I
co wy sobie myślicie jak widzicie taki napis na obiektywie- 18mm
f/3,5? Większość ludności cywilnej prześlizgnie się wzrokiem po
tych parametrach z prostego powodu- każdy kto kupił przeciętną
cyfrową lustrzankę z obiektywem już je kiedyś widział- na tym
obiektywie właśnie. Te parametry uznaje się za coś zwyczajnego.
Wszyscy producenci uznali że 18mm na lustrzankach APS-C to będzie
coś co wystarczy amatorowi, a jak ktoś będzie aspirował to musi
wyciągnąć portfel i dokonać kolejnego zakupu.
18mm
to na APS-C w miarę szeroki kąt, odpowiednik 29mm na pełnej klatce
filmowej 35mm.
Za
czasów przedautofokusowych, gdy producentem twojej chwilowej matrycy
było Fuji, Agfa, Kodak albo Ilford takie 28- 29 mm było uznawane za
coś „niemal premium”, dające możliwości zabawy przerysowanym
pierwszym planem i obejmujące w miarę nieźle większość
pomieszczeń mieszkalnych. Standardem dla amatora było wtedy 35mm.
Prawdziwe
„premium” zaczynało się od 24mm w dół, wiązało się to
oczywiście z trudnością zbudowania szerszej optyki i kosztami
jakie trzeba było za nią zapłacić.
Na
tym tle 18mm było superszerokim, wyjątkowym obiektywem.
I
tak jest w dzisiejszych czasach, o ile dysponujemy aparatem
rejestrującym obraz na pełnej klatce- cyfrowej albo filmowej.
Należy zdać sobie sprawę, że 18/3,5 nie jest jak dzisiejsza
większość szkieł zaczynających się na tej ogniskowej obiektywem
przeznaczonym na małe matryce APS-C, tylko prawdziwym
pełnoklatkowcem. Siostrą nie tak ostrą 16-35/2,8 Canona i Nikona,
optyczną szwagierką poniewierką obiektywów 20 milimetrowych,
bratą łatą superszerokich 19-35.
Był
to Sigmowski pomysł na wstrzelenie się w lukę między szerokokątne
potwory firmowe, np. takie jak Canonowskie 14/2,8 L (1989r.) a
20-35/3,5-4,5(1991r), pierwszy z nich dawał rekordowo szeroki kąt
widzenia, za cenę wiadra pieniędzy, drugi był w rozsądnej cenie,
ale do Sigmy brakowało mu 2mm szerokości. Kto strzelał szerokim
kątem, ten wie że tutaj liczy się każdy milimetr, natomiast
jasność obiektywu nie gra już tak istotnej roli.
Z
ZEWNĄTRZ
Jest
to bardzo solidny kawał szkła. Full Metal Jacket, zimny w dotyku,
zarówno część tylna, jak i obramówka frontowa mocowania
soczewki. Z przodu dość cienki pierścień ustawiania ostrości.
Obiektyw zmienia rozmiar przy ostrzeniu o niewielkie 2mm, przy czym
soczewka frontowa nie obraca się.
Na
korpusie okienko ze skalą odległości i skalą głębi ostrości
dla przesłon 4- 16. Boki obiektywu bez napisów, za wyjątkiem
małego napisu SAF (Sigma Auto Focus?) przy bagnecie.
Mocowanie
bagnetowe metalowe, rzecz jasna.
Wielkim
pasztetem okazało się lakierowanie obiektywu. Sigma miała do tego
zawsze pechowe podejście- od roku, mniej więcej 1991 lepsze,
metalowe obiektywy pokrywano matowo gumiastym lakierem, zwanym
wyraczaście ZEN. Chwalono się tym w folderach na prawo i lewo.
Ten
Zen, to raczej taki więcej Zenon był. Śmiertelnik on był, a nie
wiecznotrwały. Dzisiaj obiektywy z powłoką ZEN wyglądają tak jak
statek kosmiczny Koriolan w „Pilocie Pirxie”: „Pancerz wyglądał
jakby go naprzemian smarowano klejem i nacierano zmieszanymi z gliną
szmatami (...) Kiedy sie taki statek przypalił parę razy na
hamowaniu atmosferycznym wyglądał jak obdzierany ze skóry.”
Na
szczęście nie musimy 18-tką hamować w atmosferze, ale trzeba tu
wspomnieć że historia powtórzyła się w późnych latach 90-tych
z powłoką, nazwaną tym razem przez Sigmę na oko mniej
wyraczaście- „EX”. To EX było od „Excellent”. I to też był
taki chwilowy ekscelęt, który złaził z plastiku.
