Czy wolno tak opisać stację widmo,
panie doktorze?
Wolno. Wolność jest.
No więc, zgodnie z tytułem, nie ma
takiej stacji. Ale że nie ma, to nie znaczy że jej nigdy nie było.
Pociągi ŁKA przejeżdżają mimo, nie zatrzymując się, nikt już
nie pamięta, oprócz najstarszych pamiętliwców.
No więc jest plan, żeby szybko
pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa i zatrzymać pociąg ŁKA tuż
za przejazdem kolejowym na Wróblewskiego. Albo jest inny plan, żeby
rowerem podjechać ze stacji Łódź Kaliska. Bo blisko. Na tyle
blisko, że kolei nie opłacało się utrzymywać dworca Karolew. No
to teraz utrzymuje się sam jak może.
Dworzec, eklektyczny i ceglany został
zbudowany w 1903 roku za czasów niezbyt miłościwie nam panującego
cara Mikołaja. Znaczy się- za zaborów. Było to rok po wybudowaniu
linii kaliskiej. Nie mialem o tym pojęcia, że dworzec Karolew,
razem ze stacją Chojny służyły za miejsca przeładunku towarów
jadących do Rosji na inne tory. Otóż kolej warszawsko- wiedeńską,
oraz odnogę tejże linii sięgającą od północy z Koluszek do
Łodzi Fabrycznej zbudowano w rozstawie europejskim- 1435mm, czyli 4
stopy i 8,5 cala. W tym rozstawie zbudowano też łącznik między
Łodzią Widzew a Kaliską. Natomiast główne tory kolei kaliskiej,
budowane za czasów Rosjan miały rozstaw torów wedle imperialno-
carskiej modły, czyli 5 stóp. Na Karolewie z jednej strony dworca
biegły tory węższe, z drugiej szersze i tutaj dokonywano
przeładunku na wagony mające zawieźć towar w głąb Rosji.
Karolew był zatem ważnym kluczem
spinającym linie transportowe z Łodzi. Okazały budynek świadczy o
tym doskonale. Jednak przed I Wojną Światową leżał tak naprawdę
na strasznym zadupiu, po prostu na wsi i funkcjonował dzięki
ruchowi towarowemu. Pierwsza wojna przyniosła Karolewowi pierwszy
kryzys- po ciężkich bojach Łódź zdobyli Niemcy i strumień
towarów do Rosji, zarówno po stronie producentów jak i odbiorców
nagle całkowicie wysechł.
Po wojnie, w dwudziestoleciu wolnej
Polski dworzec Karolew nie wykorzystywał już nawet dziesiątej
części dawnego potencjału. Łódź nie zbudowała jeszcze żadnych
blokowisk na wsi Retkinia, a pobliska Politechnika Łódzka miała
się pojawić dopiero w 1945 roku. Przewymiarowany dworzec służył
niezbyt licznym pasażerom do lat 70-tych, kiedy to kolej zdecydowała
o jego zamknięciu. Zatem od tamtej pory stoi pusty, nie licząc
najpierw legalnych, a od lat 2000-ch nielegalnych lokatorów. Ci
ostatni spowodowali mały pożar, który sprawił, że budynek
zamknięto na amen.
Dla wcześniejszych, legalnych
lokatorów, którzy mieszkali w dworcu 5 metrów od głównej
łódzkiej magistrali kolejowej zrobiono jeden wyjątek od reguł. Od
reguł miejskich. Mianowicie dróżkę, która biegła między
torami, łącząc dworzec ze światem zewnętrznym za pomocą
kolejowego przejazdu przyporządkowano do ulicy Wróblewskiego i
nadano Karolewowi numer 33. Powoduje to, że ulica Wróblewskiego na
dzisiejszych mapach a) krzyżuje się sama ze sobą, i to na
przejeździe kolejowym(!!!), b) biegnie na zachód, na wschód i na
północ jednocześnie.
Potem, po erze pożaru były plany
wyburzenia dworca, czemu zapobiegli społecznicy i miejski
konserwator zabytków.
Dość dziwne jest to, że nie został
wykorzystany w trakcie organizowania obwodnicy Łódzkiej Kolei
Aglomeracyjnej - aczkolwiek, oceniając na szybko- byłaby to spora
inwestycja. Ruch pociągów na tej linii jest intensywny, należałoby
zbudować przejścia podziemne, nie mówiąc już o renowacji samego
budynku. Do tego dworzec Łódź Kaliska jest zupełnie niedaleko.
