wyświetlenia:

niedziela, 29 marca 2020

Czas i znajoma przestrzeń. Jacek Kusiński.

Fot. Jacek Kusiński.
Fotografia to spoglądanie na świat oczami innych. Czasami jest to zaskakujące, zwłaszcza jeśli dotyczy rzeczy dobrze człowiekowi znanych. Niektóre portrety wydobywają z modeli niespodziewane zupełnie rysy. Niektóre osoby, czego nie oczekiwaliśmy, okazują się fotogeniczne w zaskakująco niezwykłym stopniu. Spoglądamy na nie, na ich fotowizerunki, owymi cudzymi oczami i zastanawiamy się nad tym, czego sami nie dostrzegaliśmy. 
Czasem z zazdrością patrzymy na te zdjęcia. Też by się tak chciało.
Żeby zrobić dobrą fotografię potrzebnych jest wiele elementów. Miejsce, odpowiednie oko, korzystnie dobrany punkt widzenia, obiektyw lub ogniskowa zooma, staranne ustawienie, klasyczne lub łamiące zasady kadrowanie, właściwy sprzęt, cierpliwość, dobre światło, odpowiedni czas. Last, but not least: szczęście, fuks, przypadek.  Last and least: ciekawy motyw, przedmiot, model. Piszę o tym na ostatku, bo wielu fotografów udowodniło, że można zrobić zdjęcia nocnikowi, starej furtce, albo fałdom papryki, w taki sposób, że będą intrygujące i przykuwające uwagę (Weston, Fox Talbot, et tutti classici).


Fot. Jacek Kusiński.

Fot. Jacek Kusiński.
Na ogół, części z tych elementów nam niedostaje. To przykre. Ale co zrobić, człowiek po przejściu pewnych etapów głupowatości zna swoje ograniczenia i zdaje sobie z tego sprawę. Z wyżej wymienionych - oprócz wystarczającej dozy talentu - najbardziej brakuje mi czasu i cierpliwości.

Nam najbardziej brakuje czasu
Chciałem spotkać tych, których już nie ma
I od razu
Odeszli tak bez hałasu
A ja zostałem z milionem obrazów z tamtych czasów
(...)
Spieszmy się, czas się zbudzić.
Człowiek musi się natrudzić.
Nazapierdzielać musi uczyć się i gubić.
Spieszmy się kochać ludzi.
Spieszmy się, nim nam zabraknie chwili,
Nim czas nam powie, żeśmy nie przeżyli.
Mili nie byliśmy, nie przeszliśmy mili
                                      nawet.
Czas wziąć w swoje ręce sprawę.
                   Junior Stress

Niektórzy mają zalety mnie samemu niedostępne. Dlatego z podziwem patrzę na ich zdjęcia portretowe, na których z zaskoczeniem odkrywam nowe kształty i światłocienie, inne zupełnie spojrzenia.
Zwłaszcza, że są to portrety miasta.
I to mojego.
Zdjęcia Jacka Kusińskiego. Fotograficzny portret Łodzi
Boże, jak ten Kusiński musi lubić to miasto! Jeszcze bardziej niż ja je lubię (a ja bardzo lubię). Ma do niego, oprócz czułości, także niewiarygodną cierpliwość.


Fot. Jacek Kusiński.


Fot. Jacek Kusiński.

Fot. Jacek Kusiński.

Fot. Jacek Kusiński.

Fot. Jacek Kusiński.


Fot. Jacek Kusiński.


O miasto rodzinne kłócę się z moim Młodzieżem. On chciałby ideału piękna, błysku nowoczesności, a ja, najzupełniej przeciwnie - tylko brudu i obszarganych wiekowych murów - to jest dla mnie prawda o Łodzi. Jego oryginalność i esencja. Nie jest to miasto klasycznie piękne, zapierające dech w piersiach, przyznaję i ostrzegam z góry. Ale ma charakter.

niedziela, 1 marca 2020

W królestwie Rdzy i Czerni. Śląsk 2020 - vol.2


Polska nie przestaje mnie zadziwiać.
Nie to, że to jakieś eldorado jest, ani Paryż, ani jakieś egipskie piramidy. Ale jednak zadziwia. Trzeba trochę może bardziej się przyglądać, bardziej niż egipskim piramidom, żeby coś dostrzec. Coś coś coś – jak mawiał Puchatek.
No bo tak: Śląsk, jak powszechnie wiadomo - syf, kiła i mogiła, czarny węgiel, smog, przemysł, instalacje, wciąż stojące wieże kopalniane i już upadłe kopalnie. Lepiej uciekajmy! Ale pierwsze moje wrażenia ze Śląska, są zawsze takie same – rety, jak tu zielono! Jak nie przymierzając – na wsi. Myśli się o Śląsku, jako o miejskim molochu, aglomeracji, urbanistycznym mastodoncie (Miastodoncie – tak było u Lema). Tak się myśli, ale to przecież nieprawda. No jasne, że mieszka tu wielka rzesza ludzi na dość małym obszarze, ale tak naprawdę mieszkają oni w miasteczkach, takich sobie niewielkich miastkach gęsto skupionych. Żadne to wielkomiejskie ośrodki, no, może Katowice trochę. To w większości małe miasta, które niby tam się gdzieś stykają rogami, ale częściej jednak giną w zieleni lasów i wzgórz i przypominają o tym, czym kiedyś były – wiejsko – leśnym pustkowiem, w którym nagle pojawiły się kopalnie.






Tak. Ten Śląsk nie utracił wciąż swojej wspaniałej pierwociny. Taki Bytom na przykład, tu centrum i pyszne kamienice, ale zaraz jakaś ulica z tego centrum wyprowadza, tor tramwajowy co prawda towarzyszy, ale natychmiast jakieś starorzecza, parki, leśne ostępy, może i nawet jakieś bobry tam buszują. Skala taka, jakby idąc Piotrkowską za Plac Wolności natrafiało się prosto na Las Łagiewnicki.
Ależ to musiało wyglądać w XIX wieku! Łatwo sobie to wyobrazić – same kopalnie, w środku lasu, w otoczeniu wsi i ewentualnie pasących się krów. Łódź, z resztą, wyglądała tak samo. Przemysł zbudował te miejsca, miasto było tylko dodatkiem do niego.

Niestety, pod wieloma względami moja rodzinna Łódź może się schować. Jesteśmy dumni z Familoków Poznańskiego przy Ogrodowej, szczycimy się robotniczymi domkami na Grembachu  - LINK . Szczycimy się gęstwą XIX wiecznych fabryk w centrum (ja nawet sobie kupiłem wspaniałą książkę na ten temat – polecam lodzermenschom: „Fabryki Łodzi” Jacka Kusińskiego). Szczycimy się, a więc dobra rada - lepiej nie jedźmy na Śląsk. Nasze fabryki – to jeszcze jakoś, w 1/2 przerobione na biura, otynkowane i przemalowane na modne kolory, w 1/3 zrujnowane, ale wciśnięte w sam środek miasta stanowią europejski ewenement. Natomiast nasze osiedla robotnicze – no proszę was! Nawet nie piukną przy Śląskich osiedlach, które są dosłownie wszędzie. Nasza XIX wieczna łódzka substancja miejska przypomina szczękę stulatka, z której wybito połowę zębów (…gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje itd.) podczas gdy śląska jest