Żądza posiadania napędza świat.
Nespa? Wystarczy odpowiednio zanęcić, a żądze zrobią swoje.
Prestiż, elitarny nimb, dotknięcie
wielowiekowego dziedzictwa- to kusi i nęci.
Troszkę mi ten wpis wyszedł inny niż
miał być. Miał być o obiektywie, ale zamiast tego składa się z
samych dygresji.
Mam prawdziwego jasnego Voigtländera!
Obiektyw tej najstarszej marki fotograficznej świata do dziś
istniejącej. Ufundowanej w Wiedniu przez Johanna Christopha
Voightländera w roku 1763, potem przejętej przez jego potomka
Petera Wilhelma Friedricha von Voigtländera, firmy produkującej z
początku aparaty systemu Daguerre'a, a od 1840 roku najjaśniejszy
ówcześnie obiektyw świata, konstrukcji Józsefa Petzvala. Pierwszy
na świecie obiektyw zaprojektowany z użyciem obliczeń
matematycznych. Dwieście sześćdziesiąt lat tradycji!
Johann Christoph urodził się w Lipsku
jako syn mistrza stolarskiego, przybył do Pragi w 1757 roku i
jeszcze w tym samym roku znalazł się w Wiedniu, gdzie znalazł
pracę w warsztacie Meinicke przy produkcji instrumentów
matematycznych i pomiarowych. Wkrótce jego talent został zauważony,
zyskał przychylność cesarskiego dworu i Maria Teresa dała mu w
1763 roku "Dekret ochrony handlowej na produkcję instrumentów
matematycznych przy użyciu dowolnej ilości pracowników",
pozwalających założyć własny warsztat.
Był zdolnym i płodnym wynalazcą,
który opracowywał przyrządy do precyzyjnych pomiarów kształtów,
nowe typy tokarek do metali, maszyny dla przemysłu jedwabniczego i
papierniczego. Po kilku latach otrzymał za swe prace i zasługi
tytuł: "Landesfabriksbefugnis mit allen Vorzügen und
Begünstigungen"
Jego świetnie prosperująca firma była
rozwijana przez wdowę i dwóch synów- Siegmunda i Wilhelma,
produkując przyrządy optyczne i pomiarowe. Do dalszych sukcesów
firmy Voightländer najbardziej przyłożył rękę wnuk- wspomniany
Peter Wilhelm
urodzony w 1812 roku, który skupił się na rozwijaniu
optyki i dagerotypii i w 1840 roku wprowadził do produkcji
przełomowy obiektyw zaprojektowany przez profesora Uniwersytetu
Wiedeńskiego- Józsefa Petzvala.
Petzval był człowiekiem z naszej
części świata. Był z Europy Środkowej. Urodził się w Białej
Spiskiej na Morawach i do dziś nie wiadomo czy był Węgrem, Niemcem
czy Słowakiem. Jak wskazuje doświadczenie- najprawdopodobniej był
Tutejszy. Uczył się w miejscach swojskich- w szkole ludowej przy
kościele św Krzyża w Kieżmarku, potem w szkołach w Podolińcu,
Lewoczy i Koszycach. Tu byłem- Tony Halik (cytat).
Potem zaczął robić błyskotliwą
karierę w Instytucie Geometrycznym w Peszcie gdzie w 1835 został
profesorem wyższej matematyki, a potem przeniósł się do Wiednia
na takie samo stanowisko. Został członkiem Wiedeńskiej Akademii
Nauk.
Niech żyją Austro- Węgry! Niech żyje
Najjaśniejszy Pan!
Właściwie Petzval był jednym z
pierwszych, który naukowo zabrał się do optyki i opracowania jej
matematycznego, żeby ta optyka jakkowiek działała. Jego odkryciem
jest krzywizna pola obrazowego które dają soczewki- po przejściu
promieni świetlnych przez soczewkę nie uzyskuje się automatycznie
płaskiego obrazu, tylko obraz na powierzchni paraboidalnej. Żeby
obraz był płaski (na filmie czy matrycy) należy użyć co najmniej
dwóch soczewek o odpowiednich ogniskowych i współczynnikach
załamania światła- i to jest także odkrycie Petzvala, wraz ze
wzorem określającym te zasady. Dzięki niemu zdjęcia robimy
obiektywami, a nie lupką filatelistyczną do znaczków pocztowych.