Nie jest pewne czy by się to opłacało.
Z drugiej strony co zrobić z
Karolewem- nie wiadomo. Gdybyż jeszcze nie stał on w środku
kłębowiska torów. No ale stoi.
Można zatem zwiedzić z zewnątrz,
póki się nie zawali.
Uwaga uwaga- po lewej jednoosobowy BUNKIER przeciwlotniczy na dworcu Karolew, o ile się nie mylę to jeszcze z czasów I wojny światowej. |
Na dawnej stacji Karolew stoi też
jedna z nielicznych w mieście kolejowych wież ciśnień, dzięki
którym tankowano parowozy. Ta jest zrujnowana co nieco i nie
ceglana, tylko żelbetowa, co datuje ją raczej na XX wiek niż na
XIX-ty. Niemniej łatwo dostępna na "wyspie" między
nieużywanymi torami. Poleciałem na Karolew z miarką, sprawdzać
czy gdzieś nie zawieruszyły się tam tory szersze o 15 cm,
rosyjskiej prowiniencji. O tych 15 centymetrach są różne dowcipy
mniej i bardziej sprośne.
Można znaleźć w pobliżu wieży
ciśnień relikt dawnej bocznicy, zlikwidowanej na początku lat 80
tych, która biegła do dawnych zakładów Allarta przy Wróblewskiego. O
nich będzie trochę dalej.
A wiecie dlaczego tory po wchodniej stronie wieży ciśnień są tak zarośnięte i nic po nich nie jeździ? Bo nie ma dokąd. A ja wiem co się zepsuło! Autobus się zepsuł! (cytat).
Każdy pasażer wysiadający na głównym do niedawna dworcu Łódź Kaliska, po wyjściu zeń centralnym wyjściem napotyka dwa gigantycznej szerokości wiadukty kolejowe obramowujące ów dworzec i przechodzące nad aleją Bandurskiego i wszystkimi jej przystankami autobusowymi i tramwajowymi. Otóż jeden z tych wiaduktów jest makietą. Nie wiem czy wiecie. A widzieliście na wiadukcie wschodnim kiedyś jakiś pociąg? No właśnie. Bo tam nie ma torów!!!
Oba te wiadukty, będące gigantyczną inwestycją w ramach przebudowy dworca Łódź Kaliska i zastąpienia historycznego budynku aktualnym bohomazem, zostały wykończone tylko w połowie. Fundusze się skończyły. Wiadukt wschodni stoi od dwudziestu paru lat całkowicie nieużywany.
Zahaczyliśmy zatem fotodinozowym przewodnikiem o następny przystanek- dworzec Łódź Kaliska, ale już wycofujemy się rakiem z powrotem na Karolew.
Tory |
Tory |
Tory |
A wiecie dlaczego tory po wchodniej stronie wieży ciśnień są tak zarośnięte i nic po nich nie jeździ? Bo nie ma dokąd. A ja wiem co się zepsuło! Autobus się zepsuł! (cytat).
Każdy pasażer wysiadający na głównym do niedawna dworcu Łódź Kaliska, po wyjściu zeń centralnym wyjściem napotyka dwa gigantycznej szerokości wiadukty kolejowe obramowujące ów dworzec i przechodzące nad aleją Bandurskiego i wszystkimi jej przystankami autobusowymi i tramwajowymi. Otóż jeden z tych wiaduktów jest makietą. Nie wiem czy wiecie. A widzieliście na wiadukcie wschodnim kiedyś jakiś pociąg? No właśnie. Bo tam nie ma torów!!!
Oba te wiadukty, będące gigantyczną inwestycją w ramach przebudowy dworca Łódź Kaliska i zastąpienia historycznego budynku aktualnym bohomazem, zostały wykończone tylko w połowie. Fundusze się skończyły. Wiadukt wschodni stoi od dwudziestu paru lat całkowicie nieużywany.
Fragment schematu stacji. |
Zahaczyliśmy zatem fotodinozowym przewodnikiem o następny przystanek- dworzec Łódź Kaliska, ale już wycofujemy się rakiem z powrotem na Karolew.
Z dworca Karolew możemy udać się na wschód
lub zachód zgłębiając miejską tkankę reliktową. Na zachód nie
trzeba będzie daleko chodzić, bo największy relikt sterczy
widoczny z daleka. Komin. Jeden z coraz mniej licznych łódzkich
kominów, śladów przemysłowej przeszłości . Ten komin jest
wyjątkowy wśród ocalałych kominów, bo jako do wyjątku- można
podejść do niego na odległość wyciągnięcia ręki. Większość
innych jest pochowanych za zamkniętymi bramami, albo za barierą
podwórek, wewnątrz czynnych jeszcze zakładów. Generalnie dostęp
utrudniony.
