wyświetlenia:

czwartek, 4 grudnia 2014

"Kosogłos" w kinie Moskwa.




Nie tak dawno wróciliśmy z kina z młodzieżą, z młodzieżowego filmu.

„Kosogłos”- to się właśnie oglądało. Zadziwiające- ma parę zalet ten młodzieżowy film. Ma bardzo dobre aktorstwo- sam miód i śmietana. Wiekowy, i jak stare wino dobry Donald Sutherland przykuwa uwagę samym demonicznym spojrzeniem. Nieodżałowanej pamięci Phillip Seymour Hoffman jest fantastycznie wiarygodny, a młoda Jennifer Lawrence dźwiga bardzo trudną rolę z talentem. Do tego zalkoholizowany Woody Harrelson, Julianne Moore i Jeffrey Wright znany wcześniej jako Felix Leiter z Bonda. To oczywiście tylko fantasy, i to wycinek dłuższej sagi, trochę naiwne, dość uproszczone, żeby się podobało młodej widowni, ale mimo wszystko- nie prostackie.



Główną zaletą tego filmu jest przypomnienie sytym dzieciom Zachodu, że zamordyzm, terror i totalitarne rządy to nie tylko miniona przeszłość, ale równoległa do naszej teraźniejszość, a dla niektórych- być może przyszłość, jak wypadki pójdą nieodpowiednim torem.

Film jest całkiem wiarygodny (w przeciwieństwie do poprzedniej części) i daje bardzo zręczną, sklejoną z klisz historii wiwisekcję rewolucji. Przedstawia psychologiczne, społeczne i technologiczne mechanizmy przewrotu w totalitarnym państwie.

Podczas projekcji w kinie mój własny móżdżek też dawał mi różne projekcje skojarzeń- a to Północnej Korei, a to Rosji, pod aktualnymi KGB-owskimi rządami, a to hitlerowskich parteitagów, a to Wojny Jugosłowiańskiej, a nawet Polskiego Rządu Londyńskiego, kierującego zrywem zza granic kraju (tutaj- udanym).

Historyczne klisze są używane bardzo sprawnie- mimo że film jest fikcją, dzięki czerpaniu wzorów z przeszłości- nieźle pokazuje mechanizmy historii. To staruchom jest niepotrzebne, ale młodziaki chłoną to jak gąbka, co im na dobre wyjdzie.

Prześmiewczo i wielce dobitnie pokazana jest rola propagandy, gdzie jako nieudolny demiurg bryluje Phillip S. Hoffman. Wątek kręcenia propagandowego clip'u rebeliantów jest tam całkiem solidny, są kamerzyści i pani reżyser i ustawki pod publiczkę.



Plenery brudne, zapyziałe, zrujnowane i leśne. Byłem przekonany że kręcili to gdzieś na Słowacji, czy Węgrzech, albo w jakimś byłym NRD. Nabrałem pewności, gdy w jednym z ujęć pojawiła się przewrócona ciężarówka Robur (Industrieverband Fahrzeugbau Zittau). I co ? I nic- wszystko kręcili w Stanach. Skąd oni tam wzięli Robura?

W „Kosogłosie” zerżnięto bezpośrednio z „Seksmisji” Machulskiego wygląd podziemnego miasta (pamiętacie zapewne dom starców, ze staruszką sprawdzającą palcem czy „Dżemik czasem nie jest mdły”- tu jest identyczny „komin” z galeriami i windą). „Seksmisja” także kojarzy się z latami słusznie minionymi.


„Seksmisja”, Robur, tama na zalewie, podobna jak ta na Wiśle we Włocławku, armia zbrojnych na ulicach- wywoływały natychmiastowe uczucia deja-vu z innego wydarzenia historycznego, jako staremu piernikowi historycznemu, chociaż wciąż młodemu i głupiemu duchem. Ze Stanu Wojennego.

I teraz też wywołam u Szanownych Czytelników uczucie deja-vu. Choćbyście mieli tylko dziesięć lat, to to zdjęcie pewnie już widzieliście. Jest symbolem, i na zawsze zostanie- zrobił je Chris Niedenthal w pierwszym dniu Stanu Wojennego.

Chris Niedenthal

Niedenthal to ciekawy człowiek, o ciekawej przeszłości, swoje losy opisał w autobiografii „ZawódFotograf”, którą chętnie polecę. Dobrze i bezpretensjonalnie napisana. Sporo w niej ciekawostek, głównie o anturażu pracy w polskich realiach lat 70-tych i 80-tych.