W 1840 roku skonstruował obiektyw
swego imienia.
Jego teoretyczne założenia Petzval
wyliczył,pracując na wspomnianym Uniwersytecie Wiedeńskim pod
patronatem Arcyksięcia Ludwika.
Societé
d'Encouragement pour l'industrie Nationale rozpisało
w tym czasie konkurs na zaprojektowanie użytecznego jasnego
obiektywu przeznaczonego do aparatów Daguerre'a, które wówczas, ze
względu na niską czułość nośnika i bardzo ciemną optykę
wymagały bardzo długiego naświetlania zdjęć. 32- letni Petzval
postanowił przystąpić do rywalizacji, korzystając ze swej wiedzy
i wsparcia protektorów- przyznano mu do pomocy „kaprali Löschnera
i Haima oraz ośmiu bombardierów z Korpusu Inżynieryjnego".
Ponownie
niech żyją Austro- Węgry! Niech żyje Najjaśniejszy Pan!
Jego
obiektyw był optyką o jasności f/3,7 i ogniskowej około 100mm,
podczas gdy dotychczas stosowane miały światło rzędu f/8- f/16.
Niestety
Petzval nie wygrał konkursu. Wygrał go Francuz- Charles Chevalier.
Za
to obiektyw Petzvala zyskał dużą popularność. Jest spore
prawdopodobieństwo, że macie dziś tę konstrukcję w swoim
rzutniku w korpo.
Produkcji
podjął się Peter Wilhelm Friedrich von Voigtländer i w ciągu
dziesięciu lat wyprodukowano 8 tysięcy egzemplarzy (w latch 40-tych
XIX wieku!). Niestety bez specjalnych zysków dla twórcy- Józsefa
Petzvala. Umowa z Voigtländerem nie była sformalizowana, a patent
na obiektyw obowiązywał tylko w Austrowęgrzech- poza ich granicami
szybko go skopiowano. Do tego Voigtländer bez porozumienia z
konstruktorem wykorzystał jego założenia do produkcji obiektywów
szerokokątnych, które zaczęły stanowić konkurencję dla tych
opracowanych przez samego Petzvala i produkowanych przez inną firmę-
Dietzler.
Petzval
próbował dochodzić swego, ale bez sukcesu, co naznaczyło go pewną
traumą. W tym samym czasie w jego domu, podczas włamania zniszczono
jego wieloletnie notatki, co przepełniło czarę goryczy. Matematyk
porzucił całkowicie swoją dotychczasową ulubioną dziedzinę i
zajął się akustyką.
Na
polu czystej matematyki także osiągnął sporo sukcesów, które
jednak nie mogły osłabić jego rozgoryczenia- wynalazł zupełnie
niezależnie tzw. Transformaty Laplace'a, ale został uznany za
plagiatora i Laplace dostał pierwszeństwo w ich odkryciu.
Biedny
Petzval, po odejściu na emeryturę w wieku 70-ciu lat resztę życia
spędził jako samotnik unikający ludzi.
Jedyna
satysfakcja, że obiektyw który wygrał wtedy konkurs, nazwany
"Photographe
à verres combinés" skonstruowany przez niejakiego Chevaliera-
został całkowicie zapomniany. Jego twórcy, mimo prób, nie udało
się nigdy uzyskać odpowiedniej ostrości obrazu.
Wpisuje
się doskonale ta powyższa, prawdziwa historia w narracje o
genialnych looserach, którzy przegrali swoje życiowe osiągnięcia,
a których w Polsce bardzo lubimy. Pisał o nich swego czasu na
Automobilowni Szczepan Kolaczek. Historie looserów są fascynujące.
