No i kto mógł zrobić to zdjęcie,
hę? Ja się pytam.
Po pierwsze- co widzimy na tym zdjęciu?
Widzimy na nim wygon, błotnisty, z drogą, a za wygonem urbanizm
modernistyczny. Dlaczego modernistyczny? Bo graniasty i bez detalu. W
języku architektów określany jako klabzdron bez dziobów.
Niektórzy oburzą się, że bez detalu
(znamy takich), niektórzy się ucieszą i powiedzą że cudny (znamy
takich).
Gdzież to może być? Widział kto
taki urbanizm? Widział. Za rogiem w każdym mieście. Kto nam go
załatwił? Moderniści oczywiście. Le Corbusiery i inne sławne
epigony. Na tym zdjęciu też jest dzieło sławnych epigonów, choć
nieco schowane za wzgórzem. Ale też nieco wystające. Wyobraźnia
się włącza, gdy widzimy taki kontrastowy widoczek.
No więc kto zrobił to zdjęcie?
Na którym w trzech czwartych panuje
wiejski pejzażyk polno-ugorowy, rozmiękła gliniasta droga, niczym
na Podkarpaciu, rachityczne drzewka, ciemna ziemia.
A nad nią tajemniczy rząd białych
modernizmów spadłych z kosmosu na ziemię orną.
Byłoby to Podkarpacie, ale jednak jest
to Ameryka Południowa. Brazylia. Czy coś kojarzy się Państwu z
modernizmem spadłym z kosmosu na ugór?
Brasilia.
Miasto zbudowane jako jedna z niezbyt
licznych zrealizowanych modernistycznych utopii. Na surowym korzeniu-
wcześniej nic tam nie było, oprócz dżunglowego brazylijskiego
Podkarpacia. W 1956 zdecydowano o wybudowaniu całkowicie nowej
stolicy Brazylii na zupełnym pustkowiu, 1000 kilometrów od Rio de
Janeiro. Nie było tam nawet drogi. Materiały budowlane, robotników
i maszyny dostarczano samolotami.
Za dzieło zabrali się Lúcio Costa-
urbanista i Oscar Niemeyer- architekt. Brasilię skomponowano w
sposób absolutnie idealny- na planie zbliżonym do samolotu- po osi
skrzydeł powstały osiedla mieszkaniowe, na osi kadłuba zbudowano
budynki użyteczności publicznej i siedziby rządowe.
Miasto było
na wskroś modernistyczne, jednorodne i podążające za ideami Le
Corbusiera- przestrzenią, światłem, zielenią. Rozdzieleniem
funkcji.
Miasto na 140 tysięcy ludzi (docelowo
planowano około 500 tys.) powstało w całości w 3,5 roku, z
wielkim nakładem sił i środków i transportowaniem materiałów
budowlanych samolotami.
Białe, modernistyczne, stal, szkło i
aluminium, linie, rytmy i osie, organiczna lekka architektura
Niemeyera z żelbetu.
Plan idealny okazał się w praniu
planem nader idealistycznym.
Przestrzeń okazała się straszliwą
przestrzenią- dość podobne odhumanizowanie przejawia Moskwa ze
swoimi wygonami, analogia wydaje się dobra, bo Oscar Niemeyer, był
przez całe życie (żył 105 lat)- ideowym komunistą.
Główna ulica, Eixo Monumental,
przypominająca autostradę przedzieloną pasem zieleni ma 300 metrów
szerokości. Niestety w znakomitej większości miasta darowano sobie
budowanie chodników. Może nawet słusznie. Komu by się chciało
chodzić na takie odległości. Niektóre zdjęcia z Brasilii
wyglądają wstrząsająco:
Osiedla mieszkaniowe na "skrzydłach
samolotu" są zaprojektowane jako jednostki samowystarczalne- ze
sklepami, szkołami, kościołami itp. Mieszkańcy nie mają zbyt
wielu motywacji, żeby pospacerować sobie w niedzielę po centrum-
piesze wycieczki nie zostały zaplanowane przez planistów, choć zaplanowali oni nie tylko kolor taksówek, ale także mundury kierowców autobusów.
Lúcio Costa i Oscar Niemeyer swą
Brasilią wspięli się na wyżyny sławy, ale jednak dość krótko
była to sława przynosząca chwałę. Potem była zaprawiona dużą
dawką krytyki, choć miasto zostało w 1987 roku wpisane na listę
UNESCO. Ochrona Brasilii jako unikatu nie uchroniła jej od
nieplanowanej dalszej rozbudowy- wokół stolicy pojawiły się
osiedla satelitarne- teraz ilość ludności przekroczyła już
pięciokrotnie pierwotnie założone pół miliona. Przedmieścia
mocno zeslumsiały, centrum pozostało w pierwotnym kształcie,
naruszanym jedynie przez wydeptane przez wygony dzikie ścieżki.
Przestępczość w stolicy jest niestety na wysokim poziomie, a
bezrobocie osiąga okolice 40%. "Dzieło wymknęło się spod
kontroli"- stwierdził 102 letni Niemeyer.
Zdania mieszkańców są podzielone.
Niektórym podoba się życie w mieście przestrzeni i światła,
całkowicie innym niż tradycyjne miasta Brazylii. Ale nie jest to
łatwe miasto.
Zdjęcie.
Byłoby to zdjęcie prostym, brutalnym
zderzeniem dwóch pejzaży- miejskiego osiedla z wiejską okolicą,
zderzeniem dającym po oczach i umyśle.
Byłoby- ale jest pies.
Pies zmiękcza. Pies rozwesela. jak to
on- czy to w życiu, czy na zdjęciu. Wiejski kundel szczekający
kontra stararchitekt Oscar Niemeyer (ten kundel- to tak jak ja). Ten
kundel dodaje absurdu do fotografowanego kadru i szczyptę ironii. Tu
wieś i kundel, a tu wysokie C Oskara Niemeyera i Lucio Costy.
Która część kadru jest bardziej
ludzka? Czy nawet- po czyjej stronie jest sympatia fotografa? Zdaje
się, że po stronie kundla. Dla tego fotografa psia zawsze byłanajlepsia. To rzecz jasna Eliott Erwitt, tropiciel absurdu, wirtuoz
psiej fotografii doprawionej ciepłą ironią. Nawet w takim
neutralnym i fotoreportażowym temacie udało mu się wykrystalizować
oba ulubione elementy.
Eliot Erwitt, Brasilia 1961. |
Co ciekawe- już w 1961 roku, tuż po
zbudowaniu Brasilii Eliott Erwitt w prosty i przenikliwy sposób
podsumował tym zdjęciem eksperyment urbanistyczny na pustkowiu.
Zupełnie inaczej niż jego koledzy z Magnum, zwłaszcza Rene Burri,
który związał się z Brasilią na pół życia, ale fotografował
tam głównie strzeliste arterie i budynki, oraz Oskara Niemeyera w
zadumie.
Brasilia Eliotta Erwitta wygląda na
tym zdjęciu niezbyt atrakcyjnie i myślę, że szpilka ironii jest
skierowana raczej przeciwko nowym blokom, niż przeciwko
brazylijskiemu Podkarpaciu. To ujęcie podkreślające obcość nowej
architektury.
I jest to jakiś komentarz do
wewnętrznej sprzeczności człowieka, który z jednej strony marzy o
czystych, nietkniętych żadnym zaburzeniem strukturach, schludności
idealnej i idealnym porządku, ale z drugiej strony oddala go to od
tradycyjnego porządku świata- który bez wątpienia jest chaosem i
bigosem kipiącym w garnku. I człowiek by chciał, żeby taki
klarowny i sterylny porządek był śladem jego istnienia na tym
padole- znakiem cywilizacji ustawiającej na swoją modłę świat.
Ale gdzieś gubi umiar i nie zwraca uwagi na to co mówi jego pień
mózgu, struktura kory starej i ciało migdałowate (odpowiedzialne
za uczucia negatywne- no ktoś musi), cały ten procesor
odziedziczony po gadach i płazach. Nie zwraca. Słucha tylko swojej
kory nowej, neocortexu, uczuć wyższych, porządkujących, gdy
tymczasem te stare krzyczą- stop, stop, my już tu wysiadamy! My
chcemy natury, nie cywilizacji! Kundla nam dajcie!
To teraz już wiemy kto zrobił to
zdjęcie i kto zbudował to miasto. Czas na wnioski.
Wniosek 1:
Fotografowie! Patrzcie uważnie przez
wizjery i jak tylko widzicie coś, co obrazuje wasze uczucia i
stosunek do świata- naciskajcie spust!
Wniosek 2:
Architekci! Urbaniści! Pamiętajcie o
psach marki kundel podczas projektowania osiedli mieszkaniowych. Pies
kundel musi się dać harmonijnie skomponować z nowym osiedlem. Bez
tego nic! (jak mawiał Lem).
Fabrykant
z www.fabrykaslubow.pl
Zdjęcia z Magnum na temat Brasilii:
Mam wrażenie, że zdjęcia nie są do końca kompatybilne z tekstem.
OdpowiedzUsuńTo możliwe. Mam schizofrenię. A co konkretnie szanowny Pan/ Pani ma na myśli?
UsuńNie wiem, czy linki: Zdjęcie 1 i Zdjęcie 2 linkują tam gdzie Pan by chciał żeby linkowały, wygląda jakby chciał Pan pokazać konkretne zdjęcia, a to są całe zbiory. I jeszcze tu mamy taki kawałek:
UsuńZdania mieszkańców są podzielone. Niektórym podoba się życie w mieście przestrzeni i światła, całkowicie innym niż tradycyjne miasta Brazylii. Ale nie jest to łatwe miasto.
Zdjęcie.
Byłoby to zdjęcie prostym, brutalnym zderzeniem dwóch pejzaży- miejskiego osiedla z wiejską okolicą, zderzeniem dającym po oczach i umyśle.
Jakby miało być tam jakieś zdjęcie, a zdjęcia nie ma, no chyba że jest, to wtedy ja mam źle skalibrowany monitor za co serdecznie przepraszam.
Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi. Zdjęcia źle podlinkowane. Poprawiono i podrasowano.
Usuńpierwsze zdjęcie - genialne! :-O
OdpowiedzUsuńBo i pan fotograf genialny. Pisało się już o nim tutaj: http://fotodinoza.blogspot.com/2014/11/psia-jest-najlepsia.html
OdpowiedzUsuńPanie Fabrykant! Ładnie żeś Pan to napisał. Ale nie zapominaj Pan, że taką Brasilię masz Pan pod nosem, trochę ponad godzinę jazdy autostradą A2 lub dwie godzinki jazdy pociągiem (przez Skierniewice). Mam na myśli miasto stołeczne Warszawa, a konkretnie ścisłe jego centrum, z tymi, jakżeś to Pan nazwał wygonami w postaci Placu Defilad, ikonicznymi wieżowcami (Pałace Kultury i inne Liebeskindy), wielopasmowymi arteriami bez przejść dla pieszych i innymi "przyjemnościami". Tam się nie chodzi, tam się przemyka chyłkiem i nie zostaje się sekundy dłużej niż to potrzebne. Ot, miasto w ludzkiej skali...
OdpowiedzUsuń