Zdjęcie Niedenthala było przytaczane, opisywane i opiewane jako symbol Stanu Wojennego, oczywiście za sprawą napisów, jakie na nim uchwycono, bardzo wyrazistych i niezamierzenie dla ich twórców komentujących rzeczywistość. Ale zdjęcie to ma dodatkowo świetną kompozycję. Chris Niedenthal wszedł na klatkę schodową pobliskiej kamienicy i zrobił zdjęcie przez okno. Było to niewątpliwie właściwe okno, we właściwej klatce schodowej, właściwej kamienicy, dzięki czemu kompozycja jest mocna i ładna.



Kadr ma wzmocniony środek, dzięki ograniczającym liniom, biegnącym dołem, górą i bokami kadru- jest kompozycją bliską zamkniętej:

Chris Niedenthal
Zdjęcie można automatycznie podzielić na trzy części, oddzielone prawie granicznymi liniami- góra „opisowa” o łagodnym kontraście, rozmytym w zimowym świetle, środek, z mocnym akcentem pojazdu na śniegu i dół, ze sporą ilością detali:

Chris Niedenthal
Kadr ma swój scenariusz, który prowadzi oglądającego od elementu do elementu, a przynajmniej mnie prowadzi. W geometrycznym centrum, jak wiadomo, stoi transporter opancerzony SKOT. Jest najbardziej zwracającym uwagę detalem, clou programu. Spadłą z kosmosu inwazją zielonych ludków Jaruzela. Potem zauważamy dalszą scenografię- przede wszystkim dół zdjęcia, bo tam ujawniają się niewielkie plamy koloru- przystanek autobusowy, czerwona chusta, niebieski Fiat- to elementy zwyczajnego, codziennego życia. Dopiero na końcu wzrok kieruje się ku, najmniej kontrastowym, napisom i odczytujemy ironiczną, acz groźną wymowę całości.

Chris Niedenthal
Jak może wiecie, Chris Niedenthal, po zamknięciu granic po wybuchu wojny polsko-jaruzelskiej, był zmuszony przekazać rolkę filmu przypadkowemu pasażerowi pociągu do Berlina, który wywiózł ją na Zachód i przekazał redakcji „Newsweka”, potem przedrukowywały zdjęcie jeszcze chyba „Time” i gazety niemieckie.

Niestetyż zachodnie czasopisma po głupiemu obcinały górę tego zdjęcia z napisem „Kino Moskwa”, zmieniając nie tylko jego kompozycję, ale i dosadną wymowę. Było to ówcześnie robione z niewiedzy, a nie jak dzisiaj z częstego wyrachowania „żeby nie drażnić rosyjskiego niedźwiedzia”.

Pan Niedenthal w swoim ostatnio wydanym albumie „Wybrane fotografie 1973-1989” dał to zdjęcie także przekadrowane w format poziomy. Wydaje mi się to niepotrzebnym zabiegiem, wobec wysokiej jakości oryginału. To zdjęcie porusza. I nie jest to tylko sentyment do prawdziwych czasów "Kosogłosa".



Sam „Kosogłos” jest tylko przyzwoitej jakości rozrywką, z lekkim podlaniem amerykańskim sosem gloryfikującym bez miary demokrację. Między wierszami filmu możemy jednak doczytać, jak wyglądają manipulacje takim „demosem”, jakie cele trzeba osiągnąć, żeby uzyskać poklask ludu i zbudzić go z otępienia do walki. Całkiem pouczające dla młodzieży, która zapewne lepiej zapamięta obrazową historię Katnis Everdeen, niż gadanie starych o gołych hakach w mięsnym, koksownikach, zdjęciu z Kinem Moskwa i że zamiast teleranka był generał.

Zwłaszcza że my i nasi Rodzice byliśmy tylko „demosem”.



Fabrykant



P.S.

Tutaj fajny wywiad z Chrisem Niedenthalem:



poniedziałek, 1 grudnia 2014

Najgorszy obiektyw świata? Pogrom mitów: Canon EF 38-76/4,5-5,6 alias „denko od słoika”:

Słonce wschodziło nad Japonią. Prezes Ryozaburu spojrzał zamyślonym wzrokiem przez szyby wieżowca. Poranne światło zalewało ulice. Dwadzieścia pięter niżej tłum wylewał się ze stacji tokijskiego metra. Urzędnicy i pracownicy biurowi, jak niezmierzona armia zdążali szybkim krokiem do pracy. Prezes niewidocznym wzrokiem prześlizgnął się po reklamie najnowszego Nissana 300ZX na sąsiednim biurowcu i odwrócił się do sali, którą szybkim tempem zapełniali podlegli mu dyrektorzy.
Dwadzieścia par oczu wpatrywało się w niego przez chwilę po obu stronach długiego stołu, po czym wytrenowanym ruchem wszyscy przybyli złożyli głęboki ukłon.