Ja też ich lubię, a nawet im współczuję. Zjadają ich na
śniadanie bystre i przedsiębiorcze głowy, które nie mają
sentymentów. Widać dla postępu świata muszą istnieć i ci i ci.
A więc Voigtländer! Kupiłem taki
obiektyw!
Mam jasny obiektyw tej legendarnej
firmy robiącej do dzisiaj w Japonii najsolidniejsze metalowe dzieła
sztuki optycznej pod marką Voigtländer- Bessa, z którymi może się
dziś równać jedynie Zeiss i Leica. Ręcznie szlifowane soczewki
wychodzą spod rąk najlepszych fachowców tej sztuki. Genialne
manualne konstrukcje kontynuują dzieło twórcy.
Wy też macie Voigtländera? No ale ja
mam lepiej- mój wcale nie jest manualny- ma autofokus a połowę
konstrukcji z plastiku.
Co? Że nie produkują autofokusów? No
nie produkują, bo już przestali. Nie oni jedni (na przykład Samyang też).
Co to za szkło, pytacie? Nie robią
już takich dzisiaj. Nie robią już prawie optyki o tej filozofii
jaką wyraża mój obiektyw. Filozofii kuszenia wyznawanej w latach
90-tych. O szczegółach tej filozofii trochę dalej. Na razie
wyjaśnienia- przyznaję że dość zagmatwane.
Co to za obiektyw? Czy wyprodukował go
imć Peter Wilhelm Friedrich von?
W autobusie w godzinach szczytu:
"-Wątpie...
- W co pan wątpi?
- Wont pierdoło z mojej nogi!!!"
No jasne, oczywiście markowy von
Voigtländer, jak głoszą napisy na nim. Ale nie do końca.
To znaczy to nie jest tylko
Voigtlander. To jest tak naprawdę produkt Cosiny, która w latach
90-tych sprzedawała swoje obiektywy pod markami co najmniej
jedenastu producentów,
nie licząc własnej : Exakta, Phoenix, Promaster, Quantaray,
Soligor, Tamron, Tokina, Vitacon, Vivitar, Voigtländer, Walimex.
Pisało się o tym i o wszystkich tych
producentach przy okazji artykułu o obiektywie 19-35/3,5-4,5.
Voigtländer jako firma tracił wielokrotnie cnotę z różnymi
chętnymi. Najpierw przeszedł w ręce Zeissa, potem Rollei'a który
ledwo dychał w końcówce lat 90-tych i dlatego bardzo chętnie
udostępnił tę szacowną markę by nią brandować co popadnie. Pan
Johann Christoph trochę się w grobie bezowocnie poprzewracał, a
późni potomkowie tego szacownego rodu zapewne musieli udawać, że
nie poznają znajomych na ulicach.
Cosina zaprojektowała wtedy kilka
tanich w produkcji amatorskich szkieł z plastiku, część na bazie
swoich manualnych obiektywów, które zupełnie nie licowały
konstrukcją z szacowną dwustupięćdziesięcioletnią marką pod
jaką były sprzedawane. Mój Voitek to 28-105/2,8-3,8, zoom typu
pompa- czyli push- pull. Uniwersalny jasny obiektyw. Nie ma jak
pompa! (cytat).
Gałąź
amerykańska
Nasz Voigtländer 28-105 mógł być
równie dobrze Cosiną, Exaktą, Phoenixem, Soligorem albo Vivitarem
. Szczególnie pod tą ostatnią nazwą był szeroko znany po drugiej
stronie Atlantyku, bo amerykańska firma Vivitar, pomimo że
niewielka, działała jednak prężnie od 1938 roku, zatem miała
długie tradycje. Też czerpała pełną garścią ze źródła
obiektywów z Japonii, made by Cosina.