A przecież to fajnie tak dotknąć
sobie komina. Nawet pogłaskać miasto po kominie, jak psa po łbie.
Stała tu kiedyś fabryka do kompletu
tego komina, ale ją wyburzono jakieś dziesięć lat temu. Nie
będzie to jedyna wyburzona fabryka, jaką w okolicach dworca Łódź
Karolew można zobaczyć.
Fabryka jaka tu stała to przędzalnia
bawełny Emila Eiserta i Otto Johana Schultza, zbudowana w 1921,roku,
zrujnowana w okolicach 2009-go. Zwana była przez okolicznych
mieszkańców "pieprzorką". A to podobnież z racji
skłonności właścicieli do molestacji podległych pracownic.
Fabryka zatrudniała w najlepszym swym
okresie 1200 pracowników i bardzo ładnie radziła sobie w
dwudziestoleciu międzywojennym i za Hitlera, po wojnie została
upaństwowiona, tak jak wszystkie inne.
Teren na Wróblewskiego, pomiędzy
przejazdami kolejowymi jest terenem tak niczyim jak warszawska Wisła
na krańcach stolicy- to zwężająca się w kształt trójkąta
wyspa nicości pomiędzy odnogami torów kolejowych. Kiedyś za
pomocą samochodu zgłębiłem ją całą, póki jakaś droga
prowadziła.
Ja wiem co tam jest. Tam nic nie ma.
(cytat).
Skoro nie ma, to udamy się teraz na
wschód od dworca. Kierunek wschód, tam musi być jakaś cywilizacja
(cytat).
Za Castoramą i skrzyżowaniem z
potężną Aleją Jana Pawła znowu zagłębiamy się w starzyznę.
Na początek w lewo idzie ulica Proletariacka. Proletariacka to ona
jest od drugiej wojny światowej. Wcześniej nazywała się bardziej
światowo- Hrabiowska. Kto patrzy bystro, ten się dopatrzy walki
postu z karnawałem.
Proletariacka przechodzi łagodnie w
Inżynierską i Wołową. Przy Inżynierskiej stoją bardzo ładnie
odnowione budynki biurowe miejskich jatek, najładniejszy na rogu
Inżynierskiej i Radwańskiej. Jatki były, ale się zmyły, w ich
miejscu stoi teraz Auchan. Pozostało tylko piękne zdjęcie
furmanek, stojących w tym miejscu, gdzie dziś na parkingu
przedmarketowym organizują się zloty Youngtimer Łódź i
wielbicieli BMW. Znaczące.
Przy ulicy Wołowej 14, od północy
opisywanego terenu stoi jeszcze jedna skromna ciekawostka- pierwszy
budynek radia w mieście Łodzi! Nie wygląda na wielce
spektakularny, ale jednak- to tu zaczęła się historia przyszłego
Radia Łódź. Jeszcze za czasów tejże siedziby radio to zapisało
się złotymi zgłoskami w dziele miastotwórczej budowy i przy tym w
dziele społecznej pomocy- dzięki datkom od słuchaczy, zebranym za
sprawą koncertów życzeń zbudowano szkołę dla dzieci
ociemniałych i niesłyszących.
Za Proletariacką, w stronę wschodnią
rozciąga się bardzo ciekawe pustkowie. To tereny wyburzonych
zakładów wełnianych, cały kwartał pomiędzy ulicami
Wróblewskiego, Proletariacką i Wołową. Bardzo korzystnie dla
ciekawego turysty na tym pustkowiu nadal działają różne firmy, w
stojących nadal budynkach. Można zatem pozwiedzać. Pustkowie
powstało, kiedy jeden deweloper dziesięć lat temu kupił ową
fabrykę i postanowił zmienić ją w osiedla mieszkaniowe. Zaczął
od wyburzenia. Potem nie skończył. I tak stoi.
Pozostałości pofabryczne są nader
ciekawe- to XIX wieczne wieża transformatorowa i hala maszynowni,
obydwa obiekty urocze same w sobie, choć zrujnowane. Pozostała
jeszcze część biurowo- magazynowa i fotograficznie malownicze
ślady po szedach fabryki.
