Otóż znany nestor fotograficzny, autor książki "Tradycyjny i cyfrowy Nikon system", pierwszej w Polsce książki - monografii fotograficznego producenta - Marcin Górko napisał na Fotodinozę wpis gościnny. I to wpis osobisty. Szanowny Pan Marcin jest najprawdopodobniej największym w Polsce znawcą nikonowego sprzętu, a przy tym obywatelem opanowanym manią kolekcjonerską. To cenne. Zgubne, ale chwalebne.
Wywiad z Marcinem, na temat jego książki i pracy dziennikarskiej w latach dziewięćdziesiątych w "Foto-Kurierze" przeprowadziłem jakiś czas temu na Fotodinozie - LINK. Teraz oddaję pole relacji autora:
Jak się zostaje nałogowym nikonowcem, czyli uzależnienie od nikotyny to nic, w porównaniu z uzależnieniem od Nikona.
.
Wywiad z Marcinem, na temat jego książki i pracy dziennikarskiej w latach dziewięćdziesiątych w "Foto-Kurierze" przeprowadziłem jakiś czas temu na Fotodinozie - LINK. Teraz oddaję pole relacji autora:
Jak się zostaje nałogowym nikonowcem, czyli uzależnienie od nikotyny to nic, w porównaniu z uzależnieniem od Nikona.
.
Będzie to historia wesoła i smutna. Wesoła, bo
nikt nie zginął a i rodzina powiększała się sukcesywnie; smutna, bo pokazuje
samotną walkę naszego bohatera z przeciwnościami losu, pokazuje jego dążenie do
celu, które – aż konsekwentne – nie było wcale proste ani łatwe.
To był deszczowy dzień na
początku marca. Pisząc dokładnie, był to 8 marca, jeszcze dość głęboko w
poprzednim tysiącleciu. Tego dnia w jedynym słusznym komisie fotograficznym w
Łodzi byłem umówiony na odbiór Nikona FM-2n. Wówczas definitywnie zakończyłem
epokę systemu Praktica PB i – jak to się teraz mówi i pisze – „przesiadłem się”
na Nikona. Gdy lekko drżącymi rękoma pakowałem korpus „eFem-dwójki” do torby,
sprzedający życzył mi abym poniżej Ilforda nie schodził oraz abym jak
najszybciej kupił sobie „stopiątkę dwa i pół”. Hm, łatwo powiedzieć: „kup sobie
105/2,5!”. To z pewnością było szczere życzenie i poparte dobrą znajomością
tego obiektywu, ale w roku 1993, gdy nie istniały fora internetowe, google,
ebay i inne współczesne temu podobne dobrodziejstwa, nie tak łatwo było
dowiedzieć się czegoś o tym obiektywie. Ponieważ możliwości finansowe nie były
szczególnie sprzyjające, nie zastosowałem się do dobrej rady „wujka Darka”,
przynajmniej nie od razu… Kilka miesięcy później, już latem, wraz z moim FM-2n,
Nikkorem 50/1,4 i Sigmą 24/2,8 którą Jego Ekscelencja Fabrykant raczył już
opisać, pojechałem na praktyki studenckie do Szwajcarii. I postanowiłem sobie,
że tam zastawię sidła na owego Nikkora 105/2,5.
Jak myślałem tak zrobiłem – regularnie patrolowałem komisy foto w Zurychu i pewnego dnia w jednym z nich zobaczyłem stojące obok siebie dwa niepozorne Nikkory: 105/2,5 i 135/3,5. Czas więc na bliższe poznanie ich - po kilkunastu minutach „degustacji” postanowiłem kupić…tego niewłaściwego, czyli 135/3,5. O tym wyborze zdecydowała wcześniejsza sympatia do ogniskowej 135mm (jeszcze z czasów Zenita i Prakticy), nieco dłuższa ogniskowa no i co tu ukrywać: niższa cena…. Ową stotrzydziestkąpiątką zrobiłem sporo dobrych – tak mi się przynajmniej kiedyś wydawało - zdjęć i nie było powodu, by na nią narzekać. Mityczna stopiątka dwa i pół pozostała gdzieś tam w głowie, cichutko szepcząc do ucha: „i tak mnie kiedyś kupisz”, a ja zakupowi stawiałem zacięty opór i byłem szczęśliwy z triem stałek 24+50+135, do których dołączył też zoom 28-85, żeby było śmieszniej w wersji AF….. Ale ten cudowny stan równowagi nie trwał niestety długo: trafiła się okazja kupić Nikkora 200/4 i okazało się, że 135/3,5 jest trochę za długi i trochę za ciemny. Nie musiałem długo myśleć czym go zastąpić… Postanowiłem pojawić się na giełdzie fotograficznej w „Stodole” i zamienić siekierkę na kijek. Ku mojej radości okazało się, że na jednym ze stołów leniwie wyleguje się obiekt moich westchnień, jeszcze bardziej ucieszyłem się, że sprzedający był skłonny w rozliczeniu przyjąć mojego 135/3,5. Trochę mniej mi się podobało, że to ja musiałem dopłacić, no bo gdzie tu logika: płacić więcej za mniejszą ogniskową? Sprzedający – stary wyjadacz – uświadomił mnie, że właśnie zamieniam zwykły amatorski ciemny teleobiektyw na legendarną portretówkę Nikona.
