wyświetlenia:

czwartek, 26 listopada 2015

Great pretender. Kuszenie wielopiętrowe, a potem von.



Żądza posiadania napędza świat. Nespa? Wystarczy odpowiednio zanęcić, a żądze zrobią swoje.

Prestiż, elitarny nimb, dotknięcie wielowiekowego dziedzictwa- to kusi i nęci.



Troszkę mi ten wpis wyszedł inny niż miał być. Miał być o obiektywie, ale zamiast tego składa się z samych dygresji.



Mam prawdziwego jasnego Voigtländera! Obiektyw tej najstarszej marki fotograficznej świata do dziś istniejącej. Ufundowanej w Wiedniu przez Johanna Christopha Voightländera w roku 1763, potem przejętej przez jego potomka Petera Wilhelma Friedricha von Voigtländera, firmy produkującej z początku aparaty systemu Daguerre'a, a od 1840 roku najjaśniejszy ówcześnie obiektyw świata, konstrukcji Józsefa Petzvala. Pierwszy na świecie obiektyw zaprojektowany z użyciem obliczeń matematycznych. Dwieście sześćdziesiąt lat tradycji!

Johann Christoph urodził się w Lipsku jako syn mistrza stolarskiego, przybył do Pragi w 1757 roku i jeszcze w tym samym roku znalazł się w Wiedniu, gdzie znalazł pracę w warsztacie Meinicke przy produkcji instrumentów matematycznych i pomiarowych. Wkrótce jego talent został zauważony, zyskał przychylność cesarskiego dworu i Maria Teresa dała mu w 1763 roku "Dekret ochrony handlowej na produkcję instrumentów matematycznych przy użyciu dowolnej ilości pracowników", pozwalających założyć własny warsztat.

Był zdolnym i płodnym wynalazcą, który opracowywał przyrządy do precyzyjnych pomiarów kształtów, nowe typy tokarek do metali, maszyny dla przemysłu jedwabniczego i papierniczego. Po kilku latach otrzymał za swe prace i zasługi tytuł: "Landesfabriksbefugnis mit allen Vorzügen und Begünstigungen"

Jego świetnie prosperująca firma była rozwijana przez wdowę i dwóch synów- Siegmunda i Wilhelma, produkując przyrządy optyczne i pomiarowe. Do dalszych sukcesów firmy Voightländer najbardziej przyłożył rękę wnuk- wspomniany Peter Wilhelm
 urodzony w 1812 roku, który skupił się na rozwijaniu optyki i dagerotypii i w 1840 roku wprowadził do produkcji przełomowy obiektyw zaprojektowany przez profesora Uniwersytetu Wiedeńskiego- Józsefa Petzvala.


Petzval był człowiekiem z naszej części świata. Był z Europy Środkowej. Urodził się w Białej Spiskiej na Morawach i do dziś nie wiadomo czy był Węgrem, Niemcem czy Słowakiem. Jak wskazuje doświadczenie- najprawdopodobniej był Tutejszy. Uczył się w miejscach swojskich- w szkole ludowej przy kościele św Krzyża w Kieżmarku, potem w szkołach w Podolińcu, Lewoczy i Koszycach. Tu byłem- Tony Halik (cytat).

Potem zaczął robić błyskotliwą karierę w Instytucie Geometrycznym w Peszcie gdzie w 1835 został profesorem wyższej matematyki, a potem przeniósł się do Wiednia na takie samo stanowisko. Został członkiem Wiedeńskiej Akademii Nauk.

Niech żyją Austro- Węgry! Niech żyje Najjaśniejszy Pan!

Właściwie Petzval był jednym z pierwszych, który naukowo zabrał się do optyki i opracowania jej matematycznego, żeby ta optyka jakkowiek działała. Jego odkryciem jest krzywizna pola obrazowego które dają soczewki- po przejściu promieni świetlnych przez soczewkę nie uzyskuje się automatycznie płaskiego obrazu, tylko obraz na powierzchni paraboidalnej. Żeby obraz był płaski (na filmie czy matrycy) należy użyć co najmniej dwóch soczewek o odpowiednich ogniskowych i współczynnikach załamania światła- i to jest także odkrycie Petzvala, wraz ze wzorem określającym te zasady. Dzięki niemu zdjęcia robimy obiektywami, a nie lupką filatelistyczną do znaczków pocztowych.

