Jeszcze parę lat temu nie lubiłem
miasta stołecznego Warszawy. Na tle mojego własnego miasta,
zwartego, kamienicznego, choć z powybijanymi zębami, stolica
wypadała blada, rozlazła, chaotyczna, posklejana, pełna pustki.
Ale zmieniła się Warszawa i zmieniłem się ja- dojrzeliśmy, czy
co? Nabraliśmy harmonii i uroku? Ja- nie wiem, Warszawa- chyba tak.
Warszawa jest symbolem. Milion piosenek
i milion wierszy przewinęło się przez nasze życia, i milion
przeczytanych książek, a wiele z nich było o mieście stołecznym.
Dlatego zna się Warszawę, w której się nawet nie bywało. Znamy w
Polsce to miasto, tak jak świat zna Paryż czy Nowy Jork- nawet
jeśli nie osobiście, to ze słyszenia.
W Warszawie, mówię Wam, nie ma czegoś
takiego jak miejsca anonimowe. Każda nazwa, każda dzielnica, prawie
każda ulica wywołuje mgliste widma skojarzeń. Historia puka co
krok, nie taka zwykła, jak w moim mieście, tylko historia z
najwyższych półek, mimo pozorów zakurzenia złożona z samych
błyszczących detali. Każda nazwa i każda dzielnica znaczy coś
więcej, z powodu- wiadomo- Powstania Warszawskiego, ale też z
powodów stołeczności, znanej całej Polsce i tego że w sporej
części tutaj odbywały się wydarzenia jakie zmieniały kraj. To co
się działo w Polsce działo się właśnie w Warszawie i nic tego
nie zmieni. Można jednym ciągiem wymieniać nazwy i wszyscy będą
je znali z popkultury: Stary Żoliborz, pieprzony Żoliborz, Osiedle
Radiowo Lotnisko Bemowo, Wola Park, Chmielna, Dolny Mokotów i Górny
Mokotów, Praga, Filtry, ulica Karowa, Most Średnicowy, Marymoncki
John, więc na Wawrzyszew, raz dwa trzy, Chomiczówka, Chomiczówka.
Miasto stołeczne zharmonizowało się
(chyba istnieje takie słowo, skoro Open Office nie podkreśla mi nic
czerwonym wężykiem. (Wężykiem, panie majster? A jak!- cytat)).
Dofinansowane unijnie i budżetowo wpakowało kasę we wszystkie
trafione i nietrafione inwestycje, ale uładziło się w ostatnim
dziesięcioleciu, wyrównało krawat i zapięło guziki od garnituru,
przycięło zwisające tu i ówdzie kosmyki zieleni i wreszcie
zaczęło wyglądać po ludzku, a do tego dzięki Muzeum Powstania
przestało milczeć o swojej burzliwej przeszłości, a zaczęło się
nią szeroko chwalić (za co chwała twórcom M.P.W.). Zaczęło
fascynować, czego wcześniej nie doznawały autokarowe wycieczki
zwiedzające Stolicę w ramach Wczasowego Funduszu Pracy, ani
uczniowie szkół podstawowych i średnich przepędzani od zabytku do
zabytku.
To tylko skromny ogląd człowieka z
zewnątrz, więc nie gniewajcie się, Warszawiacy, że nie jest
dogłębny.
Oprócz tego wszystkiego Warszawa
zyskuje przy bliższym nieco poznaniu dodatkowy walor. To warstwy.
Jak w cebuli.
Inne miasta, zwłaszcza moja Łódź-
nie są aż takie warstwowe.
Tymczasem w Warszawie:
Nowodworska na za pięć
Znów na miasto mam chęć
Kluczem żegnam swoje drzwi
Przyszły w końcu dobre dni
Więc w taryfie głuchy syk
Hajs, telefon, wszystko git
Przyjacielem jestem kół
Nie dogoni mnie dziś dół
Wlewam w siebie pierwszy łyk
Tego nie zabierze nikt
Nie zabierze mi tych chwil
Kiedy robię z sobą dill
Dzisiaj jazda jutro szlus
Dzisiaj luz, jutro luz
Dziś popłynę sobie gdzieś
Hej kominy, żegnam, cześć!
