Boszz, ale to był szał! Jakby jakieś
nowe superauto wypuścili, jakby wyszła jakaś nowa powieść Lema,
jakby Pink Floyd wydali nową płytę. Zaraz... oni przecież teraz
właśnie wydali nową płytę i mało kto ją zauważył... No tak,
ale to jest płyta nieco pośmiertna, przecież oni w 1/4 nie żyją...
Wtedy jednak w całości żyli, a na
rynku ukazał się nowy aparat Canona. Oczy wszystkim wyszły z
orbit, dziennikarze dostali drżączki, a fotografowie ślinotoku.
Działo się to jednak stosunkowo niedawno- w 2005 roku, ledwo 10 lat
temu. No jedenaście, licząc od najbliższego Sylwestra. Dość
niedawno jak na Fotodinozę, skupioną na latach 80-tych i 90-tych.
Może zbyt niedawno jak na niszowy blog o struclowatych obiektywach i
aparatach, których nikt nie kupuje nawet za 19,90. No bo mowa będzie
o takim tanim fotograficznym Ferrari jednak.
Chodzi o 5D. My name is 5D, Canon 5D.
Dzisiaj zwanym przez wielu 5D Classic,
o rany, chyba już żółte numery chcieliby mu zamontować. Po
dziesięciu latach! Ale w elektronice czas płynie szybciej niż w
motoryzacji. Wszystko dezaktualizuje się i uklasycznia z prędkością
światła.
A odkąd fotografia oddaliła się od
camery obscury, a zbliżyła niebezpiecznie do elektroniki- tutaj też
czas przyspieszył i dawny mniemany cud świata jest teraz starym
klunkrem, nic niewartym. Co ja w nim wtedy widziałem, Maryśka,
dawaj kartę kredytową kupujemy nowy!
Uważajcie, bo nowe samochody też mają
coraz więcej elektroniki...
Chociaż zdjęcia ten stary robi takie
same jak wtedy, kiedy był nowy. No, ale teraz jest z pewnością
dużo innych, lepszych, które robią jeszcze lepsze zdjęcia.
Maryśka, wyciągaj tę kartę!
No to po tych dziesięciu latach
wzięliśmy sobie do serca znane słowa Maryśki Monroe: "Pieniądze
szczęścia nie dają. Dopiero zakupy." I zakupiliśmy sobie
kawałek szczęścia. A właściwie kawałek marzeń, o którym się
marzyło.
Słynna pełna klatka, słynny
klasyczny 5D. Same mityczne potwory. Każdy głupi może taką pełną
klatkę mieć, jak tylko zapakuje Fuji Superia do swojego analogowego
aparatu lat dwadzieścia. Rozmiar dokładnie ten sam, tyle że nie
cyfrowy.
Ten sam. I tu przypomina się tekst
Stanisława Barańczaka, po angielsku:
„Ten pies... i owe forty... a lot
much? To handle Buddy! Stale pies, but i brew, stale... Ale, no –
stare my windy, fury win... One – to ten sam stale pies! Wanna?
Piece? A top ten list, pal go! I won!”
Zatem pal go i won, ten mityczny
rozmiar. On się zrobił mityczny dopiero w erze cyfrowej, która
przycięła wszystkim fotografom matryce do rozmiarów wcześniej
uważanych za niegodne uwagi. Bo jak wiadomo nie rozmiar się liczy,
tylko żeby był długi i gruby (cytat).
Czy mit rozmiaru ma swoje uzasadnienie-
o tym też będzie w dalszej części.
Na razie o Ferrari Dino. 5Dino.
Pierwszy przełomowy aparat z pełną klatką nie przeznaczony
stricte dla profesjonalistów. Canon zrobił to tak- zaprojektował
świetną matrycę, lepszą niż miały profesjonalne 1D i wstawił
ją do aparatu który mało co różnił się od korpusów ze
średniej półki- z grubsza użyto w nim sporo z istniejących już
w innych modelach komponentów, na przykład czujniki autofokusa, o
układzie nieco za małym jak na rozmiar obrazu- bo wziętym z
półamatorskiego 30D o mniejszej klatce, choć z pewnymi
modyfikacjami.
Był to aparat bez wodotrysków-
funkcjonalnie dość standardowy, wygodny i dopracowany, z jedną
podstawową różnicą- rozmiarem matrycy prawie dwa razy większym
niż aparaty formatu APS-C królujące wtedy na rynku. Napisałem
"wtedy"?. Powinienem napisać "wtedy i do dzisiaj".
Cenę na starcie tego lodołamacza
ustawiono na połowę ceny aparatów profesjonalnych. W Polsce było
to 11 tysięcy złotych Niezbyt tanio. Ale też niezbyt drogo, jak na
jedyny na dzielnicy aparat z pełną klatką, oprócz profesjonalnych
pancerników.