28-105 autofokus miał, jak
wspomnieliśmy, pierwowzór, w postaci manualnego poprzednika o tych
samych parametrach, także produkowanego dla Amerykanów przez
Cosinę. w Stanach był dość popularny, niedrogi o dobrej jakości.
http://www.alllenses.org/item/vivitar_series_1_28-105mm_f2-8-3-8.html Manualny obiektyw Vivitar produkowany przez Cosinę. |
No i tu im człowiek więcej poszpera
tym więcej się doszperowywuje. Niektóre odkrycia internetowe jeżą
ze zdziwienia przerzedzony włos na głowie. Czego ci ludzie już nie
wymyślili! No i jakie to rzeczy zdążyły być już zapomniane.
Na przykład jedna z wersji tego
28-105/2,8-3,8. Powstała w 1988 roku na bazie tego cosinowskiego
obiektywu manualnego .
Swego czasu pisało się już o pewnych
nieudanych próbach zanim wreszcie dopracowano się porządnie
działającego autofokusa. Otóż nie tylko Canon, Minolta i Nikoś
prowadzili takie próby, w których kosmonauci ginęli jeden po
drugim zanim zdołali wydostać się na orbitę. I ku zaskoczeniu
publiczności był wśród nich Vivitar. Mała firma ze Stanów
Zjednoczonych.
Ta firma postanowiła stworzyć, uwaga-
uniwersalny obiektyw wypuszczany z różnymi mocowaniami pasującymi
do manualnych aparatów, który "przerabiał je" na aparaty
autofokus! Cała elektronika, czujniki, sterowanie i zasilanie (dwie
baterie paluszki) były zainstalowane w obiektywie.
Vivitar Autofocus 28-105. 1988 rok. |
Niby Canon i Nikon też zrobili coś
podobnego w ramach swoich systemów, i to parę lat wcześniej, Vivitar skopiował pomysł Canona z roku 1981-go, o ten pomysł:
ALE te obiektywy które produkował Canon czy Nikon w końcówce lat 80-tych, współcześnie z wynalazkiem Vivitara, były szkłami
działającymi wyłącznie z konkretnym modelem aparatu do tego
dostosowanym, a z innym ani drgnęły. Natomiast dzielny Vivitar
zrobił coś dostępnego z wieloma mocowaniami, co zmieniało dowolny najstarszy manualny aparat z
mocowaniem Canon FD, M42, Minolta, Nikon, Olympus OM, Pentax K w
aparat mogący ostrzyć automatycznie.
Tenże Vivitar wyglądał
gargantuicznie i dość okropnie, ale nie ustępował w koszmarności
estetycznej i ciężarze analogicznemu, wcześniejszemu Canonowi.
Autofokusowy obiektyw systemu Vivitara
przepadł niestety na rynku, wobec konkurencji dopracowującej na
maksa swoje systemy ustawiania ostrości. Nowe systemy, które
powiązały obiektyw z aparatem elektronicznym węzłem miłości za
pomocą styków. Wygrało sensowniejsze umieszczenie czujników w
korpusie aparatu z obiektywem pracującym pod ich dyktando.
Vivitar skapitulował i przeszedł na
pozycję producenta niezależnego obiektywów współpracujących z
systemami. Podobnie jak Sigma, Tamron, czy Tokina.
Nadal brandował swoją marką
obiektywy Cosiny na rynek amerykański, ale już nie kombinował z
własnymi pomysłami. Być może to przyczyniło się do jego
powolnego schyłku. A może po prostu jego schyłek był czymś
naturalnym- jak u Złomnika- musiał kiedyś nastąpić.
Vivitara nie ma już wśród nas, ale o
dziwo- Voigtländer ma się dobrze, a nawet jeszcze lepiej. Pan
Johann Christoph, oraz Peter Wilhelm Friedrich mogą wreszcie
przestać się przewracać w swoich grobowcach. O tych grobowcach:
Cosina, prawny właściciel nazwy
Voigtländer, nie wypuszcza dziś już żadnych plastików pod tą
marką, a jedynie same klasyczne Rolls- Royce'y z metalu i
polerowanego szkła. Kosztują też mniej więcej jak Rolls- Royce'y.