Na zakrętach znosi mnie
Taksą po ulicach mknę
A noc pachnie letnim dniem
Ta noc się nie skończy snem
Zsuwam szybę na sam dół
Widzę Cytadeli mur
Czuję Wisłostrady wiatr …
Znów na miasto mam chęć
Kluczem żegnam swoje drzwi
Przyszły w końcu dobre dni
Więc w taryfie głuchy syk
Hajs, telefon, wszystko git
Przyjacielem jestem kół
Nie dogoni mnie dziś dół
Wlewam w siebie pierwszy łyk
Tego nie zabierze nikt
Nie zabierze mi tych chwil
Kiedy robię z sobą dill
Dzisiaj jazda jutro szlus
Dzisiaj luz, jutro luz
Dziś popłynę sobie gdzieś
Hej kominy, żegnam, cześć!
Na zakrętach znosi mnie
Taksą po ulicach mknę
A noc pachnie letnim dniem
Ta noc się nie skończy snem
Zsuwam szybę na sam dół
Widzę Cytadeli mur
Czuję Wisłostrady wiatr …
Sidney Polak
I ja, niczym rozpędzony Sidney Polak,
choć na trzeźwo, mijam cytadeli mur, czuję Wisłostrady wiatr i
postanawiam wreszcie rzucić okiem na Cytadelę. Widzę tego
ceglanego potwora nie pierwszy raz, ciągnie się kilometrowo od
strony Wisłostrady, ale nigdy nie oglądałem go z drugiej strony.
Zakręcam w górę, na wiślaną skarpę i okrążam cel przez
osiedla wojskowe.
Cytadela razem z przyległościami jest
dziś własnością wojska, słabo dostępną, choć mieści też
Muzeum X Pawilonu Cytadeli (akurat tego dnia zamknięte). Miałem
ledwie chwilę wolnego czasu, żeby zrobić krótki ogląd fortecy od
zewnątrz.
Jest niesamowicie wielka. To jest
monstrum osiadłe nad brzegiem Wisły, przerastające rozmiarem
Stadion Narodowy. Co prawda kosztem budowy zwycięża jednak
Narodowy- ok. 450mln euro, contra 128 milionów euro za Cytadelę
(przeliczone wg wartości złota, za Wikipedią), mimo że: „Na
potrzeby fortyfikacji wyburzono 76 domów, zajęto ponad 64 tys.
posesji oraz wysiedlono do 15 tys. okolicznych mieszkańców”. No,
ale budowali zaborcy, więc nie musieli nic płacić, tylko
mieszkańców do tiurmy- i szlus.
Budowa odbyła się kosztem wymuszenia
pieniędzy z budżetu miasta Warszawy i Banku Polskiego, jako kara
za Powstanie Listopadowe.
Cała Cytadela, zbudowana w 1834 roku
była karą Cara Mikołaja I za Powstanie. To właściwie nie była
forteca, choć na taką wyglądała, tylko centrala pacyfikacji i
kontroli wszelkich polskich ruchów narodowych i niepodległościowych.
Nie była nawet specjalnie dobrze uzbrojona, miała za to liczne
więzienne lochy. Głównym zadaniem było trzymanie w szachu miasta
Warszawy, którego centrum znajdowało się w zasięgu wszystkich 555
dział.
„Jeżeli
upierać się będziecie przy waszych marzeniach o odrębnej
narodowości, o Polsce niepodległej i przy wszystkich tych
złudzeniach, ściągniecie na siebie wielkie nieszczęście. Kazałem
tu zbudować Cytadelę Aleksandrowską i oświadczam wam, że przy
najmniejszym zaburzeniu każę miasto zbombardować, zburzę Warszawę
i z pewnością nie ja ją odbuduję.”