Dyrektorzy jak jeden mąż otworzyli notatniki z czerwonym firmowym logo i przygotowali długopisy do notowania.

Prezes Ryozaburu wziął głęboki oddech.

-Panowie. Dziękuję za owocną pracę w zeszłym tygodniu nad nowymi modelami aparatów. Ze smutkiem pożegnaliśmy co prawda kierownika Sasaki, który nie wytrzymał tempa i w dwudziestej siódmej godzinie pracy oddał ducha dla sprawy przycisku ustawienia ostrości na naszym najnowszym obiektywie. Przypominam że pogrzeb odbędzie się w środę o 21.30 i liczę że wszyscy oddamy hołd temu dzielnemu koledze, który podtrzymał tradycję naszego kraju i przyczynił się do wspólnego sukcesu.

(pomruk przytaknięcia)

Przejdę teraz do spraw istotnych dla rozwoju naszej firmy. Dyrektorze Kobayashi. Jak tam zeszłotygodniowe wyniki sprzedaży naszych lustrzanek EOS?

- Bardzo dobrze, panie prezesie. Sprzedaż w USA wzrosła w ostatnim miesiącu o 15%, najlepiej sprzedaje się tam nasz EOS KISS, ale dogania go EOS 55. W Europie Zachodniej wzrost o 12,5%, nasze zyski rosną, Azja- wzrost o 11%.

-Świetnie, Kobayashi, co z Afryką i z tą... z tą drugą Europą, jak ją tam nazywają...

-Europa Wschodnia, panie prezesie.

-Właśnie.

-No, więc tak, panie Prezesie, robimy postępy, w Afryce nie weszliśmy jeszcze na rynek Burundi i Sierra Leone, ale to tylko dlatego że tam wojny mają. Jak tylko ustanie ostrzał artyleryjski- wchodzimy. Przedstawiciele są już gotowi, a kontenery z aparatami czekają już na nadbrzeżu. Chciałbym tu nadmienić, że pomimo konfliktu w Algierii utrzymaliśmy tam 74%-towy udział w rynku.

-74%-towy?!! Kobayashi, chyba to niemożliwe...

-Tak jest panie prezesie. Chciałbym pokornie oznajmić że możliwe. W ostatnim półroczu sprzedało się tam 27 aparatów, z czego 20 sztuk to nasze EOS'y 1000. Robimy postępy, panie prezesie. Zbrojna Grupa Islamska odstrzeliła na szczęście dwa tygodnie temu konkurencyjnych dilerów Minolty i Nikona i nie zdążyli tam jeszcze dotrzeć następni. To bardzo ułatwiło utrzymanie rynku.

-No dobrze, Kobayashi. A jak zyski?

-Hm (lekkie drżenie ramion). Panie Prezesie, chciałem powiedzieć... (szloch). Panie prezesie, nie jest dobrze, niestety, nie jest dobrze (płacz). Ja... ja jestem gotów ustąpić ze stanowiska, ale te rynki są takie trudne, takie trudne (szloch). Mamy duże straty w ludziach...

-No, Kobayashi, nie mażcie się tutaj! Nasza firma nie takie rzeczy przeskoczyła! Myślcie o Japonii! Musimy rozwiązać ten problem.

-Tak panie prezesie. Już się biorę do tego (uspokaja się).

-Co wy tam sprzedajecie, Kobayashi? Canona 1000 S?

-Tak, panie prezesie, Canona 1000 S, a niedługo naszego nowego EOS'a 5000 w zestawie z obiektywem 35-80/4- 5,6, za 159 dolarów. To już wyżyłowana cena, niestety jak wspomniałem koszta dostawy i obsługi są wysokie, ostatnio spłonęły magazyny w Algierze...

-Dobrze Kobayashi. Co tam możemy obciąć w tym Canonie?

-Panie prezesie, obcięliśmy już wszystko podczas projektowania! Przecież sam pan zarządził najtańszą lustrzankę budżetową. Tam już nic nie ma. Nie możemy dalej ciąć, bo Nikon w przyszłym tygodniu wprowadza na rynek nowego F50.