W 1840 roku skonstruował obiektyw swego imienia.

Jego teoretyczne założenia Petzval wyliczył,pracując na wspomnianym Uniwersytecie Wiedeńskim pod patronatem Arcyksięcia Ludwika.



Societé d'Encouragement pour l'industrie Nationale rozpisało w tym czasie konkurs na zaprojektowanie użytecznego jasnego obiektywu przeznaczonego do aparatów Daguerre'a, które wówczas, ze względu na niską czułość nośnika i bardzo ciemną optykę wymagały bardzo długiego naświetlania zdjęć. 32- letni Petzval postanowił przystąpić do rywalizacji, korzystając ze swej wiedzy i wsparcia protektorów- przyznano mu do pomocy „kaprali Löschnera i Haima oraz ośmiu bombardierów z Korpusu Inżynieryjnego".

Ponownie niech żyją Austro- Węgry! Niech żyje Najjaśniejszy Pan!



Jego obiektyw był optyką o jasności f/3,7 i ogniskowej około 100mm, podczas gdy dotychczas stosowane miały światło rzędu f/8- f/16.

Niestety Petzval nie wygrał konkursu. Wygrał go Francuz- Charles Chevalier.



Za to obiektyw Petzvala zyskał dużą popularność. Jest spore prawdopodobieństwo, że macie dziś tę konstrukcję w swoim rzutniku w korpo.

Produkcji podjął się Peter Wilhelm Friedrich von Voigtländer i w ciągu dziesięciu lat wyprodukowano 8 tysięcy egzemplarzy (w latch 40-tych XIX wieku!). Niestety bez specjalnych zysków dla twórcy- Józsefa Petzvala. Umowa z Voigtländerem nie była sformalizowana, a patent na obiektyw obowiązywał tylko w Austrowęgrzech- poza ich granicami szybko go skopiowano. Do tego Voigtländer bez porozumienia z konstruktorem wykorzystał jego założenia do produkcji obiektywów szerokokątnych, które zaczęły stanowić konkurencję dla tych opracowanych przez samego Petzvala i produkowanych przez inną firmę- Dietzler.

Petzval próbował dochodzić swego, ale bez sukcesu, co naznaczyło go pewną traumą. W tym samym czasie w jego domu, podczas włamania zniszczono jego wieloletnie notatki, co przepełniło czarę goryczy. Matematyk porzucił całkowicie swoją dotychczasową ulubioną dziedzinę i zajął się akustyką.

Na polu czystej matematyki także osiągnął sporo sukcesów, które jednak nie mogły osłabić jego rozgoryczenia- wynalazł zupełnie niezależnie tzw. Transformaty Laplace'a, ale został uznany za plagiatora i Laplace dostał pierwszeństwo w ich odkryciu.

Biedny Petzval, po odejściu na emeryturę w wieku 70-ciu lat resztę życia spędził jako samotnik unikający ludzi.

Jedyna satysfakcja, że obiektyw który wygrał wtedy konkurs, nazwany "Photographe à verres combinés" skonstruowany przez niejakiego Chevaliera- został całkowicie zapomniany. Jego twórcy, mimo prób, nie udało się nigdy uzyskać odpowiedniej ostrości obrazu.



Wpisuje się doskonale ta powyższa, prawdziwa historia w narracje o genialnych looserach, którzy przegrali swoje życiowe osiągnięcia, a których w Polsce bardzo lubimy. Pisał o nich swego czasu na Automobilowni Szczepan Kolaczek. Historie looserów są fascynujące. Ja też ich lubię, a nawet im współczuję. Zjadają ich na śniadanie bystre i przedsiębiorcze głowy, które nie mają sentymentów. Widać dla postępu świata muszą istnieć i ci i ci.



A więc Voigtländer! Kupiłem taki obiektyw!

Mam jasny obiektyw tej legendarnej firmy robiącej do dzisiaj w Japonii najsolidniejsze metalowe dzieła sztuki optycznej pod marką Voigtländer- Bessa, z którymi może się dziś równać jedynie Zeiss i Leica. Ręcznie szlifowane soczewki wychodzą spod rąk najlepszych fachowców tej sztuki. Genialne manualne konstrukcje kontynuują dzieło twórcy.



