Rok temu fotografowie amatorzy zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle tanią lustrzankę cyfrową EOS 2000D.
Ale ja nie o tym.
Dwadzieścia jeden lat temu profesjonaliści zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle drogą lustrzankę cyfrową EOS D2000.
A właściwie to nie Canon go wypuścił, tylko Kodak.
Zaraz... To o którym Canonie wolicie? Nowym i tanim? Nie, niestety, będzie o starym i drogim.
Halo halo, tu Fotodinoza. Dinozaury fotografii, nic mniej!
Jeżeli miałbym wymienić pierwszy cyfrowy aparat fotograficzny, który działał właściwie równie dobre jak dzisiejsze, to byłby właśnie ten. Że co?... Nie, nie ma wifi. Bluetooth też nie. Filmy? A to ktoś kręci filmy lustrzanką? Wszyscy? A to przepraszam, może przesadziłem z tą współczesnością Canona D2000.
Niemniej był to aparat wyposażony całkowicie współcześnie, pod względem funkcji fotograficznych, a wiele późniejszych aparatów przerastał o głowę. Nie. Mało. O dwie do trzech głów. Co wydaje się niewiarygodne w tak zamierzchłych czasach, ale jednak. Pod wieloma, doprawdy, względami przerasta sporo dzisiejszych cyfrowych lustrzanek. Nie przerasta ich jednak pod dwoma aspektami - rozdzielczości i ceny.
Miał jedynie 2 Megapiksele. W dzisiejszych czasach wydaje się to śmiechu warte, ale, jak wtajemniczeni wiedzą - nie tylko rozdzielczość się liczy, ale i jakość owych pikseli ma spore znaczenie. Istniała jeszcze wersja z 6 Megapikselami, dla tych, którym standardowe dwa nie starczały. Droższa wersja.
W swej karierze cyfrowego fotografa używałem przez parę lat aparatu o sześciu megapikselach (Canona 10D) i zapewniam, że owa niewielka (jak na dzisiejsze czasy) rozdzielczość nie stanowiła najmniejszego problemu. Jedyną niedogodnością był brak możliwości wykadrowania poziomego kadru z pionowego zdjęcia i odwrotnie. Znaczy się - można było, tylko że nie do dużych powiększeń. W sam raz na zdjęcia do internetu, tyle, że, niestety, nie miałem wtedy nawet swojego internetu. Kopałem go łopatką u kolegi, albo zgrywałem w pracy napen drive dyskietki i płyty CD.
Dzięki brakowi możliwości solidnego przycinania zdjęć nauczyłem się starannie kadrować (co mi zostało do tej pory - 99% zdjęć na Fotodinozie stanowi pełen kadr, bez żadnego obcinania).
2 miliony pikseli w Canonie D2000 również nie było dla użytkowników specjalnym problemem, aparat ten i tak bił na głowę wszystko co miało większy pikselaż.
Trochę większym problemem mogła być cena. Kosztował 15000 dolarów. Przypominamy, że był wtedy rok 1998, a dolary trochę więcej warte. Jego sześciomegapikselowa wersja Canon D6000/ Kodak DCS 560 kosztowała równo dwa razy tyle tj. 30000 baksów, zatem był to dość słono płatny upgrade. Zważywszy, że poza tym aparaty te były właściwie identyczne.
To w końcu Canon, czy Kodak? Bo mi się to miesza. A tego byśmy nie chcieli (cytat z Jamesa Bonda).
Kodak, jako pionier cyfrowych lustrzanek, zadebiutował aparatami DCS, opartymi na Nikonie. Nikon, notabene, nie był w ogóle świadomy tego faktu i niewiele wiedział o tym, że jego analogowa lustrzanka staje się właśnie, za sprawą Kodaka, lustrzanką cyfrową. Dowiedział się dopiero na konferencji prasowej podczas premiery w 1991 roku.
Współpraca Kodaka i Nikona nie szła nigdy gładkim torem, bo Nikon pracował równolegle (choć powoli) nad swoimi lustrzankami cyfrowymi. Kodak od początku lat 90-tych budował swoje aparaty nie w oparciu o najwyższe, profesjonalne modele Nikona, typu F4, czy F5, tylko o tańsze modele amatorskie. Prawdopodobnie za sprawą braku zgody Nikona na
Ale ja nie o tym.
Dwadzieścia jeden lat temu profesjonaliści zadrżeli z wrażenia - Canon wypuścił na rynek niezwykle drogą lustrzankę cyfrową EOS D2000.
A właściwie to nie Canon go wypuścił, tylko Kodak.
Zaraz... To o którym Canonie wolicie? Nowym i tanim? Nie, niestety, będzie o starym i drogim.
Halo halo, tu Fotodinoza. Dinozaury fotografii, nic mniej!
Canon EOS D2000. Fot. Morio, licencja C.C. |
Niemniej był to aparat wyposażony całkowicie współcześnie, pod względem funkcji fotograficznych, a wiele późniejszych aparatów przerastał o głowę. Nie. Mało. O dwie do trzech głów. Co wydaje się niewiarygodne w tak zamierzchłych czasach, ale jednak. Pod wieloma, doprawdy, względami przerasta sporo dzisiejszych cyfrowych lustrzanek. Nie przerasta ich jednak pod dwoma aspektami - rozdzielczości i ceny.
Miał jedynie 2 Megapiksele. W dzisiejszych czasach wydaje się to śmiechu warte, ale, jak wtajemniczeni wiedzą - nie tylko rozdzielczość się liczy, ale i jakość owych pikseli ma spore znaczenie. Istniała jeszcze wersja z 6 Megapikselami, dla tych, którym standardowe dwa nie starczały. Droższa wersja.
W swej karierze cyfrowego fotografa używałem przez parę lat aparatu o sześciu megapikselach (Canona 10D) i zapewniam, że owa niewielka (jak na dzisiejsze czasy) rozdzielczość nie stanowiła najmniejszego problemu. Jedyną niedogodnością był brak możliwości wykadrowania poziomego kadru z pionowego zdjęcia i odwrotnie. Znaczy się - można było, tylko że nie do dużych powiększeń. W sam raz na zdjęcia do internetu, tyle, że, niestety, nie miałem wtedy nawet swojego internetu. Kopałem go łopatką u kolegi, albo zgrywałem w pracy na
Dzięki brakowi możliwości solidnego przycinania zdjęć nauczyłem się starannie kadrować (co mi zostało do tej pory - 99% zdjęć na Fotodinozie stanowi pełen kadr, bez żadnego obcinania).
2 miliony pikseli w Canonie D2000 również nie było dla użytkowników specjalnym problemem, aparat ten i tak bił na głowę wszystko co miało większy pikselaż.
Trochę większym problemem mogła być cena. Kosztował 15000 dolarów. Przypominamy, że był wtedy rok 1998, a dolary trochę więcej warte. Jego sześciomegapikselowa wersja Canon D6000/ Kodak DCS 560 kosztowała równo dwa razy tyle tj. 30000 baksów, zatem był to dość słono płatny upgrade. Zważywszy, że poza tym aparaty te były właściwie identyczne.
Fot. Ashley Pomeroy, licencja C.C. |
Kodak, jako pionier cyfrowych lustrzanek, zadebiutował aparatami DCS, opartymi na Nikonie. Nikon, notabene, nie był w ogóle świadomy tego faktu i niewiele wiedział o tym, że jego analogowa lustrzanka staje się właśnie, za sprawą Kodaka, lustrzanką cyfrową. Dowiedział się dopiero na konferencji prasowej podczas premiery w 1991 roku.
Współpraca Kodaka i Nikona nie szła nigdy gładkim torem, bo Nikon pracował równolegle (choć powoli) nad swoimi lustrzankami cyfrowymi. Kodak od początku lat 90-tych budował swoje aparaty nie w oparciu o najwyższe, profesjonalne modele Nikona, typu F4, czy F5, tylko o tańsze modele amatorskie. Prawdopodobnie za sprawą braku zgody Nikona na