-Hm. Rozwiązaniem zatem będzie obiektyw.

-Panie prezesie, ale 35-80 to sam plastik i tanie szkło. Podstawowy obiektyw, najtańszy możliwy, żeby nim robić zdjęcia, zakres zooma raczej skromny, ostrość ustawiana od 38 centymetrów, raptem osiem soczewek! Nie ma na czym oszczędzić!

-Kobayashi. Ja nie wiem jak to zrobicie. Ale musicie to zrobić! Japonia wzywa!

-Tak jest, panie prezesie!

-Firma na was liczy. Oczekuję potanienia procesu produkcji o 30%. Algieria i Burundi mają być nasze!

-Tak jest panie prezesie!

-Oczekiwałbym nie więcej niż sześciu soczewek. Popracujcie nad tym. Macie czas do środy. Na pogrzebie Sasakiego omówimy szczegóły.



W ten sposób powstał (zapewne) najtańszy obiektyw Canona- EF 38-76/4,5-5,6. Jest to obiektyw pełen ciekawostek, jeśli chcecie wiedzieć.



Ciekawostki:



Mogę sądzić, że był to w ogóle najtańszy obiektyw autofokus świata, niestety jego ceny nigdy nie poznamy- sprzedawany był wyłącznie w zestawach z aparatem.



Wśród 175 produkowanych modeli obiektywów (policzyłem je wszystkie pracowicie) jest to jeden z czterech, których Canon na tyle się wstydzi, że nie dał jego zdjęcia na oficjalnej stronie o historii firmy- tutaj.



Obiektyw, jako jeden z nielicznych nie był nigdy sprzedawany w Japonii.



Jest najlżejszym obiektywem zoom Canona, o 25 gramów lżejszym niż 18-55.



Jest najciemniejszym zoomem standardowym autofokus ever.



Jest jedynym w historii obiektywem o tych ogniskowych.





Wystarczy być.

Zastanówmy się. Założeniem tego obiektywu było chyba to, że ma istnieć. Nie musiał idealnie działać, nie musiał porywać, nie musiał być łatwy w użytkowaniu. Nic nie musiał, za wyjątkiem przyciągnięcia klientów faktem, że kupują zestaw lustrzanka+ obiektyw, a nie gołą lustrzankę. Ta filozofia działała u Canona od połowy lat 90-tych i była stosowana w kilku szkłach budżetowych. Jednak zemściło się to na opinii firmy dziesięć lat później, bo była to filozofia samobójcza. Wtedy gdy cyfrówki wchodziły na rynek canon miał opinię producenta robiącego bylejakie „kitowe” obiektywy, nienadające się do cyfrowych zastosowań (w przeciwieństwie do Nikona). Sytuacja ta trwała do 2007 roku, gdy dział rozwoju wreszcie uznał, że nie można sprzedawać szitu, który zniechęca użytkowników jakością obrazu i wypuścił 18-55 IS.

Sam 38-76/4,5-5,6 został zaprojektowany w 1995 roku. Trafił do najtańszego modelu Canona- EOS'a 5000, aparatu który w ogóle nie był sprzedawany w Japonii.





Jak zrobić obiektyw prawie nikomu do niczego niepotrzebny.(Prawie robi jednak pewną różnicę).

Pamiętam pierwsze spotkanie z tym szkłem. Było to jakieś dziesięć lat temu. Przyjechał na działkę pewien wujek i poprosił o zrobienie rodzinie grupowego zdjęcia jego analogową lustrzanką. Lustrzanki nie pamiętam. Pamiętam za to, że przekręciłem pierścieniem zooma i ze zdziwieniem skonstatowałem, że obraz nie poszerzył spodziewanie kąta widzenia. Zaciął się, czy co? Zerknąłem na obiektyw, a tam napisano że „szeroki kąt” wg Canona to 38mm. Ha! Trzeba było odejść za płot, żeby objąć całą rodzinę. Nacisnąłem spust do połowy, a tu aparat, ustawiony zapewne w tryb automatyczny, otworzył lampę błyskową. Hę? W dzień?! W słoneczne popołudnie?! Rodzina stała co prawda w cieniu lipy, ale tego jeszcze nie grali. Lipa! Zdjęcie, przytłoczony lipą, strzeliłem. Wujek odjechał, razem z rezultatem strzelania. Nie wiem jak wyszło.

