Duże miasta nie nadają się do
zwiedzania. Sami wiecie. Trzeba przeznaczyć tydzień na każde z
nich, człowiek schodzi podeszwy zanim zdoła zobaczyć wszystkie ich
wspaniałości, zacisnąwszy zęby odwiedzi całą setkę ich
chwałygodnych zabytków, a na końcu i tak czuje niedosyt, że nie
zdążył zwiedzić tego czy tamtego monumentu.
To męczy.
Nie ma po co się tak męczyć. Trzeba
zwiedzać tylko te miasta, które dadzą się obejrzeć w jeden
dzień. A najlepiej takie, które nie należą do pierwszej ligi
zwiedzania. Wtedy człowiek może nieco poczuć się odkrywcą
zakrytego i popisać sobie na blogu jakieś impresje o miejscach
które mało komu chce się opisywać.
97.676
mieszkańców
Opuściwszy okolice Torunia autostradą
A1, zwaną Amber Gold One i minąwszy McDonalda wyjeżdżamy na
szerokie widoki nadwiślańskich pól i łagodnych wzgórz. Tenże
McDonald kuriozalnie, jest oddalony raptem o kilka kilometrów od
pobliskich sennych miasteczek i stanowiłby dla nich niejaką
atrakcję, ale dla ich mieszkańców jest niedostępny- muszą oni,
ci mieszkańcy, przejechać parędziesiąt kilometrów płatnej
autostrady żeby do tego przybytku dojechać, bo jest odgrodzony
autostradowym płotem. Lub też ewentualnie mogą pod ten płot
podjechać i przez niego przeleźć- są pewne ślady tego procederu,
jak się przyjrzeć uważniej.
(Z tej samej serii- dygresja. Pewien
kuzyn pewnej znajomej postanowił złamać system. Można było o tym
zobaczyć reportaż w TVN-ie. Kupił Ci on kawałek rolnego pola tuż
przy siatce ogrodzeniowej drogi S8. Jak kto jechał drogą S8, to
wie, że pomiędzy Łodzią a Wrocławiem zjeść tam można co
najwyżej batonik z automatu przy wc, albo szczaw z pobocza- nie
zakończono jeszcze przetargów na restauracje i stacje benzynowe.
Otóż znajomy ów na polu za siatką, postawił przy pięknej, nowej
„rest area” zwanej po polsku (po polsku?) Miejscem Obsługi
Podróżnych budkę z hot dogami. To nic że za płotem. Płaci się
przez siatkę, a hot dogi odbiera górą. Taki trolling.)
Mc Donald na MOP Malankowo Amber Gold
One, w okresie letnim jest oblegany tłumnie i stanowi pierwszą
cezurę wakacji w drodze nad morze. Tu już można się wyluzować i
zacząć wypoczynek nadbałtycki oraz wydawanie kasy na przyjemności
życia doczesnego.
Tymczasem minąwszy MOP Malankowo i
dokonawszy MOPsiku (co za nazwa, ten cholerny MOP!) droga idąca
przez pola i łąki zaczyna po kilku kilometrach opadać w dolinę
Wisły i wkrótce autostrada ma zamiar przekraczać rzekę. Zanim to
nastąpi napotykamy zjazd na niezbyt wielkie miasto. W sam raz
rozmiarowo. Ani za duże, ani za małe.
Autostrada mija je dalekim łukiem, tak
że z trasy na Gdańsk go nie zobaczymy.
Grudziądz.
Jak na polskie miasto przystało-
pięciokrotnie była tu Polska, a czterokrotnie Niemcy lub
proto-Niemcy, a w międzyczasie jeszcze Szwedzi z potopem, wojny
napoleońskie i tzw. Operacja Pomorska Armii Czerwonej kontra
hitlerowska idea Festung Graudenz.
Działo się.
Choć też należy przyznać, że
działo się w bardzo długim okresie. Ten okres jest właśnie
atutem Grudziądza. I choć po naparzaniach armii w 1945 roku zostało
zniszczone 60% zabudowy, to jednak ta najstarsza była na tyle
solidna, że przetrwała na chwałę miasta. I jest tu co obejrzeć.