Wy też macie Voigtländera? No ale ja mam lepiej- mój wcale nie jest manualny- ma autofokus a połowę konstrukcji z plastiku.



Co? Że nie produkują autofokusów? No nie produkują, bo już przestali. Nie oni jedni (na przykład Samyang też).



Co to za szkło, pytacie? Nie robią już takich dzisiaj. Nie robią już prawie optyki o tej filozofii jaką wyraża mój obiektyw. Filozofii kuszenia wyznawanej w latach 90-tych. O szczegółach tej filozofii trochę dalej. Na razie wyjaśnienia- przyznaję że dość zagmatwane.



Co to za obiektyw? Czy wyprodukował go imć Peter Wilhelm Friedrich von?



W autobusie w godzinach szczytu:

"-Wątpie...

- W co pan wątpi?

- Wont pierdoło z mojej nogi!!!"



No jasne, oczywiście markowy von Voigtländer, jak głoszą napisy na nim. Ale nie do końca.

To znaczy to nie jest tylko Voigtlander. To jest tak naprawdę produkt Cosiny, która w latach 90-tych sprzedawała swoje obiektywy pod markami co najmniej jedenastu producentów, nie licząc własnej : Exakta, Phoenix, Promaster, Quantaray, Soligor, Tamron, Tokina, Vitacon, Vivitar, Voigtländer, Walimex.



Pisało się o tym i o wszystkich tych producentach przy okazji artykułu o obiektywie 19-35/3,5-4,5. Voigtländer jako firma tracił wielokrotnie cnotę z różnymi chętnymi. Najpierw przeszedł w ręce Zeissa, potem Rollei'a który ledwo dychał w końcówce lat 90-tych i dlatego bardzo chętnie udostępnił tę szacowną markę by nią brandować co popadnie. Pan Johann Christoph trochę się w grobie bezowocnie poprzewracał, a późni potomkowie tego szacownego rodu zapewne musieli udawać, że nie poznają znajomych na ulicach.



Cosina zaprojektowała wtedy kilka tanich w produkcji amatorskich szkieł z plastiku, część na bazie swoich manualnych obiektywów, które zupełnie nie licowały konstrukcją z szacowną dwustupięćdziesięcioletnią marką pod jaką były sprzedawane. Mój Voitek to 28-105/2,8-3,8, zoom typu pompa- czyli push- pull. Uniwersalny jasny obiektyw. Nie ma jak pompa! (cytat).

Voigtländer- Cosina 28-105/2,8-3,8 AF


Gałąź amerykańska


Nasz Voigtländer 28-105 mógł być równie dobrze Cosiną, Exaktą, Phoenixem, Soligorem albo Vivitarem . Szczególnie pod tą ostatnią nazwą był szeroko znany po drugiej stronie Atlantyku, bo amerykańska firma Vivitar, pomimo że niewielka, działała jednak prężnie od 1938 roku, zatem miała długie tradycje. Też czerpała pełną garścią ze źródła obiektywów z Japonii, made by Cosina.

28-105 autofokus miał, jak wspomnieliśmy, pierwowzór, w postaci manualnego poprzednika o tych samych parametrach, także produkowanego dla Amerykanów przez Cosinę. w Stanach był dość popularny, niedrogi o dobrej jakości.

http://www.alllenses.org/item/vivitar_series_1_28-105mm_f2-8-3-8.html
Manualny obiektyw Vivitar produkowany przez Cosinę.

No i tu im człowiek więcej poszpera tym więcej się doszperowywuje. Niektóre odkrycia internetowe jeżą ze zdziwienia przerzedzony włos na głowie. Czego ci ludzie już nie wymyślili! No i jakie to rzeczy zdążyły być już zapomniane.



Na przykład jedna z wersji tego 28-105/2,8-3,8. Powstała w 1988 roku na bazie tego cosinowskiego obiektywu manualnego .



Swego czasu pisało się już o pewnych nieudanych próbach zanim wreszcie dopracowano się porządnie działającego autofokusa. Otóż nie tylko Canon, Minolta i Nikoś prowadzili takie próby, w których kosmonauci ginęli jeden po drugim zanim zdołali wydostać się na orbitę. I ku zaskoczeniu publiczności był wśród nich Vivitar. Mała firma ze Stanów Zjednoczonych.