Tak mnie zafascynował ten obiektyw, że nie mogłem sobie odmówić przyjemności kupienia go po latach. Według plotek i szeptanej propagandy to podobno najgorsze szkło Canona, jakie powstało, ale dobrze byłoby się o tym przekonać naocznie. Czego to się nie robi dla czytelników i mołojeckiej sławy!


Co zrobili ci biedni japońscy inżynierowie, podobnie jak ja przytłoczeni lipą? Musieli na czymś oszczędzić. Myśleli i myśleli, kombinowali i w końcu oszczędzili prawie na wszystkim Otóż pracując po nocach, nie śpiąc i niedojadając sushi stworzyli oni standardowy zoom o krotności 2x. Taki zasięg przybliżenia odpowiadał standardom o dziesięć- piętnaście lat wcześniejszym, tj. pierwszym w ogóle zoomom, które na ogół miały milimetraż w okolicy 35-70. Z niewiadomych przyczyn nasz bohater dostał ogniskowe przesunięte w górę- tj. 38-76, zapewne chodziło o jakieś kompromisy optyczne, które umożliwiły np. stosowanie mniej zaawansowanych prowadnic soczewek, ale to tylko moje spekulacje.

Do czego nadają się takie ogniskowe?

No Jasiu, do czego jest dana rura?

Dana rura jest... do niczego. (cytat).



No, trochę przesady w felietonie musi być. Lubię przesadzać- jestem ogrodnikiem (cytat).Trochę zachęcających zdjęć z niego:

UWAGA: zgodnie z tradycją Fotodinozy zdjęcia bez ramki są w ogóle nie obrabiane, a jedynie zmniejszone. Zdjęcia z ramką są poprawiane i wyostrzane. Wszystkie zdjęcia powiększają się nieco po kliknięciu nań.
Warszawa, dziwna sprawa.
 
Canon 6D 63mm f/5,6, Scaryshev Park, Warsaw
Canon 6D 56mm f/5,6 Psia jeśt najlepsia




No trochę jednak one są takie sobie, te ogniskowe. Te 38mm jest szczególnie bolesne. No bo, niestety, nawet puryści stwierdzą, że nie jest to szeroki kąt, nawet wikipedia wam to powie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Obiektyw_szerokok%C4%85tny

Życie z tak wąskim szerokim kątem, jako jedynym obiektywem, nie będzie przypominało hasania po szerokich połoninach, nie wpłyniemy na szeroki przestwór oceanu, nie unurzamy się w zieloność i nie będziemy brodzić. Szybciej bredzić ciche przekleństwa pod nosem.

Życie z tak wąskim szerokim kątem, jako jedynym obiektywem dla początkującego amatora może zmusić go do dwóch rzeczy jedynie- do ciśnięcia w kąt tej całej fotografii, albo do natychmiastowej wymiany tego obiektywu na coś innego. Canon liczył na to drugie.

Ja oczywiście wiem, że Cartier Bresson używał tylko jednej ogniskowej przez całe życie i że było to 50mm.

No ale, po pierwsze- on się nazywał Cartier-Bresson, po drugie jego 50-tka była jasna, a po trzecie- nigdy nie robił zdjęć u cioci Gieni na imieninach, gdzie wujek Wiesiek stanowczo nalega na wspólne zdjęcie całej rodziny przy jednym stole, bo inaczej on się obrazi i nie przyjdzie na Wigilię i co to jest w ogóle.

No i z Canonem 38-76 albo się obrazi, albo musicie strzelić trzy różne zdjęcia w typie panoramy, na których jest wujek Wiesiek, na każdym z pięcioma innymi osobami, ale zapomnieliście o cioci Gieni w kącie. Ergo- obrazi się na pewno.

Szerokiego kąta brakuje na pełnej klatce, a na niepełnej klatce cyfrowej formatu APS-C, obiektyw staje się w ogóle krótkim teleobiektywem, co ma swoje wady, ale też zalety.

Teoretycznie zatem nie pejzaże i szerokie plany, ale detale i portrety są jego domeną.



Niestety w karierze szkła portretowego przeszkadza Canonowi pewien mankament- jasność. Otóż na ołtarzu cięcia kosztów położono światłosiłę tego obiektywu, no i bezlitośnie- ciach!

