Gdzie my właściwie żyjemy? Kim my
właściwie jesteśmy?
Fotografia, o dziwo, także potrafi
zadawać takie pytania. Nie każdy fotograf potrafi je zadawać, ale
Martin Kollar potrafi.
Robi to z ironią, wierny tradycji
czeskiej i czechosłowackiej fotografii, która jak rzadko która
łączy tradycję Eliota Erwitta, specjalisty od ironicznych zdjęć,
z prześmiewczo- wyrozumiałym spojrzeniem szeregowca Szwejka.
Pokazuje rzeczywistość taką jaka ona niby jest, ale jakby troszkę
weselej. Przykładem niech tu będzie Viktor Kolař (nazwisko podobne, ale starszy)-
genialny wprost, przyjazny obserwator absurdu wizualnego. O nim też
kiedyś napiszę, jego zdjęcia wzbudzają u mnie często paroksyzmy
śmiechu.
Jego zdjęcia można zobaczyć tutaj: www.viktorkolar.com
Viktor Kolař, Ostrava 1989 |
Viktor Kolař, Ostrava 1992 |
Wracajmy jednak do Martina Kollara.
Martin Kollar jest Czechosłowakiem,
jest przede wszystkim operatorem filmowym, a także rejestratorem
otaczającego nas świata. Jego dorobek, sądząc po stronie
internetowej www.martinkollar.com nie jest zbyt potężny,
ale jeden z jego projektów, zatytułowany „Nic szczególnego”,
jest według mnie nie tylko oryginalny na tle ironicznych czeskich fotografów, ale też epokowy.
Martin Kollar |
Co widzimy na jego zdjęciach? Widzimy
to co znamy, o ile jesteśmy Mitteleuropejczykami. Widzimy trochę
bałaganu, trochę wiejskiej kultury, widzimy trochę niedoróbek,
sprzeczności i trochę podróbek zachodniego blichtru, widzimy
rudery, ale nie „Tradizzioni Ruderi Anticci”, tylko nasze,
swojskie rudery, bez specjalnych przymiotników.
Możemy tam znaleźć licznych Cytrynów
i Gumiaków, nie tylko z branży motoryzacyjnej, ale rzec by można-
wszechbranżowych. (https://www.facebook.com/CytrynGumiak)
Zwykle, u innych, niezbyt ugładzona i
niezbyt grzeczna Europa Środkowo Wschodnia jest przedstawiana za
pomocą spojrzenia krytycznego, lub też spojrzenia reżysera
horroru- na ponuro na buro i na poważnie. Z naciskiem na egzotykę,
na epatowanie syfem, na obraz znacznie bardziej czarny niż biały.
Sam czasami tak ją rejestruję.
Martin Kollar konstruuje obraz od innej
strony- jest prześmiewczy, ale wyrozumiały. Opowiada nam raczej
dowcipy, ale nie leci ad personam. Mówi- my wszyscy z Nicości, ale
tu zawsze tak było i nie przeszkadza to w życiu. A czasami nawet
pomaga- niepotrzebne nam Lazurowe Wybrzeże- wystarczy rów
melioracyjny.
Sam o tematyce swoich zdjęć mówił
tak: „ (…) Tu nie ma nic szczególnego. Wszystko jest w jakiś
sposób średnie.(...) Ja zaś jestem obserwatorem. Nie wtrącam się
w życie ludzi. Pracuję w sytuacjach publicznych, robię to samo co
moi bohaterowie. (...) Przygotowuję projekt o zwykłych ludziach,
żyjących w zwykłym miejscu. Nie interesują mnie ciekawostki, ani
skrajności.” (Tu kokieteria nieco- przypis Fabrykant). Moje
zdjęcia na pewno nie są smutne, może niekiedy śmieszą, ponieważ
jestem wesołym człowiekiem. Pragnę by fotografie coś mówiły,
żeby wywoływały jakieś wrażenie na tych, którzy je oglądają.
Chcę by ludzie pomyśleli chwilę o sobie. Dla niektórych być może
takie podejście będzie cynizmem, ale ktoś inny powie że to po
prostu nudne.”
Inne zdjęcia z albumu "Nic specjalnego" można obejrzeć tutaj:
http://www.martinkollar.com/nothing-special
Inne zdjęcia z albumu "Nic specjalnego" można obejrzeć tutaj:
http://www.martinkollar.com/nothing-special
To jest moje ulubione zdjęcie Kollara.
To jest moje ulubione zdjęcie z naszej części świata. Czuję się
z tą częścią tożsamy. Jestem jak ten człowiek, z głową
zanurzoną w studzienkę kanalizacyjną przy rowerze Ukraina (lub
obiektywie Tokina), a za mną biegnie nieco spanikowana kura. A może
to kogut jest?
Martin Kollar |
z www.fabrykaslubow.pl
Źródła podane w tekście, oraz "Pozytyw" nr 1/2005
Nawiążę do poruszonej w fotodinozie (28 Apr.), bardzo przemyślnie, kwestii plagiatu w fotografii. Chyba splagiatuję ulubione zdjęcie Kollara, ulubione przez Fotodinozaura. Bo muszę zrewindykować (to haczyk lingwistyczny) studzienki kanalizacyjne - jedną w Wolnzach (okropnie wczoraj padało) a drugą w Pegui / Włochy /okropnie padało jak była powódź w Toskanii i Ligurii w roku 2012. Moje podanie o odszkodowania leży chyba ciągle w Wysokim Urzędzie w Genui/.Przy okazji rewindykacji splagiatuję Martina Kollara i jego "jizdni kolo". Kurę lub koguta załatwi mi sąsiad Gianni Raggi, który rozszerzył ostatni swą menażerię. Ma piękne biało-beżowe oki. To znaczy sam Gianni ma oczy czarne, jak to śródziemnomoriec. A więc "Płynie, płynie oka , jak Wisła szeroka...i jak... " No właśnie, jak? Aha, zapomniałem wyjaśnić , że po włosku "oca" to "gęś" A po czesku? Zgadnijcie? Pamiętacie Gałczyńskiiego Ildefonsa Teatrzyk "Zelena Hus" ? Mam oryginalne wydanie z Pragi, rok 1968, w twardej oprawie. Ale wracam do plagiatu studzienek kanalizacyjnych.Czy będzie plagiatem jeśli moja studzienka kanalizacyjna będzie nie okrągła jak u Martina Kollara ale kwadratowa? Bo taka jest w Pegui. Mam też okrągłą a nawet dwie sztuki. (Czego się nie robi dla sztuki...) Z tych dwóch studzienek w Wolnzach wypompowałem po wczorajszych deszczach parę tysięcy litrów wody podskórnej. Właściwie miały te tysiące litrów być użyte do podlewania ogódka i wymiany wody w stawie. Ale czy jest sens podlewać ogródek jak leje? Spytan Martina Kollara albo Szwejka (dzielnego wojaka). Ahoj!
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjecia!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu fotografa. Pan Martin Kollar był dwa lata temu gościem na łódzkim Fotofestiwalu: https://fotodinoza.blogspot.com/2017/06/odz-wpynea-na-morze-fotografii.html
OdpowiedzUsuń