Ta firma postanowiła stworzyć, uwaga- uniwersalny obiektyw wypuszczany z różnymi mocowaniami pasującymi do manualnych aparatów, który "przerabiał je" na aparaty autofokus! Cała elektronika, czujniki, sterowanie i zasilanie (dwie baterie paluszki) były zainstalowane w obiektywie.

Vivitar Autofocus 28-105. 1988 rok.
Niby Canon i Nikon też zrobili coś podobnego w ramach swoich systemów, i to parę lat wcześniej, Vivitar skopiował pomysł Canona z roku 1981-go, o ten pomysł:
Pierwszy obiektyw autofokus Canona, zaprezentowany w 1979 roku, wprowadzony do sprzedaży w 1981. Nie zrobił kariery. Działał z manualnymi aparatami Canon FD. Zdjęcie z: http://photo.net/modern-film-cameras-forum/00bCJB

ALE te obiektywy które produkował Canon czy Nikon w końcówce lat 80-tych, współcześnie z wynalazkiem Vivitara, były szkłami działającymi wyłącznie z konkretnym modelem aparatu do tego dostosowanym, a z innym ani drgnęły. Natomiast dzielny Vivitar zrobił coś dostępnego z wieloma mocowaniami, co zmieniało dowolny najstarszy manualny aparat z mocowaniem Canon FD, M42, Minolta, Nikon, Olympus OM, Pentax K w aparat mogący ostrzyć automatycznie.



Tenże Vivitar wyglądał gargantuicznie i dość okropnie, ale nie ustępował w koszmarności estetycznej i ciężarze analogicznemu, wcześniejszemu Canonowi.



Autofokusowy obiektyw systemu Vivitara przepadł niestety na rynku, wobec konkurencji dopracowującej na maksa swoje systemy ustawiania ostrości. Nowe systemy, które powiązały obiektyw z aparatem elektronicznym węzłem miłości za pomocą styków. Wygrało sensowniejsze umieszczenie czujników w korpusie aparatu z obiektywem pracującym pod ich dyktando.



Vivitar skapitulował i przeszedł na pozycję producenta niezależnego obiektywów współpracujących z systemami. Podobnie jak Sigma, Tamron, czy Tokina.

Nadal brandował swoją marką obiektywy Cosiny na rynek amerykański, ale już nie kombinował z własnymi pomysłami. Być może to przyczyniło się do jego powolnego schyłku. A może po prostu jego schyłek był czymś naturalnym- jak u Złomnika- musiał kiedyś nastąpić.



Vivitara nie ma już wśród nas, ale o dziwo- Voigtländer ma się dobrze, a nawet jeszcze lepiej. Pan Johann Christoph, oraz Peter Wilhelm Friedrich mogą wreszcie przestać się przewracać w swoich grobowcach. O tych grobowcach:


Cosina, prawny właściciel nazwy Voigtländer, nie wypuszcza dziś już żadnych plastików pod tą marką, a jedynie same klasyczne Rolls- Royce'y z metalu i polerowanego szkła. Kosztują też mniej więcej jak Rolls- Royce'y. Plastik w obiektywach Cosiny został zapomniany.



Filozofia i psychologia



Zapomniana została też wcześniej wymieniona filozofia kuszenia, jaką stosowała Cosina w latach 90-tych i 2000-ych.

Wówczas wiele firm niezależnych sprężyło się, by wyprodukować kilka owoców kompromisu- jasnych zoomów, ze zmiennym światłem, zaczynających się na f/2,8, a kończących w okolicach f/4.

Gdy przeglądam katalog "Obiektywy Autofokus" wydany przez miesięcznik "Foto" w okolicach roku 2001 znajduję tam liczne przykłady takich obiektywów- jest ich dwanaście. Olympus w tamtym czasie oparł swoją ofertę niemal wyłącznie o takie szkła.

Na rynku dla ambitnych amatorów królowały Sigmy 28-105/2,8-4, później szerokokątne Sigmy i Tamrony 17-35/2,8-4, a Cosina ze swoimi obiektywami 28-105/2,8-3,8 i 70-210/2,8-4 także wycinała sobie kawałek tego tortu.