Jest wiele obiektywów standardowych, których jasność na najdłuższej ogniskowej wynosi f/5,6, większość amatorskich zoomów skazuje na nią swoich posiadaczy. Ale obiektywów standardowych o jasności f/4,5 na krótkim końcu (38mm) to, jednak nie ma zbyt wiele. Na ile zdołałem się dogrzebać- ani Nikon, ani Minolta, ani Pentax, ani Sigma nigdy nie wyprodukowali nic pomiędzy ogniskową 28 a 105, co miałoby minimalną jasność mniejszą niż f/4. Jedynie Canon dokonał tego wiekopomnego ruchu w tym właśnie obiektywie.

No, ale jednak portrety dają się zrobić naszym Canonem:
Canon 6D, 76mm f/5,6, Scaryshev Park, Warsaw.


Canon 6D, 76mm, f/5,6, jakiś anonim robi zdjęcie innemu anonimowi
Suka wylizuje kredens. 76mm f/5,6, niestety warunki ciemne- Canon 40D, ISO1000 czas 1/15 sek

Za dawnych, dawnych czasów, za górami, za lasami, gdy światem rządziły analogowe aparaty jasność/ciemność naszego Canona musiała być przekleństwem. Tam przecież nie dało się w prosty sposób zmienić czułości filmu. W zakresie czułości popularnych filmów- 100-400 ISO jedynie w słoneczny dzień na zewnątrz zdjęcia wychodziły naturalnie, w byle pochmurną pogodę aparat ustawiony na automat strzelał lampą błyskową za każdym razem. Nie było na to rady.

Zauważam zresztą, że wielu osobom, zwłaszcza mało mającym do czynienia z fotografią w najmniejszym stopniu nie przeszkadza lampa błyskowa strzelająca na wprost w fotografowany obiekt. Oni nie zwrócą na to uwagi i to właśnie na nich liczył Canon projektując ten obiektyw.



Dzisiaj sprawy jasności wyglądają znacznie lepiej. Cyfrówki dają się regulować, do tego wiele z nich ma możliwość ustawienia czułości na automat, a co najlepsze- szumy na wysokich czułościach zostały dziś zniwelowane. 38-75 w połączeniu np. z jakim Canonem 70D czy 6D ustawionym na automatyczne ISO będzie całkiem niezłym obiektywem, a przynajmniej- łatwo używalnym nawet bez lampy. A że wszystkie zdjęcia wyjdą na ISO 800 do 6400, cóż... Im mniej szumiący na wysokich czułościach aparat posiadamy, tym przyjemniejszym wydaje się każde szkło, nawet ciemne.

Canon 6D ISO6400, f/5, fot. K. Gryczyński
10% powyższego kadru


Nie chcę tu kopać leżącego inżyniera optyki z firmy Canon, ale jest jeszcze jeden mankament uniwersalności 38-76/4,5-5,6. Minimalna odległość ostrzenia. W niemal wszystkich obiektywach Canona, sprzedawanych jako „kit” z aparatem, minimalną odległość ustawienia ostrości utrzymywano zwykle w okolicach 0,38m, niestety 38-76 jest tu czarną owcą. Najbliższą odległością wyostrzenia dla tego obiektywu jest 0,58m. Jest to, wbrew pozorom widoczna różnica. O na APS-C taka:

28-80/3,5-5,6 na 80mm

38-76/4,5-5,6 na 76mm


Wychodzi na to, że było to szkło dla amatora, z którym poradzić sobie mógłby jedynie Cartier-Bresson, wyposażony w Canona 1DX. Wychodzi na to, że ten obiektyw składa się z samych wad. Ale to nie jest prawda. Są plusy dodatnie i plusy ujemne. Nawet Adam Hoffman nie składa się z samych wad.



Jakie są zalety Canona 38-76?

Są takie.

Najważniejsza: Ma dobrą ostrość! Był to jedyny wybór inżynierów w którym zachowali umiar cięcia kosztów. To było zresztą jedyne wyjście- obiektyw tak ciemny jak 38-76 będzie w znaczącej przewadze pracował na pełnym otworze przesłony. Jeżeli dawałby kiepski obraz- byłoby to bardzo odczuwalne dla użytkowników. Bardziej niż przy innych, jaśniejszych obiektywach. 

Oto test:
Wykonany na pełnoklatkowym Canonie 6D, zdjęcia pełnych kadrów zmniejszone, ale niewyostrzane. Zdjęcia wycinków stanowiących 10% kadru- rozdzielczość 1:1 (wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu, na całym blogu, z resztą):
 Widać dobrą ostrość i wyraźne winietowanie.


 






































Na długim końcu winietowanie znika, nawet na pełnym otworze. Ostrość bez zarzutu.


Nie ma się do czego doczepić pod względem ostrości. EF 38-76, choć ciemny- jest ostry w całym zakresie, już od pełnego otworu, a po przymknięciu jest bardzo dobry.
Best of British- PORÓWNANIE EF 38-76/4,5-5,6 DO EF 28-80/3,5-5,6:



Najpierw spróbowałem ustawić ogniskową konkurenta na 38-mm. To trudne, bo nie ma takiego oznaczenia na skali. Prawie się udało- jest porównanie 38mm w jednym do 40mm w drugim:


Na 38-40mm obydwa obiektywy są porównywalne jakościowo, choć 38-76 jest ciemniejszy o 1 działkę. Na plus należy zaliczyć widocznie wyższy kontrast 38-76/4,5-5,6.

Na oko udało się ustawić konkurenta 28-80 na ogniskowej 76mm. Trafiliśmy:

No i co? Ciekawe, prawda? Canon 38-76 jest lepszy na długim końcu od 28-80 na pełnym otworze. I to wyraźnie. Ma też lepsze przeniesienie kontrastu, w całym zakresie.

Chałwa Bosfor- PORÓWNANIE Canona EF 38-76/4,5-5,6 do Tamrona 17-50/2,8 na 50mm:
Tamron, to bardzo solidny zawodnik. Jeden z najlepszych w swojej klasie, nasz skromny Canonik może mieć problemy. Zobaczmy:





Tamron: ostrość dobra, winietowanie niewielkie
 Widać tu wyraźną różnicę, jeśli chodzi o głębię ostrości, jaką da się uzyskać z obu obiektywów na pełnym otworze. Natomiast kwestia ostrości wygląda tak- zrobiłem zdjęcia z obu obiektywów począwszy od pełnego otworu na 50mm:


Zdjęcia na pełnym otworze są ewidentnie lepsze na rzecz Canona, jednak dzieli je różnica jasności niemal czterokrotna. Zdjęcie z Canona na f/8 (ostatnie na dole po lewej) jest niestety poruszone, przepraszam, ale nie dałem rady powtórzyć już tego testu- pora roku taka, że strasznie wcześnie robi się późno. Kto chce zobaczyć niezafałszowaną jakość Canona na f/8 zmuszony jest zerknąć na testy powyżej, tam gdzie "Best of British".  
Tamron jest ostrzejszy od naszego 38-76 na wszystkich przesłonach, poza maksymalnie otwartą.

Zalety dodatkowe:
38-76 jest bardzo lekki. Lekkość jest ewidentnym walorem dla amatora, pozwalającym nie czuć tego obiektywu na aparacie, podobnie jak niewyczuwalna jest 50/1,8II. Jest to też jeden z najmniejszych zoomów Canona. Zatem może nie najbardziej uniwersalny, ale bardzo poręczny i łatwy do wsadzenia do kieszeni.

Ma niezwykle cichy silnik autofokusa, jest tak cichy, że można go porównać jedynie z napędem ultrasonicznym. Serio. Dzięki krótkiemu obrotowi od końca do końca skali ostrzenia jest też bardzo szybki.

Ma bardzo niewielki rozmiar filtra- 52mm. Filtry tej średnicy są niedrogie, w sam raz na kieszeń amatora. Ten sam rozmiar nosi obiektyw 50/1,8- pierwszy wybór, jaki przychodzi do głowy posiadaczowi naszego zooma. Filtry będą pasować.

Nietypowe ogniskowe całkiem zdatnie pasują posiadaczom jedynego standarowego 18-55/3,5-5,6 jako najtańsze rozsądne uzupełnienie zakresu w stronę portretową.

Jest najtańszym obiektywem do Canona EOS, trafiają się zwykle egzemplarze w dobrym stanie, prawie nowe.

Sądząc po filozofii Canona (i w ogóle Japończyków) z lat 90-tych- pomimo filigranowej budowy powinien być bardzo trwały.
Wady chromatyczne obiektywu są bardzo niewielkie (co było łatwiejsze do zrobienia, przy braku szerokiego kąta), o proszę;
Canon 6D, 38mm f/4,5
 
Wycinek powyższego (10%) 1:1

Pozwala to zrobić przyzwoite zdjęcia pejzażowe bez tęczowych obwódek na krawędziach,także na pełnym otworze:

Budowa

Nie wspomnieliśmy jeszcze słowem o konstrukcji tego instrumentu. Jest standardowa dla standardowych obiektywów Canona (ale też innych „kit'owców”)- plastikowa, z plastikowym mocowaniem bagnetowym. W porównaniu do popularnego 28-80/3,5-5,6II brakuje dwóch rzeczy- srebrnego ozdobnego pierścienia wokół tubusu (ale spadek prestiżu tym spowodowany nie przekracza 0,01%), oraz soczewki zamykającej obiektyw od tyłu- tej akurat szkoda, bo odcinałaby kurz zasysany przez obiektyw od matrycy aparatu. Wyposażenie- nikłe.



Podsumowanie

Wcale nie jest tak źle jak mówią. Akurat „denko od słoika” nie jest dobrym określeniem tego obiektywu. Od dzisiaj będzie się nazywać „ciemny mściciel” i będzie mścił (mścił?) wspomnianego na wstępie kierownika Sasakiego, który poświęcił się dla sprawy.



Dla kogo byłby dobry ten obiektyw? Hm.

Dla zupełnie zielonego amatora- słaby. Zbyt ciemny, na automacie wymusza nieustanne błyskanie lampy.

Dla świadomego amatora- całkiem niezły. Kosztuje tyle co nic, a zwiększa ogniskowe w stosunku do obiektywu kitowego z cyfrówki. Daje się go używać do portretów i pejzażowych zbliżeń. Jest ostry. Lepiej go mieć niż nie mieć.

Dla zaawansowanego entuzjasty- nieinteresujący. Zaawansowany entuzjasta jest gotów wydać trzy tysiące na nowy obiektyw. W tym zakresie jest dużo innych ciekawych szkieł.

Dla wariata sprzętowego- ślinotok pożądania. Jedyny taki, legendarny, najciemniejszy na świecie, jedyny o tych ogniskowych, natychmiast klikamy „Kup teraz”.



Głównym konkurentem tego szkła może być jedynie 28-80/3,5-5,6. Trzeba wydać więcej kasy (choć i tak niewiele), ale jest to obiektyw sensowniejszy, jeśli chodzi o najtańszy zakup autofokusa do Canona. Parametry mówią same za siebie- jaśniejszy o 1 działkę na szerokim końcu, o szerszym zakresie ogniskowych, oferujący mocniejsze zbliżenie. No i ma cudowny, prestiżowy srebrny paseczek.

Nasz 38-76/4,5-5,6 ma za to rolę prowokatora. Prowokuje do używania go i wykorzystywania zgodnie z przeznaczeniem. I udowadniania wszystkim, albo sobie- że nawet najtańszym sprzętem da się zrobić dobre zdjęcie. Jeszcze pewnie

o nim usłyszycie.

Plusy dodatnie, plusy ujemne Canona EF 38-76/4,5-5,6:


+ Lekki, niewielki, poręczny
+ Dobra ostrość na pełnym otworze, na wszystkich ogniskowych, po  przymknięciu- bardzo dobra
+ Niemal brak wad chromatycznych na brzegach obrazu
+ Tani
+ Niewielka średnica filtrów
+ Bardzo cichy autofokus.

- Ciemny(zgodnie ze specyfikacją)
- Nietypowe ogniskowe (zgodnie ze specyfikacją)
- Duża minimalna odległość wyostrzania
- Wyraźne winietowanie na pełnym otworze na ogniskowych 38-50mm
- Wyposażony skromnie.

I to by było na tyle. 


Fabrykant

dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty i pogromca mitów.

Wydałem właśnie moją debiutancką książkę.
 
Niespokojne miasto, szalone namiętności i okrutna zbrodnia. Wyjątkowy kryminał z czasów wielkich fabryk 
i mrocznych famuł.

Reżyser Władysław Pasikowski o "Tramwaju Tanfaniego":
"Wciągające. Rewolucja upadła, ale rewolucjoniści zostali... W Łodzi w zamachach giną zamożni fabrykanci. Kto stoi za tymi zbrodniami? Frapująca intryga i pełnokrwiści bohaterowie, ale prawdziwą bohaterką jest Łódź pod koniec 1905 roku. Jedno z najbarwniejszych i najbardziej oryginalnych miast tamtych czasów. To nie kino, to autentyczny fotoplastikon z epoki... Ja nie mogłem oderwać oczu od okularu. Polecam!"

"Tramwaj Tanfaniego" jest do kupienia w dobrych łódzkich księgarniach, oraz wysyłkowo tutaj: LINK