Car
Mikołaj I do
mieszkańców Warszawy 1835
Jak widzimy zamiary burzycielskie cyklicznie nawiedzają naszą
Stolicę. Niektóre zostają niestety zrealizowane
Zaparkowałem auto na osi ulicy Wojska
Polskiego, w środku Starego Żoliborza i poszedłem na ogląd od
zachodniej strony.
Wielkie to, ceglane, a za murem
gigantycznych rozmiarów wały, zasłaniające całe wnętrze.
Wcześniej wielka fosa okalająca cały obiekt. Fosa jest dziś
bardzo przyjemnym miejscem do spacerów z psami, jak zauważyłem
żoliborzanie preferują rasy myśliwskie. Może dlatego że to
Żoliborz Wojskowy, a od wojskowego do myśliwego droga niedaleka.
No i odkrycie neofity: Jest w Warszawie
najprawdziwszy akwedukt! Nie jakiś udawany, jak w Arkadii-
Nieborowie. Biegnie przez fosę zasilając Cytadelę. Kto z
Warszawiaków wiedział o tym akwedukcie- ręka w górę. W
popularnych internetowych opisach Cytadeli nie ma o nim ani słowa.
Fortecę otaczają różne umocnienia i
bastiony. Tuż przy wejściu do parku wokół Cytadeli (od zachodu)
znajduje się ogródek zabaw dziecięcych, przytulony do zrujnowanej,
niskiej, półokrągłej budowli w nienajlepszym stanie. Obejrzałem
sobie tą budowlę, jej stodolniane wrota zamknięte na zardzewiałą
kłódkę, odpadające cegły i wyrwy w murze i poszedłem dalej, nie
zwróciwszy uwagi.
O jakże błądziłem!
Warszawa ma to szczęście, że wiele
osób się nią interesuje. Jako miasto, które przeżyło własną
śmierć jest wciąż obiektem badań, dociekań, drążenia i
odkrywania. Niektórzy odkrywcy są wprost niepojęcie zaangażowani.
Na przykład pan Ryszard Mączewski
.Otóż wykonano benedyktyńską pracę i na podstawie zdjęć
lotniczych miasta z roku 1935 tzw. ortofotomap skatalogowano
gigantyczną ilość budynków- istniejących, nieistniejących,
przebudowanych. „Skatalogowano”- oznacza możliwość najechania
myszką, kliknięcia i obejrzenia archiwalnych i aktualnych zdjęć,
opisu budynku, albo linku do stron go opisujących. Właściwie to
nie musicie przyjeżdżać już do Warszawy- wystarczy klikać:
No i tam otóż dowiedziałem się co
przeoczyłem.
Ten zrujnowany budynek na tyłach placu
zabaw to Działobitnia Placu Broni Drogi Ukrytej nr wojskowy 112,
pomiędzy III a IV Bastionem.
Byłaby to sobie jedna z działobitni,
jednego z fortów jednej z Cytadel, jakie zbudowali Rosjanie na
terenie Polski, gdyby nie to że w 1915 roku zajęli Warszawę
Niemcy, którzy przejęli oczywiście Cytadelę. Działobitnię
wykorzystali do potrzebnych sobie celów. Zamontowali na niej dwa
duże maszty antenowe, oraz radiostację Telefunken, o mocy 4KW,
bardzo znacznej jak na owe czasy. Radiostacja służyła do
porozumiewania się z Dowództwem Frontu Wschodniego i kwaterą
główną w Liège.
(Tą drogą przesyłano zapewne
szyfrowane informacje, które usiłował wyłapywać brytyjski wywiad
i odcyfrowywać w słynnym Pokoju 40- fascynująco opisała to
Barbara Tuchman w „Telegramie Zimmermanna”)
Trzy lata później mocarstwa
wykończone Wojną Światową ledwo zipały. Polacy zaczęli
rozbrajać niemieckie wojska. Wymuszone formalne przejęcie Cytadeli
przez Wojsko Polskie nastąpiło po przepychankach 19 listopada 1918
roku.