Jednym słowem 5D był owocem pewnego
rozsądnego kompromisu. Kinsajz dla każdego. Czyż nie lubi się
takich kompromisów? Lubi się. Wszyscy lubią rozsądne kompromisy.
Niemniej dawniej ten rozsądny
kompromis pozostawał poza zasięgiem mojego portfela. Nie dawałem
rady wypracować kompromisu z portfelem.
Na szczęście jednak fotografia od
czasów cyfrowych jest gałęzią elektroniki, jak wspomniano. I to
jest z jednej strony trochę niedobrze, ale za to z drugiej strony
bardzo dobrze. Tanieje.
-Czy chciałby pan zobaczyć ciało?
-Z największą przyjemnością-
odparł Pimko- wiadomo wszak, iż nic tak nie wpływa na ducha jak
ciało (...)
-Tak panie profesorze- rzekł
dyrektor z dumą- ciało jest starannie dobrane i wyjątkowo przykre
i drażniące, nie ma tu ani jednego przyjemnego ciała, same ciała
pedagogiczne, jak pan widzi, a jeżeli konieczność zmusza mnie
czasem do zaangażowania jakiegoś młodszego nauczyciela, zawsze
dbam o to żeby był obdarzony przynajmniej jedną odstręczającą
właściwością. (...) To najtęższe głowy w stolicy- odparł
dyrektor- żaden z nich nie ma ani jednej własnej myśli, jeśliby
zaś urodziła się w którym myśl własna, już ja przegonię, albo
myśl, albo myśliciela. To zgoła nieszkodliwe niedołęgi, nauczają
tylko tego co w programach, nie, nie postoi w nich myśl własna.
-Pupa, pupa- rzekł Pimko- widzę, że oddaję mego Józia w dobre
ręce. (...) Tylko za pomocą odpowiednio dobranego personelu zdołamy
wtrącić w zdziecinnienie cały świat.
W tej chwili jedno ciało zwróciło
się do drugiego ciała i spytało: -Hę, hę, hm, no co tam? Co tam
panie kolego?- Co tam?- odrzekło tamto ciało- Staniało.
-Staniało?- powiedziało pierwsze ciało- Chyba podrożało?
-Podrożało?- spytało drugie ciało- Chyba cośkolwiek staniało.
(cytat)
Chyba jednak cośkolwiek staniało, bo
kompromis z portfelem może zostać po dziesięciu latach zawarty.
Deprecjacja Canona 5D jest spora, można kupić go za 1/8 pierwotnej
ceny, ale i tak nie jest duża ta deprecjacja, na tle innych aparatów
ze średniej półki cyfrowej. I na razie nadal zapewne będzie
niezbyt duża.
Dlaczego?
Bo nie miał konkurencji. Canon
zakasował konkurentów na maksa. Nikon w owym czasie nie miał ani
jednego aparatu z pełną klatką. Canon 5D dzierżył żółtą
koszulkę lidera przez kilka etapów (żółtą koszulkę, jak by
kolor wskazywał, zabrał chyba Nikonowi) Nie było podobnego cenowo
i jakościowo aparatu przez dobre kilka lat, zatem jeszcze trochę
poczekamy zanim ci późni konkurenci się zestarzeją i stanieją.
Czary
mary hokus pokus
Razem z naszym Canonem, który jak
Herkules wykradł ogień i zaniósł go w lud, narodziła się nowa
świecka tradycja. Tak zwana magia pełnej klatki, o której
dyskutuje się zawzięcie na forach, bije pianę zwolenników i
wyśmiewaczy, mniej więcej od dziesięciu lat. Magia pełnej klatki
jest nieokreślona jak odpowiedzi delfickiej Pytii, nieuchwytna jak
neutrina, nie do opowiedzenia jak powietrze, którym co prawda
oddychamy, ale widział kto je kiedy? No ale musi być, musi być,
skoro miliony słów przelewają się w dyskusjach i setki osób
piszą: "nie zrozumiesz, póki nie spróbujesz magii pełnej
klatki". Spróbowaliśmy magii pełnej klatki i przelaliśmy
słowa milion pierwsze.
Rzeczywiście. Po zobaczeniu zdjęć z
5D możemy stwierdzić, że wychodzą ładne. Bardzo ładne. Ale
dlaczego? Czym się to różni, że takie ładne?
Postanowiłem zgłębić temat od
strony praktyczno- krytycznej, dla wyrobienia sobie własnego zdania
i nabrania przekonań, których będę mógł używać jako pałki w
dyskusjach na forach internetowych. Taka pałka świetnie nadaje się
do bicia piany.
Na początek rzeczy oczywiste: na
wysokich czułościach typu 800- 1600 ISO Canon 5D szumi wyraźnie
mniej niż aparaty z małą klatką z jego epoki. Ba! jeśli wyłączyć
programowe odszumianie w nowych aparatach z małą klatką, to szumi
natywnie nieco mniej niż te najnowsze. Jak oni to zrobili? W miarę
łatwo- nie przesadzili z rozdzielczością- jest tu 12 milionów
pikseli, jak na dzisiejsze standardy stosunkowo niewiele, a przy tym
piksele te są rozrzucone na obszarze prawie dwa razy większym niż
na formacie małej klatki APS-C. Co za tym idzie- pikselkom w 5D jest
wygodnie, są dobrze odżywione i wyjątkowo duże. Duży piksel,
znaczy się w Canonie 5D około 8,2 mikrometra, contra 5,7 mikrometra
w takim na przykład 40D, a w dwie generacje nowszym od naszego
Canonie 5D MarkIII, też pełnoklatkowym- 6,25 mikrometra.
Duży piksel, w pewnym uproszczeniu,
zbiera dużą ilość światła. Dużą ilość sygnału w porównaniu
z małym pikselem. Stosunek sygnału do szumu ma zatem z założenia
ciut lepszy, pomimo postępów w rozwoju matryc, w konstrukcji
pikseli i oprogramowania przerabiającego impulsy prądu na widzialny
obraz. Dziś to oprogramowanie niewątpliwie jest znacznie bardziej
wyżyłowane, bo musi w następcach Canona 5D obsłużyć mniejsze
piksele i dać co najmniej tak samo dobry obraz.
Większy piksel, oznacza w teorii także
większą dynamikę matrycy, czyli zdolność do zbierania dużej
ilości tonów zarówno w światłach, jak i w cieniach
rejestrowanego widoku.
"Duży rozmiar pixela wynoszący
6,25 mikrometra umożliwia pobieranie większej ilości światła,
zapewniając odwzorowanie szczegółów przez aparat Canon 5D Mark
III zarówno w jasnych, jak i w ciemnych obszarach"- pisze Canon
w katalogu reklamowym. To co, szanowny marketingu Canona? Skoro w
starym 5D mam piksel o 2 mikrometry większy, to chyba i pobranie i
odwzorowanie mam lepsze, hę?
Wszystkie te paradoksy przez pościg za
olbrzymią rozdzielczością, która zbliża się dziś w następcach
naszego aparatu do 50 milionów pikseli. Może tam komuś
potrzebnych. Mnie niepotrzebnych, w każdym razie.
Zatem duża matryca zyskuje
automatyczne przewagi jakości obrazu nad małą, niejako samym
rozmiarem. Łatwiej idzie.
Druga rzecz oczywista- na pełnej
klatce obiektywy tradycyjne dają swoje tradycyjne, zapisane na
obudowach ogniskowe i kąty widzenia. Na mniejszych klatkach aparat
wycina z obrazu sam środek, obrzynając brzegi z widoku jaki daje
tradycyjny obiektyw. Dlatego producenci musieli wypuścić obiektywy
nietradycyjne, przeznaczone na małe klatki, żeby dawały
odpowiednio szeroki kąt widzenia. Siłą rzeczy te obiektywy na małą
klatkę mają krótsze ogniskowe np. 17-50mm zamiast 28-75mm i siłą
rzeczy jest znacznie mniejszy wybór super-szerokokątnych szkieł na
małą klatkę, które trudniej wyprodukować i są ewidentnie drogie
(bo też nowe). Żeby uzyskać na małej klatce taki sam obraz jak na
dużej klacie z obiektywu 20mm, musimy założyć obiektyw ok. 12mm.
Ile takich jest dziś na rynku?
A ile było na rynku w roku 2005
obiektywów autofokus o ogniskowych 20mm lub krótszych? Wziąłem
dla uproszczenia głównych graczy Canona, Nikona i Minoltę i firmy
niezależne, produkujące obiektywy z ich mocowaniami- razem wzięte.
Otóż w 2005 roku można było kupić
26 nowych takich obiektywów firmowych i firm niezależnych, plus na
rynku wtórnym sporo modeli już nie produkowanych, w rodzaju stałki
18/3,5, 14/3,5 mm czy też zooma 18-35mm Sigmy, albo starego
20-35/2,8L Canona.
A ile jest dzisiaj obiektywów
autofokus 12mm lub krótszych, produkowanych przez te same firmy?
Naliczyłem 13 sztuk. Plus, na rynku wtórnym właściwie niemal
żadne modele nie produkowane, bo niemal wszystkie te krótkie
ogniskowe są wypuszczane na rynek od niedawna, od czasu gdy
zapanowały cyfrówki z małą matrycą (czytaj- niemal wszystkie są
nowe i drogie).
Siłą rzeczy, że nikt nie zaprzeczy,
użytkownik pełnej klatki ma przed sobą życie w raju całego
spektrum szerokokątnych obiektywów- starych i nowych, drogich i
tanich, lepszych i gorszych. Użytkownik małej matrycy APS-C ma do
wyboru mniej więcej same nowe, dobre i drogie.
Znaczy, chyba podrożało.
Wracamy do studia. Magia pełnej
klatki.
Mówi się, że duża matryca,daje na
zdjęciu inną, mniejszą głębię ostrości- zatem jasne obiektywy
ujawnią podwójnie swe zalety rozmywania tła za i przed miejscem
celowania autofokusa. To jest uproszczenie.
Głębia ostrości zależy od
a) ogniskowej (im dłuższa, tym głębia
ostrości mniejsza)
b) odległości o fotografowanego
obiektu (im bliżej tym głębia mniejsza)
c) wartości ustawionej przesłony (im
bardziej otwarta tym głębia mniejsza)
Zatem jeżeli zmienimy którąś
z tych wartości, zmienimy głębię ostrości.
Jednak aby uzyskać
TAK SAMO WYGLĄDAJĄCY obrazek na pełnej klatce (FF) jak na małej
klatce (APS-C) będziemy zmuszeni to zrobić, bo
a) albo musimy zastosować obiektyw o dłuższej ogniskowej (zmniejszamy automatycznie głębię), albo
b) musimy podejść bliżej obiektu (znów zmniejszamy automatycznie głębię)
Może to stanowić pewien problem dla
osób robiących większość zdjęć małą klatką cyfrową i
zaczynającym korzystać z dużej klatki. Nagle wujek Heniek siedzący
obok cioci Władzi na ławeczce, wyłazi poza głębię ostrości i
jest jakiś taki więcy rozmyty, pomimo że stosowaliśmy te same
przesłony, na tych samych obiektywach co na małej klatce, tyle że
używamy teraz 5D z dużą klatką i musimy podejść bliżej do
owego wujka, żeby dostać ten sam obrazek jaki robiliśmy dotąd...
Ryzyko awantury rodzinnej rodzinnej się zwiększa.
Ta mała głębia ostrości wiąże się
też z dalej idącymi konsekwencjami- tę samą głębię co na małej
klatce z jasnym obiektywem, uzyskamy na 5D ze znacznie ciemniejszym
szkłem o tej samej ogniskowej, który zmusi nas jedynie do podejścia
bliżej fotografowanej sceny. Ciemniejszym- czytaj: tańszym. Znaczy
chyba znowu staniało.
Staniało, ale tylko w dobrym świetle
dziennym, bo jak jest ciemnica, to i tak wymagana jest duża jasność
szkła i otwarta przesłona obiektywu, a wtedy już wyboru nie ma- na
5D będziemy mieli małą głębię ostrości i finał.
W ciemnicy wujek Heniek będzie na 5D
wyłaził z głębi, chyba że walniemy mu po oczach lampą i
przymkniemy przesłonę. Niech z powrotem włazi, jak wylazł.
To były różne logiczne oczywistości.
Ale jakie to daje skutki dla oka
oglądającego, jakie to daje efekt na obrazku? Czy rzeczywiście
magia taka, że klękajcie narody? Is it kind of magic? One dream,
one soul
one prize, one goal, one golden glance
of what should be?One shaft of light that shows the way(cytat)
Zaciekawiony tym problemem i chętny do
jego opisania ustawiłem sobie martwą naturę w domu, a potem
poszedłem sobie w krzaczory, zbyry i chaszcze, żeby zrobić trochę
zdjęć przykładowych. Teraz będzie milion zdjęć przykładowych.
Krzaczory:
|
5D + Sigma AF 400/5,6 |
Zbyry:
|
5D + Tamron 20-40/2,7-3,5 |
Chaszcze:
|
5D + Tamron 20-40/2,7-3,5 |
Zdjęcia przykładowe
-Aparaty: 5D (pełna klatka) i 40D
(APS-C), wszystkie zdjęcia zmniejszone, bez żadnego wyostrzania,
prosto z aparatów, w których ustawiono jednakowe parametry. Górne zdjęcie z 5D, dolne z 40D.
1. Martwa natura szerokim kątem
Ten sam obiektyw Soligor 19-35/3,5-4,5,
stary, tani i średniej jakości.
Ta sama mniej więcej odległość od
obiektu
Ta sama przesłona
Zatem głębia ostrości taka sama,
choć zdjęcia wyglądają zupełnie różnie- mała matryca kadruje
brzegi i daje "mocniejsze zbliżenie"- zawęża pole
widzenia.
Najpierw na przesłonie maksymalnie
otwartej- 19mm na f/3,5
Potem na przesłonie przymkniętej do
sporej wartości 19mm na f/6,3
|
Górne zdjęcie- 5D, środkowe- 40D, dolne- 5D skadrowane. 19-35/3,5-4,5 @f/6,3 |
Ocena krytyczna
Obserwujemy tu, oprócz oczywistości,
także pewne ciekawe rzeczy.
Zdjęcie z 5D pokazuje szerszy kąt
widzenia, ma znacznie ciemniejsze krawędzie, które kierują wzrok
na centralny motyw i dodają kontrastu jasnym elementom blisko
brzegów. Zdjęcie z 40D jest pod tym względem dużo bardziej równe,
a zatem sprawia wrażenie bardziej płaskiego. Brzegi w Canonie 5D
również pokazują znacznie więcej miękkości i rozmycia, których
na zdjęciu z 40D brakuje.
Choć obydwa zdjęcia można uznać za
szerokokątne, to zdjęcie z 5D robi, dzięki swojej obszerności
znacznie większe wrażenie. Przynajmniej na mnie.
I rzecz najciekawsza- trzecie zdjęcie,
które jest wykadrowaniem zdjęcia z 5D do widoku zbliżonego do
małej klatki. To zdjęcie jest leciutko jaśniejsze i sprawia
wrażenie najmniej kontrastowego. O co tu chodzi? No więc chodzi tu
o wady optyczne obiektywu i pomiar światła w aparacie. Na pierwszym
zdjęciu widzimy piękne ściemnienie kadru od środka aż do
brzegów- to winietowanie obiektywu, rzecz uważana za wadę
optyczną. I teraz z takim obrazem musi poradzić sobie pomiar
światła, który ma za zadanie pokazać jak największą ilość
detali w światłach i cieniach- zatem uśrednia ustawienia czasu-
musi nieco bardziej rozjaśnić jasne obszary, żeby zachować detale
w ciemnych partiach zdjęcia. Zatem jeśli obetniemy te ciemne
krawędzie- zostanie nieco jaśniejszy niż na obrazku z 40D środek.
Na drugim zestawie, robionym na
wysokiej przesłonie różnice w wyglądzie kadru nie są już tak
wyraźne, choć nadal widać ciemniejsze od winietowania brzegi.
2. Martwa natura jasnym obiektywem
portretowym
Ten sam obiektyw Canon EF 85/1,8, w
średnim wieku, bardzo dobrej jakości
Ta sama mniej więcej odległość od
obiektu
Ta sama przesłona
Zatem głębia ostrości powinna być
taka sama. I jest.
Na przesłonie maksymalnie otwartej
85mm na f/1,8
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Na przesłonie mocniej przymkniętej-
85mm na f/6,3
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Ocena krytyczna
Podobny efekt jak poprzednio, tylko w
łagodniejszym wydaniu. Obiektyw 85mm ma mniejsze winietowanie i jest
jasny, więc głębia ostrości na obydwu zdjęciach jest mała, ale
na obydwu jest taka sama- zwróćcie uwagę na sztućce i doniczkę
leżące na dalszym planie- na obydwu zdjęciach są rozmyte w
identyczny sposób. Klimat obrazka z 5D jest znowu nieco bardziej
interesujący, ze względu na znacznie większą ilość powierzchni
nieostrości- klatka obejmuje ich ciut więcej, po prostu.
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Po przymknięciu przesłony różnice
się właściwie wyrównują, bo znika przyjemne rozmycie tła, które
robi pół cymesu, albo i nawet cały.
3. Martwa natura 2 obiektywem
portretowym tak aby uzyskać podobny kadr z obu matryc
Ten sam obiektyw Canon EF 85/1,8, w
średnim wieku, bardzo dobrej jakości
Różna odległość od obiektu,
zachowująca proporcje obiektów na zdjęciu
Ta sama przesłona
Na przesłonie maksymalnie otwartej
85mm na f/1,8
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Na przesłonie lekko przymkniętej-
85mm na f/2,8
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Ocena krytyczna
Tutaj wreszcie zobrazowanie efektu
magii. Ponieważ 5D ma większą matrycę, o większym polu
obrazowym, aby uzyskać podobne kadrowanie jak na małej klatce
musimy przysunąć się o krok do fotografowanego motywu. Daje to
wyraźnie różną głębię ostrości. Winietowanie obiektywu na
pełnym otwarciu przesłony dodają efekt skupiający dodatkowo wzrok
na głównym motywie, którym jest nasz ulubiony Fiat 500.
Na drugim komplecie zdjęć
winietowanie słabnie, ale nadal rozmycie tła bardziej podkreśla
główny motyw na zdjęciu z pełnej klatki.
4. Żywa suka w parku obiektywem
portretowym
Ten sam obiektyw Canon EF 85/1,8, w
średnim wieku, bardzo dobrej jakości
Ta sama mniej więcej odległość od
obiektu
Ta sama przesłona, zatem znów taka
sama głębia ostrości. Suka tak samo ostra.
Na przesłonie maksymalnie otwartej
85mm na f/1,8
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Na przesłonie mocniej przymkniętej-
85mm na f/6,3
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Ocena krytyczna
W nisko świecącym słońcu, przy
otwartej przesłonie 5D dał zdjęcie bardziej kontrastowe i
pokazujące znowu dużo więcej nieostrego planu- zatem bardziej
interesujące. Gdy przesłonę przymkniemy do wysokiej wartości-
efekt różnicy zanika- w porównaniu ze zdjęciami martwych natur
tutaj odległość od obiektu była znacznie większa, zatem znacznie
większa na obu zdjęciach jest głębia ostrości i łatwiej uzyskać
z 40D zdjęcia podobne do zdjęć z pełnej klatki.
Ocena krytyczna suki
Suka była średnio zadowolona z pozowania, za chwilę zdjęła sobie obrożę i poszła na wolność. Nie martwcie się. Żadne zwierze nie ucierpiało podczas produkcji tego artykułu.
5. Zdjęcia dwoma różnymi
obiektywami- jednym pod pełną klatkę: Sigma 24-70/2,8 EX DG,
drugim pod klatkę APS-C: Tamron 17-50/2,8 Di VC, obydwa nowiutkie,
dzięki uprzejmości sklepu www.sklepbeznazwy.com.pl
Różne ogniskowe
Ta sama mniej więcej odległość od
obiektu
Ta sama przesłona.
Nareszcie powinna być wyraźna różnica w głębi
ostrości!
Na przesłonie maksymalnie otwartej
24mm i 17mm f/2,8
|
Górne zdjęcie- 5D 24mm, dolne- 40D 17mm |
Na przesłonie mocno przymkniętej 24mm
i 17mm f/10
|
Górne zdjęcie- 5D 24mm, dolne- 40D 17mm |
Ocena krytyczna
To zdjęcia z dwóch różnych
obiektywów standardowych różnych firm. Każdy z nich przeznaczony
na inny rozmiar matrycy da na nich podobne kąty widzenia. Obiektyw
na pełną klatkę wyraźnie mocniej winietuje, znów czyniąc główną
różnicę w odbiorze obrazu. Na zdjęciu z 40D (dolnym) winieta jest mniej
zauważalna. Różnice w głębi ostrości na przesłonie f/2,8 są
niemal pomijalne- ciężko je dostrzec przy tak szerokim kącie. Po
przymknięciu przesłony obydwa aparaty dają zdjęcia niemal
identyczne, jeśli nie brać pod uwagę nieco cieplejszej tonacji
dawanej przez obiektyw Tamrona
6. Zdjęcia jasnym teleobiektywem na
różnych ogniskowych, żeby uzyskać podobny kadr z obu matryc.
Obiektyw Canon EF 70-200/2,8L, bardzo dobrej jakości, niestety
pogoda okropna, ciemno, 800 ISO, a i tak czasy rzędu 1/50 sekundy.
Różne ogniskowe. Dla pełnej klatki
ogniskowa 160mm, dla klatki APS-C ogniskowa 100mm
Ta sama odległość od obiektu
Ta sama przesłona f/2,8 na obu
zdjęciach
|
Górne zdjęcie- 5D 160mm, dolne- 40D 100mm |
Ocena krytyczna
Mimo słabego światła do zrobienia
tych zdjęć (zdjęcie z 5D nieco poruszone) widać na nich doskonale
wielką różnicę w głębi ostrości, spowodowaną różnym
nastawieniem zooma, żeby na dużej i małej klatce mieć taki sam
obrazek. Tym razem winieta na zdjęciu praktycznie nie występuje-
obiektyw jest pod tym względem dobry (nie ściemnia brzegów). Głębia ostrości na pełnej klatce mniejsza, ale magii nie tak wiele.
7. Zdjęcia dużym teleobiektywem,
starym i pracującym z obydwoma aparatami tylko na pełnej
przesłonie- Sigma/ Promaster AF 400/5,6
Ten sama ogniskowa i ten sam obiektyw
stary, przyzwoitej jakości
Ta sama odległość od obiektu
Ta sama przesłona f/5,6 na obu
zdjęciach
|
Górne zdjęcie- 5D, dolne- 40D |
Ocena krytyczna
Tutaj różnica jest całkowicie w
drugą stronę jeśli chodzi o kadr jaki dają oba aparaty. 400mm na
Canonie 5D nie daje specjalnie wyjątkowego efektu , podczas gdy na
małej klatce od razu staje się super teleobiektywową lufą. Co do
kontrastu tych zdjęć- został przez mnie oszukany- na 40D wymagana
była korekta ekspozycji o -1EV, żeby uzyskać dobry kontrast.