Plastik w obiektywach Cosiny został zapomniany.
Filozofia
i psychologia
Zapomniana została też wcześniej
wymieniona filozofia kuszenia, jaką stosowała Cosina w latach
90-tych i 2000-ych.
Wówczas wiele firm niezależnych
sprężyło się, by wyprodukować kilka owoców kompromisu- jasnych
zoomów, ze zmiennym światłem, zaczynających się na f/2,8, a
kończących w okolicach f/4.
Gdy przeglądam katalog "Obiektywy
Autofokus" wydany przez miesięcznik "Foto" w
okolicach roku 2001 znajduję tam liczne przykłady takich
obiektywów- jest ich dwanaście. Olympus w tamtym czasie oparł
swoją ofertę niemal wyłącznie o takie szkła.
Na rynku dla ambitnych amatorów
królowały Sigmy 28-105/2,8-4, później szerokokątne Sigmy i
Tamrony 17-35/2,8-4, a Cosina ze swoimi obiektywami 28-105/2,8-3,8 i
70-210/2,8-4 także wycinała sobie kawałek tego tortu.
Wszystkie te obiektywy f/2,8-4, w
czasach gdy fotografia cyfrowa dopiero się rozpędzała, a na wyższych
czułościach aparaty szumiały niczym Puszcza Białowieszczańska i
jasność optyki była wyraźnie ważniejsza niż dzisiaj- dawały
namiastkę rozkoszy- profesjonalne światło f/2,8 na krótkim końcu.
Amatorzy o ambicjach wylatujących ponad poziomy łapali się na nie
jak muchy na lep- wreszcie jasny niedrogi obiektyw na kieszeń
normalnego człowieka. Biorę! Amator o ambicjach (wśród nich- ja)
przymykał oczy na fakt że obiektyw był jasny tylko na krótkim
końcu, a na długim ciemniał parokrotnie- akurat na tych
ogniskowych gdzie jasność przydała by się najbardziej. Ale cóż-
praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb (cytat).
W tych dawnych dobrych czasach Sigma
produkowała swój wyjątkowy superzoom od szerokiego kąta do
sporego tele- 24-135/2,8- 4,5, jedyny tak długi i jedyny tak jasny
obiektyw i jedyny o tak użytecznych ogniskowych. Jedyny do dzisiaj.
Wiele osób wspomina go miło i jest gotowych płacić za niego dość
sporo na aukcjach Allegro- nie pojawia się prawie nigdy. Nie dziwię
się. Dlaczego go nie produkują w dzisiejszych czasach? Dziwię się
jak cholera. Nawet jeśli nie był demonem ostrości- wiele wad można
by mu wybaczyć za jego uniwersalność.
Znowu jakaś luka rynkowa. Chińczycy!
Jest luka rynkowa!!!
Napiszmy to we właściwym języku wg
google translatora:
中国人!就是在市场上的差距!
Obiektywy zoom z kuszącym światłem w okolicach f/2,8-4 oczywiście
były bardzo różne. Nie były jednolitą masą klonów. Były
takie, do których producenci przyłożyli się, by dać
zaawansowanym amatorom dużo rozrywki- do nich zaliczyłbym na
przykład świetnego Nikkora 24-85/2,8-4 D, albo wszystkie szkła
Olympusa, ale one nie należały do tych tanich, a na przeciwnym
biegunie sytuowały się typowe lepy na muchy- byle tanio i byle na
początku było światło f/2,8, reszta nieważna. Tutaj prym wiodła
(podobno) 28-70/2,8-4 Sigmy. Nasze wielomarkowe Cosiny- Voigtländery
też cieszyły się mieszanymi opiniami.
