim roku zauważyłem dość wyraźny wzrost zainteresowania solarygrafią. Mam wrażenie, że ta magiczna i jednocześnie banalnie prosta technika, przez lata była niedoceniana i schowana gdzieś w głębokim cieniu. Według mnie trzeba jej było wyjścia do ludzi i w miarę możliwości staram się nieść ten "kaganiec oświaty", publikując swoje rzeczy w różnych zakątkach internetu, czy pokazując je na wystawach.


Fot. Obscurnie. Zdjęcie już podpisane.

Notujesz coraz większe sukcesy, a o Twoich zdjęciach słychać coraz częściej. Zdaje się, że były też za granicą. Spodziewałeś się tego? Czy to coś co cieszy i nakręca?
Tak jest, to mnie motywuje i pokazuje, że to co robię idzie w dobrym kierunku. A czy spodziewałem się "sukcesów"? W pewnym sensie tak, ale nie spodziewałem się, że będzie to miało miejsce już teraz. Na pewno bardzo cieszył mnie odbiór mojej pierwszej analemmy - wtedy naprawdę sporo się działo i czułem, że "Obscurnie" wzbudza bardzo duże zainteresowanie, nie tylko pojedynczych osób, ale i niektórych mediów. Z drugiej strony nie publikowano jeszcze moich zdjęć w National Geographic, więc do sukcesu (takiego prawdziwego, bez cudzysłowu) pozostała jeszcze dłuższa chwila :) . W moim odczuciu poziom jaki prezentują moje zdjęcia jeszcze nie jest takim, jakiego bym od siebie oczekiwał. Oczywiście jestem świadomy, że robię zdjęcia które potrafią się spodobać, ale jednocześnie wiem, że mam jeszcze dużo pracy do zrobienia, by być w pełni zadowolonym z efektów. Mam spore parcie na dalszy rozwój i podnoszenie sobie poprzeczki - zarówno w kontekście obróbki końcowej, jak i od strony konstrukcyjnej.
Kiedy najbliższa wystawa?
Najbliższa wystawa zaplanowana jest na połowę lutego przyszłego roku, w Łódzkim Domu Kultury.
Super! Odwiedzę na pewno!
Bardzo dziękuję za wywiad. Życzę okładki w National Geographic!

P.S. Zdjęcia Obscurnie można zobaczyć na profilu facebookowym:
https://www.facebook.com/Obscurnie-240846306278893/









14 komentarzy:

  1. Bardzo interesujący wywiad. Zastanawiam się tylko, czy te negatywy są utrwalane chemicznie przed skanowaniem, tak jak się to robi z tradycyjną fotografią w ciemni? Czy też skanowanie jest czynnością destrukcyjną, kończącą życie papieru światłoczułego i dalej zdjęcie jest już tylko w postaci cyfrowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obchodzi się bez jakiejkolwiek chemii. Skanowanie rzeczywiście działa destrukcyjnie, ale nie w takiej skali jaką można by przypuszczać, bo spada jedynie kontrast negatywu, o parę procent dosłownie, zamiast całkiem się zaświetlić.

      Usuń
    2. A dlaczego niby nie wywoływać chemicznie tych papierów? Jeśli się nie mylę to skaner liniowo naświetla skanowany objekt a tym samym doświetla obraz zarejestrowany na papierze i powinien ten obraz chyba całkowicie zniweczyć ale ie zarejestrować. W wywiadzie nie poruszono wogóle kwestii nominalnej światłoczułości papierów a tym samym kwestii kompletnego prześwietlenia papieru.