No
mniejsza. Lakierem nie robi się zdjęć, tylko szkłem. A szkła
było w 18/3,5 dość dużo- 10 elementów w 9-ciu grupach, podobnież
projektowanych za pomocą CAD'a żeby zredukować dystorsję.
Niestety nie zastosowano żadnej soczewki asferycznej, ani
niskodyspersyjnej, co trochę źle wróży tak szerokokątnemu
obiektywowi, ale zobaczymy.
Cały
instrument, jak na ogniskową, jest bardzo nieduży- średnica
filtrów to 72mm, przednia soczewka też stosunkowo niewielka, waga
jednakże jest słuszna- o 100g większa niż np. Canon 20/2,8 o
nieco większych wymiarach.
UŻYTEK
WŁASNY
(Uwaga
1- zdjęcia bez ramek zostały jedynie zmniejszone BEZ
PODOSTRZANIA, zdjęcia z ramką mają poprawiony kontrast i zostały
wyostrzone, zdjęcia powiększają się po kliknięciu)
(Uwaga
2- testowany egzemplarz ma 20 lat i ślady długiej kariery)
Na
początek- autofokus jest niezbyt szybki, ale bardzo cichy i trafia
tam gdzie potrzeba. Najbliższa odległość ostrzenia, bardzo ważna
w szerokokątnych bo dająca możliwość przerysowanych proporcji
pierwszego planu na zdjęciu, jest niezła- 25 cm. O taka niezła:
No
i teraz czworacza natura obiektywu. Boh trojcu ljubit, ale nie ma
rady. Cztery opcje:
1.
Na przeciętnym aparacie cyfrowym z matrycą APS-C (16 x 25mm) nie
dzieje się nic specjalnego. Widoki jak ze zwykłego obiektywu
„kit'owego”. Obiektyw, jak inne Sigmy z początku lat 90-tych,
gryzie się z elektroniką aparatu i nie chce zrobić zdjęcia na
innej przysłonie niż maksymalnie otwarte f/3,5. Zdjęcia jak
zdjęcia, rozmycie tła nie jest w 18-tce na wybitnym poziomie, jak
to zwykle na szerokokątnych. Winietowania i dystorsji nie widać za
bardzo, za to wyjątkowo daje się we znaki aberracja chromatyczna/ sferyczna,
która mocno wpływa na ostrość obrazu. Jest wielka. O tym będzie
też później.
Walczyć
z nią można na przykład za pomocą czerni i bieli, które ją
maskują co nieco. Tutaj zdjęcia prosto z aparatu przemocy Canon
40D, który przemocą zastosował cyfrowy filtr pomarańczowy na
trybie monochromatycznym:
Słońce
nie sprzyja tejże optyce- mam wiekowy egzemplarz bez osłony
przeciwsłonecznej (jakby kto taką miał to chętnie dokupię).
Pozbawieni osłony p-słon. i p-lot. musimy zastosowac taktykę
prawdziwie partyzancką tj. chować się za cokolwiek co daje cień,
o ile mamy zamiar robić zdjęcia pod słońce (a takie zdjęcia,
jakby kto nie wiedział są najbardziej klimatyczne, o tu dowód w
postaci analizy zdjęcia Raymonda Depardona:)
Jeżeli
tylko słońce liźnie ze smakiem przednią soczewkę Sigmy,
otrzymujemy kontrast-porażkę. Zdjęcie blaknie i pojawiają się
potężne bliki. Niestety cyfrówka jest pod tym względem o wiele
gorsza niż filmówka- matryca ma lustrzaną powierzchnię i w
przeciwieństwie do filmu odbija olbrzymią ilość światła. Biedni
inżynierowie z lat 90-tych nie wiedzieli że tak będzie, i nie
pokryli powłokami przeciwodblaskowymi tylnych powierzchni soczewek.
Światło zatem, lata jak łopata do przodu i do tyłu optyki.
2.
Na Canonie D60, jedynej znanej mi bliżej cyfrówce EOS, która chce
współpracować z Sigmami(tutaj test:
http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/canon-d60-wiek-niewinnosci.html )
oraz
zapwene na wszelkich Nikonach i Sonyalfaminoltach- sytuacja jest
podobna, ale ze skłonnością do poprawy. Jak
tylko przymkniemy przesłonę o działkę do f/4,5, zanikają, jak
sen jaki złoty, wady chromatyczne, obraz z zamglonego wyostrza się
i dostaje kontrastu. Przy f/5,6 obiektyw staje się całkiem ostry i
nie mamy się czego czepiać. Przy przesłonach typu f/8 czy f/11
głębia ostrości obejmie już wszystkie plany na zdjęciu. Jednakże
żeby to było wszystko jakoś powalające- to nie powiem. Z
obiektywu kitowego uzyskamy co najmniej takie same zdjęcia.
3.
Na aparacie cyfrowym z pełną klatką- robi się bardzo przyjemnie.
Przede wszystkim fotografowanie z tak szerokim kątem to duża
frajda. Obiektyw ma 100º pola widzenia (Żołnierze! Woda gotuje się
w temperaturze 90º... A nie! 90º to kąt prosty! (cytat)) i zbiera
masę widoku, można bawić się kadrem i kombinować jak go
skomponować. Szerokie kąty wymagają nieco inwencji, właśnie z
powodu zbierania w polu widzenia Wszystkiego Dookoła i chodzi o to
żeby tego nie było za dużo. Ale na tym polega dla mnie cała
radość fotografowania. Chromatyczmy/ aberracje są nadal wyraźne, ale może
ze względu na masę pikseli w pełnoklatkowym 6D ostrość wydaje
się lepsza niż na APS-C. Odblaski jak powyżej. Są potężne.
|
Canon 6D, f/3,5 |
|
Canon 6D, f/3,5 |
4.
Na aparacie analogowym zalety pełnoklatkowe są równie mocne, a do
tego zanikają niektóre wady- w tym podstawowa: przesłona działa
normalnie i obiektyw z wrednej burej suki staje się posłusznym
pieskiem. Tutaj można wykorzystać wszystkie jego atuty- dobry obraz
przy f/4,5 i bardzo dobry przy przesłonach f/5,6- f/11
Do
tego odblaski dokuczają już znacznie mniej i kontrast nie spada tak
mocno. Całkiem fajne szkło.
Jeźlikto
hcepo rady (cytat) przy f/8 najlepiej strzelać nią szerokokątne
pejzażyki.
|
Sigma AF 18/3,5 f/6,3 |
|
Sigma AF 18/3,5 f/5,6 |
PORÓWNANIA
I PRZYKŁADY
Porównamy
zatem 18/3,5 z czymś znanym. Na przykład z przyzwoitym kitem
18-55/3,5-5,6 IS. Czy dwudziestoletnie, stałoogniskowe 18mm będzie
lepsze niż najtańszy zoom na rynku? (Dla równości zoom Canona jest, jak widzicie, nieco wyszczerbiony, użyliśmy 5-cio kilowego młotka żeby wyrównać szanse). Wszystkie zdjęcia strzelimy na
pełnym otworze przesłony, ku radości posiadaczy cyfrowych Canonów EOS.
Może
będzie dawał lepszy obrazek przy pełnym otworze?
No
nie bardzo. Kontrast jest wyraźnie słabszy. Wady chromatyczne
wyraźnie widoczne.
Może,
skoro jest pełnoklatkowy to będzie miał lepszą ostrość w
narożniku?
Noo,
niespecjalnie. Troszkę słabszą
Może
da lepsze kolory w plenerze?
|
Canon 18-55 f/3,5 |
|
Sigma 18/3,5 f/3,5 |
Nooo,
tak sobie- lepszy kontrast ma kitowy Canon
Może
da lepszy obrazek ustawiony na nieskończoność?
|
Canon |
|
Sigma |
Noooo...
Wady
chromatyczne/ astygmatyczne są niestety tym, co niszczy zdjęcia z Sigmy- są
monstrualne. Obraz jest jakby za mgiełką, choć detale zdjęcia są
na niezłym poziomie- porównywalnym z Canonem IS. Kontrast jest w
każdej sytuacji gorszy niż w 18-55- to wg mnie problem powłok
przeciwodblaskowych, które w czasie tych dwudziestu lat zrobiły
gigantyczny postęp, widoczny także w najtańszych szkłach.
Test
2.
|
Sigma 18/3,5 f/11 |
Jak
widać od przesłony f/4,5 jest to całkiem niezły obiektyw. Szkoda
tylko że 99% cyfrówek canona odcina nas od tej niezłości.