Dzisiaj w zdychającym systemie
Olympusa 4/3 zostały 4 takie szkła. Natomiast w pozostałych
systemach- (Canon Nikon, Sony, Pentax, i niezależni:Tamron, Sigma,
Tokina) znalazłem dwa: jeden najnowszy Nikon 16-80/2,8-4 wyceniany
jakby był szkłem profesjonalnym, pisało się o nim w poprzednim
wpisie, Pentax 20-40 również traktowany jak najwyższa półka i
ostatni mohikanin dawnej filozofii umiaru- Sigma 17-70/2,8-4.
Czy tylko ja odczuwam jakąkolwiek
ekscytację obiektywem umiarkowanym o jasnym świetle na krótkim
końcu i nie kosztującym więcej niż pół średniej krajowej
(wyliczanej na podstawie bezsensownych danych- o tym w dygresji po
artykule)? Wygląda na to, że tak. Firmy które wyznawały tę
filozofię albo znikły z rynku autofocus (Cosina), albo zmieniły
swoją gamę (Sigma) różnicując mocniej a obiektywy amatorskie-
ciemne ze zmiennym światłem i obiektywy jasne ze stałym światłem,
ale dwukrotnie droższe.
Widać tak trzeba.
A może wcale nie?
Chińczycy! Do pracy!
Fabrykant
dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty
Dygresja
po artykule:
Jeśli tego nie wiedzieliście- średnia
krajowa jest wyliczana przez GUS na podstawie kompletnie
bezsensownych danych (podkreślenia- moje):
"Bierze się pod uwagę tylko
pracowników przedsiębiorstw (5,2 mln spośród ok. 10 mln
pracujących osób; pomija m. in. zatrudnionych w administracji czy
organizacjach pozarządowych). W sumie - jak wylicza Mojapolis.pl -
gdyby wziąć dane z całej gospodarki, średnie wynagrodzenie (GUS
podaje je co kwartał) byłoby o ok. 200 zł niższe od naszej
"średniej krajowej" (kolejny dowód na zawyżenie danych).
GUS bierze pod uwagę tylko
zarobki w firmach zatrudniających co najmniej 10 osób.
Tymczasem to w najmniejszych firmach (gdzie pracuje aż 1,7 mln osób)
zarobki są najniższe (średnio zarabia się tam prawie dwa razy
mniej niż w dużych przedsiębiorstwach).
GUS bierze pod uwagę tylko osoby na
etacie, pomijając zatrudnionych na umowy śmieciowe (najczęściej
słabo opłacanych).
"Średnia krajowa" jest
średnią zarobków, a więc obejmuje tylko tych, co pracują,
tymczasem mamy 14-procentowe bezrobocie (ci zarabiają zero, co nie
jest uwzględnione).
Analitycy mają też pretensję do samej średniej. - Jako miara statystyczna bywa myląca, bo mocno zawyżają ją zarobki wąskiej grupy najbogatszych Można by zastąpić ją medianą, która jest rzetelniejszą miarą. W 2010 r. wynosiła 2,9 tys. zł ("średnia krajowa" wynosiła wtedy 3,2 tys. zł), co oznacza, że połowa pracujących zarabiała kwoty mniejsze od tej wartości - mówi Piotr Teisseyre ze Stowarzyszenia Jawor, który sporządził wyliczenia. "
Analitycy mają też pretensję do samej średniej. - Jako miara statystyczna bywa myląca, bo mocno zawyżają ją zarobki wąskiej grupy najbogatszych Można by zastąpić ją medianą, która jest rzetelniejszą miarą. W 2010 r. wynosiła 2,9 tys. zł ("średnia krajowa" wynosiła wtedy 3,2 tys. zł), co oznacza, że połowa pracujących zarabiała kwoty mniejsze od tej wartości - mówi Piotr Teisseyre ze Stowarzyszenia Jawor, który sporządził wyliczenia. "
cytat, za Gazetą Wyborczą:
http://metrocafe.pl/metrocafe/1,145523,14256919,Srednia_krajowa_nie_pokazuje_zarobkow_Polakow__Jaka.html
Źródła i źródełka do artykułu: