Aspirant Vojtek.
Ambicje i aspiracje - to to co porusza
postęp do przodu. Każdy ma, mniejsze lub większe. Czasem sił
starczy na doścignięcie i prześcignięcie, a czasem nie.
A tym razem starczy?
Zobaczymy.
Aspirowanie było od zawsze w modzie i
dawało dobre rezultaty. Dzisiaj w branży obiektywów aspirują
Yongnuo, Samyang i Laowa usiłując urwać parę kęsów z tortu
wielkich graczy optycznych. Z różnymi skutkami, co sprawdziło się
na Fotodinozie w teście – LINK. Ale dzisiaj nie będzie o tym co
dzisiaj, ale o tym co było w latach 90-tych.
O markach Cosina i Voigtländer
pisało się już także – LINK, LINK. Hmm. Właściwie na tym blogu to
już się pisało o wszystkim. Pora umierać. No dobra. Jeszcze
trochę pociągniemy.
W skrócie japońska marka Cosina
najpierw została międzyocenanicznym poddostawcą obiektywów dla
Amerykanów z Ponder&Best (późniejszego Vivitara) , a potem na ich bazie
(najprawdopodobniej) stworzyła w latach 90-tych obiektywy z
autofokusem. Cosina była bardzo chętna do sprzedawania swoich
konstrukcji pod dowolną marką, jaka akurat chciała je sprzedawać,
dzięki czemu jest to dziś przykład maksymalnie szerokiego
rebrandingu. Obiektywy Cosiny sprzedawane były pod markami: Exakta,
Phoenix, Promaster, Quantaray, Soligor, Vitacon, Vivitar,
Voigtländer, Walimex, oraz po przekonstruowaniu mechaniki jako
Tamron i Tokina. Było kilka modeli. Najbardziej znane to
superszeroki kąt dla ubogich 19-35/3,5-4,5, tele-makro dla ubogich
100/3,5, oraz amatorskie zoomy 28-80 i 70-210. Cosina miała też dwa
znane na całym świecie obiektywy kuszące mniej ubogich i
ambitnych. Kuszące że hej.
Pełny półprofesjonalizm
Czym tu skusić amatora? Tym, żeby za
małą kasę został zawodowcem, oczywiście! Duże firmy typu Canon
czy Minolta skutecznie oddzielały zawodowców od amatorów, za
pomocą cen. Kto chce sprzęt o zawodowych parametrach, ten musi
bulić i to słono. W latach 90-tych zoomy ze światłem f/2,8 nie
były przeznaczone dla zwykłych śmiertelników, do dzisiaj zresztą
są zwykle wielokrotnie droższe niż obiektywy ciemniejsze. Firmy
główne oferowały też sprzęty niejako pośrednie, trochę
jaśniejsze i solidniejsze konstrukcyjnie, ale światło f/2,8 w
zoomach u takiego Canona było zarezerwowane zawsze dla obiektywów
serii „Luxury” i stałoogniskowców.
Firmy trzecie, czyli Sigma, Tamron czy
Tokina podgryzały głównych graczy takimi jasnymi zoomami o
profesjonalnej jasności, które były zwykle sporo tańsze. Niestety
nie można o nich powiedzieć, że były tanie. Optyka jest rzeczą
drogą w produkcji, opracowanie obiektywu o dobrym świetle i
wysokiej jakości optycznej jest poważnym przedsięwzięciem i za
pół darmo nie da się tego zrobić. Oszczędności jakie czynili
producenci niezależni były widoczne gołym okiem w konstrukcji
zewnętrznej obiektywów, czy też sprawności ich autofokusa, ale
wiele osób i tak je kupowało, bo optykę miały przyzwoitą, a to
było kluczowe.
Cosina tymczasem (a wraz z nią Exakta,
Phoenix, Promaster, Quantaray, Soligor, Vitacon, Vivitar,
Voightländer i Walimex) wymyśliła kuszenie. Kuszenie amatorów.
Czy nie dałoby się zrobić czegoś pół na pół? Dałoby się.
Jeżeli zawrzeć parę kompromisów...
Najważniejsze było jednak kusząca
jasność. Kuszące światełko w ciemnościach.
Tak powstały dwa obiektywy Cosiny: AF
28- 105 f/ 2,8-3,8 oraz AF 70-210 f/2,8-4. Obydwa miały jedną rzecz
cenną dla producenta i jego działu marketingu – magiczną jasność
„f/2,8” w nazwie. Zatem to profesjonalne zoomy? Amatorzy pędźcie
do sklepów! Profesjonalne zoomy w cenie canonowskiej średniej
półki. Darmo! Nic tylko brać.
Z dłuższym z tych obiektywów nie
miałem wiele do czynienia, choć bardzo bym chciał, ale ten krótszy
nabyłem kiedyś drogą kupna, w ramach podążania za ideałami
Marylin Monroe („Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero
zakupy”), co lepsza był to zakup okazyjny, pakietowy i śmiesznie
tani (razem z innym sprzętem). A ponieważ posiadam już Canona
28-105/3,5- 4,5, ową średnią canonowską półkę, będzie można
sprawdzić, jak bardzo profesjonalny w porównaniu z nim jest
Voigtlander/ Cosina.
Obejrzyjmy je sobie.
Pokaż no się pan, panie aspirancie. Pokażcie Szwejku co tam macie (cytat).
Obydwa obiektywy Cosiny miały dość staromodną konstrukcję „push'n pull”, czyli konstrukcję pompki, gdzie zoom zmieniało się rozsuwając i zsuwając przedni i tylny tubus obiektywu. Canon, wypuszczony w roku 1992, cztery lata przed Cosinami miał klasyczny układ z pierścieniami zooma i ostrości. Jakie wrażenia? Dość porównywalne. Cosina / Voigtländer wydaje się być zrobiony z troszkę gorszego plastiku, ale jest leciutko cięższy, trochę większy i ma znacznie większą przednią soczewkę. Canon jest za to ładniej wykończony napisami i złotym paseczkiem symbolizującym napęd ultradźwiękowy. Wysuwany tubus Voigtländera wygląda solidnie, nie kolebie się i ma odpowiednio wyprofilowaną, szeroką gumę pod uchwytem ręki.
Obydwa obiektywy zmieniają długość podczas zoomowania i w obydwu tylna soczewka wjeżdża do środka tubusu. (Zupełnie inaczej niż było to w innym wiekowym obiektywie - pompce 70-210 f/4 Canona, przetestowanym TUTAJ). Zapoznając się jednak bliżej z obydwoma szkłami można zauważyć pewne oszczędności poczynione w fabrykach Cosiny. Są to oszczędności inżynierskie. Nasz wysuwany zoom podczas ostrzenia kręci przednią soczewką, a Canon nie. Zmartwi to użytkowników filtrów polaryzacyjnych.
Kuszące światło
To co, może weźmiemy na warsztat sprawdzenie jak jest z tą jasnością? Wartości są podawane według światłomierza aparatu, ale ten oczywiście podaje je w przybliżeniu:
Canon f/3,5 od 28 do 40mm
Canon f/4,0 od 40 do 70mm
Canon f/4,5 od 70 do 105mm
Voigtländer f/2,8 od 28 do 33mm
Voigtländer f/3,2 od 33 do 43mm
Voigtländer f/3,5 od 43 do 81mm
Voigtländer f/4 od 81 do 105 mm
Czyli jest nie najgorzej. W Vojtku jasność spada szybciej, ale i tak jest zawsze od 2/3 do 1/3 działki jaśniejszy niż Canon. Profesjonalne f/28 mamy co prawda raptem przez 5 pierwszych milimetrów zooma, ale zawsze. W Canonie nie mamy jej nigdy.
No i co? Profeska? Na razie nadal nie bardzo. Voigtländer sprawia wrażenie nieco solidniejsze niż najtańsze amatorskie zoomy, ale do poziomu canonowskich "L-ek", czy też Minoltowskich "G" to ma dwa dni drogi piechotą przez las.
Zróbmy zdjęcia.
Zakres 28-105 to bardzo dobry zakres na pełną klatkę. Obiektyw do wszystkiego. Mając jeszcze do tego jasne światło można się spodziewać krojenia masełka gorącym nożem. Ale nie jest tak dobrze. Albo to masło zmrożone, albo ten nóż nie taki gorący. Główny zawód nadchodzi już przy pierwszym zdjęciu jakiegoś bliskiego motywu. Nie da się. Nie da się na szerokim kącie. Minimalna odległość ostrzenia tego sprzętu to... ta dam! półtora metra. Jest to wartość co nieco dyskwalifikująca przy szerokim kącie, kiedy najbliższa rzecz na którą możesz wyostrzyć musi być aż tak oddalona. Dla porównania Canon 28-105 ostrzy od 0,5 metra. Oznacza to, że duża część zdjęć "towarzyskich", czy też ciekawe przerysowane fotografie szerokokątne są w pewnej części przypadków poza naszym zasięgiem. Po prostu obiekty w które celujemy w wielu przypadkach będą się znajdować zbyt blisko, żeby można było je sfotografować. Dlatego nie do końca cieszy jasna przesłona f/2,8 przy 28 milimetrach, bo z powodu oddalenia od celu i tak nie uzyskamy małej głębi ostrości i zdjęcia te nie będą się wiele różnić od zdjęć na wyższych przesłonach. Na szczęście dla Voigtländera jasna przesłona od biedy przyda nam się może w gorszych warunkach oświetlenia, choć przepaści w porównaniu z ciemniejszym Canonem nie odczujemy.
Na szczęście także, im dłuższa ogniskowa tym lepiej. Coraz lepiej. Jest nieźle, a będzie jeszcze nieźlej (cytat). Co prawda nadal nie możemy się przybliżyć do obiektu, ale za to zoom go do nas przybliża, a dzięki wyższej jasności różnice w stosunku do ciemniejszych obiektywów zaczynają być widoczne.
Niestety nie można powiedzieć, żeby ten obiektyw był na pełnym otwarciu mistrzem jakości - na maksymalnej przesłonie widać nawet w centrum lekkie mydełko i wyraźnie wchodzące w paradę wady chromatyczne widoczne na pierwszy rzut oka. Jakość raczej średnio - słaba. Ale ma ten sprzęt nawet jakiś pazur i chęci - wystarczy przymknąć go o działkę i jak za dotknięciem różdżki magicznego optyka, obraz klaruje się i wyostrza. No tak. Ale nie po to kupuje się jasne szkło, żeby nie móc korzystać z pełnego otworu przesłony... Ogólnie mówiąc dostajemy sprzęt wyraźnie gorszy od markowego Canona, z bonusem strzelania słabych ostrością zdjęć na jaśniejszej o pół działki przesłonie. Opłaca się?
Hm.
Sprawdźmy to. Baczność! Aspirancie, do miksu roślinno samochodowego przystąp!:
Obejrzyjmy je sobie.
Pokaż no się pan, panie aspirancie. Pokażcie Szwejku co tam macie (cytat).
Obydwa obiektywy Cosiny miały dość staromodną konstrukcję „push'n pull”, czyli konstrukcję pompki, gdzie zoom zmieniało się rozsuwając i zsuwając przedni i tylny tubus obiektywu. Canon, wypuszczony w roku 1992, cztery lata przed Cosinami miał klasyczny układ z pierścieniami zooma i ostrości. Jakie wrażenia? Dość porównywalne. Cosina / Voigtländer wydaje się być zrobiony z troszkę gorszego plastiku, ale jest leciutko cięższy, trochę większy i ma znacznie większą przednią soczewkę. Canon jest za to ładniej wykończony napisami i złotym paseczkiem symbolizującym napęd ultradźwiękowy. Wysuwany tubus Voigtländera wygląda solidnie, nie kolebie się i ma odpowiednio wyprofilowaną, szeroką gumę pod uchwytem ręki.
Obydwa obiektywy zmieniają długość podczas zoomowania i w obydwu tylna soczewka wjeżdża do środka tubusu. (Zupełnie inaczej niż było to w innym wiekowym obiektywie - pompce 70-210 f/4 Canona, przetestowanym TUTAJ). Zapoznając się jednak bliżej z obydwoma szkłami można zauważyć pewne oszczędności poczynione w fabrykach Cosiny. Są to oszczędności inżynierskie. Nasz wysuwany zoom podczas ostrzenia kręci przednią soczewką, a Canon nie. Zmartwi to użytkowników filtrów polaryzacyjnych.
Kuszące światło
To co, może weźmiemy na warsztat sprawdzenie jak jest z tą jasnością? Wartości są podawane według światłomierza aparatu, ale ten oczywiście podaje je w przybliżeniu:
Canon f/3,5 od 28 do 40mm
Canon f/4,0 od 40 do 70mm
Canon f/4,5 od 70 do 105mm
Voigtländer f/2,8 od 28 do 33mm
Voigtländer f/3,2 od 33 do 43mm
Voigtländer f/3,5 od 43 do 81mm
Voigtländer f/4 od 81 do 105 mm
Czyli jest nie najgorzej. W Vojtku jasność spada szybciej, ale i tak jest zawsze od 2/3 do 1/3 działki jaśniejszy niż Canon. Profesjonalne f/28 mamy co prawda raptem przez 5 pierwszych milimetrów zooma, ale zawsze. W Canonie nie mamy jej nigdy.
No i co? Profeska? Na razie nadal nie bardzo. Voigtländer sprawia wrażenie nieco solidniejsze niż najtańsze amatorskie zoomy, ale do poziomu canonowskich "L-ek", czy też Minoltowskich "G" to ma dwa dni drogi piechotą przez las.
Zróbmy zdjęcia.
Zakres 28-105 to bardzo dobry zakres na pełną klatkę. Obiektyw do wszystkiego. Mając jeszcze do tego jasne światło można się spodziewać krojenia masełka gorącym nożem. Ale nie jest tak dobrze. Albo to masło zmrożone, albo ten nóż nie taki gorący. Główny zawód nadchodzi już przy pierwszym zdjęciu jakiegoś bliskiego motywu. Nie da się. Nie da się na szerokim kącie. Minimalna odległość ostrzenia tego sprzętu to... ta dam! półtora metra. Jest to wartość co nieco dyskwalifikująca przy szerokim kącie, kiedy najbliższa rzecz na którą możesz wyostrzyć musi być aż tak oddalona. Dla porównania Canon 28-105 ostrzy od 0,5 metra. Oznacza to, że duża część zdjęć "towarzyskich", czy też ciekawe przerysowane fotografie szerokokątne są w pewnej części przypadków poza naszym zasięgiem. Po prostu obiekty w które celujemy w wielu przypadkach będą się znajdować zbyt blisko, żeby można było je sfotografować. Dlatego nie do końca cieszy jasna przesłona f/2,8 przy 28 milimetrach, bo z powodu oddalenia od celu i tak nie uzyskamy małej głębi ostrości i zdjęcia te nie będą się wiele różnić od zdjęć na wyższych przesłonach. Na szczęście dla Voigtländera jasna przesłona od biedy przyda nam się może w gorszych warunkach oświetlenia, choć przepaści w porównaniu z ciemniejszym Canonem nie odczujemy.
Najbliższa odległość ostrzenia na 28mm. Skandal, panie aspirancie! 3/4 sylwetki człowieka to bardzo marne zbliżenie. |
Najbliższa odległość ostrzenia na 105 mm. Znośnie. |
Niestety nie można powiedzieć, żeby ten obiektyw był na pełnym otwarciu mistrzem jakości - na maksymalnej przesłonie widać nawet w centrum lekkie mydełko i wyraźnie wchodzące w paradę wady chromatyczne widoczne na pierwszy rzut oka. Jakość raczej średnio - słaba. Ale ma ten sprzęt nawet jakiś pazur i chęci - wystarczy przymknąć go o działkę i jak za dotknięciem różdżki magicznego optyka, obraz klaruje się i wyostrza. No tak. Ale nie po to kupuje się jasne szkło, żeby nie móc korzystać z pełnego otworu przesłony... Ogólnie mówiąc dostajemy sprzęt wyraźnie gorszy od markowego Canona, z bonusem strzelania słabych ostrością zdjęć na jaśniejszej o pół działki przesłonie. Opłaca się?
Hm.
Sprawdźmy to. Baczność! Aspirancie, do miksu roślinno samochodowego przystąp!:
Zmurszała cegła. |
Zmurszała i ... |