      Usuń
    3. Cóż, wobec faktu, że papiery które wychodzą z solarek są naświetlone do tego stopnia, że widać na nich bardzo wyraźnie naświetlony negatyw jeszcze przed skanowaniem, to wywoływanie jest ostatnią rzeczą jaka jest potrzebna. Utrwalanie owszem, ale to już po skanowaniu (które nie degraduje obrazu w większym stopniu niż 5-10%). Temat kompletnego prześwietlenia papieru nie został poruszony, bo w solarygrafii zjawisko takiego prześwietlenia to bardzo rzadko występujące zwierzę ;)

      Usuń
  2. A co to są "puszki po energetykach" ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie znane mi papiery i błony fotograficzne mają czułość na tyle wysoką, że ulegają prześwietleniu nawet w wyniku parosekundowego przypadkowego otwarcia opakowania w którym są sprzedawane. Nie rozumiem jak można ładować kamerę obskurę przy jakimś świetle lub skanować. NB. Mam kamerę obskurę a kiedyś próbowałem na niej coś zarejestrować ale zabrakło mi cierpliwości. Kolorowe papiery fotograficzne są przystosowane do światła powiększalników ( 3200 stopni Kelvina) więc fotografowanie w plenerze powinno dać zafałszowany kolorystycznie obraz. Oczywiście można dalej obrabiać w Photoshopie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie "znane Ci papiery i błony" nawet po otwarciu na kilka/kilkadziesiąt sekund nadają się do solarygrafii. Jak wspomniałem już wyżej nie jest konieczne otwieranie papierów do solarygrafii w sterylnych, ciemniowych warunkach. Owszem, do fotografii którą zamierzamy naświetlać sekundy/minuty, i którą zamierzamy wywołać i utrwalić, ten papier już się absolutnie nie nada, ale do solarygrafii nie sprawia to najmniejszego problemu. Druga rzecz, że nie używam papierów kolorowych, tylko czarno-białych, więc jest swego rodzaju fenomenem, że zdjęcia wychodzą kolorowe - fenomenem, którego nikt jeszcze nie zdołał wytłumaczyć.

      Usuń
  4. Moje zdjęcia z dzieciństwa nie były aż tak fajne... i nie było skanerów, obróbki i całego tego cyfrowego tałatajstwa ;)
    ps. Super pomysł, super temat, super wywiad!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Z kolei pierwsza z analemm"

    xD

    OdpowiedzUsuń
  6. super sprawa! bardzo mi sie podoba, musze kiedys sprobowac!
    z papierem swiatloczulym mialem okazje pobawic sie za dzieciaka, kiedy to jeszcze pare pudelek takiego papieru mial dziadek, a juz sam nie wywolywal tylko zanosil do minilabu, ale szybko sie zniechecilem, bo bez chemii nazywanie go "swiatloczulym" bylo zdecydowanie naduzyciem, probowalem naswietlic taka karteczke rzutnikiem do bajek z jakas klatka bajki i niedosc ze to trwalo cala noc to i tak niebardzo bylo cokolwiek widac, pomagalo psikanie na ten papier woda z takiego psikacza np po plynie do szyb. niestety dziadek nie mial juz chemii, albo nie chcial jej dac kilkulatkowi w wieku ledwo przedszkolnym do zabawy ;)

    potem juz w pracy probowalem fotografii otworkowej na kliszach rentgenowskich z bardzo pozytywnym skutkiem, o czym kiedys wspominalem, ale jeszcze moge pokazac efekt (matryca laptopa z bialym tlem jako negatoskop, stad widac piksele): https://obrazki.elektroda.pl/3570232300_1324596623.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdjęcie otworkowe robi fajne wrażenie, panie Benny. Bardzo dobra jakość.

      Usuń
  7. www.lublin112.pl/zatrzymany-47-latek-jest-fotografem-rzekome-bomby-przy-obwodnicy-byly-aparatami-do-robienia-zdjec/
    wlasnie niedawno tuz pod lublinem straszna afera z tego byla, ale koniec koncow mysle ze nic mu nie zrobia, bo i niby za co, a przynajmniej mnustwo ludzi uslyszalo o solarygrafii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już czytałem. Napędziło to temu wpisowi nieco czytelników ;)

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.