Przejęto nieuszkodzoną radiostację
Telefunken, choć bez dokumentacji. I jeszcze tego samego dnia nadano
stąd w eter następującą deklarację:
Państw wojujących i neutralnych.
Jako Wódz Naczelny Armii Polskiej, pragnę notyfikować rządom i narodom wojującym i neutralnym istnienie Państwa Polskiego Niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski.
Sytuacja polityczna w Polsce i jarzmo okupacji nie pozwoliły dotychczas narodowi polskiemu wypowiedzieć się swobodnie o swoim losie. Dzięki zmianom, które nastąpiły wskutek świetnych zwycięstw armij sprzymierzonych – wznowienie niepodległości i suwerenności Polski staje się odtąd faktem dokonanym.
Państwo Polskie powstaje z woli całego narodu i opiera się na podstawach demokratycznych. Rząd Polski zastąpi panowanie przemocy, która przez sto czterdzieści lat ciążyła nad losami Polski – przez ustrój, zbudowany na porządku i sprawiedliwości. Opierając się na Armii Polskiej pod moją komendą, mam nadzieję, że odtąd żadna armia obca nie wkroczy do Polski, nim nie wyrazimy w tej sprawie formalnej woli naszej. Jestem przekonany, że potężne demokracje Zachodu udzielą swej pomocy i braterskiego poparcia Polskiej Rzeczypospolitej Odrodzonej i Niepodległej.
Wódz Naczelny
Piłsudski „
Odebranie
deklaracji potwierdziła radiostacja szwedzka w Karlsborgu, która
nadała depeszę dalej.
Ale to jeszcze nie
koniec warstw historycznych, spiętrzonych nad Działobtnią.
Odzyskaliśmy
niepodległość. Trochę pohasaliśmy, trochę posklejaliśmy nasz
kraj złożony z trzech kawałków- ale nie do końca, o czym
świadczą dzisiejsze statystyki wyborów i frekwencji. Tymczasem za
wschodnią miedzą larwa przepoczwarzyła się w poczwarkę, a ta- w
wielką ćmę trupią główkę, która rozwinęła szeroko skrzydła.
To my- Europa Wschodnia tak to widzimy, bo Europa Zachodnia do dziś
myśli że to był motyl.
Rosjanie,
zawróceni na komunizm, z powrotem postanowili odzyskać dawne,
nienależne im włości. Z planem zatrzymania kampanii na wybrzeżu
Atlantyku i zaprowadzenia wszędzie światłego ustroju gnębiącego.
Wybuchła dramatyczna wojna 1920 roku. Kiedy już pętla zaciskała
się na naszych gardłach pod Warszawą, radiostacja Telefunken na
Działobitni nr 112 znowu się przydała.
W dniach 15 i 16
sierpnia, kiedy ważyły się losy Polski podczas Bitwy Warszawskiej,
radiostacja nadawała przez 36 godzin bez przerwy czytany tekst
Starego Testamentu- w celu zagłuszenia radiostacji sowieckich. Plan
udał się znakomicie- armia rosyjska, która miała z północy iść
na odsiecz okrążonym Rosjanom, nie była w stanie odebrać rozkazów
i w czasie Bitwy Warszawskiej odeszła w stronę Torunia.
Jednym słowem
Działobitnia wydatnie uratowała nam tyłki, tak że dziś możemy
wesoło w swoim własnym języku pisać sobie blogi. A nawet czytać.
Na samej
działobitni nie ma nawet skromnej tabliczki dotyczącej tych
wydarzeń- są to zatem wydarzenia niszowe.
Cytadela odegrała
oczywiście przykrą rolę w Powstaniu Warszawskim- była silnym
punktem niemieckiego ostrzału oddzielającego Stare Miasto od
Żoliborza, uniemożliwiając komunikację Powstańców.