Przykłady
Na
6D, czyli cyfrówce pełnoklatkowej wady chromatyczne są może
troszkę słabej widoczne, za to na scenę wchodzi winietowanie
Sigmy. Winietowanie jest wadą „teoretyczną”, bo ja tam lubię
jak mi coś winietuje. Tutaj mamy wyraźne ściemnienie w
narożnikach, normalnie jak na słitfociach z filtrami z Instagramu,
tylko zupełnie bez Instagramu.
|
wszystkie zdjęcia 6D f/3,5 prosto z aparatu |
Dalej
pojawia się też umiarkowana dystorsja (która miała być
całkowicie zlikwidowana wg deklaracji Sigmy). Tak oto brzegi zdjęcia
wyginają śmiało ciało:
A
tutaj foty z Canona 500N- na wyższych przesłonach. No i od razu
lepiej! Chromatyzmu nima, ostrość bardzo ładna. Podoba się.
|
Sigma AF 18/3,5 f/11 Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5 f/6,3 Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5 f/5,6 Fuji Superia 400 |
|
Sigma AF 18/3,5 f/4,5 Fuji Superia 400 |
DLA
KOGO TEN OBIEKTYW?
Dla
wariatów nadaje się doskonale. Kupujcie w ciemno!
Dla
posiadaczy aparatów na film jest fajnym, twórczym szkłem, choć
lepiej go używać na nieco przymkniętej przesłonie (nie
współpracuje niestety z canonowskimi analogami produkowanymi po
2001 roku, poczynając od 300v)
Dla
użytkowników cyfrówek z pełną klatką, innych niż system Canona
jest niezłym obiektywem, choć nie bardzo dobrym, dającym
możliwości zabawy superszerokim kątem. Problemem są odblaski jak
w sali luster.
Dla
użytkowników cyfrówek Canona z pełną klatką jest obiektywem
dobrym, ale sprawiającym kłopoty, nie użyjemy go inaczej niż na
przesłonie f/3,5, zatem do typowych pejzaży jest taki sobie. Nadaje
się do nastrojowych pejzaży za mgiełką. Mgiełka gratis. Za to
kosztuje tyle co nic.
Dla
użytkowników większości cyfrówek APS-C- nic specjalnego. Lepiej
wydać kasę na coś innego. Nie wyciągniemy z niego niczego
lepszego niż z kit'a, a prawdę powiedziawszy- raczej coś
słabszego.
Dla
użytkowników Canona EOS D60. Jak wyżej, ale można go używać na
wyższych przesłonach.
Cóż
droga Sigmo, nie jesteś dziełem geniuszu. Już bardziej wyglądasz
na dzieło pościgu za ekstremą szerokiego kąta. Inżynierowie
wystawili cię do walki, ale uzbroili słabo. Znamy to skądinąd.
Karabiny przeciw czołgom, żadnej soczewki asferycznej (już wtedy
dostępnej, np. u Tamrona), żadnej soczewki apochromatycznej
(szeroko stosowanej przez Sigmę). Ale niech ci będzie. Chodziło
zapewne o koszta. A dziś kosztujesz mniej niż obiad w sushi- barze.
Z rdzennie japońskich produktów, jako wariaci, preferujemy jednak
japońską optykę.
Koniec
testowania.
WADY
-nie
współpracuje z cyfrówkami Canona (nie dotyczy D30 i D60) inaczej
niż na w pełni otwartej przesłonie f/3,5
-nie
współpracuje z aparatami analogowymi Canona produkowanymi od 2001
roku (poczynając od 300v)
-duże,
o ile nie monstrualne wady chromatyczne na pełnym otworze, dający
miękki obraz.
-bardzo
duża podatność na odblaski i słońce w kadrze, szczególnie z
cyfrówką
-bardzo
widoczne winietowanie na pełnej klatce przy pełnym otworze
-niezbyt
zachwycający bokeh (jak to zwykle w szerokokątnych)
-brak
części zamiennych i wsparcia serwisowego
ZALETY
-dobra
ostrość od przesłony f/4,5, bardzo dobra w zakresie f/5,6- f/11
-znaczna
poprawa winiety i chromatyzmu od przesłony f/4,5 (zaleta?)
-metalowa,
bardzo solidna obudowa
-nierotujący
front obiektywu, pozwala stosować filtr polar
-bardzo
mały rozmiar i niewielka waga jak na ogniskową
-rozsądny
i popularny rozmiar filtra 72mm
-skala
odległości i pełnej głębi ostrości
SZUKANE
DANE:
Sigma
AF 18/3,5
konstrukcja:
10 elementów w 9 grupach
przesłona
minimalna; f/22
minimalny
dystans ostrości: 0,25m
powiększenie
maks.: 1:8,5
średnica
filtrów: 72mm
rozmiary:
78,5 x 57,8mm
waga:
355g
produkowany
w latach 1993-1996
Fabrykant
Dyrektor
kreatywny walnięty o sprzęty
P.S. Kto chciałby obejrzeć więcej artykułów o obiektywach, proszony jest o kliknięcie odpowiedniej niebieskiej etykiety na dole strony.