Wszystkie te obiektywy f/2,8-4, w czasach gdy fotografia cyfrowa dopiero się rozpędzała, a na wyższych czułościach aparaty szumiały niczym Puszcza Białowieszczańska i jasność optyki była wyraźnie ważniejsza niż dzisiaj- dawały namiastkę rozkoszy- profesjonalne światło f/2,8 na krótkim końcu. Amatorzy o ambicjach wylatujących ponad poziomy łapali się na nie jak muchy na lep- wreszcie jasny niedrogi obiektyw na kieszeń normalnego człowieka. Biorę! Amator o ambicjach (wśród nich- ja) przymykał oczy na fakt że obiektyw był jasny tylko na krótkim końcu, a na długim ciemniał parokrotnie- akurat na tych ogniskowych gdzie jasność przydała by się najbardziej. Ale cóż- praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb (cytat).

W tych dawnych dobrych czasach Sigma produkowała swój wyjątkowy superzoom od szerokiego kąta do sporego tele- 24-135/2,8- 4,5, jedyny tak długi i jedyny tak jasny obiektyw i jedyny o tak użytecznych ogniskowych. Jedyny do dzisiaj. Wiele osób wspomina go miło i jest gotowych płacić za niego dość sporo na aukcjach Allegro- nie pojawia się prawie nigdy. Nie dziwię się. Dlaczego go nie produkują w dzisiejszych czasach? Dziwię się jak cholera. Nawet jeśli nie był demonem ostrości- wiele wad można by mu wybaczyć za jego uniwersalność.

Znowu jakaś luka rynkowa. Chińczycy! Jest luka rynkowa!!!

Napiszmy to we właściwym języku wg google translatora:



中国人!就是在市场上的差距!
Obiektywy zoom z kuszącym światłem w okolicach f/2,8-4 oczywiście były bardzo różne. Nie były jednolitą masą klonów. Były takie, do których producenci przyłożyli się, by dać zaawansowanym amatorom dużo rozrywki- do nich zaliczyłbym na przykład świetnego Nikkora 24-85/2,8-4 D, albo wszystkie szkła Olympusa, ale one nie należały do tych tanich, a na przeciwnym biegunie sytuowały się typowe lepy na muchy- byle tanio i byle na początku było światło f/2,8, reszta nieważna. Tutaj prym wiodła (podobno) 28-70/2,8-4 Sigmy. Nasze wielomarkowe Cosiny- Voigtländery też cieszyły się mieszanymi opiniami.

Voigtländer- Cosina 28-105/2,8-3,8 AF


Dzisiaj w zdychającym systemie Olympusa 4/3 zostały 4 takie szkła. Natomiast w pozostałych systemach- (Canon Nikon, Sony, Pentax, i niezależni:Tamron, Sigma, Tokina) znalazłem dwa: jeden najnowszy Nikon 16-80/2,8-4 wyceniany jakby był szkłem profesjonalnym, pisało się o nim w poprzednim wpisie, Pentax 20-40 również traktowany jak najwyższa półka i ostatni mohikanin dawnej filozofii umiaru- Sigma 17-70/2,8-4.



Czy tylko ja odczuwam jakąkolwiek ekscytację obiektywem umiarkowanym o jasnym świetle na krótkim końcu i nie kosztującym więcej niż pół średniej krajowej (wyliczanej na podstawie bezsensownych danych- o tym w dygresji po artykule)? Wygląda na to, że tak. Firmy które wyznawały tę filozofię albo znikły z rynku autofocus (Cosina), albo zmieniły swoją gamę (Sigma) różnicując mocniej a obiektywy amatorskie- ciemne ze zmiennym światłem i obiektywy jasne ze stałym światłem, ale dwukrotnie droższe.

Widać tak trzeba.



A może wcale nie?

Chińczycy! Do pracy!

中国人!找工作!



Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty



Dygresja po artykule:


Jeśli tego nie wiedzieliście- średnia krajowa jest wyliczana przez GUS na podstawie kompletnie bezsensownych danych (podkreślenia- moje):



"Bierze się pod uwagę tylko pracowników przedsiębiorstw (5,2 mln spośród ok. 10 mln pracujących osób; pomija m. in. zatrudnionych w administracji czy organizacjach pozarządowych). W sumie - jak wylicza Mojapolis.pl - gdyby wziąć dane z całej gospodarki, średnie wynagrodzenie (GUS podaje je co kwartał) byłoby o ok. 200 zł niższe od naszej "średniej krajowej" (kolejny dowód na zawyżenie danych).



GUS bierze pod uwagę tylko zarobki w firmach zatrudniających co najmniej 10 osób. Tymczasem to w najmniejszych firmach (gdzie pracuje aż 1,7 mln osób) zarobki są najniższe (średnio zarabia się tam prawie dwa razy mniej niż w dużych przedsiębiorstwach).



GUS bierze pod uwagę tylko osoby na etacie, pomijając zatrudnionych na umowy śmieciowe (najczęściej słabo opłacanych).



"Średnia krajowa" jest średnią zarobków, a więc obejmuje tylko tych, co pracują, tymczasem mamy 14-procentowe bezrobocie (ci zarabiają zero, co nie jest uwzględnione).
Analitycy mają też pretensję do samej średniej. - Jako miara statystyczna bywa myląca, bo mocno zawyżają ją zarobki wąskiej grupy najbogatszych Można by zastąpić ją medianą, która jest rzetelniejszą miarą. W 2010 r. wynosiła 2,9 tys. zł ("średnia krajowa" wynosiła wtedy 3,2 tys. zł), co oznacza, że połowa pracujących zarabiała kwoty mniejsze od tej wartości - mówi Piotr Teisseyre ze Stowarzyszenia Jawor, który sporządził wyliczenia. "

cytat, za Gazetą Wyborczą: http://metrocafe.pl/metrocafe/1,145523,14256919,Srednia_krajowa_nie_pokazuje_zarobkow_Polakow__Jaka.html



Źródła i źródełka do artykułu:







5 komentarzy:

  1. Zdjęcie mi się jedno coś nie załadowało. No i wystąpił czeski błąd (nomen omen) w dacie przybycia Voigtlandera do Pragi. Poprawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa historia klanu Voigtlaenderów... oraz klonów Voigtlaenderów...

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Fabrykancie! Muszę się wdać w pewne rozważania optyczno - fotograficzno - biznesowe. I musisz mi Pan w tym pomóc. Znaczy powiedzieć czy dobrze dedukuję czy też nie. Chodzi o obiektyw jako taki. No bo co to jest obiektyw tak w ogóle? Po co on jest i co on robi? Zostawmy te wszystkie autofokusy, przesłony, jasności i takie tam. Wróćmy do natury i w zróbmy najprostszy możliwy hipotetyczny obiektyw. Pamiętasz Pan test obiektywu żadnego? Bo dało mi to do myślenia. Jeżeli dobrze kombinuję, to obiektyw ma za zadanie wyłowić tylko część światła z otaczającego nas świata, tak? Tylko tą część, która nas akurat interesuje. Czyli na dobrą sprawę obiektywem może być dowolna rura przyłożona do aparatu, tak? Bez żadnych soczewek i takich tam. A nawet nie rura, tylko dowolna błona z odpowiednio zrobioną dziurką. Tak jak camera obskura. Czy ta dziurka w camera obscura to jest obiektyw? Upewnij mnie Pan w tym temacie. A czy jest taki obiektyw zakładany do lustrzanki, który zrobiłby z niej camera obscura? Jak nie ma, to Panie Fabrykancie, trzeba stworzyć taki obiektyw! Zrobić jakieś rysunki techniczne, (Pan się znasz na tym), kosztorys,biznesplan i zlecić produkcję w Chinach. Panie Fabrykancie, ale wymyśliłem!!! Toż to żyła złota!!! No bo zobacz Pan, konstrukcja prosta jak drut, żadnych mechanizmów, a jednak kupić nie idzie. To co Panie Fabrykancie, robimy deal? Tylko powiedz mi Pan, czy to wszystko ma sens. Znaczy ten mój tok myślenia. Chyba będziemy bogaci, Panie Fabrykancie. Już widzę oczyma wyobraźni to czerwone ferrari przed moją willą z basenem i palmami i piękne kobiety dookoła nas. Ech...