Nie jest to koniec
warstw historycznych spiętrzonych nad Działobitnią Placu Broni
Drogi Ukrytej, numer wojskowy 112. Przekrój należy poprowadzić do
głębszych warstw- poniżej fundamentów.
Niemal pod
fundamentami Działobitni biegnie niski tunel, sklepiony łukowo. To
poterna, czyli ukryte przejście, prowadząca do nieistniejącego
dziś fortu, mniej więcej w okolice Placu Inwalidów. Odległość-
360 metrów. Tunel poterny ma się dobrze i jest w całości, ale
zamknięty na wieki. Istniały, istnieją i istnieć będą plany
utworzenia tam podziemnej trasy turystycznej, ale póki teren należy
do wojska, to takie rzeczy tylko w Erze.
Ryszard Mączewski, warszawa1939.pl |
Ryszard Mączewski, warszawa1939.pl |
I oby Ruskie znowu
nie weszli.
Co za życie na
wulkanie...
Fabrykant
z
www.fabrykaslubow.pl
P.S. W następnym wpisie dowiecie się kto ma najdłuższy w Polsce. Zostańcie nastrojeni na nasze fale, jak stacja odbiorcza w Karlsborgu.
Źródła:
Fabrykancie, zawstydziłeś mnie niepomiernie. Mieszkam ci ja niedaleko Cytadeli, od lat bez mała 10 - ciu i w życiu żem tam nie był. Chociaż zamiar miałem, ciągle odkładany na później. No to teraz, nie ma zmiłuj i którejś niedzieli ruszę śladami Fabrykanta Cytadelę zwiedzać.
OdpowiedzUsuńCo do porównania Warszawa - Łódź. Mam ci ja tak samo, tylko w drugą stronę. Ponieważ bywam w Łodzi często z przyczyn służbowych, to pooglądałem sobie trochę to miasto. I jakby to powiedzieć, w Łodzi widzę to, czego mi brakuje w Warszawie. Te setki kamienic tworzących zwartą zabudowę XIX - wiecznego miasta. To jest w Łodzi najpiękniejsze. W Wawie prawie nie ma takich ulic. W Wawie czasami odległości między najbliższymi budynkami są często nieludzkie. I to w centrum. Wawa to miasto trwale skaleczone i te rany ciągle widać. Wyładniała, nabrała ogłady, to prawda, ale tych ran zaleczyć się już nie da. I dlatego ta Łódź tak mi smakuje. Mimo, że to miasto tak mocno skrzywdzone przez czasy transformacji ustrojowej. Nie to co Warszawa. Tu jest potencjał, tu jest pieniądz, tu jest biznes, tu jest stolica, tu jest wszystko. Tylko że często miasta nie ma.
Mam ja na temat Łodzi swoją własną definicję. Są miasta piękne i nieciekawe, bogate i biedne. Łódź jest... nieoczywista. Łódź mnie zastanawia. Ja o Łodzi nie wiem co powiedzieć. Łódź mnie fascynuje niepomiernie. O Wrocławiu mogę powiedzieć, że piękny, o Gdańsku mogę powiedzieć że piękny, o Warszawie mogę powiedzieć, że bogata (bo nie piękna raczej). Łodzi nie jestem w stanie określić jednym słowem. Piękna? Owszem, ale to piękno trzeba umieć dostrzec. Trzeba dobrze patrzeć. Bogata? Bynajmniej. Przecież obaj wiemy jak jest. Ale czas Łodzi jeszcze nie nadszedł. Będzie jeszcze piękna i bogata. Zaprawdę, powiadam ci Fabrykancie, Łódź jeszcze wszystkim pokaże. Zobaczymy Łódź piękną i wielką. Ale jeszcze nie teraz.