.
Tak więc targu dobiliśmy a ja miałem świadomość, że zastosowałem się do sugestii otrzymanej w dniu zakupu FM-2n. Z moim 105/2,5 – którego nota bene mam do dzisiaj – polubiliśmy się bardzo: ja o niego dbałem i czytałem mu bajki przed snem, a on pokazywał mi, że równie dobrze sprawuje się w fotografii ogólnej, portrecie, że z pierścieniami pośrednimi daje świetne rezultaty w makrofotografii a i nocne niebo na odpowiednim montażu też da się nim z dobrymi rezultatami zrobić. I sądziłem, że osiągnąłem optyczne ZEN, ale niestety nie było mi dane zaznać spokoju.
Jak myślałem tak zrobiłem – regularnie patrolowałem komisy foto w Zurychu i pewnego dnia w jednym z nich zobaczyłem stojące obok siebie dwa niepozorne Nikkory: 105/2,5 i 135/3,5. Czas więc na bliższe poznanie ich - po kilkunastu minutach „degustacji” postanowiłem kupić…tego niewłaściwego, czyli 135/3,5. O tym wyborze zdecydowała wcześniejsza sympatia do ogniskowej 135mm (jeszcze z czasów Zenita i Prakticy), nieco dłuższa ogniskowa no i co tu ukrywać: niższa cena…. Ową stotrzydziestkąpiątką zrobiłem sporo dobrych – tak mi się przynajmniej kiedyś wydawało - zdjęć i nie było powodu, by na nią narzekać. Mityczna stopiątka dwa i pół pozostała gdzieś tam w głowie, cichutko szepcząc do ucha: „i tak mnie kiedyś kupisz”, a ja zakupowi stawiałem zacięty opór i byłem szczęśliwy z triem stałek 24+50+135, do których dołączył też zoom 28-85, żeby było śmieszniej w wersji AF….. Ale ten cudowny stan równowagi nie trwał niestety długo: trafiła się okazja kupić Nikkora 200/4 i okazało się, że 135/3,5 jest trochę za długi i trochę za ciemny. Nie musiałem długo myśleć czym go zastąpić… Postanowiłem pojawić się na giełdzie fotograficznej w „Stodole” i zamienić siekierkę na kijek. Ku mojej radości okazało się, że na jednym ze stołów leniwie wyleguje się obiekt moich westchnień, jeszcze bardziej ucieszyłem się, że sprzedający był skłonny w rozliczeniu przyjąć mojego 135/3,5. Trochę mniej mi się podobało, że to ja musiałem dopłacić, no bo gdzie tu logika: płacić więcej za mniejszą ogniskową? Sprzedający – stary wyjadacz – uświadomił mnie, że właśnie zamieniam zwykły amatorski ciemny teleobiektyw na legendarną portretówkę Nikona.
.
Tak więc targu dobiliśmy a ja miałem świadomość, że zastosowałem się do sugestii otrzymanej w dniu zakupu FM-2n. Z moim 105/2,5 – którego nota bene mam do dzisiaj – polubiliśmy się bardzo: ja o niego dbałem i czytałem mu bajki przed snem, a on pokazywał mi, że równie dobrze sprawuje się w fotografii ogólnej, portrecie, że z pierścieniami pośrednimi daje świetne rezultaty w makrofotografii a i nocne niebo na odpowiednim montażu też da się nim z dobrymi rezultatami zrobić. I sądziłem, że osiągnąłem optyczne ZEN, ale niestety nie było mi dane zaznać spokoju.