Relikty fabryki Allarta/ Polmerino. |
Na pierwszym planie- ocalała z fabryki Allarta wieża elektryczna, na drugim planie- pałac dyrektora zakładów przy ul. Wróblewskiego, na trzecim planie- kominy elektrowni EC2. Najlepsze kiedykolwiek zdjęcie tych obiektów zrobił Piotr Dębiński- opisywany już na Fotodinozie- TUTAJ |
Jest to dawna fabryka wełny Leona
Allarta, Rousseau i spółki, pierwsza w Polsce czesankownia wełny.
Przedstawiciel francuskiej spółki odkupił tu tereny rolne w 1878
roku. Była to potężna i kompletna inwestycja. Zaprojektowano
oprócz fabryki także budynki mieszkalne dla robotników, kadry
inżynierskiej, pałacyk właściciela, stojący do dziś przy
Wróblewskiego. Czytam także, że w skład kompleksu weszła także
szkoła przy Kątnej 17 (dziś Wróblewskiego) i boisko sportowe
klubu "Arko" przy Wołowej 1.
Notabene przy numerze 17 ulica
Wróblewskiego po raz kolejny ma skrzyżowanie sama ze sobą-
poprzeczna uliczka wewnątrz fabrycznej zabudowy nie dorobiła się
własnej nazwy. Dawniej w budynkach mieściły się biura fabryki
Allarta i szkoła dla dzieci pracowników, dzisiaj lokują się tam
rozliczne firmy oraz szkoła tańca.
Znak czasów?
Francuska spółka Allarta rozwijała
się niezwykle prężnie, w szczycie swej kariery, gdy wykupiła
podobną fabrykę w Tomaszowie zatrudniała prawie trzy tysiące
robotników. Centrala spółki mieściła się w Roubaix, a oprócz
Polski miała swoje filie także w Lyonie i w Rumunii.
Dyrektorem zarządzającym był Ernest
Saladin, konsul francuski w Łodzi. Kadra inżynierska zakładu także
pochodziła z tego kraju, a zakłady były w mieście znane jako
"Starzy Francuzi", w odróżnieniu od drugiej, młodszej
fabryki z kapitałem galijskim w centrum Łodzi.
Budynki fabryczne sygnował swym
nazwiskiem architekt miasta Hilary Majewski, co jednak nie oznacza że
sam je projektował, bo jest podpisany na setkach łódzkich rysunków
budowlanych, które leżą w archiwach.
Fabryka funkcjonowała lepiej lub
gorzej do początku II Wojny Światowej.
I tu zagadka dla znawców miasta i
motoryzacji: czy jakakolwiek znana niemiecka firma motoryzacyjna
miała w łodzi swoje zakłady? Jakiś Volkswagen, Mercedes, Audi?
Otóż miało- BMW. Właśnie w
zakładach Allarta, przekształconych w czasie okupacji w warsztaty
produkcyjne. Nie samochodów, co prawda, ale silników lotniczych.
Potem prawdopodobnie przeniesiona na lotnisko Lublinek. Piszę
"prawdopodobnie" bo lotnisko, ani Wojskowe Warsztaty
Lotnicze przy nim umiejscowione niemal ani słowem nie chwalą się
swoimi wojennymi losami, oprócz wzmianki, że za Niemca zbudowano
betonowy 1200- metrowy pas startowy Lublinka.
Zakłady Allarta dotrwały do czasów
powojennego PRL, w miarę nie zniszczone. Otrzymały imię Gwardii
Ludowej, później w latach osiemdziesiątych - Polmerino. Nie
wytrzymała jednak czasów kapitalizmu i wolnej Polski.
Odwiedzam tę fabrykę od czasów jak
jeszcze stała, i mam z nią związanych wiele miłych wspomnień,
między innymi wyróżnienie w konkursie fotograficznym Potęga Łodzi
za zdjęcie tutaj zrobione. Widzieliście ją też w wielu wpisach
Fotodinozy.
Familoki przy ul. Wróblewskiego. |
Pałacyk- willa przy Wróblewskiego,
oraz zespół familoków i komórek niewiele gorszy od słynnego
Księżego Młyna, tylko żadnej knajpy nie ma i turyści nie latają
tłumnie z aparatami. No, z wyjątkiem Fotodinozy. Chociaż nie. Wychodzę z podwórka przy Wróblewskiego z aparatem na szyi. W bramie napotykam dwoje państwa idących w przeciwnym kierunku.
- O, widzę że pan po to samo co my.
- A państwo w jakim celu?
- Pozwiedzać! A pan tak dla turystyki?
- Piszę internetowy przewodnik po Łodzi.