Niemniej- supertele znacznie efektowniej wypada na klatce APS-C niż
na dużej matrycy.
Wnioski
magiczne
Pełna klatka daje ładniejsze zdjęcia
ze względu, przede wszystkim na wady obiektywów, czy też rzekome
wady, za które uważa się winietowanie i słabszą ostrość na
brzegach obrazu. Największe różnice widoczne są tam, gdzie te
wady są najbardziej "dokuczliwe"- czyli przy szerokich
kątach i przy maksymalnie otwartych przesłonach.
Cała "magia" skupia się
zatem na tym marginesie, który obcina mała matryca APS-C.
Gdy używamy obiektywów przeznaczonych
na tęż małą klatkę, które teoretycznie mają dać podobne
szerokie kąty (Canonów EF-S, Nikkorów DX, czy też Sigm DC na
przykład), zderzamy się z dwoma zjawiskami- znacznie większą
głębią ostrości, która pojawia się automatycznie przy krótszych
ogniskowych, oraz paradoksalnie- z większą doskonałością
optyczną tych obiektywów, które winietują znacznie mniej niż
starsze pełnoklatkowe konstrukcje i dają lepszą ostrość w
narożnikach. Połowę zatem "Magii Małej Klatki"
likwidują producenci optyki, który robią za dobre obiektywy.
Rzecz jasna "szerokokątną magię
pełnoklatkową" można dodać w postprodukcji do zdjęcia z
APS-C, zakładając w programie graficznym winietę i zmiękczenie
narożników. Jednak po pierwsze- wymaga to jakiejś dodatkowej
pracy, po drugie- nie zawsze da tak naturalne i miękkie efekty jak
oryginał.
Głębia ostrości obiektywów na dużej
klatce staje się mniejsza o tyle, o ile bardziej musimy zbliżyć
się do fotografowanego celu, żeby uzyskać kadr taki sam jak na
małej klatce. Jednak tutaj efekt "magii pełnej klatki"
robi się sam, automatycznie i intuicyjnie, i wrażenie zdjęć z 5D
jest lepsze i bardziej plastyczne, szczególnie przy obiektywach
bardzo jasnych, bo jak wspomniano wyżej- im bardziej otwarta
przesłona tym generalnie "magia" czuje się lepiej i
rozkwita. I do tego im gorzej korygujący winietowanie obiektyw, tym
"magii" robi się więcej, zatem te obiektywy które
zwyciężą w rankingach Optyczne.pl jako wcielone ideały nie
spodobają się wielbicielom magii...
Ciemniejsze teleobiektywy są na małej
klatce znacznie atrakcyjniejsze niż na dużej matrycy, a
superteleobiektywy szczególnie. Ciasny kadr daje zdecydowanie
bardziej efektowne zdjęcia.
Canon 5 D
O Canonie 5D napisano już wiele
artykułów, przetestowano go na wszystkie sposoby, pochwalono,
zjechano i rozłożono na części pierwsze i złożono z powrotem.
Wiele osób narzeka na mało czuły
autofokus, czego nie mogę potwierdzić w swoim egzemplarzu, bo
ostrzy nie gorzej od 40D. Sporo osób narzeka na archaiczny sposób
sterowania aparatem w menu (jest tam menu w typie przewijalnej listy,
zamiast zakładek sterowanych małym dżojstikiem, jak w dzisiejszych
modelach). Nie rozumiem ich, bo narzekaliby też na nowe Nikony, że
nie obsługuje się ich tak samo jak Canona. No nie obsługuje się,
ale to nie znaczy, że są mniej funkcjonalne. Wielu osobom brak
wyższych niż 3200 ISO czułości. No cóż- nie ma ich, to prawda,
jednak jak sięgam pamięcią nie zrobiłem nigdy zdjęcia na
czułości wyższej niż 6400 ISO, a to tylko jedną działkę wyżej.
Jakoś to trzeba przeboleć, ciesząc się użytecznymi zdjęciami w
zakresie 50-1600 ISO, a do maksymalnego 3200 używając odszumiania.
Co do jednego wszyscy się zgdzają-
aparat robi bardzo ładne, szczegółowe zdjęcia, świetnie mierzy
światło- potwierdzam- wyraźnie celniej niż 40D, bardzo dobrze
odwzorowuje kolory .
Ja dodam tylko do tego rzadko
przywoływane zalety- ma identyczne akumulatory, ładowarki i karty
pamięci jak starsze aparaty ze średniej półki Canona (tzw
dwucyfrowe- poczynając od D30, a kończąc na 50D), stanowi to dla
mnie duże udogodnienie. Druga rzecz- nieprzesadzona rozdzielczość,
dająca wspomniane dobre i pełne detali zdjęcia produkuje przy
okazji pliki, które nie zatykają moich wiekowych komputerów, w
przeciwieństwie do 6D, nad którego plikami bardzo lubią się długo
zastanawiać.
Rzecz jasna- można w 6D ustawić
mniejszą rozdzielczość, ale który fotograf z założenia
zmniejszy sobie jakość obrazka, jeśli nie musi. Przecież każdy
nosi buławę w tornistrze. Przecież każdy liczy na jakieś swoje
epokowe foty godne wydrukowania na billboardach.
Z rzeczy najbardziej brakujących
wymienię automatyczne ustawianie czułości, które mają dzisiejsze
aparaty, a która w 5D trzeba ustawiać samemu. Poza tym- albo jestem
mało wybredny, albo ten aparat jest po prostu bardzo dobry. Chyba
jedno i drugie, jeśli sądzić po tym co myślę o starych, nic nie
wartych obiektywach.
Fabrykant
P.S.
Podziękowania za konsultacje dla
Marcina Górko.
P.S II.
Husband: Honey, I'm home!
Mąż:
Miodzie, jestem domem!Wife: Is that you Tommy? Finally!
What took you so long?
Żona:
Czyż jesteś to ty Tomy? Finalnie! Co cię wzięło takiego
długiego?
Husband: Come, come, Jennifer, don't get
upset.
Mąż: Przybądź, przybądź, Jenniferze, nie uzyskuj
przewagi jednego seta w meczu tenisowym.
Wife: Why, you've
certainly taken your time this time?
Żona: Dlaczego, ty z
pewnością zabrałeś swój czas tymczasem?
Husband: It's a
jungle out there, my dear. Traffic jams every freaking five minutes,
pardon my French. How was your day, by the way?
Mąż: To jest
dżungla tam na zewnątrz, moja zwierzyno płowa. Dżemy sklepików
tytoniowych każde zakręcone pięć minut, ułaskaw mojego Francuza.
Jak był twój dzień na poboczu drogi?
Wife: Nothing out of
the ordinary. Your mother called to complain that you don't call her
often enough. Your son broke another two front teeth playing ice
hockey. The garbage people are on strike. I washed the kitchen floor
and now my back is killing me. My allergies are a pain-in-the-neck as
well. And this foul weather gives me a hell of a pleasant feeling to
boot. Other than that, my life is a typical suburban housewife ran
its everyday course smoothly today. In any case, dinner is
served.
Żona: Nic poza obrębem czegoś ordynarnego. Twoja
matka wołała narzekać że ty ją wołasz nie często dosyć. Twój
syn złamał jeszcze jedne dwa zęby frontowe grając na hokeju z
lodu. Śmieciarze są na uderzeniu. Wyprałam kuchenne piętro i
teraz mój tył zabija mnie. Moja alergia jest bólem-w-szyi jako
studnia. I ta niesportowa pogoda daje mi piekło proszącego czucia
do buta. Inne niż to, moje życie jako typowej podurbanistycznej
domowej żony biegło swój każdodzienny kurs gładko dziś. W
dowolnym futerale, obiad jest obsłużony.
Husband: Can you fix
me a stiff drink first?
Mąż: Możesz ty zreperować mi jakis
sztywny napój, po pierwsze?
Wife: Out of question. The food is
getting cold. Besides, why don't you fix one for yourself? I have my
hands full, tossing the salad.
Żona: Na zewnątrz pytania.
Żywność jest dostająca chłodu. Obok, dlaczego ty nie zreperujesz
jednego dla siebie sam? Ja mam ręce pełne, podrzucając
sałatę.
Husband: All right then. I'll get myself a can of Bud
from the icebox. What are we having tonight?
Mąż: Wszystko
na prawo wtedy. Dostanę sobie puszkę Pąku z lodopudła. Co
jesteśmy mający tej nocy?
Wife: You didn't expect anything
fancy, did you? What we have tonight is ever-so-popular hamburgers
and fries from Burger King. There's nothing like the regular
meat-and-potato kind of stuff. (Aside) I think I'm gonna throw
up.
Żona: Ty nie oczekiwałeś żadnej wymyślnej rzeczy,
oczekiwałeś ty? Co my mamy dziś, to są zawsze-tak-popularni
szynkowi mieszczanie i smażonki z Mieszczanina Króla. Tam jest
nicość przypominająca regularny mięsno-kartoflany rodzaj
substancji. (Leżąc na boku) Myślę, że jestem gonną w trakcie
rzutu wzwyż.
Stanisław Barańczak.
Źródła i źródełka: