wyświetlenia:

wtorek, 16 września 2014

Wielki Zderzacz Hadronów. Bum!



Bum, krach brzdęk! To Viktor Kolař zderzył rzeczywistość. I to samą ze sobą. Filozoficzne zderzenie leży chyba w jego naturze, choć to chyba niełatwe- tak zderzać.



Bardzo ciężko tak zauważać, jak zauważa Kolař. Człowiek tak idzie i idzie, widzi, ale nie zauważa. A on zauważa. I naciska spust migawki.



Mieszka w Ostravie i fotografuje swoje miasto przez lata całe- lata komunizmu i wolności. Zdjęcia Kolařa są jednak uniwersalne. Nie ogląda się tu samego miasta, a bardziej charaktery, zawody, sytuacje i status społeczny. Pomimo zglajszachtowania ludności pod panowaniem komuny- kontrasty są.



Właściwie jest to klasyczna, najklasyczniejsza street photo, choć jej charakter wywodzi się prosto z czechosłowackiej tradycji fotografii. Nie ma tu brutalności i zadziorności, szydzenia i judzenia, jest ciepłe, wyrozumiałe spojrzenie, abstrakcja
i dowcip. To śmieszne jest. Niektórzy nazwą to spojrzenie szwejkowskim podejściem do fotografii, i będą mieli rację o ile mają na myśli filozofię „róbmy swoje”. Ale, ponieważ właśnie przeczytałem Szwejka, po raz 199, stwierdzam że szeregowiec Szwejk był jednak 10 razy większym cynikiem niż Viktor Kolař. Bo Kolař nie jest cynikiem, ani trochę.



Wszystko to wydaje się głęboko humanistyczne, a nawet współczujące, wręcz czułe. Kolař zagłębia się w psychikę nieznajomych ludzi na ulicy, zbliża ich do nas, sprawia że ich rozumiemy. Może chodzi tu o zarejestrowanie na zdjęciu doświadczeń jakie znamy, pewnych powszednich zdarzeń, które dotykają wszystkich, ale dzięki zdjęciu stają się czymś istotnym, ważnym, zwracającym uwagę.



Na jednym z moich ulubionych zdjęć, tym:

można odgadnąć intencje i uczucia wszystkich występujących tam postaci. A co lepsza- można odgadnąć także intencje i uczucia samego fotografa. Wyłożę je łopatologicznie- przyszedł sfotografować młodzieżowy pokaz taneczny (zlecenie?), ale znacznie bardziej zainteresował się chłopakami, którzy futrowali się na wzgórku i tam skierował swój obiektyw. Było to po prostu ciekawsze, bliższe życiu. Marginesy wydarzeń są zawsze najciekawsze.



Zderzenia Kolařa są jak nagły przebłysk pamięci- syntetyczne i symboliczne. Wzruszające. Uderzające swoją oczywistością. Świat taki jest, tylko my nie zawsze to zauważamy. A dzięki zdjęciom Viktora Kolařa mamy chwilę na zastanowienie się nad tym.



Fabrykant

z www.fabrykaslubow.pl

P.S. Strona Viktora Kolařa: http://www.viktorkolar.com/ 

P.S. II: Poprzedni wpis o absurdalnej czeskiej fotografii: http://fotodinoza.blogspot.com/2014/03/esencja-z-ziemniaka.html

P.S. III: Następny wpis będzie bardzo bardzo ponury. lepiej go nie czytać w najbliższy piątek o 9.00. Strzeżcie się.

1 komentarz:

  1. Te fotografie przypominajä mi atmosferę pierwszego zanego filmu Milosza Formana -"Lasky jednej plavovlasky"

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.