- A, to podopowiem że kręcono tutaj film "Historia pewnej miłości", strasznie smutny. Tu na rogu Wróblewskiego i Piasta.
Oczywiście wszystko zapuszczone, zaniedbane i fabryka do której to przynależne- zniknęła. Ale jest nawet trochę bruku. Zwłaszcza kiedy zajrzy się na sąsiednie ulicę Janiny czy Piasta- tam zapuszczone mini kamieniczki, drewniane budy i komórki dają, jak zauważył Krzysztof Gol obraz dawnej robotniczej Łodzi, niezbyt przyjemnej, ale prawdziwej, jak w Ziemi Obiecanej Reymonta.
- O, widzę że pan po to samo co my.
- A państwo w jakim celu?
- Pozwiedzać! A pan tak dla turystyki?
- Piszę internetowy przewodnik po Łodzi.
- A, to podopowiem że kręcono tutaj film "Historia pewnej miłości", strasznie smutny. Tu na rogu Wróblewskiego i Piasta.
Relikty tramwajów na Wróblewskiego. |
Ul. Piasta. |
Oczywiście wszystko zapuszczone, zaniedbane i fabryka do której to przynależne- zniknęła. Ale jest nawet trochę bruku. Zwłaszcza kiedy zajrzy się na sąsiednie ulicę Janiny czy Piasta- tam zapuszczone mini kamieniczki, drewniane budy i komórki dają, jak zauważył Krzysztof Gol obraz dawnej robotniczej Łodzi, niezbyt przyjemnej, ale prawdziwej, jak w Ziemi Obiecanej Reymonta.
Do tej Ziemi Obiecanej przylega to, co
za chwilę zniknie- Elektrociepłownia EC-2. Kiedyś główne źródło
energii, pary i ciepłej wody dla łódzkich fabryk, zwłaszcza tych
powojennych. Dzisiaj fabryk trochę zostało, ale te które działają
nie potrzebują już pary ani ciepła. Elektrownia została sprzedana
Francuzom, a ci ogłosili że ją zamykają. No zobaczymy jak na tym
wyjdziemy. Te firmy, które jeszcze używały produktów
elektrociepłowni muszą radzić sobie same (np. Spółdzielnia
mleczarska Jogo, produkująca najlepszą w Polsce śmietanę i jako
bodaj ostatnia z dużych producentów lody bez dodatków tłuszczu
palmowego).
Elektrownia jeszcze stoi i choć nie
produkuje już niczego, to nadaje się nadal jako obiekt do zdjęć.
EC2 od strony bocznicy kolejowej. |
EC2 od strony Wróblewskiego |
Raz w życiu zwiedzałem ową
elektrownię i do dziś pamiętam wir ognia jaki pokazano nam w
wielkim piecu, oraz pana, który za pomocą przycisków odwrócił
trzy wagony kolejowe do góry nogami na wielkiej obrotnicy. Robiło
wrażenie.
Od południowo wschodniej strony elektrociepłowni stoi obiekt internetowy. Sławny internetowy artefakt znany błędnie jako "Hotel in Russia", który obiegł świat facebookowy i wywołał wiele heheszków. Ale to nieprawda że "Russia"- to nasze, swojskie z Alei Politechniki w Łodzi. Od czasu gdy stał się sławny obiekt ten zmienił się wizualnie (na lepsze), ale nadal nie zmieniło się jego otoczenie.
Al. Politechniki. |
Oddalamy się już dość daleko od
naszej stacji widmo, ale akurat warto się oddalić w tę stronę.
Kawałek za elektrownią jest sobie park, ciekawy i historycznie i
wizualnie.
W 1899 roku były to pola rolne
potomków niemieckich osadników spod Łodzi. Na licytacji nabyła je
parafia ewangelicko- augsburska św Jana Ewangelisty, z zamiarem
zbudowania tutaj cmentarza. Co też się stało.
Cmentarz, jak to u ewangelików, został
zbudowany solidnie, w solidnym neogotyku. Ewangelicy, zwłaszcza
pochodzenia niemieckiego stanowili w Łodzi solidną i świetnie
zorganizowaną wspólnotę. To do nich należały pierwsze gazety
wydawane w mieście i pierwsze budowane tu fabryki. Kolejny cmentarz
w rozrastającej się eksplozyjnie Łodzi był niezbędny. Przez
kilkadziesiąt lat istnienia cmentarz przy ulicy Felsztyńskiego
służył wiernie i powoli zarastał drzewami, podobnie jak inne
nasze klimatyczne cmentarze.
Takie rzeczy można znaleźć w parku Rejtana. |
Tzw. domek ogrodnika. |
Znak krzyża na murze jest podobno tradycją murarską i ma wyrażać "Boże miej ten dom w opiece"- znany na pewno w Łodzi i Warszawie. |
Po II Wojnie, wobec mocno
antyniemieckich nastrojów całego społeczeństwa władze nie wahały
się zabrać ewangelikom cmentarza i świątyni i przekazać
kościołowi katolickiemu. Wiele rodzin niemieckich uciekło lub
przeniosło się do Niemiec. Wielu ludzi ukrywało swoje niemieckie
pochodzenie.
Groby zostały.
Niszczały opuszczone do lat
osiemdziesiątych, kiedy to władze w 1983 roku zlikwidowały
urzędowo cmentarz a szczątki pochowanych i najcenniejsze nagrobki
przeniosły na cmentarz przy ul. Sopockiej.
Lapidarium w parku Rejtana. |
W tle- zaskakujące towarzystwo kominów
elektrociepłowni, tworzące spektakularny kontekst. Od cmentarza w
stronę kominów, do ulicy Felszsztyńskiego biegnie nienazwany
uliczny łącznik, na którym bruk nadal przypomina czasy
ewangelików.
Można powoli kończyć już wycieczkę
i udawać się w stronę dworca, żeby wsiąść do pociągu byle
jakiego.
Sęk w tym, że ten dworzec, jak
wspomniano na początku- nie istnieje.
I jak tu żyć, panie premierze?
(cytat).
Fabrykant
Ukazały się dotąd następujące odcinki Projektu Okrążenia Łodzi -
Arturówek:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11a…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
i Olechów
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
Arturówek:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11a…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-11b…
Marysin:
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-1-s…
Stoki
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-2-s…
Widzew (na niepoważnie)
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-3a-…
Żabieniec
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-vol-8-s…
Radogoszcz Zachód
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
Karolew
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-vo…
i Olechów
https://fotodinoza.blogspot.com/…/projekt-okrazenia-odzi-od…
Jeszcze dużo roboty przede mną, ale nie poddajemy się.
Kto chce pomóc - proszę o udostępnianie. Dziękuję!
P.S. Wszystkie zdjęcia wykonane jak zwykle dwoma Sigmami 24/2,8 i 90/2,8 Macro. W ramkach zdjęcia poprawione (kontrast, jasność), bez ramek- zdjęcia z aparatu, tylko zmniejszone. Tym razem jednak wszystkie "surowe" zdjęcia są minimalnie wyostrzone. Stwierdziłem że ładniej wyglądają. A co tam.
P.S. II
Zapraszamy na Fejsika Fotodinozy:
https://www.facebook.com/fotodinoza/
Źródła i źródełka:
Kolejny i koleisty bardzo interesujący kawałek historii koleji i nie tylko.
OdpowiedzUsuńKolejny i koleisty bardzo interesujący kawałek historii koleji i nie tylko.
OdpowiedzUsuńSzanowny Pan zrobiłby taki kolejowy przewodnik po Polsce.
OdpowiedzUsuńZacięcie kolejowe jest. Może nie uświadomione, ale jest.
Podświadomość to cholernie mocna rzecz!
UsuńDzisiaj Karolew, jutro cały świat!
To jeszcze proszę wyprodukować jakiś patronite - do paliwa się będzie jak dołożyć :P
OdpowiedzUsuńDziękuję za te miłe propozycje. Patronite to bacik, oprócz tego że kasa. Z moją naturą afektywną wielobiegunową raczej się do tego nie nadaję- a co jak przychodzi kryzys twórczy? A co jak człowiek obniża loty, zamiast podwyższać? Do Patronite potrzeba znacznie większego niż moje doświadczenia i determinacji.
UsuńAleż Szanowny Pan skromny i zapobiegliwy!
OdpowiedzUsuńJednak jak by jakiś większy projekt KOLEJOWY się w głowie pojawił to czekam na informacje.
Ps. zawsze można przestać płacić ;)
Kolejny świetny tekst kolejowo-krajoznawczy. Czepnąłbym się tego bunkra p.lot. - podczas pierwszej wojny raczej takich nie było. Myślę, że zbudowali go Niemce ćwierć wieku później. I to raczej nie jako przeciwlotniczy, a przeciwpartyzancki, czy też przeciwszabrowniczy.
OdpowiedzUsuń