    A co do tej średniej krajowej, to żeś mnie Pan zaskoczył. Też nie wiedziałem, że takie "myki" są przy jej wyliczaniu. I zgadzam się z jednym, że zerowe zarobki, to w sensie matematycznym też zarobki i powinny być brane pod uwagę. Jak to mówił mój nauczyciel matematyki ze szkoły średniej: zero to też jest coś. Zero to nie jest nic. Zero to też jest wartość. Zerowa. Ale wartość. Dziwna ta matematyka jednak. A wracając do średniej krajowej, to wynika z tego, że nie tylko moje zarobki, ale ja cały nie jestem brany pod uwagę. Jestem, ale jakoby mnie nie było (cytat). Ale może to i dobrze, bo by tylko zaniżały ten optymistyczny obraz. Dlatego musimy jak najszybciej zrobić ten biznes z obiektywem camera obscura do lustrzanek, Panie Fabrykancie, to się odkujemy, statystyka nas obejmie i średnia krajowa skoczy. Do dzieła!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przyjemnie z jednej strony, Panie Dyrektorze, bo wpisał Pan 500-tny komentarz na Fotodinozie- jak pokazują statystyki i wykresy, ale z drugiej strony jest mi bardzo przykro, albowiem nie zrobimy biznesu życia. Otóż obiektywy robiące z lustrzanki camerę obskurną są dostępne nawet na Allegro i to po jakie 10- 20 złotych. Jest to zwykły dekielek- zaślepka z wywierconym wiertarką otworem w który jest wklejona blaszka z maleńką dziureczką, na ogół wyciętą jakimś precyzyjnym narzędziem, chodzi o to by otwór był jak najbardziej regularny i mały, oraz żeby to w czym jest wywiercony było cienkie- to daje najlepsze efekty (podobno, bo nie próbowałem)- światło przechodząc przez taki otworek tworzy obraz na matrycy niczym obiektyw, tylko trochę gorzej (a dla niektórych to lepiej). W Wikipedii opisano zależności pomiędzy średnicą otworka, odległością od elementu światłoczułego itd, przyłożył do tego rękę nasz Austro- Węgier Petzval, tj. do obliczeń tych zależności.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Fotografia_otworkowa
    Przyznam, że ostatnimi czasy chodzi mi po głowie jakaś obscurna camera, właśnie z tego powodu, że nigdy (oprócz zdjęć Żadnym Obiektywem, który też jest rodzajem beznadziejnej camery obscury) nie próbowałem tego. Biznesu to nie zrobimy, ale może chociaż jakiś wpis na blogasa z tego powstanie. Na razie, przyznaję, jestem do cna zanurzony w historii mojego miasta rodzinnego i jego fotograficznych kronikarzy- może też coś z tego będzie, ale chwilę to potrwa, bo pomysły mi się kłębią na ten temat. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Panie Fabrykancie, na koniec roku jakieś statystyki poprosimy, co tam się na Fotodinozie dzieje. Ale że równo w 500 trafiłem, to mi się udało, nie ma co. Co do obiektywu, to tak przypuszczałem, że pewnie tak będzie i nici z tego. Trudno. Następnym razem jak coś wymyślę, to już na pewno będzie hit. Jeszcze będziemy bogaci, Panie Fabrykancie, zaręczam to Panu. Moja w tym głowa. Jeszcze mi Pan powiedz, jakbym zakupił takie cudo, to ile to trzeba naświetlać? A historię miasta rodzinnego Pan zgłębiaj i pisz Pan, jak coś ciekawego odkryjesz, bo to miasto naprawdę frapujące i coraz bardziej mnie zastanawia i zadziwia i chętnie poczytam na ten temat. To od razu podzielę się taką ciekawostką historyczną, którą Pan pewnie znasz, że w XIX w., dwa najszybciej rozwijające się miasta na świecie, to Chicago i Łódź. I w obu fortuny powstawały i fortuny upadały. Musisz Pan teraz kontynuować tą tradycję i też jakąś fortunę zgromadzić :-) Czego z całego serca życzę!!!

      Dyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny (DANN)
      Waldeck_13

      Usuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.