Świetnie napisany, proszę Pana, Pański komentarz. Bloga czasem Pan nie pisze?. Widać każdemu miłe to co nieznane. Ja siedzę w Łodzi od urodzenia i bardzo lubię swoje miasto. Widzę też jak się zmienia przez ostatnie piętnaście- dwadzieścia lat. Jaka jest Łódź? Ciekawa, spójna (mimo wszystko, zwłaszcza na tle Warszawy), boż była budowana na surowym korzeniu, choć w dużej części zapuszczona i w ryja można dostać wieczorem nawet na Piotrkowskiej. Miałem i ja nadzieję, na rozwój i odrodzenie Łodzi, ale myślę że czas apogeum tego rozwoju już minął, wraz z otworzeniem Manufaktury i raczej teraz idzie w drugą stronę. Większość problemów, które są problemami socjalnymi mieszkańców nie została rozwiązana i jest przykrywana inwestycjami typu "wykopmy wielką dziurę i schowajmy główną arterię pod ziemię, to będzie fajniej". Ale jednak- obym się mylił, jako wesoły pesymista. Dziękuję w każdym razie za pocieszenia i dobre słowo.
OdpowiedzUsuńBloga nie piszę, ale za to namiętnie niektóre poczytuję i komentarzami skażam. Ot, taką Fotodinozę na ten przykład. Pisz Pan, panie Fabrykancie, co Panu do głowy przyjdzie, nawet na tematy niefotograficzne, bo w moim prywatnym rankingu blogów idziesz Pan ciągle w górę i niedługo samego Złomnika przeskoczysz, któren powoli w jakąś arogancję zaczyna wpadać względem czytelników swoich, strzeż Pan się grzechów takich. A co do Łodzi: naprawdę wymyka się wszelkim próbom jednoznacznej oceny. Ja tej Łodzi, nie wiem jak ugyźć. Na każde większe miasto w Polsce zdanie mam wyrobione. Tam mi się podoba, tam nie. To miasto fajne, to nie. Tamto ciekawe, a tamto nie. A z Łodzią mam problem. Wysiadając z autobusu na dworcu Łódź Kaliska, widzę tą nędzę nieudanej transformacji miasta. A potem przeciskam się tramwajem z prędkością konnego powozu przez wąskie ciasne uliczki z rzędami kamienic i jestem o krok od zakochania. Ja Łodzi ogarnąć nie potrafię. Odpycha mnie i przyciąga jednocześnie. Ja Łódź będę obserwował. Będę się jej przyglądał. Bo ja, cholera, wierzę w to miasto. Chociaż łatwo być może już nigdy nie będzie miało.
OdpowiedzUsuńPozwalam sobie zamieścić komentarz Pana Ryszarda Mączewskiego, twórcy strony www.warszawa1939.pl do mojego wpisu, bo jest b. ciekawy:
OdpowiedzUsuń"(...) Mam tylko drobną uwagę dotyczącą akweduktu.
A w zasadzie dwóch z nich - bo jest jeszcze drugi mniej okazały.
Po pierwsze nazwa jest bardzo nobilitująca, ale lepszej chyba nie ma - bo to co płynie wewnątrz owszem, jest na bazie wody, ale formalnie jest do kanał ściekowy.
I tak: mniejszy akwedukt w południowej części Cytadeli (http://www.warszawa1939.pl/i.php?o=cytadela_akwedukt_pld ) to jest kanał ściekowy ze Starego i Nowego Miasta wchodzący na teren Cytadeli.
Na jej terenie żołnierze dorzucali swój wkład w zawartość kanału, i akweduktem zachodnim (http://www.warszawa1939.pl/i.php?o=cytadela_akwedukt_zach ) nieczystości płynęły dalej pod ulicą Mierosławskiego, pod placem Wilsona, Słowackiego, aby na obecnym skrzyżowaniu Słowackiego z Popiełuszki wpaść do Kolektora Bielańskiego, którego ujście do Wisły znajduje się na wysokości kościoła w lesie Bielańskim.
Ot, taki "śmierdzący" dodatek do opowiadania o Cytadeli.
Pozdrawiam
Ryszard Mączewski
Fundacja "Warszawa1939.pl"
www: http://www.warszawa1939.pl "